Poprzednie częściTchnienie Lisa - Prolog

Tchnienie Lisa - Rozdział 6

Ryu

 

Nie mając zamiaru czekać bezczynnie na brata włączyłem mój komputer, który może nie należał do najnowszych, ale mi starczał i zacząłem grać w Lol'a. Po jakiś 15 minutach, gdy zdenerwowany krzyczałem na głos komentując ucieczkę z gry jednego z członków mojej drużyny do pokoju wszedł bez pukania mój brat. Od razu usłyszałem jego śmiech. Podszedł do mnie i zaczął przyglądać się mojej grze. Niedługo po tym przegrałem swój mecz.

-Wiedziałem, że nie wygrasz.- śmiał się bardzo głośno- Nic się nie zmieniło w tej kwestii.-

-Przecież widziałeś, że było 4 vs 5...- aby się wyładować potargałem mu włosy.

-Za co? Przecież o tym twoim pechu właśnie mówię, a ty od...- poczułem, a potem i usłyszałem, że do mieszkania weszła Emma. -...razu tak reagujesz.

-Skoro do mnie sam przyszedłeś, to najwyższa pora abyś poznał właścicielkę tego domu we własnej osobie, bo właśnie wróciła.- uśmiechnąłem się szeroko. -No co tak patrzysz, sam ustaliłeś, że chcesz tu zostać, to teraz jej to powiedz.-

-Sam? A jaka ona właściwie jest? A może mnie chcieć wyrzucić? I co najważniejsze ładna?- no ostatnie pytanie mnie powaliło...

-Dobra, idę z tobą, ale ty z nią gadaj i nie licz na mnie poza przedstawieniem się. Wolę z nią dużo nie rozmawiać. Chodź.- otworzyłem drzwi od pokoju.

Przeszliśmy razem po schodach i udaliśmy do salonu. Nawet nie zdążyliśmy do niego dojść, a już usłyszałem podniesiony głos „księżniczki” wołający moje imię. Wybiegła i ignorując mojego brata próbowała rzucić mi się na szyję. Hah nie ze mną te numery. Drugi raz ci się nie uda. Chyba się lekko uśmiechnąłem zadowolony z mojego uniku.

-Ryyyuu! Kochany, czemu mi to robisz?! -mój boże kobieto uspokój się. -A to kto? Twój kolega? Jak się nazywasz?- powiedziała bardzo przyjacielskim tonem.

-J-ja jestem Masaru.- powiedział zmieszany przejąłem, więc pałeczkę.

-I jest moim młodszym bratem. Zgodziłabyś się na to, żeby tu przenocował?- zapytałem delikatnie.

-Jasne, twój brat jest moim bratem.- powiedziała uśmiechając się zalotnie.

-Jestem wdzięczny. Mogę pani w zamian w czymś pomóc? Coś zrobić?- co mu się stało?!

-Może...- spojrzała krótko na mnie i powiedziała mu coś na ucho. -Ale później się ugadamy, a jedliście już coś? Bo ja właśnie zgłodniałam.- no ja też... a więc choć raz się zgadzamy. -Jeszcze zostało dużo curry, tylko trzeba przygotować ryż. Ryu byłbyś tak dobry?- przecież jak ona chce, to ja nie innego mam wyjścia.

Przygotowując kolacje obawiałem się o tę „przysługę” o którą ta dziewczyna poprosi mego brata. Gdy podałem już jedzenie i przygotowałem herbatę dla siebie i kawę dla pozostałej dwójki oni usiedli do stołu cali rozpromienieni. Naprawdę mnie to zaskoczyło. Wyglądało tak jakby znaleźli wspólny język. Zresztą nie tylko wyglądało, bo rozmawiali bardzo swobodnie i głośno się śmiali.

-Braciiiiszku, a ty wciąż nie pijesz kawy? Nadal nie lubisz tego smaku?- śmiał się głośno. -To takie dziecinne. Musisz wydorośleć i tym razem wziąć przykład ze mnie.- o co chodzi?

-O czym ty mówisz, jakie dorosnąć.- powiedziałem spokojnie. -Osobiście nie widzę w tym nic śmiesznego, porostu mi nie smakuję. Na świecie są gusta i guściki.- uśmiechnąłem się szelmowsko. -Dobra wszyscy najedzeni, więc czas posprzątać.-

Oczywiście ta dwójka szybko się zwinęła i spadło to na mnie. Jak zwykle. Zresztą w domu po śmierci matki ja też musiałem się zajmować domem, jakie to typowe...

Chociaż może to nauczyło mnie odpowiedzialności. Bo już jako 9 letni chłopak zacząłem zajmować się domem. Ojciec po tragicznej śmierci mojej matki, która uratowała mnie poświęcając samą siebie, gdy niemal zostałem przejechany przez pianego kierowce. Pamiętam to jak we mgle. Krzyk mojej matki, pisk opon, pełno ludzi, krew, później wizyta w szpitalu. Razem z ojcem odwiedziliśmy moją matkę. Wybudziła się tylko na krótką chwilę przed śmiercią i powiedziała: „Ryu zaopiekuj się rodziną szczególnie swoi...” po czym uśmiechnęła się i oddała ducha. Strasznie to przeżyłem, kochałem mamę najbardziej na świecie, ale wiem, że to ojciec miał najciężej. On świata nie widział poza matką.

W zasadzie, to od tego czasu zajmowała się nami babcia, a ja czując się odpowiedzialny za to co stało i żeby moja babcia się nie nadwyrężała zacząłem opiekować się rodzeństwem, sprzątać i nawet nauczyłem się gotować. To ostatnie akurat naprawę wprawiało mnie w dobry humor. Zresztą nadal lubię przyrządzać potrawy, szczególnie dla kogoś innego. I mimo, że ojciec nie interesował się nami to jestem w stanie go zrozumieć i już dawno wybaczyłem mu to, że nas zaniedbywał. Ale teraz jest dla mnie zupełnie obcym człowiekiem. Nawet jeżeli zdaję sobie sprawę, że chce odbudować relacje w rodzinie, to ja nie jestem pewny czy potrafię...

O czym ja myślę... Skończyłem sprzątać po jedzeniu i udałem się do mojego pokoju bez zapalania światła. Lubię czasem chodzić w ciemnościach i uważać, aby się nie przewrócić i nic nie zepsuć. Doszedłem do schodów i dopiero tam zapaliłem małą, gustowną lampkę wiszącą na ścianie, stylizowaną na początek XXw., a światło z niej padające imitowało płomień. Zawsze mnie zastanawiało, po co ludzie wydają chmary pieniędzy na takie gadżety. Wszedłem do mojego pokoju i próbowałem się rozluźnić kładąc się obok Kuro na łóżku i rozpoczynając zabawę jego ogonem. Wiem, że go to denerwowało, ale pozwolił mi się „odmóżdżyć”. W końcu zacząłem rozmowę.

-Martwię się jak to wszystko się potoczy...- westchnąłem donośnie. -Zaiste, jakiż to cudny dzionek się nam przytrafił.-

-Nie przesadzaj. Myśl o pozytywach. Coś się przecież musiało dobrego zdarzyć.- uśmiechnąłem się na te słowa. -No widzisz. Heh nie zgadnę TA dziewczyna.- nie musiałem odpowiadać.

W tym momencie otwarły się drzwi do pokoju z „łącznika”. Stał tam mój brat z podnieconą miną.

-Naprawdę? Jednak dziewczyna! Czyżby to była nią znana mi już osoba?- co ty se młody myślisz...

-Raczej wątpię abyś znał, ale szczerzę to najcudowniejsza osóbka na świecie.- spojrzał na mnie spode łba.

-Jak nie chcesz się przyznać to nie, twój wybór.- westchnąłem.

-Serio?! Myślisz że niby ja i Emma? Mnie łączy z nią jedynie przysięga... Nawet sobie nie wyobrażam nas jako pary.- przeszedł prze zemnie dreszcz obrzydzenia na samą myśl.

-No dobra, ale nie wyobrażałeś sobie nigdy no wiesz... Przecież jesteście młodzi i śpicie pod jednym dachem.-

-Nie i nie mam zamiaru sobie tego wyobrażać.- powiedziałem to tonem tak obojętnym, że chyba zaczął mi wierzyć.

-Ooo, a więc naprawdę to nie ona? Ciekawe...- zamyślił się chwilę. -No ok, a więc skoro ta twoja jest tak cudowna to pewnie już TO robiliście.- zesztywniałem i spojrzałem na niego tępo. -... Nie? Czemu?- co to za pytania?!

-Bo jest zbyt słodka i nie chciałbym jej do niczego zmuszać, to mogło by ją skrzywdzić. Zresztą nawet się nie całowaliśmy, a poza tym...- poczułem falę gorąca na twarzy, a mój brat wybuch śmiechem.

-Nie no stary. Nieźle, nie wiedziałem, że to aż tak. Sorki już idę, nie będę przeszkadzał w marzeniach o niedostępnej i ulotnej panience. Pamiętaj, że blisko masz piękną i zadbaną dziewczynę.- ta końcówka była dziwna.

-Wolę prawdziwe uczucie do tej niedostępnej, nawet jakby się to miało skończyć tylko przyjaźnią.- powiedziałem cicho sam do siebie, gdy mój brat opuścił pokój.

Przyszykowałem się do snu i przed zaśnięciem popatrzyłem na swój telefon i zapisany numer mojej królowej. Dla ciebie...

Rankiem, gdy wyjrzałem przez okno powitała mnie śnieżyca. Dobrze, że uczelnia jest tak blisko. Wyszykowałem się i przedzierając się przez tę zamieć dotarłem do celu. Na miejscu nie spotkałem ani Kingi, ani jej towarzyszek. Zadzwoniłem nawet do Tamiko, która opowiedziała mi o tym, że wczoraj zielonooka słabo się czuła i dzisiaj pewnie odpoczywa. Mam nadzieje, że to zwykłe przeziębienie. Pogoda w czasie zajęć uległa małej poprawie. Czyli po prostu przestało padać. Do domu wróciłem z Kijuro, opowiadając mu o wszystkim co się wczoraj wydarzyło. Zaczął się śmiać.

-To może młody chce cię z „księżniczką” sparować.- oparł się o mnie schylony ze śmiechu. -Dobra wiem, że ciebie to nie śmieszy. Mam nadzieję iż ci się ułoży, no właśnie ja się spieszę...- nagle przybrał poważny wyraz twarzy. -Wiesz sprawy rodzinne. To widzimy się w niedziele jeszcze się zdzwonię co i jak.- naprawdę się martwię o te jego„sprawy rodzinne”, szkoda, że nie chce mi nic powiedzieć.

Otworzyłem powoli drzwi, aby nie wydały dźwięku rozebrałem się i szybko przygotowałem sobie racuchy w stylu „co było pod ręką” i zjadłem. Naprawdę dobrym pomysłem było wrzucenie tych płatków owsianych. Jednak jestem genialny. Do kuchni zawitał mój brat.

-Co tak smakowicie pachnie? Co robisz?- spojrzał na moje „dzieło”. -Mogę?- powiedział proszącym głosem.

-Nie możesz!..E tam nie pytaj się głupio i bierz.- wziął jednego i szybko pochłonął.

-Ty to jednak jesteś geniuszem.- tak samo pomyślałem.

Zjedliśmy resztę razem w moim pokoju i rozmawialiśmy o szkole i ogólnie życiu Masaru i Sakury.

-A jak się czuje babcia? Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku.- spytałem zatroskany.

-Przecież wiesz jaka to silna kobieta, nie złamie jej szybko ani wiek ani choroba. Wciąż ma dużo energii i dużo o ciebie pyta. Szczególnie o to czy kogoś już masz. Powiedziała, że chciała by poznać dziewczynę, którą sobie wybierzesz, bo musi być wyjątkowa i że nie może się tego doczekać.- cieszę się, że wciąż jest taka sama mimo upływu czasu.

-Taa może niedługo wpadnę do domu. Przy okazji ją odwiedzę...- przerwano mi.

-Raczej specjalnie dla niej przyjedziesz, a nie przy okazji. No, a jakbyś jej przedstawił swoją dziewczynę to była by wniebowzięta.- rzeczywiście... ale nie ma szans by Kinga ze mną pojechała.

Ciężko westchnąłem. Nie minęła nawet minuta, a usłyszałem dzwonek w telefonie. Masaru opuścił pomieszczenie, aby mi nie przeszkadzać. Podniosłem moja komórkę i spojrzałem na ekran. Na początku nie mogłem uwierzyć w to, kto do mnie dzwoni, ale szybko oprzytomniałem. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę, ale ona przejęła inicjatywę. Poczułem się poruszony jej chorobą i wprosiłem się do niej. Wiedziałem że to nie tak, że ona mnie nie chce, tylko będzie się wstydzić dla tego może chcieć odmówić mi wejścia, więc szybko urwałem rozmowę stawiając ją przed faktem dokonanym, choć chciałbym móc widzieć teraz jej minę.

Po tej rozmowie mój humor poprawił się diametralnie, a właśnie przygotuje jej specjalny rosół mojej babci to z pewnością jej pomoże. Zszedłem do kuchni i podśpiewywałem sobie przy pracy. Tak mnie to pochłonęło, że nawet nie zauważałem jak do kuchni weszła Emma. Przytuliła się do mnie, a mi całe ciało zesztywniało i niemal opuściłem garnek, który miałem w dłoniach. Powstrzymywałem się z całych sił, aby nie wybuchnąć.

-Widzę iż jesteś w doskonałym nastroju, a co tam pichcisz? Mogę spróbować?- zapytała nie puszczając mnie...

-Wolałbym nie. To specjalne danie dla osób chorych i osłabionych.- proszę puść mnie!!

-Dla kogo to wtedy jest? Dla przyjaciela?- zerwała uścisk(uff..)

-D-dla przyjaciółki.- kurczę zająknąłem się... -Idę ją jutro odwiedzić jakby coś i może mnie nie być przez większość dnia. No i nie ma możliwości abym zmienił plany.- spojrzałem na nią tak, aby zobaczyła mą determinacje.

-Dobrze, mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia...- resztę zdania powiedziała cicho do siebie i wyszła z kuchni, a ja dokończyłem zupę.

Postanowiłem się przygotować do spania, żeby móc jutro wstać i mieć dużo energii potrzebnej do opiekowania się moją królową. Nazajutrz wstałem o 8:30 i wziąłem szybki prysznic, po czym wpakowałem do siatki „wywar”, który sam wczoraj przyrządziłem okłady, ręcznik, 2 pomarańcze, specjalną maść naszej rodziny na osłabienie duchowe i jeszcze maskotkę. Wkładając to ostatnie uśmiechnąłem się rozmarzony. Wpatrywałem się w małego, futrzanego, czarnego kota. Jego oczy odbijały światło i wyglądały niemal jak prawdziwe. Babcia powiedziała mi kiedyś abym podarował tę maskotkę mojej pierwszej miłości. Więc mam teraz zamiar to uczynić.

-Dobrze to wszystko.- powiedziałem do siebie i siedzącego obok kocura. -Chodź idziemy.-

Ubrałem szybko buty i swoją zimową kurtkę. Wyszedłem z mieszkania, a Kuro powiedział abym go wpuścił do jej pokoju przez okno, bo nie chce się widzieć z psami. To akurat bardzo dobry pomysł. Dopiero by się hałasu narobiło. Szybko przeszedłem odległość dzieląca nasz domy nie zważając na otoczenie, ale kiedy stanąłem pod drzwiami. Napadły mnie wątpliwości. No bo jeśli pies mnie nie wpuści, albo ona wyrzuci, albo... Nie będę się zadręczać.

-Raz kozie śmierć.- zadzwoniłem do drzwi i tak jak przewidywałem otworzył mi Eizo. -Czemu tak na mnie wrogo patrzysz? Jestem umówiony.- naprawdę jego oczy niemal paliły się ogniem.

-Wiem, że jesteś!- warknął. -Dlatego ci otworzyłem..., ale nie wiem czemu przyszedłeś, nic tu nie wskórasz.- ominąłem go, następnie zdjąłem kurtkę i buty będą wciąż obserwowanym.

-Co się tak patrzysz, zakochałeś się we mnie? Wiem, że jestem przystojny, ale nie gustuje w chłopcach.- jego twarz śmiesznie wygląda, ciężko powstrzymać się od śmiechu.

-Przestać się wydurniać!! Jaki masz cel?... Czemu nie odpowiadasz na moje pytanie!? - wykrzyczał, gdy stanąłem przy schodach.- milczałem, nie chcę mi się z nim kłócić. -Chce wiedzieć czy nic jej nie zrobisz.- spojrzałem na niego jak na idiotę, ale zobaczyłem, że faktycznie się boi.

-Obiecuję, że jej nie skrzywdzę.- mam nadzieję że mi zaufa choć trochę.

-Ok, no to chociaż pokaż co masz w tej siacie?!- dalej się wydzierał nie ważne nie chcę mi się z nim gadać.

Stając przed jej pokojem zacząłem się stresować. Ale czym? Zapukałem trzykrotnie do jej drzwi i wszedłem do środka z moim „towarzyszem”. Jak tylko spojrzałem na dziewczynę moje serce podskoczyło mi do góry. Czemu ona tak na mnie działa. Uśmiechnąłem się i postanowiłem do niej podejść zupełnie ignorując jej ochroniarza. Dobrze, że ona wie kiedy żartuję, ale to prawda, nigdy nie widziałem jej w rozpuszczonych włosach i jeszcze ta jej piżama cienki materiał i wydać że nie ma ubrane biustonosza. Haha to ma być jakaś próba?! Eizo z Kinga zaczęli rozmowę.

Z początku ucieszyłem się, że ona staje po mojej stronie. Nawet chwyciła moje ramię, ale po tym jak ten idiota obraził moją królową spojrzałem na niego zabójczo. Nie wiedziałem jak ją pocieszyć, a jedyne co mi przyszło do głowy to ją przytulić. I chyba dobrze zrobiłem, bo dostała zastrzyku energii, choć przez to moje serce zaczęło bić jak szalone. Ale wiem, że ona tego tak nie przeżyła...

Uu... Ale ostro go wyrzuciła. Lepiej z nią nie zadzierać, gdy się naprawdę wkurzy. Kiedy piesek opuścił pokój niemal zemdlała. Bez zastanowienia pomogłem jej ustać. Zupełnie jak kiedyś, w pociągu. Taa to były czasy. Przyglądałem się jej uważnie, aby być pewnym, że nic jej nie jest, a gdy na mnie spojrzała uśmiechnąłem się czując ulgę. Nakazałem jej pójść do łóżka i się wyspać, ale nie spodziewałem się iż ona tak po prostu mnie posłucha.

Patrząc na nią wiem, że nie jest tylko chora. Po pierwsze trzeba unormować jej energię, bo wycieka z niej do nicości i się marnuje. Zresztą dobrze, że lisiczka jest tuż obok niej, to już wiele pomogło. Wyjąłem specjalną maść, którą trzymałem w okrągłym metalowym pojemniku. Postanowiłem poczekać aż będę pewny, że śpi. W tym czasie wpuściłem przez okno Kuro, który siedział i czekał wraz z Hikari. Uśmiechnąłem się do niego i jego towarzyszki i przyjrzałem się jej pokojowi uważniej. Nie było tu idealnie czysto, ale wydaje mi się, że i tak się dla mnie postarała. Byłem przygotowany na leżące wszędzie ubrania. Na jej stoliku przy łóżku zobaczyłem książkę. Akurat znam ten tytuł i mimo, że jestem mężczyzną bardzo mi się podoba. Popatrzyłem na moja królową taak teraz mogę przejść do działania.

 

Kinga

 

Gdy wybudziłam się ze snu, z którego nic nie pamiętałam od razu zauważyłam, że czuję się znacznie lepiej. No przynajmniej jeśli chodzi o poziom mojej „siły życiowej”, bo gardło nadal mnie boli. Rozejrzałam się po pokoju, obok mnie leżała znacznie lepiej wyglądająca Iskra, a na drugim łóżku zobaczyłam leżących blisko siebie złożonych w kłębek Hikari i Kuro. Uśmiechnęłam się na widok kocura i poczułam ?ulgę?. Ale czemu mnie ucieszyło to, że Ryu wciąż tu jest? No właśnie, a gdzie on? W łazience? Narzuciłam na siebie szlafrok, a po upewnieniu się, że go tam nie ma, ruszyłam poszukać go na dole. Usłyszałam włączone radio w kuchni i śpiew, kogoś... chyba Ryu. Zaintrygowana stanęłam przed łukiem prowadzącym do kuchni i nasłuchiwałam.

-I've been spending all my time

Just thinking about ya

I don't know where to

I think I'm fallin' for you [...]- poczekałam aż skończy całą piosenkę i weszłam do środka.

-Lubię tę piosenkę, a ty ładnie śpiewasz.- powiedziałam na wstępie z lekką chrypką. -A i jeszcze tak emocjonalnie jakbyś się wczuł w ten tekst. No, znaczy tak jakby ciebie dotyczył.- patrzył na mnie i nie wiem czy mi się wydawało, ale chyba zrobił się czerwony, zresztą nie widziałam dobrze, bo obrócił się z powrotem w stronę kuchenki.

-Dzięki... nie wiedziałem, że się już obudziłaś. Wracaj na górę zaraz ci przyniosę coś pysznego.- obrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem.

-O nie, nie będziesz się sam męczyć. Sama sobie zaniosę.- spojrzał mi prosto w oczy i pokiwał głową śmiejąc się.

-No dobrze, jak tak bardzo chcesz to weźmiesz nasze herbaty, ale chce cię o coś spytać.- wziął głęboki wdech. -C-czy ty pamiętasz wszystko?- powiedział strasznie nerwowym tonem.

-Hę? Ale co?- uśmiechnął się, gdy się zapytałam.

-No o naszym wspólnym przeżyciu, oj nie ładnie nie pamiętać, byłaś cudowna- odpowiedział w tym jego zaczepnym stylu, westchnęłam.

-Znam cię na tyle, że wiem, iż nie tknąłbyś mnie bez mojej zgody. Przynajmniej jesteś honorowy. Dlatego mów, o co chodzi. Coś się stało?- chciałam się dowiedzieć o co chodzi, przecież był zdenerwowany i wyraźnie odprężył się po mojej odpowiedzi.

-Jesteś pewna, że tak mnie znasz?- twierdząco kiwnęłam głową. -No dobrze, przejrzałaś mnie, ale po prostu nie chcę o tym mówić. Powiedzmy, że chce zachować te wspomnienia wyłącznie dla siebie.- no ok, nie chce mówić to nie będę naciskać, przynajmniej nie tu w kuchni.

Wzięłam więc oba kubki z herbatą i zaniosłam do pokoju, a po chwili przyszedł Ryu. Niosąc na tacy 3 miski. Od razu podał mi tę, w której był chyba jakiś rosół. Postanowiłam zjeść tę zupę bez pytań, tym bardziej, że czując zapach jedzenia strasznie zgłodniałam. Nie spodziewałam się cudu jeśli chodzi o smak, ale to było cudowne. Bardzo szybko zjadłam całość i przypomniałam sobie o jego obecności. Uśmiechnął się, gdy na niego spojrzałam zakłopotana.

-Chyba ci smakuję, tak cieszę się.- powiedział z szerokim uśmiechem i przechylił lekko głowę, zamykając oczy.

Wydawał się tak słodki, że aż chciałam go pogłaskać po głowie w podzięce za wszystko, ale gdy ma ręka znalazła się tuż nad nim on spojrzał na mnie. Speszona szybko cofnęłam się. Jak podniosłam wzrok on patrzył wciąż na mnie.

-No co?- powiedziałam czując gorąco na twarzy.

-Ja nic nie mówiłem, a mogłabyś dokończyć to co chciałaś zrobić? Bo chyba ci przeszkodziłem.- powiedział to tak jakoś niewinnie.

-Nie! Nie mogę.- znowu fala gorąca. -Nie przejmuj się tym. To nic ważnego.- skrzyżowałam ręce.

-No dobr...- nie pozwoliłam mu skończyć.

-A w zamian za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś, nie chciałbyś przyjść na moje urodziny? Znaczy nie musisz, jak nie chcesz i nie musisz nic mi kupować i w...- tym razem on mi przerwał.

-Jasne, że przyjdę. I będę miał prezent.- podszedł do mnie i to on mnie pogłaskał po głowie.

To było takie przyjemne...

-Masz takie cudowne włosy. Kocham je.- serce mi przyspieszyło, a on chwycił je i przytulił się do nich mrucząc jak kot.

Odskoczyłam od niego na „bezpieczną” odległość.

-Co ty robisz?!- wywijałam rękami jak szalona. -Wariat! Ale... i tak cię lubię i nadal chcę abyś przyszedł, tylko nie rób takich dziwnych rzeczy przy ludziach.- powiedziałam zawstydzona jego zachowaniem.

-Dobrze proszę pani. A teraz pozwolisz, że skończę jeść.- kiwnęłam głową.

Nie mogłam długo usiedzieć w ciszy. Szczególnie, że mój wzrok ciągle padał na tego kocura...

-Hah mieliśmy razem rysować... Szkoda, że nic z tego nie wyszło.- spojrzałam na swoje dłonie. -Oo, ale mogę ci pokazać parę moich prac, a raczej szkiców.- nie czekając na odpowiedź poszłam bo blok.

Jak go znalazłam on już skończył jeść. Zaciągnęłam go na łóżko, aby razem zobaczyć moje bazgroły. Opisałam mu każdy rysunek wraz z „historią” jego powstania.

-... no i to był ostatni. Co o tym wszystkim sądzisz?- spytałam ciekawa opinii.

-Widać, że jakiś tam talent masz, więc karać cię nie muszę.- uśmiechnął się łobuzersko, a ja go lekko uderzyłam w bok. -No mógłbym ci może pokazać co i jak, ale ty masz teraz wskakiwać do łóżka. Wygrzej się, a resztę zrobi rosół, który ci dałem.- niechętnie wskoczyłam pod kołdrę.

Zagraliśmy w „państwa, miasta” do których dołączyła Hikari. W czasie tego rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Końcowy wynik był na podobnym poziomie. Jednak to Ryu wygrał.

-Dobrze, skoro wygrałem, chciałbym zaklepać sobie większość tańców na balu.- posłał mi kolejny ten jego uśmiech, to już się robi dla mnie za dużo.

-Czemu? Eizo dobrze mówił. Przecież ja nie jestem ładna, a ty możesz mieć wiele ładniejszych dziewczyn niż ja.- podszedł do krawędzi łóżka i przykucnął patrząc mi w oczy.

-Nigdy mi nie mów, że nie jesteś piękna.- aaa moje serce prawie mi wyskoczyło. -Nawet dla tysiąca biuściastych piękności nie porzuciłbym okazji tańca z tobą.- ?!

-Hę... Czyli jednak masz problem z moimi cyckami?- heh jego wyraz jego twarzy znowu stał się zadziorny.

-No nie obraziłbym się jakby były ciut większe.- co za …

- Ach tak!? Ale na szczęście nie czuję się w potrzebie abyś wszystko we mnie akceptował.- powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem następnie wzięłam poduszkę i rzuciłam w niego.

Zaczęliśmy obkładać się nawzajem poduchami, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Po chwili drzwi do pokoju otwarły się i wszedł Eizo.

-Dobra koniec tego dobrego. Jest już późno.- teraz zwrócił się do Ryu. -A ty spędziłeś tutaj tyle godzin. Nie znudziło ci się?-

-Nie, bo miałem bardzo fajne towarzystwo.- spojrzał na mnie. -Dobrze się bawiłem. Dziękuję za troskę o mnie.- powiedział rozradowany z nutką ironii w głosie. -A właśnie, ponieważ było tak przyyyjemniee- zamruczał, a mnie przeszły ciarki. -zapomniałem spytać o której i gdzie jest twoje małe święto organizowane.-

-Y... no właśnie w domu moich rodziców. Poczekaj...- zapisałam mu dane. -Ale mógłbyś się zabrać razem ze mną i Tamiko zawsze razem raźniej.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.

-No, ale ja też jadę, więc wiesz...- powiedział Eizo.

-To pojadę z tobą, jeśli można to chcę korzystać z każdej chwili, aby być przy tobie.- widać od razu, że mówisz to po to aby zdenerwować mego ochroniarza...

-W takim razie zbiórka we wtorek pod szkołą o 12:30. Przynieście wszyscy pieniążki.- zażartowałam.

-A będziemy trzymać się za rączki...- kontynuował kocur.

-Ty miałeś się już zbierać.- podeszłam do chłopaka wcisnęłam mu siatkę w ręce i pchnęłam go, aby w końcu się ruszył.

-Nie tak agresywnie moja pani.- uklęknął i ucałował mą dłoń, po czym szybko wybiegł razem z Kuro.

Usłyszałam za sobą warczenie Eizo i Kaori. Chciałam go jakoś uspokoić.

-Spokojnie, już se poszedł. I nic mi się nie stało.- spojrzał na mnie ze smutną miną, której się nie spodziewałam u niego zastać.

-Jesteś pewna, że NIC się nie stało. Nie mówię, że fizycznie...- westchnął ciężko. -Po prostu nie chce abyś potem cierpiała.- wyszedł powolnym krokiem z mojego pokoju.

Usiadłam na łóżku i pogłaskałam leżącą Iskrę, której nie wybudziły nawet nasze śmiechy. Ale jak tylko dotknęłam jej sierści poczułam mrowienie i wielką chęć snu, zdążyłam tylko wskoczyć pod kołdrę i natychmiast straciłam przytomność.

Po wybudzeniu znowu nie pamiętałam snu. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegar pokazujący godzinę 8:13. Teraz nie czułam już ani zmęczenia ani bólu gardła. Usiadłam i pogłaskałam lisiczkę, która na ten dotyk zareagowała przeciągłym ziewem. Nie mogąc się powstrzymać przytuliłam ją do siebie.

-Tak się ciesze, bałam się o ciebie.- powiedziałam z zaszklonymi oczami.

-E tam. Nie musiałaś się bać to była po prostu transformacja. Chociaż trochę wymuszona i twoje ciało nie jest jeszcze przyzwyczajone do wykorzystywania takiej ilości mocy. Nie zapominaj iż jesteś nowicjuszką, a do tego się przeziębiłaś.- pierwszy raz usłyszałam jej głos normalnie. W sensie, że powiedziała na głos nie w moim umyśle.

-Jaka transformacja i umiesz mówić?- zeskoczyła z łóżka i pokazała mi drugi ogon. -Oo!- to jedyne co z siebie wydobyłam.

-No widzisz, jesteś coraz lepsza, a ja wraz z tobą.- Hikari obudziła się i powitała Iskrę.

-Teraz możemy ze sobą normalnie rozmawiać i obie jesteśmy dwu-ogoniaste.- zaśmiała się kotka. -Tyle, że ja mam 2 od urodzenia.- mój brzuch głośno zaburczał, na co zaśmiałam się.

-Czas coś zjeść dziewczyny, ale najpierw się przebiorę.- zdjęłam piżamę po czym ubrałam luźne, granatowe spodnie dresowe i bluzę do kompletu i otworzyłam drzwi od pokoju.

-A właśnie. Co do jedzenia, to miałam przekazać, że Ryu przygotował dla ciebie śniadanie i masz sobie dziś podgrzać. A i przeprasza za to, że podgrzewane są gorsze, ale raczej jutro, czyli dzisiaj, nie będzie mógł wpaść zrobić świeżych.- powiedziała wychodząc w podskokach Hikari.

Zeszłam do kuchni ciekawa co też mi zrobił takiego. Naprawdę chce to spróbować. Facet ma talent do gotowania i co najważniejsze kocha to robić. Widziałam przecież wczoraj z jakim zapałem przygotowywał potrawy. Otworzyłam lodówkę i od razu rzucił mi się w oczy zapakowany w sreberko stosik z dopisaną kartką „Dla mojej królowej”. No co za idiota... Rozpakowałam „prezent”. W środku były placuszki/bliny/racuchy, nie wiem jak to nazwać. Może na pierwszy rzut oka nie wyglądały najlepiej, ale jak tylko spróbowałam pierwszego, natychmiast zabrałam się za pałaszowanie reszty, podzieliłam się też z dziewczynami.

-To jest genialne- powiedziała entuzjastycznie Hikari, a Iskra przytaknęła.

-Zdecydowanie się zgadzam, może mógłby mnie podszkolić, bo ja przecież jestem raczej kiepska w gotowaniu... w ogóle czuję się przy nim jakaś nijaka. Wszystko robi lepiej niż ja. Nie wiem czemu, ale wkurza mnie to. Dziwne... przecież w stosunku do innych nie mam takich myśli.- zamyśliłam się patrząc na tykający zegar wiszący na ścianie.

Czas tak szybko leci, a ja jestem wciąż taka dziecinna.

-Nie wiem co ze mną nie tak...- powiedziałam cicho do siebie.

Na te słowa Iskra wskoczyła na stół i spojrzała mi w oczy. Poczułam się tak jakbym wróciła do przeszłości i rozpłakałam się. Prawdziwymi, ciężkim łzami, a wraz z każdą upływającą kroplą czułam się lżejsza. Kotka i lisiczka oparły łapy o mnie. A ja je przytuliłam.

-Dziękuję za waszą obecność.- powiedziałam cała we łzach. -Naprawdę.- zaciągnęłam się i uśmiechnęłam przez łzy.

-Ale wiesz, że takie wyjście jest tylko chwilowe. Powinnaś znaleźć sobie faceta i mu się wygadać. On by cie przytulił i pozwolił porzucić przeszłość za sobą.- powiedziała Iskra zeskakując na ziemię. -Wiem co mówię.-

-Taa ale to nie takie proste z moim wyglądem i zachowaniem jakieś chłopczycy czy coś...- no przecież.

-Ty to ślepa jesteś naprawdę. Ja po prostu nie wierzę w co mówisz. Nie ma przypadkiem kogoś kto ci się podoba?- cisza. -... Nie ważne, a co sądzisz o Ryu?-

-Ja naprawdę go szanuję, jestem mu wdzięczna za to, że mi pomógł i jestem trochę zazdrosna o jego umiejętności. Poza tym jest w ogóle dziwaczny, ale go bardzo lubię.- uśmiechnęłam się szeroko.

Do kuchni wszedł Eizo i spojrzał na mnie. Natychmiast otworzył szerzej oczy.

-T-ty płakałaś?- powiedział głosem pełnym troski. -To wszystko jego wina! Co ci zrobił?- spojrzałam mu prosto w oczy.

-Proszę uwierz, że nic mi nie zrobił..., a płakałam, bo mnie tak jakoś wspomnienia przygniotły. Ale już w porządku.- posłałam mu uśmiech.

-Megumi ja cię naprawdę bardzo przepraszam. Zachowałem się wczoraj jak skończony kretyn. Jest mi tak strasznie przykro.- schylił głowę. -PRZEPRASZAM!-

Mi też się zrobiło głupio. Wstałam i podeszłam do chłopaka i pogłaskałam go z uśmiechem po głowie. On podniósł wzrok i widziałam w jego oczach zdziwienie. Zaśmiałam się radośnie.

-Co tak patrzysz? Przecież nie mogę się gniewać na kogoś kto tak wylewnie przeprasza.- nic nie odpowiedział tylko podniósł swoją rękę do głowy, w miejscu gdzie przed chwilą był moja dłoń. -No, a poza tym wiem iż ciężko ci znieść towarzystwo tego wariata. Dlatego ja też powinnam przeprosić, bo twoje uczucia zostały prze zemnie zignorowane. A więc przepraszam cię Eizo.- ukłoniłam się nisko, po czym przeżyłam szok.

Za nim zorientowałam co się dzieje było już za późno, zrobiłam się cała czerwona (z zawstydzenia i wściekłości). Mimo, że natychmiast napłynęła do mnie siła i odepchnęłam mego ochroniarza używając własnej siły woli. Odrzuciłam go z taką siłą, że dość mocno uderzył o ścianę i przewrócił się. Czemu nie mogę cofnąć czasu?! To się naprawdę stało... Ale dlaczego przecież nie powinno dojść do takiej sytuacji. Jeszcze raz pomyślałam o tym co się przed chwilą wydarzyło i poczułam się tak jakby moim priorytetem było zniszczenie otoczenia i ucieczka w nieznane. Zaczęłam emanować energią. Iskra doskoczyła do mnie.

-Kinga proszę uspokój się. Zniszczysz dom i możesz zranić nas wszystkich, a przecież tego nie chcesz.- spojrzałam na nią. -Proszę!- krzyknęła błagalnym tonem, a ja wróciłam do normalności.

-Dlaczego...- wykrztusiłam patrząc na chłopaka, który podniósł się właśnie z ziemi, następnie ukryłam twarz w dłoniach przykucając.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Kajamoko 30.04.2016
    Nie mogę się doczekać następnego ^_^
  • Kociara 30.04.2016
    On ją pocałował??! Oj dostanie od Ryu.. Też nie mogę doczekać się następnego :D
  • DarthNatala 30.04.2016
    Hah :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania