Love kills-rozdział 8-impreza
Szłam pod rękę z Spencer.
Byłyśmy już niedaleko,było słychać muzykę i okrzyki bejsbolistów.
-Czy to dobry pomysł?-szepnęłam jej do ucha.
-Tak,najlepszy jaki może być.Szczególnie, że wyglądamy bosko.
Bosko a raczej skąpo.
Ja ubrałam białą zwiewną sukienkę do kolan z brokatem przy biuście, do tego mocny makijaż w wykonaniu Spencer.
Wytuszowane rzęsy, czarne kreski i pastelowy róż na ustach.
Za to moja przyjaciółka czarną mini a jedynym różniącym się drobiazgiem w makijażu były jej usta w odcieniu krwistoczerwonym.
Nie wiem czy jak na zwykłe ognisko,nie wystroiłyśmy się za bardzo.
Mam nadzieję, że nas nie wyśmieją.
-Hej laski!-krzyknął rudowłosy chłopak.
Nie kojarzę go,musi być od nas o kilka lat starszy.
-Hej-zagadała Spencer-Z miłą chęcią byśmy się czegoś napiły.
-Nie,co Ty robisz?-warknęłam.
-O widzę,że trzeba rozluźnić twoją przyjaciółeczkę-polizał usta chłopak.
Czy sądzi, że mnie przeleci?
-Wystarczy kubeczek whisky,pójdziesz?-spytała uroczo brunetka.
-Jasne,nie ma sprawy.
Poczekałam jak chłopak się trochę oddalił.
-Co Ty wyprawiasz?!Na wstępie chcesz nas upić?
-Lucy mamy siedemnaście lat,jeszcze brakuje nam do legalności, ale ostatnio nie miałaś nic przeciwko-odpowiedziała wyluzowana.
Jęknęłam.
-Jak ja Cię nienawidzę.
Roześmiała się.
-Z nienawiści do miłości-puściła mi oczko.
Nie w tym przypadku.
Gdy nieznajomy wrócił z czerwonymi kubeczkami Spencer go spławiła.
Podziwiam ją.
Ma tupet,seksapil i urok a na facetów to działa.
-Dziwnie się czuję-powiedziałam upijając zawartość z kubeczka.
-Wszystko się rozkręci zobaczysz.
-Nie wystroiłyśmy się?-spytałam,bo czułam na sobie wzrok dziewczyn.
Miały zwyczajnie t-shirty i szorty.
A my byłyśmy jak to powiedziała Spencer boskie.
-Nie,jest dobrze.Mi się wydaje,czy Blake idzie tu ze swoimi kolegami do nas?
Patrzyłam na wprost.
Idą, ale czy do nas?
Odwróciłam się, za nami nikogo nie było.
-Nie wiem.Może znowu chcą nas wyśmiać.
-O nie! Na to nie pozwolę-warknęła.
-Cześć dziewczyny-zaczął Will.
Nie miałam z nim wcześniej styczności,więc nie wiem jak się zachowuje.
Znałam opinię,że jest sługą Blake jakkolwiek absurdalnie to brzmi.
-Czego chcecie?-spytała Spencer,starając się nie być oschła.
Podobał się jej Will,więc nie chciała źle wypaść.
-Harry ma sprawę do Lucy.
Brunetka parsknęła śmiechem.
-I sam nie może tego załatwić? Będzie tak stał z boku?
Uśmiechnęłam się.
Wjechała Harremu na dumę,zagryzł wargę i zacisnął pięści. Powstrzymuje się.
Nie chce wybuchnąć.
Coś tu nie gra.
-Chciałbym porozmawiać z Tobą-spojrzał na mnie.
Brakuje mi powietrza,robię się czerwona.
Dlaczego?
Jaki tym razem sposób chce mnie upokorzyć?
-Nnie wiem-wyjąknęłam.
Brawo ja,teraz już w ogóle wyszłam na idiotkę.
Jednak o dziwo,to Harry szturchnał Willa gdy ten chciał się zaśmiać.
Harry miał poważną minę.
Ani przez chwilę nie widziałam cienia uśmiech czy drwiny.
-Proszę.
Stop,stop stop!
Czy to dzieje się naprawdę?
Harry Blake prosi o coś Lucy Davis?!
Teraz naprawdę robi mi się słabo.
Muszę gdzieś usiąść.
-Lucy wszystko gra?-spytała zmartwiona brunetka.
Może być coś nie tak,skoro z buraka stałam się blada jak trup.
-Za chwilę przyjdę-odpowiedziałam bez siły i pokierowałam się do lasu.
Gdy byłam mała, przyjeżdzałam tu z tatą na pikniki.
Niedaleko stąd powinna być ścieżka prowadząca do drewnianego stolika z ławkami.
Jeżeli jeszcze to,jest.
Nie myliłam się.
Ścieżkę znalazłam,zaraz po tym usiadłam na ławce.
Uwielbiałam tę ciszę.
Wtedy był czas tylko dla nas.
Ja i tata kontra cały świat.
Nie było żadnych telefonów i obowiązków z pracy.
Mogłam mu opowiedzieć co robiłam w szkole.
Było najlepiej a teraz kontakt to raz w tygodniu telefon,i wakacyjny wyjazd.
Usłyszałam szelest,a raczej osypujące się kamyki.
-Harry-powiedziałam zdziwiona.
Chciałam przez chwilę zostać sama.
Zrobiło mi się słabo przez Blake a on tu teraz przyszedł.
Spencer mu na to pozwoliła, albo była zajęta Willem.
Usiadł obok mnie.
Ładnie pachniał.
Bezpiecznie,tak męsko.
-Lucy chciałbym Cię przeprosić za wszystko co ostatnio robiłem.Nie zasłużyłaś na to-westchnął-Ja miałem zły okres i na Tobie to wyżywałem.Wybaczysz mi?-spojrzał się swoimi zielonymi oczami,w tym świetle wyglądał pięknie,po prostu pięknie.
Usta aż sama chcą powiedzieć tak.Wybaczyć wszystko,ale to Harry Blake tacy ludzie nie mają złych chwil.Oni w dobrych i złych dokuczają. Lubią się dowartościować.To może być kolejny żart.
-Nie-szepnęłam.
Zdziwił się.
Pewnie rzadko kiedy ktoś mu odmawia,tym bardziej że zachował się miło i grzecznie.
Zaraz wybuchnie.
Nadrobi swoją kulturalność wulgarnością.
-Rozumiem,nie będę już przeszkadzał. Narazie Lucy-odpowiedział smutno,naprawdę słyszałam w jego głosie żal.
Muszę przeanalizować to co się teraz wydarzyło.Wydaję się nierealne a jednak stało się.
On był prawdziwy,zapach i żal w jego głosie nie wyobraziłam sobie tego z powodu złego samopoczucia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania