Poprzednie częściNiepokorna – prolog

Niepokorna cz.11

Siedziała w milczeniu. Czuła się jak wrak człowieka, poza tym nie chciała się odzywać, aby nie wywoływać zwącego się „wczorajszy dzień” wilka z lasu. Była pewna, że Maks ponownie zahaczy o ten temat, aczkolwiek miała nadzieję że odpuści, widząc, że źle się czuje. Obecnie w dupie miała to, co wczoraj między nimi zaszło, ból głowy i podłe samopoczucie wypychało wszystko inne, marzyła tylko o jednym – aby poczuć się lepiej.

Spojrzała na kumpla – siedział z nosem w telefonie i wyglądał na wkurzonego jej ignorancją względem niego. Zrobiło jej się odrobinę głupio, ale zaraz się usprawiedliwiła, że przecież wie, że jest jej niedobrze i nie powinien się napuszać. Zerknęła na licznik – wybiło jedenaście złotych. Poczuła się lżej, wiedziała, że przekabaci matkę, aby ta oddała za taksówkę, choć z drugiej strony miała wątpliwości, kobieta mogła przecież orzec, że na jeżdżenie taksówką, bo ma się kaca, nie daje.

Wjechali między pierwsze bloki na osiedlu Wojska Polskiego i dziewczyna się wyprostowała, sugerując kierowcy, w którą uliczkę skręcić. Suma za kurs wyniosła trzynaście pięćdziesiąt, więc Maks dał mężczyźnie piętnaście złotych i bez słowa wysiadł z auta, podobnie Daria, która wolałaby jednak, aby chłopak wrócił tym samym transportem.

– Oddam ci za tę taksówkę – odezwała się w końcu, stwierdziwszy, że wypadałby wreszcie otworzyć buzię.

– Spoko – mruknął chłopak. – Wiem, że chciałabyś, abym już się zmył, ale nie tak łatwo, odprowadzę cię do drzwi i wtedy zbijam – oznajmił.

Nie odniosła się do tego oświadczenia tylko ruszyła w stronę klatki.

– A może piwo? Masz dziś chyba kaca za wszystkich naszych znajomków, dwa piwka powinny pomóc. – Podburzał ją Maks.

– Nie chcę.

– Frozi nie chce piwa na kaca? Oj, chyba naprawdę coś ci dolega. – Zachichotał.

– A weź się w końcu odwal, dobra? Powiedziałam ci, że jeśli zamierzasz mi dopierdalać, to jedź do domu. Źle się czuję, a ty mnie jeszcze denerwujesz, po stokroć dzięki, ZIOMUŚ – fuknęła, akcentując odpowiednio.

Na chłopaku nie zrobiło to większego wrażenia, nadal szczerzył zęby, idąc krok w krok za nastolatką. Daria chcąc pokazać swoje wzburzenie, wściekłym ruchem wcisnęła guzik windy i wsadziła ręce w kieszenie, robiąc wybitnie zgryźliwą minę. To jeszcze bardziej rozbawiło Maksa, który starał się już nie rozdrażniać dziewczyny, lecz mimo to nie wytrzymał i parsknął dyskretnie. Usiłowała nie zwracać na niego uwagi, wiedziała, że robi to specjalnie.

 

W chłodnej klatce zrobiło jej się odrobinę lżej, lecz tylko na chwilę, gdy weszli do windy i ta ruszyła, Darię ogarnął jakiś dziwny niewytłumaczalny lęk. Ruch maszyny wywołał bardzo nieprzyjemne, nieznane jej dotąd uczucie i nastolatka nie wiedząc, co się dzieje, okropnie się wystraszyła. Winda stanęła i dziewczyna już chciała wysiadać, ale gdy tylko się ruszyła, zamigotały jej srebrno-czarne latające plamki, a oddech stał się płytki i ciężki. Odruchowo oparła się o ścianę dźwigu, była pewna, że zaraz się przewróci.

– Frozi, co ci? – Zareagował natychmiast Maks.

Dowcipkowanie w okamgnieniu mu przeszło, teraz wydawał się poważnie zaniepokojony.

– Nic, słabo mi – odparła szczerze.

– Dobra, postójmy tu chwilę. – Zadecydował chłopak, nogą blokując drzwi windy.

– Już okej – rzekła po chwili Daria.

Maks nie pytał dziewczyny o zdanie, tylko chwycił ją pod rękę i poprowadził do drzwi z numerem szesnaście.

– Nie przesadzasz? To kilka kroków – mruknęła.

– Nie.

Daria sięgnęła do kieszeni, lecz gdy chciała otworzyć mieszkanie, okazało się, że ręce ze strachu zaczęły latać jej na wszystkie strony.

– Daj, otworzę – zaproponował chłopak i zaraz otrzymał klucze. – Możesz się pruć, ale wchodzę – oznajmił bezkompromisowo, uchylając przed nią brązowe skrzydło.

– Mam bałagan – wyjaśniła, choć w tej chwili nie miała nic przeciwko, aby wszedł; widząc, co się dzieje, bała się zostać sama.

Wtargnęli do znajdującej się od razu na prawo sypialni nastolatki i Daria ciężko usiadła na łóżku, szczęśliwa że jest już w domu. Strach jednak nie minął i nadal łapała resztki powietrza, trzęsąc się w środku. Obawiała się, że podobny napad może znów ją nawiedzić i bała się tego jak ognia.

– W lodówce jest chyba coś do picia, zobaczysz? Przynieś cokolwiek – poprosiła, więc Maks wstał i przyniósł butelkę jabłkowego soku.

– Dzięki – wymamlała, momentalnie przysysając się do napoju. – Sorry, świnia ze mnie – ogarnęła się po chwili, podając sok przyjacielowi.

– Przeżyję – Uśmiechnął się. – Frozi, co ci jest, o mało nie zemdlałaś. Może pojedziemy do lekarza?

– Nie, mam tylko za wysokie ciśnienie… jak to na kaca – wytłumaczyła szybko.

– Więc po co piłaś? Jadłaś coś?

– Nie chcę.

– Frozi, masz tu krew? – zapytał nagle osłupiały chłopak i szybko rozchylił włosy nastolatki.

Zamarła, nie spodziewała się, że się wyda. Przecież przemyła ranę wodą i ta się zasklepiła, więc jakim cudem zauważył?

– Zostaw! – Wyszarpnęła się.

– Frozi, skąd to masz? Pokaż. – Maks nie ustępował.

– Piznęłam się wczoraj, najebana. – Zaśmiała się sztucznie, aczkolwiek dla świętego spokoju pozwoliła mu się obejrzeć.

– Piznęłaś się? To nieźle się piznęłaś, skoro masz rozciętą głowę. Ładnie rąbnęłaś i może to przez to złe samopoczucie.

– Nic mi nie jest, nie przesadzaj, dobrze? Prześpię się i będzie lepiej, a słabo mi, bo powtarzam: ciśnienie mi skacze. Agata je mierzyła i jest o dużo za duże. – Zaśmiała się Daria, udając, jak tylko potrafi.

– Nie rozumiem cię, Frozi, czemu zawsze musisz postawić na swoim? Nie zależy ci na zdrowiu? To tylko niewielkie rozcięcie, ale się uderzyłaś, to nie są żarty. – Chłopak się zdenerwował.

– Wyluzuj, dobra? Nic mi nie jest. A tak w ogóle to chciałabym się przespać. Mogę? – rzuciła dziewczyna, która marzyła tylko o zwinięciu się w kłębek i odpłynięciu.

– O co się do ciebie przyczepił ten koleś? – zapytał Maks, w dupie mając jej życzenia.

– Co? – Daria osłupiała.

– No ten od laluni.

– O to, że mam oddać jej dwie stówy. – Daria parsknęła szyderczym śmiechem, lecz imitacja się nie udała, bo Maks zaraz dodał:

– A może to on cię tak załatwił, co?

– Co? Chyba sobie żartujesz.

– Ani trochę.

– Kurwa, jesteś jakimś detektywem, czy jak? – Oburzyła się nastolatka, była wściekła, że wszędzie wściubia swój nos.

– Tak, jestem, widziałem, jaka była zadowolona – Napomknął O Ninie. – Ona boi się ciebie jak ognia, a tu nagle zrobiła się taka pewna siebie? I ten uśmieszek. Frozi, to jakaś tajemnica? Wiem, że jesteś na mnie zła, choć nie wiem, za co, ale lubię cię i się martwię nie kumasz? – Wkurzył się chłopak.

– To się nie martw, bo nie masz powodu. On mi nic nie zrobił, szczekał tylko, że mam oddać jej za tę szmatę.

Maks nie odpowiedział, gapił się tylko na dziewczynę.

– No co? – Roześmiała się na dobre, miał przedziwną minę.

– Nic, spadam – mruknął i wstał. – Ale Frozi, jakby co, dzwoń – nakazał.

– Przecież nie mam nic na koncie.

– To ci doładuję.

– Co? W życiu – Natychmiast wzniosła protest, aczkolwiek miło jej się zrobiło, że tak się o nią martwi.

– Kurczę, Frozi, jak doładuję ci za dychę, nie zbiednieję – nalegał.

– Nie.

– Dobra, jak chcesz. Jak dojdę stąd na przystanek?

– Prosto i za trzecim blokiem w prawo, to niedaleko. Ale…

– Co?

– Wolałabym, żebyś nie szedł sam, tu można wyłapać w kły.

– W kły? Frozi, jest dwunasta po południu.

– I co z tego? Nie wiesz, że to Chicago? Zostaniesz bez kłów, bez telefonu i bez kasy.

– Chicago? – Maks uniósł brwi.

– No tak, tak mówią na naszą dzielnicę, bo same ćpuny, pijaki i przestępcy. – Zaśmiała się dziewczyna.

– A ty do której grupy się zaliczasz? – zapytał, wyzywająco wyginając usta.

– Do wszystkich – odparowała. – Maks, ale ja nie żartuję, uważaj i rozglądaj się dookoła. – Dziewczyna spoważniała.

– Dobra, wyluzuj – Chłopak beztrosko machnął ręką, szczerząc się od ucha do ucha. – To jak mówią na moją? Śpiąca dolinka? – Zarechotał.

– Nie, gniazdo snobów – wywaliła złośliwie Daria.

– Ok, niech i tak będzie. – Zgodził się Maks, zupełnie niewzruszony jej głupim poczuciem humoru. – Dobra, Frozi, spadam już, bo nigdy nie wylazę.

– Dobrze, ale napisz, że żywy doszedłeś na przystanek.

– Spoko.

Daria przekręciła klucz i mimo że chciała być już w łóżku, to jednak stanęła w oknie, aby się upewnić, że chłopak bezpiecznie przebył okolice jej trzech wieżowców, najgorszego rejonu na Wojska Polskiego. Maks chyba wyczuł, bo odwrócił się i spojrzał w jej okno. Natychmiast się roześmiał.

– Miałaś spać! – krzyknął, idąc tyłem.

– I potem miałabym cię na sumieniu?! – odkrzyknęła.

– Na razie! – Chłopak się odwrócił i dwie minuty później zniknął za ostatnim blokiem.

Spokojniejsza o jego losy Daria wzięła z lodówki mleko i w końcu zajęła pozycję na wznak w ukochanym łóżku. Zasnęła w okamgnieniu.

 

Śnił jej się ojciec, który z uśmiechem na twarzy wchodzi do mieszkania i zmęczony podróżą, przytula dziewczynę i siada w swoim "osobistym” fotelu. Po chwili pyta córkę o postępy w szkole i ogólne wydarzenia, ściskając w dłoni pożądane przed Darię papierki. Dziewczyna gładko kłamie, a że matki nie ma, nie musi kombinować. Po złożeniu zeznań nastolatka otrzymuje pięć banknotów po dwadzieścia euro i ucałowawszy rodzica, szczęśliwa znika w pokoju. Kwestia długu u Maksa zostaje rozwiązana, ale tylko do dnia następnego, gdyż w czasie podróży do szkoły kradną jej wszystkie pieniądze, które wzięła z domu, aby wymienić.

 

Usłyszała niewyraźny dźwięk telefonu, lecz nie miała zamiaru opuszczać przytulnego azylu. W oczach nadal stał jej koszmar, obraz złości, frustracji, żalu do siebie i tysiąca przekleństw, które subtelnie wypowiedziała zaraz po wyjściu z autobusu i odkryciu kradzieży. Sen był bardzo realny. Telefon nie dawał za wygraną, spojrzała więc na zegar – 14:45. Ból nieco zelżał, lecz nadal ćmił w okolicach skroni i w miejscu uderzenia. Z takim bólem dało się jednak żyć, postanowiła więc, że poleży jeszcze chwilę i wstanie coś zjeść. Po drzemce zgłodniała jak wilk, zjadłaby konia z kopytami, tym bardziej, że miała kaca, a na kaca zawartość lodówki zawsze pochłaniała jak wariatka.

Komórka ucichła, aby po chwili zagrać denerwować ponownie. Zmuszona ją uciszyć sięgnęła pod łóżko i spojrzała na wyświetlacz – "Mama.”

– Daria, jesteś już w domu? – Usłyszała odrobinę zdyszany głos rodzicielki.

– Tak. I nie krzycz.

– Daria, zaraz przyjadę i potem jadę na dworzec. Obierz ziemniaki i pokrój w ćwiartki, upieczemy. To na razie. – Matka szybko się rozłączyła, jakby wiedziała, że córka będzie się buntować.

No kurwa – warknęła w duchu Daria, aczkolwiek niechętnie ruszyła tyłek z łóżka i po przemyciu twarzy zimną wodą, już stała w kuchni. Pożądaną rzeczą, jak zawsze po drzemce była w tej chwili kawa, nastolatka miała jednak obawy, co do jej wypicia. Dobra, najwyżej zrobię słabszą. – Zdecydowała wreszcie, chęć na kofeinę była zbyt silna.

Zajrzała pod zlew, gdzie ukazała jej się cała torba, a raczej wór ziemniaków, na widok których natychmiast skwasiła jej się mina. Nie miała pojęcia, czy ma obrać wszystkie, ile w ogóle ma obrać, po chwili doszła jednak do wniosku, że ponad pięć kilo kartofli na cztery osoby to zdecydowanie za dużo i że cała duża miska powinna wystarczyć. Zalała kawę, profilaktycznie wypiła paracetamol i wielce niezadowolona, wzięła się do pracy. Szło jej dość szybko, gdy więc obrała połowę, postanowiła zapalić. Zupełnie zapomniała, że istnieją papierosy, a matka przecież lada chwila może wpaść do domu. Z fajką uporała się w samą porę, bo ledwie zdążyła ponownie chwycić nóż, jak usłyszała zgrzyt w zamku. Miała szczerą nadzieję, że matka nie kazała obrać jej tych ziemniaków teraz, żeby zaciągnąć ją ze sobą na dworzec. Nie miała ochoty ani siły na wycieczki; już sama perspektywa słuchania pół wieczoru paplania Natalii ewidentnie wystarczyła, nie potrzeba jej było słuchać jeszcze tego ględzenia w samochodzie.

I nagle sobie przypomniała! Od razu uśmiechnęła się pod nosem, ponieważ migiem wymyśliła, jak stworzyć kilka mdłych pozorów i szybko zmyć się z rodzinnej imprezy.

– Daria, jedziesz ze mną na dworzec? – zapytała pani Jagoda, stawiając na stole dużą reklamówkę.

– Nie mogę, mam lekcje – rzekła z pełną powagi miną nastolatka.

– Lekcje? – Matka zrobiła wielkie oczy. – A od kiedy to tak ważne są dla ciebie lekcje?

– Polak – oznajmiła spokojnie Daria, będąc przekonaną, że to wystarczy. Dziewczyna miała świadomość, że matka bardzo dobrze wie, jak lubi ów przedmiot, była więc pewna, że ma problem z głowy. Pomyliła się jednak, bo matka zaraz dodała:

– Przed piątą będziemy z powrotem, zdążysz jeszcze napisać.

– Mamo, dopiero co wlazłam do domu, muszę się chyba wykąpać, nie? A po drugie to co, myślisz, że będę siedzieć po nocach i pisać, bo jej wysokość księżna Natalia przyjeżdża? – warknęła nastolatka, wkurzona uporem kobiety.

– Daria – fuknęła pani Jagoda. – A ciotka? To twoja chrzestna, miło jej będzie, jak ją przywitasz.

– Mamo, wrzuć na luz, okej? Głowa mnie boli i nigdzie nie jadę, tak samo mogę przywitać ją tu. Czemu jesteś taka upierdliwa? – Uniosła się dziewczyna, wlepiając w matkę znienawidzony wzrok.

– Głowa cię boli, tak? Biedactwo – rzuciła ironicznie kobieta, operując krzywym półuśmieszkiem.

– Spier… – syknęła cicho rozdrażniona dziewczyna, lecz matce to nie umknęło.

– Dziecko, ja naprawdę nie wiem, co się ostatnio z tobą dzieje, ale wiedz, że bardzo mi się to nie podoba. Aha. I ku twej wiadomości – ojciec wraca dziś w nocy, przygotuj się więc na poważną rozmowę – zagroziła kobieta i zabrała się za rozpakowywanie zakupów.

Daria pokazowo parsknęła pod nosem, choć w głębi duszy nie była zadowolona, wiedziała, że ojciec mimo iż łagodnie, będzie wiercił jej dziurę w brzuchu.

 

– Wystarczy? – zapytała Daria kręcącą się przy kuchennym blacie matkę.

– Tak. Wstawię do pieczenia – oznajmiła kobieta, pokazując córce żaroodporne naczynie.

Daria uwielbiała kaczkę, zacierała więc już ręce.

– Miała być na jutro, ale skoro zostajesz, przypilnujesz. Tylko zaglądaj do niej, a nie nos w komputer, a piekarnik sobie – rzuciła kąśliwie matka, spoglądając na zegarek. Nadal była zła. – Będzie się piec ze dwie i pół godziny, więc sama wstawię ziemniaki, jak wrócę. Muszę już jechać – dodała i pośpiesznie wyszła z kuchni.

Daria odpuściła sobie komentarz, gdyż jedyne, co cisnęło jej się na usta to obraźliwe nieprzyzwoite słowa.

– Daria, pilnuj piekarnika! – powtórzyła głośno kobieta i zamknęła za sobą drzwi.

Podminowana nastolatka włączyła laptopa, wsadziła fajkę w zęby i umknęła na balkon. Postanowiła wykąpać się wieczorem, teraz miała ważniejsze sprawy na głowie, a mianowicie – wypracowanie z polskiego. Czuła coraz większy głód, czekała jednak, wiedząc, że jak zje teraz, nie wciśnie obiadu. Damy radę. – Uśmiechnęła się podświadomie i mimo że znów było jej odrobinę niedobrze, zapewne z głodu, mocno zaciągnęła się papierosem.

 

Zegar wskazywał 15:56, a jedyne, co napisała dziewczyna, to: "Jak wiemy, szkoła od zawsze była i będzie mniej lub bardziej lubianym obowiązkiem. Już od najmłodszych lat chroni nas, bawi, uczy życia. Można by stwierdzić, iż wszystkie są do siebie podobne, lecz czy to prawda? Odmienne charaktery, różnorodny klimat, nauczyciele, uczniowie, to wszystko sprawia, że mimo utartych standardów każda z ich jest inna, na swój sposób niepowtarzalna i wyjątkowa.”

Zadumała się, aby po chwili skasować cały wpis. Nic jej nie pasowało, wydawało się mdłe, płaskie i kompletnie bez wyrazu. Siedziała i gapiła się w monitor, zrezygnowana. Trwała w postanowieniu, że choćby miała siedzieć tu do czwartej rano, napisze. Wiedząc, jakie ma oceny z polskiego, nie przejmowała się sobą, ale była przecież inna kwestia – obiecała Maksowi. Piknął sms i wyrwał ją z drażniących kombinacji. Odczytała: "Stan konta wynosi 10, 07 PLN”. Przeszedł ją dreszcz zaskoczenia, a zaraz po nim irytacji. Miło jej się zrobiło, gdyż doładowanie dobitnie wskazywało, jaki stosunek ma do niej kumpel, lecz mieszając się z tym, że zignorował jej słowa, wywoływało jednocześnie złość. Wkurzona w okamgnieniu wykręciła numer Maksa, układając już w głowie odpowiedni ochrzan.

– Witaj – Usłyszała nad wyraz zadowolonego chłopaka.

– Można wiedzieć, co ty odpierdalasz? – wywaliła od razu.

– Czyli? – Maks wypalił głupa, lecz Daria dobrze wiedziała, że cieszy się pod nosem.

– Kurwa, to, że masz kasę, to nie znaczy, że możesz ignorować moje słowa! – Uniosła się wzburzona dziewczyna. – I jeszcze się cieszysz? To takie śmieszne? – warczała.

– Frozi, wyluzuj – Zaśmiał się Maks.

– Jak to "wyluzuj”? Dlaczego nie słuchasz tego, co do ciebie mówię?

– Ale ja nie wiem, o co ci chodzi.

– Wiesz co? Spierdalaj! – rzuciła nastolatka i się rozłączyła.

Niemoc twórcza wywołała u niej nie lada złość, tym bardziej, że chcąc nie chcąc, musiała to przecież napisać. Zadzwonił telefon. Wiedziała, kto to, więc zignorowała. Czuła, że zaraz dostanie wiadomość i się nie pomyliła, po chwili na ekraniku widniało: "Frozi, odbierz, dlaczego się pieklisz?”

Wstała, aby zajrzeć do kaczki i przy okazji zapalić. Komórka zagrała ponownie. Tym razem odebrała, lecz się nie odezwała.

– Frozi… – Zachichotał Maks. – No co jest? Przestań się obrażać, to tylko koleżeńska przysługa.

Milczała.

– Daria…

– Podaj mi swego maila, wieczorem wyśle ci z polaka – mruknęła, chyba nieco ochłonęła.

– Wyślę ci na koma. Frozi, obraziłaś się? – Chłopak nie odpuszczał.

– Tak, tak się nie robi.

– Daj już spokój, ok? Przynajmniej będziesz miała z czego zadzwonić, nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma.

Dziewczyna tylko przewróciła oczyma.

– Frozi, już napisałaś? Szybka jeste.ś – Maks zmienił temat.

– Tak, napisałam… – burknęła gorzko Daria.

– Jak się czujesz?

– Tak sobie, ale łeb przynajmniej nie boli.

– To spoko. Dobra, muszę kończyć, chciałem się tylko dowiedzieć, jak się czujesz. Zadzwonię jeszcze wieczorem, mogę? – chłopak spoważniał.

– Jak chcesz.

– Frozi, co jest? Czemu jesteś wkurwiona, naprawdę popełniłem straszną zbrodnię?

– Wiesz, czemu. Dobra, zadzwoń, ale po dwudziestej. Na razie – rzuciła Daria i się rozłączyła, miała dość tej rozmowy.

Znów pomyślała o kwocie na koncie i opanowała ją dziwna duma, gdyż rozumiała, że chyba jest dla chłopaka kimś ważnym, z drugiej strony jednak wkurzała się, że olał jej słowa i robi sobie, co chce. A zresztą, chuj tam. – Pomyślała, wiedząc, że przecież nie ma się czym przejmować, a chłopak i tak jutro swoje dostanie.

 

Znów zawisła przed Wordem z kompletną niemocą. W głowie zdania plątały się i kumulowały, za nic jednak nie potrafiła przelać ich na "papier”. Była coraz bardziej zła, którą to złość dopełniał tylko piękny zapach pieczeni, który subtelnie zaczął wydobywać się z kuchni i drażnić zmysły nastolatki. Siedziała kolejne minuty, nie mogąc wydusić z siebie chociażby krzty kreatywności, w końcu zazgrzytał klucz w zamku...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania