Poprzednie częściTchnienie Lisa - Prolog

Tchnienie Lisa - Rozdział 17

Ryu

 

Czułem silne światło skierowane wprost na me zamknięte powieki. Hmm... dziwne. Przecież zasnąłem w namiocie. Czyżby latarka? Z pomrukiem niezadowolenia otworzyłem oczy. Ta „sterylna” sala, znów to miejsce, a więc kolejny sen... Nie zdążyłem nawet wygodnie usiąść, a poczułem ciepło dziewczyny.

Ładnie pachni... E? Co ja... Odepchnąłem ją tak, aby nic się jej nie stało. Stała tak chwile najwidoczniej słuchając, jak ktoś do niej mówił przez urządzenie w jej uchu. Przybrała minę skruszonego dziecka.

-J-ja przepraszam. Ciężko mi się powstrzymać.- westchnęła, a ja mam wrażenie, że te przeprosiny były zarówno dla mnie jak i tajemniczej osoby z którą rozmawia. -Skoro jesteś już w tej krainie możemy dłużej rozmawiać.- uśmiechnęła się szeroko.

-Mam jedno pytanie dotyczące ciebie. Czy ty jesteś jakoś spokrewniona z Kingą?- nic nie powiedziała, ale ta jej mina, co za bolesny wyraz. -E... przepraszam chyba coś nie tak powiedziałem...- kurcze co jest?

-Może...- przejechała ręką po głowie poprawiając włosy, zabierając pojedyncze wolne kosmyki z twarzy. -Masz już ważną część zebraną ciesze się.- ważną rzecz? -Mam na myśli pierścień ten co miałeś dać m...-chrząknęła. -Przepraszam dalsza część jest nie ważna.- rozejrzała się po pomieszczeniu.

Przestawiła aluminiowe krzesło z rogu u usadowiła się na nim. Miała na sobie ten sam krzykliwy i wyzywający kostium, rozpięty z powodu dużego biustu. A więc czemu se nie zmieni? Nigdy nie zrozumiem kobiet. Założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się.

-Pan Kijuro chyba się jeszcze dobrze czuje?- ?!?PAN?!?! -Mogę zobaczyć pierścień?- zmieniła temat widząc moje zdziwienie.

-Ale tylko zobaczyć.- coś mi mówi, że tylko jedna kobieta powinna go dotykać.

Podeszła bardzo blisko. Z zaciekawieniem, a może i nawet fascynacją zaczęła się przyglądać błyskotce w mojej ręce. Miała chyba zamiar go chwycić czy coś, ale wtedy szybko zamknąłem dłoń, a dziewczyna wróciła na miejsce.

-W pewien sposób to hipnotyzujące. Dobra wróćmy do tematu. Pamiętaj, podążaj za prośbą przyjaciela w momencie, gdy wybór będzie bliski zranienia twego serca i może wnieść w nie niepokój. Proszę...- wstała z siedzenia spoglądając na mnie.

Wzięła głęboki wdech, a potem wydech i rozciągnęła się. Taa mam nadzieje, że nie zrobiłem jakieś dziwnej miny, bo to mnie zdezorientowało. Nagle przerwała czynności i zagłębiłem się w znanym odcieniu zieleni.

-Mam wrażenie że się jeszcze spotkamy.- palnąłem nie wiedząc o czym to...

-Na pewno... Mam nadzieje, że tobie też się te wizyty zaczną podobać. O chyba ktoś nam przerywa kontakt. To pa ta...- ciemność...

 

Tym razem otworzyłem oczy w miejscu gdzie być powinienem. Nade mną przysiadywała parka. I jak tylko zauważyli, że się poruszyłem „naskoczyli na mnie”.

-Jednak żyjesz! Baliśmy się o ciebie.- powiedziała ściskając kruka Tamiko.

-Ma racje stary. Nie dało się ciebie wybudzić. Jest już późno niemal południe zgadując po położeniu słońca. To nie jest normalne. I ten twój kocur też był w tym letargu, co jest?- uśmiechnąłem się zmęczony.

-Sam chciałbym wiedzieć. Ale teraz już wszystko w porządku obiecuje, że jakby coś się ze mną działo złego to wam powiem.- popatrzyli po sobie i przytaknęli.

-Szybko się ubieraj i zjesz kanapki w drodze.- powiedział mój kumpel i opuścili namiot.

Założyłem wczorajsze ciuchy. I szturchnąłem zwiniętego w kłębek kocura. Parsknął i zaczął się przeciągać. Spakowałem wszystko co było w środku i opuściłem to miejsce. Jak tylko to zrobiłem reszta zwinęła mój namiot i ruszyliśmy w kierunku wskazanym przez tego irytującego Kazumę.

Nie odzywałem się do nikogo. Rozmyślałem o śnie. Szczególnie o tej dziewczynie. Te same oczy jednakże całkiem inna aura, zachowanie i minimalna różnica w zapachu. No i to jej dziwaczne zachowanie... westchnąłem ciężko.

Kuro który siedział na moim ramieniu, zafascynowany wdychał powietrze i to co ze sobą niesie. Chyba rozkoszował się chwilą. Postanowiłem zrobić to samo, bo rzeczywiście można poczuć się tu bardzo rześko. Po głębokim wdechu pogładziłem sierść kota i zacząłem przyglądać się otoczeniu.

Chciałbym przechodzić tędy wraz z Kingą bez żadnych „przyzwoitek” itp. To cudowne powietrze było samo w sobie warte odwiedzenia tego miejsca, jednakże to krajobraz zapierał dech w piersiach.

Ten wąwóz z którego wyruszyliśmy rozszerzał się coraz bardziej. Teraz zbliżyliśmy się bardziej do południowej ściany idąc za naszym „przewodnikiem. Swoją drogą ciekawe skąd zna tak dobrze tę krainę.

Po jakieś godzinie marszu dotarliśmy do kamiennego łuku. Ciekawe dlaczego stoi na środku drogi?(od jakiegoś czasu idziemy wydeptaną ścieżką) Przystanęliśmy po czym Kazuma położył dłoń na skalnym tworze, po czym przeszedł pod nim.

-No co tak stoicie!? Zróbcie to samo co ja.- westchnął z wyraźnie wyczuwalną pogardą. -Jesteście strasznie wolni... w rozumowaniu.- gwałtownie podniósł spojrzenie w moim kierunku i posłał krótki uśmieszek.

Jak on mnie irytuje. Kuro upomniał mnie, abym ignorował jego zaczepki.

-Tylko spokojnie...- powiedziałem cicho do siebie, poczułem dłoń na ramieniu.

-Od razu widać, że próbuje cię podpuścić. Nie daj mu się. Pokaż swoją siłę w nie agresywny sposób. Bo przecież o to mu chodzi. On chce abyś stracił jakoś w jej oczach.- zanim zdążyłem dziewczynie coś odpowiedzieć ta przeszła przez „bramę”, ruszyłem za nimi.

-Teraz wszyscy chwyćmy się za ręce.- powiedział nasz przewoźnik. -Bez zbędnych pytań. Chcecie przecież odpocząć czyż nie?- no nikt nie mógł zaprzeczyć.

Poczuliśmy podmuch wiatru i wszyscy zamknęli instynktownie oczy. Gdy je otwarliśmy na kwietnej polanie, obok dróżki pojawił kamienny stół z ławami wokoło niego. Na nim zaś stał duży miedziany dzban i szklanka dla każdego.

-Usiądźmy i napijmy się. Ta woda powinna nam pomóc pokonać zmęczenie. Duchy tego miejsca nas zaakceptowały i podarowały ten dar na drogę. Niestety na dużo więcej pozwolić sobie w tych czasach nie mogą, ale myślę że i tak powinniśmy im podziękować.- uśmiechnął się przyjaźnie, jednak czasem jest całkiem inny... ten koleś jest przerażający na swój sposób.

Zrobiliśmy co powiedział i naprawdę muszę powiedzieć, że nie czuję już ciężaru tego co noszę ze sobą i zyskałem nowe siły. Dziękuję za pomoc duszki. Jakkolwiek wyglądacie. Uśmiechnąłem się i wszyscy ruszyliśmy w dalszą drogę, zostawiając tajemniczy krąg za sobą.

Kuro po odwróceniu się powiedział, że stół zniknął. Tak szczerze to tego się już spodziewałem. Irytuje mnie tylko to, że zarówno mój zegarek jak i telefon nie działają. Zresztą tyczy się to też pozostałych.

Pozostałą część drogi przeliśmy w około półtorej godziny. Dar nam przekazany bardzo nam pomógł. Większość tego czasu spędziłem na rozmowach z Kijuro i jego towarzyszką. Nawet zaprosiliśmy do towarzystwa psiaka (ha zabawnie go tak określać). Nie jest taki zły, ale wydawał się nieco spięty rozmową z nami.

Ostatnia osoba sama się wprosiła do rozmowy. Idealnie rozprawiał na każdy niemal temat. Ciężko go zignorować, gdyby nie to co robi i Kinga to pewnie mimowolnie chciałbym z nim zawrzeć przyjacielską relacje. Życie jednak ma różne drogi.

W końcu jednak dotarliśmy do celu. Była nim osamotniona drewniana chatka. Cóż za piękna okolica... Z otwartego okna na którego parapecie wylegiwała się znajoma kotka i unosił się apetyczny aromat. Teraz sobie uświadomiłem jak bardzo głodny jestem.

Kuro w końcu opuścił moje ramie i szybkimi susami dobiegł do swojej wybranki, po czym we dwoje zniknęli w pomieszczeniu. Szybkim krokiem doszliśmy do drzwi, zapukaliśmy i weszliśmy do środka.

Apetyczny zapach był tu o wiele bardziej wyczuwalny. Kuro i Hikari siedzieli na fotelu w rogu pomieszczenia. Wszyscy moi towarzysze, bez żadnego zaproszenia przysiedli się do zastawionego stołu. Nie było jednak nic do jedzenia, ale w szklanych dzbankach była kolejno od wejścia: woda i jakieś 2 rodzaje soków.

Spojrzałem w kierunku skąd można było usłyszeć ciche rozmowy. Postanowiłem wejść do przypuszczalnej kuchni. Zanim jednak to zrobiłem usłyszałem słodki chichot Kingi i rozradowany głos tego kolesia z którym się tu udała. O czym oni mogli gadać kiedy byli sami? Kurcze jestem taki ciekawy... Dobra tylko jeszcze głęboki wdech i wchodzę.

-Witam państwo. Nie przeszkadzam?- powiedziałem od razu po wejściu, mam nadzieje, że zabrzmiałem w stu procentach naturalnie.

Kuchnia nie przypominała teraźniejszych, a te z sprzed kilku wieków. Składała się głównie z czarnego piecyka i rzędu jasnobrązowych blatów. Na metalowej klapie siedziała lisiczka ze wzrokiem skierowanym w moją stronę. Nie wiem czym była wyłożona podłoga i ściany, ale na pierwszy rzut oka przypominało to surowy beton o złotawym poblasku.

Kinga wraz z srebrzystym coś robili przy blacie. Jednak słysząc moje powitanie dziewczyna odwróciła się z szerokim uśmiechem i podbiegła do mnie. Nie wiedziałem czego się po niej tak rozradowanej spodziewać. Przyszło mi nawet na myśl że może chcieć mnie przytulić, ale to by chyba było zbyt piękne.

-Cieszę że cię widzę, ale jesteś gościem. Zajmij miejsce.- zaczęła mnie delikatnie wypychać z pomieszczenia.

-Ale ja...- zatrzymała się i skrzyżowała ręce.

-Co ty? Rozumiem, nie chcesz nawet spróbować moich własnych posiłków.- uniosłem brwi w zdziwieniu, co za dziwna logika... -No czyli jednak nie o to chodzi. Więc wypad, na swoje miejsce!- wypchnęła mnie za drzwi.

Westchnąłem tylko i posłusznie zrobiłem to co kazała. Usiadłem obok Kijuro. Naprzeciw mnie siedział piesek, coś z nim... Z kuchni wyłoniła się ciągle ubrana w fartuszki dwójka „kuchcików”. Właśnie szybciej nie zwróciłem na to większej uwagi, bo oczy... ale teraz jak niosła misy z sosem/zupą. Wyglądała tak słodko.

Od razu można zauważyć, że ma już jakieś doświadczenie w takiej robocie. Była jakąś kelnerką, albo czymś podobnym w dziale usług. Na pewno. Wróciła do kuchni i przyniosła na tacach, z niemałą gracją talerze z górami ryżu. Po czym wypytała ludzi co by woleli do picia.

-Dlaczego jestem ostatni?- spytałem udając zranione uczucie, jej uśmiech jednak złamał me postanowienie z sprzed chwili.

-Bo to ostatni są pierwszymi w m...- powiedziała resztę tak cicho, że nie usłyszałem, lub też tylko poruszyła ustami nie wydając dźwięków. -Możecie się już częstować. Zaraz przyniosę ciepłe napoje. -odrzekła to do wszystkich i odeszła.

-Ryż z curry. Hmm... Próbujemy!- powiedziałem na głos.

-Nie wiedziałam, że umie gotować?- odezwała się jedyna dziewczyna przy stole.

-No cóż to nie jest jakoś porażająco trudne.- powiedziałem i posmakowałem.

Jakby to ująć kulinarnie wypadało dobrze i tylko tyle. Jednak czułem się jakiś spełniony zajadając się tym. Innym chyba też to przypadło do gustu. Czułem jakbym zajadał się jej miłością.

-Ee.. co jest ze mną nie tak...- wyszeptałem i po chwili poczułem dłoń na ramieniu,więc odruchowo odwróciłem się w kierunku osoby za moimi plecami.

-A więc poczułeś to młody, co nie?- młody?

-Co niby?- wwiercił we mnie spojrzenie przenikliwych niemal zwierzęcych oczu.

-Uczucia naszej kochanej panienki. Widziałem po twej twarzy.- kochanej panienki?! -Nawet nie wiesz jak bardzo starała się, abyś mógł pochwalić to co zrobiła. Samo patrzenie na nią w takim stanie inspiruje.- chyba się rozmarzył, bo jego wzrok stał się chwilowo nie obecny. -Ale komu ja to mówię, pewnie sam wiesz o co chodzi.- taa. -Cóż potem pogadamy.- odszedł tuż przed powrotem Kingi z parującymi kubkami.

Dziewczyna podała każdemu to o co prosił i usiadła na sofie przy ścianie przed którą znajdował się mały stolik. Zdziwiony patrzyłem tak chwilkę na nią, aż nasze spojrzenia się spotkały i automatycznie odwróciłem głowę. I wtedy wpadłem na genialny plan.

Nałożyłem sobie dodatkową porcje, mimo że nie zjadłem do końca poprzedniej i upewniłem się, że nie patrzy na nas zgromadzonych przy stole. Następnie wziąłem swój talerz i kubek z czarną herbatą i ruszyłem w kierunku osamotnionej(chociaż może nie do końca, jej lisia towarzyszka była na jej kolanach) dziewczyny.

-Co ty kombinujesz?- widziałem u niej szczere zdziwienie i ciekawość.

-Uznałem po prostu, iż królowa nie może siedzieć osamotniona w cieniu. Nie ważne że sama podjęła tą decyzje, by móc widzieć twarze każdej osoby przy stole.- chyba ją wybiłem z rytmu tą odpowiedzią, to dobrze mogę bez problemów teraz usiąść. -Jadłaś już coś?- spytałem połykając kolejne łyżki dania.

 

Kinga

 

Natychmiast po otwarciu drzwi, poczułam to cudowne powietrze. Napełniłam nim płuca do granic możliwości i powoli wypuściłam. Z uśmiechem spojrzałam na towarzyszki.

-To kto pierwszy przy strumieniu!- powiedziałam i od razu pobiegłam do strużki wody.

-Hikari jesteś za szybka.- powiedziałam lekko zdyszana. -Chyba muszę powrócić do ćwiczeń, na szczęście tu jest ciepło. Zupełnie jak pod koniec kwietnia, albo nawet w maju.- zjadłam drugą kanapkę, którą wzięłam ze sobą i nachyliłam się ku wodzie, aby obmyć twarz.

-Kto to?- powiedział cichy głos brzmiący jak szum wody.

-Tak, tak... kto to?- powiedział inny bardziej piskliwy głosik. -Kim jesteś?- rozejrzałam się w poszukiwaniu osób, do których należał głos.

Zmrużyłam oczy i po drugiej stronie strumyka zauważyłam 3 istotki. Dwie były bardzo niewyraźne. Stały w wodzie. Zresztą wyglądały jakby się z niej składały. Trzecia była czymś, co z wyglądu przypominało skrzata z baśni.

-Chyba nas nie wiiidzi.- powiedziało jedne z dwóch wodnych stworzeń tym szumiącym głosem.

-Wied...- odezwał się skrzat, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

-O! Przepraszam, że nie odpowiadałam na pytanie. Jestem tu od niedawna i wielu rzeczy jeszcze nie rozumiem.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.

Zaczęli szeptać między sobą i jak tylko skończyli ten ?skrzat? Odezwał się.

-Jeśli mamy ci zaufać przejdź przez tą wartką wodę.- spojrzałam pytająco na Iskrę i Hikari, nie zabroniły mi.

-Dobrze.- zdjęłam buty i zanurzyłam stopy z zimnej orzeźwiającej wodzie.

Już po pierwszym kroku ich kontury stały się o wiele bardziej wyraźne i zaczęłam dostrzegać coraz to nowe szczegóły. Jak wyszłam na drugim brzegu, byli już dla mnie całkowicie widoczni. Tak jakby spadło jakieś bielmo z moich oczu.

-To teraz się przedstawmy.- powiedział skrzat. -Ja jestem Tielod Breadan. A to Nami i Lami.- na dźwięk swoich imion istoty pomachały. A ty?- czuję jakby oni byli z początku bardziej wystraszeni ode mnie.

-Nazywam się Kinga Arakida. Często mówią jednak do mnie Megumi.- uśmiechnęłam się. -Możecie mi pomóc się zaaklimatyzować w tym świecie? Jest on dla mnie obcy.- popatrzyli po sobie.

-Jak to jest w ogóle możliwe? Jeśli nie jesteś z tego świata, to co tu robisz? Albo co ważniejsze nie powinnaś nas widzieć i słyszeć.- spojrzał mi głęboko w oczy. -Nie jesteś jakimś demonem, czy czymś temu podobnym?- ja? -W twoim spojrzeniu jest coś niepokojącego. Jednak nie wzbudza to strachu, a raczej intryguje.- skrzat przysiadł na szarym kamieniu i począł grać na fujarce.

Wodniki poczęły tańczyć skacząc po tafli wody. Ich chichot roznosił się w powietrzu, a ja przeniosłam wzrok z błyszczącej w promieniach słońca parki na człowieczka, który przygrywał muzykę.

Był niski, sięgał mi może do połowy uda. Jego uszy były lekko wydłużone i miały spiczastą końcówkę. Nosił kozią bródkę, koloru tak samo czarnego jak włosy. Jego oczy zaś były błękitne,tak jak letnie południowe niebo. Na sobie miał granatowy kubrak i skórzana torbę

Zdawał się w stu procentach pochłonięty grą. Ta muzyka przypominała coś co słyszałam, w tym między wymiarze podróżników. Jednak miła zupełnie inny rytm. Dziwne... Skończył grać i uśmiechnął się szeroko.

-Spotkajmy się później. Mam przeczucie, że będzie ktoś jeszcze z tobą. To do zobaczenia wieczorem.- dmuchnął z całych sił w jego instrument i rozpłynął się w powietrzu.

Mimo że Iskra była wciąż przy mnie, on albo nie zwrócił na nią uwagi, albo też jej wcale nie widział. Ciekawe... wodne duszki pomachały mi na pożegnanie i stopiły się z powierzchnią wody.

Hikari nie przekroczyła strumyka. I mam wrażenie, iż nie tylko z powodu że koty nie lubią wody. Może ma to coś wspólnego z tym czarnym ogniem, który ona wydziela. Kto wie? Jednak myślę że ona nie chciałaby być o to pytana. Wzięłam lisice na ręce i wróciłam do kotki.

-To było by cudowne miejsce na jakiś piknik. Nie sądzicie?- rozłożyłam szeroko ramiona. -Szkoda że nie wzięłam ze sobą jakiegoś koca.- westchnęłam.

Podeszłam do drzewa o białych cudnie pachnących kwiatach, rosnącego z 2 metry od źródła wody. Zamyśliłam się, analizując o wszystko co się ostatnio w ogóle działo. Dziewczyny nie przeszkadzały mi w tym. Nie wiem co mogły w tym czasie robić. Miałam zamknięte oczy.

-Kurcze zapomniałam ostatniej kanapki!- powiedziałam nagle wypadając z transu.

-Już zjedzona!- zawołała radośnie kotka bawiąca się kulkową rośliną.

-No dobra dziewczyny czas wracać. Mam pomysł, może zrobimy im coś do jedzenia.-

-Myślę, że to będzie dobry plan.- lisiczka rozciągnęła się.

-Taak! Przy okazji możesz w ten sposób podbić do chłopaka.- zachichotała.

-N-no przecież nie o to mi chodzi!- razem pobiegłyśmy w podskokach do domku.

Przed nim na drewnianym leżaku siedział lisowaty. Jak tylko go zobaczyłam uśmiechnęłam się szeroko.

-Hej Isao! Mogę mieć prośbę?- powiedziałam prosząco.

-Nooo... myślę że tak. Zależy jednak.- jest ostrożny, ale przecież nie chce nic złego.

-Chciałabym zrobić obiad dla wszystkich, ale niezbyt się znam na tym. Pomożesz mi?- chyba go zaskoczyła ta prośba.

-No jasne. Coś prostego, ale smacznego... Może ryż. Ale z czym? Może być Curry?- przytaknęłam. -Wyśmienicie! Lecę po składniki, a ty zobacz gdzie nasi goście już są.- chłopak zrobił ten swój portal, a ja udałam się do obrazów.

Zauważyłam ruch na obrazie przedstawiającym kamienny łuk nad drogą. Wyglądający jakby miał tam stać bez celu. Jednak na pewno tak nie jest.

-Ok, powiedźmy Isao jak wróci gdzie jest teraz pozostała część grupy..- usiadłam na leżaku, który szybciej zajmował lisiasty. -Musiało tu się cudownie żyć...- powiedziałam patrząc na krajobraz pełen zieleni i kwiatów.

-Jestem, już wszystko przyszykowane w kuchni czeka.- głos chłopaka dochodził z domu.

-Już idę!- szybko dołączyłam do niego. -To przydziel mi coś do roboty.- podwinęłam rękawy.

-Widzę, że strasznie ci śpieszno. Trzymaj.- podał mi błękitny fartuszek. -Będzie ci pasował.- a kogo to obchodzi. -A teraz musimy przygotować mięso i warzywa. Ja zajmę się mięsem.- zgodziłam się i zaczęłam obierać i kroić warzywa wedle jego wskazówek.

Robiłam wszystko dokładnie tak jak mówił, zarówno przy mieszaniu składników i dobieraniu odpowiednich proporcji. Chciałam, aby wyszło mi jak najlepiej. Pragnęłam zobaczyć uszczęśliwione twarze przyjaciół i usłyszeć pochwałę, chociaż za same starania od Ryu.

Podczas gdy curry się przyrządzało, zaczęliśmy sobie luźno rozmawiać. W końcu musiałam spytać o babcie. Zbyt mnie to kusiło by pominąć ten temat. Zresztą nie zareagował szcególnir negatywnie.

-Jesteś strasznie ciekawska wiesz?- posłałam mu uśmiech niewiniątka. -Heh! Przestań tak patrzeć. Pilnuj ryżu!- ...

Szybko zajęłam się tym czym mówił, przecież ma smakować idealnie. To ważniejsze nawet od zaspokojenia mojej ciekawości. Skończyliśmy wszystko i niedługo po tym wbiegła do kuchni Hikari wraz z czarnym kocurem oznajmiając przybycie naszych wyczekiwanych gości.

-Nie denerwuj się tak, próbowałem już tego. Naprawdę całkiem smaczne. Bardzo się starałaś.- no ba! -Przypomina mi to pewną sytuacje...- spojrzałam pytająco, wyczekując odpowiedzi. -Opowiem podczas nakładania.- zgodziłam się, przyłączyłam.

-O jaką sytuacje ci więc chodziło?- uśmiechnął się.

-Twoja babcia, jak piekła mi tort na 6 urodziny. To była jej pierwsza próba pieczenia ciasta. Była cały czas podekscytowana. Co chwila sprawdzała ciasto, czy jest już dobre i wtedy poprosiłem ją aby mi pomogła przystroić stół. Bo zaprosiłem kilka okolicznych duszków. Wtedy sobie nagle przypomniała o cieście.- pamiętam jej minę i jak ja pocieszałem że nie jest tak źle. Bo faktycznie dało się zjeść, ale nie denerwuj się na zapas.- poklepał mnie po ramieniu.

-Jedliście to ciasto potem?-

-No jasne ale nie było wystawione na tym stole. Śmialiśmy się przy tym jeszcze długo potem. Po tym zajściu zawsze stawiała mnie na „chatach”, gdy coś piekła.- roześmiał się, a ja dołączyłam do niego.

Ryu... Wyrzuciłam go z pomieszczenia. Ma się bawić jako gość, a nie. Powiedziałam Isao aby się nie martwił. Przecież już pracowałam jako kelnerka i sobie ze wszystkim dalej poradzę sama. Hmm... jak się uprę mogę być przekonująca. Zaczęłam roznosić misy i talerze.

Wiedziałam, że nie każdego zadowolą zimne napoje. Poza tym ja sama też bym się czegoś ciepłego napiła. Wypytałam wszystkich, co by chcieli. Radowało mnie to, że mieli takie szczęśliwe twarze.

Na końcu podeszłam do pana kocura i chyba zrobiłam to naumyślnie. Miałam... nadzieje, że właśnie tak zareaguje? Prawie powiedziałam coś czego nie powinnam. Jak by to wyglądało że jest „pierwszy w moim sercu?”. Jak jakieś wyznanie miłości czy coś.

Westchnęłam, gdy tylko znalazłam się kuchni. Nastawiłam wodę i przygotowałam dla każdego co chciał. Wciąż myślałam o tym, czy mu będzie smakowało. Podeszłam do otwartego okna i wzięłam głęboki wdech.

-Uspokój się dziewczyno!- powiedziałam do siebie.

-Teraz mówisz z sensem.- powiedziała moja śliczna biała towarzyszka.

-Idziesz ze mną?- potwierdziła i razem rozniosłyśmy wszystkie kubki. -Chodź usiądziemy na sofie, tam też mogę wypić moją herbatę.- razem rozsiadłyśmy się wygodnie.

Mimo że bardzo chciałam się powstrzymać przed wpatrywaniem w kocura, uległam w końcu sobie samej. Musze wiedzieć, czy moja praca została doceniona. Czemu on na mnie patrzył? Kurcze poczułam chwilowe gorąco i zanim się spostrzegłam mój kochany wariat stał obok mnie. Jednak jego odpowiedź na moje pytanie troszkę mnie zaskoczyła.

-Nie wiem dlaczego o to pytasz, ale nie, nie jadłam obiadu.- w jego spojrzeniu zapaliły się jakieś iskierki.

-Hę? Naprawdę?- uśmiechnął się tak, że moje ciało nagle zesztywniało na sekundę.

-... Nie. Wiesz, żartuje sobie... po co głupio pytasz?! Nie jadłam to nie, zjem potem.- dokończył przeżuwanie i odezwał się ponownie.

-Co tak agresywnie? Przecież tylko pytałem. Bo wiesz, chyba sobie ciut za dużo nałożyłem.- taa jasne, na pewno specjalnie to zrobił, zanim tu przyszedł... -No wiesz, całkiem ci smacznie wyszło.- spojrzałam mu w oczy, aby mieć pewność że nie żartuje sobie ze mnie.

-Naprawdę?- ukazałam w uśmiechu wszystkie zęby.

-Uwierz w siebie. Zdradzę ci coś.- aż się boje... -Spokojnie chodzi o gotowanie.- zaśmiał się. -Masz najważniejszą rzecz opanowaną.- spojrzałam na niego zdziwiona.

-Ale jak to?- podniósł talerz ze stolika.

-Tak to. Włożyłaś w posiłek swoje serce, dlatego jest bardzo dobry. Spróbuj sama.- podał mi talerz z wbitym widelcem, spróbowałam trochę.

-To naprawdę ja zrobiłam?- chłopak pogłaskał mnie po głowie. -Już ci kiedyś mówiłem jak utalentowana jesteś... No teraz oddaj mój talerz.- ?! -Co się tak dziwisz takich pyszności nie można zostawić samym sobie. Ty podobno zjesz później.- …

-W takim razie zmieniłam zdanie.- posłałam mu najbardziej wyzywający uśmiech na jaki mnie stać.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Kociara 05.05.2016
    Supcio :D a mogła to powiedzieć xD piąteczka :D
  • Pan M 05.05.2016
    super 6+
  • Kociara 05.05.2016
    Witamy na opowi :D
  • DarthNatala 05.05.2016
    Witam nową osobę w komentarzach pod moimi wypocinami :D
  • Kajamoko 07.05.2016
    Super
    *w* na serio się uzależniłam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania