Love kills-rozdział 7-Ostatni dzień

Dzisiaj ostatni dzień w szpitalu.

Muszę przyznać, że Harry nawet się spisał.

Nie powiedział nic głupiego a tylko bawił się z nimi i żartował.

Gdybym go nie znała a raczej jego reputacji mogłabym uznać, go za idealnego ojca.

 

-Cześć dzieci-przywitał się uśmiechnięty i od razu usiadł po turecku do nich.

 

Ja podążając w ślad za nim, kilka sekund później siedziałam na wykładzinie.

 

-Lucy dziś ostatni dzień,zrób coś żeby Cię zapamiętali-poruszył znacząco brwiami.

 

Pokręciłam głową.

 

-Pobawimy się to wystarczy-odpowiedziałam.

 

Chłopcy spojrzeli na mnie z grymasem i szepnęli-Sztywniara.

 

No nie wierzę!

Nawet małe dzieci uważają, że jestem nudna,sztywna i Bóg wie co jeszcze.

 

-Zgadzam się. Do tego,jest płaczliwa-powiedział Harry.

 

Płaczliwa?

Nie dałam rady,musiałam wybiec.

 

***

Tak naprawdę nie powiedział nic złego.Zachowałam się idiotycznie,teraz na pewno będzie mnie z tego wyśmiewał.

Jednak ja nie jestem tak silna jak mama.Byle co,wystarczy by mnie zranić.

Gdy Harry nazwał mnie płaczliwą,przypomniałam sobie sytuację ze sklepu.

Jaki był dla mnie podły.

Przez tę kilka dni,uwierzyłam że może trzeba go bliżej poznać.

Może sam ma problemy i łatwiej,jest mu udawać dupka.

Jednak myliłam się.

Harry Blake nie ma dobrej strony.

 

***

Do domu wróciłam wieczorem.

Bez słowa wyjaśnienia mamie dlaczego dopiero teraz przyszłam,udałam się na górę do swojego pokoju.

Wyjęłam podręczniki i zaczęłam naukę.

Tylko tak,czułam się bezpieczna.

Wiedziałam, że tu osiągnę sukces.

 

Po jakieś godzinie usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

 

-Kochanie mogę wejść?-spytała zmartwiona mama.

 

Za to ją kocham,że rozumie kiedy potrzebuję samotności i nie pyta na siłę co się stało.

 

-Tak.

 

Mama od razu usiadła na brzegu łóżka.

 

-Coś się wydarzyło w szpitalu?

 

Trafiła idealnie.

Jednak nie chcę jej martwić i mówić, że przez głupotę jaką powiedział Blake byłam zasmucona.

 

-Chodzi o to,że czasem każdy ma gorszy dzień-posłałam jej nikły uśmiech.

 

Mama pokiwała głową.

Obie wiemy,że nie uwierzyła w to.

Za to też ją kocham.

Nie naciska,po prostu rozumie.

 

-Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to wiesz gdzie jestem.Lucy odpocznij od tej nauki,większą prymuską już się nie da być-puściła mi oczko.

 

-Dobrze-zaśmiałam się.

 

Cudowna kobieta!

 

***

Nie zdążyłam zdjąć kurtki w szkole,kiedy podbiegła do mnie Spencer.

Już nawet wiem o co jej chodzi.

 

-Mogło być gorzej-odpowiedziałam.

 

Westchnęła.

 

-Szczegóły, kochana.

 

Opowiedziałam  jak Blake na samym początku popełnił gafę,jak później wydawało się być w porządku i jak na koniec postąpił.Wiem,że nic wielkiego się nie stało, jednak mnie to zabolało.

 

-I tak z niego dupek,w końcu sam się  doigra. Zakocha się a tu dziewczyna  go rzuci.

 

Zaśmiałam się.

 

-Spencer Adler,Harry Blake nigdy się nie zakocha-puściłam jej oczko.

 

***

Gdy weszłam na posesję swojego domu,na podjeździe stał mercedes pastora.

To dziwne,bo zazwyczaj spotykają się u niego lub w miejscu publicznym.

 

Weszłam po cichutku do domu,słyszałam śmiechy  w salonie a po całym domie roznosił się zapach szarlotki mamy.Robi ją na specjalne okazję.

 

-Dzień dobry-weszłam do salonu,uśmiechając się.

 

Miło widzieć jak mama w końcu,jest szczęśliwa.

 

-Cześć Lucy-odezwał się spięty pastor.

 

Mama też zrobiła się poważna.

 

Dobra,teraz zaczynam czuć się nieswojo.

 

-Chcielibyśmy Ci coś powiedzieć-zaczęła mama-Ja i Jimmy zamierzamy się pobrać-uśmiechnęła się niepewnie.

 

Moja mina była chyba śmieszna ,bo obydwoje zaczęli się śmiać,jakby poczuli wielką ulgę.

Czy oni się bali mojej reakcji?

Przecież tylko pragnę, żeby moja mama była w końcu szczęśliwa a wiem,że Jimmy sprosta temu zadaniu.

 

-Gratulacje!Nawet nie wiecie jak się cieszę-mój głos był piszczący,ale tak się  z tego cieszyłam.

 

-Naprawdę? -spytał Jimmy.

 

Pokiwałam głową.

 

-Tak,to wielkie wydarzenie musimy to uczcić.

 

Mama wciąż była zaskoczona.

 

-Nie dziwi Cię to?

 

-Mamo każdy w tym miasteczku widzi między Wami uczucie.Zdaję sobie sprawę, że związek na miejscu pastora może być nie akceptowany.Dlatego postanowiliście się pobrać. I nie muszę się o Ciebie martwić,bo wiem jaki pan Jimmy jest-przytuliłam ją.

 

Wcześniej zauważyłam łzy.

To co będzie jak będę przemawiać podczas ślubu?

 

***

Postanowiliśmy uczcić to wspólną kolacją.

Nie była może elegancka,bo u nas w domu.

Jednak mama się postarała.

Stół nakryła pastelowym żółtym obrusem, na środku postawiła świeże tulipany, a dziadek przyniósł najlepszą nalewkę.

Oczywiście nie zabrakło zastawy przekazywanej z pokolenia na pokolenie.

 

Obiad był przepyszny,a szarlotka jak zwykle niesamowita.

Spędziliśmy miło czas przy opowieściach dziadka z młodości. Też był z niego niezły łobuz.

A na końcu spotkania pastor postanowił, żebym mówiła mu po imieniu.Wiem,że będę musiała się do tego przyzwyczaić.

 

***

Odkąd weszłam do szkoły wszyscy dziwnie na mnie spoglądają.Takie uśmieszki,czasem współczucie.

Naprawdę nie wiem o co chodzi.

Przecież nie jestem aktywna na imprezach czy na portalach społecznościowych,więc nic głupiego nie mogłam odwalić.

Muszę szybko znaleźć Spencer, może ona coś wie.

 

Niestety dopiero na stołówce ją znalazłam.

 

-Hej,gdzie byłaś?!-spytałam lekko poddenerowana.

 

Zdziwiła się. Do tej pory jeszcze nigdy nie widziała mnie wkurzonej.Zazwyczaj pełniłam rolę tej spokojnej,cierpliwej która pomaga innym zachować spokój.

-Źle się czułam,dlatego dopiero teraz przyszłam. Coś się stało?

 

-Czy mam paranoję,bo czuję jak od rana wszyscy się na mnie gapią.

 

Spencer rozglądała się wokół. Zmarszczyła nos.

 

-Faktycznie.Pewnie chodzi o twoją mamę i pastora.

 

Wybałuszyłam oczy.

Skąd ona wie?Skąd wszyscy o tym wiedzą?

Nikomu nic nie mówiłam.

 

-Skąd wiecie?-spytałam w szoku.

 

-Przekaż moje gratulacje.A wiedzą,bo rodzice Veroniki wszystko o wszystkim tutaj wiedzą a ona każdemu to napisała.

 

No tak Veronika.

Diva nad divami.

 

-Co to niby za sensacja?

 

Spencer zagryzła dolną wargę. Robi tak jak się krępuję,żeby coś powiedzieć.

 

-Wiesz taki stereotyp,będziesz teraz blisko z pastorem i niektórych to śmieszy.

 

Nie rozumiem.

Kompletnie.

 

-No dobra tylko,że on nie będzie moim ojczymem tylko przyjacielem?-spytałam sama siebie.

 

Bo tak naprawdę nie wiem kim on z nazwy rodziny będzie.

Mam tatę, więc nie jest jego zastępcą,wujkiem nie.

Po prostu będzie Jimmym,któremu mogę zaufać i traktować jak przyjaciela rodziny.

 

-Będzie twoim wujkiem tak jakby-powiedziała przyjaciółka.

 

-Coś w tym stylu. Tracę wiarę w ludzi-westchnęłam.

 

Zaśmiała się.

 

-Oj no dla nich to zawsze zabawa,lubią plotki.

 

-Za bardzo.

 

-Uczcimy zaręczyny twojej mamy,dzisiejszym wyjściem na ognisko nad jeziorem-wyszczerzyła swoje zęby.

 

-O nie,jest szkoła nie mogę tak wyjść. Poza tym tam będzie alkohol,narkotyki,studenciNie pasuje tam.

 

Spencer przekręciła oczami.

Zacznie mi tłumaczyć,że musimy szaleć póki jesteśmy młode i piękne.

 

-I tak Cię wyciągnę.

 

-Nie.Mama pewnie mi nie pozwoli.

 

Zagryzła wargę.

 

-Proszę Cię!Kto jak kto,ale twoja mama sama mi pomoże Cię wyciągnąć.

 

Jęknęłam.

 

-Dobra,zabierz mnie na imprezę.

 

-Hura!-krzyknęła trochę za głośno, bo nauczyciel dyżurujący skarcił ją wzrokiem.

 

Nie wiem co we mnie wstąpiło.

Wygląda na to,że idę na imprezę taką prawdziwą jak w filmach.

 

Chyba najwyższy czas na zabawę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania