Niepokorna cz.17
– Widziałam ten samochód – rzekła znienacka dość oschle Daria, gdy już schowały się w „palarni”.
Mina, jaka wypłynęła w tej chwili na twarz Klary, była dość interesująca.
– Na pewno nie chcesz pogadać? I zanim coś powiesz – Daria strzeliła w koleżankę palcem – wiem, jestem upierdliwa, ale może mogę ci jakoś pomóc? Cicho! – Podniosła głos, gdyż Klara już otwierała usta. – Piękna, ja głupia nie jestem i wiem, że ciężko mówić o różnych rzeczach, i że się nie chce z powodu wstydu, ale proponuję to przemyśleć. Mam kilku dobrych znajomych, więc jak trzeba kogoś przekopać… to znaczy z nim porozmawiać – Daria zachichotała – wal, a ja załatwię resztę.
Klara milczała, uciekając wzrokiem. Daria gapiła się na nią i czekała, wiedząc jednocześnie, że raczej się nie doczeka.
– Jak było po moim wyjściu, co Barańska gadała? – Po chwili zmieniła temat, wzdychając z rezygnacją.
– Nic, ale była ostro wkurzona. Ładną akcję zrobiłaś – mruknęła półgębkiem Klara, uśmiechając się nieudolnie. – Mogę ci pomóc z tą matmą.
– Jasne. – Daria zarżała ironicznie. – Ty mi pomożesz? Mi sam święty nie pomoże, zapewniam cię. Ja mam do tego Nieprzyswajalkę Chroniczną Wrodzoną, więc na nic twe wysiłki, o pani – drwiła szatynka.
Klara szczerze się roześmiała.
– Ale spróbować można. Nie takich tumanów widziałam… uczyłam – kontynuowała rozweselona blondynka.
– To nic nie da, mówię ci. Przecież brałam nawet korki, i co? I gówno, jebane, kurwa, pstro! – burczała Daria.
– Ale są korepetycje i korepetycje. To, że ktoś daje korki, nie znaczy, że umie to robić. Ściąga tylko kasę i tyle. Prawdziwy korepetytor powinien wykazywać się cierpliwością i tym, że wbije temat nawet największemu idiocie – stwierdziła Klara, skromnie wyginając usta.
Daria zarżała głośno, przytyk wesoło trafił do celu. Żebro nieprzyjemnie dało o sobie znać, lecz nawet nie pisnęła, zmarszczyła tylko brwi.
– To musisz mieć chyba niebiańską cierpliwość, albo taką, co to razie porażki można dokupić, doładować w pierwszym lepszym sklepie. Tylko że nie będzie cię na to stać, zbankrutujesz. I uważaj, żebyś tego nie pożałowała. Sprawdzimy, ile jesteś w stanie wytrzymać, zanim przypierdolisz mnie czymś ciężkim – szydziła Daria. – No ale spoko, zobaczymy. I kiedy, jak coś?
– Nie wiem, obojętnie. Ale… – Klarze nagle zrzedła mina.
– Ale?
– Ale u mnie to nie za bardzo – wydusiła.
– Jasne, przyjedziesz do mnie. To co? Jesteśmy… umówione? – Daria chcąc pokrzepić koleżankę, delikatnie ją przytuliła.
To jednak nie pomogło, dziewczyna nadal wyglądała jak z krzyża zdjęta. A może właśnie pożałowała swojej propozycji?
– Szły – zadecydowała szatynka, gdy rozbrzmiał dzwonek. – Spoko, anglik, będzie laba.
Klara nabrała wody w usta, jakby ciągle przetrawiała to, w co sama się wpakowała.
– Możemy sobie odpuścić te korki – rzekła Daria, widząc, co się dzieje.
– Nie, to nie o to chodzi – mruknęła Klara.
– A o co?
– O nic.
Nastolatka dała spokój. Gdy doszły do klasy, Nina już uśmiechała się bezczelnie, z niewiarygodną pewnością siebie gapiąc się na Darię. Tą nosiło całą, starała się jednak trzymać nerwy na wodzy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Dominika jest na tyle chytra, że zawsze chodzi z obstawą, nie chciała więc powtórki z rozrywki. Ja cię jeszcze załatwię. – Wygrażała napastniczce, przecinając nie Ninę, a Wiktorię kwaśnym spojrzeniem. Jeszcze zobaczymy. Zerknęła na Maksa – nie zwracał na nią uwagi.
– Patrz, obraził się, ma FOCH. – Zachichotała, szturchając Klarę, która znowu była w innym świecie.
Ta niemrawo się uśmiechnęła. Atmosfera była dość sucha, po chwili jednak chłopak pojawił się przed dziewczynami.
– Trzymaj. – Wyciągnął dłoń w kierunku blondynki.
Nastolatka znieruchomiała.
– No weź, mi jest niepotrzebny. Znalazłem również inną baterię. Też lipa, bo trzyma tylko dwa dni, jak się nią nie bawisz, ale trzyma.
– Ale… ale ja dziś kupię sobie telefon – skłamała zawstydzona Klara.
– Dobra, kupisz, nie kupisz, na razie weź ten. Tu się nie ma czego wstydzić, u mnie i tak leży na bezrobociu i prędzej czy później trafi jak nie na śmietnik, to na części za dziesięć złotych. Więc nie warto, lepiej, jak dam go tobie – naciskał Maks.
Klara uciekła wzrokiem. Chłopak dyskretnie szturchnął Darię.
– No piękna, nie zamulaj, jemu taki telefon to jak pierdnąć. – Zaśmiała się szatynka.
– To co z tego? Nie chcę. – Broniła się Klara.
– No dobra, więc zrobimy tak – rzekł pewnie Maks. – Dasz mi dychę, jak będziesz kiedyś tam miała, i telefon zawijasz. – Wyszczerzył zęby, wielce z siebie zadowolony.
– Al…
– Żadnego ale – rzucił chłopak, wsadził komórkę w kieszeń dziewczyny i szybko uciekł.
– Poczekaj. – Daria zatrzymała koleżankę, która już chciała iść za nastolatkiem. – Odpuść, dobra? Pouczymy się tej pogrzanej matmy, ja ci zapłacę i dasz mu dychę, jeśli w ten sposób poczujesz się lepiej, ok? I wilk będzie syty, i owca w jednym kawałku. On mówił szczerze, ten telefon nie jest więcej wart – przekonywała. – Babo, ustąp, będzie mu miło. I wyluzuj.
– Daria, do dyrektora – oświadczyła nagle nauczycielka angielskiego, otwierając drzwi klasy.
No pięknie – warknęła bezgłośnie szatynka, czując, że tym razem jej się nie upiecze, że tym razem wyleci. Poczuła zimny dreszcz.
– Wzywał mnie pan – miauknęła, robiąc przymilne miny.
Dyrektor spojrzał z niedowierzaniem i dezaprobatą; maniera dziewczyny była tak słodka i niewinna, że ktoś nieznający nastolatki nigdy nie pomyślałby, że taki z niej ananas.
– Usiądź – poprosił mężczyzna.
Darię zmroziło. Facet wyglądał bardzo stanowczo, co nie wróżyło nic dobrego. Ale przed maturą? Pewnie mnie nie wywali… mam nadzieję. – Dumała. Jej wewnętrzny bunt w sekundę zmienił się w strach i z miejsca obiecała jakiejś sile wyższej, że nie zrobi już żadnej afery, aby tylko ten ostatni raz jej darował.
– No więc… – rzekł oficjalnie, za oficjalnie dyrektor – co zamierzasz?
– To znaczy? – bąknęła Daria, nie miała pojęcia, co mu powiedzieć.
– Masz już dwie nagany. Wiesz, że już dawno powinienem wykreślić cię z listy uczniów.
– Tak, wiem… przepraszam. – Szatynka pokazowo spuściła głowę.
– Rozmawiałem z panią Barańską i wiem, jak się zachowałaś i jakich słów użyłaś wobec niej. Co masz na ten temat do powiedzenia?
– Bo… bo mnie poniosło, panie dyrektorze. Mówiłam już, jak się sprawy mają z matematyką, ale pani Barańska nie odpuszcza i specjalnie się na mnie usadziła. A ja nie potrafię i nic na to nie poradzę – argumentowała nastolatka.
– Ale czy to usprawiedliwia epitety, których użyłaś? Jak się odezwałaś do nauczycielki? – Facet nie odpuszczał.
Daria zamilkła. Zdając sobie sprawę, że mocno przesadziła, nie wiedziała, jak się dalej tłumaczyć.
– Dwa miesiące do matury, i co? Nie szkoda ci? – kontynuował mężczyzna.
– Szkoda – mruknęła.
Nadal nie patrzyła na pedagoga, jej wzrok zatrzymał się na stojącej przy oknie deskorolce.
– Rozmawiałem też z panią Cybulską i naprawdę jestem pełen podziwu, że ona jeszcze cię broni. Mówiła mi o twoich wynikach z języka polskiego, ale czy to rozwiązuje problem? Czy tylko dlatego mam kolejny raz przymknąć oko na twoje zachowanie?
Darię zagryzła zęby, pogadanka mężczyzny zaczęła ją powoli irytować.
– No dobrze, więc zrobimy tak. Pójdziesz i przeprosisz panią Barańską, i jeśli ona okaże wyrozumiałość i da się przekonać, daruję ci ten ostatni raz. I tym razem naprawdę ostatni raz. Choć informuję, że nie jest raczej skłonna dać ci jakąkolwiek szansę.
Dziewczynę wstrząsnęło, perspektywa płaszczenia się przed najbardziej nielubianą nauczycielką wywoływała u niej psychiczny dyskomfort. Ale był również wstyd, nie potrafiła wyobrazić sobie, jak stoi przed Barańską i przyznaje się do błędów. Czuła się poniżona.
– Daria – ponaglał dyrektor, widząc, że nastolatka odleciała.
– Dobrze, pójdę – bąknęła niezadowolona. No ja pierdolę.
– Dobrze, możesz iść. I mam nadzieję, że moje słowa dały ci do myślenia. Bo następnego razu nie będzie – zagroził na odchodne mężczyzna, wtedy Daria, podziękowawszy oschle, szybko ulotniła się z gabinetu.
Od razu poszła zapalić, rzetelnie wypatrując po drodze szatniarki; wpadka akurat teraz byłaby jej bardzo nie na rękę. Bezpiecznie dotarła do palarni i szybko rozżarzyła papierosa, raz po raz zaglądając za ściany budynku, czy nie nadchodzi żadne zagrożenie. Nie miała ochoty iść na lekcję, w czym wizyta na dywaniku była dobrym usprawiedliwieniem.
I nagle pomyślała o Dominice i jej obstawie. Dobra, trzeba zbijać. – Szybko doszła do racjonalnych wniosków, ekspresowo wypaliła używkę i ruszyła do budynku.
– Dzień dobry – posępnie przywitała się z nauczycielką i przecinając po drodze Wiki diabolicznym spojrzeniem, usiadła obok Klary. Ze złością rzuciła plecak pod ławkę i zerknęła na Maksa – wyglądało na to, że wciąż był obrażony. Rzeczywiście… – Parsknęła w duchu, widząc jego, jak sądziła, popisy. Przewróciła oczami i już otwierała usta…
– Daria, wychodzi ci dostateczny, chcesz podciągnąć na czwórkę? – Zamiary zaczepienia koleżanki z ławki przerwała nauczycielka.
– Nie… to znaczy nie dziś, nie jestem za bardzo przygotowana – odparła niechętnie nastolatka.
– A może jednak? Niewiele ci brakuje – nalegała z uśmiechem kobieta.
– Nie bardzo.
– No dobrze. – Westchnęła profesorka i przerzuciła się na innego ucznia.
– Jak tam? – Daria szturchnęła Klarę.
– Dobrze. A jak tam? – odparowała żartobliwie Klara.
– Niedobrze. – Daria się uśmiechnęła. – Muszę przeprosić Barańską i to jest tragedia.
– No raczej wypadałoby – stwierdziła blondynka.
Zrobiła się nagle nadzwyczaj rozmowna i wyluzowana, co zdziwiło Darię.
– Co się stało? Skąd nagle ten dobry humor? – zapytała.
– A bo ja wiem? – bąknęła Klara, która jakby się spłoszyła.
Daria znała powód. Miała dobre intencje, lecz pytanie zabrzmiało dość ironicznie.
– Wyluzuj, to nie była złośliwość. Fajnie, że rozluźniłaś poślady – wytłumaczyła się szybko, choć i to zabrzmiało równie chamsko.
Klara nieśmiało wygięła usta.
– A może dziś? – zapytała szatynka, w korepetycjach widząc szanse uniknięcia zakupów i towarzystwa Natalii.
Owszem, lubiła dostawać prezenty od ciotki, aczkolwiek dziś nie miała ochoty pałętać się po sklepach.
– Co dziś? – Klara nie zrozumiała.
– No, wpadniesz do mnie.
– Dziś? – Blondynka zrobiła duże oczy. – Nie wiem… dziś chyba nie mogę.
– Dlaczego? Na dwie godzinki – nalegała Daria.
– Nie wiem… – bąknęła Klara, nie wiedząc chyba, jak odmówić.
– Dobra, to ty się zastanów, a ja tu sobie poczekam. – Zachichotała szatynka, stukając palcami w ławkę.
Klara parsknęła śmiechem.
– Dziewczyny! – upomniała nauczycielka.
– Przepraszamy – wydusiła Daria, którą nagle opanował dziwny humor.
Kurde, czym ja się przejmuję? – Pomyślała. Pójdę, przeproszę, odwalę szopę i tyle. Nic trudnego – Rozplanowała, śmiejąc się przez łzy. Damy radę…
Stała jak słup przed pokojem nauczycielskim. Stres zżerał ją od środka, co podkręcała świadomość, że Barańska tak łatwo się nie da.
– No idź, będziesz miała z głowy – rzuciła Klara.
– Yhym…
Zapukała, pełna napięcia, które diametralnie wzrosło, gdy drzwi otworzyła akurat nauczycielka matematyki.
– Słucham. – Zimno spojrzała na nastolatkę.
– Ja chciałam przeprosić i obiecać, że to się więcej nie powtórzy – wyjechała bezzwłocznie Daria, chcąc mieć ta przykrą konieczność jak najszybciej za sobą.
– Dyrektor ci kazał, tak? – odparła Barańska, chcąc wkurzyć nastolatkę jeszcze bardziej.
– Nie, przemyślałam swoje zachowanie i wyciągnęłam odpowiednie wnioski. Wiem, jak się zachowałam i chciałam przeprosić – powtórzyła z powagą Daria. Nich ci będzie, stara ruro. – Dodała bezgłośnie, nie mogła sobie darować.
– Naprawdę? – rzekła Barańska, nic a nic nie zmieniając swojej wrednej, nad wyraz dostojnej mimiki.
– Tak.
– No dobrze, zastanowię się, choć nie wierzę, aby cokolwiek się zmieniło – oświadczyła nauczycielka. – Coś jeszcze?
– Nie… dziękuję – odparła grzecznie Daria, starając się, jak może, trzymać język za zębami.
Drzwi się zamknęły i po nastolatce spłynęła potężna ulga. Czuła, że Barańska jej odpuści, co sugerowałyby jej ostatnie słowa i to dawało jej nadzieję, że jakoś to będzie… znowu.
– Nawet mnie, suka, nie wpuściła do środka. – Od razu poskarżyła się koleżance. – I jeszcze struga ważniaczkę. Brak mi słó… Co? – zapytała, widząc, że Klara szczery zęby.
– Fajnie wyglądałaś – rzekła nieśmiało blondynka. – Jakbyś oczekiwała na dożywocie – dodała.
– A widzisz tu jakaś różnicę? Przecież to jak wyrok… gorzej niż wyrok, taka psychiczna gilotyna – zripostowała wesoło Daria. – Chodź zapalić.
Czas do końca lekcji upłynął dość spokojnie. Maks nadal strugał obrażonego, Klary nie odpuszczał dobry humor, jakby na chwilę zapomniała o problemach, a najlepszej koleżanki Darii już nie było – ulotniła się gdzieś razem z Wiki. Nastolatka już o tym nie myślała, przestało ją to obchodzić. Fakt, była totalnie wkurzona i nie zamierzała darować tego obu paniom, aczkolwiek obiecała się, że do końca roku będzie zachowywać się przyzwoicie i spokojnie podejdzie do egzaminów. Przerażała ją tylko matematyka i to zaprzątało w tej chwili głowę nastolatki. Coraz pesymistyczniej widziała swoją przyszłość i średnie… średnie bez matury.
– Przepraszam, czy mogłabym odzyskać deskę? – zapytała ponuro, uchyliwszy drzwi gabinetu.
Dyrektor w milczeniu wskazał głową deskorolkę, przecinając przy okazji nastolatkę nieprzychylnym spojrzeniem. Daria w mig zabrała sprzęt.
– Nie jeździmy po korytarzu! – rzekł surowo pedagog.
Pogadaj sobie. – Pomyślała dziewczyna i szybko ulotniła się z pomieszczenia. Założyła czapeczkę i postawiła nogę na desce. Hol był prawie pusty, nie przejmowała się więc nakazami faceta. Jechała wolno, zgrabnie wymijając nielicznych, pozostałych w szkole uczniów. Nie musiała się zbytnio wysilać, gdyż ci, mimo wszystko, odruchowo starali się schodzić jej z drogi, oglądając się za nastolatką, jakby widzieli to zjawisko pierwszy raz.
– Wiesz, jak na mnie spojrzał? – zagadała do czekającej przy wyjściu Klary, chwytając deskorolkę w dłoń. – Pewnie nie moczył dłuższy czas, temu taki napięty. – Zaśmiała się.
Klarze jednak dobry humor już przeszedł, znów wyglądała na wystraszoną.
– Co jest? – zapytała Daria, choć domyślała się, o co chodzi.
– Nic.
– Idziemy?
– Tak.
Bacznie obserwowała koleżankę, wolno jadąc przy niej na desce. Dziewczyna znowu rozglądała się na boki, nieudolnie próbując to ukryć, w końcu szatynka nie wytrzymała.
– Piękna, co się dzieje. To ten samochód, tak? – wyjechała bez ogródek.
– Samochód? – bąknęła Klara, twardo udając zdziwienie.
– Tak, samochód, czarny wypasiony merc – rzuciła oschle Daria.
Klara zamilkła.
– Co to za facet? – Nastolatka nie odpuszczała.
– Nieważne.
Daria zeskoczyła z deskorolki i zagrodziła koleżance drogę.
– Nieważne? – syknęła. – Przecież ty już prawie robisz pod siebie, myślisz, że ktoś jest głupi? Cholera, Klara, pogadaj ze mną, czego się boisz? Czy on cię prześladuje? – dopytywała, przecinając dziewczynę zimnym spojrzeniem.
– Co? – Klara zaśmiała się nieudolnie. – Nieee, to mój były pracodawca. Pilnowałam u niego dzieciaków, ale musiałam zrezygnować i teraz jeździ za mną i jęczy, żebym wróciła.
Ale nie mam jak, zaraz matura i trzeba pozakuwać. – Chichotała Klara, robiąc zupełnie nieudane przedstawianie.
– Pracodawca? Kurwa mać, pracodawca przyjeżdża pod szkołę i cię terroryzuje? Co mi tu wciskasz? – Daria się zdenerwowała. – Widziałam twoje zachowanie przy tym samochodzie. Wszystko z Maksem widzieliśmy, rozumiesz? – przyznała w końcu, warcząc na biedną Klarę.
Dziewczyna aż otworzyła usta, patrząc na Darię dużymi oczyma. Znów zamilkła, stojąc jak posąg przed koleżanką; wyglądała, jakby nagle zamieniła się w głaz. Daria tkwiła przed znajomą i cierpliwie czekała.
– Muszę iść do domu. – Klara się w końcu obudziła i chciała wyminąć dziewczynę, jednak ta jej nie przepuszczała.
– Klara – mruknęła błagalnie, mając nadzieję, że może łagodność w czymś pomoże.
– Daj mi już spokój, dobra? – wydusiła płaczliwie blondynka, nie patrząc na koleżankę.
Daria się pogubiła, nagle zdała sobie sprawę, że wszystko zepsuła. Zamiast namówić dziewczynę do zwierzeń, żeby móc jej jakoś pomóc, wywołała w niej jeszcze większy strach. Klara nie czekała, tylko korzystając z chwilowej zadumy szatynki, szybko ją wyminęła i ruszyła w stronę przystanku. Kurwa, kretynka. – Daria zganiła się szorstko i wskoczyła na deskę…
Jechała w ciszy, raz po raz zerkając na spłoszoną koleżankę, lecz już się nie odzywała. Przez głowę przebiegało jej tysiące myśli, a najbardziej jedna – „koleś zmusza ją do seksu”.
– Jedziesz autobusem? – zapytała w końcu, gdyż właśnie dotarły do przystanku.
Klara skinęła głową.
– A może jednak pójdziemy do mnie? Na chwilę.
– Dziś nie mogę.
– Odprowadzić cię do domu? – zaproponowała Daria, widząc coraz bardziej osobliwą minę koleżanki.
– Nie! – Klara niemal krzyknęła, jakby słowa nowej znajomej wywołały u niej zgrozę.
Darię aż język świerzbił, aby zapytać o osiedle, na którym mieszka dziewczyna, ale odpuściła, uznając, że wystarczająco dziś już dała ciała.
– Dasz mi swój numer? Masz już komórę – poprosiła.
– Nie znam na pamięć – odparła Klara, wydawała się być szczera.
– A jutro?
Klara niemrawo przytaknęła.
– Poczekam z tobą na autobus. – Daria nie odpuszczała, chcąc się przynajmniej dowiedzieć, jakim numerem pojedzie.
Stały w milczeniu bardzo krótko, zaraz przyjechał autobus i Klara, z cichym „cześć”, szybko do niego wsiadła. Dwunastka? – Pomyślała Daria, snując już niczym nieuzasadnione domysły. No nie, to raczej byłoby śmieszne, gdyby jechała do mnie. – Zaśmiała się w duchu. Autobus ruszył, a Daria za nim. Jechała najszybciej, jak się dało, starając się go nie zgubić, niestety, po dwóch przystankach pojazd jej uciekł – deskorolka była stanowczo za wolnym środkiem lokomocji, aby dotrzymać mu kroku. Do tego dochodziły zbliżające się godziny szczytu i masa ludzi, którzy powychodzili już z pracy i sporo z nich szła sobie, jak zwykle, drogą rowerową. Kurwa, jakby chodnika było im za mało. – Warczała dziewczyna, wkurzona, że musi omijać niektórych, bo nawet nie raczą zejść na bok.
Zwolniła – nie śpieszyło jej się do domu. I nagle coś przyszło jej do głowy. Nie poczekał? – Pomyślała o Maksie. No cyrk, naprawdę zajebał focha. – Zachichotała podświadomie, wyobrażając sobie kolegę robiącego nadętą minę, coś na wzór naburmuszonej kilkulatki.
Rozradowana dojechała na osiedle, lecz nie skręciła na swoją ulicę, tylko przejechała przez sklepowy pasaż i po chwili minęła ogrodzenie niewielkiego osiedlowego skateparku. Zobaczmy. – Zrzuciła plecak i podjechała pod jedną z mniejszych ramp. Jeden obrót deski w miejscu, drugi, i już uśmiech zagościł na twarzy dziewczyny. Może nie będzie tak źle. – Pomyślała, weszła na górę i postawiła stopę na desce…
Kilkukrotne przemierzenie rampy nie stanowiło zbytniego problemu, szczęśliwa więc z faktu, że jeszcze nie zapomniała, zjechała w dół i chwyciła plecak. Nakręcona powodzeniem nie odpuściła jednak, szybko namierzając długą metalową barierkę. Było to dziecinnie proste zadanie, rozpędziła się więc i zręcznie wskoczyła na poręcz, lecz gdy tylko to zrobiła, deskorolka wyśliznęła się jej spod nóg i dziewczyna jak długa wyrżnęła na ziemię, mocno uderzając plecami o beton.
– Kurwa – syknęła, łapiąc się za bolący łokieć. – No ja pierdolę – Spojrzała na podarty rękaw, spod którego sączyła się strużka krwi.
Niezgrabnie wstała i podeszła do balustrady. Przejechała dłonią – wszystko zdawało się być w porządku. Zabrała leżącą nieopodal deskę i zadumała się przez chwilę. Nie, nie dziś. – Zadecydowała i postawiła deskorolkę przed sobą…
No kurde – burczała w myślach, jadąc bardzo wolno i walcząc z dokuczliwym bólem pleców. Nie miała pojęcia, dlaczego się wywróciła, jeździła przecież po tej barierce setki razy. To matka rzuciła urok, bo nie pojechałam autobusem. – Drwiła gorzko, wściekła niepowodzeniem, które nie powinno mieć miejsca. Zaraz będzie gadana. – Stwierdziła. Wiedziała, że podarte ubranie i obtarty łokieć będą dobrym pretekstem do wywalenia przez kobietę swoich racji. „A nie mówiłam?” – Takie słowa rodzicielki spodziewała się usłyszeć, a po niej całą resztę kazania, że „to ona ma jak zwykle rację". Zresztą, w dupie to mam, moja bluza i mój łokieć. – Pyskowała, nie mogąc darować tej niefortunnej wywrotki. I jeszcze te cholerne zakupy.
Komentarze (10)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania