Ukojenie cz. 14
– Pójdziesz ze mną do sklepu? – zapytała Emma, gdy Trevor zaparkował pod dużym budynkiem.
– Pójdę.
Nie był zachwycony. Nie lubił większych sklepów, zakupy zawsze robił w małych, w trybie natychmiastowym. Nie odzywał się jednak, tylko chwycił dłoń dziewczyny i posłusznie ruszył za nią. Weszli do środka i Trevor od razu zmarszczył brwi. Kurwa, ja to mam szczęście – pomyślał wkurzony. Spojrzał na Emmę – chyba jeszcze niczego nie dostrzegła.
Szli powoli, a Scott naprzeciwko. Sklep był bardzo duży i dzielił ich spory kawałek, ale panowie już od samego wejścia zauważyli się nawzajem. Młoda kobieta dopiero teraz zobaczyła byłego i jego pobitą twarz. Od razu mocniej ścisnęła rękę ukochanego. Scott wydawał się niewzruszony i chcąc chyba pokazać, że nic sobie nie robi z pogróżek Trevora, agresywnie szturchnął barkiem mijającą go dziewczynę. Szatyn ekspresowo odwrócił się na pięcie.
– Co, kurwa?! – ryknął, popychając chłopaka z całej siły.
– Gówno! – Scott go odepchnął.
Targnięty złością Trevor rzucił się na blondyna, który upadł na podłogę. Od razu zadał cios w twarz, ale rywal był większy i szybko zepchnął napastnika, powalając się na niego całym ciałem. Trevor oberwał w szczękę raz i drugi, ale zaraz uderzył go w bok i jakoś udało mu się uwolnić. Znów natarł na gościa, lecz tym razem z takim rozmachem, że wpadli na dużą szklaną gablotę z różnorakimi towarami i razem z nią znaleźli się na ziemi.
– Przestańcie! – zaapelowała Emma, ale bez skutku.
Trevor wstał pierwszy, chwycił leżącego przeciwnika za ubranie i znów mu przyłożył. Jednak Scott był równie zawzięty, bo szybko odepchnął go nogą i rzucił się na przeciwnika. Nabrał takiej szybkości, że pchał chłopaka dobre parę metrów. Zatrzymali się dopiero, gdy Trevor łupnął plecami o ścianę, co odczuł boleśnie. Natychmiast oberwał z kolana w brzuch. Skulił się.
– Zostaw go! – wrzasnęła dziewczyna i zaczęła odciągać byłego.
Scott się odwrócił i zdzielił ją w twarz, powalając na posadzkę. Trevor, widząc to, ponownie z rozbiegu zaatakował rywala. Polecieli na okrągły stolik, a potem z hukiem na ziemię. Szatyn szczęśliwie znów znalazł się na górze, lecz zadał tylko dwa ciosy, bo Scott ścisnął jego chorą rękę. Chłopak krzyknął i odruchowo złapał się za bolące miejsce, wtedy dostał w twarz. Spadł z faceta. Ten zdążył jeszcze dwa czy trzy razy kopnąć go w żebra, zanim rozdzieliła ich ochrona. Rzucili walczących na ziemię, wykręcając im ręce do tyłu.
– Dzwoń po policję – rzekł do kolegi pracownik sklepu.
– Nie, Jimmy, nie dzwoń! – zaprotestował natychmiast Scott. – Załatwmy to sami, pokryję wszystkie straty – nalegał. Wyglądało na to, że dobrze znają się z ochroniarzem.
Trevor był zaskoczony, nie mógł zrozumieć, dlaczego chłopak już drugi raz próbuje uniknąć władz. Wielcy jak góra mężczyźni z łatwością podnieśli awanturników i trzymając im ręce z tyłu, wyprowadzili ze sklepu. Pchnęli chłopaków w dwie różne strony, lecz stali jeszcze chwilę, czekając, aż się od siebie oddalą. Trevor ruszył wolno. Dobitnie odczuł uderzenia po żebrach, do tego znów rwało mu rękę; Scott ścisnął ją bardzo mocno. Podbiegła do niego Emma.
– Trevor, w porządku? – wydusiła, nadal zszokowana zaistniałą sytuacją.
– Tak – odparł, biorąc w rękę jej twarz. Policzek zaszedł czerwienią.
Chłopakiem znów wstrząsnęła złość, agresywnie wyrwał się dziewczynie i biegiem ruszył za Scottem. Miał ochotę go zabić.
– Trevor, wracaj! – krzyknęła Emma, ale on nie słuchał.
Szybko dogonił blondyna i wskoczył mu na kark, zwalając chłopaka z nóg. Zaczął na oślep okładać go pięściami, lecz Scott był potężnym facetem i dał radę się wyszarpnąć i zrzucić chłopaka, który runął na plecy. Chciał go kopnąć, ale ten złapał go za nogę i mocno pociągnął. Koleś upadł, wtedy Trevor znów na niego wskoczył.
Zaczęli się szarpać i taczać po ziemi jak gówniarze. Dziewczyna dopiero teraz do nich dobiegła.
– Przestańcie, do cholery! – zaklinała. – Zróbcie coś! – krzyknęła do stojących obok gapiów.
Walczący turlali się po chodniku kilka chwil, w końcu podbiegło do nich dwóch mężczyzn i przerwało bójkę, odrywając awanturników od siebie. Szatyn wyrywał się w napadzie furii, ale rosły facet bez ceregieli rzucił nim o maskę najbliższego samochodu. Scott wstał z grymasem na twarzy, najwyraźniej też odczuł zaangażowanie rywala.
– Wsiadaj do samochodu i jedź! – huknął do Trevora nieznajomy, puścił chłopaka i pchnął przed siebie.
Wściekły Trevor zmuszony był usłuchać, skierował się więc do Forda, a przy nim zatrwożona, milcząca dziewczyna. Dość mocno kulał, gdyż skręcił nogę w tej szarpaninie, czego wcześniej nie odczuł. Co chwila wycierał krew z rozciętej wargi.
– Daj, ja poprowadzę – rzekła niepewnie Emma, gdy dotarli do pojazdu.
Wręczył jej kluczyki i znowu ujął jej twarz.
– Mocno cię uderzył?
– Nie.
– Na pewno?
– Tak, wszystko ok.
Nie był przekonany i nadal pałał złością, aczkolwiek grzecznie wsiadł na miejsce pasażera.
– Jedź do jakiegoś metalowego sklepu, muszę kupić nowy zamek. Zakupy zrobimy wracając – mruknął.
Wyjął chusteczkę ze schowka i przyłożył do krwawiącego miejsca. Zajrzał pod bandaż myśląc, że typ porozrywał mu szwy, ale wszystko było w porządku, bolało go tylko w miejscu zszycia.
Przez całą drogę nie odezwali się do siebie ani słowem. Chłopak po wejściu do domu od razu nalał szklankę alkoholu i klapnął na kanapie. Skrzywił się, bolały go żebra po tych ciosach.
– Może pojedziemy do lekarza? – Dziewczyna usiadła obok.
– Nie.
– Dlaczego go zaczepiłeś? Przecież nic się nie stało. Nie doszedłeś jeszcze do siebie, a już wdajesz się w bójki – uderzyła z pretensją, aczkolwiek zrobiła to bardzo łagodnie.
– Kurwa, ja go zaczepiłem?! – zagrzmiał Trevor, furiacko kopiąc w stół.
Dziewczyna momentalnie ucichła.
– Kurwa! – warknął i wyszedł na zewnątrz, trzasnąwszy z całej siły drzwiami.
Wściekły usiadł na schodkach i odpalił Marlboro. Chciał się uspokoić, aby nie straszyć ukochanej. Nie udawało mu się to, zgasił więc papierosa i rozżarzył drugiego. Wciąż miał przez oczami uderzoną, padającą na podłogę dziewczynę, co nie pomagało w ukojeniu nerwów. Siedział tam dobry kwadrans i widząc, że Emma wciąż do niego nie wychodzi, wrócił do domu.
– Przepraszam. – Delikatnie przytulił dziewczynę. – Po prostu nie mogę ścierpieć jego egzystencji na tym świecie. Ale już niedługo... – rzucił, zupełnie nie zastanowiwszy się nad tym, co mówi.
Emma nadal milczała, chłopak jeszcze bardziej ją wystraszył.
– Kotku, przepraszam – powtórzył. – Jestem wkurwiony, pierdolę głupoty. – Przytulił jej głowę do swojego ramienia.
– Boję się, że zrobisz coś złego, dziwnie się zachowujesz – bąknęła dziewczyna, nie odrywając się od ukochanego.
– Kotku, daj spokój, a co ja mogę zrobić? Pobiłem się z nim, bo wkurza mnie jego zachowanie w stosunku do ciebie, to wszystko. A to, że sobie pogadam... – Trevor zaśmiał się najsztuczniej, jak umiał.
Emma mocniej wtuliła się w tors szatyna.
– Kotku, wrzuć na luz. – Uśmiechnął się. – Chcesz wina?
– Nie. Albo chcę, ale dużo lodu.
– Jak pani sobie życzy – rzucił wesoło chłopak i zniknął w kuchni.
Wesoły wcale nie był, ale nie chciał już zagęszczać atmosfery i nakręcać przy okazji samego siebie. Po chwili wręczył Emmie Martini i delikatnie chwycił jej twarz – rumieniec zniknął.
– Muszę się wykąpać. Wino stoi w lodówce, ale jak chcesz lodu, mocno wciskaj guzik kostkarki. To stare gówno, nadaje się już tylko na złom – oświadczył Trevor, ucałował czoło dziewczyny i pokuśtykał do łazienki. Noga wciąż bolała. Uwinął się w kilka minut. Emma ledwie upiła alkoholu, szklanka była prawie pełna. Wziął swoją i znów poszedł po drinka, ale nalał tylko pół.
– Jesteś głodna? Może coś zamówić? – Niemrawo wygiął usta.
– Niespecjalnie, ale jak chcesz coś zjeść, to się nie krępuj.
– Nie, zjemy na mieście.
Wziął sklepową torbę i ruszył do drzwi. Zaczął wykręcać zamek, ale ciężko mu szło, śruby były dość oporne. Z każdą minutą robił to coraz bardziej nerwowo, ale milczał i pracował dalej. Gdy wreszcie udało się skończyć, włożył klucz i przekręcił dwa razy – sprzęt działał bez zarzutu. Poszedł do szopy, przyniósł niewielką deseczkę i przybił prowizorycznie w miejsce wybitej szyby. Poszarpał nią jeszcze, sprawdzając, czy jest dobrze przymocowana i rzucił młotek na szafkę.
Emma cały czas przyglądała się temu w ciszy i zdążyła już zauważyć, że jest zły. Przez te wszystkie dni poznała dość dobrze chłopaka i jego wyrazy twarzy. Usiadł przy niej, zadowolony, że zamek nie wkurwił go do granic i dał dziewczynie jeden z kluczy.
– Na wszelki wypadek – rzekł. – Jedźmy coś zjeść?
– Tak.
Dał ukochanej kluczyki i władował się na miejsce pasażera. Zdziwiła ją decyzja chłopaka, ale nie skomentowała. Gdy tylko wyjechali na główną drogę, Trevor znowu zaczął uśmiechać się pod nosem. Emma w moment to wyłapała.
– Co znowu? – Nastroszyła się.
– Nic – odparł, z wymalowanym na twarzy zadowoleniem. – Tommy powinien nauczyć siostrę, jak się wciska pedał gazu – dowcipkował, któryś raz z kolei widząc ten zabawny foch, który wykwitł na obliczu dziewczyny i który zawsze poprawiał mu humor.
Emma milczała.
– Przepraszam, nie złość się, jaja sobie robię – tłumaczył się rozweselony chłopak.
– Sama pójdę po zakupy – walnęła w odpowiedzi, nie patrząc na pasażera.
– Dlaczego?
– Nie chce znowu patrzeć, jak się bijesz.
– To już skończone.
– Nie, poczekasz w domu, tylko pożyczysz mi samochód.
– Nie.
– Trevor, proszę, nie kłóć się ze mną.
– Sama nie pójdziesz, powiedziałem! – uniósł się chłopak.
– A jak znów go spotkamy i nie będzie sam, co wtedy? Nie chcę, żeby coś ci zrobili. – Emma nie ustępowała.
– Kotku, nie denerwuj mnie, dobrze? Bydlak kręci się po mieście i nie wiadomo, co mu strzeli do łba. Mnie nic nie będzie, ale tobie i owszem. Gnój ostatni raz cię uderzył, rozumiesz? Nie daruję mu tego – poinformował wściekle, dobry humor, który przed chwilą wrócił, został tylko wspomnieniem. I po chuj ta gadka? – fuknął w myślach, rozdrażniony zachowaniem dziewczyny. Emma odpuściła, wiedziała, że i tak nie wygra.
– Jedźmy do Jessicy, zjadłbym jakiegoś hamburgera – oświadczył.
– Czemu akurat tam? – Dziewczyna się zaniepokoiła.
– Bo tam. Nie bój się, nie będzie go, a jak będzie, to nie wejdziemy – przekonywał chłopak, głos mu złagodniał.
Ustąpiła i podjechała pod feralny pub. Usiadła przy stoliku, a Trevor podszedł do lady. Zamówił kanapki i frytki. Sobie wziął podwójną porcję, od czasu, kiedy mniej się truł, miał coraz lepszy apetyt.
– Nie wiesz, co się dzieje z Tommym? Nie mogę się do niego dodzwonić – zapytała barmanka.
– Jest w szpitalu – odparł bez ogródek chłopak.
– Co się stało?
– Jakieś zasłabnięcie, chyba za dużo wypił. Jutro go wypuszczą – zełgał.
– Czemu mnie nie powiadomił?
– Nie ma telefonu.
– Zaraz przyniosę wasze zamówienie – mruknęła niemrawo Jessica i zniknęła na zapleczu.
Wrócił do Emmy. Znów był wkurzony, poza tym ręka nie dawała mu spokoju. Dziewczyna zauważyła, że ma grymas na twarzy.
– Coś cię boli? – zapytała niezbyt odważnie.
– Nie.
– Weź tabletkę, nie męcz się.
– Nic mi nie jest.
– Trevor, przecież nie jestem ślepa. Dlaczego zawsze się wypierasz i mnie okłamujesz? Widziałam, jak ścisnął twoją rękę, pojedźmy do lekarza – nalegała dziewczyna.
– Nigdzie nie pojadę, samo przejdzie. Poza tym nie wiem, gdzie zostawiłem prochy, pewnie są u ciebie – syknął nieuprzejmie.
Po chwili się jednak opamiętał i wziął dziewczynę za rękę.
– Wybacz, nie powinienem warczeć. To przez tego chuja. Poszarpał mi nerwy na cały dzisiejszy dzień. Ale to nie jest wytłumaczenie. Przepraszam – jęczał, poczuł się jak kompletny idiota.
– Nie gniewam się, tylko nie rozumiem twego uporu – odparła spokojnie Emma.
Dostali jedzenie.
– Czy o piątej mogę go jeszcze odwiedzić? – zapytała Jessica, patrząc na blondynkę.
– Raczej tak.
Barmanka odeszła, a oni wzięli się za posiłek. Znów przypatrywał się ukochanej, chłonąc jej każdy ruch.
– Przestań w końcu! – Emma uderzyła wesołością. – Rozśmieszasz mnie.
Trevor się rozweselił.
– Lubię patrzeć, jak jesz. Już nie będę, jeśli ci to przeszkadza.
– Nie przeszkadza, tylko nie rozumiem, co w tym takiego ciekawego.
– Nie wiem, już tak mam.
Odezwała się komórka chłopaka. Spojrzał na wyświetlacz – Mama. Uśmiech w okamgnieniu zniknął z jego twarzy. Potraktowałem ją jak sukę, a ona jednak dzwoni? Czego znowu chce? – pomyślał zły.
Melodia w telefonie ucichła, ale za chwilę rozbrzmiała ponownie. Trevor się zerwał i wyszedł na zewnątrz. Odebrał.
– O co chodzi? – burknął w słuchawkę.
– Cześć, synku. Wszystko dobrze? Martwię się o ciebie – wydusiła ciężko kobieta.
– A czemu miałoby być niedobrze? – mruknął nieprzyjaźnie chłopak.
– Po naszym ostatnim spotkaniu boję się, żeby coś głupiego nie przyszło ci do głowy.
– Wszystko jest w porządku.
– Widziano cię z jakąś kobietą. Kim ona jest? – wyjechała matka.
To przelało czarę goryczy.
– To tak się martwisz?! – wrzasnął Trevor. – Mów, że dzwonisz, żeby się wypytać!
– Martwię się, pytam przy okazji. To taka wielka tajemnica? – kontynuowała kobieta; Trevor, słysząc barwę jej głosu, odniósł wrażenie, że nic sobie nie robi z jego zdenerwowania.
– Tak, tajemnica.
– Czy to twoja dziewczyna?
– Nieważne.
– Mogę ją poznać?
– Nie.
– Dlaczego?
– Kurwa, bo nie! I nie dzwoń więcej, jak masz zamiar naciskać! – ryknął szatyn i wyłączył rozmowę.
Nie dał rady dłużej, matka doprawiła jego „wspaniały” humor, doprowadzając chłopaka do szewskiej pasji. Emma za chwilę do niego wyszła.
– Co się stało? – Natychmiast zapytała, widząc jego zaciętą minę.
– Muszę zapłacić – mruknął Trevor, ruszając do lokalu.
– Już zapłaciłam – Zatrzymała go. – Trevor, co się stało, co się znowu dzieje? – Uparcie wyciągała prawdę, gapiąc się błagalnie na ukochanego.
– Nic.
– Kurwa, Trevor, kto dzwonił, do jasnej cholery?! – zagrzmiała dziewczyna, której w końcu puściły nerwy.
– A co cię to, kurwa, obchodzi? – fuknął, wcisnął kluczyki w dłoń blondynki i ruszył przed siebie. Ani trochę nie przejął się jej krzykiem, miał to w głębokim poważaniu.
– Trevor!
Nie odwrócił się, tylko przyśpieszył kroku. Za moment go dogoniła.
– Trevor, wsiadaj – apelowała przez otwartą szybę jadącego samochodu.
Nie reagował. Jechała za nim kilkanaście sekund, w końcu wyskoczyła z auta i zatrzymała chłopaka, łapiąc go za ramiona.
– Proszę cię, jedźmy do domu. Już nie będę o nic pytać – nalegała łagodnie.
Stał chwilę w milczeniu, w końcu wsiadł do wozu. Zatrzymali się przy jakimś sklepie i Emma opuściła auto. Ruszył za nią. Nie protestowała, nie chciała go bardziej podburzać.
Weszli i rozejrzeli się po wnętrzu. Trevor skierował się na koniec lokalu i zaczął przewalać półkę. W końcu po przeczytaniu oznaczeń, wziął jeden z ołówków i czarny cienkopis. Nie zwracał uwagi na to, co robi ukochana, tylko podszedł do kasjerki.
– Czemu w tym burdelu nie ma szkicowników? – zapytał chamsko, kładąc rzeczy na ladzie.
– Nie ma na półkach? Niech pan poczeka, zobaczę w magazynie – odparła sprzedawczyni, nic sobie nie robiąc z jego bezczelności.
Trevor poszedł do Emmy i odebrał jej koszyk, który był już pełny i dość ciężki.
– Coś jeszcze? – wycedził, chwytając sześciopak piwa.
– Nie… chyba nie – bąknęła dziewczyna.
– Jeszcze dwie paczki czerwonych Marlboro – burknął Trevor, stawiając zakupy obok leżącego już na ladzie szkicownika.
Emma wyjęła portfel.
– Zapłacę – syknął szatyn.
Nie sprzeciwiała się, i tak był zły.
– Ja prowadzę! – oświadczył, wyciągnąwszy rękę po kluczyki.
Zaraz je dostał. Ruszył gwałtowniej niż zwykle. Emma spojrzała z wyrzutem, ale chyba bała się odezwać. Jechał jak wariat, niczym na torze wyścigowym, w końcu dziewczyna miała dość.
– Trevor, co ty wyprawiasz?! Chcesz nas zabić?! – zagrzmiała.
Zwolnił, ale nieznacznie.
– Zabierz rzeczy z tylnego siedzenia – wymamrotał, gdy dotarli do celu.
Emma wzięła, o co prosił i wrzuciła do torby, którą zaraz mu odebrała. Nie zabrałby się z dwiema. Nie stawiał się, miał wszystko gdzieś. Już w domu umknął do kuchni i tradycyjnie zaczął robić skręta. Zdenerwowanie nie mijało. Zaraz stał z zielskiem przy oknie. Po skończeniu jednej używki zapalił drugą. Dziewczyna grzebała się w lodówce, nie otwierając ust. Chłopak wyrzucił niedopałek przez okno.
– Pomóc ci? – zapytał oschle.
– Nie, już kończę.
Otworzył piwo i usiadł przy stole, skupiając uwagę na tym, co ukochana wyprawia z lodówką. Emma powyciągała z niej stertę starych niezjedzonych rzeczy i wrzuciła wszystko do zlewu. Też już chyba była zła.
– Do cholery ciężkiej z tym gówniarzem. No tak, jasne, przez te pojebane prochy odebrało mu apetyt – wyburczała ironicznie, mocno trzasnąwszy drzwiami chłodziarki.
Wzięła wszystkie śmieci i wywaliła do kosza. Spojrzała na Trevora – wciąż siedział wzburzony. Po chwili wyjął maść, wtarł odrobinę w jej pobitą twarz i wrócił na miejsce. Wypił piwo i otworzył następne. Dalej się nie odzywał. W końcu ruszył z butelką do salonu. Chwycił szkicownik i ołówek i zaczął coś mazać. Emma zrobiła herbatę, ale nie wychodziła z kuchni, zerkała tylko na chłopaka. Ten nie odrywał się od pracy. Po kilkudziesięciu minutach położył szkicownik przed nosem najdroższej. Było na nim siedem motywów koniczynek, każdy inny. Wszystkie narysowane były bardzo dokładnie i poprawione cienkopisem.
Znów zapalił papierosa. To milczenie chyba powoli zaczynało denerwować dziewczynę, bo zrobiła się nieuważna i strąciła ze stołu pustą szklankę, która upadła na posadzkę i rozbiła się na drobne kawałeczki.
– Cholera jasna! – huknęła rozgniewana.
Ruszyła po zmiotkę i zaczęła sprzątać szkło. Jej agresywne ruchy potwierdziły stan, w jakim się obecnie znajdowała. Wciąż niewzruszony Trevor wrócił do salonu i walnął się na kanapie. Po wejściu do domu zrobił się jakiś apatyczny. Zamknął oczy. Czuł się bardzo senny, ale przynajmniej ręka przestała go boleć. Emma skończyła i podeszła do chłopaka. Ten już odpływał.
– Chodź do sypialni. – Pociągnęła go za rękę.
Nie sprzeciwiał się, był obojętny na wszystko. Zdjął koszulkę i wskoczył do łóżka. Dziewczyna, nie mając nic do roboty, zajęła miejsce obok. Była bardzo zaniepokojona jego obecnym stanem. Nie mogła pojąć, dlaczego odrzuca jakąkolwiek pomoc.
Trevor z zamkniętymi oczami leżał odwrócony do niej twarzą. Ta cały czas bacznie mu się przyglądała. Chłopak chyba o tym wiedział, bo uśmiechnął się, nie podnosząc powiek. Przysunął się do niej i umieścił swoją rękę na jej na plecach, pod bluzką. Mocno wtulił się w dziewczynę.
– Przepraszam cię, jestem dupkiem – mruknął. Nie patrzył na ukochaną, głowę cały czas trzymał pod jej brodą.
– Nic się nie stało.
– Stało się, nie pierwszy raz się do ciebie rzuciłem. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
– Dobrze, nie przejmuj się już.
– To była moja matka. Jej wścibskość działa mi na nerwy – wyjaśnił.
Zaczynał mieć wyrzuty sumienia po tym telefonie. Przecież kobieta zawsze była dla niego dobra, a on potraktował ją jak szmatę, chyba dlatego, że słysząc jej głos, od razu stawał mu przed oczami znienawidzony tyran.
– Muszę zapalić – mruknął i ruszył się z łóżka.
Gdy wrócił, znów mocno przytulił się do dziewczyny, czuł się strasznie głupio przez swoje zachowanie.
– Za ostro ją potraktowałem – wznowił przerwany wątek. – To przez tego chuja, matka nie jest niczemu winna – dodał i zaczął opowiadać sympatii wszystko od samego początku.
Nadal na nią nie patrzył, głowę trzymał w tym samym miejscu. Ciężko mu szedł ten monolog, znów chciało mu się płakać, mimo to kontynuował. Emma wyłapała coraz bardziej łamiący się głos chłopaka, lecz nie przerywała. Skończył, gdy opowiedział całą historię, od A do Z. Emma była wstrząśnięta. Już dawno zauważyła trzy małe okrągłe blizny na jego szyi, ale nigdy nie miała odwagi zapytać. Teraz już wiedziała, skąd się wzięły.
Przytuliła go mocniej, nie komentując wyznania. Trevorowi jakby ulżyło, kiedy w końcu zdobył się na szczerość. Oczy miał całe mokre, ale nie płakał, leżał tylko przytulony do najdroższej. Uwielbiał jej ciepło. Rozgoryczenie powoli mijało. Zasnął.
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania