Ukojenie cz. 6
Gdy się zbudził, leżał w tej samej pozycji. Pod policzkiem miał mokre od łez prześcieradło. Ktoś wszedł do sali.
– Czemu tak śpisz? Znów coś ci się śniło? – Emma delikatnie go przytuliła, składając na czole pocałunek. – Chodź, pomogę ci wstać.
– Nie! – krzyknął niewyraźnie. – Tak mi dobrze. Mam dość leżenia w jednej pozycji, zaraz sam się podniosę.
Zaczynał powoli czuć swoje ciało i mógł się już trochę ruszać, ale myśl o bólu żeber powstrzymywała go od zmiany położenia. Nie chciał jej pokazać, że coś jest nie tak. Trwał tak kilka minut, w końcu uniósł się lekko i jakoś wpełzł na poduszkę. Poczuł dotkliwe ukłucie w miejscu uderzenia i oczy znów mu załzawiły, lecz nawet nie pisnął. Emma od razu to zauważyła.
– Boli cię coś? Zawołam lekarza.
– Nie – powtórzył zdławionym odgłosem. – Nic mi nie jest, tylko trochę zdrętwiałem po tym leżeniu – przekonywał.
Dziewczyna jednak nie dała się nabrać, widziała, że na twarzy ma grymas, którego wcześniej nie było.
– Trevor, nie okłamuj mnie – rzuciła pretensjonalnie.
Milczał. Emma doszła do wniosku, że nic nie wskóra i dała spokój. Wiedziała, że jest uparty i nie chce się przyznać.
Nagle do sali weszli dwaj mężczyźni. Przedstawili się i poprosili Emmę o opuszczenie pomieszczenia. Trevor nie był zadowolony, widząc policję.
– Widział pan któregoś z napastników? – zaczął śledczy.
– Nie. Dostałem w głowę z tyłu, a potem parę kopniaków. Od tamtej chwili nic nie pamiętam.
– Mówili coś?
– Nie.
– Na pewno? Niech pan sobie przypomni.
– Mówiłem już.
– Miał pan z kimś jakieś zatargi? – gliniarz nie odpuszczał.
– Nie.
– A ten mężczyzna z pubu?
– To nie był żaden zatarg, po prostu nas zaczepił, bo był pijany – burknął Trevor, miał dość tego przesłuchania.
– Pańska znajoma mówiła co innego.
– Nie wiem, co mówiła, nie znam faceta! – Chłopak podniósł głos. Był już na granicy wytrzymałości.
– Chyba nie mówi nam pan prawdy?
– A niby czemu miałbym kłamać?
– Nie wiemy, ale się dowiemy i będziemy ich szukać. Dobrze, na razie to wszystko. Jak pan sobie coś przypomni, pańska koleżanka ma do mnie numer. Do widzenia – rzekł sucho gliniarz i zniknął z kolegą za drzwiami.
Trevor był wściekły, że Emma wspomniała im o tym zajściu. Dziewczyna wróciła.
– Załatw mi papierosa – wyskoczył.
– Nie pozwolą ci tu zapalić.
Zapomniał o żebrach i chciał wstać. Znowu go zabolało.
– Kurwa! – przeklął głośno.
– Trevor, co się z tobą dzieje? Dlaczego jesteś taki uparty? – zapytała młoda kobieta. Nie mogła zrozumieć, czemu nie chce żadnej pomocy i woli się męczyć. – Przecież widzę, że cię boli. Dadzą ci coś przeciwbólowego.
– Chcę zapalić! – Szatyn wydarł się na dziewczynę, jakby czymś zawiniła.
– W szpitalu nie palimy – powiedział lekarz, który się właśnie pojawił.
Zmierzył pacjentowi ciśnienie i zapytał:
– Co pana boli?
– Trochę głowa i brzuch – przyznał Trevor, w końcu zrozumiał, że potrzebuje czegoś na te nieszczęsne żebra, a brzuch zdawał się dobrą wymówką.
– Zaraz pielęgniarka coś panu da.
– Kiedy mnie wypiszecie?
– Jak będzie dobrze, to za tydzień, może trochę później – Lekarz się uśmiechnął i sobie poszedł.
Trevor się skrzywił. Emma siedziała obok i milczała. Przyszła pielęgniarka i dała mu zastrzyk. Był niezadowolony, że jeszcze tyle czasu musi tu przebywać. Chciał się nawalić, żeby żebra przestały go boleć i znaleźć się w końcu we własnym domu.
Siedzieli w milczeniu, nie patrząc na siebie, w końcu Emma wstała.
– Pójdę już, przyjdę jutro.
– Poczekaj. – Chwycił za rękę zasmuconą dziewczynę. – Przepraszam.
Czuł się jak dupek, był cholernie na siebie zły.
– Proszę, zostań jeszcze kilka minut.
Usiadła. Kompletnie olał groźby kolesia, im bardziej obrywał, tym mniej strachu czuł. Zresztą był przyzwyczajony do takiego traktowania, nie była to dla niego nowość. W dupie miał konsekwencje, chciał tylko, żeby przy nim była.
Pogadali jeszcze około pół godziny i Emma poszła do domu, a chłopak usnął. Przynajmniej wtedy nic mu nie dokuczało.
Obudził się i zobaczył przez okno, że jest zmrok. Bandaż, którym opasana była jego klatka piersiowa, trochę mu przeszkadzał. Za ciepło w nim było chłopakowi. Zacisnął zęby i z trudem usiadł, miał powyżej uszu leżenia. Nogi trochę mu się trzęsły, ale powolutku wstał i trzymając się ściany, dolazł do okna. Oparł się o parapet i zastygł w bezruchu. Im dłużej tam stał, tym bardziej odzyskiwał czucie w skostniałych kończynach. Spojrzał na znajdującą się w kącie szafę. Ubranie! – Pomyślał. Pokuśtykał do niej. Znalazł ciuchy i od razu przetrzepał spodnie, ale papierosów w nich nie było.
– Cholera jasna, co za kurestwo! – podsumował cierpko i wrócił do okna.
Stał przy nim niemal godzinę. Na zewnątrz czasami ktoś przechodził, rozkoszując się papierosem, a jego trafiał szlag. Nerwica go brała, zapaliłby choć parę małych dymków. Po tek długim czasie głodu nikotynowego już nie było, ale lubił palić i miał na to wielką ochotę.
Wkurzony wrócił na łóżko. Myślał o pobiciu, uparcie próbując sobie coś przypomnieć, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Trwał w tej zadumie prawie dwie godziny...
Gdy się ocknął, był już ranek. Nie miał zegarka, co go również denerwowało. Usiadł i od razu zauważył, że ból żeber nieco zmalał. Czuł jeszcze dotkliwe ukłucia, ale już nie tak duszące. Zlazł z łóżka i ciężkim krokiem udał się w stronę korytarza. Wyjrzał zza drzwi, skąd widział pokój pielęgniarek i zegarek wiszący na ścianie. Dochodziła dziewiąta. Zobaczyła go jedna z nich i od razu podeszła.
– Dlaczego pan wstał? – zapytała pretensjonalnie.
– Proszę zawołać lekarza.
– Przyjdzie za kilka minut. Niech pan wraca do łóżka.
Trevor poszedł do sali, ale już się nie kładł. Czekał. Po dwudziestu minutach lekarz się zjawił.
– Chcę się wypisać – powiedział chłopak.
– To nie jest dobry pomysł. To, że pan już chodzi, nic nie znaczy, jest pan bardzo osłabiony.
– Proszę mi dać podpisać, co mam podpisać! – rzucił ostro szatyn.
Facet patrzył na niego i jego delikatnie bladą jeszcze twarz.
– Jak pan chce, ale odradzam.
– Już powiedziałem.
– Dobrze, zaraz wracam.
Lekarz zniknął. Trevor siedział na łóżku i się niecierpliwił. Weszła Emma.
– Cześć. Dlaczego wstałeś?
– Wracam do domu.
– To żart, tak? – Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie.
Nie odpowiedział, tylko poczłapał do szafy i wyciągnął ubranie. Gdy zobaczył, w jakim stanie jest jego koszulka, która pierwotnie była biała, oniemiał. Była cała utaplana w zaschniętej krwi. Nie odwracał się do ukochanej nie chciał, aby ją widziała. Wrzucił ciuch do kosza i wziął dżinsy, które wyglądały podobnie. Usiadł na łóżku i zaczął je nakładać. Przy próbie nachylenia się znowu poczuł ból. Przez opaskę uciskową i bandaż na żebrach ciężko było mu się zgiąć, zrobił to jednak z wielkim wysiłkiem. Bardzo chciał do domu.
Ubierał się bardzo powoli, milcząc jak głaz.
– Trevor, chyba nie myślisz poważnie? – wyjechała w końcu zaniepokojona blondynka.
– Bardzo poważnie. Czym mnie tu przywiozłaś?
– Twoim samochodem, z Tommym.
Chłopak, choć z trudem, włożył w końcu spodnie. Zauważył, że pasek zapina się już dwie dziurki bliżej i uśmiechnął się głupio. Koszulkę wyrzucił, więc nie miał co nałożyć na górę, ale olał to. Było ciepło, więc do samochodu mógł dojść tak, poza tym był zabandażowany.
– Trevor, proszę cię, musisz dojść do siebie. Przecież ty ledwo stoisz na nogach! – Młoda kobieta namawiała go do zmiany decyzji.
Nadal się nie odzywając, kończył nakładać adidasy. Lekarz wrócił do sali i podał mu jakiś świstek.
– Jest pan pewien? Zawroty głowy będą powracać, do tego pojawiać się mogą omdlenia i kłucie w klatce piersiowej – poinformował.
Trevor w ciszy wziął długopis i latającymi rękoma podpisał papier.
– Proszę. – Facet podał mu jakąś fiolkę. – To są bardzo mocne środki przeciwbólowe. W sumie nie powinienem ich panu dawać, ale napady bólu mogą być bardzo nieprzyjemne. Jedna tabletka w razie dolegliwości, w żadnym wypadku więcej. I oczywiście żadnego alkoholu. Leki mogą powodować senność, więc niech się pan nie niepokoi, jeśli takowa wystąpi. I tu jest moja wizytówka, jakby coś złego się działo – oznajmił, wręczając chłopakowi małą tekturkę.
– Dziękuję. – Trevor uścisnął dłoń lekarza.
– Jeszcze miałem nadzieję, że się pan rozmyśli. – Uśmiechnął się mężczyzna.
Trevor już nie odpowiedział, tylko zwrócił się do dziewczyny:
– Odwieziesz mnie, czy mam wezwać taksówkę?
Emma była całkowicie bezsilna. Chłopak nie słysząc odpowiedzi, ruszył wolno w stronę drzwi. Z każdym stąpnięciem na lewą nogę czuł bolące żebra. Po chwili dziewczyna wzięła go pod rękę.
– Czemu jesteś taki uparty? Tu byś miał dobrą opiekę, a w domu kto cię dopilnuje? Naprawdę cię nie rozumiem – oświadczyła tonem, jakby jeszcze łudziła się, że zmieni zdanie.
Trevor się nie odzywał. Szedł koślawym krokiem; szpitalny korytarz, który normalnie przeszliby w minutę, pokonywali pięć razy dłużej. W końcu byli przy samochodzie. Trevor nachylił się do tylnej szyby – siedzenie, na którym leżał w drodze do szpitala, również było cała poplamione. Od razu pomyślał, że musiał nieźle oberwać, skoro auto wygląda jak rzeźnicki stół. Emma otworzyła drzwi, pomogła mu wsiąść, a sama usiadła za kółkiem. W mig otworzył schowek i wyciągnął paczkę Marlboro. Odpalił i pociągnął łapczywie. Zakręciło mu się w głowie, zapalenie po paru tygodniach dało niezłego kopa. Poczuł też przy wdechu swoje żebra, które nie dawały o sobie zapomnieć. Zanim zaciągnął się drugi raz, odczekał kilka chwil. To jednak nic nie dało, efekt w postaci karuzeli był taki sam. Wirowało wszystko, czuł się, jakby mdlał. Mimo to powoli spalił całego.
Zamroczyło go po tej fajce jak po jakimś prochu. Oparł głowę o fotel i czekał, aż mu przejdzie ten drażniący stan. Spojrzał na dziewczynę – wyglądała się bardzo oburzoną jego postanowieniem. Sięgnął po portfel do schowka.
– Kupisz mi papierosy? – zapytał.
Emma milczała, ale wzięła od niego pieniądze.
– I butelkę Walkera – bąknął.
Blondynka spojrzała na niego z jeszcze większym wyrzutem, lecz w dalszym ciągu nie otwierała ust. Zatrzymała się pod pierwszym lepszym sklepem. Trevor widział złość, a może rezygnację w jej oczach i było mu trochę głupio. Wiedział jednak, że gdyby cofnął czas, podjąłby identyczną decyzję.
Aż do przybycia na miejsce nie odezwali się do siebie ani słowem. Trevor znowu palił. Peta skończył chwilę przed dojazdem. Jak wysiadł z wozu, machnęło nim tak potężnie, że gdyby dziewczyna go nie przytrzymała, zaryłby twarzą o glebę. Od razu zirytował się faktem, że jego ciało robi z niego ofiarę losu i że Emma musi niańczyć dorosłego faceta. Dziewczyna nadal nic nie mówiła, patrzyła tylko z niedowierzaniem, co on wyprawia. Oparła chłopaka o samochód i stali tak do czasu, aż nieco mu się poprawiło. Wziął fajki, zakupioną butelkę i ruszyli w stronę domu. Od razu polazł do kuchni. Nie zwracając zbytniej uwagi na to, że jeszcze bardziej nadszarpnie sobie opinię u młodej kobiety, wziął z lodówki butelkę, a kupioną wstawił do środka. Chęć na whiskey ssała go od środka. W tym momencie nie myślał o konsekwencjach, a jedynie o szybkim wlaniu w siebie procentów.
– Muszę się napić. W barku jest wino, nalej sobie – rzekł, siadając na kanapie.
– Nie pij, i tak ledwo doszedłeś do domu – poprosiła dziewczyna.
Ale Trevor napełnił całą szklankę i wypił ją bardzo szybko. Zapalił kolejnego papierosa i ponownie nalał whiskey, lecz tym razem tylko pół szklanki. Tą także łyknął jednym haustem.
– Proszę cię. – Emma ponowiła próbę, nie wiedząc, jak skłonić go do racjonalnego postępowania.
– Daj mi spokój – fuknął rozdrażniony chłopak.
Blondynka się wyciszyła i usiadła na drugim końcu kanapy z dość osobliwą miną. Młody mężczyzna jarał peta i milczał, nie patrzył na nią. Trzeci już go tak nie łamał, organizm powoli się przyzwyczajał. Jak papieros się kończył, znów wlał pół szklanki, której zawartość zniknęła podobnie, jak poprzednich.
– Trevor, proszę cię, wystarczy. Napiłeś się już.
– A odwal się w końcu, mam cię dość! – zagrzmiał rozdrażniony szatyn.
W obecnej chwili miał dość rozkazów, nawet, jeśli były to rozkazy od niej. Dziewczynie załzawiły oczy. Już nie nalegała, tylko wstała i wyszła bez słowa. Minęło kilka chwil, póki ruszył za nią. Siedziała na schodach, smutna. Chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziła.
– Zaraz przyjedzie taksówka.
Trevor z trudem usiadł obok.
– Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną dzieje i czemu się tak wydarłem. Potrzebowałem tej whiskey, bolą mnie żebra. Nie chcę brać prochów – kłamał jak z nut, złamania były świetnym pretekstem do wykręcenia kota ogonem.
Dziewczyna nadal milczała, ale on widział, że jest bliska płaczu. Dopiero teraz doszło do niego, jak chamsko się zachowywał od czasu jej przyjścia do szpitala, do tego teraz ostro przegiął. Poczuł się jak kompletny dureń. Nigdy się nie złościła, zawsze była wyrozumiała, a on nie potrafił okazać nawet krzty wdzięczności. Widząc jej obecną minę, wiedział, że mocno przesadził.
– Wybacz, coś mi odbija. Miałem dość tego szpitala. – Próbował dalej.
Cisza.
– Przepraszam, jestem niewdzięcznym idiotą. No powiedz coś.
Emma nadal nie reagowała. Trevor dość długo przeszywał wzrokiem jej błękitne oczy, czekając na: Już w porządku, rozumiem, nic się nie stało, lub coś w tym stylu, lecz dziewczyna była jak z kamienia. W końcu chłopak nie wytrzymał.
– To spierdalaj! – krzyknął, wstając gwałtownie. Targnął nim ból. – Głupia suka! – rzucił jeszcze, odchodząc i za moment trzasnął drzwiami od środka.
Kurwa, przez nią oberwałem, a ona jeszcze się obraża, pierdolona paniusia – myślał, wściekły. Podszedł do stolika i ponownie nalał Johnniego Walkera. Upił trochę i posadził tyłek na sofie. Z chwili na chwilę złość z niego uchodziła i zaczęła zmieniać się w wyrzuty sumienia. Spojrzał w stronę drzwi i ze szklanką w dłoni wolno do nich ruszył. Wyjrzał na zewnątrz, ale dziewczyny już nie było, zdążył tylko dojrzeć skręcającą taksówkę. Znów łomotnął drzwiami, tym razem robiąc to tak mocno, że wiszący obok obrazek znalazł się na podłodze.
– Kurwa, kurwa, kurwa! – Cisnął szklanką o ścianę. Ta rozbiła się w drobny mak.
Usiadł na kanapie i już z butelki pociągnął trunku. Marzyłem o niej, a teraz, jak zaczęło się coś dziać, zrobiłem taki syf. Co za kretyn, pierdolony debil – wyrzucał sobie, wściekając się coraz bardziej. Był pewny, że już jej nie zobaczy.
Wziął alkohol i znowu się napił. Był już nieźle zakręcony. Zaczął wykańczać zawartość butelki tak szybko, że ta po chwili była pusta. Rzucił ją w kąt, sięgnął do kieszeni i wyjął tabletki, które dostał w szpitalu. Wciekłość nie mijała. Nie mógł sobie darować tego wyskoku. A pierdolę to – pomyślał w końcu i przyniósł z kuchni drugą butelkę. Był już pijany, ale miał to gdzieś. Nie chciał myśleć o dziewczynie, nerwica go brała, że tak się to wszystko skończyło. Sam nie wiedział, czy to z chęci odurzenia się wyładował na niej złość, czy po prostu coraz gorzej mu odbija.
Gdy wypił pół następnej butelki, poszedł do samochodu. Znieczulenie działało, ból się w dużym stopniu zmniejszył. Obecnie był tak nawalony, że ledwo lazł. Przyniósł komórkę i podłączył ją do ładowania. Po żmudnych staraniach wyłapania kręcących się przed oczami cyfr klawiatury i przeklinania pod nosem, w końcu wykręcił jej numer. Czekał bardzo długo, ale nie odbierała. Wykręcił drugi raz – znowu nic. Z każdą sekundą miał coraz większą ochotę rozpieprzyć telefon, ale w końcu rzucił go niechlujnie na regał. Był przekonany, że nie ma już na co liczyć w kwestii spotkania się z ukochaną. Jestem pojebanym gnojem i sam jestem sobie winien… Kurwa, mogłem odpuścić to chlanie... Dobra, przeproszę ją i jakoś to będzie… – kombinował.
Rozmyślał długo, w końcu zasnął. Był tak zgrzany, że spał bardzo długo. Obudził się ok dziewiątej wieczorem i pierwsza kwestia, która przeszła mu przez głowę, była to osoba Emmy. Znów czuł się ociężale, do tego wytrzeźwiał i zrobił się z niego skacowany flak. Łeb mu pękał. Leniwie sięgnął po fiolkę, alkoholem popił dwie tabletki i położył się znowu. Czuł dziwny głód, zjadłby coś, ale lodówkę miał pustą. Żałował teraz, że w drodze ze szpitala nic nie kupił. Sięgnął pod łóżko i za moment już miał w ręku skręta. Dziś sobie odbiję, a jutro już nie będę szalał i pojadę coś kupić – usprawiedliwiał się i co śmieszniejsze – jeszcze w to wierzył. Po chwili jednak wstał, wziął telefon i wybrał numer dziewczyny. Czekał i czekał, lecz ta nie odbierała. Spróbował ponownie, ale i tym razem nie odniósł sukcesu. Już mało nie płakał. Na trzeźwo jeszcze bardziej dotarło do niego, co zrobił. I jeszcze ta suka…
Wkurzony wstał i usiadł pod plakatem. Nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. I nagle coś sobie przypomniał. Sięgnął z ziemi na biurko i wymacał wyrwaną ze szkicownika kartkę. Dziewczyna położyła ją tam, idąc do łazienki, a potem o niej zapomniała. Wpatrywał się na rysunek i coraz bardziej się wnerwiał. Nie widział jej tylko kilka godzin, a już cholernie tęsknił. Znowu Scott stanął mu przed oczami, był święcie przekonany, że to wszystko przez niego. Przecież gdyby nie wysłał go do szpitala, nie byłoby kłótni z ukochaną. Znów zaczął planować zemstę, za każdym razem wymyślając coraz to inne, kreatywniejsze tortury. Kompletnie mu odwaliło na punkcie chłopaka.
Zagłębił się na dość długo w tej brutalności, w końcu rzucił szkic na miejsce, wstał, wyszedł na werandę i odpalił papierosa. W oczach plątały mu się jakieś dziwne, ciemne plamki, gorące dreszcze wędrowały po ciele, do tego cały zdrętwiał. Jeszcze się do końca nie rozchodził po tak długim leżeniu. Spalił i wrócił na kanapę, kładąc się na plecach. Głowa przestawała boleć. Pociągnął jeszcze niewielki łyk, a resztę zakręcił i schował pod łóżko. Postanowił już nie pić.
Emma i Scott powrócili, lecz teraz już nie tylko byłego dziewczyny obwiniał o całe zajście, bursztynowy trunek również. Ten był jednak o wiele mniejszym winowajcą.
Prochy zaczynały działać i chłopak znowu robił się senny.
Zbudziło go pukanie do drzwi. Migiem usiadł, wystraszony, nikt go nigdy tu nie odwiedzał. Pukanie nie ustawało, wręcz przeciwnie – stawało się coraz bardziej natarczywe. Trevorowi ze strachu już zabrakło powietrza, coś mówiło mu, że to policja. Ale psy krzyknęłyby cokolwiek, więc może listonosz? Pukanie rozległo się po raz trzeci, dopiero wtedy wstał i bojaźliwie przekręcił zamek. Uchylił drzwi tylko odrobinę, lecz gdy zobaczył stojącego z dużą torbą Tommy'ego, odsunął się, aby ten mógł wejść.
– Kurwa, człowieku, nie możesz się odezwać, żebym wiedział, kto lezie? Sporo pojebów się tu kręci – warknął Trevor, nie mógł przecież powiedzieć, że boi się policji.
– Wybacz, nie pomyślałem. Dama kazała przywieźć ci zakupy – odparł luźno młodzik, stawiając torbę na kuchennym stole.
Trevor natychmiast poczuł nieopisaną ulgę i w sercu zaiskrzył cień nadziei.
– Jak tu trafiłeś?
– Dobrze mi wytłumaczyła, nie ciężko tu dojechać. Jak się czujesz?
– W porządku. I dzięki, że mi pomogliście, tak by mnie już pewnie nie było na tym świecie.
– Nie mogliśmy dłużej czekać na tą pieprzoną karetkę. Nieźle oberwałeś, myślałem, że już po tobie. Scott to straszny frajer, nienawidzę gnoja. Już jak łaził z Emmą, to miałem go dość. Ma niewyparzoną gębę i jest za mocno do przodu.
Chwila ciszy.
– Kupiła tylko jakieś żarcie, ale ja jestem przezorny – pochwalił się Tommy, wyciągając sześciopak piwa.
Trevor się uśmiechnął.
– Chodźmy z tej kuchni – rzekł szatyn, ruszając do salonu. – Siadaj. – Wskazał małolatowi kanapę, a sam zaczął szukać czegoś w kurtce. Nie znalazł. – Rozliczymy się przy najbliższej okazji, nie mam w chacie ani grosza – ogłosił.
– Daj spokój, to nie kosztowało dużo.
Gospodarz dał chłopakowi piwo, sam także otworzył.
– O co poszło? Przyjechała wściekła i ryczała ze dwie godziny. Nie chciała mi nic powiedzieć – zapytał młodzik.
Trevora przeszedł dreszcz, poczuł się jak skończona świnia, słysząc o jej żalu.
– Długa historia. Moja wina, zachowałem się jak dupek. Nie wiem, co mi odwaliło, teraz już pewnie nie chce mnie widzieć – wystękał.
– Wyluzuj, przejdzie jej, zresztą zakupy mówią same za siebie. Tłumaczyła, że nie dasz rady prowadzić, więc nie pojedziesz do sklepu, a nic nie masz. Martwi się i przy okazji wysłała mnie na przeszpiegi. – Tommy zaśmiał się donośnie.
– Ale ja naprawdę przegiąłem... i nazwałem ją suką – kontynuował Trevor ze złością w głosie.
– Nie przejmuj się, ona nie jest taka delikatna, na jaką wygląda. Minie jej.
– Być może, ale ta suka... Nie umiem trzymać języka za zębami. Powinna była dać mi po ryju. – Wkurzał się szatyn. – Może zajaramy, jak już przyjechałeś? – zapytał, chcąc zmienić przykry temat.
– Nie mam dużo czasu, muszę oddać wóz kumplowi, choć… A zresztą, małego możemy zapalić – zgodził się młodzik.
Trevor wygrzebał zielsko spod łóżka, jęknąwszy przy tym cicho. Zaraz zrobił dwa skręty i po chwili już znikali w kłębach dymu.
– Nie odbiera ode mnie telefonu. – Szatyn wznowił temat.
– Wczoraj był ostro wkurzona. Zadzwoń dziś wieczorem, może odbierze. A najlepiej zajedź i z nią pogadaj. Widzę, że łazisz jako tako, możesz ze mną pojechać. Pracuje do szóstej, więc jak zajedziemy, jeszcze jej nie będzie. Jak wróci, to zobaczymy, co zrobi. Chyba nie wyjdzie z własnego domu, a nawet, jak wyjdzie, to kiedyś będzie musiała wrócić, nie? – Rozweselił się Tommy.
– No nie wiem, może lepiej odczekać? Ale chciałbym ją przeprosić. Znamy się krótko, a ona siedziała przy mnie cały czas... i tak jej się, kurwa, odwdzięczyłem.
– Znacie się dłużej, z tego, co wiem.
– Naprawdę znamy się ze szkoły, ale nie zdarzyło nam się wcześniej zagadać.
– Wiem, opowiadała mi, że byłeś trochę dziki. W życiu bym nie pomyślał, widząc cię teraz – zaśmiał się młodzik.
– Ludzie się zmieniają – odparował Trevor, też już weselszy.
Sięgnął na stolik po Marlboro i poczęstował kumpla. Zapalili, śmiejąc się z satysfakcją.
– Co przywiozłeś? Nawet nie zobaczyłem. Widzisz? Pała ze mnie. – Zarechotał Trevor.
– Sam nie wiem. Jakąś wędlinę, pieczywo i coś tam jeszcze zapakowała, co wczoraj gotowała. Uważaj, może być niebezpieczne, była na ciebie wściekła – ostrzegł wesoło Tommy.
– Emma chyba nie ma z tobą nudno? – stwierdził szatyn, śmiejąc się coraz intensywniej.
– Nie, ja tylko tak, po paleniu… Lubię trochę poświrować, zmuła nie jest moją mocną stroną. Przeważnie do domu nie przychodzę pod wpływem, ale kilka razy się zdarzyło. Zawsze żarty sobie robię, a ona się na mnie wydziera. Do tego jeszcze bardziej się wkurza, gdy się śmieję, zamiast czuć się winny. Jest genialna, jak się złości. Ale kocham ją nad życie i za jej krzywdę skręciłbym łeb każdemu frajerowi. Kurwa, to moja siostra.
– A ten Scott... co to za typ? – spytał nienawistnie Trevor.
– Byli kiedyś razem, jakieś pięć czy sześć lat temu. Trwało to około roku, ale coś się popieprzyło. Zrobił się strasznie zazdrosny. Nawet ja to zauważyłem, mimo że bardzo rzadko z nimi przebywałem. I ten bydlak chyba coś jej zrobił, jestem prawie pewien. Kiedyś go olewała, jak próbował odnowić stosunki, a dziś ewidentnie się go boi. Coś jest na rzeczy – wyjaśnił Tommy, pałając gniewem.
– Zauważyłem to w knajpie.
– Do tej pory nie chce mi powiedzieć, co się stało. Ale ja idiotą nie jestem. Kiedyś przyszła do domu i od razu czmychnęła do pokoju. Po jakiejś godzinie wyszła i bez jakiegokolwiek celu zaczęła plątać się po kuchni. Zauważyłem, że jest totalnie rozbita. Znam swoją siostrę, od razu wyłapałem, że coś jest nie tak. Zapytałem: Co się stało, czy ten frajer coś ci zrobił? lecz oprócz: nic się nie stało, źle się czuję, i tego typu wymijających odpowiedzi, niczego się nie dowiedziałem. Twardo stała przy swoim, dałem więc spokój. Mimo to gryzie mnie to nadal, laska robi się blada, jak go widzi. Mam pewne przypuszczenia, ale nie wiem, jak to sprawdzić. Kobiety o to nie zapytam, może ty...? Jesteś jej facetem, napomknij kiedyś, zrozumie… ma nadzieję. I mam też nadzieję, że się mylę co do moich przypuszczeń, bo jak nie, to zabiję chuja.
– Myślisz, że ją zgwałcił – zapytał wprost Trevor.
– Nie wiem, ale jej zachowanie było dość niepokojące. Przez kilka dni to nie była moja siostra. Łaziła jak zjawa, odzywała się apatycznie i non stop o czymś myślała. Schudła, przestała wychodzić z domu, nie reagowała nawet, jak przychodziłem zgrzany. Próbowała ukryć ten stan, ale ja znam ją od ponad dwudziestu lat i widziałem, co się dzieje. Znalazłem u niej jakieś nasenne prochy, była ich cała fiolka. Takie gówno kupuje się tylko na receptę, nie mam pojęcia, skąd ona to wzięła. Zgubiła je chyba, bo leżały na podłodze. Zabrałem i schowałem, bałem się, że zrobi jakąś głupotę. Gdyby te leki należały do kogoś innego, zaraz zapytałaby, czy nie znalazłem, prawda? Nie wspomniała ani słowem. W miarę upływu czasu jakby zapominała, bo jej zachowanie wracało do normy, ale to, co odstawiała przez te dni, daje dużo do myślenia.
Trevor z niedowierzaniem słuchał zeznań chłopaka i wściekłość w nim rosła. Nienawiść zaczęła buzować w nim jak gejzer, czuł, że rozrywa go od środka. Znów miał to dziwne, „głodne uczucie”, identyczne, jak przed zabójstwami. W tym momencie był prawie pewien, że bydlak zrobił to, co podejrzewa Tommy. Mógłby darować chujowi wszystko, ale skrzywdzenie jego ślicznotki, i to jeszcze w taki sposób? Nie, kurwa, tego mu nie daruję!
– Trevor! Wszystko ok? – Szarpnął go młodzik, widząc, że chłopak znieruchomiał.
– Tak, po prostu nie mogę uwierzyć w to, co mówisz – wydusił szatyn i spojrzał na zegarek – dochodziła dziesiąta. – Dobra, pojadę z tobą.
Komentarze (7)
Nakreśliłaś nieznacznie podejrzenia wobec Scotta. Jak przypuszczenia chłopaków okażą się słuszne, to będzie ciekawa scena tortur. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania