Ukojenie cz. 5
– Trevor! Obudź się do cholery!
Otworzył oczy i zobaczył niewyraźną, groźną sylwetkę w ciemnym pokoju.
– Przepisałem zadania! – krzyknął przerażony, odsuwając się natychmiast w koniec łóżka i zasłaniając głowę.
– Już dobrze, to tylko sen – odezwała się postać i mocno go przytuliła.
Zamroczony jeszcze snem i alkoholem chłopak dopiero zrozumiał, że koszmar minął. Siedział skulony – od dziewczyny biło przyjemne ciepło. Emma znowu usłyszała jego krzyki, ale w porównaniu z jękami w jego domu te były wręcz demoniczne.
– Nic mi nie jest – mruknął po chwili, uwalniając się z uścisku.
Odpalił papierosa. Ręce mu drżały. Dziewczyna była już pewna, że chłopak ewidentnie ma jakiś problem, ale nie pytała. Zresztą po jego słowach nie trudno jej się było domyślić. Milczała, patrząc na niego z niepokojem i żalem.
– Która godzina? – wypaplał wreszcie.
– Dochodzi czwarta.
– Mogę do łazienki?
– Jasne. Po prawej.
Gdy załatwił sprawy, znów chciał zapalić, ale spojrzał na Emmę.
– Pójdę do kuchni.
– Nie musisz.
– Muszę. I tak już narobiłem ci bałaganu.
Po skończonej używce chciał wrócić na kanapę, ale dziewczyna chwyciła go za rękę.
– Chodź, tam się przynajmniej wyśpisz – Pociągnęła go do swojego pokoju.
– Ale ty się nie wyśpisz – bąknął.
– Żartujesz? Popatrz na to łóżko. – Rozradowała się, pokazując mu mebel.
Faktycznie, był tak duży, że zmieściłoby się tam z pięć osób.
– Zresztą młody przyjdzie rano i będzie burczał, że ma zajętą kanapę. I musiałby spać tu, a na to nie mam ochoty. Wolę już spać z tobą, nie działasz mi na nerwy. – Cieszyła się blondynka.
Trevor przez te kilka chwil jej wesołości kompletnie zapomniał o przykrościach.
– Mogę dostać wody? – poprosił.
– Pewnie.
Leżeli odwróceni do siebie plecami. Trevora męczył ten sen, uparcie nie chcąc odejść. Całe dzieciństwo wróciło, a miał już spokój. Leżał otoczony błędnymi myślami, w końcu pękł i rozpłakał się w rękaw. Praktycznie nie wydawał dźwięków, delikatnie tylko pociągał nosem, nie chciał, aby go usłyszała. Lecz Emma od razu wyłapała, że chlipie. Nie chciała go pocieszać, wiedziała, że to jeszcze bardziej przygnębia, chcąc jednak jakoś mu ulżyć, odwróciła się do niego, objęła w pasie i chwyciła za rękę...
Gdy Trevor się obudził, Emma jeszcze spała. Przekręcił na plecy, ale jej rękę cały czas miał na sobie. Dotknął delikatnie policzka dziewczyny – odważył się, gdy spała. Miała miękką, przyjemną skórę. Spojrzał na zegarek – zbliżała się dziewiąta. Łeb go bolał i suszyło od kaca, lecz po przespanej nocy wrażenia po ostatnich wydarzeniach trochę opadły.
Leżał i dumał. Przypomniał sobie, że matka ma jego pistolet, a przecież był to gnat zabitego gliniarza. I teraz to zaczęło go gryźć, jakby za mało miał jeszcze zmartwień. Co chwila zerkał na ukochaną, strasznie lubił patrzeć, jak śpi. Zamknął oczy, starając się skupić na czymś przyjemnym, niestety, cały czas myślał o tej nieszczęsnej broni.
– Wyspałeś się? – Usłyszał nagle. Wzdrygnął się, dobitnie go wystraszyła.
Otworzył oczy – wisiała nad nim, oparta na łokciu, operując troskliwą miną. Po chwili pogładziła chłopaka po twarzy. Znów go przeszły dziwne dreszcze.
– Tak, dzięki – wystękał.
– Wszystko w porządku?
– Tak.
Zamilkli. Patrzyła na niego tym swoim przenikliwym wzrokiem, cały czas głaszcząc jego twarz. Znowu zaczynał się peszyć.
– Masz bardzo miękką skórę, to rzadko spotykane u faceta – Uśmiechnęła się.
Trevor odpowiedział uśmiechem, ale był coraz bardziej skrępowany. Problemy zniknęły. Za moment dziewczyna nachyliła się i czule go pocałowała.
– Usta też masz delikatne – stwierdziła, operując przyjemną miną.
Za chwilę drugi raz zrobiła to samo, lecz tym razem już się nie patyczkowała, przylgnęła do jego warg na dobre kilkanaście sekund. Chłopak, choć nieśmiało, nie był jej dłużny. Całowała go w taki sposób, że Trevor o mało nie wyszedł z siebie. Ciepło mu się zrobiło, lecz gdy Emma poczuła, że jest coraz bardziej spięty, zakończyła pocałunek.
– Nigdy nie byłeś z dziewczyną? – zapytała bardzo delikatnie, jakby chciała dać mu do zrozumienia, że nie ma się czym przejmować.
Chłopak w odpowiedzi uciekł gdzieś wzrokiem.
– Przepraszam... – bąknęła po chwili.
Poczuła się strasznie głupio, że strzeliła taką gafę i jeszcze bardziej go zawstydziła. Położyła się na jego ramieniu i milczała. Trevor też się nie odzywał, ale dobrze mu było w jej uścisku. Mimo zażenowania pytaniem nie miał do niej żalu.
– Wstańmy, napijemy się kawy – zaproponowała w końcu gospodyni. Głos miała dziwny, speszony.
– Jasne.
Wstała i ruszyła do łazienki, a Trevor od razu podszedł zapalić.
– Chcesz się odświeżyć? – spytała Emma po wejściu do kuchni.
– Nie, zaraz muszę jechać.
Dziewczyna włączyła ekspres.
– Najpierw wypijesz kawę i coś zjesz.
– Nie obraź się, ale nie jestem głodny.
Emma mimo to po kilku minutach podsunęła mu kanapkę pod nos.
– Zjedz chociaż to.
Chłopak męczył śniadanie, w końcu zjadł.
– No i gdzie jest ten smarkacz?! – zapytała donośnie rozdrażniona dziewczyna, spojrzawszy na zegarek. Wskazywał dziesiątą. – Chodź do pokoju. – Wzięła szklanki z kawą.
Usiedli na kanapie. Trevor w ciszy wolno sączył napój, z lekko spuszczoną głową. Blondynka nie odrywała od niego wzroku.
– Chciałem zastrzelić ojca – wyskoczył nagle.
Emmę zamurowało.
– Pobiłem go... o mało go nie zabiłem – ciągnął dalej, ale głowy nie podnosił.
– Trevor, co ty mówisz?
– Gnój spieprzył mi życie.
Młoda kobieta kompletnie nie wiedziała, jak zareagować, nigdy nie była w takiej sytuacji. Przysunęła się i przytuliła go.
– Ale nic złego się nie stało. – Uspokajała chłopaka, trzymając w ramionach jego głowę. Nie chciała dociekać, o co chodzi, choć raczej się domyślała.
Trevor poczuł jakąś dziwną ulgę po tym wyznaniu. Wstał bez słowa i poszedł do kuchni. Odpalił fajkę i mocno się zaciągnął. Dziewczyna wzięła puste szklanki i poszła za nim.
– W porządku? – zapytała.
– Tak.
– Możesz zostać u mnie, dziś mam wolne.
– Nie, muszę wracać.
Nagle zatrzeszczał klucz w zamku, drzwi się otworzyły i brat dziewczyny luźnym krokiem wszedł do domu.
– Siema! – krzyknął i schował się w łazience.
Emma jeszcze bardziej się poirytowała. Tommy zaraz wyszedł z toalety i wlazł do kuchni. Wyjął z lodówki puszkę coli.
– Ile można na ciebie czekać?! – wydarła się dziewczyna.
– Odwal się, nie jestem małym dzieckiem!
– Widzę, że koniecznie chcesz zagrać mi na nerwach! Trwonisz pieniądze rodziców na jakieś gówno i jeszcze pyskujesz?!
– Spadaj – burknął chłopak i przypalił papierosa.
Emma tylko westchnęła i już się nie odzywała. Trevor patrzył na to wszystko z lekkim uśmiechem. Znów inwigilował małolata wzrokiem, ale dziś już chłopak oczy miał normalne.
– Muszę wyjść na pół godziny. Zaczekasz na mnie? – spytała Trevora. – Skoczę tylko na chwilę do pracy. Chciałabym, żebyś poczekał – prosiła.
– Muszę wracać – odpowiedział, choć sam nie wiedział, czy chce wracać.
Wsparła go z życzliwością, więc teraz wstyd mu było tak po prostu ją olać i uciec.
– Poczekaj, to zajmie chwilkę – nalegała.
– W porządku, zaczekam.
– Samochód nie odpala, próbowałem wczoraj kilka razy – odezwał się nagle Tommy.
– To już nie auto, tylko śmieć.
– Trzymaj! – Trevor podał dziewczynie swoje kluczyki.
Wzięła je.
– Dziękuję. To nie potrwa długo – powiedziała, nałożyła adidasy i wyszła.
Szatyn stanął przy oknie i odpalił skręta, którego miał od Mike'a. Wiedząc, że Tommy jest z tym obeznany, nie krępował się wcale. Spalił pół.
– Chcesz? – zapytał młodzika, podając mu narkotyk.
Ten natomiast był trochę nieswój, być może po wczorajszej wpadce, lecz w konsekwencji wziął od niego trawę. Zjarał dość szybko.
– Niezła – podsumował.
Poszedł do pokoju i wrócił z jakimś dezodorantem, który rozpylił po kuchni.
– Lepiej, żeby nie wyczuła, zaraz będzie krzyk. – Uśmiechał się zadowolony.
Trevor też już poczuł, jak ogarnia go miły nastrój.
– Chcesz browarek? – zapytał Tommy.
– Pewnie.
Młodzik wręczył Trevorowi butelkę.
– Chodź do pokoju, wkurza mnie ta kuchnia – oznajmił, będąc już w coraz lepszym humorze.
– Zaraz przyjdę, zapalę tylko.
Tommy, cały w skowronkach, poszedł do salonu. Trevor za chwilę do niego dołączył. Siedzieli przed telewizorem, śmiejąc się i kpiąc z tego, co w nim leci.
– Jeśli myślisz, że ona wróci za pół godziny, to jesteś w błędzie – wyskoczył ni tego, ni owego dwudziestolatek. – Najmniej godzina. I miej nadzieję, że nie zajdzie po zakupy, to kolejna godzina – drwił, rozbawiony.
Siedzieli i wyli do siebie, to znów do telewizora, zachowywali się jak kompletni idioci. Chłopak zupełnie zapomniał o ojcu, gnacie i innych wkurzających rzeczach.
– Zapalmy jeszcze. – Tommy zerwał się z miejsca.
Trevor nie protestował. Małolat zniknął w korytarzu i zaraz pojawił się z dość sporą, wypełnioną trawą fifką. Trevor zaczął. Pociągnął tak mocno, że aż się zakaszlał.
– Dawno nie paliłem z lufy – tłumaczył się, ciężko łapiąc powietrze.
Zaciągnął się jeszcze trzy razy.
– Dobra, wystarczy, już mnie pogniotło – oświadczył, przez tłumiony śmiech ledwo wyduszając słowa.
Spojrzał na młodego i znów roześmiali się jak przygłupy. Tommy schował szkło w kieszeń, sięgnął do lodówki i podał chłopakowi drugie piwo. Wrócili do salonu. Coraz przełączali na inny kanał i rechotali jak opętani. Byli już niesamowicie naćpani.
– Jak ty z nią wytrzymujesz? Czasem strasznie przynudza – rzekł Tommy.
– Jest w porządku.
Chwila ciszy i znowu śmiech.
– Ja bym nie ufał takim kierowcom w kwestii pożyczenia samochodu. Czym pojedziesz do domu? – naigrywał się z siostry chłopak.
Oznaki radości nie znikały, wręcz przeciwnie – były coraz wyraźniejsze. Tommy otworzył lodówkę.
– Kurwa! nie ma piwa! Dupa, nie lodówka – burknął, kolejny raz zmuszając Trevora do wybuchu szaleńczej radości.
Gadali i chichotali parę minut, gdy nagle otworzyły się wejściowe drzwi. Ucichli. Objawiła im się Emma, stanąwszy w progu z dużą czerwoną torbą. Spojrzeli na nią, na siebie i jak jeden mąż uderzyli głośnym śmiechem.
– A nie mówiłem?! – rzucił Tommy, wskazując zakupy. – Dziwne, że tak szybko obróciła – dowcipkował.
Trevor już dusił się ze śmiechu, nie dał rady utrzymać radości na wodzy. Emma nie odniosła się do słów brata, stała tylko i patrzyła, co wyprawiają.
– Jak tam jego samochód? Na którym drzewie go zostawiłaś? – zapytał Tommy, nie przestając się cieszyć.
Dziewczyna milczała.
– Teraz musisz dać mu na taksówkę.
Trevora aż rozbolał brzuch od tej dawki humoru, dawno się już tak nie uśmiał.
– Dobrze, że wam wesoło – powiedziała wreszcie oburzona dziewczyna i oddała szatynowi kluczyki.
Od przestąpienia progu zauważyła, że są nawaleni. Cieszyło ją, że się polubili, ale była wkurzona za ich wybryk. Nadąsana poszła do kuchni, rozpakowywać zakupy.
– Co dobrego kupiłaś?! Masz jakieś piwo, bo nam się wyczerpało?! – krzyknął Tommy.
– Odwal się!
– Tommy, odpuść już – powiedział Trevor, lecz nadal się śmiał.
– Nic jej nie będzie. Też się nade mną znęca, jak wrócę czasem o parę godzin za późno. Przy tobie tylko zgrywa taką damulkę.
– Hej, Emma, chodź do nas!
Trevor powoli przestawał się śmiać. Chciał zapalić, ale nie chciał iść do dziewczyny, głupio się czuł z powodu upalenia młodego.
– No chodź, smutno nam! Co ty robisz w tej kuchni, planujesz tam zamieszkać?! –Tommy nie odpuszczał.
– Młody – przerwał mu zniesmaczony już Trevor.
Z kuchni dobiegł odgłos pobitej szklanki.
– Cholera jasna!
Chłopak wstał i poszedł do dziewczyny.
– Nie zwracaj uwagi. Jest najarany i trochę mu odbija. Masz żal, że zapaliliśmy? Przepraszam, nie powinienem.
– Nie, przynajmniej siedzi w domu – odparła Emma, sprzątając pobite szkło.
Trevor widział, że jest zła za zachowanie brata, a być może i na niego.
– Muszę jechać – oznajmił.
Emma się nie odzywała.
– Chcesz jechać ze mną? – zapytał.
Dziewczyna rzuciła na niego krótkie spojrzenie, ale nie odpowiedziała.
– Pomogłabyś mi zrobić zakupy, ja nie jestem w tym dobry. Wieczorem cię odwiozę – – nalegał.
– Dobrze, zaraz skończę.
– Poczekam na dole, zapalę na powietrzu. Na razie. – Trevor się pożegnał, podając rękę Tommy’emu.
– Trzymaj się.
Szatyn od razu udał się do sklepu, w którym kupił oczywiście flaszkę i za chwilę był już przy aucie. Przypalił papierosa i otworzył drzwi pasażera, po czym zaczerpnął alkoholu. Wypił dość sporo, tak mu smakował. Stał dobre pięć minut, popijając, w końcu uznał, że już wystarczy i schował butelkę pod siedzenie. Zdążył tylko wyłonić głowę z samochodu, gdy nagle za plecami usłyszał:
– Przestań za nią łazić.
Poczuł silne uderzenie kantem w tył głowy i momentalnie go zamroczyło. Po chwili dostał cios kolanem w żołądek, a po nim drugi. Gdy zgiął się wpół, zauważył, że koło niego znajdują się trzy osoby. Facet dalej lał chłopaka po brzuchu, bardzo mocno. Kompani trzymali go za ręce, więc nie mógł się nawet zasłonić. Z każdym następnym ciosem nogi robiły się coraz bardziej niestabilne, a oczy powoli zaczęły zachodzić mgłą. Po kilku kolejnych razach otrzymał potężny cios w twarz. Padł jak kłoda, boleśnie uderzając twarzą o beton. Od razu oberwał z buta w głowę. Nie miał już nawet siły zakryć jej rękoma. Napastnicy się nie odzywali, tylko kopali go jeden przez drugiego. Następne uderzenia pomału przestawały do niego docierać, czuł tylko, jak powoli uchodzi z niego życie. W końcu zaniechali bicia i ktoś nachylił nad jego uchem.
– Mówiłeś, że się jeszcze spotkamy. Miałeś rację – powiedział wesoło ten sam głos.
Dostał jeszcze kopniaka w twarz, po czym usłyszał, jak przez mgłę:
– Dobra, spadamy.
Leżał na chodniku. Dźwięki w uszach powoli zanikały i robiło się coraz zimniej. Emma wyszła z klatki i zamarła.
– O Boże! – krzyknęła, zakrywając rękoma twarz i szybko zadzwoniła domofonem.
– Dzwoń po karetkę! – wrzasnęła i podbiegła do Trevora. Przysiadła przy nim na kolanach, totalnie zszokowana.
– Boże! – powtórzyła przerażona, usiłując dotknąć chłopaka.
Tommy wyskoczył z klatki z komórką w ręku.
– Kurwa mać! – zaklął, szybko wykręcił numer i wezwał pogotowie.
Za chwilę uklęknął przy siostrze, która skuliła się nad Trevorem. Położyła jego głowę na swoich nogach. Chciał coś powiedzieć, ale zakaszlał tylko, dławiąc się i plując krwią.
– Nic nie mów, zaraz przyjedzie karetka. Wszystko będzie dobrze.
Z rany na głowie sączyła się krew. Kaszlał raz po raz, krztusząc się coraz bardziej. Drżał mocno, leżąc na jej nogach i co chwila ciężko próbował nabrać powietrza.
– O Boże… – powtarzała zapłakana blondynka, widząc, że jest coraz gorzej.
Półprzytomny chłopak patrzył na nią błędnym wzrokiem, ale już powoli opuszczał powieki.
– Trevor, patrz na mnie! – Szarpnęła go za twarz. – Nie zamykaj oczu! Trevor! – krzyczała, trzymając w zakrwawionych dłoniach jego głowę. – Tommy, zrób coś! – Błagalnie spojrzała na brata.
Małolat wstał i rozejrzał się za karetką.
– Trevooor! – Znów potrząsnęła twarzą szatyna.
Ciężko otworzył oczy, ale te za chwilę znowu się zamknęły.
– Trevor, błagam cię, nie zasypiaj! – Płakała rozhisteryzowana i w tym momencie głowa szatyna opadła bezwładnie.
– O Boże, Tommy! – Panikowała dziewczyna, patrząc na brata, to znów na chłopaka. – Gdzie ta pierdolona karetka?! – Rozejrzała się i ponownie wlepiła wzrok w Trevora, ale ten już leżał bez ruchu. – Boże, nie. – Wtuliła go w siebie, szepcząc co chwila:
– Boże, Trevor, nie zasypiaj... błagam cię... Nie umieraj...
Podniósł ciężkie powieki. Przez rozmazany obraz dostrzegł wokół siebie biały kolor. Chciał obrócić się na bok, ale ciało miał jak z drewna. Nachyliła się nad nim jakaś postać.
– Witamy wśród żywych. – Usłyszał męski głos.
– Gdzie ja jestem? – zapytał zaspany.
– W szpitalu. Przywiozła pana jakaś kobieta – odezwał się głos.
Powoli doszło do niego, że rozmawia z lekarzem. Mgła w oczach ustępowała, ale czuł się niewiarygodnie zmęczony.
– Która godzina?
– Godzina? – Roześmiał się lekarz. – Przespał pan prawie trzy tygodnie. Ma pan szczęście, że żyje. Gdyby ta dziewczyna pana tu nie przywiozła, karetka zapewne nie zdążyłaby na czas. Miał pan rozbitą głowę, ale to najmniejszy problem. To tylko groźnie wyglądało. Rana nie była głęboka, więc obeszło się bez szwów. Za to miał pan wstrząśnienie mózgu, do tego kilka złamanych żeber i krwotok wewnętrzny. Ten był najpoważniejszy. Praktycznie już pan nie żył, ale dzięki uporczywości moich kolegów udało się przywrócić akcję serca. To cud, żeśmy pana odratowali.
Facet sprawdził mu tętno i coś tam jeszcze przy nim grzebał. Trevor czuł się strasznie obco we własnym ciele. Nogi miał jak kołki, do tego było mu zimno i strasznie chciał pić.
– Mogę dostać wody? – poprosił, ale już nikt nie odpowiedział.
Chciał sam wstać, lecz nie mógł się ruszyć. W pokoju zjawiła się pielęgniarka. Ponowił prośbę. Pomogła mu się napić i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
Czuł się bardzo dziwnie, jakby nie miał nic pod skórą. Głowa też wydawała mu się pusta, nigdy się tak nie czuł. I nagle do niego doszło – trzy tygodnie... bez niczego!
Pomyślał o dziewczynie. Jakim cudem mnie tu przywiozła? Oprócz obucha w głowę i kilku kopniaków w brzuch nie pamiętał niczego. Plątały mu się tylko pojedyncze słowa: Trevor, o Boże, nie umieraj...
Przejechał językiem po zębach – nie miał jednego z tyłu. Koniecznie usiłował sobie przypomnieć, co się działo, gdy upadł na ziemię, ale za cholerę nie mógł. Co z Emmą? Czy mocno się wystraszyła? Gdzie ona jest, co robi? – Myślał; pytania kotłowały mu się w podświadomości. Chciał obrócić głowę w stronę drzwi, ale szyję też miał zdrętwiałą. No tak, leżałem jak pajac prawie przez miesiąc, a teraz jestem sztywny jak stary dziad. Czy Emma tu była? Na pewno widziała mnie w takim stanie. Kurwa, co za frajer. – Wyrzucał sobie. Czy to musiało stać się akurat pod jej domem? Ile jeszcze będę tu gnić? chcę wracać do domu. – Wkurzał się.
Znów spróbował wstać, ale na próżno, ciało za cholerę nie chciało go słuchać. Spróbował drugi raz, ponownie bez skutku, zmęczył się tylko. Był już ostro poirytowany. Patrzył w sufit, na którym pojawiały się czarne plamy i który kręcił się wkoło. Leżał tak jakiś czas, w końcu poczuł, że znów ogarnia go przyjemna senność. Zasnął.
Gdy się obudził, było już ciemno. Nie wiedział, czy jest wieczór, czy noc. Oczy miał zamknięte, ale czuł, że ktoś trzyma go za rękę. Poruszył lekko sztywnym palcem. Miał wrażenie, że coś go dotyka. Spojrzał z wielkim wysiłkiem i zobaczył Emmę śpiącą z głową na jego brzuchu. Zaskoczył go bardzo ten widok.
Znów chciało mu się pić, wymacał więc guzik do wzywania pielęgniarki. Przyszła po paru chwilach.
– Obudził się pan. Niech pan śpi, trzeba panu dużo snu – powiedziała cicho.
– Da mi pani wody?
Nalała i przytrzymała mu kubek. Wysączył wszystko.
– Która godzina?
– Dochodzi trzecia w nocy.
– Długo tu jest? – Wskazał dziewczynę.
– Kilka godzin. Jak się dowiedziała, że się pan obudził, nie dała się wygonić, więc lekarz pozwolił jej zostać – wyjaśniła prawie szeptem. – Codziennie tu przychodzi. Jak pana przywiozła, siedziała tu prawie dwie noce, w końcu pogoniliśmy ją do domu. Była kompletnie wyczerpana, do tego prawie nie spała, drzemała tylko trochę w fotelu – dodała kobieta.
Ponownie nalała wody, postawiła na szafce przy łóżku i wyszła. Trevor patrzył na Emmę i był wściekły. Nie chciał, aby się tak, męczyła siedząc tu przez niego.
Dziewczyna się poruszyła. Miał nadzieję, że się nie obudzi, nie wiedział, co jej powiedzieć. Ale ona spała dalej, ścisnęła tylko mocniej jego dłoń. Sam też zasypiał. Czuł się nieustannie wyczerpany i miał w głowie kompletny bałagan.
Zbudziły go jakieś krzyki z korytarza. Z wielkim trudem otworzył oczy.
– Cześć. – Nachyliła się nad nim blondynka. – Jak się czujesz?
Patrzył tępo przed siebie, jeszcze się dobrze nie obudził. Słabo słyszał jej głos. Po kilku chwilach trochę oprzytomniał.
– Daj mi wody – poprosił tak ciężko, jakby ktoś zapchał mu czymś gębę.
Przyłożyła kubek do jego ust. Napił się odrobinę.
– Siedzisz tu od wczoraj? – zapytał.
– Tak.
– Nie powinnaś tu spędzać tyle czasu, musisz odpocząć – wyjechał z pretensją.
– Chciałam tu być, jak się obudzisz.
– Która godzina?
– Dochodzi siedemnasta. Trevor, policja pytała, kto ci to zrobił, czy coś widziałam? Powiedziałam im, że wiem, że to Scott, tylko że go nie widziałam. Opowiedziałam im też o zajściu w pubie. On ma alibi, ale ja w nie nie wierzę. Jest bogaty, więc załatwił je sobie bez problemu. Potrafi dużo wyłożyć, jeśli chodzi o uregulowanie spraw. Widziałeś, kto to był? Powiedz im, wtedy już się nie wywinie. Posunął się za daleko.
– Nie wiem, dostałem w łeb z tyłu, reszty nie pamiętam.
Ale dobrze wiedział, doskonale rozpoznał głos mówiący za jego plecami. Ten sam głos nazwał go kiedyś „brudasem”.
– Kiedy mnie wypuszczą?
– Nie wiem, lekarz ci powie.
Chciał położyć się na boku, miał dość leżenia na plecach. Ruszył się delikatnie, ale poczuł bolące jeszcze żebra. Jęknął tylko.
– Niewygodnie ci? Zawołam pielęgniarkę – rzuciła Emma.
Kobieta w białym fartuchu przyszła i pomogła mu zmienić pozycję. Poczuł lekką ulgę.
– Myślałam, że już cię nie zobaczę – rzekła smutno dziewczyna i się rozpłakała. – Tak strasznie krwawiłeś – Przyłożyła sobie jego rękę do policzka
Kompletnie nie wiedział, co ma zrobić.
– Jestem twardy – odezwał się z lekką wesołością, nic innego nie przyszło mu do głowy. – Nie płacz, już jest po wszystkim.
Czuł się jak palant, widząc jej łzy. Był również zdziwiony, że się tak przejęła, przecież tak naprawdę dopiero co się poznali. Dziewczyna powoli się uspokajała.
– O której coś jadłaś? – zapytał.
– Po południu – odparła, ale chłopak poznał, że kłamie.
– Idź, zjedz coś.
– Nie mam ochoty.
– Em, ja mówię poważnie!
– Trevor, proszę cię, nie jestem głodna. Jadłam w południe, mówię prawdę.
Chłopak jej nie wierzył, ale odpuścił. Znowu go muliło. Nie chciał już spać, ale to przychodziło samo i powoli zaczęło go wkurzać i mimo usilnych starań powstrzymania się od snu, znowu odleciał.
W nocy obudziło go klepanie po policzku. Stawało się coraz mocniejsze. Otworzył oczy – w sali było ciemno. Nagle ktoś mocno chwycił go za gardło.
– Słuchaj, gnoju! Nie zatłukłem cię, ale następnym razem to zrobię, jak się od niej nie odpierdolisz. – Usłyszał.
Przybysz puścił szyję chłopaka, zatkał mu ręką usta i całej siły wbił palce w niezrośnięte jeszcze do końca żebra. Trevor zawył z bólu.
– Zrozumieliśmy się? – zapytał napastnik.
Chłopak nie reagował. Koleś wkręcił palce jeszcze mocniej i szatyn zawył jeszcze głośniej, stłumionym odgłosem.
– Zrozumieliśmy się, pytam?! – powtórzył koleś, tak mocno gniotąc kości chłopaka, że aż wycisnął z niego łzy.
Gdy Trevor pokiwał w końcu potakująco głową, otrzymał potężny cios w bok. Krzyknął chrapliwie.
– Żebyś nie zapomniał! – ostrzegł typ i po chwili zniknął.
Trevor przez kilkanaście sekund nie mógł nabrać powietrza, jednak powoli oddech się ustabilizował. Ból przecinał go na wskroś. Leżał skulony na łóżku i łkał. Nie wiedział, czy napastnik znów połamał mu kości, ale tak się czuł. Chciał się wyprostować, ale ból nie pozwalał mu się ruszyć. Egzystował tak dość długo, w końcu jakoś udało mu się odpłynąć.
Komentarze (10)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania