Love kills-rozdział 1-Początek wszystkiego

Dzisiaj pierwszy dzień w liceum czuję się zestresowana a zarazem podekscytowana

Zaczynam nowy okres w życiu.Mam nadzieję, że będzie on dobry.

W końcu liceum różnie się wspomina.

 

***

Z niecierpliwieniem czekałam na pierwszą lekcję.Z mojej klasy narazie widziałam Rayna i Jacka dwójkę najlepszych przyjaciół.Nazywa się ich bliźniakami jednak w rzeczywistości nimi nie są.Rayn był wysokim zbudowanym jak przystało na bejsbolistę chłopakiem z kręconymi kruczoczarnymi wlosami a Jack był od Rayna trochę niższy,miał bledszą karnację a jego włosy były blond tylko,że z tego blondu więcej widziałam białego,Jack ma bardzo jasne włosy.Muszę przyznać,że są przystojny i mają poczucie humoru wprost idealni kandydaci na chłopaka. Jednak oboje są samotni ponieważ wszędzie razem chodzą,jeśli są osobno to tylko w toalecie.Dlatego w poprzedniej szkole nazywano ich parą,tutaj sądzę, że też tak będzie.

 

Cześć Lucy-przywitali się oboje.

 

-Hej-odpowiedziałam.

 

-Jak po wakacjach?-spytał Rayn.

 

-Dobrze,jak zwykle szybko minęły-uśmiechnęłam się.

 

-To prawda,zawsze szybko mijają-odezwał się Jack.-Podobno ma przyjść nowa dziewczyna do szkoły.

 

Jak zwykle wszystko wiedzą.

Zawsze miła odmiana.W małym miasteczku z naszego rocznika,jest jedna klasa,więc od przedszkola razem.

Kilka dziewczyn z którymi mam kontakt na zasadzie przywitania się, a z chłopakami tak samo,bardziej z Raynem i Jackiem pogadam coś więcej niż przywitanie się. Nigdy jednak nie czułam się samotna, bo miałam przyjaciółkę Samantę,która była taka jak ja.Liczyła się nauka,dobre oceny i nasze szaleństwo wyjście w tygodniu do kina.Jednak kiedy trzy miesiące temu przeprowadziła się do Europy za pracą taty,kontakt wirtualny trochę ucichł.

 

Z daleka zobaczyłam dziewczynę,rozglądała się za szkołą. Chyba to właśnie ta nowa.Nie widziałam jej tu wcześniej.

 

Podeszła do mnie,Rayna i Jacka.

 

-Hej wszystkim jestem Spencer Adler,uprzedzając wasze pytania przyjechałam z Nowego Jorku i mam nadzieję, że będzie mi się tu podobało-zaśmiała się.

 

Ciekawe czy chciałatu przyjechać. Jednak Vorteland a Nowy Jork to wielka przepaść.

 

Spencer należy do pewnych siebie,widać to od razu.W spojrzeniu,ruchu we wszystkim.

Jest wysoka,ma super figurę,do tego brunetka z naprawdę uroczym noskiem.

 

-Jestem Rayn,tu Jack i Lucy-przedstawił nas Rayn.

 

-Miło poznać-odezwała się i podała nam rękę.

 

-Dobra to my lecimy,do zobaczenia-uśmiechnął się Jack i z Raynem ruszyli w przeszpiegi szkolne.

 

-Wyglądasz na zestresowaną-powiedziała oglądając mnie od dołu do góry.

 

-Pierwszy dzień w liceum.

 

-A no tak,podobno wielke wydarzenie w końcu idziesz na trzyletnie tortury-westchnęła.

 

Roześmiałam się a zaraz ona po mnie.

 

***

Udało mi się ze Spencer zająć miejsce na stołówce.

Dopiero w tym miejscu można poczuć się samotnym.

Walka o miejsce przy stoliku.

Jesteś sam,masz wtedy problem.

 

-Opowiadaj o podziałach.

 

-No to tak.To typowa amerykańska szkoła. Są grupki jak pewnie zauważyłaś-odpowiedziałam sama rozglądając się po sali.

 

Pokiwała głową.

 

-Po lewej kujoni,prawa hipsterzy,trochę dalej sportowcy a reszta zwyczajnych ludzi nie należących do żadnej grupki tak jak my.

 

-Jeszcze jedna najpotężniejsza grupa-uśmiechnęłam się.

 

-Popularni-szepnęła.

 

W każdej szkole takie osoby istnieją. Po prostu nie wiadomo czemu są znani,i każdy coś o takiej osobie wie. Zazwyczaj nie interesują się innymi jednak są wyjątki.

 

-Ta laska co teraz idzie to królowa szkoły,wredna suka co?-spytała Spencer pokazując na Veronikę.

 

-Ładna wredna suka,ale tak diva nad divami.

 

Brunetka zapiszczała.

Odwróciłam się. No tak teraz królowie szkoły,najrzystojniejsi chłopacy o boskiej budowie.

 

-Pośrodku to Harry Blake,bogacz łamiący serca dziewczynom,co tydzień inna,także sportowiec.Jednak jego wysportowane ciało,hipnotyzujące zielone oczy,kręcone szatynowe włosy,boski uśmiech i styl w ubraniach sprawiają,że zostaje mu wszystko wybaczone-puściłam jej oczko.

 

-Spoko,jest jednak te po prawej to dopiero ciacho-westchnęła z rozkoszy i zaczęła jeść jabłko.

 

-Ten ciemny blondyn z figlarnym uśmiechem to Will najlepszy kumpel Harr'ego podobno ,jest w porządku nie tak jak ich przywódca no i Mike,który jest-zamyśliłam się-Pospolity?-spytałam.

 

Roześmiała się.

 

-O tak może i ten latynos byłby przystojny,ale w porównaniu do swoich boskich kolegów jest zwyczajny.

 

-Doskonale podsumowałaś.

 

I tak cała przerwa na lunch nam minęła. Nie ma to jak rozmowa o chlopakach.

 

***

-Córeczko,pośpiesz się musimy zaraz iść!

 

Usłyszałam głos mamy z dołu,dziś jest niedziela więc idziemy do kościoła.

Od śmierci mojej babci a jej matki stała się bardzo religijna nawet zaprzyjaźniła się z tutejszym pastorem Jimmym,który jest samotny tak jak mama odkąd wzięła rozwód z tatą.

Mój tatuś postanowił zdradzić ją z dziewczyną dwa lata starszą ode mnie.Teraz szczęśliwe czekają na potomstwo w bardzo eleganckim domku we Włoszech.

Czemu Włochy?

Bo jego żona Lolanda jest włoszką.

Dlatego ojca widzę tylko dwa razy do roku,w czasie świąt i kiedy to ja jadę do niego,na wakacje.

 

-Już idę mamo!-krzyczę z góry.

 

Przeglądam się w lustrze.

Chyba ostatnio schudłam,bo sukienkę którą mama kupiła mi właśnie na niedzielne mszę jest troszkę za duża.

Nawet nie wspomnę,że jest ona zwiewną błękitną sukienką w białe kwiatki gdzie tym bardziej wyglądam jak pobożnica.

Do tego moja dzisiejsza fryzura,opadające blond loki do ramion dziś wyszły mi jakbym dopiero co wstała z łóżka.

Ten dzień nie należy dziś do mnie.

Mam nadzieję, że nie spotkam nikogo znajomego.

 

***

-Dziewczęta!-zawołał nas uśmiechnięty pastor po mszy.

 

Już czuję rumieńce na twarzy.

Dziewczęta? Kto tak mówi?

Pastor-odpowiedziała moja podświadomość.

Poza tym do mojej mamy tę określenie chyba nie pasuje.

Faktycznie jak na czterdzieści lat wygląda młodzieńczo.

Jest bardzo zgrabna, wysoka, ma ładne rysy twarzy i też blond loki.Do tego niebieskie oczy,które mojemu tacie tak się podobały,że mówił o nich w dość romantyczno-żałosny sposób"Ocean został zamknięty w twoich oczach"My z mamą zawsze się z tego śmiałyśmy.

Później gdy między nimi było źle mówił tak do mnie,bo jestem młodszą kopią mamy z czego jestem bardzo dumna,ponieważ moja mama naprawdę jest piękną kobietą.

 

-Cześć Jimmy-mama przytuliła pastora-Dzisiejsze kazanie było znakomite.

 

-Dzięki,Kristen.A u Ciebie Lucy jak nowa szkoła?

 

-Na początku był stres,ale nie było źle. Nawet poznałam jedną koleżankę z,którą chyba się zaprzyjaźnię-zaśmiałam się.

 

-Musisz kiedyś zaprosić ją do nas-powiedziała mama.

 

-Dobrze,ale znam ją jeden dzień więc nie chcę jej przestraszyć.

 

Mama spojrzała na mnie rozbawiona.

 

-Oj tam,prędzej czy później i tak ją zaprosisz.

 

-A propo zaproszeń ja zapraszam na lody.

 

Pomysł, jest w porządku.

Jednak mam lepsze zajęcia niż siedzenie z pastorem i mamą w kawiarni.

 

Mama spojrzała na mnie,znała tą minę.Wiedziała,że wolę ten czas spędzić w domu i obejrzeć ciekawy film póki jeszcze mam czas i nauka na dobre się nie zaczęła niż siedzieć razem z nimi.

 

-Jimmy ja z Tobą się chętnie przejdę,ale Lucy ma swoje sprawy do załatwienia.

 

-Na pewno?-spytał pastor.

 

Kiwnęłam głową.

 

-Tak,dziękuję za zaproszenię,ale innym razem-uśmiechnęłam się delikatnie.

 

Myślę, że te lody będą dobrą okazję na randkę dla tej dwójki.

Od dawna widać, że coś ich do siebie ciągnie,nawet ludzie w mieście plotkują.

A w sumie miasteczku.

Voterland,jest ono przyjaznym,lecz czasem męczącym miastem gdzie wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą.

Mieszkają tu rodziny od pokoleń.

Tak jak i moja.

Moja babcia się tu wychowała a później sama postanowiła założyć tutaj rodzinę.Niestety rok temu przegrała walkę z rakiem a jej mąż, mój kochany dziadek tak się po tym załamał,że przez rok przebywał w ośrodku psychiatrycznym teraz już wyszedł i mieszka razem z nami.W końcu to jego dom.

Dom też ma swoją historię.

Przychodziły tu życia i odchodziły.

Jest dwupiętrowy gdzie samych sypialni,jest pięć,dwie łazienki, salon,kuchnia oraz gabinet mamy.

Wszystko urządzone,jest w stylu hiszpańskim,meble mają proste nowoczesne kształy.Różne tkaniny są żywych kolorów oraz przedstawione są motywy roślinne i zwierzęce na przykład na poduszkach w pokoju dziadka.

Sam dom ma sto lat.

Więc ściany tego domu wiele widziały i słyszały.

Za każdym razem gdy wchodzę do tego domu,czuję z nim więź.

Nieraz kiedy byłam mała,wyobrażałam sobie jak po tych drewnianych schodach biegnie malutka babcia lub mama.

Lubię ten dom i mam nadzieję, że ja stworzę następne pokolenie które w nim zamieszka.

Tak,czasem jestem dziwna może nawet nawiedzona jeśli chodzi o ten dom,ale on jest dla mnie po prostu ważny.

 

W miasteczku nie ma za wiele atrakcji,jest kościół,ratusz,niewielki park,ryneczek w którym jest kawiarnia,dwa butiki,apteka,supermarket oraz kwiaciarnia.

Znajduje się szkoła podstawowa,i liceum,kino które tak często odwiedzałam z dawną przyjaciółką.

Mamy też dentystę oraz lekarza.

Od niedawna jest straż pożarna i miejski komisariat do szpitala mamy godzinę drogi z stąd.

To wszystko znajduje się w centrum,później jest wiele domów.Dopiero za laskiem który powstał dzięki ludziom,którzy go zasadzili,jest jezioro.

Tam przyjeżdza młodzież na imprezy,ogniska,ale też na imprezę do klubu.

Klub znajduję się trzy kilometry od samego jeziora.

Te miasteczko można pokochać albo znienawidzić.

Ludzie albo tu zostają i marnują swoje życie albo wyjeżdżają,żeby zrobić karierę.

Tak o nim mówią ludzie z dużych miast bez klimatu.

Po prostu nam zazdroszczą atmosfery tego miasta,gdzie wszędzie jest blisko i każda osoba na ulicy zna Cię odkąd przyszedłeś na świat.

 

***

Leżałam w łóżku z playlistą przesłaną przez Spencer,powiedziała że te kawałki pokazują jej duszę.

Zaśmiałam się jak to powiedziała,bo ja dokładnie tak samo mówię o swoich.

Może jednak w życiu da się spotkać bratnią duszę.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • tosiaml 13.01.2018
    Fajne i ciekawe opowiadanie. Znajomość i mentalność amerykańska niczym pierwsza klasa.
    Co do pastora i mszy wydaje mi się, że niedzielne spotkania wiernych są raczej nabożeństwami.
  • Juliett 13.01.2018
    Dziękuję za miłe słowa a co do pastora i niedzielnych mszy faktycznie mogą być tylko nabożeństwa,dzięki za zwrócenie uwagi;)
  • Felicjanna 13.01.2018
    >>Dzisiaj pierwszy dzień w liceum czuję się zestresowana a zarazem podekscytowana<< pierwsze zdanie bywa istotne i może wielu odstręczyć od czytania. U Ciebie jest niechlujne i tylko pozostaje mieć nadzieję, że to błąd początkującej. A dalej?
    Wklej tekst w "ortograf.pl" a sama zobaczysz, jak wiele w nim do poprawienia. Nie wiem, jak inni, którzy tu zajrzeli, ale ja wymiękłam po kilku akapitach.
  • Juliett 13.01.2018
    Dzięki za opinię,ale u mnie początek jest może ciężki,ale zapewniam że z każdym rozdziałem coraz lepiej.
  • fanthomas 13.01.2018
    Też wymiękłem, ale dlatego że to miłosne opowiadanie. No a trochę błędow róznego rodzaju tez jest.
  • fanthomas 13.01.2018
    Dobry jest ten ortograf.pl. Przed chwilą przetestowałem.
  • Juliett 13.01.2018
    Dzięki, na przyszłość będę sprawdzała;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania