Z rozmaitości Czarownika Farloka: Pagórki mają nosy cz.5
– Wysprzęglanto Maxima! – rzucił w stronę maga Farlok.
Tamten zdążył jeszcze uśmiechnąć się z politowaniem, po czym zręcznym ruchem odbił zaklęcie. Moc gniewu teoretyka magicznego powędrowała w stronę Karlika, który wciąż z grymasem na twarzy leczył boleści po niedawnym upadku. Teraz, jęknąwszy ze strachu, przyjął potężną dawkę magicznego zaklęcia poziomu drugiego. Siła uderzenia odepchnęła jegomościa na znaczną odległość, a potem w niebiosa wystrzeliła. Z pokaźnej wysokości obserwował gospodarz z rodu Ja okolicę, między innymi pagórki. Zauważył tam dziwną postać, ślimaczym tempem, jakby przyczajona, idącą w stronę magów. Ci nie mogli jej ujrzeć, bowiem znajdowała się za pagórkiem. Karlik chciał ostrzec Farloka, ale wtedy inna siła, dobrze mu znana, przejęła pałeczkę. Grawitacja boleśnie sprowadziła na ziemię ciało Ja-Rząbka. Upadek na trawiaste łany, z dala od gościńca, był bolesny, ale nie śmiertelny. Mimo to Karlik stracił przytomność i niemrawo, już będąc w stanie omdlenia totalnego, sturlał się jeszcze po pochylni terenu, aż trafił na w miarę płaską powierzchnię.
– Wiedziałem, żeś konował żałosny, ale teraz mam pewność. Nieudacznika za przeciwnika pojąć – potwarz! – ryknął z pogardą mag. – Nie godzi się, aby Telesfor, mocarz nad mocarze, dziedzic niespożytych tajemnic świata doczesnego…
– Skądś kojarzę to parszywe imię! – przerwał Farlok, na co tamten oburzył się jeszcze mocniej.
Stali naprzeciw siebie, po obu stronach traktu, w narastającym oczekiwaniu.
– Jak mnie znalazłeś, Telesforze?
– Zwykle nie rozmawiam z gnidami, które zamierzam wykończyć. Ale twoja bezczelność prosi się o wielkie poniżenie.
***
– Takie są rozkazy! – warknął Moczymorda.
Zaplujryj westchnął z rozczarowaniem.
– Tanio nas sprzedałeś. Jesteśmy zapewne ostatnimi Węchomistrzami Ślepowidzącymi na Jękliwych Pagórkach. Mógłby nas rozpłatać na budyń, jakby chciał. Jeśli już mamy zdechnąć, to chociaż zaróbmy wpierw coś.
Moczymorda zatrzymał się przed ostatnim pagórkiem, za którym zaczynała rozgrywać się potyczka dwóch magów. Obaj z Zaplujryjem wiedzieli doskonale jaka jest stawka tej pomocy. Choć i tak nie mieli wyboru. Ten mag wyglądał na sadystę. A do tego wiedział, że niektóre smoki potrafią mówić. Taka wiedza nie spadała z niebios i nie uczono o niej w podrzędnych szkółkach magicznych. To była Zakazana Wiedza.
– Teraz już za późno na negocjacje. Ma nas w kieszeni.
– My nie mamy kieszeni przecież, łapserdaku durny!
– Ciszej. Nie unoś swojej głupoty ponad pagórki. Mamy obezwładnić tego bez brody i ewentualnie zaciukać jak będzie się rzucał. Ale to tylko w ostateczności. On chce sam się z nim rozprawić.
– Skoro tak, po co nas przydybał?
Moczymorda ze smutkiem stwierdził:
– Mam złe przeczucia co do tego, może tylko odwlekamy nieuniknione.
– Nie poddamy się bez walki.
– Nie zgrywaj gieroja, kiedy usłyszymy znak, nacieramy.
Zajęli pozycję z ustawionymi odpowiednio paszczami, tak ażeby nozdrza pochłaniały jak najwięcej zapachu obu magów. Węchomistrze nie posiadały gałek ocznych, ale mimo to potrafiły stworzyć obraz świata dzięki nozdrzom. Widziały nosami, dzięki zapachom. Potrafiły zlokalizować ofiarę z odległości setek kroków. Najambitniejsi magowie przez wieki uparcie próbowali poznać sekret tej umiejętności, uznając jej pochodzenie w źródle siły magicznej o pradawnych korzeniach, z czasów pierwszy czarowników. Potem jednak odkryto, że owe badania nie są tak smaczne jak budyń ze smoczej krwi.
***
– To wierutne bzdury! – warknął gniewnie teoretyk wiedzy magicznej, Farlok. – Mącisz mi w czerepie, niecnoto!
Telesfor zaśmiał się w głos. Spojrzał w tym czasie w stronę nieletniego truposza, ciągle leżącego na gościńcu. Blady, martwy i już bezużyteczny pierworodny zawszonego karlika. Gardził tym pospólstwem niemrawym gorzej niźli gangreną stojącą teraz przed nim.
– Nie możesz tego wyprzeć, to już się wydarzyło! Masz tę wiedzę i ona cię zeżre od środka, a ja dokończę resztę…
– Jak śmiesz?!
Farlok począł przyzywać kolejne zaklęcie atakujące, ale przeciwnik w porę rozpoznał intencje złowrogie i zastosowawszy tarczę mocy, zredukował energię zaklęcia, zanim na dobre rozproszyła się w eterze.
– Nie masz szans, Farloku. Ani ze mną, ani z prawdą. Pomyśl, choć wiem, iż ta sztuka cierpieniem dla ciebie jest niezmiernym. Czemu ojciec tak bardzo tobą gardził? Pokładał nadzieje z obowiązku wychowawczego i dla podtrzymania opinii wśród kręgu swych dobrodziei. Ale za każdym razem jak tylko mógł, uciekał od ciebie.
– Nie masz prawa wywlekać mojej przeszłości! Nic nie wiesz. Nie znasz mojego ojca.
Telesfor ponownie zagrzmiał gromkim okrzykiem śmiechu.
– Znam go doskonale. Wszak jest i moim!
Komentarze (8)
Wyjaśniły się pagórkowe nochale.
Żwawo poszło i ten brat tak z zaskoczenia.
Straszni są bezoczni. Zgroza...
Ach, tak. Nikt ci takich kłopotów nie przysporzy jak rodzina. Po chwilowym szoku wywołanym tym plottwistem mogę tylko z uśmiechem pokręcić głową...
W sumie, poznaliśmy już ojca bohatera, jego dziadków, coś tam wspomniano o matce, był ten kuzyn(?) od choroby... rozrasta się to drzewo genealogiczne.
Pozdrawiam, fajnie wrócić do lektury po przerwie :))
Perypetie rodzinne to coś, co lubię. Będę z tego dobrodziejstwa genealogicznego korzystał, ale z umiarem, Farlok najważniejszy wszak
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania