Pokaż listęUkryj listę

Z rozmaitości Czarownika Farloka: Pagórki mają nosy cz.6 - ostatnia

Smoczyska uwikłane w spisek z Telesforem zadziałały atakiem od zawietrznej. Farlok tymczasem nadal dochodził do siebie po intratnie druzgocącej informacji, iż ten oto plugawca, niecnota i wiele, wiele innych jeszcze określeń, jest niby to bratem jego z jednego ojca zrodzon i matuli tejże samej. To się nie ziściło, głos torpedujący złe myśli huczał w głowie czarownika. Tymczasem smoczyska przypuściły atak. Farlok usłyszał złowrogie chrapotanie zza pleców, lekko na lewo. Uchylił się w drugą stronę, ale niedostatecznie szybko. Jeden z pazurów łapy bestii zdarł z ramienia teoretyka magii kawałek szaty, odsłaniając zranioną część ciała, Cięcie było nader płytkie, jednak bolesne. Krew poczęła sączyć się wąwozem czerwieni.

– Niech cię, Telesforze, bracie mój okrutny! – zawył Farlok.

– Sam widzisz, że los twój zapisany już. I rzeknę w sekrecie: nie są to stronice pełne szczęścia i spokoju. 

 

W tym czasie Karlik z rodu Ja z powoli odradzającą się świadomością sytuacji rozcierał bolesne miejsce na łepetynie, zerkając po okolicy, gdzież to się znalazł. Bolał go łeb, lewa ręka i prawa noga. I jakby coś w klatce piersiowej chrupało. Ale żył, co dziwne. Czuł pewien rodzaj satysfakcji z takiego stanu rzeczy, jednak potem myśli wędrowały ku pierworodnemu. Oto zimny trup jego syna jedynego leżał tam na trakcie wciąż. Żałość brała, iż los poskąpił mu wyboru, zostawiając przy życiu na kolejne lata. 

Postanowił powoli dźwignąć się z ziemi. Ból pulsował, ale Rząbek metodą na starca z wolna stanął jak piechur przed startem wędrówki. Słyszał za pagórkami odgłosy walki. Inba działa się na trakcie, sążne gładzenie boleściami po licach i temu podobne ekscesy, tak zgadywał.

Gdyby nie jego pierworodny, pewnie zbiegłby w bezpieczne miejsce, do miasta albo na wiochę jakąś przeczekać ferwor bitki. Ale musiał tam wrócić, po syna.

 

– Co się czaisz, Moczymordo jak kurtyzana z rzeżączką, pyknij mu lutę na cymbał! – zakrzyknął Zaplujryj.

Telesfor spojrzał na swoich wspólników ze zdziwieniem. Potem zerknął na leżącego nieopodal Farloka. Teoretyk wiedzy magicznej wił się z boleści, bowiem smoczysko zadało mu jeszcze jeden celny cios w klatkę piersiową. Głuchy odgłos uderzenia, a potem widok ciała czarownika odskakującego na znaczną odległość. Telesfor był zadowolony z przebiegu bitki, jednak zdrady się nie spodziewał.

– Cóż to ma znaczyć, miernoty pospolite? Jestem waszym zleceniodawcą, mam was w garści, ginące relikty! 

– Możesz nas szturchnąć w kloaki, cymbałku! Nie jesteśmy sprzedajnymi kutafonami! – warknął Zaplujryj pokazując dumnie szereg ostrych zębisk w paszczy. 

– A więc zdrada! 

– Prędzej czy później i tak wyginiemy. 

– Mogłem zapewnić wam spokojny żywot bez trosk, ale niesubordynacja kosztuje!

Telesfor przyzwał siły many czarodziejskiej. Farlok przypomniał sobie, że był to jeden z przedmiotów na uczelni, który regularnie oblewał, a na koniec zdał go chyba z litości maga prowadzącego. Energia many pochodziła z myśli czarownika, którymi musiał idealnie zarządzać i kontrolować je, aby siła zaklęć nie zwrócił się przeciwko rzucającemu je. Telesfor począł lewitować pod wpływem tejże, a oczy jego rozbłysły kolorem szafiru. Smoki na moment odpuściły chojraczenie. Ich nosy czuły manę, wwiercała się w nozdrza i drażniła wnętrze dotkliwie.

Moczymorda westchnął ciężko.

– Chyba jednak prędzej brachu.

Zaplujryj przytaknął.

Farlok ostatkiem sił rzucił zaklęcie ochronne, jakieś biedne i wątłe, ale zawsze. Telesfor ładował energię jeszcze chwilę, potem warknął siarczyście, huknął przeraźliwie i sfajczył dwa byty smocze na duże skwarki. Pachniało w powietrzu dorodnym mięsiwem i grillowaną krwią. 

 

Rząbek z rodu Ja usłyszał potężne uderzenie, jakby wielka energia skupiona w jednym miejscu dała upust swej wielkości. Aż go zatrzęsło. Potem zdołał wdrapać się jeszcze kilka kroków i spojrzał ze szczytu pagórka na trakt. Ciało jego pierworodnego ciągle spoczywało w tym samym miejscu. Widział też dwóch magów, jednego znajomego, drugiego raczej wcale. I jakieś olbrzymie skwarki obok. A powietrze pachniało dzieciństwem i grillowaną krwią smoczą, którą przyrządzała mu matula karlikowa. Począł powoli ześlizgiwać się na trawiastym zboczu pagórka. 

– Czarowniku, dychasz? – zapytał głośno, będąc w połowie doń drogi.

Farlok nie odpowiedział. Mierzyli się wzrokiem z Telesforem, jakby każdy z nich po równo chciał zabić tego drugiego i jednocześnie miał ku temu dziwne opory. 

– Zmiótłbym cię jako tę pajęczynę wątłą z regału ksiąg magii, łachmyto – odezwał się pierwszy Telesfor. – Ojciec słusznie gardził twym żywotem. Nędznyś.

– Co ci można o tym wiedzieć, tyle co twa łepetyna zfiksowana ubzdurała. Chcesz kończyć, proszę, ale na wszystkie moce, pierwy paszczę utkaj, boś niesłuchalny!

– Żadna to przyjemność ubić taką ofiarę, jeszcze ranną. Będę jak plaga, jak grzyb śmiertelny na twym żywocie plugawym. Nie raz ci uprzykrzę oddychanie, pojmiesz, że oszczędzenie cię teraz nic z litością wspólnego nie uświadczy!

Pojawił się rozbłysk i znajome dźwięki zaklęcia. Telesfor zniknął, a czarownik Farlok wiedział dobrze, iż brat jego teleportował się właśnie.

 

Rząbek dobył do ciała swego syna chwilę potem. Nie płakał już żarliwie, nie klękał nad nim w bezsilności. Stał jeno i gapił się tępo. 

– Przyzwę woźnicę z miasta, ciało zabrać i pogrzebać prędko trzeba – powiedział. – A co z tobą, magu? Słabo wam z gał łypie – zwrócił się do Farloka. 

– Życie o mało mi nie uciekło spod nóg. 

– Ten drugi wydawał się o niebo silniejszy od ciebie, mężniejszy, ale i plugawszy też. No lepszy mag, po prostu. Czyż nie?

Farlok nie odpowiedział. Dźwignął się z traktu powoli.

– Zabił ostatnie smoczyska. One chyba ci syna zaciukały.

– Te dwie skwarki to smoki? – zdziwił się Rząbek-Ja.

– Nie inaczej. O mało mnie nie poharatały na śmierć. 

– Użyj zaklęcia leczącego. Magowie mają w tym względzie nie mało przewagę nad resztą istnienia.

Farlok przytaknął lekko zmieszany.

– Nie zostanę w mieście na noc. Odchodzę natychmiast – powiedział.

– Niechby chociaż tobie dobre moce sprzyjały – rzekł na odchodne Rząbek i powędrował do miasta, załatwić powóz żałobny dla ciała pierworodnego. 

Farlok ruszył w przeciwnym kierunku, wcześniej obwiązawszy kawałkiem szaty ranę ramienia. To było jedyne zaklęcie leczące, jakie potrafił rzucić.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Bettina 9 miesięcy temu
    Kupilabym książkẹ.
  • Bettina 9 miesięcy temu
    Pozornie Mag rzuca ostatnie życzenie, - stac siẹ człowiekiem, ale jest to , cóż...
  • droga_we_mgle 9 miesięcy temu
    Telesfor odmawiający załatwienia F. i mówiący, że uprzykrzanie mu życia będzie gorszą karą to definicja problematycznych relacji rodzinnych...😄😓
    Kolega F. zbyt dumny, by się przyznać do indolencji medycznej, woli cierpieć w milczeniu. I dobrze mu tak...

    Jeśli nie będziesz wiedział, o co mi chodzi to... chwała Ci za to, ale te dialogi Telesfora ze smokami i ich koniec strasznie mi przypominają serię "Kapitan Bomba"... .... ....👽

    "Jestem waszym zleceniodawcom" - zleceniodawcą xD

    Tak oto (już wcześniej w sumie) wyjaśniła się tajemnica tegoż dziwnego tytułu o nosatych pagórkach. Fajnie :)
  • droga_we_mgle 9 miesięcy temu
    idę nadrabiać "Bez Pamięci", co mnie rozpraszasz jakimś nosferatu xD
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    Jestem wielki fanem Blok Ekipy od lat, kapitana tak na oko trochę oglądam ale nie za często.
    Z tym zleceniodawcą to poleciałem, wstyd i hańba!
    Dziękuję za lekturę kulawego F :)
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    droga_we_mgle haha, miałem napływ twórczego ciśnienia, wykorzystałem :))
  • Bettina 9 miesięcy temu
    Co za bezpardonowość.
  • Wianeczek 9 miesięcy temu
    Gdyby mnie ktoś teleportował do takich czasów, najlepszy byłby ich gatki.
    Smocze skwarki. 😂
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    Dobre, na masełku

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania