Poprzednie częściNiepokorna – prolog

Niepokorna cz.18

– Ej! – usłyszała.

No bladź. – Wkurzyła się.. Była już przy samej klatce i jak na złość, musiał ją zauważyć. Spojrzała w stronę ławki – machnął ręką, aby podeszła. Na ławce siedział jedynie Sylwek z kolegą, lecz to wcale nie pocieszało Darii. Bała się z nimi gadać, lecz czuła się również w ich towarzystwie skrępowana. Na osiedlu się ich bali, dlatego wolała unikać spotkań, aby nie palnąć jakiejś gafy. Mimo swojego butnego charakteru nie wiedziała, jak się przy nich zachowywać.

– Hej, przymarzłaś?! – krzyknął ponownie Jojo, gdyż dziewczyna zamyśliła się głęboko.

Nie mając wyjścia, podjechała do ławeczki. Ręce zaczęły jej drżeć, choć bardzo próbowała powstrzymać ten odruch.

– No, w końcu w swoim żywiole, nie? – zagadał brunet, uśmiechając się do dziewczyny.

Znowu zrobiło jej się głupio, nie wiedziała, czy jego słowa nie miały czasem złośliwego podtekstu. Bo definitywnie tak zabrzmiały.

– Siadaj, pogadamy – poprosił łagodnie Sylwek, nieustannie szczerząc zęby.

– Nie mam czasu, starsza czeka – bąknęła Daria, choć wcale nie zamierzała tłumaczyć się matką. Wydawało jej się to zbyt dziecinne.

– Pasuje ci ta mycka… i deska. – Chłopak wstał, zdjął Darii czapkę i założył na swoją głowę. – Fajna, zawijam – Zaśmiał się.

Dziewczyna zamilkła, nie miała odwagi zaprotestować.

– Daj pomykać. – Sylwek nie odpuszczał, odebrał dziewczynie deskorolkę i niepewnie postawił na niej stopę.

Fakt, udało mu się przejechać krótki odcinek, lecz wyglądał tak komicznie, machając rękoma i próbując utrzymać równowagę, że Daria nie wytrzymała i zachichotała, starając się być dyskretną.

– Ty, gringo, kłów nie powybijaj! – krzyknął wesoło kolega bruneta.

– Bez obaw, znam się na tym – odparł Sylwek, jadąc w drugą stronę.

Daria już nie wytrzymywała, chłopak wyglądał tak zabawnie, jakby dopiero co uciekł z cyrku.

– A pierdolę to, nie wiem, jak ogarniasz ten sprzęt – rzekł brunet, oddając dziewczynie deskorolkę. Wyglądał na zmieszanego. – Chcesz dorobić? – zapytał.

– Dorobić? – powtórzyła zaskoczona Daria.

– Mam niezły susz, może pogoniłabyś w szkole? Dam ci dychę od sztuki. To dwadzieścia procent, warto.

– W szkole? Lipa, jestem ostro namierzona – odparła Daria, pomyślawszy od razu o bracie Maksa, jej potencjalnym kupcu.

– A tam, namierzona. Dam ci piątkę i popytasz. Przyjechała gruba dostawa i chcę się tego szybko pozbyć. Jarzysz, nie? – naciskał Jojo.

– Tak, namierzona. Nie byłam zbyt grzeczna w tej budzie i teraz jestem na ostrym przypale. Wpierdolić się to nie sztuka – tłumaczyła Daria.

W razie ewentualnej wpadki nie bała się policji, bała się natomiast konsekwencji w szkole, i reakcji rodziców, nie chciała wpaść przy nich z narkotykami. I tak narobiła już niezłego bałaganu, jeszcze tylko wpadki z trawą jej brakowało.

– Jak ty w ogóle masz na imię? – zapytał chłopak.

– Daria.

– Imię odpowiednie dla dilera. – Zaśmiał się brunet. – Wymiękasz? Kumam, dziwi cię, że chcę ci zaufać, choć nie bujamy się razem, ale wyglądasz mi na babę z jajami. No i jak trzęsiesz, to nie bierz do budy, tylko popytaj wśród znajomków. Skejci chyba aplikują – kontynuował niezrażony Sylwek. – Poza tym zioło jest tak miażdżące, że zgonisz w okamgnieniu i przyjdziesz po jeszcze. Mam psy na karku, chcę to szybko rozprowadzić. Nie wymiękaj. To jak? – nalegał chłopak.

Daria się wyciszyła, brunet naciskał tak bardzo, że jej asertywność zniknęła. Owszem, kusił ją spory procent, który chciał jej dać, lecz stojący wciąż w jej głowie obraz wściekłych rodziców i dyrektora napawał nastolatkę lękiem. Ale była też inna kwestia, a mianowicie – że jak zgarną ją z ziołem, będzie miała przejebane u chłopaków za stratę towaru.

– Młoda. – Szturchnął ja delikatnie.

– Mogę to przemyśleć? – wydusiła.

– Kiedy dasz mi znać?

– Dziś nie mam czasu, muszę z rodzinką na miasto. Jutro przed szkołą?

– I mnie wychujasz? – stwierdził Jojo.

– Spokojnie – odparła stanowczo Daria, choć pewna siebie nie była ani trochę.

– O której?

– Matka wyłazi o siódmej, to pięć po się tu spotkamy.

– Tak? – rzekł Sylwek, przecinając dziewczynę dziwnym spojrzeniem.

– Tak.

Chłopak założył na głowę Darii jej czapkę i wcisnął w dłoń szatynki małą srebrną kuleczkę.

– Na testową wrzutę – wyjaśnił z uśmiechem.

– Ok. Muszę już spadać.

– Czekam pięć po – rzekł chłopak, lecz Daria już nie przeciągała dyskusji, tylko wskoczyła na deskę i szybko się ulotniła.

 

No kurde. – Denerwowała się, choć z drugiej strony bardzo ją korciło. Czuła dziwną dumę, że jej zaufał, choć przecież wcale jej nie zna. No i będzie mogła pochwalić się Krzyśkom, że ma niezły towar. Może oni wezmą? – Pomyślała, wiedząc, że palą codziennie. Kurczę, piątka to chwila roboty, a pięć dych będzie. O ile mnie nie wychuja – Dumała, czekając na windę.

Schowała trawkę w skarpetkę i wjechała na piąte piętro. Od razu poczuła miłe zapachy, co oznaczało, że matka jest już w domu. Była bardzo głodna, miała więc nadzieję, że nie będzie długo czekać na obiad.

– Daria, to ty?! Przyjdź do kuchni! – Usłyszała, ledwie zdążywszy zamknąć za sobą drzwi.

– Za chwilę! – odkrzyknęła i umknęła do pokoju.

Szybko ukryła kontrabandę i zdjęła podartą bluzę. Kurwa mać. – Wściekła się. Lubiła ten ciuch, a teraz jest do wyrzucenia. Obejrzała łokieć – krew zakrzepła, aczkolwiek był mocno odrapany.

– Cześć – przywitała się po drodze z przyjezdnymi i schowała w łazience, aby przemyć ranę.

– Daria. – Matka zapukała do drzwi, po czym weszła do pomieszczenia. – No tak. A nie mówiłam? – warknęła, chwytając przedramię dziewczyny.

– Daj se spokój, dobra? – burknęła nastolatka, wyrywając rękę.

– Co? Już bluza porwana? – zapytała kobieta, irytując córkę jeszcze bardziej.

– Mamo, odpuść, ok? Przewróciłam się, o co tyle szumu? – syknęła Daria.

– Zobacz, jak wyglądają twoje spodnie – rzekła pani Jagoda, wskazując palcem tyłek nastolatki.

Daria dotknęła materiału – poczuła niewielkie rozdarcie, którego wcześniej w ogóle nie zauważyła. No ładnie, jeszcze spodnie. – Warknęła w ciszy.

– To temu, że moje bojówki leżą już pół roku w koszu. Nie mogłaś ich wrzucić, jak robiłaś pranie? – fuknęła szatynka.

– Przyjdź do kuchni – nakazała matka, zupełnie ignorując jej pretensje i zeszła córce z oczu.

Idź…!

 

Umyła ręce, przebrała się i ruszyła do kuchni, skuszona pięknymi aromatami.

– Pieczarkowa. Jesteś wielka – zaświergotała do matki, ogarnięta niespodziewanym przypływem dobrego humoru.

– Zanieś talerze do pokoju – poprosiła sucho kobieta.

Kurde, mogłam zapalić dwa buchy – Pomyślała nagle dziewczyna, oczyma wyobraźni pochłaniając już swoją ulubioną zupę, która po narkotyku smakowałaby jeszcze lepiej.

– Pomogę ci – zaproponowała Natalia, widząc, że Daria niesie cały stos naczyń.

– Jak polski? – zapytała ciotka, odrywając wzrok od laptopa.

– Spoko – odparła Daria, ustawiając talerze. – Gdzie tata?

– Zaraz wróci, poszedł do sklepu. To co, jedziemy na zakupy? – zapytała pani Wanda.

– A możemy jutro? Bo szczerze mówiąc to dziś nie bardzo mi się chce, miałam ostrą nagonkę w szkole. I przed maturą tak nas cisną, to jakiś żart – oznajmiła nastolatka, siadając obok kobiety. – Nie wiem, jak to ogarniasz, podziwiam – pochwaliła, zaglądając na monitor, na którym figurowały jakieś tabelki i obliczenia.

– A jak twoja matematyka? – Zaśmiała się ciotka.

– Na tym samym, tragicznym poziomie. Dlatego nie mogę pojąć, jak się w tym wszystkim łapiesz. Idzie targnąć się na życie – dowcipkowała Daria.

– Boś humanistka. – Chrzestna się zaśmiała, rozbawiona słowami dziewczyny.

Trzasnęły drzwi i po chwili ojciec dziewczyny pojawił się w salonie, dzierżąc w dłoni butelkę wina.

– Deska cała? – zapytał.

– Zapytaj lepiej o ubrania i łokieć – rzekła złośliwie pani Jagoda, niosąc brązową wazę.

– Co się stało?

– Oj weźcie przestańcie, co? Najechałam na jakiś śmieć i się wywróciłam, wielkie mi halo. Robisz z igły widły, jakby co najmniej ucięło mi nogi – wyjechała chamsko dziewczyna, patrząc na matkę zimnym wzrokiem.

Wkurzała się, że wprowadza ją przy ciotce w takie zakłopotanie.

– Dobra, zjedzmy. – Sprawę zakończył ojciec i usiadł na swoim miejscu.

No, w końcu. – Szatynka odetchnęła z ulgą i posadziła tyłek tradycyjnie – przy ciotce. Była wściekła.

 

Wchłonięcie całego talerza zupy, a po nim całej góry ziemniaków i dwóch mielonych z surówką z marchewki nie sprawiło Darii zbyt dużego problemu, była głodna jak wilk.

– Gdzie ty to mieścisz? I chuda jak patyk. – Zaśmiał się ojciec, widząc wciąż wzburzoną minę nastolatki.

– Taki są uroki UPRAWIANIA SPORTU – odrzekła wymownie dziewczyna, sugestywnie gapiąc się na matkę.

Ta się nie odzywała. Daria wciąż siedziała nabuzowana, coraz bardziej kombinując, jak tu wyjść w pojedynkę z domu i spróbować marihuany. Lecz nie tylko siostra była jej problemem, nie miała żadnych kropelek, musiała więc ulotnić się z domu na dobre dwie godziny, żeby nie wpaść przez naćpane oczy.

– Kto co do picia? – zapytał ojciec, wstając.

– Kawę – walnęła natychmiast Daria.

– Chodź, pomożesz mi – poprosił mężczyzna, gdy już każdy złożył zamówienie.

Daria się zdenerwowała, na to tylko czekała.

– Co się stało w szkole? – zapytał pan Andrzej, zasypując proszki do szklanek.

– To znaczy?

– Co to za pożary? – Mężczyzna się uśmiechnął.

– Pewnie, znowu na mnie. Myślisz, że jestem aż tak pogrzana, żeby podpalać szmaty w szatni?

Ojciec jedynie wymownie spojrzał na dziewczynę.

– A twoi znajomi? To nie jest odpowiednie towarzystwo, chyba o tym wiesz – wyjechał.

Daria aż wytrzeszczyła oczy, nie miała pojęcia, o czym on mówi.

– Jacy znajomi?

– Ci z ławeczki. Daria, ja cię ostrzegam…

Dziewczynę przytkało. Widział mnie. – Pomyślała.

– Tato, przestań. Mieszkają tu, więc zagadali, wielka tragedia. Co, miałam ich olać i nie podejść, jak jakiś dzikus.

– Nie wpakuj się w kłopoty, dobrze wiesz, co to za typki – ciągnął ojciec.

Daria zamilkła, modląc się, żeby woda już się wyłączyła. Spojrzała na zegar – dochodziła siedemnasta. Matka właśnie postanowiła poznosić talerze do kuchni, jednak nie zaczepiała córki. Ojciec również się wyciszył, lecz po jego minie Daria widziała, że jest zły. No, już po kasie. – Wkurzyła się, chwyciła dwie szklanki i uciekła do salonu.

I nagle wymyśliła! Od razu uśmiechnęła się do siebie, że jest tak pomysłowa, zaraz jej jednak mina zrzedła – przecież i tak wyślą z nią Natalię. To nic, damy radę.

 

Przeszukała szufladę, komodę i szafki z ciuchami, lecz lufki nie znalazła. No bladź – pomyślała. Nie wiedziała, co zrobić. Przecież matka zaraz wciśnie jej Natalię, więc jak kupi fifkę? A chuj, coś wymyślę.

– Dokąd? – zapytała rodzicielka, widząc, że Daria nakłada buty.

– Idę do skateparku, za godzinę wrócę.

– Gdzie idziesz? Na zakupy nie mogłaś pojechać, tak?

– Weź się odczep, dogadałam się z ciocią, tak.

– A Natalia? Nie masz wstydu – warczała matka, lecz Daria ją wyminęła i zawisła w progu salonu.

– Idziesz ze mną? – zgadała do siostry, nie siląc się nawet na cień uśmiechu.

– Gdzie?

– Chodź, połazimy. Nudy.

Natalia wstała i po chwili była gotowa do wyjścia.

– Tato, daj mi dwie dychy, kupimy sobie coś – poprosiła Daria, wiedząc, że gdy poprosi przy ciotce, osiągnie sukces.

– Nie mam drobnych.

– Tato!

Pan Andrzej, choć niechętnie, dał dziewczynie pięćdziesiąt złotych i nastolatka, wielce szczęśliwa, ulotniła się z Natalią z domu. Wiedziała, że reszta jest już jej.

– Chcesz pojeździć? – zapytała blondynka.

Daria przewróciła oczyma.

– Nie, wzięłam deskę, żeby na niej posiedzieć – odparła złośliwie.

Natalia się wyciszyła.

– Sorry… mam zły dzień.

– Spoko.

Wyszły jak poprzednio, ostatnią klatką. Natalia bacznie obserwowała Darię, jakby coś podejrzewała. Szatynka dobrze o tym wiedziała, lecz nie zaczynała tematu.

– Winstony czerwone poproszę – rzekła Daria, kładąc na ladzie dwa lody i dwa soki.

– Dowód poproszę.

No nie, znowu? – wściekła się nastolatka.

– Nie mam, nie wyrobiłam jeszcze. Nie musiała się jednak dłużej tłumaczyć, bo Natalia wręczyła facetowi swój dokument.

– I lufkę, jak pan ma – warknęła szatynka.

Zadowolona chwyciła zakupy, szkło schowała do kieszeni i chwilę później przekraczały bramę skateparku.

– Po co ci lufka? – Blondynka nie wytrzymała.

– Do fajek. Paluchy nie śmierdzą. Daj mi pięć minut – rzekła obojętnie Daria i postawiła nogę na desce.

– Jasne. Nie widziałam jeszcze, jak jeździsz – odparła przymilnie dziewczyna i usiadła na ławeczce.

Wcinała deser i bacznie obserwowała siostrę, która coraz szybciej pokonywała rampę. Gnała jak szalona, w końcu przy którymś z kolei obrocie nie wylądowała dobrze i zjechała nosem w dół. Deska poleciała Bóg wie, gdzie.

– Kur... – warknęła, niezadowolona z kolejnej porażki.

Natalia się nie odzywała, jakby bała się wyrazić opinię.

– Dawno nie byłam na rampie, deska mnie ostatnio nie słucha. Idę się odlać, tam, w krzaczory. Zaraz wracam. Jak ktoś będzie lazł, krzycz – poinformowała Daria, zostawiła deskę przy ławce i szybko uciekła.

Minutę później już się zaciągała. Nie paliła dużo, pociągnęła tylko dwa razy. Nie wiedziała, jak działa narkotyk i nie chciała za mocno się nawalić. Bała się wpadki. Marihuana – jak wywnioskowała po smaku – była bardzo ostra i Daria szybko poczuła miłe zmiany. Odpaliła papierosa i wróciła do siostry. Gęba, chcąc nie chcąc, już rozciągała się w pełnym uśmiechu, a towarzystwo blondynki wydało jej się na chwilę obecną bardzo pozytywną rzeczą.

– Co jest? – Zachichotała, obejmując dziewczynę za ramię.

– Nic. Dzwoniła ciocia, pytała, o której wrócimy.

– Będziemy, jak wrócimy – mruknęła wesoło szatynka.

Natalia podejrzliwie na nią spojrzała, dziwnego zachowania Darii nie dało się nie zauważyć. Szatynka pociągnęła dziewczynę za ramię.

– Chodź.

 

– Kup dwa piwa, jak tu zaczekam – poprosiła Daria, wręczając siostrze dziesięć złotych.

– Piwa? A jakie? – mruknęła Natalia, która chyba nadal nie potrafiła postawić się nastolatce.

– Warkę czerwoną i coś sobie – wypaplała Daria, dusząc się w środku ze śmiechu.

Sylwek mówił prawdę – marihuana była tak mocna, że dziewczyna kompletnie odleciała. Czuła się wykręcona i fizycznie, i psychicznie. Lecz był i podkręcany trawą strach, bała się, żeby nie wpaść. Domyślała się, jak wyglądają jej oczy, a że nie miała telefonu, którego używała jako lusterka, nie mogła tego sprawdzić. Spojrzała w witrynę, usiłując zbadać swój stan, niczego jednak nie zobaczyła; sklepowa szyba zdecydowanie się do tego nie nadawała.

Natalia wyszła z budynku i stanęła przed Darią, jakby czekała na dalsze rozkazy. Szatynka pękła i głośno się roześmiała.

– A ty co? Wyglądasz, jakbyś nie wyszła ze sklepu, tylko z sądu, z ćwiarą na karku. Ale gdzie obstawa? Dwadzieścia pięć lat, a tak samopas łazisz? No beka. – Rżała nastolatka, ogarnięta błogim działaniem narkotyku.

Natalia nie odpowiedziała, zrobiła tylko oślą minę.

– Spokuś, wyluzuj. Humor mi się poprawił i pieprzę głupoty. Nie fochaj. – Daria przytuliła siostrę. – Szły.

Skryły się z daleka od ramp i Daria otworzyła piwa.

– Smakuje ci to? – zapytała w kwestii zakupionego przez siostrę Reddsa.

– Tak. Nie lubię zwykłego piwa.

– Eee tam. – Szatynka zachichotała, czując, jak trawa kręci nią coraz bardziej.

– Widać – rzekła nagle Natalia.

– Co? – Zszokowana Daria aż otworzyła usta.

Kurde, ale przypał. No ładnie, mam pozamiatane. – Wystraszyła się dziewczyna, będąc pewną, że Natalia wszystko powie matce. Gadała kiedyś, wygada i teraz, przecież człowiek nie może się aż tak zmienić. A że trochę wyluzowała…?

– Co widać? – wydusiła.

– Że paliłaś – odparła blondynka.

– Że co niby paliłam?

– Wiesz, co – rzekła spokojnie Natalia, lecz teraz ciepło się uśmiechnęła.

– No dobra, wpadłam – bąknęła spłoszona Daria. Zupełnie się pogubiła i nie wiedziała, co teraz robić i jak się zachowywać.

– Spokojnie, nie jestem sprzedawczykiem, jeśli o to chodzi. Ale rodzice zobaczą, wyglądasz, jakbyś piła przez tydzień. – Zachichotała Natalia.

Daria z nerwów wypiła już całe piwo i zapragnęła kolejnego.

– Mało – Podniosła do góry butelkę, chcąc zmienić temat.

– Mogę pójść, kupić jeszcze – zaproponowała Natalia. – I tak teraz do domu nie pójdziemy – dodała z kąśliwym uśmieszkiem.

O kurwa, jaka mądra nagle. – Syknęła w duchu Daria, mocno zaciskając zęby.

– Dobra, kup jeszcze po dwa, bo na pewno posiedzimy tu jeszcze trochę. I jakieś cuksy owocowe, choć piwa raczej nie zagryzę. A zresztą, mam osiemnaście lat. Śmigaj szybko – Daria wręczyła jej pieniądze i odpaliła papierosa. Nie była zadowolona.

 

– A może chcesz zajarać? – zapytała szatynka, która już się rozluźniła.

Wierzyła, że Natalia jej nie wyda, a nawet jeśli, to co jej zrobią? A że sobie pogadają? Przecież to tylko trawka.

– Nie. Próbowałam raz i źle się po tym czuję – odparła blondynka.

Daria postawiła oczy w słup.

– Natali i zioło, normalnie jestem w szoku. Chyba naprawdę zjeżdżasz na właściwe tory. Maszynista się spisuje – stwierdziła wesoło szatynka, której głupawka z wolna wracała.

– Tak, on mnie poczęstował… a raczej namówił.

– Masz fotkę?

Natalia pokazała Darii zdjęcie. Ukazał jej przeciętnej urody, ścięty za zapałkę brunet, który wcale nie wyglądał na łobuza.

– Fajny. Przywieź go kiedyś. Czemu nie kupiłaś sobie piwa?

– Nie chcę już. Ciotka będzie się burzyć, jak wypijesz trzy – stwierdziła Natalia.

– Dupa tam, nic nie będzie. Zresztą… olewam. Powiem, że ty mnie namówiłaś. Też śmierdzisz procentami, więc...?

Obie dziewczyny roześmiały się wesoło.

 

– Dziwne, że nie wydzwaniają? Nie ma nas prawie trzy godziny. Widać? – zapytała Daria, wystawiając nos przed twarzą siostry.

– Nie widać.

– To luz – Szatynka się uśmiechnęła i wcisnęła guzik windy.

Bardzo chciała już do domu, bo mimo zjedzenia potężnego obiadu, narkotykowy głód niemalże wyrywał jej bebechy. Aby się tylko nie władować na przypał.

 

Zapach jedzenia wciąż jeszcze krążył po mieszkaniu, Darii po przekroczeniu progu żołądek niemal zawiązał się w supeł. Schowała lufkę i zawisła w progu salonu, rozanielona, widok rodziny wywołał kolejny atak głupkowatego humoru.

– A cóż to oglądacie? Tańce – łamańce? – zapiszczała, patrząc na emitowany w telewizji program, którego nastolatka bardzo nie lubiła.

Nie cierpiała tego typu rozrywki, programów o śpiewach lub reality show, podobnie jak nie lubiła, nienawidziła wręcz polskich seriali. Nie rozumiała, jak można to oglądać. Jedyne, co oglądała, to „Mam Talent”, uwielbiała go i starała się nie przegapić żadnego odcinka.

– Nati, zjesz coś? – zapytała.

– Nie, dziękuję – odparła grzecznie siostra.

Daria umknęła do kuchni i zaraz miała w dłoni talerz z dwiema składanymi kanapkami. Nie żałowała sobie, między pieczywo wepchnęła chyba wszystko, co udało jej się znaleźć w lodówce – od wędliny począwszy, na ogórku, sałacie i innych warzywach kończąc. Stać ją było nawet na pokrojenie cebuli i ułożenie plasterków na każdym centymetrze pieczywa. Dzieła zwieńczyły sos czosnkowy i ketchup, mozaikowo rozmazane na zieleninie, miała ochotę na wszystko. Zasiadła obok ciotki i zachłannie wgryzła się w chleb. Sos natychmiast wypłynął i rozlazł się po ustach i brodzie nastolatki.

– Daria! Nie możesz zjeść przy stole? Zaraz wszystko będzie upaćkane – fuknęła matka.

– Spokojna dusza twa – wymamlała dziewczyna z zapchaną buzią.

Kobieta przecięła córkę diabolicznym spojrzeniem, ale dała spokój.

– Obiad i teraz to? – Wtrącił ojciec. – A może ona jest w ciąży? – zażartował luźno.

Daria nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, plując przed siebie przeżutą żywnością.

– DARIA! Marsz do kuchni! I sprzątnij to natychmiast! – zagrzmiała pani Jagoda, skonsternowana zachowaniem córki.

– Przepraszam. – Zachichotała szatynka, patrząc przelotnie na uśmiechniętą od ucha do ucha Natalię i migiem uciekła z pokoju.

Wróciła po chwili z wilgotną szmatką, na biegu pozbierała wyplute jedzenie i tak samo szybko zniknęła. Śmiała się nadal, tekst ojca ją rozbroił. Uspokój się, kretynko, ciśniesz przypał – gadała do siebie, która to „rozmowa” również wywoływała radość. Wszystko ją teraz bawiło, nie miała pojęcia, jak wróci do salonu. Było jeszcze wcześnie i nie zamierzała siedzieć u siebie i się nudzić, poza tym była pod wpływem marihuany, a w takim stanie zawsze kochała ludzi.

– W porządku? – W kuchni pojawiła się Natalia. – Ciocia nieźle się wkurzyła – oświadczyła ciepło.

– To straszne – stwierdziła Daria, pokazowo wytrzeszczając oczy.

Znów się roześmiała, zasłaniając usta.

– A może jednak kanapeczkę? Zjedz troszeczkę. Z sałatką i pomidorkiem, pożywny jest kanapulec wieczorkiem – wywaliła szatynka i znów uderzyła wesołością.

Natalia również się roześmiała, widząc w tej chwili Darię nie udało jej się utrzymać powagi.

– Nieźle cię zakręciło – rzuciła cicho, patrząc jakoby z politowaniem na naćpaną siostrę.

– Ciiii. – Daria przyłożyła palec do ust. – Musimy grzecznie zjeść, i cześć, żeby matka tu nie wpadła i nie zabrała mi jadła, bom... jeszcze nie zjadła – dowcipkowała Daria, rymowanie na fazie szło jej nadzwyczaj dobrze.

Natalia już się nie zaśmiała, a zarechotała, zmuszając siostrę do pójścia w jej ślady. Śmiały się jak najęte, w końcu pani Jagoda pojawiła się w progu.

– Dziewczyny, możecie zachowywać się trochę ciszej? – poprosiła, patrząc z sympatią na Natalię i w tym momencie Daria zerwała się z miejsca i uciekła z kuchni, dzierżąc talerz z resztkami kanapki. Zatrzasnęła się w pokoju i tu kolejny raz uwolniła z siebie radość, która wystrzeliła z dziewczyny z całą swoją mocą. Kurwa, ale pojebany towar – brechała podświadomie, nie mogąc dokończyć posiłku. Zjadła dopiero po dziesięciu minutach, śmiejąc się z własnych debilnych przemyśleń, które uparcie pchały jej się do jej głowy. Zaspokoiwszy w pełni głód, poczuła się o niebo lepiej. Humor nie mijał, ale teraz miała inny problem, a mianowicie – chciałaby zapalić po jedzeniu. Zerknęła za zegar ścienny – dochodziła dziewiąta wieczór. Co tu wymyślić? – Dumała, gdy rozległo się pukanie.

– Wlazł – zapiała zadowolona.

Natalia zerknęła przez drzwi.

– Co robisz? – zapytała nieśmiało, nadal chyba bała się wchodzić Darii w paradę.

– Ty! Jakieś pomysły może masz? Bo zapaliłabym, a tu lipa. Kombinuj, kochana, bo nie wytrzymam do rana. – Nastolatka wznowiła szopkę.

– To może…? Może śmieci? Albo powiedz, że ktoś zadzwonił i musisz na chwilę zejść na dół – rzekła Natalia, rzetelnie podchodząc do problemu kuzynki.

Boże… lizanie ma chyba w naturze. – Zinerpretowała cierpko Daria.

– Chodź ze mną – poprosiła, mając nadzieję, że gdy weźmie siostrę, matka nie będzie się stawiać.

W końcu nie była to pora na wychodzenie sobie z domu ot tak. A, kurwa, mam pięć lat? – Pomyślała Daria, schowała papierosy w stanik i zaczęła nakładać buty. Natalia również założyła adidasy.

– A wy dokąd? – Obok natychmiast pojawiła się pani Jagoda, słysząc, że dziewczyny kręcą się w korytarzu.

– Idę kupić napój do szkoły, zaraz wracam. Zapomniałam o nim, a w sklepiku pięć zeta płacić nie będę – mruknęła Daria.

– Jest już późno, kupisz rano – rzekła kobieta.

– Dupa tam, rano, rano nie będzie kiedy – warknęła Daria, czując, że matka nie odpuści.

Bardzo chciało jej się zapalić, przez co dobry humor w okamgnieniu zmienił się w rozdrażnienie.

– Daria – naciskała matka.

– Ciociu, zaraz wrócimy, przecież idę z nią. Naprawdę w szkolnych sklepikach jest drogo, na dodatek nic tam nie ma. – Wcisnęła się w dyskusję Natalia.

– No dobrze, ale zaraz wracajcie. – Matka głośno westchnęła.

Darii kamień spadł z serca.

 

– Dzięki, wielka kobieto! – zaświergotała szatynka, obejmując Natalię za szyję. –

Mogłabym zajarać na klatce, ale ten napój – rzekła niezadowolona i już w windzie odpaliła papierosa.

Nie chciała znów natknąć się na Sylwka, a jeszcze, jak nie daj Boże, zacząłby gadać o sprzedaży trawy? Wiedziała, że tacy kolesie się nie czają i potrafią wywalić prosto z mostu.

Wyszły przedostatnią klatką, gdyż ostatnia, nie wiedzieć, czemu, była zamknięta i Daria ruszyła pośpiesznie. Zdawała sobie sprawę, że Natalia już dawno coś sobie pomyślała, ale olewała to. Wiedziała, że nie zapyta, a nawet, jeśli, to jakie to ma znaczenie?

– Daria, co się dzieje? Czemu znowu wychodzimy tędy? – Natalia jednak nie wytrzymała, niemniej jednak zadała to pytanie bardzo delikatnie.

Szatynka była bardzo zdziwiona, bo mimo przypuszczeń nie spodziewała się, że dziewczyna zahaczy o ten temat. I to już drugi raz.

– Bo nie owędy – syknęła. – Mówiłam ci chyba, że nie mam ochoty widzieć niektórych ludzi, tak? A tak poza tym…

Nie skończyła, nie chciała za mocno się zapędzić. Natalia również nie ciągnęła tematu, bardzo dobrze zinterpretowała głos siostry.

 

Położyła się wcześniej, i tak miała nic do roboty. Myślała o Maksie. Przypomniała sobie jego obrażoną minę i i ogarniało ją rozbawienie. Minęły ponad trzy godziny, a nadal czuła działanie narkotyku. Ależ susz, ma moc. – Pochwaliła dumnie, wiedząc już, że weźmie od chłopaka trawę i będzie się nią "chwalić". Obmyślała też plan na jutrzejszy poranek. Obecnie perspektywa spotkania nie wywoływała żadnych negatywnych emocji, dziewczyna czuła, że gdyby teraz natknęła się na chłopaka, przegadałaby z nim całe godziny, pijąc zapewne niejedno piwo. Klara też nie uszła uwadze nastolatki, była ciekawa, co robi, co się dzieje u niej w domu i jak się tego dowiedzieć. Nawet nie wie, kiedy odpłynęła.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Grafomanka 7 miesięcy temu
    Rany julek, dokąd Ty prowadzisz tę dziewczynę?
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Na manowce LOL Oj tam, to tylko trawka. :)
  • Łukaszenkow 7 miesięcy temu
    Z ciebie to by była dobra żona he he
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Dlaczego? :)
  • Łukaszenkow 7 miesięcy temu
    ZielonoMi Czuję w kościach
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Łukaszenkow Niech i tak będzie. Jak lubisz niegrzeczne dziewczyny... xd
  • Łukaszenkow 7 miesięcy temu
    ZielonoMi Ulubiona odmiana zieleni?
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Łukaszenkow Dobra. :D
  • Łukaszenkow 7 miesięcy temu
    ZielonoMi Jack Herrer?
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Łukaszenkow Ziele Kolumbijskie Kamisa.
  • Łukaszenkow 7 miesięcy temu
    ZielonoMi I jak tu ciebie nie lubić, fajnie jakbyś czasem na pitolo wpadła
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Łukaszenkow Nie widzę potrzeby. Raczej o baku baku nie pogadamy, na opowi nie te klimaty. :D
  • Łukaszenkow 7 miesięcy temu
    ZielonoMi No właśnie jesteś potrzebna do zmian
  • ZielonoMi 7 miesięcy temu
    Łukaszenkow Pomyślę nad tym.
  • Margerita 5 miesięcy temu
    No co za chuligan z tego Sylwka
  • Margerita 5 miesięcy temu
    Daria lubi się pakować w kłopoty
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Lubi, taka miała być. Nieokrzesana.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania