Love kills-rozdział 25-Wszystko się ułoży

Na szczęście Spencer zaplanowała spokojny wieczór.

Przygotowała swój garaż na przytulne kino.Przyniosła koce,poduszki na moje oko to obrabrowała sklep z dekoracjami.Oczywiście przyniosła zdrowe i kaloryczne przekąski oraz wino,którego narazie nie mogę pić.

Zastanawiam się tylko skąd załatwiła projektor do filmów.

 

Od razu usiadłam a raczej położyłam na kocach i tych poduszkach są takie miękkie,nie wiem czy wytrwam do końca seansu.

 

-Dzięki, że to wszystko zorganizowałaś.

 

Brunetka zrobiła zdziwioną minę.

 

-Ej to tylko garażowe kino poza tym jesteśmy przyjaciółmi! -krzyknęła udając obrażoną.

 

-No tak,w sumie zwykła rzecz-wzruszyłam ramionami.

 

Po wypadku zaczęłam wszystko doceniać.Cieszę się, że mam wokół siebie tak wspaniałych przyjaciół.Wiem też, że mam ogromne szczęście mieć możliwość siedzieć obok Spencer oglądając filmy.Równie dobrze mogłoby mnie tu już nie być.

Jedynym pozytywnym skutkiem tego wypadku,jest to tak jak zmieniłam i otworzyłam się na świat.

 

***

 

Właśnie szykowałam się na kolację do państwa Blake kiedy Harry do mnie zadzwonił,mówił ,że musi do mnie przyjść. Słyszałam zdenerwowanie w jego głosie,bez powodu by nie przychodził.

 

Zeszłam na dół poinformować mamę, że przyjdę później.

 

-To coś się stało?-spytała zakładając szpilki do swojej kreacji.

 

-Nie wiem mam nadzieję, że nic złego.Postaram się przyjść jak najszybciej.

 

Mama wolno pokiwała głową.

 

-W porządku-uśmiechnęła się.

 

-Baw się dobrze-odpowiedziałam i pomachałam gdy wychodziła.

 

Harry przyjechał po dziesięciu minutach.Usłyszawszy dzwonek,otworzyłam drzwi

Stał w nich,nerwowo przeczesując włosy.

 

-Wejdź-uchyliłam je szerzej.

 

Brunet pewnie poszedł w stronę kanapy,usiadł

 

-Przepraszam ,przepraszam,nie chciałem tego-zaczął mówić-Nie mogłem wytrzymać musiałem przepraszam.

 

Uciszyłam go,usiadłam obok i mocno objęłam jego szyję.

 

-Rozumiem to,nie jestem zła.Dobrze,że do mnie przyszedłeś-pocałowałam Harr'ego w szyję.

 

-Lucy nie zasługuję na Ciebie.Twój chłopak nie powinien być narkomanem.

 

Było mi tak przykro, jego wyrzuty sumienia są okropne.On naprawdę myśli, że jest zły.

 

-Harry posłuchaj mnie,jesteś  dobrym człowiekiem.Każdy mógł się zgubić. Powiesz mi dlaczego znowu je wziąłeś?-spytałam niepewnie.

 

Nie wiem jak zareaguje na to pytanie i czy w ogóle na nie odpowie.Harremu dobrze szło,nie brał narkotyków przez miesiąc a gdy miał ochotę to dzwonił do mnie.Zawsze mu pomogałam i rezygnował.

Co się zmieniło, że zadzwonił po fakcie?

 

-Ja nie wiem i to mnie przeraża. Najczęściej coś się działo a teraz chyba miałem ochotę się zrelaksować.Wziąłem jedną dawkę miałem przestać, ale pokusa była większą. Wziąłem kolejną a potem kolejną. Po trzeciej zadzwoniłem do Ciebie.

 

Westchnęłam. Udawałam próbowałam wierzyć, że Harry sam z tego wyjdzie.Jednak on był uzależniony i potrzebował pomocy specjalisty.

 

-Jak mam Ci pomóc? -spytałam bezradnie-Ja nie potrafię nie wiem co mam zrobić, żebyś przestał-odsunęłam się od jego klatki piersiowej,usiadłam obok.

 

Muszę pomyśleć a gdy jestem tak blisko jego ciała mój umysł wariuje.

 

-Harry musimy przestać chodzić na imprezy tam,jest za wiele pokus.

 

Pokiwał głową.

 

-To prawda nie mam już wymówek dla kolegów gdy proponują.Coś jeszcze?

 

Zagryzłam wargę a Harry się roześmiał.

 

-Uwielbiam to jak zaczynasz intensywnie myśleć przez co zagryzasz wargę.

 

Zrobiło mi się ciepło na sercu.To miłe,zauważa takie szczegóły a to moim zdaniem dowód jak  kogoś bardzo się kocha.

 

-Dzięki,już Ci lepiej?-zapytałam widząc jego uśmiech no i oczy,które były szczęśliwe albo w końcu uspokojone.

 

-Dużo lepiej,bardzo Ci dziękuję Lucy to wszystko wiele dla mnie znaczy.

 

Ścisnęłam jego ciepłą rękę.

 

-Wiem-szepnęłam.

 

***

Harry zawiózł mnie do państwa Adler dlatego byłam spóźniona pół godzinki. Z jednej strony to długo,ale nie aż tak.

 

Zapukałam, słyszałam szybkie kroki po chwili otworzyła mi uradowana Spencer wyglądała bardzo dziewczęco .Włosy miała upięte  w koka a na siebie założyła sukienkę w kwieciste wzory.

 

-No nareszcie!-krzyknęła.

 

-Przepraszam,Harry musiał na chwilę przyjść-uśmiechnęłam się przepraszająco.

 

Spencer zlustrowała mnie od dołu do góry.

 

-Ciekawe po co.-otworzyła szerzej drzwi a ja weszłam.

 

-Nie po to co myślisz-odpowiedziałam.

 

A ona zaczęła się śmiać idąc w stronę jadalni.

 

-A skąd wiesz o czym myślę? -spytała.

 

To akurat dobrze wiem.Ona i Will bardzo aktywnie spędzają czas w jej sypialni albo w jego.

 

Gdy weszłam za Spencer do salonu,poczułam się głupio. Nie lubię się spóźniać.

 

-Dobry wieczór, bardzo przepraszam za spóźnienie-odpowiedziałam ze skruchą.

 

-Nic się nie stało, siadaj-uśmiechnęła się ciepło pani Adler.

 

To taka przyjazna kobieta płynie od niej tyle ciepła i empatii.Patrząc się na nią nie można być pochmurnym,uśmiech pojawia  się sam.

 

Moja mama siedziała obok pastora na przeciwko nich Dylan ze Spencer  a gospodarze domu po dwóch stronach stołu.Dla mnie miejsce było zrobione obok Spencer,po prosto dostawili krzesło z kuchni.

 

Przez to,że się spóźniłam każdy zjadł główny posiłek i zabierał się za deser czyli szarlotkę mojej mamy oraz ciasto czekoladowe pani Adler.

Ja nie chcąc robić kłopotu podgrzewaniem posiłku zapewniłam,że desery i inne smakołyki zdecydowanie mi wystarczą.

 

-Lucy proszę namów Spencer na naukę-powiedziała z błagającym wzrokiem pani Adler.

 

Roześmiałam się.

 

-Jej nikt nie przekona-odpowiedział tata Spencer.

 

-Ja na pewno,ale Will-uśmiechnęłam się porozumiewawczo być może by pomógł.

 

Brunetka wystawiła mi język.

 

-Mamo,tato Lucy-spojrzała na każdego z po kolei-Ja tu jestem z nauką nigdy się nie zaprzyjaźnię.

 

Pastor Jimmy i moja mama się roześmiali.

 

-Dobrze powiedziane, nauka bywa zwodnicza-mrugnęła moja mama.

 

O tak,czasem mogę się uczyć cały czas a później pustka w głowie na sprawdzianach.

 

-Nie chcę nic mówić,ale czy to nie,jest obciach siedzieć z rodzicami?-spytał pan Adler,który był starszą wersją Dylana.

Jestem pewna,że Dylan w tym wieku też będzie taki przystojny.

 

-Tato masz rację, zabieram dziewczyny-powiedział Dylan szeroko się uśmiechając.

 

***

Dylan zabrał nas do ogrodu.

I wyjął z plecaka kilka piw.

 

-Tylko nikomu nie mówcie-szepnął zachowując powagę.

 

Spencer pokiwała głową.

 

-Dawaj je tu a nie pieprzysz-powiedziała a ja wybuchnęłam tak głośnym śmiechem,że Dylan aż podskoczył stojąc przy mnie.

 

-Siostrzyczko grzeczniej, bo nic nie będzie.

 

Przyjaciółka głośno westchnęła.

 

-Dylan nie pajacuj przy Lucy ona i tak zajęta laska.

 

Wybałuszyłam oczy,co ona w ogóle mówi? Ale moja reakcja to nic w porównianiu z Dylana,blondyn wypuścił piwa.

 

-Dylan Ty mnie podrywasz?-spytałam przenikliwie.

 

Chłopak podrapał się po szyi.

 

-Nie,masz przecież chłopaka-odpowiedział całkiem poważnie.

 

Mam wrażenie,że zrobiło się niezręcznie a to wszystko przez żarty Spencer.

Dylan je zna, czemu zachowuje się jakby to było na poważnie?

 

-To żarty-uśmiechnęłam się nieśmiało.

 

A on pokiwał głową.

 

-Wiem-wzruszył ramionami-A ja żartuję udając poważnego,udało mi się!-krzyknął przeszczęśliwy.

 

-Udawałeś?-spytałam.

 

-Wiedziałem,że nadaję się na aktora-wyszczerzył swoje zęby w za bardzo pewnym uśmiechu.

 

Roześmiałam się ze Spencer.

 

-Z pewnością-odpowiedziałyśmy jednocześnie a Dylan pokręcił głową.

 

-Sarkastyczne przyjaciółeczki-puścił nam oczko.

 

-Zawsze i wszędzie-odpowiedziałyśmy znowu jednocześnie,przez co popłakałyśmy się ze śmiechu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania