Poprzednie częściTchnienie Lisa - Prolog

Tchnienie Lisa - Rozdział 8

Ryu

 

Słuchając jego durnych pytań w stylu. „Czy Ryu dobrze cie karmi” itp. W końcu przewałem wywód memu ojcu. Wiedziałem, że to tylko denerwuje mojego kocura, który starał się odpowiadać.

-Proszę cię... O co ci chodzi.- spojrzałem oczekując odpowiedzi, niestety w uzyskaniu jej przeszkodziła „gospodyni”. (jak chyba zawsze...)

-Kochani, tak jak szybciej mówiłam wychodzę z przyjaciółkami i wrócę późno wieczorem.- i tyle dziś dobrego. -Ooo... Przepraszam nie zauważyłam pana. Dzień dobry.- przyjrzała mu się uważnie. -Pan jest ich ojcem?- przytaknął. -Widzę w kogo się pana starszy syn wrodził.- uśmiechała się i ruszyła dalej korytarzem.

Mój ojciec nie powiedział ani słowa, tylko patrzył za nią, aż opuściła pomieszczenie.

-Miła dziewuszka. To twoja „pani”?- powiedział z uśmiechem.

-Taa.. i zanim coś sobie dopowiesz, to wiedź, że tylko kontrakt mnie z nią łączy.- spochmurniał trochę. -Boże serio? Tak samo sobie pomyślał mój kochany braciszek.- westchnąłem. -No i jeśli chodzi o tę cytując ciebie „dziewuszkę”, to szybciej gadaj z tym tu.- ojciec spojrzał na młodego wzrokiem „później mi powiesz, prawda, PRAWDA”. Zaśmiałem się cicho, na co ta dwójka spojrzała na mnie jednocześnie.

-No co? To już nie można się zaśmiać, aby nie wzbudzać szumu?- spojrzeli po mnie i uśmiechnęli się. -To może chodźmy do mojego pokoju. Mam wrażenie iż tam będziesz się swobodniej czuł.- zwróciłem się do ojca i nie czekając na odpowiedź, ruszyłem schodami do góry.

Otworzyłem drzwi do mego pokoju i wpuściłem resztę przodem. Brat z ojcem usiedli na kanapie, a ja udałem się na łóżko i spojrzałem na człowieka, który przyjechał specjalnie, aby porozmawiać ze mną, lecz teraz milczy niczym skała. Siedział z założonymi rękami i powoli podniósł głowę aż nasz wzrok się spotkał. W jego oczach wyczytałem wiele uczuć jednocześnie.

-Ryu, Masaru... Tak bardzo was przepraszam... Za wszystko, za zaniedbanie was. Ja... Chciałbym abyście mi wybaczyli...- powiedział ciągle przystając.

-Tato ja się wcale nie gniewam i przecież wiesz, że cie kocham.- powiedział mój brat.

-Yyy ja też się nie gniewam na ciebie i jeszcze powiem iż całkowicie cie rozumiem. Matka była dla ciebie wszystkim, a prze zemnie zniknęła. Zresztą całe życie niosłem brzemię i czułem się jak, jak ktoś kto ma dług zaciągnięty u życia. Zresztą nie ważne...- wzruszyłem się napływającymi wspomnieniami.

Mój ojciec wstał, podszedł do mnie i zrobił coś czego się nie spodziewałem. Zostałem przytulony, a łzy popłynęły nam obojgu.

-Kochany nie potrzebnie się obciążałeś. Może na początku byłem zły, że to ona zginęła, że odebrano mi najważniejszą osobę, ale przecież jakby cie nie uratowała, to nie była by sobą. Taką właśnie kobietę pokochałem, zdolną zginać za swoje dziecko. Rozumiesz?- podniosłem głowę.

-Więc czemu?- spytałem zaskoczony odpowiedzią.

-Bałem się. Po prostu szerze mówiąc się bałem. Bałem się więzów a raczej ich utraty, bałem się, że mnie nie zaakceptujecie, że...- zaśmiał się. -Byłem głupcem.- już chciał skończyć uścisk, gdy odwzajemniłem go.

-Jesteś głupcem.- pościłem go.

Zaczęliśmy rozmawiać w luźniejszej atmosferze. On opowiedział mi co u babci ja zaś o moim kontrakcie itp.

-Żałuję, że w rozwoju duchowym. Twoim i Kuro nie mogłem i nadal nie mogę zbytnio pomóc. Twój wuj był pierworodny i to on odziedziczył moc, ja tylko przekazałem dalej geny, tak samo będzie z twoim pierwszym synem jak i twego brata. Mimo, że on nie posiada towarzysza to jego pierwszy syn będzie go miał. Szkoda, że on tak szybko zmarł tak naprawdę sam nie wiem jak do tego doszło. Przecież wiesz, że babcia nie lubi o tym mówić. No, ale kiedy on zginął miałem 8 lat, a on 15. Musiało być ci ciężko.- no tak hmm... ma to jakiś sens. Przecież obydwoje widzą Kuro i słyszą jego głos nawet, gdy nie ma fizycznego ciała.

-Nie było tak źle. Nauczyłem się wiele od kruków.- spojrzał na mnie z powagą.

-Wciąż się z tym młodzieńcem zadajesz. Wiem, że się znacie od młodego i się zawsze razem bawiliście. Jakże i to, że ci pomógł zrozumieć co się dzieje, ale...- przerwałem mu.

-No właśnie, to mój przyjaciel od dziecka i nie mam zamiaru go porzucić, a właśnie poza tym dziś ma tu przyjść. Tak naprawdę, to za jakieś 15 minut powinien tu być.- spojrzeli na mnie obydwoje z niesmakiem. -To jest mój gość. Proszę zachowujcie się.- westchnęli ciężko, ale zgodzili się nie być „zbyt szorstcy”.

Zmieniliśmy temat.

-No właśnie Ryu. Ja w twoim wieku już z twoją matką...- przerwał mu Masaru.

-Ale on ma już taką jedną. Tylko, że to trochę skomplikowane.- powiedział z chytrym uśmieszkiem.

Nie mając już teraz większego wyboru opowiedziałem ojcu co i jak.

-Po tym twoim opisie przypomniały mi się czasy, jak sam się starałem o względy twojej matki. Nie było to proste zadanie.- zaśmiał się. -Lecz uważam iż każdy wysiłek jaki włożyłem w to, aby mnie zaakceptowała był tego wart.- rozmarzył się. -No, a teraz stoją tu przede mną owoce naszej miłości, z których jeste...- usłyszałem dzwonek.

-To pewnie Kijuro. Idę go wpuścić.- powiedziałem, a młody postanowił pójść ze mną.

-No co? Może na mój widok zrezygnuje z wizyty.- pokiwałem lekko głową, ale nic nie powiedziałem.

Gdy otworzyłem drzwi doznałem małego szoku. Nie spodziewałem się iż przede mną stanie Kinga. Nie wiedziałem co powiedzieć. Zapytałem, więc jak idiota co tu robi.

-Ja? N-nic... Ja już sobie pójdę może.- szybko chwyciłem ją za rękę, zanim zdążyła coś zrobić.

-Skoro już tu jesteś, to nie wypada mi pozwolić ci odejść bez choćby poczęstowania cie herbatą.- spojrzała na mnie tymi jej cudownymi zielonymi oczyma. -O-oczywiscie...- kurcze zająknąłem się. -twoja przyjaciółka również, powinna się zatrzymać.-

-Przepraszam, lecz ważne sprawy mnie wzywają. Muszę iść. Pa.- wszyscy się z nią pożegnaliśmy.

-Dlaczego ona może iść, a ja nie?!?!- kocham jak się tak denerwuje.

-Nie bądź taka... Złość piękności szkodzi.- prychnęła, a ja uśmiechnąłem się. -A to jest mój młodszy brat.- powiedziałem do dziewczyny.

-Miło mi, jestem Masaru.- powiedział mój braciszek unikając kontaktu z mym przyjacielem.

-Mi również, a ja nazywam się Kinga.- uśmiechnęła się promieniście, zapatrzyłem się, a mój kumpel mnie szturchnął.

-Co tak stoisz? Myślisz, że nam tu tak fajnie na dworze?- powiedział uśmiechając się i wiem czemu.

Wpuściłem ich do werandy i poczekałem, aż się rozbiorą, następnie zaprowadziłem ich przez korytarz, aż do salonu. Kinga była lekko oszołomiona przepychem.

-Ooo... Więcej gratów to chyba nie mogła już tu nastawiać.- wybuchłem śmiechem tak jak i kruk, akurat ja zdecydowanie podzielam jej zdanie.

-Masaru, mógłbyś pójść po ojca.- zgodził się niechętnie.

Kijuro rozsiadł się na fotelu, a gdy Kinga zajęła miejsce na dwu osobowej sofie, natychmiast dosiadłem się do niej.

-Ciebie to już bawi?- spojrzałem na nią udając, że nie rozumiem. -No to. Czemu zawsze się tak zachowujesz jakby...- przerwała.

-Jakby co?- nie odpowiedziała. -Jakbym się w tobie zakochał?- uderzyła mnie w ramie. -Ała...Za co to?- zaśmiałem się.

-Już ty dobrze wiesz.- powiedziała patrząc w drugą stronę.

-Przepraszam... Niestety nadal nie rozumiem.- spojrzała w końcu na mnie.

-Jesteś szalony.- zaśmiała się. -Ale za to cie lubię...- głośne chrząknięcie.

-Czy my wam tutaj przeszkadzamy?- podniosłem wzrok. Kijuro siedział tam, gdzie poprzednio, tyle że z zamkniętymi oczyma i chytrym uśmieszkiem, a obok mnie stała moja rodzina.

-W-wcale!- wykrzyczała i błyskawicznie wstała.

-Tato to jest Kinga. A to mój ojciec Shingo.- przedstawiłem ich sobie.

-O! Rzeczywiście podobni jak dwie krople.- powiedziała odzyskując pewność siebie dziewczyna.

-Ryu, to jest ta dziewczyna o której mi opowiadałeś? No, ta w któ...- przerwał, gdy napotkał mój wrogi wzrok.

-Która co?- spytała zdziwiona. -Wiem, że jesteśmy w przeciwnych drużynach i w ogóle, ale mi to nie przeszkadza, aby lubić pańskiego syna.- uśmiechnęła się się szeroko i chwyciła mnie pod łokieć. -Widzi pan, naprawdę nie gryzę.- ojciec spojrzał na mnie takim dziwnym wzrokiem, a ja poczułem takie gorąco jakbym był rozgrzanym piecem.

-Rozumiem.- uśmiechnął się do niej. -Mam do ciebie małą prośbę... Mogłabyś się zaopiekować moim synem.- ?? -On jest czasem taki nierozważny.- przenosiłem co chwila wzrok z jednego na drugie.

-Jasne, że mogę. Tylko nie wiem, czy potrafię, choć siebie przypilnować.- zaśmiała się lekko zakłopotana.

-Nie szkodzi, ja ci zaufam.- położył jej rękę na ramieniu, a ona spojrzała mu w oczy. -Pokładam w tobie zaufanie.-

-Yy dobrze postaram się.- uśmiechnęła się i chrząknęła. -Melduję się na rozkaz panie kapitanie.- stanęła na baczność.

-Spocznij.- chyba udzieliła mu swój nastrój. -A ty czemu milczysz?- zwrócił się w moją stronę. -Akceptujesz ją?- uśmiechnąłem się zaczepnie w jej kierunku.

-Ona doskonale wie, że całkowicie akceptuję wszystko to co z nią związane.- otworzyła szeroko oczy.

-Idiota! E... Przepraszam, że się uniosłam.-

-Ja ci wybaczam.- podniosłem jej dłoń, a ona ją wyrwała z mego uchwytu.

-Nie ciebie przepraszałam!- skrzyżowała ręce.

-Zawsze trzeba mieć nadzieję.- prychnęła. A my przeszliśmy do luźnych tematów.

Wszyscy byli w nadzwyczaj dobrych humorach. Nawet Kijuro z Masaru się tolerowali. Kinga zaproponowała grę w pokera.

-To może rozb...- … ten jak zwykle.

-Nie, nie może być.- powiedziała stanowczo Kinga.

Zdecydowanie muszę przyznać, że jest dobra, jednak mój ojciec jest bardziej doświadczony. Zakończyło się, więc jego wygraną.

-Panienko, nie spodziewałem się, że możesz potrafić tak grać. Nie spodziewałem się zaznać takiego talentu. Wstyd chłopaki. Tak się dać ograć.- powiedział w świetnym nastroju.

-E tam, jaki talent...- zmieszała się.

Mojemu bratu zaburczało w brzuchu, sam też zresztą zgłodniałem. Postanowiłem, więc przygotować podwieczorek/kolacje. Wszyscy przyznali prym temu pomysłowi, a Kijuro udał się do kuchni ze mną, aby mi pomóc i pewnie przy okazji pogadać. Wstaliśmy, więc i udaliśmy do celu. Ja wyjąłem ciasto czekoladowe i ułożyłem je na tacy, a mój kompan nastawił wodę w czerwonym czajniku.

-Stary.- spojrzałem na rozmówce, który miał szeroki uśmiech na twarzy. -Nie wiem, jak skomentować wasze relacje. Tak blisko, a tak daleko.- posłałem mu tylko zirytowane spojrzenie. -Spokojnie. Muszę przyznać też, że tylko z tobą sobie na tyle pozwala. Mnie by już dawno odgoniła bez gadania za takie zachowanie. I uprzedzam iż możesz się mną już nie przejmować. Powiedzmy, że mam już kogoś innego na oku.- przewróciłem oczyma. -Ale mówię poważnie.-

-Czy mi się zdaje, czy ty ogólnie czujesz się lepiej. No wiesz, jeśli chodzi o twoje brzemię.-

-Całkiem możliwe.- uśmiechnął się. -Twoja dziewczyna...- fala gorąca. -...jest rzeczywiście wyjątkowa. To dzięki niej odczuwam teraz ulgę. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to tylko chwilowe rozwiązanie, lecz przynajmniej mam umysł wolny od tego spaczenia...- zmienił ton na weselszy. -No i przez nią, poznałem bliżej cudną dziewczynę. Dlatego do boju! Masz ją zdobyć.-...- I mieć dużo dzieciaków.- wtf?! -Nie no, żartuje. O woda się gotuje.- zgasiłem, więc płomień.

Zalałem zieloną herbatę dla mnie, mego przyjaciela i Kingi, a dla reszty towarzystwa kawę zbożową. Mój przyjaciel wziął talerzyki i łyżeczki, ja zaś przyniosłem pokrojone w kostki i ułożone na srebrnej tacy ciasto.

-Wow! Jaki zapach. Już nie mogę się doczekać, aby spróbować.- powiedział młody.

-Ja też. Zdecydowanie kocham twoją kuchnie.- powiedziała z uśmiechem na ustach dziewczyna, wprawiając mnie teraz już w błogi nastrój.

Wróciłem po kubki z herbatą, a kruk po te z kawą.

-”Zdecydowanie kocham twoją kuchnie”...- powiedział z tym jego tonem, na progu, ja zaś odstawiłem napoje i usiadłem ponownie koło dziewczyny.

-Skoro to już wszystko możemy zaczynać. Najpierwej panie. -powiedział ojciec i zaczął nakładać każdemu po kawałku.

Wydaje mi się, że każdemu zasmakowało. Tak lubię, jak innym smakuje moja kuchenna praca. Poczułem delikatną dłoń na barku.

-Chyba cieszy cie jak inni doceniają co robisz.- uśmiechnęła się.- Prawda?- przymknęła oczy, a moje serce zaczęło bić ja szalone...

-A więc, znasz moje sekrety... Co jeszcze możesz o mnie powiedzieć?- wyszeptałem w jej kierunku i pogłaskałem ją po głowie.

Kocham jej włosy, są takie miękkie, im dłużej się je dotyka, tym bardziej nie ma się ochoty ich zostawić. Zacząłem powoli zbliżać twarz do jej głowy, dopiero tuż nad czubkiem głowy zostałem wyrwany z tej jakby hipnozy, jak poczułem jej zapach. Zdjąłem rękę z jej głowy. Jestem idiotą! W tym czasie pozostali, chyba na siłę zaczęli rozmawiać o sporcie, w ogóle nie patrząc w naszą stronę.

-Dobra, będę się powoli zbierał.- powiedział kruk patrząc na pozłacany zegar, stojący na jednej z mahoniowych półek na ścianie.

-J-ja t...- wyjąkała i wstała z kanapy po czym lekko, dla otrzeźwienia uderzyła się twarz. -Ja też już idę.- powiedziała teraz całkiem czysto. -Przepraszam za to.- ponownie odegrała uderzenie i uśmiechnęła się. -Musiałam się pozbyć pewnych, natrętnych i bardzo nierealnych myśli.- ?! wszystko niby rozumiem, ale czemu nierealnych...

-No to może wszyscy wyjdziemy razem? O ile się nie mylę, za niedługo powinien być pociąg. Prawda Masaru?- powiedział ojciec do brata, a ten przytaknął. -No oczywiście jeśli się zgadzacie.-

-Ja mogę na was poczekać i wyjść razem, ale szczerzę nie chce mi się was odprowadzać na dworzec.-

-A ja chętnie odprowadzę, bo i tak jest po drodze, choć nie będę tam na przystanku stała.- dodała bez wahania.

-I słusznie, bo znowu będziesz chora.- uśmiechnąłem się. -Gdyby jednak znów potrzebowałaś pomocy, już się zgłaszam na ochotnika.-

-Nie mam ochoty, aby ktoś znów mnie niańczył. Poza tym, to co się dziś ran...- westchnęła. -Nie ważne chodźmy już.- zauważyłem jej zmianę nastroju.

Nie chcąc jej męczyć udałem, że mnie to nie obchodzi. W lepszym czasie spróbuję jej się wypytać. Wstałem i stanąłem obok niej, po czym lekko ją pchnąłem do przodu. Spojrzała na mnie pytająco.

-No co? Stoisz tak jakbyś... Ooo czyżbyś postanowiła zostać ze mną na noc.- chyba udało mi się ją wyrwać z jakiś okropnie ciężkich przemyśleń.

-Chciałbyś.- powiedziała z powracającym do niej humorem i ruszyła za innymi, aby ubrać wierzchnie ciuchy.

-A co jeśli powiem, że naprawdę bym chciał?- uśmiechnąłem się szeroko idąc za nią.

-Ty to jednak jesteś dziwakiem.- pokręciła powoli głową.

Ubraliśmy się wszyscy, następnie wyszliśmy i zakluczyłem drzwi. Kijuro po pożegnaniu się od razu ruszył w swoją stronę.

-Nie wydaję ci się, że teraz jest jakby hmm... mniej pochłaniający?- powiedziała chwytając mnie za ramię.

Mój brat, wraz z ojcem szli parę kroków przed nami. Wiatr był silny i wiał nam na twarz utrudniając oddychanie, a mrok zimowych, wczesnych nocy odganiały poustawiane po obu stronach jezdni lampy uliczne.

-Rzeczywiście. Podobno to twoja zasługa. Jestem ci naprawdę wdzięczny za pomoc.-

-Yyy... E tam. Nie przesadzaj, ja sama chciałam, aby poczuł się lepiej.- powiedziała zakłopotana, lecz z szczerym uśmiechem, który przeszywał moją duszę na wskroś.

-Tylko czemu się z nim spotkałaś? Teraz czuję się zazdrosny. Ja też chcę się z tobą gdzieś spotkać.- zrobiłem smutną minę i próbowałem zbliżyć twarz do niej.

-Weź sobie nie myśl, że uzgadniałam z nim jakieś spotkanie.- odsunęła moją głowę nie puszczając mego ramienia. -I jaki zazdrosny? Wczoraj to żeś cały dzień ze mną przesiedział.- zaśmiała się. -Mało ci?!- nic nie odpowiedziałem.

Wkrótce dotarliśmy do celu. Dziewczyna pożegnała się z nami i wraz z jej towarzyszką, która przez cały czas milczała i ruszyła w dalszym kierunku. Obserwowałem ją, aż zniknęła za rogiem. Po czym poczułem rękę na ramieniu.

-... słuchasz ty?- powiedział mój brat i westchnął. -Powtórzę. Tata ma pociąg za 15 minut. Chodź do środka, a nie tak stoisz.- poszedłem za nim.

W środku, tuż przy drzwiach na peron, na jednej z plastikowych niebieskich ławek siedział mój ojciec. Ruszyliśmy więc, aby dołączyć do niego. Usiadłem obok niego, a młody obok mnie (czyli zostałem na środku).

-Dobra, synek. Kiedy ślub?- wtf?! -Nie no żartuję. Ale mógłbyś się pospieszyć i przedstawić dziewczynę babci. Ja ją akceptuje. Trochę dziecinna, lecz jak patrze na ciebie to taki dorosły też nie jesteś. Żeście się dobrali...-

-No weź mu nie truj.- powiedział Masaru i klepnął mnie w plecy i ojciec ruszył w jego ślady.

Przegadaliśmy cały czas w oczekiwania na pociąg. Odprowadziłem ich do samego wejścia do pojazdu i pożegnałem się z rodziną. Kiedy tylko pociąg się oddalił, poczułem się samotny. Chyba po raz pierwszy pomyślałem, że będzie mi ich towarzystwa w jakiś sposób brakować. Uśmiechnąłem się i powróciłem powolnym krokiem do mieszkania przynajmniej teraz wiatr wiał od tyłu.

 

Kinga

 

-Kinga? Co ty tu robisz?- zapytał z nutką ekscytacji wymieszaną z podenerwowaniem w głosie.

Taa... poczułam się głupio. Co ja tu robię?! To dobre pytanie. Próbowałam się wymigać i odejść, a najlepiej wybiec. Niestety zastałam niemal błyskawicznie zatrzymana przez gospodarza. Poczułam się opuszczona przez moją kumpelę, ale nie dziwię się jej. Po pożegnaniu się Ryu przedstawił mi jego brata. A więc miałam racje co do jakiegoś podobieństwa, jakie wyczułam między nimi.

Po wejściu zdjęliśmy wierzchnie odzienie i weszliśmy w głąb. Od razu zauważyłam przepych który tu panował. Boże..., tego dokładnie się po Emmie spodziewałam. Nie dość, że byłam w pomieszczeniu z samymi osobnikami płci przeciwnej, to jeszcze to otoczenie... Jak mam się tu czuć wyluzowana. Nie mogąc się powstrzymać skomentowałam to co widzę. Na szczęście chłopcy przyjęli to z uśmiechem, czym wprawili mnie w lepszy humor.

Usadowiłam się na wyglądającej na najbardziej wygodną sofie. Kocur zaś natychmiast dosiadł się z tym jego uśmiechem. Spytałam czy go to bawi, to zaczął zgrywać idiotę... Tak bardzo wciągnęłam się w jego gierki, że straciłam kontakt z otoczeniem, do czasu aż usłyszałam donośny głos mężczyzny. Natychmiastowo wstałam i zaprzeczyłam jego słowom, być może nawet zbyt szybko...Człowiek, który stał przede mną był ojcem kocura. Rzadko się zdarza, aby dziecko było tak podobne do rodzica.

Nie wiem, co Ryu mówił o mnie, ale chyba chodzi o to, że jesteśmy w innych grupach. Zaczęłam tłumaczyć iż mnie to nie obchodzi, bo i tak lubię tego wariata. Odpowiedzią na to była nietypowa propozycja ze strony mężczyzny. Nie wiedząc co powiedzieć zgodziłam się. Pewnie się martwi o syna, poza tym może się odwdzięczę za jego pomoc jakoś mu pomagając.

Co za kretyn... Dlaczego on mówi takie rzeczy przy innych? Ktoś może sobie coś pomyśleć. Jeszcze udaje, że nie wie o co chodzi. Raczej śmiem wątpić, aby chciał by inni kojarzyli go ze mną, a już na pewno nie chciałby być nazwany kimś więcej niż moim przyjacielem...

Zaproponowałam grę w pokera i o dziwo wszyscy się zgodzili. Naprawdę ta gra mnie wciągnęła i po raz pierwszy od dawna spotkałam kogoś tak dobrego jak pan Shingo. Po skończeniu zostałam przez niego pochwalona za grę i aż mi się głupio zrobiło. Nie myślałam, że ten człowiek mnie pochwali.

Brat gospodarza zgłodniał, czym upomniał się jego żołądek. Na szczęście mój mnie jeszcze nie zdradził, lecz przyznać muszę, że też bym coś przekąsiła. Dwoje przyjaciół poszło do kuchni zostawiając mnie z rodziną Ryu.

Nie no, są tacy podobni ojciec i syn. Zabawne. Rozmyślania przerwało mi pytanie.

-Co panienka sądzi o moim synie? Mam nadzieje, że nie zrobił nic głupiego.- spojrzałam na mężczyznę.

-Nie, nie. Nic nadzwyczajnego nie zrobił.- uśmiechnęłam się.- Chociaż wydaje mi się, że lubi się ze mną droczyć. Tylko zupełnie nie wiem czemu...- mężczyźni spojrzeli po sobie.

-A nie myślałaś, że możesz się mu podobać?- spojrzałam na nich zdziwiona.

-Nie. Heh ja zdecydowanie nie mogę się mu podobać. Pan sobie nawet tak nie żartuję. Wiem jak wyglądam i jak się zachowuje, a to nie przyciąga facetów. A szczególnie nie powinno kolesia, który ma duże powodzenie u dziewczyn.- rozmówca nie przerywał patrzenia na mnie, więc zaczęłam gestykulować.- A-ale to nie tak, że nie lubię pana syna, czy coś w tym stylu...- powiedziałam patrząc mu w oczy.

-Aaa.- chrząknął. -Rozumiem, a co o nim sądzisz?- heh ten ojciec chce wiedzieć chyba wszystko o otoczeniu jego dziecka.

-Ja bardzo go lubię. Mogę się przy nim: zachowywać naturalnie, mówić co myślę i nie muszę się bać iż mnie odrzuci. Poza tym mamy podobne poczucie humoru. Chyba mogę nazwać go przyjacielem.- kiwnęłam przytakująco głową.

Chłopcy przynieśli z kuchni ciasto i napoje. Brat mojego nowo określonego przyjaciela wykazał entuzjazm na widok jedzenia, a ja dołączyłam do niego. Nawet Iskra leżąca na podłodze w ciszy uniosła łeb czując zapach. Najstarszy człowiek w pokoju nałożył każdemu porcje. Oczywiście ciasto było tak dobre jak się spodziewałam. Ba, nawet lepsze. Nie wiem jak on to robi. Irytuje mnie to, że jest we wszystkim ode mnie lepszy... ale ten smak mi to rekompensuje.

Zauważyłam, że chyba lubi, gdy innym smakują jego dania i podzieliłam się tym spostrzeżeniem z nim, aby mieć pewność. I wtedy on zachował się strasznie dziwnie. Szeptem i tym jego zadziornym głosem spytał czy znam jego sekrety. ?! Co za... Po czym poczułam jego dłoń na głowie. Natychmiast odleciałam.

Znaczy, stałam się jakby nieobecna. Nie wiem czemu tak dziwnie zareagowałam. Coś mi mówiło, aby go szybko za to zbesztać, ale nie mogłam się ruszyć. Pochyliłam, więc głowę żeby choć trochę ukryć moje zażenowanie i pewnie czerwoną twarz. Moje serce biło bardzo szybko, już miałam się ocknąć i uciec, ale nagle chłopak przestał. Nie powinnam myśleć o tym w żaden sposób. Spokojnie Kinga. Wiesz, że to głupie. Nie wolno ci myśleć w takich kategoriach o żadnym chłopaku...

Po chwili Kijuro oznajmił, że musi się już zbierać i od razu skorzystałam z okazji, aby się wymknąć z tego pomieszczenia. Wstałam i z tego poddenerwowania zająknąłem się i dla otrzeźwienia uderzyłam w twarz. Taa musiało to wyglądać co najmniej dziwnie. Szybko więc wytłumaczyłam się. Tyle że mam wrażenie, iż to tylko wzmocniło „wyjątkowość” sytuacji.

Szybko ustaliliśmy, że wyjdziemy razem. Choć „kruczy chłopiec” postanowił się od razu rozdzielić. Nie dziwię się mu, zresztą zaskoczył mnie, że tyle godzin wytrzymał tuż obok człowieka którego nie trawi. Trochę podroczyliśmy się z kocurem (to już norma chyba) i nagle wróciłam do dzisiejszego poranka. Zastygłam w bezruchu, z tego stanu zaś wyrwało mnie pchnięcie wymienionego poprzednio. Zdziwiona spojrzałam na niego oczekując odpowiedzi na zadane w myślach pytanie „jak śmie mnie popychać.”

Ten wariat jak zwykle swoim zachowaniem przywrócił mi dobry nastrój. Nie wierze, że tacy ludzie chodzą po ziemi. Zaczęłam się uśmiechać. Ubraliśmy się, wyszliśmy z domu i pożegnaliśmy z przyjacielem gospodarza. Po czym wszyscy skierowaliśmy się w stronę dworca. Wiatr wiał mi w oczy utrudniając poruszanie się i swobodne oddychanie. Postanowiłam skorzystać więc z siły mojego najbliżej stojącego towarzysza i chwyciłam go za ramie zaczynając rozmowę na temat Kijuro.

Nie spodziewałam się, że już coś wie na ten temat. Musieli sobie w kuchni porozmawiać. Tylko czemu mi dziękuje, prawie nic nie zrobiłam. Chciałam tylko pomóc. Spojrzałam na niego lekko zakłopotana i napotkałam dziwne spojrzenie z jego strony. Ten kretyn znów pewnie chciał się zabawić moim kosztem udając, że chce mnie pocałować czy coś w tym stylu, ale ja się nie dałam i ze spokojem odsunęłam jego twarz. Tłumacząc się... sama nie wiem czemu.

Dlaczego mi nie opowiedział na moje ostatnie pytanie?!!?! Głowiłam się nad powodem i nawet się spostrzegłam, kiedy dotarliśmy na dworzec. Pożegnałam się z grupą i razem z milczącą lisicą udałam się w stronę domu. Tak naprawdę miałam ochotę biec jak najprędzej. I powstrzymywałam się od tego resztkami sił. Choć jak tylko skręciłam w bok, przyspieszyłam kroku i już chwilę później znalazłam się w ciepłym mieszkaniu. Wzdychając ciężko na wejściu. Kaori przywitała mnie szczeknięciem i podeszła oczekując poklepania po pysku. No tak, nie powinnam jej karać za jej pana.

-Może by...- powiedziała niepewnie suczka.

-Nie, nie zdejmę mu zakazu. Mam nadzieję, że rozumiesz.- nic nie odpowiedziała i z podkulonym ogonem poszła do pokoju mego „ukochanego” ochroniarza...

Rozebrałam się i odwiesiłam kurtkę na wieszak, a Iskra pobiegła od razu na górę. Porównując oba „mieszkania kandydatek” to chyba są dosłownie lustrzanym odbiciem, lecz tu jest zdecydowanie luźniej. Nie ma takiego przepychu i bogactwa. Mnie już po krótkiej wizycie głowa od tego puchła.

-Biedny kocurek.- powiedziałam cicho na głos.

Aby się rozgrzać zrobiłam sobie kubek gorącej czekolady i parę tostów, po czym udałam się z nimi do salonu. Rozsiadłam się wygodnie na czarnej kanapie, puszczając uprzednio utwory z wieży i pałaszując posiłek. Próbowałam przeanalizować dzień dzisiejszy. Zatraciłam się w przemyśleniach, aż moje dwie towarzyszki wskoczyły na siedzenie obok i szturchnęły mnie. Mój wzrok skierował się ku nim i samoistnie uśmiechnęłam się.

-... Nikt kto jest w dobrym nastroju się tak nie uśmiecha.- powiedziała kotka. -Już co nieco słyszałam, ale może pójdziemy do góry i opowiesz mi wszystko. Ok?- zgodziłam się i zanim opuściłam pomieszczenie wyłączyłam muzykę i zgasiłam lekko błękitne światło.

Po wejściu do pokoju od razu udałam się na łóżko i spojrzałam na towarzyszki, które rozsiadły się na drugim łożu. Westchnęłam widząc nieustępliwość u Hikari. Opowiedziałam więc wszystko ze szczegółami.

-Hmm... Myślę, że trzeba by się zastanowić nad sprawą Kijuro. Nie chciałabym, aby ktoś obcy siedział we mnie.- powiedziała kotka.

-Co nie? Też tak sądzę, ale wiem, że nie mam takiej mocy. Poza tym chyba spotkałam tego demona.- spojrzały na mnie uważnie. -Wtedy, gdy zostałam uwięziona w krainie snów. To musiał być on. Te czarne oczy i sam wspominał coś o jego ludzkim pojemniku.- kurcze musiało mu być naprawdę ciężko.

-Podsumowując. Na razie zrobiłaś co mogłaś. No, a może z tego co mówiłaś, Tamiko będzie w stanie zrobić coś więcej.- spojrzałam z uśmiechem na rozciągające się „zwierze”.

-Też bym chciała, wydaje mi się że dobrze się dogadują i ten kruk jakiś taki zaangażowany. Zdecydowanie będę się starała im pomóc.-

-...Powiedz mi jak to możliwe, że jeśli chodzi o innych, to ty zauważasz takie szczegóły. A jak ktoś się stara o ciebie w nawet bardziej otwarty sposób, to jesteś na to głucha.- patrzyłam na Hikari, która teraz pożerała wzrokiem.

-O czym ty mówisz? Nikt się o mnie nie stara...-przypomniał mi się ten wzrok Ryu.. -Nie!- pokręciłam stanowczo głową. -Nie możliwe, aby tak było. Po prostu nic takiego się nie wydarzy. Nie bawią mnie takie komentarze. Idę się kąpać.- wzięłam piżamę i poszłam do łazienki.

Nalałam sobie wodę do białej, wmurowanej wanny i weszłam do niej. Po szybkim umyciu postanowiłam się rozluźnić w wodzie. Leżąc tak mój wzrok leniwie, przeszukiwał pomieszczenie próbując znaleźć punkt zaczepienia. Zaczynając od beżowych drzwi łazienkowych z klamką w kolorze złota, poprzez śnieżnobiałą umywalkę i lustro z przyrządami do szybkiego mycia jak: szczoteczka, mydło, pasta i kończąc na plastikowym, błękitnym koszu pełnym rzeczy do prania.

-O właśnie, pranie...- powiedziałam cicho do siebie i przyjrzałam się pralce.

Super nie umiem się z tym zbytnio obchodzić, lecz to nie znaczy, że nie spróbuje tego zrobić bez pomocy innych.

-Pomoc...- kurcze, ale mnie to wkurza, że ten kocur mi musiał pomagać.

Uderzyłam pięścią w wodę. No, choć nie zmienia to faktu... Akurat była to pomoc nad wyraz skuteczna. Dodatkowo muszę przyznać iż naprawdę dobrze się bawiłam spędzając z nim czas. Taaak, ale to nic nie znaczy. On na pewno chciał pomóc koleżance. I się ze mną tylko droczy. Bo to by nie miało sensu. Westchnęłam.

-Sama już nie wiem. Chyba wpadam w jakąś pułapkę.-powiedziałam wychodząc z wody. -Tego wszystkiego jest za dużo na jeden raz. Nie wiem jakim cudem nie zwariowałam. Nagle okazuje się, że mam jakieś moce i duchowego towarzysza, ochroniarza, potem ten lisi-człowiek, pocałunek!! i Ryu, który się dziwnie zachowuje już od jakiegoś czasu.-

Przebrałam się i z prowizorycznym turbanem z ręcznika na głowie opuściłam łazienkę. Hikari spała już na jej łóżku, a Iskra przywitała mnie skinieniem. Nagle zrobiło mi się głupio, że je tak nagle bez słowa zostawiłam.

-Ja przepraszam za siebie. Wiem, że was mogłam zranić. Jestem zerem, tylko krzywdzę innych i w ogóle.- usiadłam ze spuszczonym wzrokiem.

-Przestań tak mówić. Po prostu zaskoczyłaś nas. Patrz na mnie.- podniosłam wzrok. -Widzisz nie jestem zła. I nie, Hikari też nie jest. Sama się bała, czy ciebie czymś nie skrzywdziła.-

-Nie, to nie jej wina. To ja jestem po prostu dziwna. Tak.- zaśmiałam się nerwowo, ale cicho by nie obudzić śpiącej. -Jestem niemalże chłopakiem w skórze dziewczyny. Więc jaki chłopak zakochał by się w kimś takim. Nie ważne kończmy temat.- urwałam rozmowę i położyłam się spać.

Rankiem obudził mnie mój elektroniczny budzik, o krwisto czerwonych cyfrach. Niechętnie przyszykowałam się ubierając pierwsze lepsze ciuchy. Zjadłam kromkę chleba i drugą zrobiłam sobie na później. Nie spotkałam „pieska”. Chyba naprawdę nie jest w stanie nic zrobić przeciw memu słowu. Niby już to przetrawiłam, ale jeszcze jeden dzień na odległość nie zaszkodzi.

Droga była strasznie zaśnieżona. Śnieg sięgał mi niemal do pasa. Nie pamiętam by taka zima kiedyś tutaj była. Nie myśląc o tym więcej brodziłam w tym śniegu i parłam do przodu, z wielką ulgą docierając do celu. Zdjęłam zimowe odzienie włącznie z butami, które przebrałam na szare trampki. Niedługo po mnie dotarła Tamiko.

-Widzę, że dziś na szaro jesteś cała.- zaśmiała się, wprowadzając mnie w ten sam stan sucha co ona.

-No wiesz, siedziałam 2 godziny nad tym strojem.- wybuchłyśmy śmiechem rozmawiając o wszystkim i o niczym.

Przechodząc obok drzwi dyrektora, przypomniałyśmy sobie o pomocy w organizacji balu.

-Dobra, to po pierwszym wykładzie idziemy się spytać co i jak.- zgodziła się i udałyśmy się pod salę.

-Kinga!!- podbiegł do nas Keiichi. -Jesteś już zdrowa?- obróciłam się dookoła własnej osi z szerokim uśmiechem na twarzy.

-Jak widzisz.- zaśmiałam się. -O i do naszej grupy dołączy dziś Tamiko.- spojrzał na nią z uśmiechem.

-Więc też jesteś wyjątkowa? Zresztą nie dziwię się. Prawda, że Kinga jest cudowna.- …

-Przestań tak mówić.- powiedziałam lekko zmieszana. -O wykładowca już jest.- zmieniłam szybko temat i ruszyłam w stronę klasy.

Przez cały wykład byłam skupiona. Zresztą niedługo są zaliczenia... Po wyjściu z klasy zostałam „zaatakowana” przez co drugą osobę. Wszyscy chcieli, abym się podzieliła moimi notatkami. Serio?!

-Nie polecam moich, bo strasznie nie wyraźnie piszę w dodatku skrótami zrozumiałymi tylko dla mnie. Weźcie może od... Wiem! Satoru. On wszystko ma zawsze idealnie...- powiedziałam z lekką ironią w głosie.

-Taa.. Tyle że on jest dziwny.- powiedział ktoś z tyły. -Dokładnie. Boję się go zapytać.- powiedział inny. -Kinga ty jesteś odważna. Może załatwiłabyś nam?- powiedziała dziewczyna o imieniu Ami, która nie wyróżniała się niczym specjalnym.

-Wy to macie problemy.- westchnęłam donośnie. -Zrobię to dla was tchórze.- przeleciałam pogardliwym spojrzeniem po chłopakach z klasy i dołączyłam do Tamiko i Keiichiego.

-Ty naprawdę chcesz go o to prosić? Przecież wiesz, że z nikim nie rozmawia.- spojrzałam na przyjaciółkę.

-Wiem, czy nie wiem, ludzie mi zawierzyli. No i nie poddam się tylko dlatego, że będzie trudno.- uniosłam zaciśniętą pięść, a chłopak dotąd milczący położył dłoń na mej pięści.

-Wiadomo! Jesteś zbyt cudowna, aby się łatwo poddać. Na pewno nam się uda, zrobimy to razem...- ale chłopaka poniosło.

-Eee... nie entuzjazmuj się tak bardzo czymś takim.- chłopak się trochę zmieszał.

-Przepraszam.-

-Tamiko chodźmy najpierw do Vice.- jak powiedziałam tak zrobiłam.

Jak zwykle na holu panował gwar. Przecisnęłyśmy się przez grupki ludzi i stanęłyśmy przed oczekiwanymi drzwiami.

-Czasem dziwię się jak to możliwe, iż wszyscy mają przerwy w podobnym momencie. Myślisz, że profesorzy chcą ze sobą poplotkować?-

-A wiesz, że się nie zastanawiałam, ale całkiem możliwe.- spojrzała na mnie rozbawiona. -To pukamy?- przytaknęłam i jednoczenie uniosłyśmy ręce, lecz drzwi otwarły się zanim zdążyłyśmy coś więcej zrobić. Keichii stanął z tyłu.

-... to żegnam panią. Dziękuję za szanse. Do widzenia.- no nie wierzę, Serio?! Emma również?

-Ooo... dziewczyny wy też w sprawie pomocy?- powiedziała pani Kusakabe, z jakimś dziwnym, bo przecież rzadko spotykanym uśmiechem.

-Dokładnie. Rozmawiałyśmy już wcześniej na ten temat.- chwilę się zamyśliła.

-A tak pamiętam. No wiecie przed chwilą wasza koleżanka, ogłosiła że zajmie się muzyką i ma jakąś tam kuchnie, lecz brakuję kucharza od słodkości. No wiecie o co mi chodzi.- potwierdziłyśmy. -Więc może zajmiecie się ozdabianiem sali? Nigdy za mało rąk do pomocy.- spojrzałyśmy po sobie

-Oczywiście, a i chyba mamy kandydata na kucharza. Tylko nie wiem, czy się zgodzi...- Tamiko kontynuowała.

-Może być pani pewna, że mamy.- kobieta kiwnęła głową. -To kiedy będą stroić sale?-

-No myślę o tym, aby w piątek skończyć szybciej zajęcia. Więc zaczęlibyśmy już od 10-11 godziny. Możecie też kucharzowi przekazać, że może przyjść i przygotować posiłki w naszej kuchni. Wszystkie potrzebne składniki zostaną mu dostarczane bez kosztów. To wszystko panienki.- powiedziała Vice-dyrektor.

-Jeszcze jedno, czy kolega też mógłby pomóc?- wskazałam na chłopaka, który z nami przyszedł.

-Nie widzę problemu, ale panie „kolego” mógłbyś sam o siebie pytać, a nie dziewczyny do tego angażujesz.- uśmiechnęła się do nas.

-Dziękujemy pani.- kobieta ponownie weszła do gabinetu, a my rozpoczęłyśmy rozmowę.

-Jeszcze niecałe pół-godziny przerwy. Aaa... no właśnie, miałaś jeszcze pogadać z Satoru.- powiedziała Tamiko

-Kurcze, niemal zapomniałam... Keichii może wiesz, gdzie on zazwyczaj przebywa?-

-Całkiem możliwe chodźcie za mną.- wyjął pęk kluczy i włożył w pierwsze drzwi. -Nie bójcie się to w 100% bezpieczne.- jednak ujął nas za dłonie.

-Nikt nas nie zobaczy?- posłał mi uśmiech.

-Postaw chwilową barierę. Wiem, że umiesz.- no rzeczywiście, uderzyłam się lekko w czoło.

Zrobiłam tak jak powiedział. Iskra, która dopiero co dołączyła do nas, wskoczyła mi na ramie i wkroczyliśmy w wir. Stanęliśmy przed jakąś kamienną, porośniętą mchem grotą, zaś nad nami jaśniało słońce. Przewodnik zakręcił kluczem w zamku dziwnych drzwi prowadzących do groty i już byliśmy w miejscu, gdzie siedział samotny chłopak z nosem w książce. Przeszliśmy przez ten obraz i pojawiliśmy się tuż przez drzwiami do pomieszczenia, znajdującego się w nieużywanej części szkoły.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • DarthNatala 30.04.2016
    Na dzisiaj koniec :P
  • Kociara 30.04.2016
    Ta część tak samo świetna jak poprzednie :D
  • DarthNatala 30.04.2016
    Tylko że ja nie rozumiem, dlaczego one niby są świetne?
  • Kajamoko 30.04.2016
    Boskie ^,^ będę czekać na następne ;*
  • Kajamoko 01.05.2016
    O jejku
    Jest 1 maj godzina 0:46 a ją nie śpię i co chwila sprawdzam
    To chyba podchodzi pod obsesję xD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania