Pokaż listęUkryj listę

Z rozmaitości Czarownika Farloka: Chronoświr cz.3 - ostatnia

Zatracony w nieprzytomności podróżował po światach marzeń i niespełnionych ambicji. Widział okazały dom, w którym uczył swego pierworodnego sztuk magicznych, obok zaś istniały w symbiozie marzenia dalekiego dzieciństwa – postać ojca, zatroskanego nad wychowaniem jedynego syna. Czarownik oglądał te obrazy z daleka, nie mogąc wejść weń, choć bardzo tego pragnął. W końcu, lewitując zawieszony w tej dziwacznej aberracji mózgowej, upadła na magiczne ryło twardo i boleśnie, aż zbudził się w rzeczywistości.

– W końcu, żeś żyw. Już miałem cię porzucić, magu – powiedział zniecierpliwiony kompan.

– Ileż to mnie nie było?

– Jak drut ćwierć dnia, oto niebawem popołudniowe resztki i wieczór za pasem. Ruszajmy raźno.

Farlok otarł szatę i styrany podążył za Czasowym. Czuł się fakt faktem fatalnie, aż mu w łepetynie coś brzęczało i huczało.

– Ta wieża, Obcego czy jak mu tam. Co to za dziwaczność?

Czasowy westchnął.

– Pamiętliwy jesteś, magu. Wieża obcego to nomenklatura naszych dziejów i podań legendarnych. W tychże czasach mówią o niej Bura Wieża. To starożytna, wielce magiczna brama do Kontrdziejów, świata równoległego naszemu, ale jakże innemu we wszystkim.

– A więc tam podążasz?

– Tak, ale twoja rola ograniczy się tylko do eskorty ku wieży. Po wszystkim, a nawet chwilę przed odprawię cię do dziejów, z których wyruszyliśmy.

– Mam wrażenie, że nie jesteś ze mną szczery. Twoja hojność w słowie miałka i oślizgła.

Czasowy nie odpowiedział.

– Milcząc tylko przypieczętowujesz moje podejrzenia.

– Myśl co chcesz, krnąbrny magu. Wy wszyscy po jednym lichu.

– Dlaczego nasi kronikarze znamienici wołają o niej Wieża Obcego?

Nagle zarośla, w które wstąpili jakiś czas temu, poczęły rzednąć, a trakt poszerzał się coraz mocniej. W końcu wyszli na teren ogołocony z roślinności, mając przed sobą osobliwą budowlę, której połowa w górę licząc, skryta była w mleczno-burej otoczce mgły i chmur. Oto bowiem była Bura Wieża.

Czasowy postawił jeszcze dwa kroki, a wtedy z niebios strzała elektryzująca gruchnęła na czubek wieży, aż ziemia cała dostała drgawek.

– Jesteś niedorobionym idiotą jeśli zamierzasz tam iść – powiedział Farlok, wbijając wzrok w budowlę, jakiej nigdy na oczy swe nie ujrzał.

– Nie ostała się do naszych dziejów, magu. Zburzono ją wiele lat, zanim przyszedłeś na świat. Już wtedy była ruiną, a jej magia przepadła. Wszystko przez schody.

Czarownik spojrzał na niewielkie wejście u podnóża wieży. Nie było zabezpieczone drzwiami, więc widział dokładnie owe schody ciągnące się zapewne po sam szczyt.

– Cóż z nimi nie tak?

Czasowy zaśmiał się w głos.

– Ależ nic, to zupełnie normalne schody, magu.

– W takim razie, czemu o nich wspomniałeś?

– Bo tak naprawdę są wręcz zabójcze, a ja się tylko droczę z twoją naiwnością. Te schody są powodem, dla którego jeszcze nikt nie przestąpił przez wrota Kontrdziejów.

Kończąc ten nieco pretensjonalny wywód, Czasowy wskazał palcem na zarośla niedaleko wieży.

– Tam się udaj, magu i spojrzy w głąb studni.

Farlok z dozą niepokoju udał się we wskazane miejsce. Pchała nim ciekawość i duma, w końcu nie mógł pokazać temu flegmatycznemu łapserdakowi, że posiada duże pokłady lęku. Więc podszedł do zarośniętej studni i spojrzał weń. Chwilę potem aż odskoczył ze zdumienia. Na dnie bieliły się kości czaszek i kończyn ludzkich, wrzucone tam w nieładzie i niestaranności.

– To resztki śmiałków z wielu dziejów przed nami. Sam Obcy ich tam wrzucił, na wieczny spoczynek – wyjaśnił Czasowy.

– Kim on jest?

– Tego, magu, nie wie nikt. Jedno tylko jest pewne – on to strażnikiem wrót i tylko on potrafi pokonać strome schody Burej Wieży.

Farlok powoli rozumiał, dlaczego Czasowy zaciągnął go w to miejsce. Zapewne od początku podróży liczył na magię czarownika, która pozwoli pokonać magię schodów. Swoisty pojedynek sił z prastarymi mocami, o których Farlokowi nawet w najbardziej wyuzdanych snach pełnych magicznych orgii się nie śniło.

Elektryzujące szpikulce ciskały w trzon wieży coraz częściej i mocniej. Czasowy nie był tym faktem zadowolony. Spojrzał w górę, a tam z nagła wszelkie mglistości i chmurności odeszły precz, bowiem na samym szczycie zamajaczyła postać.

– Nie jest dobrze – zdążył powiedzieć zaniepokojony.

Po sekundzie a może trzech w mgnieniu oka u podnóża wieży pojawił się mężczyzna odziany w mocno przylegającą do ciała szatę. Wyglądał jak cudaczny obiekt drwin każdej szkoły dla częściowo beznadziejnych. Farlok odstąpił od studni, nie spuszczając wzroku z nieznajomego.

– Kim jesteś? – zapytał, choć myśli podpowiadały, aby zakneblował jadaczkę.

– To nasz strażnik wieży, magu – odrzekł z lekkością Czasowy.

Tymczasem nieznajomy uniósł delikatnie głowę i ukazał twarz w całej krasie, dotąd skrytą pod szerokim wachlarzem kapelusza. Wyraziste, szafirowe ślepia obserwowały intruzów z pogardą i bojowym nastawieniem.

– Czego tu, mośki? Spadówa na kwadrat, to mój rejon.

Czarownik nie pojął ni w ząb, o czym prawi strażnik wieży.

– Czego ten osobliwy człek od nas chce? – zapytał Czasowego, ale ten tylko wzruszył ramionami.

– To jakiś kod, magu. Ale najpewniej nas przeklina.

– Ej, ty, zegarmistrz purpurowy, nie bądź taki do przodu hopla, bo się wyglebiesz na ryjec!

– A niech mnie! On chyba ku tobie swe obelżywości ciska.

– Pozwolisz na to, czarowniku? Użyj magii!

Farlok począł na te słowa pocić się intensywnie i woń nieprzyjemną wokół roztaczać. Jeszcze wszak po ostatnim akcie magicznym nie doszedł do pełni sił.

A co najgorsze przez presję i stres obfity zapomniał większość zaklęć.

– Roztacza aurę ochronną, czuję ją – powiedział Farlok, próbując wymigać się od rzucania czarów.

– Skoro tak, musimy użyć przymusu siły pięści!

Czasowy nie wahał się, ruszył na przedzie. Kiedy już stanął oko w oko ze strażnikiem, wyprowadził cios. Był szybko, ale tamten uchylił się bez problemu.

– Gdyby to było takie łatwe, nie byłbym strażnikiem wieży, tumanie! A tej hopsaj na szczyt!

Po tych słowach nieznajomy zniknął tak szybko jak się pojawił, a jego postać znowu zajęła miejsce pod wrotami do Kontrdziejów.

– Nie ma zmiłuj, idę! – żachnął się Czasowy i ruszył, zapominając kompletnie o Farloku, magii, o całym świecie.

Czarownik, widząc, że jego kompan działa w emocjach zdradliwych, na początku chciał go zatrzymać, ale ostatecznie przypływ sił tchórzostwa powstrzymał takowe działania i czarownik począł jeno obserwować rozwój zdarzeń.

Czasowy pokonywał kolejne zdradliwe stopnie, pnąc się w górę w półmroku wnętrz Burej Wieży. Gdzieś między nogami przemknęło mu szczurzysko paskudne i piszczące, ale nie przeląkł się, tylko kontynuował wspinaczkę. Niestety klątwa wyczuła, że oto kolejny śmiałek próbuje szczęścia i jeden ze stopni jakby zniknął spod stóp. Wtedy Czasowy jęknął na głos i zaczęła się dłuższa tyrada stęknięć, trzasków łamanych kości oraz przelewającego się wewnątrz ciała krwotoku wewnętrznego.

Wieża wydaliła prawie martwego człeka, na co przelęknięty Farlok od razu zareagował.

– Odsyłaj mnie, odsyłaj w te pędy, póki żyjesz! Słyszysz mnie? Odsyłaj!

Czasowy spojrzał na Farloka i krztusząc się własną krwią, całkiem połamany na ciele i psychice powiedział:

– Miałeś rację, magu. Nie byłem z tobą szczery. Żaden ze mnie Czasowy. Nie zdałem wielu egzaminów w Chronokuźni. Wołali na mnie Chronoświr. Byłem do niczego.

Farlok aż poczerwieniał, a potem zaczął lekko siniec z wściekłości.

– Niech cię diabli, konowale! Jak mogłeś. Utknąłem tu.

– Oj tak, magu. Kupiłem licencję podróży między dziejami na targu plugastw. Mają tam wszystko, nawet skośnookie odmiany magów w słoikach. Wiesz, magu, dobraliśmy się idealnie. Dwa konowały.

Po chwili skonał żałośnie w akompaniamencie wrzasków czarownika.

Farlok jeszcze kilka minut po zgonie, nacierał pięściami na stygnące ciało kompana, choć wiedział, że mało wydatne to wysiłki. Kiedy już miał się poddać zupełnie, zobaczył, że strażnik znowu stoi u podnóża wieży.

– Nieźle cię wydymał – powiedział. – Aż mi cię nawet szkoda.

– Nie potrzebuję twej litości, jest mi zbędna.

– Niekoniecznie, magu. Powiem ci w sekrecie, że mogę pomóc. Lecz nie za darmo. W moim świecie jest taki powiedzenie: Za darmo to można w dupę dostać kopa, a ja uważam, że nawet takie rytuały powinny być płatne.

Widząc, że czarownik wykazuje zainteresowanie propozycją, strażnik nie wiadomo skąd wynalazł w jednej chwili umowę na piśmie, a także kałamarz i pióro.

– Ta umowa obowiązywać cię będzie przez pięć lat. To standardowa procedura, bez żadnych dodatkowych kosztów. Jest tylko jeden warunek, nie możesz wiedzieć o postanowieniach umowy. Podpisujesz w ciemno. Stoi?

– Co z niej mi w takim razie, skoro wiedzy nie posiadam o konsekwencjach? Możesz i życie moje zabrać, a jedynie płonne nadzieje tym świstkiem rozpalasz.

Strażnik spojrzał z uśmiechem na szczyt wieży.

– Nie zabiorę ci życia, nie w takim rozumieniu jak myślisz. Raczej je uratuję. Musisz wiedzieć, że w tych dziejach magowie to ciągle gorący towar w rzeźni.

Czarownik wahał się jeszcze chwilę. W końcu jednak uległ pokusie i stosowny podpis nabazgrał.

– Kocham ten zacofany naiwniacki wypizdów! – krzyknął na całe gardło i zniknął w obłoku mglistym, który pojawił się ponownie.

Czarownik stał pod Bura Wieżą samotnie jeszcze dobrych kilka chwil. Gapił się tępo na mury budowli i czekał, myśląc już tylko o wygodnym łożu w jakiejś zapyziałej gospodzie na prowincji.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Bettina rok temu
    Gẹste?zarośla, w które wstąpili jakiś czas temu, poczęły rzednąć, a trakt poszerzał się coraz mocniej.
  • Bettina rok temu
    Aleks99 , z trudem sie zamkne. Ale wiem. Super , mialam problem z rozwiazaniem tego.
  • Bettina rok temu
    OK. To napisze, bo mi nie zabraniasz, Autorze. Widze kolo, ktore jest podzielone na cztery czesci, w ktorych sa zbudowane linie geometryczne. Ale tylko w górnym prawym Segmencie mozesz zobacxyc kwadrat utworxony z dwoch linii rownoleglych
  • Bettina rok temu
    ,,Czasowy nie byl zadowolony".
  • droga_we_mgle rok temu
    "Za darmo to można w dupę dostać kopa, a ja uważam, że nawet takie rytuały powinny być płatne" - najlepsze, a poza tym się zgadzam :D

    Jak trafia swój na swego, to może z tego powstać albo wielkie dzieło, albo wielkie... No, zgadnijmy, która z tych opcji tu zaszła :)

    Ciekawam dalszego ciągu i postanowień tej umowy.
  • droga_we_mgle rok temu
    *dalszego ciągu przygód czarownika, bo widzę, że ten konkretny ich epizod już dotarł do końca
  • Aleks99 rok temu
    Rozmyślam intensywnie nad dalszym epizodem niestrudzonej wędrówki czarownika, ale idzie to topornie dosyć. Byle do końca, dzięki ;)
  • MKP rok temu
    W końcu, lewitując zawieszony w tej dziwacznej aberracji mózgowej, upadła na magiczne ryło twardo i boleśnie, aż zbudził się w rzeczywistości. - upadł, ale prócz tego zdanie świetne👍👍

    – Tam się udaj, magu i spojrzy w głąb studni. - spójrz

    - wyprowadził cios. Był szybko, ale tamten uchylił się bez problemu.- szybki

    Fajne, styl Prattczetowy czyli humor na poziomie i ze smakiem a przy tym fabuła ciekawa.
  • Aleks99 rok temu
    Dzięki za korektę i cieszę się, że przypadło do gustu. Z tymi komediowymi tekstami to trzeba trafić w niszę ;)
  • MKP rok temu
    Aleks99 Paradoksalnie nie jest łatwo napisać humorystyczny tekst, który jednocześnie nie będzie banalny, albo żenujący dla intelektualnie sprawnego czytelnika. Twoj styl przypomina mi Pratchetta, bo to jest chumor sytuacyjny i nie głupi: w stylu rozbił mu tort na facjacie 🤣
  • Aleks99 rok temu
    MKP jak zaczynałem pisać tę serię to po prostu pisałem tak jak chciałbym to czytać i humor taki, który ja lubie. Chyba fartem wyszło, że akurat taki humor podpasował więcej niż jednej osobie (mnie!xd)
  • Dekaos Dondi rok temu
    Aleks99↔A czemu to ostatnia, skora akcja dopiero w rozkręcaniu tempa nabierała, z nutką→specyficznej wesołości→chociaż nie dla wszystkich. Chociażby dla tych, co udział w niej brali.
    Pozdrawiam😅:)
  • Aleks99 rok temu
    Dekaos Dondi a bo to taki myk sprytny, że akcja dalsza będzie się kręcić w opowiadaniu pod tytułem Bez pamięci. Dwie części są już dostepne, reszta w realizacji na razie czeka

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania