Poprzednie częściNiepokorna – prolog

Niepokorna cz.15

Trzasnęły drzwi i wyrwały nastolatkę ze snu. Matka nie wchodziła do pokoju, tylko przemknęła przez korytarz i schowała się w salonie. Dziewczyna szybko zerwała się na równe nogi, domyślała się, co jest grane. Po chwili już miała w dłoni swoje spodnie, lecz było tak, jak przewidywała – pieniądze zniknęły.

– Kurwa mać! – zaklęła pod nosem, wściekł na siebie, że nie nastawiła budzika na szóstą lub nie schowała funduszy. Była wczoraj tak padnięta, że po prostu zapomniała.

– Już… wydałaś wszystko?! – ryknęła, wpadając jak burza do salonu.

– Nie, tylko trzy dychy – Uśmiechnęła się debilnie kobieta, pokazując dziewczynie reklamówkę. – Zresztą to są moje pieniądze – dodała sucho.

– Cholera, mamo, mam tego dość! – huknęła Klara i schowała się w pokoju, z całej siły łupnąwszy drzwiami.

Tu nie wytrzymała i uderzyła w płacz, czuła, że ta komedia znów będzie trwać tydzień, dwa, trzy… Rozpaczała dobre pół godziny i gdy w końcu ochłonęła, wróciła do matki.

– Oddaj resztę – nakazała, wyciągając rękę.

– Nie mam.

– Jak to nie masz? A gdzie jeszcze dwie i pół dychy?

– Po co ci? – Walczyła kobieta. Była jeszcze trzeźwa, nie dawała się więc tak łatwo.

– Po co? Po to, żebyś nie przepiła. Mamo, ty naprawdę już nie myślisz? To nasze ostatnie pieniądze.

– Jutro będą pieniądze – odparła spokojnie pani Krystyna.

Klara wiedziała, że może tak być. Do tej pory nie miała pojęcia, skąd matka załatwia fundusze, domyślała się jednak, że to od jej nowych znajomych, których zdążyła już poznać po przeprowadzce tu i którzy także za kołnierz nie wylewali. Lecz co z tego, skoro prawie wszystko szło na kolejny przelew, Klarze udawało się wyrwać matce jedynie parę groszy, na tyle tylko, aby wystarczyło, żeby nie umrzeć z głodu. Często jednak pieniędzy było mało i dziewczyna nieraz chodziła głodna, dlatego też, mieszkając jeszcze na starym osiedlu, gdy z racji młodego wieku i braku doświadczenia nikt nie chciał dać jej jakiejkolwiek pracy, wymyśliła, jak zarobić. Na początku wydawało jej się to irracjonalnym pomysłem, bo było jej wstyd i mogli rozpoznać ją znajomi, do tego mogła być też policja, jednak gdy po dwóch dniach głodówki nie wiedziała już, co robić, postanowiła zacisnąć zęby i spróbować. Czuła się podle, lecz gdy już za pierwszym razem udało jej się zebrać głupie dwadzieścia kilka złotych, zacisnęła zęby i zrobiła to po raz kolejny, i kolejny, i kolejny... Teraz już wiedziała, gdzie spędzi dzisiejszy dzień.

 

„Cześć. Jest wtorek, pieprzone 17 marca. Ta kretynka przepiła już wszystko, po prostu ręce opadają. Jestem tylko ciekawa, ile teraz? Tydzień, dwa, trzy? KURWA!”

Zamknęła zeszyt i ruszyła do kuchni, zaglądając po drodze do salonu. Na stole stało już piwo, tradycyjna podkładka pod kielicha. Otworzyła lodówkę i postawiła oczy w słup – pół litra leżało na górnej półce. Aż otworzyła usta ze zdziwienia, matka nigdy nie chłodziła wódki.

– Mamo, chcesz śniadanie? – zapytała oschle, stając w progu salonu.

– Jak zrobisz, to chętnie – odparła kobieta, odpalając papierosa.

– Otwórz balkon! – nakazała szorstko Klara i wróciła do kuchni, zła jak osa.

Znalazła jeszcze trzy jajka i, jakimś cudem, pomidora, postanowiła więc zrobić jajecznicę. Wędlina przyda się na kanapki. – Pomyślała, zalała kawę i po chwili pomidor był już na patelni. Zrobiła potrawę w okamgnieniu, dokładając do tego cztery kromki chleba z masłem i coraz bardziej podminowana perspektywą dzisiejszego zarobku, zasiadła obok matki, stukając przed nią talerzem.

– Dziękuję – zapiszczała kobieta, nic sobie nie robiąc ze wzburzenia córki.

– Z kim już się umówiłaś? – zapytała Klara, dobrze wiedziała, dlaczego ta wódka stoi w lodówce.

– Z narzeczonym – odparła radośnie matka, wkurzając dziewczynę do granic.

– Z jakim? I co, może przyjdzie tu? – warknęła dziewczyna.

– Córuś, to fajny facet, zresztą go znasz – tłumaczyła kobieta.

– I znowu będzie libacja całą noc?

– Nie, słonko, przecież mamy tylko jedną flaszkę – rzuciła irracjonalnie kobieta, zajadając jajecznicę.

– Tak, bo wy nie załatwicie więcej… – syknęła Klara.

– Nie i nie zamierzamy. I koniec dyskusji – fuknęła pani Krystyna.

Nastolatka miała dość, chwyciła więc talerz, kubek i schowała się w swoim pokoju. Zjadła dość szybko, zabrała naczynia matki i gdy już doprowadziła kuchnię do porządku, usiadła na łóżku i zaczęła mobilizować się do podróży. I nagle sobie przypomniała. Migiem znalazła się z powrotem w kuchni, padła na kolana i zajrzała pod szafkę. Za moment miała już w ręku widelec, którym spod mebla z trudem wydobyła dziesięć złotych. Parsknęła ironicznym półuśmieszkiem i po chwili była już w butach.

– Wychodzę. Zaraz wracam! – oświadczyła, naciskając klamkę.

– Dokąd?! – odkrzyknęła matka, ale Klara była już na klatce.

Śpieszyło jej się, zeszła więc schodami. Zatrzymała się jednak przed drzwiami, dochodzące ze stojącej nieopodal ławki donośne głosy natychmiast wypompowały z niej całą odwagę. Wiedziała, że znowu będą zaczepki, wróciła więc do windy i dwie minuty później już wychodziła ostatnią klatką. Kupiła tylko kilka jajek na sztuki i masło, na nic więcej nie wystarczyło. Była jednak zadowolona nawet z tego, usatysfakcjonowana, że przynajmniej te marne grosze nie poszły na przelew. Zadowolona opuściła osiedlowy market i oczywiście idąc naokoło, już zbliżała się do klatki, kiedy nagle czarny Mercedes, obiekt jej nocnych koszmarów, wyjechał przed nos dziewczyny i z piskiem opon zatrzymał się obok. Marek szybko wysiadł, doskoczył do nastolatki i z miną opętanego psychopaty zawisł przed blondynką, przecinając ją surowym spojrzeniem.

– Co ty sobie wyobrażasz?! – zapytał srogo.

Klara zdrętwiała, zupełnie nie pojmowała, dlaczego facet jest tu o dziewiątej rano. Specjalnie przyjechał i czekał?

– Odpowiadaj! – zagrzmiał mężczyzna, boleśnie ściskając ramię nastolatki.

– O co ci chodzi? – wydusiła przestraszona.

– O co? Kurwa, o co? – syczał, o mało się nie opluwając. – Czemu nie jesteś w szkole? Czekałem rano, a mam masę pracy w biurze. Specjalnie nie poszłaś, tak?

– Nie, zaspałam – skłamała wystraszona dziewczyna.

Nie zamierzała mówić mu o ich prywatnych sprawach, nie chciała, aby coś strzeliło mu do głowy i poszedł do ich mieszkania, co nieraz już robił.

– Kłamiesz! – warczał Marek.

– Puść mnie – wydusiła nastolatka, gdyż facet cały czas boleśnie ściskał jej rękę.

– Jak to puść? Zawsze byłem dla ciebie łagodny, a ty co? Robisz mnie w wała? – ciągnął, zupełnie mu odbiło. – Gadaj! – Agresywnie potrząsnął dziewczyną, której zrobiło się już gorąco.

– Ale jak naprawdę zaspałam. Puść mnie, to boli – powtórzyła Klara, czując, jak mężczyzna coraz mocniej gniecie jej ramię.

– Mam numer do matki. Zadzwonię po południu i lepiej, żebyś odebrała – warknął. – Rozumiemy się? – Bardziej wzmocnił uścisk.

Dziewczyna cicho jęknęła.

– Zrozu…

– Ej! – Doszło nagle z boku i Marek natychmiast uwolnił nastolatkę. – Co jest, kurwa? Masz jakiś problem? – zapytał sucho chłopak, szybkim krokiem zbliżając się do mężczyzny.

Marek szybko odwrócił się na pięcie i chciał uciec do samochodu, lecz przy drzwiach kierowcy już stał kolega blondyna.

– Kurwa, co jest, pytałem?! – Dresiarz agresywnie pchnął Marka do tyłu.

Klara stała jak sparaliżowana i nie miała pojęcia, co robić. Wiedziała, że jeśli Markowi coś się stanie, będzie miała kłopoty, lecz bała się także chłopaka i dlatego wciąż nie potrafiła podjąć jakiejkolwiek decyzji.

– Przepuść mnie, bo będziesz miał problemy – warknął Marek, usiłując przedostać się do wozu.

– Co, cwelu? Problemy? Jebany pedale, bujasz się do małolaty?! – ryknął blondyn, popychając mężczyznę na maskę samochodu.

– Zostaw go, wszystko jest ok – wtrąciła w końcu Klara, automatycznie skupiając na sobie uwagę chłopaka. Było to jednak chwilowe, za moment dresiarz już trzymał Marka za fraki.

– Coś do niej masz? Bujasz się tu jak u siebie, gajerze kruchy? – syczał.

– Puść go, proszę cię. – Dziewczyna zebrała się na odwagę, podeszła i chwyciła chłopaka za ramię.

Teraz puścił biznesmena.

– Czego ten pedał tu szuka? Masz z nim jakiś problem? Mogę mu przetłumaczyć – rzekł oschle blondyn. Oczy miał zimnie jak lody.

– Nie, wszystko ok, niech już jedzie – wydusiła nastolatka.

– Dobra, wypierdalaj. I ostatni raz cię tu widzę, rozumiesz, cioto? – warknął chłopak.

Markowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, migiem wsiadł do samochodu i przekręcił kluczyk, mierząc po drodze Klarę demonicznym spojrzeniem.

– Frajer – burknął drugi z dresiarzy, kopiąc jeszcze maskę ruszającego Mercedesa i po chwili wrócił na ławkę.

– Co to za kurwa? Czemu cię szarpał? – zapytał blondyn.

– Nic takiego – mruknęła dziewczyna.

– Jestem Krystian… lub Sosna, jak wolisz – chłopak się uśmiechnął, podając dziewczynie dłoń. – Kiedy na posiadówę? Teraz jesteś mi to winna za uratowanie dupy. Bohaterom się nie odmawia. – Jeszcze szerzej wyszczerzył zęby, między które zaraz wsadził papierosa.

– Nie wiem… dam znać – odparła spłoszona Klara.

Teraz, po tej całej akcji nie wiedziała już, jak się wykręcić, dlatego marzyła tylko o tym, aby jak najszybciej zniknąć chłopakowi z oczu.

– Jak masz na imię? – zapytał Krystian.

– Klara.

Chłopak parsknął śmiechem, ale zaraz spoważniał.

– Sorry… ale kumasz, nie? – Zacisnął zęby, tłumiąc radość.

Dziewczyna puściła kolorki, zrobiło jej się totalnie głupio.

– Co, chcesz zbijać, nie?

– Nie mam zbytnio czasu – wymamrotała.

– Dobra, suń, ale jesteśmy umówieni, tak?

– Tak.

– Dasz mi numer?

– Nie mam telefonu.

– Nie masz? Oj, chyba mnie bujasz, co? – Stwierdził, nie odrywając wzroku od nastolatki.

– Nie bujam, rozbił się – tłumaczyła nieśmiało Klara.

Nie czuła się pewnie w towarzystwie nie dość, że niegrzecznego, to jeszcze sporo starszego chłopaka, miała więc nadzieję, że już odpuści.

– Mogę ci załatwić dobry sprzęcik za siedem – osiem dych. Będzie fajna rakietka, warto – rzekł blondyn.

– Nie mam kasy.

– Spłacisz na raty. Jutro cię namierzę, jak będziesz cisnąć z budy, to ci pokażę. A teraz już ciśnij, bo widzę, że panikujesz. Nara. – Chłopak jak małą dziewczynkę poczochrał Klarę po głowie, odwrócił się na pięcie i sobie poszedł, chichocząc pod nosem. Odetchnęła.

 

Stanęła między dziewiątym a dziesiątym piętrem i zerknęła przez szybę – chłopaków było już czterech i słychać ich było na pół osiedla. Siedzieli i roześmiani, bez zbytniego skrępowania popijali sobie wódkę. Obserwowała Krystiana – był naprawdę niczego sobie, lecz to jego zachowanie… Doskonale zdawała sobie sprawę, że takiego towarzystwa najlepiej unikać, nawet, jeśli blondyn jak dotąd był całkiem miły. Wiedziała jednak, że teraz będzie to już niemożliwie, że chłopak nie ustąpi. No i jakby nie było, była mu coś winna, poza tym bardzo jej dziś zaimponował. Pomyślała też o Marku, o minie, jaką miał w czasie konfrontacji z blondynem. Jeszcze nigdy nie widziała go tak wystraszonego, co w pewnym stopniu satysfakcjonowało nastolatkę, z drugiej strony jednak czuła ogromny lęk przed tym, co może się teraz stać. Marek poniżony przez osiedlowego łobuza – to nowe zjawisko, czuła, że ta cała sytuacja gorzko się na niej odbije. No i ten telefon. Skąd ma numer do matki? Przecież rok temu go zmieniła. Zadzwoni? – zadała sobie pytanie. – A może będzie zajęty? W końcu jest prezesem ogromnej firmy. A co, jeśli będzie chciał pójść na całość? Bała się seksu, pamiątki „romantycznych” chwil, których doświadczyła w swoim krótkim życiu, do tej pory znęcają się nad nią w dzień i w nocy, nieraz spędzając dziewczynie sen z powiek. A jeżeli będzie się upierał? – Drążyła. Nienawidziła męskiego dotyku, nie wiedziała więc, jak sobie poradzi. Czuła, że spanikuje i wówczas facet weźmie ją sobie na siłę. I co wtedy? Ale przecież to już było, więc…? Nic strasznego. – Wnioskowała zrezygnowana, stercząc pod tym oknem już dobre dziesięć minut.

Przez przykre wspomnienia i zgłębianie perspektyw powoli zaczęło zbierać jej się na płacz, z zamyślenia wyrwał ją jednak dźwięk zatrzymującej się windy. Po chwili usłyszała trzy szybkie puknięcia, a po nich trzask zamykanych drzwi. Doskonale wiedziała, czyje to drzwi, migiem więc ruszyła do domu. Wpadła do środka i z miejsca zderzyła się z Leszkiem, znajomym matki, którego ta poznała świeżo po przeprowadzce. Klara nic do niego nie miała, gdyż facet był bardzo sympatyczny, zawsze schludnie ubrany i grzeczny, ale nie chciała, aby matka piła. Wiedziała, że ją i Leszka łączą znakomite relacje, dlatego czuła, że na tej jednej flaszce się nie skończy.

– Cześć, młoda. – Leszek się uśmiechnął, wręczając Klarze dużą Milkę z orzechami.

– Dzięki. Ile czasu tym razem? – warknęła dziewczyna, chwytając w dłoń czekoladę.

Lubiła mężczyznę i nie chciała być niemiła, jednak wizja narąbanej matki, wieczornych śpiewów, tańców i głośnej rozmowy wyprowadzała ją z równowagi.

– Wszystko będzie w porzą…

– No chodź już, nie podrywaj mi córki! – krzyknęła radośnie pani Krystyna.

– Matka będzie grzeczna – zadeklarował Leszek i zniknął w salonie.

Klara schowała podarunek do lodówki, w której wódki oczywiście już nie było i wtargnęła do pokoju imprezowiczów.

– Leszek, masz jakąś kasę? – zapytała, przysiadając na regale.

– Nie mam… na razie, ale potem na pewno coś zorganizuję. Ile ci trzeba?

– Z pięć dych.

– Ooo, tyle to nie będę miał, ale dwie dychy postaram się ci załatwić.

Klara zacisnęła usta w grymasie irytacji, wiedziała, że gdy Leszek nie ma teraz, to już nic od niego nie dostanie, bo nawet, jak coś zdobędzie, pójdzie to na alkohol. Matka od zawsze miała niesamowity dar przekonywania. Ale czy jego trzeba przekonywać?

– Mamo, chcę wyjść na parę godzin, ale co z tobą? Znowu będzie policja? – rzuciła nastolatka, przecinając kobietę pretensjonalnym spojrzeniem.

– Nie ma ciszy nocnej – odparła pani Krystyna, napełniając dwa kieliszki.

Klara przewróciła oczami i umknęła do kuchni. Wróciła ze szklanką, którą zapełniła do połowy stojącym na stole sokiem, po czym chwyciła butelkę i dolała do całości. Matka nie odezwała się słowem. Zasiadła na łóżku i umoczyła usta. Miły szumek zagościł w głowie, gdy już opróżniła literatkę, lecz na odwagę ta ilość nadal była niewystarczająca. Nastolatka nigdy nie przepadała za alkoholem, dziś jednak bardzo potrzebowała mobilizacji. Wróciła do salonu. Butelka była już w połowie pusta, lecz po matce jak na razie nic nie było widać, wyglądała na trzeźwą. Dziewczyna powtórzyła zabieg i klapnęła na stojącym w rogu fotelu, siedząc samej w pokoju zaczęło jej się powoli nudzić.

– Młoda, no co ty? – Zaśmiał się Leszek, świdrując dziewczynę przyjaznym spojrzeniem.

– A co, nie mogę? Jestem pełnoletnia – odparła Klara, nie mogąc zdobyć się na chociażby cień uśmiechu.

– Kryśka – Facet sugestywnie szturchnął kobietę w ramię.

– A co ja mogę? Ma osiemnaście lat – stwierdziła pani Krystyna, niezbyt chyba przejęta postępowaniem córki.

– Co z tą kasą? – zapytała Klara, której po wypiciu połowy kolejnej szklanki powoli zaczął rozwiązywać się język.

– Oj, młoda, przystopuj, już cię chwyta – stwierdził wesoło Leszek.

– Spadaj – odpyskowała i teraz już wygięła usta.

Nie czuła się podpita, lecz alkohol bardzo ją rozluźnił, przez co perspektywa dzisiejszej wycieczki stawała się coraz mniej straszna.

– Jeszcze za wcześniej, jak będę miał, to około szóstej – rzekł Leszek.

Klara już nie wierzyła w jakiekolwiek pieniądze, co bardzo ją złościło. Nie chciała i bała się iść, strach przez możliwość wpadki przed kimś znajomym wciąż tkwił w dziewczynie. Wykończyła trunek i wróciła do pokoju, aby tu w pozycji leżącej ponownie zacząć zagłębiać się w rozmyślaniu. Zasnęła.

 

Obudziło ją trzaśnięcie drzwiami i po chwili dojrzała zza szyby przemykającą do salonu sylwetkę. Zerknęła na zegarek – kilka minut po czternastej. Niemrawo ruszyła się z łóżka, pożądając kawy. Zajrzała do salonu – na stole stała już nowa flaszka.

– Dzięki – warknęła do Leszka.

– Młoda, wybacz, ale jeszcze nie ma osiemnastej – odparł łagodnie mężczyzna.

Dziewczyna nie odpowiedziała, nie widziała sensu w dalszej dyskusji. Wkurzona, zrobiła kawę i z kubkiem w dłoni zajęła miejsce w fotelu, bacznie obserwując matkę. Ta nadal nie wyglądała źle, co świadczyło o tym, że tempo picia nie było zbyt szybkie. Trochę ją to uspokoiło, zaczęła pałać więc nadzieją, że może jeszcze tylko dziś. Nieraz już tak było, że kobieta piła jedynie dwa dni, zdarzało się to jednak sporadycznie, więc Klara nie mogła być niczego pewna.

Popijała kawę w milczeniu, raz po raz sprawdzając godzinę i gdy napój się wyczerpał, zrobiła kolejnego drinka.

– Klara, co z tobą? – Zareagowała w końcu matka, tym razem zdziwiona, ale i wyraźnie zaniepokojona zachowaniem pociechy.

– Nic.

Dziewczyna upiła łyk i wróciła do pokoju. Szybko spakowała swój tradycyjny strój, potrzebne niezbędniki i rzuciła plecak w korytarzu. Wiedziała już, że Leszek nic nie załatwi, przecież po litrze oboje będą już w odpowiednim stanie, w stanie na… kolejną flaszkę. W rezultacie wypiła trzy dość mocne drinki i gdy już poczuła się odrobinę „lepiej”, wskoczyła w buty i stanęła przed matką.

– Wychodzę. Ma być spokój. Leszek, słyszysz? – Surowo spojrzała na mężczyznę.

– Możesz być spokojna.

Tak… – Pomyślała, chwyciła plecak i wyszła, starając się nie myśleć o tym, co musi zrobić. Wciąż nie miała za grosz odwagi i nadal czuła potworny wstyd.

 

Do centrum dotarła po pół godzinie i jak zawsze, od razu schowała się między dwoma budynkami. Przebrała się w okamgnieniu, czując coraz większą konsternację. Alkohol nieco odparował jej z głowy, co tylko wzmogło uczucie zażenowania. Ale skoro już jestem… – Stwierdziła i niepewnie wyłoniła się spomiędzy kamienic. Spuściła daszek, zsunęła niżej kaptur i ruszyła do dobrze znanego jej, znienawidzonego miejsca. Po chwili stał już przed nią kubek i tekturka z napisem: „Zbieram na jedzenie”. Czuła się podle, modląc się jak zawsze, aby nikt ze znajomych jej nie rozpoznał. Niedługo musiała czekać na drwiny przechodniów, że jest brudaską, pijaczką, narkomanką, żeby wzięła się do pracy i jak jej nie wstyd. Nie reagowała, siedziała z nisko spuszczoną głową, przełykając palące wewnątrz upokorzenie. Od czasu do czasu słyszała wpadające do kubka monety, lecz nie miała odwagi unieść twarzy. Po trzech godzinach siedzenia zaczął boleć już ją kark, postanowiła więc, że jeszcze kwadrans i czas do domu.

– Dawno cię nie było – Usłyszała nagle dobrze znany jej głos. – Radzę się zwijać, ulicę dalej krąży policja. Do zobaczenia – rzekł mężczyzna i po chwili w kubku coś wylądowało. Klara dobrze wiedziała, co to, dlatego gdy tylko dobroczyńca się oddalił, szybko wyjęła z pojemniczka dziesięć złotych i schowała do kieszeni. Sumiennie biorąc sobie do serca słowa mężczyzny, w pośpiechu schowała karton i kubek do plecaka, nie zdążyła się jednak nawet ruszyć, bo patrol właśnie zawisł nad jej głową.

– Dzień dobry. Komenda rejonowa policji, sierżanci Gromnicki i Mazur. Co pani tutaj robi? – padło pytanie.

– Ja… ja już idę – rzuciła przerażona Klara i wciąż nie podnosząc głowy, szybko wstała.

– Ma pani jakieś dokumenty?

– Nie. – Dziewczyna ledwo wydusiła.

– Czy pani wie, że to, co pani robi, jest wykroczeniem? – Facet bezlitośnie znęcał się nad dziewczyną.

– Wiem, przepraszam – bąknęła płaczliwie.

– Proszę podnieść głowę – nakazał drugi z policjantów, wywołując jeszcze większą trwogę.

Popatrzyła na mężczyzn – natychmiast zmienili surowe wyrazy twarzy, nie spodziewali się chyba, że ujrzą nastolatkę. Policjanci od razu spojrzeli po sobie, zadając bezgłośnie pytania, wyglądali na kompletnie zdezorientowanych.

– Dlaczego wyłudzasz tu pieniądze? – Wyższy z nich w końcu zabrał głos.

– Potrzebuję na jedzenie… przepraszam – wydukała Klara, nie mając pojęcia, co innego powiedzieć.

– Potrzebujesz pomocy? Od tego jest opieka społeczna, wiesz o tym? Jesteś pełnoletnia?

– Tak.

– Poproszę twoje nazwisko, nazwisko ojca i twój adres – nakazał.

Dziewczyna podała dane, modląc się w duchu, aby nie robili jej problemów. Na myśl, że matka może dowiedzieć się, że żebrała, robiło jej się słabo. Znów spuściła głowę, w końcu wkoło krążyła jeszcze masa przechodniów. Gliniarz zapisał wszystko w notatniku i nieprzychylnie spojrzał na nastolatkę.

– Muszę ukarać cię mandatem. Będzie sto złotych… niestety – oznajmił.

Klarę przeszedł zimny dreszcz, jeszcze tylko mandatu jej brakowało. Chociaż ze wszystkiego złego wolała już to, niż żeby rozgrzebywali sprawę, albo, nie daj Boże, odwieźli ją do domu.

– Czy znikasz i już więcej cię tu nie zobaczę? – dodał policjant.

– Tak, już idę. Przepraszam – powtórzyła Klara, uszczęśliwiona do granic.

– Dobra, zmykaj. I nie rób tego więcej, tylko zgłoś się do opieki, oni ci pomogą – pouczył sucho facet, schował notatnik i obaj po chwili zniknęli.

Dziewczyna w mig schowała się w dyskretnym zaułku i tu dopiero odetchnęła, ciężko siadając przy ścianie. Gdy już doszła do siebie po spotkaniu z władzami, otworzyła plecak i zaczęła zbierać porozwalane po wnętrzu drobniaki. Prócz podarowanej dziesiątki uzbierała niecałe sześć złotych, co bardzo rozczarowało nastolatkę, przecież siedziała tam ponad trzy godziny. I warto było za ten przypał? – Warknęła w myślach, przebierając się w czyste ciuchy. Nie, dość, więcej tego nie zrobię. – Zadecydowała, schowała pieniądze do kieszeni i ruszyła do domu, przy okazji przypomniawszy sobie o Marku. Nie czuła się zbyt dobrze.

 

Nie mając biletu i wracając piechotą, na osiedle dotarła dopiero po dwudziestej i było już ciemno. Z daleka dostrzegła, że w mieszkaniu nie świeci się światło, co oznaczało, że impreza się zakończyła i matka śpi. Odetchnęła z ulgą. Szła nieufnie, rozglądając wkoło – ponowne wpadnięcie na Krystiana nie było jej w tym momencie na rękę. Wiedziała przecież, że chłopak w końcu się uprze i nie ustąpi, a że nadal czuła się w otoczeniu tych łobuzów bardzo niekomfortowo, wolała unikać spotkania. Lecz nie tylko nieśmiałość była powodem omijania chłopaka z daleka, bała się, że gdy ją złapie, tak szybko jej nie wypuści i „posiadówa” może przeciągnąć się do późnych godzin wieczornych, jak nie nocnych. Wypadałoby jutro pójść do szkoły, przecież dzisiaj nie była.

 

Delikatnie wyjrzała zza krzewów – udało jej się, ławka była pusta. Wciąż wypatrując demonicznej limuzyny, migiem skryła się w bloku i dopiero tu nieco się rozluźniła. Wjechała na górę i zaczęła przewalać plecak. Natychmiast mina jej zrzedła – wyglądało na to, że klucze zostały w domu.

– Kurwa – syknęła płaczliwie, grzebiąc coraz głębiej, co nie miało raczej większego sensu.

Zapukała do drzwi – nic. Zadzwoniła dzwonkiem – bez efektu. Kurwa. – Powtórzyła bezgłośnie, naciskając guzik jak najęta i przykładając ucho do drzwi, lecz tam było głucho jak w grobie. No ładnie. – Pomyślała, wiedząc już, że jeśli matka teraz nie otwiera, to pewnie popiła jakiś proch. Wściekła się, bo nie dość, że tabletki w połączeniu z alkoholem są przecież bardzo niebezpieczne, to jeszcze matka zasnęła tak głęboko, że nawet atak bombowy wojsk powietrznych nie będzie w stanie jej obudzić. Bała się o kobietę. Ogarnęła ją rozpacz, dopiero teraz miała o czym myśleć. Wolnymi krokami zbliżała się dwudziesta pierwsza, a ona stoi pod zamkniętymi drzwiami, za którymi leżą pijane „zwłoki”. Owszem, mogłaby przenocować u przyjaciółki, ale po pierwsze – nie miała telefonu, po drugie – póki dojedzie na stare osiedle, będzie już sporo po dziewiątej. Wstydziła się zajść tak późno, ale to nie to było powodem rezygnacji – panicznie bała się Kamila. Wiedziała, że na pewno gdzieś się tam kręci, w końcu spędził na tym osiedlu całe życie i najwięcej przyjaciół miał właśnie tam. Poza tym lubił swoje rejony i rzadko kiedy ruszał się poza nie. Do głowy przyszedł jej też Patryk, jej o dwa lata starszy brat, który był pod szkołą, tu jednak też nie mogła liczyć na pomoc, przecież nie miała jak się z nim skontaktować. Dzisiejsza kłótnia odeszła w zapomnienie, Klara do tych akcji była już przyzwyczajona. Chłopak nieraz już przyjeżdżał pod szkołę i do domu, nalegając, aby wyprowadziła się od matki. Twierdził, że jeśli kobieta zostanie sama i dostanie po dupie, może wtedy się opamięta. Sam w wieku osiemnastu lat znalazł pracę i mimo sprzeciwu i nalegań dziewczyny, spakował się, trzasnął drzwiami i teraz mieszka z dziewczyną i nowo narodzoną córką na krańcu miasta, w jakimś niezbyt ekskluzywnym, maleńkim bloku. Chłopak do tej pory proponuje siostrze kącik u siebie, Klara jednak nie potrafi, nie miałaby sumienia zostawić matki na pastwę losu.

Znów pomyślała o ataku w szatni i natychmiast przeklęła miejskie budki telefoniczne i głąbów, którym one przeszkadzały; nie mogła darować, że ma parę groszy, a nie ma z czego zadzwonić.

Kolejny raz natarczywie wcisnęła guzik dzwonka, nic to jednak nie dało. Płacz już kołkiem zaległ w gardle, nie wiedziała, co robić. Pomyślała o Wiki i teraz, gdyby mogła, miała odwagę i potrafiła się bić, najchętniej rozerwałaby ją na strzępy. Pierdolona suka, obyś zdechła. – Wygrażała w myślach, zdruzgotana, po czym przeszła do ostatniej klatki i dyskretnie wyszła, bacznie wyglądając niebezpieczeństwa. Od tych wszystkich wrażeń zaschło jej w gardle, postanowiła więc pójść po wodę, nie mając pojęcia, że wcale nie jest tu osamotniona, że po przeciwległej stronie osiedla mieszka osoba, którą dziewczyna już zna. Ciekawe, co by powiedziała, gdyby ją teraz spotkała?

Sprawę załatwiła bardzo szybko i nadal nie mogąc dostać się do mieszkania, wróciła do drugiej klatki. Tu, pomiędzy dziesiątym a jedenastym piętrem znajdował się umieszczony w ścianie schowek na… nie wiadomo, co, i to tam skryła się dziewczyna. Wiedząc, że nikt tam nigdy nigdy nie zagląda i że będzie tam niewidoczna postronnym świadkom, usiadła w kącie z podkulonymi kolanami. Była kompletnie wyczerpana.

 

Myślała o miękkim przytulnym łóżku u siebie, u Patryka, gdziekolwiek, i żal stawał się coraz większy, nie miałaby nic przeciwko temu, żeby w tej chwili zejść z tego świata.

Przysnęła. Spała bardzo czujnie, wiedząc, gdzie jest i że jednak tu, ku złośliwości losu, ktoś może ją zobaczyć, nie dała rady usnąć głębiej. Kręciła się i wierciła, męcząc się niemiłosiernie, w czym pomagała twarda jak głaz, chłodna podłoga. Cierpiąc niemalże całą noc w tym koszmarnym półsennym letargu, kuliła się z zimna coraz bardziej, modląc się, aby już nastał ranek. Gdy tylko zaczęło świtać, na kuckach wydostała się ze swojego azylu i z trudem wstała. Dokuczało wszystko, zdrętwiałe mięśnie i kości bolały każde z osobna. Otwórz. – Powtarzała jak mantrę, idąc ledwie żywa na sztywnych nogach. Nie wiedziała, która godzina, ale że dopiero zaczęło widnieć, domyślała się, że jest około szóstej. Gdy zadzwoniła i po kilku chwilach zazgrzytał klucz w zamku, odetchnęła z ulgą, dziękując wszystkim bóstwom tego świata. Drzwi się uchyliły i jej oczom ukazał się Leszek. Wyglądał bardzo rześko i świeżo, wywnioskowała więc, że chyba tu nie spał.

– Młoda? – powitał ją ciepło, wyraźnie zaskoczony. – Imprezka? – Wyszczerzył się, lecz Klara tylko zagryzła zęby, w milczeniu wyminęła faceta i zatrzasnęła się w pokoju.

Dochodziła szósta, a że do szkoły miała niecałe dwadzieścia minut piechotą, postanowiła jeszcze godzinę się zdrzemnąć. „Imprezka” – Zadrwiła w duchu i opuściła zmęczone powieki…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Grafomanka 7 miesięcy temu
    Nieciekawie. Czułam, że ma poważne problemy, ale aż takie przerażają.
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    A to jeszcze nie koniec, bo wredota ze mnie. :D Ale jak się nic w opowiadaniu nie dzieje, jest zmuła. Bajki o zakochanych nastolatkach to nuda.
  • Grafomanka 7 miesięcy temu
    ZielonoMi, fakt. Obyczajówka, i dobra. Można to w realiach obsadzić. Nie wszystkie dzieciaki mają kolorowo...
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Grafomanka Niektóre mają gorzej. Osobiście znam dziewczynę, która żebrała, ale to było 20 lat temu.
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Grafomanka Na innym portalu figuruje jako dramat, bo to by pasowało. Ogólnie nie rozumiem, Opowi, portal literacki, a nie ma tego gatunku. Przecież to jeden z najpopularniejszych. Ręce opadają.
  • Margerita pół roku temu
    Biedna Klara nie ma lekko z matką powinna gdzieś chować te pieniądze.
  • ZielonoMi pół roku temu
    Szybko Ci idzie to czytanie. :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania