Poprzednie częściTchnienie Lisa - Prolog

Tchnienie Lisa - Rozdział 7

Ryu

 

Upewniwszy się, że dziewczyna śpi otworzyłem pudełko z maścią. Następnie zacząłem smarować zawartością jej twarz na szczęście, gdy się obudzi nie powinno być śladu po tym. Nakładając maść palcami na jej delikatną, bladą skórę czułem takie przyjemne ciepło, że nawet się nie spostrzegłem kiedy nałożyłem całość. Na swój sposób byłem zawiedziony. Przynajmniej podczas tej roboty miałem usprawiedliwienie, aby ją dotykać...

Westchnąłem ciężko i pochyliłem się nad śpiącą dziewczyną, na której maść przybrała kolor błękitny, ale zaczęła się powoli wchłaniać. Przysiadłem na łóżku cały czas ją obserwując. Zostałem całkowicie przez nią pokonany, a ona śpi teraz nie zdając sobie z tego sprawy. Uśmiechnąłem się do siebie, pochyliłem ku niej i odgarnęłam kosmyk włosów z jej twarzy i zacząłem zbliżać do niej twarz, ale włączyło mi się czerwone światło. Ucałowałem jej włosy i powiedziałem jej cicho do ucha.

-Jestem cały twój, na każdy rozkaz moja królowo.- wyprostowałem się i jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że ona ma otwarte oczy i na mnie patrzy.

-Ryu?- powiedziała takim tonem, że moje serce najpierw zastygło, a potem ruszyło... -Chciałabym takiego chłopaka jak ty, ale... to nie możliwe niestety.- jej wzrok stał się taki smutny.

-Ja mogę spełnić twoje marzenie i nim zostać. - uśmiechnąłem się i chwyciłem oburącz jej dłoń. -Jedno twoje słowo...- zatkało mnie i chyba się zarumieniłem, bo dziewczyna uśmiechnęła się słodko i odpłynęła.

-Te Romeo.- usłyszałem kpiący głos mego towarzysza. -Nie zapomniałeś przypadkiem o nas?- spojrzałem speszony na 2 koty, podśmiewające się ze mnie.

-Jakby co idę do kuchni.- powiedziałem na odczepne

Zanim wyszedłem pokoju wziąłem wywar, szybciej prze zemnie przygotowany. Jak tylko zamknąłem drzwi od jej pokoju. Cała moja „pokerowa twarz” uleciała.

-Ale jestem głupi- powiedziałem cicho do siebie, schodząc ze schodów.

Dziwne, że ten pies mnie zignorował podczas mojej drogi do kuchni. Tylko raz na mnie spojrzał z nieukrywaną pogardą i tyle, gdy dotarłem na miejsce sprawdziłem co jest w lodówce i przyrządziłem na jutro dla Kingi racuchy według mojego przepisu, po czym zrobiłem sobie gęstą zupę na 2 miski.

Jak w radiu zaczęła lecieć piosenka : Falling in love - Colbie Caillat. Nie spostrzegłem się nawet kiedy zacząłem śpiewać na głos i poruszać się w rytm muzyki. Ale wstyd, mimo że pochwaliła mój śpiew nie wiem co powiedzieć. Facet nie powinien czegoś takiego robić...

Spytałem ją czy pamięta to co się stało, gdy się na chwilę wybudziła i po jej odpowiedzi byłem pewny, że to co się stało zostało zapamiętane tylko prze zemnie. Poczułem ulgę, ale też i zabolało mnie to w jakiś dziwny, nieznany mi do tej pory sposób. Choć ta jej przemowa dała mi nadzieje. Próbowałem ją zbyć jakimiś tekstami, lecz ta dziewczyna od razu mnie przejrzała. To chyba jedyna osoba, która od razu wie kiedy zmyślam, a kiedy mówię prawdę. Pościłem ją przodem sam nalewając zupy i na tacy przyniosłem wszystkie do góry.

Kiedy wszedłem do jej pokoju od razu podałem jej miskę z „wywarem”. Przyjrzałem się jej reakcji, podczas pierwszej łyżki. Bardzo mnie ucieszyło, że jej zasmakowało uwielbiam to uczucie, kiedy innym smakują moje potrawy. Zamknąłem oczy, aby bardziej poczuć tę chwilę, a gdy je otwarłem ujrzałem Kingę z wyciągniętą ku mnie ręką. Kurcze mogłem ich nie otwierać... tak dziewczynę speszyłem, ale przynajmniej zyskałem oficjalne zaproszenie na jej urodziny.

Postanowiłem się trochę z nią podroczyć, bo kocham jej spontaniczne zaprzeczające reakcje i pragnąłem jak najszybciej skończyć jedzenie, gdyż po prawdzie sam mocno zgłodniałem. Kończąc się posilać czekałem, aż znajdzie jej własne rysunki. I akurat, gdy skończyłem pociągnęła mnie na łóżko. Ta kobieta mnie zabija..., jak ona robi coś takiego to jest dobrze, a mnie by za takie zachowanie co najmniej skrzyczała.

Muszę przyznać, że ma dziewczyna wyobraźnie. Wszystkie rysunki przez nią wykonane były z pamięci lub nawet wymyślone przez nią. Jakby tylko ktoś ją nauczył paru sztuczek mogłaby być lepsza niż ja. I jeszcze każdy obrazek ma jakąś historie. Naprawdę jesteś intrygująca. Kazałem dziewczynie się przykryć kołdrą i zaproponowałem grę w „państwa-miasta”, dziewczyna wyraziła zgodę i dołączyła do nas także jej Deada. Czasem to naprawdę mam farta. Udało mi się wygrać choć nie było łatwo i już wiedziałem o co ją poprosić. I o ile ją znam jej duma nie pozwoli mi odmówić.

No tak, nie odrzuciła wprost mojej prośby o tańce, ale zaczęła się próbować wywinąć. Chociaż może ona naprawę tak myśli? Jak możesz! Obrażasz mój gust. Jakoś jednak rozmowa zeszła do żartów i docinek, a nawet zaczęliśmy się obrzucać poduchami. Poczułem znowu się wolny i radosny jak dziecko. Niestety nasza zabawa została brutalnie przerwana przez wtargnięcie jej ochroniarza. Dlaczego zawsze w najlepszym momencie.

Zaczął się nieźle pienić. Czy on jest naprawdę zazdrosny? Czyżby przejrzał na oczy i ujrzał ten „nieoszlifowany diament” tuż obok jego drzwi? Kurczę o czym ja myślę. Muszę mu pokazać, że jestem poważny i łatwo się nie poddam. Więc pozwoliłem sobie przy nim na odważne gadki z moją królową zdając sobie sprawę iż może to ją zawstydzić. Zapytałem ją też o dokładną datę jej urodzin i nie zamierzałem odpuścić tylko dlatego, że bierze ze sobą pieska. O nie... Naprawdę sądził, że mnie tym odstraszy?!

Oo dziewczyna dołączyła do mnie. Nie musiałem jej nic mówi sama wpadła na taki tok rozmowy. Hmm... Kinga nie sądzisz, że to może coś znaczyć? Jak mnie zaczęła wypychać postanowiłem pożegnać się z nią jak z damą, którą poniekąd dla mnie była i wybiegłem aby uniknąć furii. Zdziwiłem się, że nie miał zamiaru za mną ruszyć. No cóż, podczas ucieczki szybko zerwałem kurtkę z wieszaka i byle jak zarzuciłem na siebie i nie wiązałem butów, dopiero po opuszczeniu jej mieszkania poprawiłem wierzchnie odzienie.

Zupełnie nie byłem przygotowany na widok mojego brata stojącego na początku ulicy. Ruszył w moją stronę szybkim krokiem, a ja zrobiłem to samo, słysząc z każdym krokiem chrupanie śniegu.

-Coś ty tam robił przez taki szmat czasu?!- powiedział wyraźnie zziębnięty.

-Y? Masaru, czy ty miałeś mnie szpiegować? Czy to była ta prośba, którą skierowała do ciebie Emma?- nie odpowiedział, lecz ja znam go wystarczająco długo aby wiedzieć. -Chciałeś mi pomóc się do niej zbliżyć? Zrozum jedno, to nie jest dziewczyna dla mnie... Szybciej bym was widział jako parę. Ona przy tobie jest znacznie bardziej naturalna.- spojrzał na mnie przelotnie. -No co? Twój starszy braciszek widzi wiele.- zaśmiałem się chwytając młodego za głowę. -Jakby co to daję ci moje błogosławieństwo i proszę nie poświęcaj się dla mnie, gdy nie wiesz czy tego chce.- uśmiechnąłem się.

-A-ale co ty gadasz jakie błogosławieństwo. Nie potrzebuję niczego... Wszystko sobie zmyśliłeś- powiedział unikając kontaktu wzrokowego. -Poza tym jestem 2 lata młodszy od niej.- jednak się przyznał, wiedziałem.

-Nie przesadzaj, wiele rzeczy się może stać jeśli się w nie tylko wierzy. Naprawdę uwierz mi.- poklepałem brata i zacząłem mu opowiada moją historie miłości, aby go pokrzepić.

-Wiesz co? Naprawdę jesteś dziwny, tak jak ta twoja wybrana. Możliwe iż jesteście dla siebie stworzeni, ale ja tam nie będę osądzał, czas pokarze. Poza tym masz niezłego pecha. Ja bym się chyba załamał. Żeby stracić okazje mieszkania z wymarzoną dziewczyną.- spojrzałem na niego spokojny.

-Ja chyba zaczynam myśleć, że to może i lepiej. Nie jestem sam pewny. I to jak usłyszałem od niej, że chciały kogoś takiego jak ja. Czyli mam szanse. Rozumiesz to!- potrząsnąłem nim lekko.

-No, ale nie masz doświadczenia. Wygląd Casanowy, ale żadnej dziewczyny nie miałeś. Trzeba było ich nie odrzucać- stanęliśmy pod drzwiami, a ja przerzuciłem oczami i wszedłem pierwszy. - A i właśnie, jutro rano trzeba by po ojca pójść na dworzec.- kurcze normalnie zapomniałem.

-To chodź razem ze mną.- rozebrałem się z wierzchnich ciuchów. -Razem zawsze raźniej.- nie ma to jak cytować Kingę.

-No wiadomo, że pójdę. Muszę was przypilnować- powiedział z uśmieszkiem.

-Te młody, za dużo sobie pozwalasz.- potargałem go za włosy.

Emmy nie było w mieszkaniu. Jak zwykle ucieszyło mnie to. Zrobiłem sobie tosty i udałem się na górę, nie mając zamiaru już dziś schodzić na dół. Jak tylko otworzyłem drzwi do pokoju rzuciłem siatkę na łóżko.

-Eee... No tak zapomniałem jej dać tę maskotkę.- nie myślałem w ogóle o tym.- To znaczy, że dostanie na urodzinach cały koci komplet od mojej babci.- powiedziałem sam do siebie i odpaliłem komputer, aby się odstresować.

Jakąś godzinę później wszedł do pokoju mój brat.

-Ojciec dzwonił, że będzie tu jutro o 9:15, a no i pytał się czy nie jesteś wściekły.- westchnąłem.

-Nie jestem na niego wściekły. Nawet go rozumiem, ale on jest dla mnie kimś obcym i tyle.- powiedziałem patrząc na Kuro liżącego łapę.

-Taa chyba chcesz zostać sam. To jakby co, to będę na dole, idę powitać gospodynie.- ciekawe...

Mój brat opuścił mój pokój, a kocur przerwał wykonywaną staranie czynność, po czym spojrzał na mnie.

-Czasem naprawdę ciesze się, że nie jestem człowiekiem. Macie dziwne problemy.- taa...

-No, ale jesteś częścią jednego z naszej rasy, powstałeś ze mnie.- powiedziałem ziewając. -Spać mi się chce...-

-Przecież wiem, że jestem. Twój syn pierworodny też przecież będzie miał swoją kocią „formę”.-

-Co ty gadasz? Zresztą nie ważne, idę spać tylko najpierw prysznic.- zrobiłem dokładnie to co powiedziałem.

Nie spostrzegłem się nawet, kiedy zostałem pogrążony w krainie snów. Jeden z nich przynajmniej częściowo zapamiętałem po przebudzeniu.

 

Działo się to w jakieś krainie przesyconej energią. Piękne otoczenie, gdzie tylko spojrzeć soczysta, zielona trawa i małe, nieznane mi różnokolorowe kwiatki. Na północy i dalekim południu były wysokie ściany skalne. Z daleka widziałem las ciągnący się w na zachód i wschód z przecinającą go wypaloną linią. Dosłownie. Zupełnie jakby dzieliła krainę na dwie części. Stałem, bądź też unosiłem się w pobliżu północnej ściany. Zobaczyłem obok schody wyryte w skale i wydzielające delikatne uspokajające zielone światło. Od razu skojarzyły mi się z tymi w szkole, wyczułem podobną „istotę” w tych schodach. Chciałem się im bliżej przyjrzeć ale poruszałem się w innym kierunku. „Dotarłem” do wielkiego drzewa o błękitnych kwiatach o cudownym zapachu.

-Witaj. Wyczuwam w tobie tego komu mam przekazać dar.- rozejrzałem się w poszukiwaniu źródła głosu. -O przepraszam zapomniałam iż ludzie nie przywykli do tego.- zmaterializowała się przede mną postać posiadająca rysy młodej dziewczyny z błękitnymi oczami i włosami, której jedynym odzieniem były płatki drzewa o które się opierała. -Teraz powinno ci być łatwiej.- posłała mi uwodzicielski uśmieszek.

-Jesteś jakimś duszkiem?- spytałem zaciekawiony ignorując jej zaczepny ton i flirciarskie poruszanie biodrami.

-Jestem duszą tego drzewa i przysięgi.- zrezygnowała chyba z tej gierki. -Ooo teraz się naprawdę upewniłam. Nie skażony...- chyba wiem o jakie skażenie chodzi. -... i pełen miłości i to do potrzebnej osoby. Dobrze, że...- nie mogę sobie przypomnieć o czym mówiła.

Gdy skończyła nakazała mi przyłożyć dłoń do drzewa, a następnie coś wyszeptała, a drzewa zaczęły szumieć.

-Możesz wracać.- dmuchnęła na mnie i zanim zdążyłem się o coś spytać świat zawirował i obudziłem się.

 

Powoli usiadłem na łóżku. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie wskazujący godzinę 7:30. No, mam jeszcze czas, lecz zbyt mało by się opłacało wracać do snu. Podniosłem się i przeciągnąłem po wstaniu. Nie wiem czemu, ale zachciało mi się przejrzeć w lustrze. Ruszyłem, więc ubrany tylko w moją piżamę, którą były długie zielone spodnie. Stanąłem przed dużym lutrem w mojej łazience, którą teraz dzieliłem z bratem. Zacząłem się oglądać. Po jakiś 10 minutach zapukał Masaru.

-Ej! Długo jeszcze?- zapytał poddenerwowany.

-Nie. Już wychodzę.- zdałem sobie sprawę, że zachowuję się jak panienka.

Otworzyłem drzwi od łazienki i mój brat spojrzał na mnie.

-Boże!! Zazdroszczę ci takiego ciała. Jakbym ja tak wyglądał nie marnowałbym tego.- bez sensu taka gadka...

Przebrałem się i zrobiłem śniadanie dla wszystkich w mieszkaniu. Włącznie z lisem i ptakiem. Pomyślałem też o ojcu. Przecież mógł zgłodnieć podczas jazdy. Po najedzeniu się razem z bratem ubraliśmy zimowe ciuchy i ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę dworca. Z każdym wydechem wydzielały się chmury pary z moich nozdrzy. Dziś było naprawdę zimno, a dodatkowo potwierdzał i umacniał poczucie chłodu chrupiący pod naszymi stopami śnieg.

Na miejscu byliśmy już 5 po dziewiątej i oczekiwaliśmy na pociąg w budynku, rozmawiając głównie o przeżyciach mojego brata. W końcu usłyszeliśmy powiadomienie i niedługo po tym przyjechał pociąg. Wysiadła z niego chmara ludzi. Znając mojego ojca poczeka aż będzie można wyjść w spokoju. I dokładnie tak się stało, wysiadł jako jeden z ostatnich. Ujrzał nas i ruszył ku nam pewnym siebie krokiem. Mimo, że ma już 44 lata wciąż wygląda na jakieś 30, a większość kobiet nie może przejść obok niego obojętnie. Zawsze ma też na sobie kilkudniowy zarost, poza tym denerwuję mnie nasze podobieństwo. Położył nam obu dłonie na ramionach.

-Witajcie moi chłopcy. Szczególnie ty Ryu, dawno cie nie widziałem.- powiedział z uśmiechem, który przyciągnął uwagę kasjerki.

-Dobrze, dobrze przywitaliśmy się już. A teraz może ruszymy do domu.- powiedziałem zdejmując jego dłoń z ramienia.

Ojciec westchnął ciężko i zgodził się iść za nami. Przeszliśmy całą drogę w ciszy dopiero przed drzwiami do mieszkania odezwał się.

-A więc to tu mieszkasz? Ładnie.- nie skomentowałem tego i weszliśmy do środka. Dopiero, kiedy weszliśmy do salonu „opadła mu szczęka” tak jak szybciej memu bratu. Wiedziałem, że tak będzie. Kuro wskoczył mi na bark po zbiegnięciu ze schodów.

-No ciekawe jak to się skończy.- powiedziałem cicho do siebie.

-Witaj kotku.- podszedł do nas. -Pamiętasz mnie?- no co za głupie pytanie..., a on kontynuował rozmowę z moim towarzyszem.

 

Kinga

 

Nie mogę uwierzyć, ze mój pierwszy pocałunek został mi odebrany w taki sposób. Próbowałam się uspokoić, aż po chwili stanął obok mnie i próbował chyba przytulić, czy coś w tym stylu sprawca tego zamieszania. Na szczęście uchyliłam się, ale zrobiłam to zbyt gwałtownie i straciłam równowagę, a żeby nie uderzyć głową musiałam poświęcić mój łokieć. Wydałam z siebie przeciągły syk.

-Nic ci nie jest?- ...pytanie roku. -Daj opatrzę ci rękę.- zrobiłam odwrotnie niż powiedział.

-Nie! Nie dotykaj mnie! Nie zbliżaj się!- rozkaz zadziałał natychmiast i z większą siłą niż zazwyczaj.

-Proszę, daj mi wyjaśnić. Nie rób mi tego.- powiedział stojąc w najdalszym kącie kuchni.

-Czego? To ja powinnam ci to powiedzieć. Co ja ci zrobiłam?- westchnęłam ciężko.

-Bo yy ja... A gdybym był Ryu, to byś tak nie zareagowała?- …

-Co ty za głupoty gadasz! Nie miałeś prawa mi tego robić i nie wiem czemu o niego spytałeś.- nie wiem czemu odetchnął. -A i do odwołania nie możesz się do mnie zbliżyć na mniej 2 metry. I zostaw mnie samą!- wyszedł natychmiast z zwróconą ku mnie twarzą.

Od razu ruszyłam do swego pokoju, a drzwi do niego zamknęłam z trzaskiem. Postanowiłam od razu zadzwonić do Tamiko. Odebrała dopiero drugie połączenie.

-Hę?! Kinga, co ty tak rano dzwonisz?- powiedziała zaspanym głosem. -Jak nie masz powodu to stracisz życie...-

-Nie złość się wszystko wytłumaczę. Możesz ze mną pojechać, no nie wiem do centrum na przykład. O i pokarze ci sukienkę, którą kupiłam.- westchnęła i zgodziła się przyjść do mnie.

Zanim przyjdzie postanowiłam uczesać włosy i jak zwykle zapleść w warkocz. W czasie tej czynności Iskra postanowiła przemówić.

-Zdajesz sobie sprawę, że zawarłaś kontakt 2 stopnia?- spojrzałam na nią nie przerywając zaplatania. -No ten pocałunek. Jeżeli ochroniarz złoży pocałunek z chęcią ochrony, co się właśnie stało. Zapada kontrakt 2 stopnia. Teraz on musi wysłuchać każdy twój rozkaz dosłownie każdy. No chyba, że raniący ciebie to wiesz... Przez to zwiększy się oczywiście jego moc, poprzez pobieranie nadmiarów energii od ciebie i przechowywaniu jej w swoim towarzyszu.- dziwne, że się na to zdecydował.

-No tak, niby rozumiem, ale nie powinien tego robić w taki sposób. Kurcze to jest ohydne.- wzdrygnęłam się. -No i chciałam się pocałować po raz pierwszy z kimś kogo kocham a nie... No skończyłam.- przynajmniej to mi się dziś udało.

Wyjęłam sukienkę i położyłam ją na łóżku i wyczekując na koleżankę zagrałam z Hikari w „skojarzenia”. W końcu usłyszałam dzwonek niestety Eizo był szybszy i to on się z nią przywitał, a ja nie mając ochoty się z nim teraz widzieć poczekałam na nią na przy schodach u góry.

-Hejka!- powitałam ja z wielkim entuzjazmem i przytuliłam się do niej. -Tak się ciesze, że już jesteś. Choć już do pokoju.- zaciągnęłam ją do pokoju.

-... Co się stało? Masz w sobie pełno jakieś „dziwnej” energii.- wiedziałam, że mnie wyczuje od razu.

-Opowiem ci po drodze.- uśmiechnęłam się, a dziewczyna westchnęła.

-Dobra, a skoro już tu jestem to poka...- spojrzała na moje łóżko. -O Boże! Cudowna! Pokazuj mi się szybko.- pomogła mi przy ubiorze. -I jeszcze jak na tobie leży. Heh zdobędziesz w tym każdego.- poklepała mnie po ramieniu. -A masz do tego jakieś dobre buty?-

-Aaa no właśnie nie. Kurcze ja to jestem roztrzepana.- roześmiałam się.

-To już wiem co ci kupie na urodziny. Nie martw się, ja to załatwię. Tylko daj mi spojrzeć na twoją stopę i zapisać jej wymiary. Ja mam doświadczenie w takim kupowaniu.- teraz pomogła mi się rozebrać.

-Eee Kinga jakby co, to ja odprowadzę cię tylko na przystanek, nie lubię przebywać w takim tłumie.- powiedziała Hikari, a ja zgodziłam się na to.

-Teraz to mam już cel, aby tam jechać. No, a ty też sobie coś znajdź, kiedy się już rozdzielimy, bo buty dla ciebie muszę kupić przecież sama.- ruszyłyśmy w dół śmiejąc się z różnych głupot.

Dziś postanowiłam się mocno i starannie opatulić moim długim, białym szalikiem. Nie chce przecież być znowu chora... Wzięłam też białe wełniane rękawiczki. Pierwsze wdechy powietrza sprawiały wrażenie jakby miały zamrozić mi nos od środka. Na szczęście szybko przywykłam.

-Jestem smoczym władcą płomieni.- powiedziałam wydychając kłębki pary w tym czasie moje „towarzyszki” poczyniły to samo śmiejąc się w wniebogłosy i skacząc po zaspach. -Jakby było trochę cieplej mogłabym zionąć ogniem. Niestety ten ziąb przyćmił tlący się we mnie ogień.- skończyłam monolog i wybuchłyśmy śmiechem. -My to naprawdę nie jesteśmy normalne, a właśnie co do nienormalnych sytuacji...-

W drodze na przystanek, jak i potem w autobusie powiadałam jej wszystko, co się wczoraj/dziś wydarzyło. Lekko zszokowana patrzyła na mnie. Widać, że ciężko jej uwierzyć w końcówkę, zresztą mi kurcze też było... Jak wysiadłyśmy z autokaru na już znanym mi przystanku kopnęłam z całej siły w kosz na śmieci.

-Hmm... rzeczywiście takie coś pozwala się odreagować.- zaśmiałam się.

-Mam nadzieje, że to jednorazowy wypadek.- dodała pokrzepiająco.

-Jasne. Nie mam zamiaru się dołować. Czas przeć do przodu. Za świetlaną przyszłością. No, ale mam zamiar się bardziej pilnować. Nikt mi już nie „zabierze całusa”... Przynajmniej bez mojej zgody.- podbiegłam do drzwi zostawiając ją lekko w tyle.

Poczekałam aż zrówna się ze mną i przy ruchomych schodach rozdzieliłyśmy się. Ja ruszyłam na piętro, a ona zamierzała przeszukać sklepy z butami na parterze. Ustaliłyśmy też godzinę i miejsce ponownego spotkania. Ruszyłam korytarzem, gdzie wyraźnie dominowała biel. Gdziekolwiek nie spojrzeć biały kolor od podłogi, poprzez ściany, kończąc na wszelkiego rodzaju śmietnikach i automatach. Przeszłam przez parę sklepów nie znajdując nic ciekawego. Przypomniało mi się jak tydzień temu byłam tu z chłopakami i na to wspomnienie uśmiechnęłam się do siebie.

-Co za idioci...- powiedziałam cicho do siebie i usłyszałam za sobą znajomy głos.

-A kogóż to moje piękne oczy widzą.-obróciłam się powoli.

Upewniłam się co do „nadawcy'. Miał na sobie ciemne dżinsowe spodnie i granatową kurtkę pasującą do koloru jego włosów.

-Agresywna i wulgarna jak zawsze.- powiedział Kijuroo w typowej dla niego, pewnej siebie pozie.

-Wcale nie jestem agresywna!- kurcze teraz to zabrzmiało, jak zaprzeczanie sobie.

-No właśnie widzę.- zaśmiał się. -Ja mam jeszcze sporo wolnego czasu, to może przyłącze się do mojej „wcale nie agresywnej” koleżanki.- ja po prostu nie wierze w to kogo ja spotykam.

-Nie czepiaj się tak szczegółów. Przecież nie jestem tak agresywna...- uśmiechnął się ukazując zęby.

-To mi pokaż jaka jesteś.- jego czarne oczy zalśniły, kurcze ja nie wierze by ta postać ze snu nie miała z tym nic wspólnego.

-Jestem sobą, cały czas i nie przeszkadzaj mi.- zrobiłam parę kroków, a on ruszył za mną. -Pewnie nie wygram co?- nic nie powiedział, westchnęłam. -Tylko spróbuj zrobić coś dziwnego to cię normalni...- i się teraz na nim wyżywam.

-?...Widzę, że coś się stało. Nie ważne, nie musisz mi mówić. Będę ci tylko towarzyszyć. Zresztą sam chciałbym się wygadać, ale może nie w takim miejscu.- spojrzałam mu w oczy.

Znowu patrząc w nie ogarnęło mnie to dziwne, a wręcz przeszywające uczucie. Ale skoro on chce mi coś powiedzieć, to może wraz z pomocą umiejętności Tamiko dowiem się więcej, niż on początkowo by chciał przekazać.

-Mam tylko nadzieje, że nie będziesz mi przeszkadzać przy każdych zakupach.- powiedziałam do kompana, któremu właśnie na ramieniu usiadł kruk(?kruczyca?) i razem z Iskrą weszłam do sporego sklepu dla osób słuchających rocka/metalu.

Postanowiłam kupić sobie w końcu coś, co będzie pasowało do muzyki jaką lubię, ale zawsze miałam jakąś blokadę, że mi nie wypada. Mojemu kompanowi chyba niezbyt się tu podobało, lecz nie powiedział mi tego wprost.

Mój wzrok powoli przesuwał się po ustawionych tuż przy wejściu na dębowych półkach glanach. Moje zainteresowanie wzbudziły te wysokie. Kijuro patrząc na moje poszukiwania i entuzjazm przewrócił tylko oczami i usiadł na ławce przy wysokim lustrze naściennym. No cóż... nie każdemu się tu musi podobać. W końcu znalazłam takie, które wydawały mi się idealne, wysokie na ponad połowę łydki, dobra skóra, wysoka podeszwa i co najważniejsze wygodne.

Potem przeszukując sklep wybrałam sobie długą niemal do kostek, granatową spódnice, rozcinaną po obu stronach od połowy uda. Jeszcze dokupiłam parę czarnych legginsów i jedne w czarno-białą szachownice.

-Dobrze to chyba starczy.- powiedziałam zarówno do siebie jak i chłopaka.

Zapłaciłam kasjerowi, który posłał mi szeroki uśmiech i zaczął rozmowę.

-Widzę, że masz dobry gust. Może się jakoś zgadamy?- powiedział pewny siebie, a ja nie przyzwyczajona do takich sytuacji popatrzyłam na niego tępo. - No więc?... Mała, ja wiem co i jak. I znam wiele...- za rękę chwycił mnie zanudzony wcześniej kolega.

-Zostaw ją w spokoju!- moje zakupy wziął w drugą rękę i wyciągnął mnie ze sklepu, w tej chwili bałam się spojrzeć mu w oczy, widząc reakcje paniczną u kasjera. -Zupełnie nie rozumiem!...- westchnął. -Chyba przyciąganie kłopotów masz we krwi.- zmienił ton rozmowy to i poczułam się swobodniej.

-No żebyś wiedział. W tej dziedzinie zaprawdę jestem nad wyraz utalentowana. Ooo właśnie. Chodź szybko, bo się spóźnimy i dostaniemy ochrzan.- spojrzał na mnie nie rozumiejąc, ale ruszył szybkim krokiem za mną.

Zdyszana, głównie przez przepychanie się między tłumami dotarłam na miejsce. Przed piekarnią, która była moim celem stała już moja przyjaciółka. Podbiegłam do niej.

-Nie spóźniłam się!- powiedziałam rozradowana.

-Nie wierze. Zdążyłaś równo z czasem, ale sądziłam, że raczej będziesz tu szybciej. Co cie tam zatrzymało?- zauważyła teraz mojego towarzysza i spojrzała pytająco.

-Mogłaś od razu powiedzieć, że biegliśmy na spotkanie kolejnej piękności.- znowu zaczyna...

-No tak sorki, ale chyba prowadzę jakie schronisko dla zagubionych chłopaków.- zaśmiałyśmy się. -Przynajmniej tak się czuje. Poza tym może byś tak wiesz.- spojrzałam na nią, mając nadzieje że zrozumie.

-Ej dziewczyny czuję się trochę odrzucony... może któraś, albo najlepiej obie mnie pocieszycie jakimś pocałunkiem.- dobry żart...

-Nie!- powiedziałyśmy jednocześnie. -Ale chcę ci pomóc i myślę, że Tamiko nie będzie miała z tym problemu. Jednakże najpierw coś przygryźmy najlepiej od razu tu, na miejscu.- wskazałam na piekarnie z której unosił się taki smakowity zapach.

Zamówiłam sobie 2 pączki. Jeden normalny, a drugi z czekoladą. Do tego bułkę serową i dużego rogala. Jak tylko wyszliśmy moi kompani od razu jednocześnie zapytali się mnie.

-Ty masz zamiar to wszystko tu zjeść?- spojrzałam na nich przytakując głową.

-Dziewczyno, ale ci zazdroszczę! Ty to masz metabolizm, ja bym przytyła jedząc takie rzeczy.- e tam przesadza.

-Ale Tamiko, gdzie idziemy? Bo przecież nie będziesz go przepytywać w takim miejscu.-

-Przepytywać?- powiedział lekko zdziwiony.

-Chłopie nie masz wyboru, jesteś otoczony.- zaśmiałyśmy się i moja przyjaciółka chwyciła go pod ramie, gestem wskazując, abym zrobiła to samo.

Musiało to z boku wyglądać co najmniej dziwnie. Dwie dziewczyny ciągnące kolesia. Zdziwiłam się, że jego krucza towarzyszka tylko nad nami leciała. W końcu dotarłyśmy tam, gdzie „pani tajemnic” chciała dotrzeć. A dokładnie było to przygotowane na remont pomieszczenie, całkowicie surowe za wyjątkiem drewnianego stołu, ławy i plastikowego krzesła. Nie wiem skąd ona wiedziała, że tu nikogo nie będzie, ale możliwe iż wolałabym nie wiedzieć. Posadziłyśmy naszego „jeńca” na krześle, a podążająca do tej pory za nami w milczeniu lisiczka usiadła na nim i chyba sprawiła tym, że nie mógł wstać. Poczekałyśmy chwilę aż ochłonie.

-Ty zdrajco!- krzyknął do kruka latającego w około mnie, która po tych słowach postanowiła usiąść mi na ramieniu. -Pff... rób co chcesz.-

-Mogę?- spytałam ptaka przed próbą pogłaskania.

-Oczywiście, mam też nadzieje, że uda wam się jakoś pomóc. Ostatnio żyjemy w coraz większym stresie, ale lepiej będzie jeśli usłyszcie to od niego.- powiedziała w mojej głowie.

-Super, a teraz wypowie się wasz więzień. Taka rozmowa może być niebezpieczna i pobudzić coś co nie powinno być wypuszczone.- powiedział patrząc się w podłogę. -Ja nie chciałbym nikogo zranić.-

Podeszłam do niego i przykucnęłam przy nim, kładąc ręce na jego ramionach.

-Chyba wiem o co ci chodzi.- kruk na mym ramieniu zaskrzeczał, a chłopak podniósł oczy.

-Wiesz?! We mnie...-wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie jego pochłaniającym wzrokiem. -W środku mnie. Żyję ten demon. Nienawidzę tego jak z każdym dniem jest coraz silniejszy. W dniu moich 15 urodzin stał się aktywny, zresztą ja...- zaniemówił, kruczyca, zamachała skrzydłami głośno kracząc.

-Kinga twoja obecność budzi coś w nim. Może lepiej zostaw nas samych.- powiedziała poważnym głosem Tamiko.

-Ale najpierw coś zrobimy.- rzekła zeskakując „więźniowi” z kolan Iskra. -No chyba wiem jak możemy mu pomóc... znaczy chwilowo, bo to nie spowolni procesu pochłaniania, ale przynajmniej rozdzieli jego umysł. Połóż dłoń na mnie, a drugą na nim.- uczyniłam jak mi kazała. -Teraz przekaż mi i jemu energie. No wyobraź sobie, że robisz barierę. Tylko tym razem będzie ona w jego umyślę.- poczułam upływ sił, wydawało mi się że trwa to z wieki i obraz zaczął mi wirować przed oczami. -Gotowe. A teraz zostawmy ich samych. Przecież wiesz, że to profesjonalistka jeśli chodzi o takie rzeczy, a ty będziesz tylko przeszkadzać i rzeczywiście burzysz to coś w nim.-

-No dobra to wychodzę. Pójdę do łazienki i pooglądam sobie sklepy, a i Iskra tu zostaniesz. Jakby coś się działo lub skończą, to mnie poinformujesz.- opuściłam pomieszczenie.

Idąc powolnym krokiem i klucząc między ludźmi dotarłam do ubikacji. Oczywiście, jak to zwykle bywa w damskich łazienkach, tuż przed oznaczonymi drzwiami stało parę dziewcząt w kolejce. Westchnęłam cicho do siebie...

Kurcze, ale jestem ciekawa o czym rozmawiają. Niby wyszłam tak jakby mnie to nie obchodziło, choć tak naprawdę jestem cholernie ciekawa o co tak naprawdę chodzi. Chciałabym się też podzielić moim przeżyciem na temat tego snu co raz miałam (albo raczej nie do końca snu). Przecież ten „człowiek” mówił o jakimś nosicielu czy pojemniku...

-No nie stój tak! Idziesz, czy tylko zajmujesz kolejkę?!- kurcze, zamyśliłam się.

Wystrój łazienki nie różnił się kolorystycznie od reszty. Człowiek który to zaprojektował ma chyba jakiś fetysz na biały kolor. Zaśmiałam się w myślach, siłą powstrzymując śmiech na zewnątrz.

Minęłam rząd śnieżnobiałych umywalek, z jednym wielkim lustrem nad nimi ciągnącym się przez całą ścianę. W pomieszczeniu z kabinami było ich 8. Po cztery na stronę. Weszłam do pierwszej na prawo. Od razu w oczy rzucił mi się różowy papier toaletowy, który zdecydowanie odstawał od reszty kolorystycznie. Ponieważ nie miałam zbytnio co z sobą począć samoistnie zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie grupki dziewcząt. No może w moim wieku, albo ciut starszych.

-Ami, ale ci zazdroszczę.- powiedziała pierwsza.

-Ja też. Naprawdę ci się oświadczył? Opowiadaj jak to się stało.- dziewczyna zaczęła opowiadać.

Mówiła o tym, jakby to był jej najszczęśliwszy dzień. Na końcu wspominając o tym, jak to długo o niego walczyła. Ja jestem jednak dziwakiem i pewnie będę zawsze sama, bo ja bym tak nie potrafiła. Poza tym chciałabym, aby było odwrotnie... Westchnęłam, ale poczułam ukucie igiełki zazdrości. Umyłam ręce i opuściłam szybko to pomieszczenie.

Nie mając zbytnio pomysłu gdzie się udać, usiadłam sobie na ławce i zaczęłam obserwować przechodzących ludzi.

Nie wiem, czy to teraz się tak złożyło, czy też zawsze są takie tłumy parek... Dlaczego muszą tutaj się przechadzać! I jeszcze się tak przymilają do siebie. Kurczę, czym ja się denerwuje. O wiem, powinnam mieć jakaś książkę w torbie. Pogrzebałam trochę i znalazłam Wiedźmina: „Krew elfów”. Uśmiechnęłam się lekko.

-No właśnie, zapomniałam ciebie skończyć.- powiedziałam do siebie i zagłębiłam się w to uniwersum.

Z czytania wyrwało mnie wezwanie Iskry. Zamknęłam więc książkę i ruszyłam szybkim krokiem do miejsca, gdzie zostawiłam całe „towarzystwo”.

-Bum skarby!- powiedziałam na wejściu, od razu przyciągając ich uwagę. -Mam nadzieje, że nie przeszkadzam.-

-Nigdy nie narzekam, gdy dołącza kolejna piękność.- Tamiko przewróciła oczami. -Choć przyznaję iż rozmawiało się przyjemnie.- tym razem powiedział to w stronę mojej przyjaciółki.

-Taa... teraz czuję się niezręcznie, jakbym w czymś przeszkodziła.- powiedziałam patrząc na uśmiechniętych kompanów, nagle „kruczy chłopak” się podniósł.

-Sorki. Dziewczyny jestem umówiony. A jeśli nie macie nic lepszego do roboty, to może wrócicie ze mną? I spokojnie jadę tym samym autokarem.- odpowiedział na moje niezadane jeszcze pytanie.

-Jeśli chodzi o mnie, to mogę już wracać.- Tamiko również przytaknęła. -Więc pewnie jedziesz do Ryu.- chłopak uśmiechnął się szeroko.

-A co jeśli tak? Zainteresowana?- powiedział nie spuszczając wzroku ze mnie, który teraz przynajmniej nie „mordował”

-Nie!- gwałtownie zaprzeczyłam, a rozmówca spojrzał na moją przyjaciółkę z lekkim uśmieszkiem.

-Dobra, dobra za 7 minut jest autobus chodźmy już.- „pani detektyw”chwyciła naszą dwójkę za ręce i zaczęła ciągnąc, a w tym czasie nasze „zwierzaki” umiejscowiły się na ramionach właścicieli.

Po dotarciu na przystanek nie minęła chwila, a już jechaliśmy siedząc obok siebie. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie spodziewałam się tego po tym chłopaku. No, a poza tym chyba zmienił obiekt zainteresowań i to na poważnie, bo nie zainteresowały go dziewczyny w pobliżu...

-Ciekawe jak t...- ups, znowu myślę na głos. -Nie ważne nie przejmujcie się mną...Ooo teraz na następnym wysiadamy.- powiedziałam zakłopotana, a oni spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się, po czym Kijuro rzekł.

-No, ale odprowadzicie mnie prawda? Czułbym się zaszczycony.- powiedział, a zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć Tamiko się zgodziła.

-Wolałab..- przerwała mi.

-E tam, no daleko to nie jest.- westchnęłam i wstałam wraz zresztą, po czym wyszłam na przystanek.

Zawiało lekko chłodnym powietrzem i wzdrygnęłam się odruchowo. Dotarliśmy do budynku, a gdy chciałam zawrócić. Zostałam zatrzymana przez moich kochanych przyjaciół, którzy dopchali mnie do drzwi i zadzwonili do nich.

-Nie bój się, rywalki nie ma w mieszkaniu. No zresztą inaczej sam bym tu nie przyszedł.- co?!?

-Jakiej rywalki?!? Co ty sobie myśli...- usłyszałam szczęk i otwarły się drzwi.

Chłopak otwierający spojrzał natychmiast w moją stronę z szeroko otwartymi oczami. To się wkopałam...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Kociara 30.04.2016
    Uuu czyli wszyscy mają już swoją parę :D świetne 5
  • DarthNatala 30.04.2016
    Raczej nie xd A co z "pieskiem"? (i to nie będzie takie proste)
  • Kociara 30.04.2016
    DarthNatala piesek sobie znajdzie xD wiem że nie będzie :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania