Poprzednie częściNiepokorna – prolog

Niepokorna cz.6

Nie zdążyli nawet wyjść za bramę, a Daria już pokładała się ze śmiechu, spowalniając tym samym „ucieczkę”.

– Jestem ciekawa miny matki, jak mnie nie zastanie… choć raczej się nie zdziwi, przewiduję. – Brechała, nieporadnie zawiązując bluzę na biodrach.

– I z czego rżysz? Ruchy, do przystanku mamy kawałek – zganił ją Maks.

– Jaja sobie robisz? Stara przyjechała samochodem zaraz i będzie tędy wracać, musimy się gdzieś chwilowo zabunkrować – wyjaśniła dziewczyna, nie poważniejąc ani na chwilę.

Za moment znaleźli się za ostatnim budynkiem w okolicy szkoły, starym, zniszczonym, opuszczonym lokalem przemysłowym. Zadzwonił telefon Darii. Spojrzała i się nie zawiodła – dzwoniła matka.

– Odbierz – rzekł chłopak.

– I co? Zaraz będzie kazać mi wracać – fuknęła dziewczyna. – Niech sobie dzwoni.

Komórka brzęczała dłuższą chwilę i zamilkła. Matka nie dzwoniła drugi raz, zrozumiała chyba, że to nie ma sensu. Czekali jeszcze chwilę i dopiero, gdy Toyota kobiety przemknęła obok nich, ruszyli na postój autobusów.

– Gdzie idziemy? Widzisz, wyciągnęłam cię na piwo, a mam tylko dychę – mruknęła Daria, choć nie można powiedzieć, żeby było jej wstyd, ale odrobinę głupio i owszem.

– Spoko, damy radę, mam parę groszy. Miałbym więcej, ale wczoraj albo zgubiłem, albo ktoś mi podprowadził – rzekł chłopak, waląc tym zdaniem dziewczynę prosto w twarz jej moralności. – Ale zgubić nie mogłem, za to zgubiłem portfel, a jak go znalazłem, sto dwadzieścia zeta poszło się jebać. A zresztą, walę to. Starsza zawsze mówiła, żebym nie nosił w tylnej kieszeni, a ja nie słuchałem, to teraz mam – zaśmiał się.

Zdawał się zupełnie nie przejęty zgubą, natomiast Daria zupełnie na odwrót. Poczuła się w tej chwili jak totalna kretynka. Przez chwilę pomyślała, że może się przyznać, przez co na pewno ostro się na nią wkurzy, ale przynajmniej nie będzie miała takich wyrzutów sumienia. Nie mogła się jednak przemóc, nie dała rady, natomiast w zamian za to szybko obmyśliła plan.

– Frozi! Co jest? – Szturchnął ją widząc, że dziewczyny nie ma.

– Nic, zamyśliłam się, wciąż myślę o tej kretynce – ściemniła bez najmniejszego zająknięcia.

– Ty znowu? Przestań, bo już zaczynasz mnie wkurzać – szczerzył się chłopak.

– Bujaj.

– Frozi, odpuść już, a jeśli naprawdę tak cię to gryzie, to chcę cię poprosić, żebyś przypomniała sobie, jak ona wyglądała. Nie widziałaś, jaka była wystraszona? Ja myślę, że ten ktoś zmusił ją, aby wsiadła do tego samochodu, lub coś w tym stylu. I szczerze mówiąc, trochę się tym martwię, całkiem fajna z niej dziewczyna. No i, kurde, coś mi tu nie pasuje. Wozi się Mercedesami, nosi najtańsze buty, a komórkę ma sprzed ćwierć wieku? Kto to mógł być? Widzisz? Swoimi wymysłami i mi już wkręciłaś jakieś pojebane spekulacje.

– A bo ja wiem? – bąknęła Daria, nadal myśląc o tych nieszczęsnych pieniądzach. – Swoje zdane powiedziałam.

– A idź, masz nie po kolei – podsumował chłopak. – Jedzie siódemka. To co, do galerii? Tam może coś zjemy czy jak? Jestem głodny.

– Nie wiem, miało być tylko piwo, nie mam kasy.

– Nie pytałem czy masz, tylko czy jedziemy?

– Nie, w chuj tam ludzi, dawaj do parkowej, zobacz, jak pogoda. – Dziewczyna zadarła głowę.

– Ok, baby rządzą. – Zachichotał i zaraz oberwał z łokcia.

Wsiedli nie do siódemki, tylko do dwadzieścia dwa i Daria zaraz posadziła tyłek na pierwszym z brzegu, wolnym miejscu.

– Czemu sadzasz dupę? Zaraz dojedziemy do centrum, gdzie wsiądą osoby starsze, więc i tak będziesz musiała wstać. – Zaczepiał ją Maks widząc, jak się fajnie wkurza.

– Że co? Ja też mam bilet, do tego taki, za który się płaci, a oni jeżdżą za darmo, więc…?Poza tym ja jestem po siedmiu godzinach lekcyjnych, jestem zmęczona i żebym mi tu stanął nad głową nawet sam mister Jezus i kazał wstać, niech zapomni. – Uśmiechnęła się kąśliwie, w dalszym ciągu zamiast skupiać uwagę na przyjacielu, układała mizerny plan, jak oddać mu pieniądze, a najbardziej – jak zabrać je matce.

Miała w tej chwili potworne wyrzuty sumienia, zwłaszcza że dziś tak naprawdę pierwszy raz spędziła z chłopakiem tak dużo czasu i okazał się być całkiem inny, niż przewidywała, to znaczy… nieco bardziej wyluzowany.

– Frozi, co z tobą? – Ponownie ja szturchnął, lecz uśmiech już zniknął z jego twarzy.

– Nic, głowa mnie boli.

– Głowa… – mruknął. – Przestań się zawieszać, zakochałaś się czy jak?

– A co, nie mogę? Ładna jest – warknęła, złośliwie wyginając usta, miała w tej chwili bardzo odpowiedni nastrój do strzelania ironią.

– Ale nie wiadomo, czy cię zechce – odparował Maks, zaczepnie obejmując ramieniem nastolatkę.

– Wysiadamy – stwierdziła Daria i podniosła tyłek, choć do przystanku był jeszcze spory kawałek.

Już jej nie zaczepiał, tylko stanął obok, uważnie obserwując koleżankę i jej dziwne zachowanie. Minutę później wysiedli przy parku i ruszyli do widocznej z daleka małej, drewnianej knajpki.

– Dlaczego nie jeździsz? – zapytał nagle Maks, chcąc przerwać milczenie.

– Nie jeżdżę? – Spojrzała wymownie, zupełnie zaskoczona tym pytaniem. – A jak miałam jeździć? Po śniegu? – odparła po chwili.

– Zobacz, jaka dziś jest pogoda, luzem byś mogła. Poza tym oszczędność na biletach no i nie trzeba się cisnąć, piętnaście – dwadzieścia minut i jesteś w budzie – dodał i nagle wesoło się roześmiał. – Kurde, pamiętam, jak przyjechałaś pierwszy raz i jak wszyscy wywalili gały. To był niezły widok, laska ubrana w luźne ciuchy, kompletnie wyluzowana, wtacza się do szkoły na desce, a potem jeździ sobie po korytarzu. No myślałem, że padnę. Od razu wiedziałem, co z ciebie za ziółko. – Brechał.

– Nie rozumiem, co w tym takiego dziwnego? To, że jestem dziewczyną to znaczy, że muszę malować się jak ten pustak i wciskać się w blokujące mi dopływ tlenu sukieneczki? O, ty, to ja już wiem, czemu ona jest taka durna? – Szturchnęła kumpla. – Ona tak się ściska tym plastikiem, że nie dochodzi jej tlen do mózgu. Ooo tak, to wiele wyjaśnia! – oznajmiła Daria, uderzając głośnym śmiechem.

– Ale Frozi, muszę ci powiedzieć, że wtedy zrobiłaś na facetach chyba niemałe wrażenie, mimo że bez sukieneczki i makijażu. – Maks nie odpuszczał. – I ja też muszę przyznać, że pasuje ci ten styl. Dlaczego od dobrych dwóch miesięcy już się tak nie ubierasz, tylko wytarte jeansy i bluza?

– A co, jest źle? A nawet jeśli, to tak lubię, a jeśli się komuś nie podoba, niech spierdala – pyskowała dziewczyna.

– Dobra, Frozi, idź ty kup, masz dowód – poprosił Maks, wręczając jej dwadzieścia złotych, gdyż właśnie doszli do lokalu.

– Nie mam, nie wyrobiłam jeszcze.

– Masz legitkę.

– Nie mam, zgubiłam.

– No kurde, to teraz mówisz? – Wkurzył się chłopak.

– Idź ty, spokojnie wyglądasz na osiemnaście lat, no i jesteś MĘŻCZYZNĄ – rzuciła szatynka, akcentując odpowiednio, humor powoli wracał do normy. – Poza tym to ja cię zaprosiłam, prawda? Trzymaj. – Podała chłopakowi dziesięć złotych.

– Nie ma takiej opcji.

– Maks!

– Frozi, odpuść. Odstawisz kiedyś, jak tak cię to boli.

– A jak chcesz – bąknęła odrobinę zawstydzona.

– Dobra, to ja idę, a ty siadaj tam przy drzewku, bo zaraz ktoś się właduje, a to najlepsza miejscówa – rzekł chłopak i zniknął na schodkach prowadzących do podziemi.

Czuła się niesamowicie głupio. Zaprosiła go, a on teraz chce płacić i na dodatek jeszcze wczoraj go okradła. Pewnie nie miałaby w tej chwili żadnych obiekcji w kwestii stawiania, gdyby nie fakt, że trochę ponad dwadzieścia cztery godziny temu zrobiła to, co zrobiła.

Dumała nad tym chwilę, w końcu jednak doszła do wniosku, że nie ma sensu na razie zawracać sobie tym głowy, gdyż to i tak niczego nie zmieni, a tylko popsuje jej „randkę”. Zadecydowała, że wymyśli coś jutro… pojutrze... i jakoś odda mu pieniądze.

Minęła malutki drewniany płotek, posadziła cztery litery przy niewielkim iglaku i zaczęła rozglądać się po okolicy. O tej godzinie park niezbyt tętnił życiem, prócz grupki idących z jakąś młodą babą i wrzeszczących na całą okolicę dzieciaków spacerowało po nim tylko kilka osób. Kurwa, wycieczki. – Warknęła podświadomie, drażnił ją ten piskliwy rumor bandy przedszkolaków.

– No i widzisz? Chyba jednak działam na laski. – Nad jej głową pojawił się uśmiechnięty cwaniacko Maks i usiadł naprzeciwko, stawiając na stole dwa lodowate piwa. – Wziąłem Żywca, tobie z sokiem, bo chyba lubisz. Może być? Nie mają tu dużego wyboru, Żywiec, Warka i jakieś portery.

– Jasne, dzięki.

– No, a wracając do tematu, to kiedy powrócisz do swojego stylu? – Uśmiech na ustach Maksa się poszerzył.

– Coś się tak uczepił? – Zbuntowała się szatynka, lecz w środku bardzo miło zrobiło jej się z faktu, że chyba podobała się chłopakowi we wcześniejszej wersji. Sama także czuła się w niej lepiej i też nie rozumiała, dlaczego od trzech miesięcy nie miała na sobie bojówek, a czapki zaczęła nosi sporadycznie.

– Frozi, mam czapeczkę dla ciebie – oznajmił znienacka Maks, jakby czytał w jej myślach.

– Jaką? Skąd?

– No taką… skaterską, z prostym daszkiem. Ciotka przysłała mi paczkę, ale przecież ja w niej chodzić nie będę. Po pierwsze, nie w moim guście, po drugie, pewnie wyglądałbym w niej pewnie jak debil, a tobie będzie pasować jak ulał.

– Jaki kolor?

– Czarno-biała z czerwonymi akcentami, idealna do twojej deski, bo ma chyba podobne kolory… Nie pamiętam.

– Ile za nią chcesz? No i musiałbym ją zobaczyć. A deska jest czarno-żółta – uśmiechnęła się mdło.

– Jak to: „ile chcesz?” – Zniesmaczył się chłopak.

– Nie chcę za darmo.

– Postawisz piwo.

Dziewczyna zamilkła.

– No Frozi, nie rób cyrków, dobrze? U mnie i tak leży i nikt jej nosić nie będzie, a tobie fajnie w takich ciuchach, poza tym od kiedy to zrobiłaś się taka nieśmiała? – fuknął chłopak i łyknął piwa.

Od wczoraj, kurwa, kiedy ojebałam ci piter. – Syknęła bezgłośnie wkurwiona szatynka.

– Dobra, zobaczymy, przynieś ją jutro – rzekła w końcu, nie chcąc wyjść na sztywniaczkę, choć w tej chwili tak właśnie się czuła.

– Ale i tak lepiej wyglądałaś w tamtej sterczącej – pochwalił chłopak, który nie mógł chyba odczepić się od kwestii luźnego stylu dziewczyny.

– One się nazywają Beanie – zaśmiała się Daria.

– Dobra, Beanie, sryni, ważne, że takie właśnie czapeczki są zajebiste i też sobie chyba taką kupię.

– Ja mam trzy, ale nie oddam, bo wszystkie kocham – oświadczyła z dumą Daria. – W sumie mogłabym się zamienić na tą z daszkiem, ale ni chuja, nieźle się nachodziłam, żeby dostać akurat takie, które będą przyzwoicie się prezentować.

– Ile kosztuje taka?

– Różnie, możesz kupić za osiem dych, ale i za trzysta zeta.

– Jak to? Taka różnica?

– Takich czapek jest masa, a niektóre firmówki powalają ceną. Ja za swoje zapłaciłam po sześć i siedem dych, no a ta Adaśka, którą mam, dostałam od starych. Kupię ci na urodziny – zaoferowała dziewczyna w końcu luźno się uśmiechnęła.

– A deskę też? – zapytał zaczepnie Maks.

– Nie, to już musisz sam.

– A nauczysz mnie jeździć? – Chłopak uparcie zaczepiał koleżankę.

– Pewnie, jak sama nauczę się dobrze to robić. Dużo pracy jeszcze przede mną – przyznała Daria i upiła piwa, które znikało o wiele szybciej niż trunek Maksa.

– A skąd w ogóle u ciebie ten pomysł?

– A bo ja wiem? – Wzruszyła ramionami. – Od zawsze zadawałam się z facetami, oni zaczęli jeździć, więc ja nie mogłam być gorsza. A potem mi się spodobało.

– A umiesz ten skok, co się obracasz? No... że ta noga z tyłu znajduje się z przodu – dopytywał chłopak, zachowując się w tej chwili jak mały dzieciak.

– Frontside – sprostowała nastolatka, szczerząc zęby.

– No ok. Ale umiesz?

– Aleś się uczepił. Nie umiem.

– Umiesz, widzę twoją minę. Znasz wszystkie nazwy? Uczepiłem się, bo to fajna sprawa, laska na desce. – Blondyn szeroko wygiął usta.

– Nie, tylko kilka. Chciałam się po prostu nauczyć jeździć, nazwy nie są mi do niczego potrzebne; poza tym jest ich tyle, że za dużo zachodu na naukę. Nauczę się… może… kiedyś – mruknęła szatynka, aczkolwiek puściła kolorki.

– No a ten... frontside? Trudne to jest? Ile czasu trzeba się tego uczyć? – Kontynuował niestrudzenie Maks.

– Mówiłam, że nie umiem. – Teraz Daria przejęła pałeczkę w kwestii drażnienia się z chłopakiem.

– No powiedz, Frozi, bardzo mnie interesuje.

– Nie pamiętam, nie bardzo trudne, a uczyłam się…? Ćwiczyłam codziennie po kilka godzin, więc dość szybko. Tylko najpierw trzeba opanować samą jazdę, potem brać się za resztę.

– A dużo trików umiesz? Bo jazdę z tego co widziałem, to masz w małym palcu.

– Maks, skończ już, dobra? – Wkurzyła się dziewczyna.

– No dobra, ale powiedz tylko, ile?

– O Jezu, nie wiem, kilka.

– A długo jeździsz? – Chłopak nie ustępował i z jednej strony zaczął już porządnie irytować dziewczynę, z drugiej jednak miło jej się zrobiło, że zainteresował się tym, co lubi.

– Miałeś już skończyć – Uśmiechnęła się. – Poza tym piwo się kończy, więc chyba spadamy – stwierdziła niezbyt zadowolona; nie miała ochoty wracać do domu.

– Pokażesz mi kiedyś coś? – Maks nie odpuszczał.

– Jak już skończysz ten temat, ok?

– Dobra, kończę i tym samym mniemam, że jesteśmy umówieni.

– Dobra, kiedyś… jak jeszcze umiem, dawno nie ćwiczyłam – obiecała w końcu dla świętego spokoju.

– Umiesz. No dobra, piwo się skończyło, więc co? Jedziemy do mnie, pokażę ci tę czapeczkę i zjemy coś. Jestem głody jak pies.

– Do ciebie? – zapytała zdziwiona szatynka.

– Wyluzuj, starych nie ma, wrócą pewnie około dziewiątej… jak zwykle zresztą – poinformował i wstał. – Chodź, tam jest postój, taksą będzie szybciej.

Dziewczyna także zgłodniała, przystała więc na propozycję i podniosła tyłek, po czym przepełniona nadzieją, że nie zacznie znowu wypytywać, grzecznie ruszyła za chłopakiem.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Grafomanka 8 miesięcy temu
    Przeczytałam i nadrabiam resztę... 5
  • ZielonoMi 8 miesięcy temu
    :)
  • Margerita 7 miesięcy temu
    No ładnie Daria namawia Maksa na wagary
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Na randkę, nie na wagary :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania