Niepokorna – prolog

Uwaga. Opowiadanie zawiera wulgaryzmy i brutalne wątki.

 

***

 

DARIA

 

Obudziła się w nocy, nie wiedząc, gdzie się znajduje. Powoli otworzyła oczy i nagle zdała sobie sprawę – przecież jestem w domu. Zdecydowanie wolno kojarzyła, do tego męczył ją okropny ból głowy i kolejne, któreś z kolei pytanie oraz wyrzut sumienia – Jak ja, do cholery, tu dotarłam? No tak, znowu urwał mi się film... Pić – przeszło jej przez myśl, zakończona zaledwie dwie godziny temu impreza z dobrej zabawy sprowadziła się do suchości i złego samopoczucia. Stojąca na biurku butelka coli była w tej chwili na wagę złota.

Ciekawe, jaki wykład tym razem? – uśmiechnęła się kąśliwie, przełykając płyn, perspektywa wysłuchania ciepłych, matczynych nauk napawała ją nie lada humorem. Bardzo ciekawe? Kolejna próba wysłania na terapię, szlaban, czy znowu zabierze kasę i telefon, który oczywiście odda wieczorem? Dlaczego, po co to robi, jeśli i tak nie jest konsekwentna? Po to, żeby kolejny raz wnerwić i wywołać niepotrzebny szum? Do cholery, mam osiemnaście lat, coś mi się chyba od życia należy, nie? – odstawiła napój. Ale co tam, sama się nie bawiła, więc ja też nie muszę, bo i po co? Lepiej zakuwać całymi dniami, aby potem móc wybrać się na jej ukochane studia, obojętnie, jakie. Po prostu zajebista perspektywa, już nie mogę się doczekać! – drwiła bezgłośnie, przechodząc ze stanu "hahaha", do postawy "no ja pierdolę!". A rano do budy, na kaca, nie wiem, jak to się skończy. Pewnie jak zwykle, przedrzemaniem połowy zajęć, lub w najlepszym przypadku intensywna terapia. Dobrze, że Wiki też będzie zdychać, to już coś... Zasnęła.

 

Budzik roztrajkotał się o siódmej i z miejsca został potraktowany mocnym uderzeniem w guzik wyłączający. Głowa przestała dokuczać, lecz pragnienie ani trochę. Nękało jeszcze okrutniej, niż w nocy, miała wrażenie, że wszystkie znajdujące się w jej wnętrzu organy przykleiły się do siebie, a w gardle cierniem stała szczypiąca suchość.

Dokończyła colę i ciężko zwlekła się z łóżka, na myśl o morderczych siedmiu godzinach, które, trzeba będzie spędzić dziś w szkole sprawiała, że już widziała sznurek na swojej szyi.

– Daria, robię jajecznicę, zrobić też tobie?! – W drzwi sypialni zapukała matka dziewczyny.

Pytanie było bardzo na miejscu, nastolatka niezbyt często jadała poranne posiłki.

Dziwne. Czyżby nie miała focha? – Pomyślała dziewczyna, głos rodzicielki nie brzmiał, jakby była zła, choć, jak to często bywało, mogła być to cisza przed burzą.

– Nie! – odkrzyknęła Daria, odkręcając wodę i przekręciła zamek w drzwiach łazienki.

Po szybkim prysznicu, umyciu zębów i doprowadzeniu do ładu swoich jasnobrązowych, wpadających w odcień cappuccino włosów, wskoczyła w wytarte jeansy, jasną koszulkę i opuściła toaletę. Zegar ścienny wskazywał 07:12, miała więc jeszcze sporo czasu. Jej blok od ogólniaka numer jedenaście dzieliło zaledwie pięć przystanków autobusowych, dlatego też podróż nigdy nie trwała dłużej niż dziesięć minut. Szybki, niemal niewidoczny makijaż i już była gotowa na wypicie pierwszej kawy. Nie nastawiała się zbyt optymistycznie, domyślała się, że poranek zapewne umili jej słodkie trajkotanie kobiety, jednakże musiała wlać w siebie kofeinę, inaczej była bez życia.

– Co to jest? – zapytała natychmiast matka, gdy tylko Daria pojawiła się w kuchni i wystawiła jej przed nos zmiętolone banknoty, sto i dwadzieścia złotych.

Dziewczyna postawiła oczy w słup, nie miała pojęcia, skąd wzięły się te pieniądze. I nagle ją olśniło!

– Grzebałaś w moich kieszeniach?! – Wściekła się nastolatka, lecz i spłoszyła zarazem. – Znalazłam wczoraj, jak wracałam od Elizki – wyjaśniła.

Lecz prawda była zupełnie inna. Teraz przypomniała sobie portfel Maksa, który przed północą znalazła za kanapą, dziwiąc się przy okazji, że, że nikt inny nie zwrócił na niego uwagi.

Maks – dość zamożny, przystojny, lecz bardzo spokojny kumpel z jej klasy także był na tej imprezie. Chłopak był całkowicie inny od większości facetów ze szkoły, aczkolwiek mimo swojego bardzo ułożonego charakteru, od samego rozpoczęcia liceum stał się obiektem westchnień niejednej uczennicy. Również i Darii nie mogły umknąć jego walory fizyczne, nie robiła jednak nic w tym kierunku. Ona – zbuntowana, zupełnie nieokrzesana, a czasem nawet wredna i zimna suka, on – stateczny i poukładany, wiedziała, że to nie jej bajka. Bardzo jednak lubiła chłopaka, który od zawsze był miły i uczciwy w stosunku do innych, nie przeszkadzało jej to jednak, aby wziąć pieniądze i odłożyć portfel na miejsce.

– Kłamiesz! – kontynuowała pani Jagoda, czterdziestodwuletnia matka dziewczyny.

– Mamo, nie kłamię! To co mam ci powiedzieć? Oddaj, znalezione, nie kradzione! – rzekła chłodno Daria i już chciała zabrać kobiecie banknoty, ta jednak umknęła z ręką.

– Ukradłaś je – stwierdziła z miejsca rodzicielka.

– Chyba cię poj...! – warknęła nastolatka, lecz w porę ugryzła się w język.

– Porozmawiamy jutro, jak wróci ojciec – zagroziła matka i wyszła z kuchni.

Spierdalaj – pomyślała dziewczyna. Zaczynała targać nią złość i, co dziwne, wyrzuty sumienia. Wytrzeźwiała i zaczęła żałować, że nie oddała mu tej kasy, chłopak był naprawdę w porządku. Zaproszę go dziś na piwo – przeszło jej przez myśl. Poza tym mam kaca, a sam na sam na piwku z nim jeszcze nie byłam, więc...? To może być niezła jazda – uśmiechnęła się. Jaki jest, taki jest, ale co mi szkodzi? W końcu przeciwieństwa się przyciągają, prawda?

Nasypała granulatu, zalała i po upiciu odrobiny, zajrzała do lodówki. Stała w uchylonych drzwiach, gapiąc się na jej zawartość i jak co dzień, rozpoczęła się walka z niezdecydowaniem: „wziąć kanapkę, czy nie? I tak pewnie nie zjem, nanoszę się tylko" – stwierdziła po chwili i dała chłodziarce spokój. Zegarek – 07:25. Wiedząc, że matka nie wtargnie już do kuchni, tym bardziej, że wybiera się do pracy, na spokojnie już zasiadła przy kawie i zaczęła obmyślać plan dzisiejszej „randki". A jeśli nie będzie chciał pójść? – dotknęły ją wątpliwości. On chyba nie pije, chociaż...? Wczoraj, zdaje mi się, pił browar, choć pewna nie jestem. A z resztą, wyjdzie w praniu! Kurde, ale o czym z nim gadać? Uczę się z nim trzeci rok, a nie mam pojęcia. Jak to możliwe? No i Kuba, jak oni się rozstaną? Kur... papużki – nierozłączki – złośliwie wygięła usta. A może oni...? – to w owej sekundzie wydało się bardzo prawdopodobne. Nieee – po chwili jednak pomachała przecząco głową rozbawiona faktem, że jak w ogóle mogła tak pomyśleć.

– Daria, spóźnisz się do szkoły! – Wystraszyła ją matka, stając w progu z gniewną miną.

Spojrzała na zegarek – 07:29.

– Dobra, już idę – mruknęła, dopiła płyn i zdecydowanym ruchem podniosła tyłek.

Wkroczyła do sypialni i tu dopadł ją kolejny dylemat – biała, szara czy czarna bluza? Nie miała już jednak czasu na marudzenie, narzuciła więc szarą, poprawiła sterczący niesfornie kaptur i zarzuciła na ramię czarny plecak. Sprawdziła jeszcze szufladę, choć sama nie wiedziała, po co robi, ostatnie pieniądze wydała przecież wczoraj. Zajrzała jeszcze do dwóch par leżących w szafie spodni i ku jej wielkiemu zadowoleniu znalazła w nich powalającą sumę trzech złotych i czterdziestu ośmiu groszy. Dobre i to – pomyślała. Kurde sto dwadzieścia złotych, byłoby na kilka dni – wściekła się nagle, chowając bilon do kieszeni, postanowienie dotyczące zwrotu pieniędzy odeszło w zapomnienie. Żal ze straty dość sporej sumy zagłuszyła w tym momencie wszelkie morale. Poza tym jak miałaby oddać, co miałaby powiedzieć? „Sorry, wyjęłam z twojego portfela, ale oddaję, bo mi głupio? Przecież to jakieś jaja!

– Daria! – ponaglała kobieta, czekając na nią w przedpokoju.

– Już idę.

Poprawiła plecak i po chwili obie wyszły z bloku. Od razu pożałowała, że nałożyła bluzę, było dość ciepło. Początek marca, a tu chyba ze dwadzieścia pięć stopni. Co to ma być?! – zdziwiła się, wkurzona. Na powrót do domu nie było już czasu, zdjęła więc ciuch, przewiązała w pasie i ruszyła za kobietą, której wóz stał zaparkowany kilka metrów dalej.

– Mamo, oddaj mi kasę. – Postanowiła walczyć.

– Jak to oddaj? Kradzione pieniądze? – Zniesmaczyła się rodzicielka.

– Mamo, no jak to kradzione? Myślisz, że gdybym je ukradła, trzymałabym na żywca w spodniach? A nawet, jakbym ukradła, to komu oddasz? Na pewno bym się przyznała do kradzieży, dołączając do tego wszystkie dane osobowy frajera, którego oskubałam, prawda? – fuknęła podminowana dziewczyna.

– Idź już, spóźnisz się. – Kobieta kompletnie zignorowała córkę, co jeszcze bardziej ją wkurzyło.

– Mamo, daj mi jakiś pieniądze – poprosiła, zniżając ton.

– Po co ci? Na piwo?

– Nie, muszę oddać. Pożyczyłam.

– Więc jak umiesz pożyczyć, to znajdź sposób, aby oddać.

– Mamo!

Kobieta westchnęła ciężko, lecz dała córce dziesięć złotych.

– Dzięki – mruknęła gnuśnie dziewczyna i po chwili zła, jak osa, klapnęła na ławeczce nowiutkiego przystanku, który już zdążył zostać „ochrzczony" czarnym markerem. Zerknęła na komórkę – 07:42. Kurde, spóźnię się i znowu będą jęki. I jeszcze wychowawcza! – Skrzywiła się, do cna przepełniona pozytywnym nastawieniem do wszystkiego i wszystkich. Ponownie sprawdziła godzinę, a po niej rozkład – transport dopiero za pięć minut. Zawsze jeździła tym o 07:40, lecz dziś przecież przeszkodziła jej matka. A pieprzę to!

W autobusie humor poprawił jej się jeszcze bardziej. Masa ludzi, ścisk, do tego duchota, jak w piekle, gdyż malutkie okienka nie przepuszczały ani krzty powietrza, poza tym połowa z nich była zamknięta. Kac zebrał na sile, do tego zaczęła pobolewać ja głowa. Wkurzyła się, po przebudzeniu pamiętała jeszcze, aby w razie czego wziąć ze sobą tabletkę, zapomniała jednak. I to oczywiście także wina matki, która zawróciła jej głowę od samego rana. I jeszcze kupuje bilet? – pomyślała o bezsensownych, jej zdaniem, poczynaniach matki. Osiem dych, i za co? Ale przetłumaczysz...? – warczała w myślach, próbując jakoś przetrwać panujący w tej metalowej puszcze zaduch.

Do znajdującego się dokładnie naprzeciw szkoły przystanku dojechała dokładnie za dwanaście ósma, kierowca choć raz nie spał za kierownicą. Nad wyraz szczęśliwa wysiadła, oddychając z ulgą i od razu usłyszała:

– Frooozi!!!

„Frozi" – pseudonim pochodzący od nazwiska, nadany dziewczynie przez kolegę z klasy przyjął się w trybie natychmiastowym, tak samo też szybko spodobał się Darii.

Odwróciła się – dostrzegła Wiktorię, kumpelę z ławki i jakiegoś wysokiego, nieznajomego bruneta. Po chwili stali już obok siebie.

– Cześć. Jak się czujesz? – zapytała natychmiast nieco wyższa od Darii, ciemnowłosa dziewczyna. Nie wyglądała dziś zbyt kwitnąco.

– Źle! – warknęła szatynka, lecz szybko się poprawiła, prezentując uśmiech od ucha do ucha. – Masz fajki? Szlag mnie zaraz trafi!

Dostała niebieskiego L'M-a, którego bezzwłocznie odpaliła.

– Zbychu, mój braciszek. – Brunetka wskazała chłopaka. – Koniecznie chciał zobaczyć naszą budę, czego kompletnie nie rozumiem.

– Daria – dziewczyna uścisnęła mu dłoń, szczerząc się jak najęta, widok przyjaciółki wyraźnie poprawił jej humor.

Sprawdziła godzinę – 07:51.

– Dobra, spadamy, już za dziesięć – rzekła i ruszyła w stronę budynku. – W tej szkole nie ma nic ciekawego do zwiedzania – uświadomiła idącego obok nieznajomego.

– Nie zamierzam zwiedzać, odprowadziłem ją tylko. – Wskazał Wiktorię.

Zatrzymali się przed bramą.

– To jak już będziesz wolna, zadzwoń – rzekł chłopak do siostry. – Miło było poznać. – Posłał Darii szeroki uśmiech i nagle biegiem ruszył przed siebie, aby po chwili zrównał się z ni jadący autobus. – Przyjdźcie razem!!! – krzyknął jeszcze, po czym wskoczył na schodki i zniknął gdzieś we wnętrzu pojazdu.

– To twój brat? – zapytała szatynka. – Pierwszy raz go widzę.

– Przyjechał z ciotką z Krakowa. Jutro spadają – usłyszała. – Która godzina?

– Dobra, ruchy, choć Cybulska pewnie jak zwykle się spóźni – rzekła Wiki i obie jak jeden mąż przyśpieszyły kroku.

– No tak, poniedziałek. – Skrzywiła się Daria, widząc pod klasą nie dwadzieścia pięć, a piętnaście osób i nie zauważając wśród nich Maksa. Rozejrzała się w koło, lecz chłopaka nigdzie nie było. – A to co? – Targnięta zawodem wskazała głową stojącą pod salą ławeczkę.

Siedziała na niej ładna szczupła niska blondynka, dziewczyna nieznana przyjaciółkom. Ewidentnie nie był to uczennica tegoż liceum.

– Ona do nas? Pod koniec roku? – kontynuowała zdziwiona nastolatka, lecz Wiki tylko rozłożyła ręce. – Maks dziś nie przyjdzie? – zapytała Daria, rozczarowanie było bardzo słyszalne.

– Nie wiem. A po co ci Maks?

– Idę z nim na piwo?

– Cooo?! – Kumpela rozdziawiła gębę.

– To, co słyszysz! – burknęła szatynka. Czuła się coraz gorzej, dochodząc w tej chwili do wniosku, że chyba niepotrzebnie wypiła tą kawę.

– Ty jednak nie możesz chlać, bo masz na kaca bardzo dziwne objawy – podsumowała Wiki. – Masz! – dodała, usłyszawszy nagle dochodzący zza rogu głośny śmiech. Odgłosy były coraz wyraźniejsze, aby po chwili ich właściciele mogli pojawić się w zasięgu wzroku dziewczyn i stanąć obok reszty uczniów.

Widać było, że kumple są dziś zdrowi. Maks nie pił dużo, Kuby natomiast nie było na tej imprezie. I nagle Daria głośno zarechotała, gdyż za plecami chłopaków pojawiła się postać Niny i jej sobowtóra, Luizy, dopieszczonych z każdej możliwej strony, zarozumiałych klasowych „modelek". Daria nienawidziła obu, ich często zbyt przesadne stroje i makijaż powodowały, że koleżanki wyglądały wręcz jak lalki ze sklepu, które właśnie ożyły i postanowiły powłóczyć się po mieście, robiąc z siebie pośmiewisko. Zdaniem Darii wyglądały komicznie, były jednak zbyt ślepe, aby zwrócić uwagę na fakt, że w mniemaniu niektórych uczniów uchodzą za idiotki. Kręciło się przy nich sporo facetów, dlatego też prawdopodobnie wychodziły z założenia, że tak jest dobrze. No cóż, w każdej szkole, niestety, musi się trafić jakiś twór.

– Patrz. Kukły spierdoliły z półek i do szkoły im się zachciało. – Rżała coraz intensywniej Daria, opierając się o ścianę. Ten przykry dla niej widok sprawiał, że za nic w świecie nie mogła powstrzymać radości. – Nie ciężko jej nosić tyle tapety? Nadwyręży sobie i tak już krzywą gębę – ironizowała, strzelając w Ninę pełnym uroku spojrzeniem. W tej chwili spokojnie mogłaby pozować na psychopatę, bohatera krwawego filmu.

Ponownie zerknęła na nieznajomą – dziewczyna siedziała wyraźnie zestresowana, nerwowo bawiąc się rączką od plecaka. Wydawała się być nieco dziwna. Ubrana niezbyt wyszukanie, w ciemnogranatowe jeansy i czarny, tani, lecz bardzo ładny, przewiewny sweter nastolatka nie patrzyła na nikogo, jej wzrok utkwił gdzieś między jej dłońmi, a podłogą. Zniszczony, gubiąca gdzieniegdzie nitki torba i będące w podobnym stanie, czarne, rynkowe adidasy wyraźnie wskazywały na to, że dziewczyna nie ma lekko. Lecz dano jej życiową rekompensatę, jej piękna gładka twarz i bezsprzecznie przykuwające wzrok, krystalicznie czyste błękitne oczy natychmiast odwracały uwagę od stroju.

– Dzień dobry. Zapraszam do klasy. – Obserwację przerwała wysoka jak sosna i chuda jak patyk Joanna Cybulska, wychowawczyni klasy, nauczycielka języka polskiego.

Daria widząc, że Nina jak zwykle pchnie się jak pierwsza, odpychając tym samym chamsko biedną przestraszona „nową", niemal skoczyła w stronę drzwi i zablokowała jej przejście.

– Przesuń się – warknęła wyższa od niej, farbowana blond lala.

– Spierdalaj – uśmiechnęła się nastolatka i iście wolnym, złośliwym krokiem spokojnie weszła do środka.

– Co za plebs – fuknęła Nina, lecz po Darii spłynęło to jak po kaczce.

Gdy uczniowie kręcili się jeszcze po klasie, załatwiając ostatnie „sprawy” i przymierzając się do zajęcia miejsc, Daria podeszła do Maksa i oparła dłonie o ławkę.

– Cześć – szeroki uśmiech wypłynął na jej twarz. – Jak po melanżu?

– Cześć. Luz.

– Co robisz po lekcjach? – wyjechała bez zbędnych ogródek.

– Nie wiem. W jakim celu to pytanie?

– Może skoczymy na browar? – zapytała, nachylając się nisko i niemal stykając z twarzą ciemnego blondyna.

Mina, jaką zrobił w tej chwili siedzący obok Kuba była dość oryginalna.

– Na piwo…? – zdziwił się chłopak, nie spodziewając się zupełnie takiej propozycji, zwłaszcza od niej.

– Tak, na piwo. To taki napój zawierający zazwyczaj około pięciu lub sześciu procent alkoholu i rozlewany najczęściej do brązowych butelek. – Uśmiech się poszerzył.

– Ja bym nie ryzykował – szturchnął kumpla Jakub, śmiejąc się.

W jego słowach nie było jednak ani grama złośliwości, raczej rozbawienie i przejaw nie okazywanej nigdy publicznie sympatii do dziewczyny.

– Daria, usiądź, proszę! – wtrąciła głośno nauczycielka.

– Już… – odparła szatynka, nie spojrzawszy nawet na kobietę.

– Nie wiem. Na razie czekam na telefon od brata, ale dam ci znać później, ok ? –odpowiedział chłopak, odwzajemniając uśmiech.

– To świetnie…

– Daria, czy możesz już usiąść?! – zagrzmiała zniecierpliwiona Cybulska, patrząc spod byka na rozradowaną dziewczynę.

– Już, pani profesor. Przepraszam. – Nastolatka się wyprostowała. – Nie zawiedź mnie, koleś – rzuciła jeszcze wesoło do Maksa, po czym ruszyła w stronę stojącej przy oknie, ostatniej ławka.

Już chciała siadać.

– Daria! – zatrzymała ją nagle nauczycielka. – Usiądź tam. – Wskazała uczennicy puste miejsce w środkowym rzędzie, na samym końcu.

– Dlaczego? – skwasiła się dziewczyna, tym bardziej, że ławkę przed nią siedziała jej najlepsza kumpela Nina i jej podróbka.

– Bo ja tak mówię. Usiądź już, proszę cię! – ponaglała rozgniewana już kobieta.

Daria spojrzała na Wiki, lecz ta tylko wzruszyła ramionami. Dziewczyna powiesiła bluzę, klapnęła na krześle i spojrzała na stojącą obok Cybulskiej, nową dziewczynę. Ta wydawała się być jeszcze bardziej zdenerwowana, zwłaszcza widząc, że Daria właśnie położyła plecak obok jej torby.

– To jest Klara Wilk i zostanie z nami do końca roku. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło! – oznajmiła kobieta, z kłującym wręcz w ucho ostrzeżeniem w wypowiadanej kwestii.

Nina natychmiast się roześmiała, próbując stłumić odgłos, co wywołało jeszcze większe zażenowanie i strach na twarzy zagubionej nieznajomej. Daria mocno kopnęła w krzesło, wykrzywiając usta w grymasie zniesmaczenia.

– Spieprzaj! – syknęła blond cizia, nie odwracając się.

– Nina! – zagrzmiała Cybulska. Nie musiała nic więcej dodawać.

– Możesz usiąść – nauczycielka uśmiechnęła się do Klary, która wolnym krokiem skierowała się do ławki i niepewnie usiadła obok szatynki, chwytając natychmiast swój plecak.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Grafomanka 8 miesięcy temu
    No, niezbyt przyjazny klimat, ale raczej wiernie oddany. Dobrze piszesz. Tak z ciekawości zaczęłam czytać i nie męczyłam się, żeby dobrnąć do końca.
    Dlaczego tu młodzieży nie ma? Tekst dla nich i o nich...
  • ZielonoMi 8 miesięcy temu
    Staram się pisać dobrze, choć dużo nauki jeszcze przede mną, no i piszę też bardzo szczegółowo, co jednemu pasuje, drugiemu wręcz przeciwnie. Ale inaczej nie umiem, lubię, jak wszystko jest przejrzyste. Dzięki za komentarz i mam nadzieję, że opowiadanie się nie znudzi. Będzie niegrzecznie, ale będzie też dawka humoru, więc może dasz radę <śmiech>. Pozdrawiam.
  • Margerita 8 miesięcy temu
    No tak imprezy fajne są ale potem męczy kac i ból głowy
  • ZielonoMi 8 miesięcy temu
    Oj, tak XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania