Pokaż listęUkryj listę

Z rozmaitości Czarownika Farloka: Nos-se-ratuj cz.3

Stwór był obficie owłosiony, miał długie, kościste palce zakończone haczykowatymi pazurzyskami. Tyle teoretyk wiedzy magicznej zaobserwował naraz w ogólnym rozgardiaszu paniki. Bestia ryknęła gardłowo, jakby jakiś potężny żarłok karczemny zacharczał flegmatycznie. Farlok ponownie uchylił się przed atakiem, a potem począł biegiem porywistym wracać ku chacie kuzyna.

Mimośród spostrzegł ową akację i donośnie przyzwał wyżła alarmowego. Ten jednak nie dał znaku życia. Wtem archiwista z głową pod toporem zakrzyknął z braku lepszego pomysłu:

– Drałuj pomyślnie, Farloku!

Teoretyk przyjął pozycję aerodynamiczną, wychylił się do przodu i mocnym susem uskoczył w prawo, czując wyziewy paszczowe bestii, nacierające od lewej. Cielsko stwora minęło twarz maga o dobre dwa paliczki. Farlok ocknął się z amoku spowodowanego fetorem i ponownie zaczął galopem zmierzać w stronę Mimośroda. Minąwszy kuzyna, wtargnął z impetem na jego posesję. Stwór zacharczał ponownie. Mag złapał za klamkę drzwi, otworzył ciężkie wrota i razem z Mimośrodem wbiegli do chaty, ryglując za sobą wszystkie zamki. Bestia po trzykroć nacierała, aby sforsować wejście, ale widząc, iż trud to daremny, pognała w niewiadomym kierunku, w ciemność.

 

 

Farlok i jego serdeczny kuzyn zasiedli w izbie kuchennej przerażeni i zmęczeni. Mimośród co chwila wpatrywał się w okna, szukając sylwetki stwora czającej się po drugiej stronie oszklonych ram. Nie było nic widać, więc słusznie założył, że fagas odpuścił żer.

– Jak drut wyżła mi ukatrupił – powiedział z nieukrywanym żalem. – Dobry był to wyżeł, kuzynie. A teraz przyjdzie mi jeszcze bulić na nowego.

– Zważ na powagę sytuacji Mimośrodzie, temu ci rzeknę, iż twój alarmowy wyżej głęboko w mej rzyci na ten czas rezyduje – odparł teoretyk wiedzy magicznej z ponurą miną. – Na gwałt potrzebujemy wsparcia. Bestia zrobi nawrót.

Mimośród, jakby mniej już przerażony, ożywszy i otarłszy starannie twarz, machnął na te słowa ręką.

– Nie ma obawy, kuzynie. To szczwane draństwo. Nie będzie nadaremne siły forsować mi chałupy skoro może w tym czasie nagabywać śmiertelnie jakichś wsioków pospolitych.

– Przed momentem małoś w portki nie narobił, Mimośrodzie. Skąd ta zmiana?

– Zrozumiałem, że mam u boku wysokiej klasy maga, kuzynie. Zwykle wszelkie niecnoty nagabują mnie, kiedym samotnie tu przebywam.

– Jakież to? – zapytał Farlok, starając się wyprzeć z umysłu wszelkie myśli o swej misji ucieczkowej, tchórzostwie i nielojalności.

– Fucha zobowiązuje. Jak nie wsioki z widłami to kurtyzana jedną z drugą.

– A one z czymże? Wałkami analnymi?

Mimośród zmieszał się na to pytanie.

– Wiele zakamarków królestwa zwiedziłeś, kuzynie – stwierdził tylko.

Czarownik przytaknął.

– Szukałem szczęścia wszędzie i jak na razie nie zagrzałem miejsca.

– Za Gryzłaka dostaniesz sowitą zapłatę. A i głowę moją przy okazji ocalisz. Z samego rana zajedziemy do miasta. Rozpytamy miejscowych, aby określić zakres działania. Jak zobaczą na oczy maga, to się będą pruć niczym stare poszewki!

Farlok przytaknął jedynie, niezbyt entuzjastycznie. Byłby już spory kawał stąd gdyby nie…

– Zmęczonyś, jak sądzę. Zażyj snu czym prędzej. I mi się przyda – powiedział kuzyn, odchodząc w stronę swej komnaty.

Farlok odprowadził Mimośroda wzrokiem, a potem podszedł do jednego z okien i spojrzał przezeń. W ciemności idealnie okrywającej świat za szybą nie zauważył niczego niepokojącego. Mimo to nie mógł się z chaty ruszyć.

 

                                                            ****

 

Dwaj strażnicy wtargnęli do niskiej, chwiejącej się rudery. Trzeci został na warcie. Duża izba podzielona była na dwie części. Po prawej znajdowały się sienniki, na których spali domownicy, po lewej część kuchenna. Jeden ze straży dobył kija szturchańca i posłał dwa celne ciosy na grzbiet męskiego przedstawiciela tutejszej domowej wierchuszki. Wieśniak z bólu aż się skulił. Jego żona bez słowa pozwoliła strażnikom na zabranie chłopa. Na zewnątrz kmieć począł wierzgać zajadle, niczym nieoswojony dziki kundel. Dostał za to dwie porcje bolesnych nalotów pięści na łeb.

– Czego się szwendacie po nocy bez wyraźnej woli na piśmie? – zapytał jeden ze straży.

– A jakie mi pismo, skoro ja nieuk?

Przyboczni hajnekena popatrzyli po sobie z lekką konsternacją. Co by nie gadać, miał kmiotek nieco racji.

– Poszedł gryps, wieśniaku, że za spacery na popijawy w karczmie dwa paluchy ciachamy bez litości.

Zanim wychudzony, skarlały kmieć zdołał się przerazić na tę nowinę, ostrze wprawione w ruch skróciło mu paluchy do połowy, co wywołało słuszny jazgot bólu.

Trzeci, co stał na warcie, spojrzał w głąb chaty. Zaciągnął się niepotrzebnie, bo odór uryny przywołał najgorsze wspomnienia i potargał kiszkami nie na żarty. Bełt wisiał w przełyku i tylko wola bogów uchroniła młodego orędownika bezpieczeństwa przed rychłym desantem treści żołądkowej.

Okaleczonego wieśniaka wrzucili z powrotem do rudery, zamknęli stoczone przez robactwo drzwi i ruszyli pieszo przez wiochę do kolejnej chaty, na samym jej końcu.

– Jeszcze kilka, jedna tu i kolejne w następnej wiosce. Po dwa paluchy każdemu – powiedział dowodzący.

Czujne ślepia obserwowały ich pochód, czekając, aż wyjdą z zabudowań na trakt przecinający leśną głuszę.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bettina 9 miesięcy temu
    Po dwa paluchy każdemu – powiedział dowodzący.
  • droga_we_mgle pół roku temu
    Stęskniłam się za Farlokiem :)

    "rychłym desantem treści żołądkowej" - kocham Twoje sformułowania😂
  • Aleks99 pół roku temu
    Czasami się udają, dzięki:D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania