Zemsta smoka (reboot) - Rozdział 3

Rozdział 3 – Obietnica

To co się przydarzyło Oli i Johnowi to zaledwie jedna z wielu przygód jakie przeżywali. Oboje są dobrze znani w mieście, nie było dnia w którym nie zrobili czegoś z czego ich rodzice musieli ich tłumaczyć. Młodsi widząc ich wybryki mieli świetny ubaw, ale najpewniej śmieli się z nich samych, a nie z tego co robią. Dorośli natomiast krytykowali ich zachowanie i powtarzali jak źle są wychowani. Poza spotkaniami w mieście John i Ola uczęszczają razem do tej samej szkoły publicznej. Szkoła należy do miasta Rose, które dało pozwolenie Karolowi na wybudowanie jej na terenie Norvin. Nasza dwójka nawet tam nie potrafiła oprzeć się wybrykom. Karol i Piotr byli często wzywani do szkoły przez ich żarty, takie jak wsypanie środka przeczyszczającego nauczycielowi zielarstwa do kawy.

Słońce znikało za horyzontem, powietrze stało się chłodniejsze, a ulice stopniowo się uspokajały. Dzieciaki przestały ganiać między domami, robotnicy zakończyli pracę na dzisiaj i każdy ruszył w swoją stronę. Wszyscy powoli wracali do swoich ciepłych domów. Okna po kolei rozświetlało jasne światło, a z kominów kopcił się szary dym. John stał właśnie przed lustrem przeczesując palcami swoją grzywkę. Nie ważne ile razy to zrobił nadal nie podobała mu się jego fryzura. Oprócz tego chłopak wyglądał na zaniepokojonego i zastygał w jednej pozycji co jakiś czas będąc wpatrzonym w jeden punkt.

John oparł się obiema rękoma o mały stolik stojący pod lustrem wiszącym na ścianie po prawej stronie od drzwi. Opuścił głowę. To co się stało przez ten dzień bardzo go zaniepokoiło... Cały czas widział reakcję swojego taty oraz Piotra gdy pytał się o list? Czym był ten list? Na pewno nie był związanym niczym z architekturą. Norton spojrzał na swoje odbicie. Zawsze jak się denerwował jego czoło rosił pot, tak było i w tym przypadku. Jedno pytanie go męczyło... Czy jego tata nie wpakował się w coś poważnego? Spojrzał przez okno za nim i zobaczył rozgwieżdżone niebo, które zakrywały ciemne chmury. To nie wróżyło zbyt dobrze... Wyprostował się. Przetarł dłonią twarz i spojrzawszy na odbicie w lustrze poprawił swoją koszulę. Westchnął i odwrócił się w stronę wyjścia. Nagle drzwi otworzyły się i o mało nie uderzyły chłopaka w nos. John odskoczył do tyłu do póki nie zobaczył w progu swojej mamy telepiącej się z zimna. Miała zarzuconą na sobie torbę oraz trzymała w ręku dwie siatki wyładowane jakimiś składnikami.

- O matko jak zimno! – Krzyknęła wchodząc do domu i zamykając chłodne powietrze za drzwiami.

- Mama? Już wróciłaś? Myślałem, że wrócisz jutro... – John wyjąkał zmęczonym głosem i wytarł przy tym rękawem pot z czoła.

- Ja też.. – Elie zdjęła swoją skórzaną torbę zarzuconą na ramię i położyła ją na stoliku. – Ale przez te budowy wiele atrakcji było zamkniętych, no i ta pogoda... Tak nagle zrobiło się tak chłodno i pochmurnie... Wolałyśmy nie natknąć się na deszcz... – Podeszła do Johna i pocałowała go w policzek – Cześć synku. – Ruszyła dalej z zakupami w stronę kuchni – Kupiłam parę smakołyków! Dzisiaj na kolację będzie choć raz co innego niż ryba.

- A co takiego? – Zaciekawiony John ruszył do kuchni.

- Zobaczysz, zobaczysz... - Położyła torby na szafkach ustawionych wzdłuż całej ściany na przeciwko zasłony. Podeszła do jednej i zaczęła wyciągać z niej różnego rodzaju owoce i porcje surowego mięsa. - Wiesz może gdzie jest Karol?

- Tata? Myślałem, że się spotkaliście... Ostatnio widziałem go parę metrów przed domem...

Elie nie widziała Karola? Ta wiadomość zmartwiła Johna... Gdzie on mógł pójść?

Kobieta odwróciła się do chłopaka – Aha... Znowu błądzi po mieście jak zawsze kiedy ma. „Za dużo na głowie”... – Ponownie zwróciła się w stronę szafek. – Oby wrócił na obiad albo nic nie dostanie.

John opuścił głowę i zamyślił się. W końcu spojrzał na mamę i zrobił dwa kroki w jej stronę – Mamo...

- Słucham! – John patrzył na mamę jakby czekał, aż na niego spojrzy. Kobieta w końcu westchnęła – No mów! Mów. Jestem zajęta ale mów.

- Ok... – Przeleciał oczami po całej kuchni ostrożnie ważąc w myślach każde zdanie jakie teraz powie. Po chwili spojrzał na Elie – Czy... Dla ciebie tata też zaczął się ostatnio... Dziwnie zachowywać?

- Dziwnie? – Zamarła w jednym miejscu, ale po chwili kontynuowała to co robi – Co masz na myśli?

- No... – Chłopak zamilkł... Czy na pewno powinien mamie teraz o tym mówić? – Ostatnio... Jest jakiś nerwowy i zamyślony całymi dniami... Ciągle siedzi w swoich papierach...

- To jest „dziwnie”? – Kobieta powiedziała z uśmiechem – Pewnie też byłbyś taki gdybyś musiał sam zajmować się sprawami całego miasta. Zwłaszcza tutaj... Jak czasem z nim rozmawiam o tym to... – Na chwilę przestała mówić.

- To co? – Niecierpliwił się John.

- To coś czuję, że ze mną na jego miejscu to miasto nie wytrzymało by trzech dni... – Powiedziała z ironią w głosie. John poczuł się zdezorientowany. Tak naprawdę niczego sensownego się nie dowiedział. Mama spojrzała za okno – A tak właściwie to co ty tutaj jeszcze robisz? Dzisiaj ty i Ola nie wychodzicie?

Norton skamieniał. – O kurczę! Zapomniałem! – Gwałtownie odwrócił się i wystrzelił w stronę drzwi. W swoim pośpiechu o mało nie wywrócił się o własne nogi, oraz nie uderzył się o stół. – Wychodzę! – Krzyknął łapiąc się za klamkę drzwi. Gdy je otworzył zobaczył przed progiem Karola, który już wyciągał rękę w stronę klamki po drugiej stronie. John ochłonął widząc obojętne spojrzenie ojca. Mężczyzna wszedł do domu, jego syn zaraz po nim wystrzelił na ulicę trzaskając przy tym drzwiami.

- No w końcu wróciłeś! – Elie wyjrzała zza zasłony – Gdzie byłeś?

Widok żony zaszokował Karola. On podobnie jak John spodziewał się jej powrotu dopiero nazajutrz.

- Elie? Już wróciłaś? – Mężczyzna podszedł do stołu i usiadł na najbliższym krześle.

- Zaledwie parę minut temu... – Powiedziała ironicznie. – Odpowiedz mi na pytanie?

- Ja? – Powiedział zamyślony ocierając dłońmi o swój zarost – Musiałem załatwić pewną sprawę... – Odrzekł niskim głosem.

- Pewną sprawę? I niech zgadnę... Za dużo by tłumaczyć? – Kobieta powiedziała lekko zirytowana.

Karol przytaknął na co jego żona westchnęła i wróciła do kuchni... Norton wyciągnął z kieszeni list z pieczęcią. Przyglądał się dokładnie kopercie. W końcu przemógł się. Szybkim ruchem wyrwał pieczęć i wyciągnął zawartość koperty w postaci złożonej trzykrotnie zdobionej kartki papieru i zastygł w jednej pozycji zaczytując się w zawartość listu. Nagle zalał go zimny pot. Spojrzał wystraszony w stronę drzwi, po czym w stronę Elie. Przetarł dłonią włosy i ponownie spojrzał na kartkę.

***

Gdy tylko John wyszedł z domu wzdrygnął z zimna. Spodziewał się, że jest chłodno, ale nie aż tak. Ciemne chmury zasłoniły księżyc, którego światło jedynie przebijało się przez obłoki, oraz prawie całe rozgwieżdżone niebo. Mocny, oraz zimny wiatr dmuchał w różne strony na zmianę, raz w lewo, raz w prawo porywając do gwałtownych ruchów korony drzew, szarpiąc otwartymi drzwiczkami, czy drewnianymi znakami. oraz roztrzepując chłopakowi fryzurę, którą układał przez tyle czasu. Norton skulił się z zimna. Czuł się źle, że kazał i nadal każe Oli tyle czekać. Rozejrzał się w około. Wszędzie było pusto, cicho. Jedyne co słyszał to świst wiatru, oraz szelest liści. Ciemne ulice miasta rozjaśniały jasnym światłem lamp ustawionych na wysokim słupie, lub nad drzwiami niektórych domów. John zobaczył jak muchy i ćmy próbują dostać się do oszklonej świecy wewnątrz lamp. Oprócz tego drogę rozświetlały również żarzące się światła z okien.

Chłopak cały czas miał dreszcze. Zmusił się i wolnym, ale pewnym krokiem ruszył do miejsca w którym dzień w dzień, o tej samej porze spotykał się z Olą zanim gdzieś razem poszli. Miejsce, które o tej porze wyglądało wyjątkowo pięknie. John szedł przed siebie obserwując jasne światła padające z okien, koty przebiegające po ulicach i dachach, oraz wsłuchiwał się w ten porywczy , ale jakże spokojny i harmonijny wiatr. Miasto było tak spokojne i piękne jedynie nocą. Za dnia było dla młodego Nortona zbyt głośne i zatłoczone. Niebo całkowicie przysłoniły chmury. Nie była widoczna ani jedna gwiazda... Tej nocy spadnie deszcz... Jednak... W powietrzu czuć było coś jeszcze. Coś niepokojącego.

John po chwili spaceru natrafił na wcześniej odwiedzony Port miasta Norvin. Wszystkie zacumowane łodzie i statki bujały się nieprzerwanie na niespokojnej rzece. Żagle, szmaty, oraz rozwieszone sieci łowieckie głośno łopotały od zawieruchy. Skrzypot znaków na straganach, drewnianych statków i łodzi, oraz dźwięk fal uderzających o drewniane bele rozchodził się po całym porcie. John rozejrzał się kilkukrotnie w prawo i w lewo, po czym ponownie spojrzał w prawo. Wziął głęboki oddech i ruszył szybkim krokiem w tamtą stronę. Słyszał drewniany grunt skrzypiący pod jego nogami, oraz wiatr świszczący w uszach. W mgnieniu oka minął okręt, z którego odbierał materiały. Miał zwinięte żagle i kołysał się lekko na wodzie. Norton nawet na chwilę się nie zatrzymał, biegł dalej, aż do chwili kiedy zobaczył w oddali długi, szeroki oraz lekko kolisty most przecinający rzekę. Cały był z długich, ale wąskich drewnianych bali, a po obu stronach był oparty belkami nośnymi połączonymi metr nad mostem drewnianą barierką mostową w postaci deski.

Chłopak stanął w miejscu i pochylił się łapiąc oddech. Wyprostował się, poprawił mokrą od schnącego na wietrze potu i wzdrygnął się z zimna. Zrobił parę kroków w stronę mostu, aż nie zobaczył w oddali pewną wysoką sylwetkę opartą o drewnianą barierkę. Jego serce mocniej zabiło, podszedł jeszcze bliżej i już wyraźnie zobaczył zapatrzoną zamyślonymi oczami na fale uderzające o brzegi, oraz światło odbijające się na niespokojnej tafli wody Olę.

Była ubrana w delikatną, śnieżnobiałą, prostą falującą na wietrze sukienkę odsłaniającą jej nogi od kolan w dół. Sukienka miała wąski pasek przy biodrach, krótkie rękawy, oraz zakończona była delikatną, uroczą łabędzią szyją zdobioną falbankami. Wietrzysko targało jej zawiązany czerwoną wstążką kucyk. Od jej zamyślonych oczu odbijały się światła z lamp, oraz z domów. Dziewczyna dygotała, ocierała dłońmi swoje odsłonięte ramiona lekko zwijając się z zimna. John przez chwilę przyglądał się jej jak obrazkowi. Była taka urocza i piękna... Opuścił głowę i czekał, aż odwaga do niego przyjdzie. Wzmógł się w końcu i niepewnie wszedł na most. Ola słysząc kroki gwałtownie spojrzała w stronę chłopaka i po chwili wpatrywania się zamyślona uśmiechnęła się. John nie wiedział co powiedzieć, przeprosić? Przywitać się? Stanął obok niej w milczeniu i ze zaśniedziałymi policzkami.

- Cześć... – Po chwili ciszy w końcu odważył się odezwać – Ola... Prze... Przepraszam... Kazałem ci czekać i... Zagadałem się z mamą... Później... Tata no i... – Ola stanęła naprzeciw niego z nieobecną miną, położyła dłoń na jego ramieniu co zamknęło Johnowi usta. – Ola? – Przyciągnęła go do siebie i przytuliła.

- Nie przepraszaj... – Powiedziała lekko łamliwym głosem. Odsunęła się minimalnie tak by spojrzeć Johnowi w oczy. – Cieszę się... – Ponownie go uściskała. – Że dzisiaj przyszedłeś... – Puściła go i ponownie podeszła do barierki.

Norton stał przez chwilę patrząc na nią całkowicie zdezorientowany. - A. Ale. Przecież... Codziennie się tutaj spotykamy... O tej samej godzinie... Brzmisz tak jakbyś myślała, że dzisiaj nie przyjdę... – Przejechał dłonią po włosach – Słuchaj... Przepraszam, że się spóźniłem... Ja...

- Mówiłam... – Ola przerwała mu cichym głosem – Nie przepraszaj.... – Cały czas wpatrywała się zamyślona przed siebie. Na płynącą niespokojnie pomarszczoną od fal, ozdobioną małymi połyskującymi światełkami rzekę. Uniosła głowę w stronę chmur zasłaniających granatowe niebo. Wzięła głęboki oddech wpatrując się nieobecnymi oczami zupełnie jakby szukała choćby jednej gwiazdy.

John staną obok niej, rzucił okiem na niebo i podobnie jak ona oparł się o barierkę – Co się stało? - Chłopak patrzył na nią zatroskany, dziewczyna cały czas wpatrywała się w jeden punkt z niepokojąco spokojną miną. Zupełnie jakby myślami była gdzieś zupełnie indziej. – Ola... – Krzyknął zaniepokojony.

- „Rozpacz przysłania radość... Jak chmury niebo” – Powiedziała po chwili ciszy.

- Co? – Norton spojrzał w górę i ponownie na dziewczynę – Co masz na myśli?

- Słowa z książki „Śladami marzeń”... – Opuściła głowę - Miała bardzo smutne zakończenie... – Powiedziała zamyślona i ponownie zwróciła oczy ku niebu.

- O czym ty mówisz? – Chłopak był skołowany. Powiew wiatru rozwiał ich włosy.

- Też to czujesz? – Dziewczyna jak zaklęta patrzyła na chmury. Jej głos zabrzmiał bardzo poważnie.

- Co?

Ola opuściła głowę zamykając oczy i cicho westchnęła. Odsunęła się od barierki i spoglądając w dół lekko pokręciła przecząco głową. Zupełnie jakby wyparła z niej jakąś myśl. John przyglądał się jej zaniepokojony... Nie pamiętał kiedy się ostatnio tak zachowywała... Cała sytuacja z listem, a teraz zachowanie jego ukochanej wywołało u niego dreszcze. Dziewczyna nagle spojrzała na niego ze swoim niewinnym uśmiechem i chwyciła jego dłoń – To co? Idziemy? – Zamknęła oczy i przechyliła minimalnie głowę w bok. John patrzył na jej uśmiech skołowany i zawstydzony. Spojrzał w dół na ich dłonie i posmutniał. Za dobrze ją znał by nie zobaczyć w jej oczach smutku.

- Tak... Idziemy – Powiedział przygaszony, na co Ola odwróciła się i pociągnęła chłopaka na drugą stronę rzeki.

Gdy zeszli z mostu zwolniła do tępa Johna nie puszczając jego dłoni. Norton przyglądał się jej, ale po chwili zwrócił głowę przed siebie spoglądając na brukową drogę, oraz tam gdzie ona prowadzi. Ciepło jej delikatnej dłoni nie dawało mu spokoju. Zwrócił się w jej stronę i otworzył usta chcąc coś do niej powiedzieć, jednak po chwili zmienił zdanie. Chciał jej pomóc, pocieszyć, czy po prostu dowiedzieć się co się stało, chciał jednak poczekać, aż ona coś powie.

Spojrzał w prawą stronę i zobaczył pasmo budynków zakończone w pewnym momencie pustym placem zabudowanym kamienną postawą w postaci prostokąta zasypanego piaskiem. Wszędzie w około rozłożone były deski, oraz przeróżne narzędzia budowlane. Część miasta po drugiej stronie rzeki nie była jeszcze zakończona i otwarta. Karol rozpoczął budowę tej części stosunkowo niedawno, zaledwie rok temu kiedy liczba mieszkańców przekroczyła jego wcześniejsze oczekiwania. Z tego powodu Ola i John po pewnym czasie trafili na ulicę, która wyglądała jak wielki plac budowy po lewej i prawej stronie obstawiony szkieletami budynków. Oboje szli wolnym krokiem, Chłopak w końcu nie wytrzymał i zatrzymał się zatrzymując przy tym ją

- Ola! – Powiedział ściskając jej dłoń. Dziewczyna spojrzała na niego wielkimi oczami – Co się stało? Widzę, że coś cię smuci...

Daren na moment opuściła powieki, po czym lekko się uśmiechnęła – Wydaje ci się John. – Spojrzała przed siebie – Po pr-

– Ola... Proszę. – Opuścił głowę – Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. Znamy się od ośmiu lat. Ja nie mam przed tobą tajemnic... To dlaczego ty masz je przede mną?

Dziewczyna puściła jego dłoń i położyła ją na ramieniu opuszczając głowę. Oboje przez pewien czas milczeli. John czekał, na odpowiedź Daren, która przez cały czas zbierała myśli.

- Przepraszam – W końcu wydukała ze swoich ust. Spojrzała na niego i przejechała dłonią po swoim ramieniu, aż nie natrafiła na drugą dłoń. – Po prostu... – Cicho westchnęła – Nie chciałam cię zamartwiać. Wiem, że macie sporo na głowie i..

- Zmartwiłaś mnie właśnie tym, że nic nie mówisz.

Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Zmrużyła oczy. - Przepraszam... – Ponownie opuściła głowę - Nie lubię też Jak ktoś się o mnie zamartwia... Jak jestem powodem czyichś zmartwień. – Spojrzał na niego z lekkim uśmiechem – Jak to mówią. Albo... – Cicho zachichotała – Jak ja to mówię. Nieważne, jak ciemne są chmur, zawsze znajdzie się promyk słońca... Zawsz-

- Ola! – John podszedł do niej i położył dłonie na jej ramionach. Ona jedynie patrzyła na niego zdziwiona – Uciekanie od smutków i problemów nie jest rozwiązaniem. Zamiast zniknąć... Z każdym dniem będą coraz większe i Cięższe. Nie tłum w sobie smutku! Masz mnie! A ja zawsze cię wysłucham!

Powiał silny wiatr w ich stronę. Dziewczyna stała w miejscu w bezruchu. Patrzyła się na Johna wielkimi oczami zupełnie jakby mówił do niej obcym językiem. Po pewnym czasie opuściła głowę a z jej oczu poleciały strumienie łez.

- Ej! Czy ty... – Zabrał dłonie i odsunął się o krok – Prze- Przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Ja. Ja tylko – Zanim zdążył dokończyć Ola podeszła do niego i przytuliła go czule kładąc jedną dłoń na jego głowie tak by oparł ją na jej ramieniu. John przez chwilę nie wiedział jak zareagować. Nie spodziewał się takiej reakcji. Gdy usłyszał jej cichy szloch podobnie ją objął. – Spokojnie... – Powiedział cichym, kojącym głosem – Nie pozwolę by coś ci się stało. – Ola słysząc to uścisnęła go jeszcze mocniej .

- Dziękuję – Powiedziała to łamliwym głosem. – Odsunęła się od niego tak by mogła na niego spojrzeć – Ja tak samo... – Spojrzał na jego mokre od łez ramię. – Wybacz. – Zaśmiała się i wytarła oczy.

John spojrzał na swoją mokrą koszulę –To nic. -Opuścił głowę – To... Powiesz co się stało?

- T- Tak... – Ostatni raz przetarła oczy, które mimo wszystko świeciły jej się od lamp znajdujących się parę metrów za Johnem. – Wiesz... – Odwróciła się i poszła dalej wzdłuż piaszczystej drogi, chłopak ruszył za nią. – Dzisiaj od rana... Miałam dziwne przeczucie... Przeczucie, które dawno nie miałam.

- Przeczucie?

- Tak... To może dziwnie brzmieć, ale... Mam przeczucie, że coś się stanie.... Nie wiem jak to wyjaśnić.

John spojrzał w dal, a potem ponownie na nią – Co się stanie?

- Nie wiem... – Dziewczyna położyła dłoń na czole – Ale to uczucie nie daje mi spokoju przez cały dzień.... – Spojrzała na niego – Też tak masz?

Chłopak zamyślił się i spojrzał przed siebie.

- Hm? – Ola patrzyła na niego zniecierpliwiona.

- Wiesz... Tak szczerze. To tak. Od pewnego czasu. Mój tata dziwnie się zachowuje. – Norton patrzył przed siebie zamyślonymi oczami.

- Dziwnie?

- Jest taki. Cichy, obojętny i chłodny. Wcześniej taki nie był. Jak powiedziałem o tym mamie to jakoś. Dziwnie zareagował. Jak by nie brała moich słów na poważnie.

Ola szła przed siebie z założonymi rękoma za plecami. Spojrzała przed siebie. – Wiesz. Twój tata ma bardzo dużo na głowie.

- Każdy mi to mówi Ola. – Pokręcił przecząco głową – Poza tym... Ten list od Piotra, który miałem mu przekazać.

Ola posmutniała słysząc to.

- Jak mu go dałem on całkowicie zmienił swoje podejście do mnie. Stał się... nerwowy, zupełnie jakby się bał, że ten list mu zabiorę... Jakby było tam coś czego nie powinienem czytać...

- List? – Ola spojrzała na Johna.

- Tak... Piotr... Też jakoś dziwnie zareagował....

Przytaknęła głową - Przez cały dzień się do mnie nie odzywał - Opuściła wzrok. – Odkąd dostał ten list...

- Jak to? Dlaczego?

- Nie wiem. Przez cały czas siedział przed stołem i milczał. Rozmyślał... Jak próbowałam z nim o czymś porozmawiać on... Jedynie coś burknął pod nosem i kazał mi go zostawić.

John zaniemówił. Szedł przed siebie ze wzrokiem skierowanym na drogę.

- Przez cały dzień... Dopóki na ciebie nie wpadłam. Praktycznie nie miałam z kim zamienić słowa... Nie lubię czegoś takiego...

- Z tego co pamiętam byłaś strasznie roześmiana jak na mnie wpadłaś! – Norton powiedział ironicznie. – Nie wyglądałaś na zmartwioną.

Ola opuściła lekko głowę – Może... Udawałam? – Chłopak słyszał to lekko posmutniał. Dziewczyna wyprzedziła go i gwałtownie się do niego odwróciła – A może po prostu było zabawnie kiedy gonił mnie jak wściekły kojot. – Uśmiechnęła się niewinnie niczym dziecko. - Poza tym... Później ty się przyłączyłeś... – Poczerwieniała. – Widziałam jak panicznie przed nim uciekałeś... Wybacz, ale... – Zachichotała – To było zbyt zabawne....

- Może dlatego, że mi oddałaś to za czym gonił? – Powiedział zirytowany. Daren głupio się uśmiechnęła i odwróciła w stronę drogi. John westchnął i ciepło spojrzał w jej stronę – Z tobą nie da się nudzić...Czy kiedyś zrobiliśmy coś normalnego? Bez potrzeby wychodzenia z jakiś tarapatów?

Ola wpadła w zadumę. – Hm... Wiesz... Była jedna taka sytuacja... Kiedy zaczęliśmy siódmą klasę i postanowiliśmy uczcić to wraz z twoim i moim tatą w barze...

John zmarszczył brwi. – A tak! Kojarzę! Czy przypadkiem nie było tak, że chyba, nieumyślnie podałaś stolik jakieś pary po drugiej stronie restauracji co... Wywołało małą sprzeczkę między moim tatą a... Wszystkimi za barem?

- A... No tak... To nie kojarzę... – Głupio się uśmiechnęła – Ale zabawnie było...

- Oj było... Zwłaszcza zabawne były miny wszystkich w około... – John przypomniał sobie to wydarzenie i parskną śmiechem tak, że echo odpowiedziało mu tym samym.

- Patrzyli się jak na jakieś darmowe przedstawienie.. – Ola powiedziała roześmianym głosem.

Oboje zatrzymali się na umownej granicy miasta, gdzie niebyło ani miejsca na budynki, ani żadnych narzędzi budowlanych, ani nawet ogrodzenia... Zobaczyli przed sobą natomiast wysokie, porośnięte zielenią wzgórze zasłaniające miasto od co silniejszych wiatrów. Od strony miasta wzniesienie łagodnie pięło się ku niebu by po parudziesięciu metrach zamienić się w płaską niby łąkę obsypaną kolorowymi kwiatami, oraz paroma drzewami, którą przecinał mały strumyk wody spływający do morza po drugiej stronie. John przyglądał się górce, która od siedmiu lat jest dla niego i dla Oli tak zwanym szczęśliwym miejscem. Miejscem, gdzie nikt nie nakazuje im co mają robić, miejsce gdzie są tylko oni, bez głośnych tłumów ludzi. Miejsce gdzie mogą w spokoju we dwójkę rozmyślać nad dalszymi sprawami, lub po prostu... Poobserwować razem pięknie mieniące się miasto w oddali, lub pomarszczoną taflę wody po drugiej stronie wzgórza od której odbijał się w bezchmurne dni jasny księżych

- W końcu... Sami... – Powiedział pełen ulgi i ruszył przed siebie. Ola była tuż za nim.

Wspinaczka nie była ani długa, ani ciężka. Im wyżej byli tym wiatr, który do tej pory aż tak obojgu nie doskwierał stawał się chłodniejszy i bardziej porywisty. Uszu Johna po chwili doszedł głośny, ale jednocześnie kojący szelest korony drzewa. Gdy weszli na szczyt zobaczyli łąkę porośniętą gęstą trawą przystrojoną w paru miejscach kolorowymi kwiatami. Naprzeciwko nich rosło wysokie drzewo. Potężny pniak piął się ku niebu, a grube i mocne gałęzie przystrojone zielonymi liśćmi rozchodziły się zawile jak korzenie ... Owe drzewo przetrwało podobno pięćset lat, czyli doświadczyło założenie, oraz późniejsze rozbicie królestwa. Istnieje legenda, że jeden z siedmiu braci posadził je jako znak mądrości i siły ich przyszłego państwa... Tak długo jak owe drzewo będzie dumnie rosnąć, kraina Kakaron nigdy nie upadnie...

John i Ola odkąd przybyli razem z Karolem, Elie i Piotrem do miejsca, gdzie potem założyli miasto codziennie przychodzili do tego miejsca. Razem rozłożyli leżące nieopodal kamienie, oraz kłody w około drzewa. Po lewej stronie było małe jeziorko, z którego uchodził strumyk prowadzący wzdłuż łąki, aż do urwiska.

Z ciemnych chmur ostatkiem sił wyglądał księżyc rozświetlając nocną ciemność. Ola wyprzedziła Johna i pobiegła w stronę drzewa. Chłopak miał iść za nią ale zimny wiatr sprawił, że dostał on aż gęsiej skórki. Dziewczyna usiadła pod drzewem od strony morza, rozejrzała się i oparła wygodnie o pień. Po chwili jednak zwinęła się z zimna w kłębek. John podszedł i usiadł obok niej. Spoglądał na nią przez chwilę po czym przysunął się do niej i otulił ją swoim ramieniem. Dziewczyna przysunęła się bliżej i oparła głowę o jego ramię. Norton zamknął oczy. To co dzisiaj się działo do tej pory nie dawało mu spokoju... Przypomniała mu się również rozmowa, którą słyszał na mieście. Dlaczego to też go zamartwia? Kto by wierzył w gadanie jakiegoś paranoika... Powiedziałby ktoś inny. Pewnie upił się i teraz mamrocze... Chłopak jednak myślał inaczej. Dla niego właśnie takie osoby są najbardziej wiarygodne. Westchnął.

„Nie ma o co tak się zamartwiać” – Pomyślał i spojrzał na Olę, która siedziała wtulona w niego. Wyglądała jakby zasnęła. Ten widok sprawił, że serce mocniej mu zabiło. Uniósł rękę i pogłaskał ją po głowie. Dziewczyna nagle spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła po czym... Spojrzała przed siebie. Na niespokojną taflę morza przez którą przenikał ledwo widoczny księżyc.

John patrzył na nią przez chwilę, po czym zwrócił oczy w stronę morza. - O czym myślisz? – Powiedział równie zamyślony. – O dzisiejszym dniu?

Ola po chwili ciszy zrobiła lekki wdech – Nie tylko...

- Nie tylko? – Spojrzał na nią – To... O czym jeszcze?

-John...- powiedziała po chwili ciszy, spokojnym , ale zmartwionym tonem.

- Tak? – Chłopak przez cały czas czule głaskał ją po głowie.

- Co... Co byś chciał robić?

- Robić? W sensie...

- W życiu... – Ola podniosła się i usiadła po turecku. – Powiedz...

- Ja? Em... – Opuścił głowę – Wiesz... Nie zastanawiałem się nad tym tak bardzo...

- Mówiłeś... Że chcesz podróżować... Zrobić coś czego nie zrobił nikt inny? Uważasz, że to jest możliwe?

Westchnął – Nie wiem... Pewnie nie jest... Ale... Dla mnie najgorsze jest... Spędzenie życia idąc za tłumem... Nie wyróżnić się niczym... Żyć i zniknąć... Rozpłynąć się jak kropla w morzu...

Przytaknęła, jednak nic nie powiedziała.

- Nie chcę obudzić się... I uświadomić sobie, że zmarnowałem życie... Nie wnosząc niczego... – Spojrzał na nią. – Czemu o to pytasz?

- Z ciekawości... – Powiedziała nieobecnie patrząc przed siebie. – Twój tata chciałby byś został architektem... Co o tym myślisz? – Spojrzała w niebo.

- Co myślę? Tak... Chce bym był architektem... Bym przejął po nim cały interes... Pewnie po tym co dzisiaj mu powiedziałem myśli tak jeszcze bardziej... Ale...

- Ale? – Spojrzała w jego stronę.

- Ale... Nie widzę siebie w tym zawodzie... Nie uważam bym był w stanie... Utrzymać wszystko tak jak on... Nie nadaję się do czegoś takiego.. Gdyby mój tata jeszcze to rozumiał... Jak chcę mu to powiedzieć... To albo zmienia temat... Albo nie ma czasu na rozmowę... Ciekawe kiedy zrozumie...

- Czyli nie lubisz architektury? – Powiedziała ledwo słyszalnym głosem.

- Nie aż tak by się tym zajmować... – Westchnął cicho. Wiedział, że spełnienie jego marzeń jest bardzo nikłe.

- Może ja bym mogła? – Powiedziała cicho i szybko.

- Co? – John spojrzał w jej stronę, a ta odwróciła głowę.

- No... Robić to co twój tata... I to co mój... – Dziewczyna brzmiała jakby bała się jego odpowiedzi.

- W sensie... Architektura?

- T...Tak...

John westchnął, przybliżył się do niej i położył dłoń na jej głowie – Moim zdaniem nadawałabyś się na to świetnie...

- Na... Naprawdę?

- Pamiętam ile razy kłóciłaś się z moim tatą o to jak mają wyglądać plany budynków...

- Było to zaledwie trzy razy...

- A ile razy wygrałaś kłótnię? – Powiedział z uśmiechem.

- Trzy? – Powiedziała zawstydzona.

- No właśnie... Porozmawiam z tatą o tym... O ile będzie chciał mnie wysłuchać... A jak nie... To ty porozmawiasz ze swoim... Może być?

Ola opuściła wzrok. – Chciałabym byś mi też w tym pomógł...

- Jak będę umiał... Jasne że tak! – Spojrzał przed siebie. - Chciałbym by wszystko było tak proste jak w tych opowieściach...

Nagle spokój i ciszę przerwał donośny ryk od strony miasta. Ryk tak głośny i przerażający, że wszystkie drzewa nieopodal miasta zadrżały od uciekających ile sił w skrzydłach ptaków. Ryk rozciągał się długą niską nutą, która powoli się podwyższała. John zatkał uszy i gwałtownie wstał. Ola podniosła się i skamieniała patrząc w stronę miasta.

- Co to u licha jest?! – Upadł na kolano pod wpływem przytłaczającego dźwięku. Spojrzał na Olę, która stała w miejscu w bezruchu. Patrzyła przed siebie wielkimi oczami. Jej źrenice drżały, a serce biło tak mocno, że John mógł to usłyszeć. Oddech natomiast wyglądał jakby dziewczynie brakowało tchu. – Ola! – Dziewczyna nie reagowała. Ruszyła po chwili jak zaklęta z nieobecnym wzrokiem w stronę miasta, oraz wysuniętą dłonią przed siebie. – Ola?! – John pobiegł za nią.

- Nie... – Powiedziała pod nosem. Zaczęła biec.

- Czekaj! – Przyśpieszył kroku i o mało się nie wywrócił – Czekaj na mnie!

„Nie” To jedyne słowo jakie powtarzała. Ryk ponownie zabrzmiał, tym razem był głośniejszy. Zupełnie jakby źródło tego dźwięku było zaraz obok. Johnowi ugięły się kolana. – Ola!

Dziewczyna zatrzymała się w miejscu, wpatrzona przed siebie. Chłopak podniósł się i pobiegł w jej stronę. Złapał ją za ramiona. Pierwszy raz zobaczył taki strach na jej twarzy. Daren po chwili przycisnęła dłoń do ust, a jej oczy zalały się łzami. Norton spojrzał z niedowierzeniem tam gdzie ona. Tego widoku nie widział nawet w najgorszych snach...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 23.04.2016
    Bardzo się cieszę, że wstawiłeś. To dobre opowiadanie warto je na nowo przeczytać, dopatrzeć się zmian nie wiem czy wyłapałam, bo mam słabą pamięć, ale czytało się bardzo dobrze. To opowiadanie ma coś interesującego, dobra fabuła, i bohaterzy którzy są z krwi i kości; Fajnie się czyta. 5:)
  • MrGonzo 23.04.2016
    Mogę wstawić kolejny rozdział ale będzie trochę... brutalny T_T
  • MrGonzo 23.04.2016
    to jak?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania