Z rozmaitości Czarownika Farloka: Koszmar Meliorantów (3z3)
– Dla szoku większego obnażmy go z szat! – zawołał jeden z Meliorantów, o względnie godziwej urodzie.
Na to przywódca zgrai zdzielił przybocznego po łypie, czyli gębie, po czym mu na nos splunął w akcie pogardy dla pomysłu.
– Ja decyduję, co poczniemy z tym konowałem nielichym – oznajmił władczym tonem ich zwierzchnik.
Był to Meliorant łysawy, w kwiecie wieku produktywnego, obleczony w szmaty nieco mniej woniące smrodem, ale nadal żałośnie postrzępione.
Reszta mu poddanych pokornie przyjęła wytyczne. Wtem oto pojmany teoretyk wiedzy magicznej zbudził się raz kolejny. Teraz jednak nikt z zamiarem zdzielenia do nieprzytomności ku Farlokowi nie zmierzał. Mag spojrzał nadal wzrokiem zamroczonym po mordach nieznajomych. A było ich naprawdę wiele. Czuł, iż do jakiegoś pala został przykuty solidnie za ręce i nogi.
– Gdzie wy mnie… – zaczął, ale nie zdołał finalizować wywodu, gdyż oto fala boleści uderzyła jak grom. Powodem była duża liczba uderzeń w czerep farlokowy.
– Zbudził się ten oto, konował nielichy! – zawołał władca ów plemienia Meliorantów.
Mag zwrócił uwagę na tego, który przemawiał.
– Czego chcesz ty i twoi pomagierzy zasmrodzeni?
– A jak myślisz?
– Mej głowy albo serca mego. Albo obnażyć wam się zachciało z szat mych ciało moje i na widok publiczny ku śmieszności wystawić.
– Zamiar to może i słuszny, ale nie ku tobie będzie zwrócony. Co widzisz, patrząc na mnie i popleczników moich?
Farlok zmrużył lekko oczy, przestudiował sylwetki stojące przed nim w rzędzie półkolem zachodzącym. Oddechu zażył, a po nim następnego. W końcu był gotów.
– Cóż, widzę zgraję łapserdaków niehigienicznych. Stertę chodzących abominacji żądających równania ich, o zgrozo, z ludzkimi stworzeniami.
Na te słowa większość z otaczających maga Meliorantów zaczęła szemrać, aby zgładzić i obnażyć ścierwo magiczne. Bardzo byli znerwicowani, gotowi do boju i tłuczenia Farloka w słusznym znoju.
Gestem chudej ręki uspokoił się przywódca. Potem znowu zwrócił się do teoretyka wiedzy magicznej.
– Mówisz to, co słyszeli nasi dziadowie, ojcowie i wiele poprzednich generacji. Powtarzasz frazesy niesłychane, spisane w księgach bluźnierstw nad naszym ludem.
– Czy powtarzam nieprawdę? – zapytał mag.
– Jeszcze dwieście pięćdziesiąt lat temu odparłbym, iż nie. Ale wiedz, magu, że czasy się zmieniły. Postęp Doliny nastał, a z nim nowość nad nowościami.
– A czymże to ta projekcja ku przyszłości, Meliorancie cuchnący?
– Zwie się to konsumpcjonizm.
Mag zafrasował się nad znaczeniowością nowego słowa. Nigdy o tej dziwacznej nowinie nie zasłyszał w innych krainach.
– A cóż to za szkaradność?
– Wiele generacji temu Dolinę wytrzebiono z wszelakiej zdziczałej zwierzyny, z potworów i dziwadeł świata zeszłego. Ale wśród ludzi pojawiło się wielu takich, co chcieli czuć ostrze strachu na ichniej gardzieli mroźną aurą spoczywające. Pozostawiono mendel zasobonści naszego ludu. Dano im wybór, pożoga w ogniu i na smażonkę do karczmy za pół darmo dla kmieci, lub to, czym paramy się do dzisiaj.
Farlok słuchał wywodu, ale po dłuższym szarganiu uwagi zaczął poziewać. Wtedy Meliorant władczy zdzielił maga po czerepie sążnie, aż tamten o mało nie ugryzł napastnika w chudą rękę.
– Trzymaj swe zębiska z dala, poczwaro magiczna.
– Jeszcze cię tam smażonka czeka, Meliorancie parszywy!
Knieje okoliczne zaszumiały groźnie, aż kilkoro z przybocznych Meliorantów dało dyla w przestrzeń gęstego zazielenienia. Ichni władczy na powrót zaczął z magiem temat.
– Mam wiedzę, na temat twoich występków, magu. Konował, który zaciukał wielu.
– Trafisz do tego grona, parszywcu!
– W końcu i tak zemrę. Od lat Hajneken Doliny płaci nam w denarze godnej próby za wałkowanie Meliorantów natury tak bluźnierczej, jak to opisał ją Ziemopa.
– Dajesz mi więc ułudę, iż teatrzyk od pokoleń tu odstawiacie?
– Zgadza się. I to nie ułuda, magu, a rzeczywistość.
Farlok zaśmiał się chrapliwie.
– Skończ cedzić swe wywrotowe teorie!
– Poślę po straż, a oni już przemaglują ci lico i wiele więcej.
Farlok starał się swą odwagą ociekać, ale nutka strachu zaczynała smyrać go po karku.
– Będziesz naszą kukiełką. Lud popuści uryną w szaty, kiedy ujrzy, jak smagamy cię po licu, bluźnierczo wyczyniamy gody wokół twego ciała. Denary będą się sypać, a my w końcu uwolnimy się spod jarzma egzystencji jako motłoch dla rajcu.
– Nikt was nie zmusił, tylko waszych przodków-idiotów!
– Hajneken dał do zrozumienia, że dezercja będzie karana, chyba że wykupimy denarem nasze istnienia.
Mag poczuł chwilowy przebłysk pomysłu. A jakby tak zapewnić ich, że z pomocą czaru sam Farlok pogrzebie w niebycie zapędy Hajnekena Doliny?
– Daj mi wolność, a osobiście zwrócę waszą godność i denary zachowacie nienaruszone – odparł, wykazując się słowem nienagannym i pewnością kamienną. Po wszystkich złożonych obietnicach i uwolnieniu się z okowów zamierzał pędem zbiec od poczwar melioranckich. A niechby i ich głowy na pal nabite zostały – nie maga to interes.
– Wam się, magu, w czerepie gorsza furtka otwarła. Jesteście naszym gwarantem denaru sowitego. A wiedz, łajdaku czarowniczy, że tutejsze prawo zwalnia na czas pojmania przez Meliorantów z szarży straży za nicponiem rzeczonym, choćby i dziewki przygodne napastował swą knagą, a po wszystkim palił żywcem. Bowiem uciecha ludu i umiłowanie władzy ważniejszymi w Dolinie niźli sprawiedliwość zaściankowa. Konsumpcjonizm.
Przygotowana konnica zaraz potem zajechała, z gąszczy jakby wyrosła. Zamiast karocy solidna cela mobilna, pchana na dwa koniec stanęła przed magiem. Melioranci w kilku najsprawniejszych zapakowali zdobycz. Sam zaś władczy furtkę zamknął na zamek z pieczęcią. Farlok znał symbol nań widniejący i teraz już poważnie zaczął się zamartwiać. Bowiem oznaczało to, iż w celi mobilnej żaden jego czar nie zdoła pomóc.
– Kukła! Kukła! – zaczął intonować wódz.
Melioranci włączyli się do nawoływania, a sam Farlok o mało co szaty nie poplamił.
Komentarze (1)
Ok
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania