Pokaż listęUkryj listę

Z rozmaitości Czarownika Farloka: Finlandium lejbolsa

Nastał zmierzch. W porze nieurodzajnej ciemność ogarniała świat szybciej, tak, że nawet najznamienitsi z wojów stronili od wypraw nocnych jeśli nie nagliła żadna potrzeba.

Czarownik Farlok strudzony dniem przekroczył granicę większego ośrodka urbanistycznego na jałowych rubieżach południowo wschodnich krain. Tutejsza ludność jak nigdzie indziej nosiła znamiona bitności i zaciekłości. Sam czarownik odczuł to na swej skórze ledwie kilka godzin na zad. Oto bowiem, podążając dobrze oznakowanym, częściowo bitym szlakiem, napotkał na swej drodze żebraka.

Chłopina siedział zgarbiony jak porzucone zwierzę na poboczu, wystawiał chude ręce przed siebie i potrząsał ciosanym w drewnie pojemnikiem na monety. Czarownik, choć zazwyczaj gardził okrutnie mielizną społeczną, przemógł się o dziwo i wyjął z sakwy marnej jakości obola z taniego kruszcu wzmacnianego złomem.

Żebrak ani chybi zorientował się w fakcie dokonanym i dokonał z miejsca buntu przeciw tej niegodziwości, stając na równe nogi i z okrzykiem bitewnym ruszając ku Farlokowi.

Trakt był akurat pusty jak okiem sięgnąć w obie strony. Dlatego, mając to na względzie, Farlok wykorzystał wszelkie siły fizyczne i najpierw sprowadził przeciwnika do ścisłej defensywny, a mówią inaczej – w krzaki, by potem tam okładać go na zmianę gołymi pięściami i dobytym w międzyczasie kamieniem o wadze nie tak wcale małej. Efekt był satysfakcjonujący: krwawa breja na wzór rozgotowanych buraków w miejscu twarzy.

Jednakże w ferworze walki i żebrak poczynił szkody na ciele czarownika, drapiąc do krwi szyję, lewy polik oraz prawą dłoń. Czarownik zaszedł resztę drogi do miasta na ostatku sił.

Doczłapał się jeszcze na kraniec postojowy szynobilu konnego, gdzie akurat stał powóz w zaprzęgu tercetu.

– A niech mnie, czyżbym zdołał jeszcze skorzystać z tego cudu myśli ludzkiej? – zapytał czarownik motowoźnicowego.

– Jak najbardziej, ostatni kurs przez calutką mieścinę – oznajmił wąsaty jegomość.

Farlok uiścił opłatę za jednorazowy przejazd, wcześniej dopytując o godziwą karczmę z komnatami sypialnymi.

O tej porze miasto wydawało się wymarłe. Choć trasa szynomobilu wiodła traktem o charakterze handlowo-usługowym, próżno na deptakach szukać było ludzi mieszczańskich, a nawet żebraków. I choćby się człek wsłuchiwał ogromnie, żaden wyżeł nie skomlał z głodu ni choroby. Pustka jednym słowem.

Czarownik wysiadł na umówionym przystanku. Stąd była już droga niedaleka do godziwej karczmy. Podjął więc trud dojścia tam.

– A czym to dla racji stanu, że czarownik o tej podłej porze szlaja się po wymarłym mieście? – zapytał jeszcze na odchodne motowoźnicowy.

– Jego tylko wola i wiedza, a dla reszty domysły – skwitował Farlok i więcej już nie oglądał się za siebie, choć pomruki gadki pod nosem słyszał.

Tak jak wąsacz zapowiedział, karczma wyglądała solidnie, ulokowana w okolicy nader czystej zachęcała do wydania weń ciężko urobionych oszczędności. W rynsztokach ulicznych nie zalegało przedawnione łajno ani odór uryny nie redlił nozdrzy do krwi.

Farlok, tylko wszedł, od razu zajął dogodne i szybko upatrzone miejsce. Ruch był mizerny, oprócz zamroczonych procentami mieszczan w liczbie trzech, niewiele się działo. Jedna, raczej średniej powabności, kurtyzana siedziała obok schodów na piętro z brodą opartą na dłoni. Ewidentnie się nudziła i cierpiała na niedostatek funduszy z tytułu rajcowania łóżkowego.

Czarownik nie miał potrzeby poprawiania stanu jej portfela, za to zamówił u jeszcze mniej urodziwej kelnerki kufel tutejszego piwa.

Zanim jeszcze zdążył czarownik zaczerpnąć łyka ze źródła browaru kuflowego, w wejściu karczmy stanął tajemniczy jegomość. Twarz skrył za czarną chustą, a odzienie przypomniało trochę szaty teoretyków magii w stanie spoczynku. Farlok kojarzył podobne z pobytu u swego kuzyna – Dojcza z Banu.

Nieznajomy nikomu, nawet barmanowi, podszedł do jednego ze stolików. Tam zająwszy miejsce, zaczął rozglądać się po karczmie. Zawiesił oko na kurtyzanie. A ta od razu rozpoznała w tym spojrzeniu sposobność zarobku. Podeszła do jegomościa zalotnym chodem i zaczęła ugadywać.

Farlok przysłuchiwał się rozmowie. Lecz nie od samego jej początku, bowiem cennik za sposoby dogadzania żołdakowi w pozycji na baczność, nie bardzo go interesowały.

Nagle nieznajomy podniósł lewą rękę, wycelował palcem wskazującym w bar, a potem nabierając powietrza w dudy, ryknął na całą salę:

– Finlandium lejbolsa!

Czarownik Farlok poczuł jak mu włosy wszędzie, nawet tam, gdzie było ich już zbyt wiele, zaczęły stawać dęba. Jeden jedyny raz słyszał owo zaklęcie, dawno temu, będąc jeszcze jeno szczylem pospolitym. Wtedy zrobiło ono na nim ogromnie wrażenie. A teraz zapowiadało się nie inaczej. Bowiem z miejsca wiele butelek mocnego trunku zarówno lokalnego, jak i sprowadzanego z dalekich krain, zaczęło występować z półek i w szeregu lewitując, podążać do stolika nieznajomego czarownika. Kurtyzana, widząc te dziwy jęknęła ze strachu i jak niemrawy kundel na czworaka odstąpiła od potencjalnego klienta. A ten przywołał owym zaklęciem również kufel pusty. I zaczął nalewać doń po trochu wielu trunków naraz, mieszając wszystko w eliksir tyle zabójczy co i pociągający też.

Farlok poczuł oburzenie. Popisy, pomyślał. A niech cię, psia krew, licho i co tam jeszcze plugawe i gnuśne i terefere, zaczął wymyślać w wyobraźni.

– Zazdrość cię zżera, lichy czarowniczku! – zaczął tamten niespodziewanie.

Farlok poczuł zakłopotanie. Skądże on miał sposobność? Czyżby…

– Tak, mój czarodziejku, masz rację. Jestem magiem umysłowym. Mam wielkie umiejętności i certyfikat niepoczytalności!

– Tobie się zdaje, magu, że możesz ot, tak mnie besztać z taką oto pogardą?

– Żeby tylko, miernoto. Wejrzałem w trzewia twego umysłu. Prześledziłem najdalsze odmęty wspomnień. Jesteś kanalią. Nie mam wyrzutów, ładując w twe szorstkie, pozbawione odruchów altruistycznych lico pociski obelżywe w słowie i myślach!

Tego było już ponad korek. Farlok rzucił się na równe nogi i tak jak stał, ruszył w kierunku maga.

– Nie pozawalaj sobie! – krzyknął jegomość umysłowy.

Obaj już stali na baczność i mierzyli się wzrokiem. A mieszczuchy pozostałe w karczmie z pokorą i strachem obserwowały poczynania. Tylko dwóch, bo trzeci skorzystał z okazji i zamówił pucowanie lufy u wątpliwej kurtyzany.

– Jeszcze mi będziesz trzewiki pucował, ty niegodziwcu plugawy! Jam jest Farlok, teoretyk magii, znawca księgi czarów i wojażer niestrudzony.

Mag zaśmiał się gromko.

– Jesteś, mój czarowniczku, zakompleksionym karierowiczem, a raczej jego nieudolną próbą. Podążasz za sławą, której nie zdołasz nigdy dogonić, a nawet jeśli, ona nie zechce takiej poczwary. Pogódź się z tym.

Farlok poczerwieniał, nic to z furii ni ze wstydu. Myśli miał różne, większość z nich pragnęła mordu, ćwiartowania, krwi!

– Kim ty jesteś? – zapytał, sapiąc ciężko.

– Twoim koszmarem, konowale!

Nagle we karczmie zerwał się wicher potworny. Stoły poczęły wywracać się jeden po drugim. I Farlok zaliczył wywrót i upadek bolesny, a kiedy ocknął się z amoku sytuacji, maga już nie zastał, tylko bajzel potworny, a pośrodku rzekę trunku z rozbitych butelek.

Tamtej nocy nie zasnął choćby na minutę. Choć w komnacie sypialnej panowało przyjemne ciepło, czarownik leżał na wznak i rozmyślał ze strachem w oczach. Postać maga krążyła w wyobraźni, a potem jakby przyglądała się Farlokowi zza okna. Przerażony i zawstydzony nielicho, przymknął oczy jedynie nad ranem, na niecałe dwie godziny. A śnił o magu, wymachującym oderwanymi rękoma czarownika Farloka, teoretyka magii.

Średnia ocena: 3.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Bettina rok temu
    Mnie siẹ podoba, z racji że mi siẹ nie podoba.
  • Bettina rok temu
    Nie lubiẹ Terry Pratchetta.
  • Bettina rok temu
    Podoba mi siẹ to, że mi siẹ nie podoba - jest w tym coś intrygującego.
  • Bettina rok temu
    Jak zwykle Ci tu trochẹ nasralam, ale jest dobre wytlumaczenie Niesprawnosci umyslowej.
  • Aleks99 rok temu
    Nie możesz srać gdzie indziej, trollu?
  • Bettina rok temu
    Aleks99
    Nie ma mnie!
  • Bettina rok temu
    Znaczy jestem. Ja generalnie jestem bardxo oszczedna osoba. Zakochalam siẹ.
  • Sufjen rok temu
    Trzymasz wysoki poziom w strukturach światotwórczych i technicznych. Przyjemnie spędzony czas.
  • Aleks99 rok temu
    Sufjen, dzięki, póki mi pomysłów starczy i chęci jakoś daję radę. A jak przy tym komuś czasu nie zmarnuje, to już w ogóle :))
  • droga_we_mgle rok temu
    To mnie z deczka... rozczarowało? W sensie, forma jak zwykle super, dostaliśmy więcej informacji o tym uniwersum - przede wszystkim o magach, bo dotąd główną "reprezentacją" pozostawał F.
    Tylko już się akcja rozkręcała, i... nic. Postraszył, postraszył i zniknął. Niedosyt zostawiając.

    Chyba, że to jakaś zapowiedź i ten wątek wróci później.
    ________________

    To powiedziawszy, z radością stwierdzam, że wreszcie jestem na bieżąco! Hura.

    Pozdrawiam
  • Aleks99 rok temu
    No założyłem że to opko to taki wstępniak, przedstawienie po krótce czarnego charakteru i pierwszego villana serii!! ;)
    A teraz jeszcze mam presję bo już nie ma zapasu dla czytelnika
  • Bettina rok temu
    Oz, czarownik aoz.
  • Bettina rok temu
    Aleks99 , co ma jej , tej baby z gory lechtacxka? do presji?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Aleks99↔Rozedrgana akcja, umysł czytelnika już nęci, na prawie początku, w sprawie rzeczonego żebraka, a zaś różne inne możliwości współtworzące dzieje, chociażby w barze. Dużo zależy od tego, jaką kto ma wyobraźnie, czytając i czy specyficzny humoryzm:)↔Jam na tak, bo inaczej wzrokiem tekstu bym nie obrzucał:)↔Pozdrawiam😅
  • Aleks99 rok temu
    Tak właśnie. Seria specyficzna, nie dla wszystkich, być może dla nikogo oprócz tych, co już kogo są. Ale fajnie mi się pisze, więc będzie trwać :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania