Zemsta Smoka - Rozdział 7 - Ciężki Trening

**************************************************

ZEMSTA SMOKA

**************************************************

 

Rozdział 7 - Ciężki Trening

 

Ten dzień był początkiem zmiany w życiu Johna, być może uda mu się zyskać więcej zwinności i zdolności w szermierce. O ile się postara. Siedząc przy stole obok jedzącego bez opamiętania starego mężczyzny John rozmyślał na temat tego jak będzie wyglądał jego trening? Co będzie musiał zrobić? Jak długo będzie trwać? I najważniejsze czy da radę? W jego głowie było tysiące myśli niepewności, a każda z nich zaciskała mu gardło i nie pozwalała przełknąć nawet kęsa, od momentu, gdy niedawno otworzył oczy zadał sobie pytanie, czy się do tego nadaje. Oblewał go zimny pot, Jedynym motywem, jaki pchał Johna do tego wyboru był on... Zamaskowany mężczyzna Białooki, jego zimne oczy dawały mu siłę do podjęcia się tej próby. Zacisnął pięści –„Nie” – pomyślał – Dam radę! Muszę dać! -Powtarzał to sobie próbując postawić się na duchu

 

Josef w błyskawicznym tempie pochłonął całą golonkę na swoim talerzu, John widząc to postanowił przestać się nad sobą użalać i samemu coś zjeść, Starał się myśleć pozytywnie, jednak nadal czuł strach. Nadział widelcem losowe danie i przerzucił na swój talerz, Josef ukradkiem obserwował wewnętrzną dyskusję chłopaka. Po śniadaniu John chciał odnieść naczynia do kuchni gdzie będzie mógł je umyć, zupełnie tak jak to robił w domu, jednak Josef powiedział, że nie ma czasu, zaprowadził Johna do tylnych drzwi, chłopak z każdym krokiem czuł silniejszy strach, zupełnie jak by ktoś go chwycił za gardło i podduszał, to uczucie nie dawało mu spokoju. Josef wyszedł pierwszy, drzwi z powodu zepsutego zawiasu natychmiast się zamknęły i John nie zdążył zobaczyć, co jest po drugiej stronie, przed wejściem wziął głęboki oddech i wytarł pot z czoła, wziął głęboki oddech i przeszedł przez drzwi na zewnątrz.

 

Za wielkim domostwem pana Jondy stał równe ogromny poligon, po lewej stronie były ogromne tarcze, a dziesięć metrów od nich bramka z łukami i tysiącami strzał. Naprzeciwko strzelnicy był szeroki i głęboki basen z wodą najeżony wysokimi balami, im dalej tym bale były wyższe. Po środku było wybudowana okrągła arena. Naprzeciwko domu rozciągał się tor z przeszkodami. Cały poligon był ozdobiony drzewami, żywopłotami i strumykami wodnymi. John czół ekscytację na ten widok, a Josef, dumę. John spoglądał na dumną minę Josefa, on sam był równie zaskoczony, ogólny wystrój robił na nim ogromne wrażenie. W chwili, gdy John zobaczył cały poligon jego niepewności się zmniejszyły i zostały zastąpione pozytywną energią do zastania lepszym sobą. Chłopak z zaciekawieniem spoglądał na każde z miejsc, nie mogąc się doczekać, kiedy je wypróbuje

 

-To, od czego zaczniemy? – John wyciągnął swój miecz – Od kontrowania?! Od atakowania?! Czy od blokowania?!

-Hmhmhm... –Josef zaśmiał się pod nosem – Na razie nie będziemy się zajmować walką..

-Co?! –Młodzieniec się oburzył –Przecież właśnie po to mnie tutaj przyprowadziłeś!

-Owszem. – Josef miał minę jak by powstrzymywał się od śmiechu

-Więc zaczynajmy, chwytaj miecz i...

-Spokojnie Johnny ochłoń.. –Mężczyzna mu przerwał – Z tego, co widziałem nie tylko walkę trzeba u ciebie przeszlifować.

-Co masz na myśli – John przez przypadek upuścił miecz

-Nie będę udawał.. Jesteś potworną niezdarą! – Mężczyzna poczuł ulgę mówiąc to - Pewnie ktoś ci to już mówił prawda?

-Ehehe... Nie!! – John się głupio zaśmiał

-Zanim się zaczniesz biegać, musisz nauczyć się chodzić. –Josef powtórzył cytat z jakieś książki – Chodź za mną

-No dobra... – John był lekko zawiedziony, ale po głębszym zastanowieniu przyznał Josefowi rację, schował miecz do pochwy, wziął głęboki oddech i pobiegł za Josefem

 

Pierwszym ćwiczeniem będzie równowaga, jest ona niezbędna we władaniu mieczem, John stał przed basenem z balami, z bliska wyglądały jak wielki las zalany wodą. Nie wiedział, czego ma się spodziewać po tym widoku, domysłów było wiele, jednak wolał nic nie mówić i się nie ogłupić.

-Twoim zadaniem jest stanąć na jednej z bal.. –Josef wskazał palcem najniższą z nich

-I, co? – John spodziewał się utrudnienia

-I stój na niej jak najdłużej – Josef wzruszył ramionami

-Tylko tyle? – John spojrzał pytająco na Josefa

-Tak

-Prościzna! - Ucieszony pośpiesznie wskoczył na bale i od razu runął do wody prawie nie łamiąc sobie nogi.

-Aha.. Zapomniałem wspomnieć... Bale są ślizgie – Josef się zaśmiał

-Mogłeś się mnie uprzedzić – John niezdarnie wyszedł z wody ze zmieszaną miną

-Stój na nich jak najdłużej zdołasz. – Josef odwrócił się i wrócił do domu.

-Hej! Czekaj! – John się zaniepokoił – Nie będziesz mnie obserwował i oceniał?

-No, co ty John... – Mężczyzna spojrzał sarkastycznie na ucznia – Mam ważne rzeczy do załatwienia

John patrzył na mężczyznę ze złością – po prostu nie chce mu się tutaj siedzieć – pomyślał i westchnął zrezygnowany. Spojrzał na

ostatnią, najwyższą bale i od razu poczuł zmęczenie na całym ciele, przeczesał mokre włosy do tyłu, żeby woda nie kapała mu do oczu, wziął rozbieg i wyskoczył w stronę bali, jednak efekt był taki jak poprzednio. Mimo złości chłopak zacisnął pięść wziął rozbieg i wybił się w powietrze...

 

Minął cały dzień, John spadł do wody około trzydzieści razy, Josef patrzył załamany na postępy swojego ucznia –„To będzie baaardzo długi trening...” – Pomyślał, jednak był pozytywnie zaskoczony jego determinacją, sam miałby dość po około dziesięciu razach nieudanych prób. Mężczyzna spojrzał w niebo – słońce jest wysoko – pomyślał – Nic mu się nie stanie jak jeszcze trochę popróbuje – wrócił się do domu by zaparzyć swoją ulubioną kawę, John był świadom tego, że Josef na niego przed chwilą patrzył, jednak wolał oszczędzić sobie nerwów na stojące przed nim zadanie

 

Przez dwa kolejne dni John coraz dłużej utrzymywał równowagę, wskoczył na najniższą bale i nawet się nie zachwiał, nie mogąc uwierzyć własnym oczom radośnie się zaśmiał, nagle przechylił się na lewą stronę i runął niczym głaz do wody. Wczołgał się na trawę ze skwaszoną miną, był zadowolony, ponieważ nie sądził, że może mu się udać, mokre buty oraz śliska nawierzchnia sprawiały to niemalże niemożliwe, mimo tego John dawał radę, wziął głęboki oddech i podniósł się na równe nogi, wziął rozpęd i wskoczył obiema nogami na szczyt bali wbitej w dno basenu, jego mięśnie pamiętały jak się zachować i chłopak nie musiał nawet się nad tym skupiać. Jego oddech był nerwowy, jednak po chwili się uspokoił, chłopak niechętnie podniósł wzrok w stronę chmur. Przez chwilę zapomniał gdzie się znajduje, wziął głęboki oddech i wykrzyknął radośnie –„TAAK” - Josef wyszedł sprawdzić, o co chodzi, zobaczył Johna stojącego na bali zupełnie tak jak by stał na ziemi, uśmiechnął się. John wyczuł obecność mężczyzny

 

-No i co?! – Wykrzyknął na cały głos – Udało mi się! Rozumiesz to?!

-Hmm.. Brawo – krzyknął Josef powoli klaszcząc w swoje spracowane dłonie– To teraz coś trudniejszego.

John zeskoczył na trawę, nie przemyślał tego, ponieważ upadł na kolana, – Co... Tym razem? – Spytał stękając po cichu z bólu, Josef patrzył na chłopaka z załamaną miną –„Jest zupełnie jak jego ojciec”- pomyślał. Podszedł do swojego ucznia

-Skoro tak dobrze wychodzi ci stanie... Przejdźmy do skakania. – Mężczyzna pomógł wstać swojemu niezdarnemu podopiecznemu -Spróbuj przeskoczyć na kolejną bale

Chłopak spojrzał za siebie, jego kolejny cel był nie dość, że dalej o dwa metry to jeszcze był wyższy o pół metra, młodzieniec padł na ziemie ze zmęczenia

-No, co jest młody? Już wymiękasz? – Mężczyzna stanął nad Johnem – zapomniałeś, po co tutaj przyszedłeś? – Zielonooki młodzieniec słysząc te słowa przypomniał sobie wydarzenia sprzed 5 lat, wstał na równe nogi – Czy dasz radę? – Josef próbował zagrzać go do akcji

-Tylko patrz! – John spojrzał na mężczyznę z błyskiem w oku, wskoczył na pierwszą bale, był zadowolony z tego jednak musiał w odpowiedni sposób wybić się z wąskiej powierzchni, zmierzył swój cel wzrokiem ugiął kolana i wyskoczył, niestety nie wybił się nawet na milimetr, z perspektywy Josefa to wyglądało tak jak by John specjalnie wyskoczył do basenu, Josef wiedział jak to się skończy

-Więc zaczynaj, przemoczony kocie, Hehe – Mężczyzna podpalił swoje ulubione cygaro i zawrócił do swojej wilii, John wypluwając wodę miał ochotę mężczyźnie coś powiedzieć, jednak się wstrzymał, złapał oddech, którego mu brakowało od paru minut, uspokoił swoje myśli i tętno serca, wziął rozbieg i wyskoczył...

 

Josef w tym czasie przypalając swoje cygaro przeglądał zdjęcia ze swojej młodości, wiele z nich wywoływało u niego sentyment. Mężczyzna podobnie jak i jego uczeń nie miał pojęcia, co się dzieje z Karolem, Znał go doskonale, lepiej niż John, wiedział, że przyjaciel nie dałby się łatwo zabić, jednak jedna myśl nie dawała mu spokoju. Jedna rzecz, która miała miejsce sprzed dwudziestu lat. Josef skamieniał na chwilę, nawet jego oddech zanikł, całkowicie zanurzył się w swoich przemyśleniach, z hipnozy przebudził go dźwięk gotowanej wody na kawę, mężczyzna spojrzał jeszcze raz na zdjęcie z czasów roboczych, -„Nie.... To nie możliwe”- pomyślał, zamknął książkę i poszedł do kuchni. Starzec wyjrzał za okno i spojrzał na zachodzące słońce, podszedł do okno od strony poligonu, zauważył wykończonego Johna ledwo wychodzącego z basenu –„Może powinienem mu powiedzieć, aby przerwał na dziś”-pomyślał, przejechał wzrokiem po wszystkich polach treningowych na poligonie i wrócił do swojego ucznia-„Nie.... Jak się zmęczy.. Sam przyjdzie”- pomyślał poszedł do kuchni wypić swoją kawę.

 

Wstał nowy dzień, słońce od rana rozgrzewało krainę, mężczyzna zajrzał do pokoju Johna, jednak tam go nie zastał, wyszedł na poligon. Potarł oczy ze zdumienia, John ledwo trzymający się na nogach nadal próbował dokonać swojego celu, mężczyzna ziewnął, nie miał siły krzyczeć, więc podszedł nieco bliżej, chłopak wskoczył na słup – Hej! – Wykrzyknął Josef

John zdekoncentrował się i spadł jak kamień do wody, – Co?! – Jego oczy były przekrwione, a skóra pod nimi sina niczym oliwki, wyglądał jak by nie spał trzy noce

-Słuchaj em... Dobrze ci idzie tutaj, może na razie to zostawisz i poćwiczymy to, na czym ci najbardziej zależy? - Josef ważył każdy wyraz, aby odwieźć Johna od wykończenia się

-Czyli? – Chłopak oparł się o brzeg basenu, oddychając jak by przebiegł trzydniowy maraton

-Czyli władanie mieczem – Josef wskazał dłonią na arenę na samym środku poligonu, – Ale..

Norton spojrzał na mężczyznę, wyszedł z wody i ustał na trzęsących się nogach – No to zaczynamy! - Zrobił krok i padł bezwładnie ze zmęczenia na ziemię zasypiając niemal od razu

Josef westchnął -... Ale najpierw trochę odpocznij...

 

Nastało południe, chłopak obudził się w swoim pokoju, obolały i potłuczony. Przeciągnął się na ile mu pozwolił ból w kościach, pół dnia zleciało jak dwie minuty, wstał z łóżka przypiął pas z pochwą na miecz i wybiegł na poligon. W pokoju było strasznie ciemno, więc jasne słońce wręcz przypiekły mu oczy, w oślepiającym świetle ujrzał Josefa stojącego na arenie, mężczyzna wyglądał na znudzonego. Młodzieniec przetarł zmęczone oczy, i pobiegł w jego stronę.

Josef stał w miejscu oparty o barierkę zagłębiony w swoich myślach, usłyszał kroki. Spojrzał na Johna – Oh... W końcu wstałeś!

Chłopak rozejrzał się po okolicy lekko zdezorientowany -Tak... – Spojrzał na mężczyznę – Jak długo spałem?

-Z jakieś dziesięć godzin...

-DZIESIĘĆ?! – Po tej informacji Norton od razu się rozbudził.

-To jak zaczynami?

Mężczyzna zaprosił Johna na arenę, młodzieniec wszedł nieśmiało, obaj wyciągnęli miecze i natarli na siebie, Norton atakował agresywnie i żwawo jednak jego ciosy były tak chaotyczne, że nawet on sam ich momentami nie kontrolował, Josef większość nie musiał nawet blokować, szybkim ruchem mężczyzna powalił swojego ucznia a jego miecz wyfrunął poza arenę

-Na pewno nie za wcześnie na to?

-Czekaj.... Dam radę – John otrzepał się z kurzu, zacisnął pięść na rękojeści natarł na Jondę niestety efekt był podobny.

Starzec westchnął – Czeka nas dłuuga droga

 

Mijały tygodnie John z wielkim zapałem daremnie próbował opanować każdą z podstawowych czynników każdego wojownika, czyli, zręczność, szermierka i szybkość. Chłopak pracował dniami i nocami, Josef bacznie obserwował poczynania chłopaka i zauważał coraz to większe postęp. Był także pełen podziwu do nieskończonego zapału swojego ucznia, on samo po tylu nieudanych próbach dawno by zrezygnował.

Minęły cztery tygodnie, John Potrafił odpierać ataki mieczem jednak szybko tracił koncentracje. Zręczność o dziwo chłopak opanował najlepiej, udało mu się po wielu próbach doskoczyć do ostatnich najwyższych bal. W momencie trenowania zręczności John czuł się inaczej niż zwykle, czuł się lekki i zwinny niczym jeden z bohaterów, o których słyszał tyle opowiadań za młodu. Gdyby Ola mogłaby go teraz widzieć była by z niego ogromnie dumna, Zawsze próbowała nauczyć Johna tego, co sama umiała, jednak nie potrafiła do niego dotrzeć i te nauki kończyły się śmiechem i niczym więcej. Josef każdego dnia z daleka obserwował postępy popijają swoją ulubioną kawę i przypalając swoje cygaro.

 

Pewnego dnia przed treningiem John postanowił przejść się po ogromnej wilii i pozwiedzać dokładnie, co tam się znajduje, był ciekaw, jakie tajemnice skrywa jego nauczyciel, chciał się czegoś więcej o nim dowiedzieć, w końcu przez te parę tygodni zdążyli się z sobą zżyć, myszkował po każdym pokoju zwykle znajdywał stare książki, notatki ze szkolnych lat, pamiątki z podróży w różne części krainy. Przeszukując szafki strącił przez przypadek porastający kurzem ręcznie zdobiony świecznik, Norton poczuł się głupio jednak był też rozbawiony, ponieważ zawsze coś musi zrzucić, Na szczęście nic mu się nie stało, a wosk przecież można dokupić. Chcąc go podnieść znalazł podejrzaną szczelinę zaraz za komodą. Niby nic wielkiego, jednak jakby się dobrze przyjrzeć można było przez nią zobaczyć jak by zupełnie inne pomieszczenie, John odsunął mebel. Widok go bardzo zaszokował, za komodą była wyryta głęboka dziura prowadząca do pewnego pokoju. Tunel nie był zbyt wysoki, więc jak ktoś chciałby tam wejść musiałby wślizgnąć się na czworaka, John zwykle bał się wchodzić w takie miejsca, zawrócił i poszedł szukać Josefa by mu to wyjaśnił. Co każdy krok ciekawość była coraz silniejsza, aż w końcu wzięła górę, młodzieniec zawrócił i wczołgał się przez szczelinę. Jego oczom ukazały się schody na dół zupełnie jak do jakieś piwnicy, jednak John miał bardziej przeczucie, że schodzi do jakieś jaskini. Na samym dole było małe pomieszczenie obłożone przepalonymi kamieniami, zapach w tym pokoju przypominał woń rozkładającego się zwierza. Stały tam wysokie i szerokie półki z książkami. John nie mógł uwierzyć własnym oczom, Po co Josefowi ta tajemna biblioteczka? Przecież miał tysiące pustych półek w swoim domu. Oczy chłopaka łzawiły od kurzu, a jego węch cierpiał katusze od tego odoru, jednak skoro już tutaj był, nie opłacało mu się zawracać, przespacerował się obok każdej półki oglądając, co niektóre książki, niektóre były tak stare, że odczytanie czegokolwiek było niemożliwe, jednak jedna książka przykuła uwagę Johna, konkretnie „Przysięga Smoczych Obrońców”. John obejrzał ją dokładnie, w odróżnieniu od pozostałych książek, ta była bardzo zadbana, przypomniało mu się, że kiedyś słyszał o kimś takim jak Obrońcy Smoków, jednak nie pamiętał dokładnie ich historii, ciekawość nie dawała mu spokoju.

 

Gdy miał już ją otworzyć, usłyszał z oddali kroki, młodzieniec o mało nie dostał zawału, nerwowo rozglądał się za czymkolwiek, za czym może się schować, znalazł skrzynię po śledziach, popędził w jej stronę i przykucnął przy niej. Do pokoju wszedł Josef, najpewniej chciał sprawdzić, czemu przejście jest odkryte, John w głębi modlił się, aby starzec już wyszedł, ponieważ chciał stąd jak najszybciej wyjść, wiedział, że jego nauczyciel nie będzie zachwycony tym, że jego uczeń grzebał w jego rzeczach bez pozwolenia, Mężczyzna starannie obejrzał każdą półkę, wzruszył ramionami i wrócił z powrotem na górę. John westchnął z ulgą, obejrzał książkę jeszcze raz i pobiegł na górę.

 

Nastało południe, czas wziąć się za trening, Josef z uśmiechem przyglądał się chłopcu

-O, co chodzi?! – John zapytał zdenerwowany, uciekając oczami od wzroku mężczyzny

-O nic chłopcze o nic – mężczyzna wstał z krzesła śmiejąc się pod nosem – Tylko... Skąd na twoich włosach tyle pajęczyny?

-CO?! Na moich?! – Palce po włosach i wyciągnął grubą warstwę pajęczyny, –Ah... Ja.... - Zamarł w miejscu na parę chwil szukając odpowiedniej wymówki, cokolwiek.. Co sprawi, że Josef nie będzie drążył tematu

-Hm?

-Ja... Przechodziłem pod drzewem i wpadłem na pajęczynę.. –John wykrztusił z zaciśniętego gardła po jednym słowie

-Pod drzewem tak? – Josef wydawał się podejrzliwy – No dobrze.. Otrzep się i zaczynamy – John nie mógł uwierzyć, że poszło aż tak łatwo, jego serce biło tak mocno, że można było je usłyszeć z daleka odetchnął z ulgą.

 

Dzisiejszy trening zaowocował kolejnymi postępami, jednak John nadal był zdezorientowany tajemniczą książką, rozważał tysiące scenariuszy, jakie może tam zobaczyć. Jednak przed swoim nauczycielem udawał. Jak by nic się nie stało. W jednej chwili minął cały dzień, John siedząc w swoim pokoju chciał zajrzeć do księgi znalezionej wcześniej w piwnicy, schował ją jednak, gdy usłyszał pukanie do drzwi – Proszę!

-Witaj chłopcze – powiedział cicho Josef wchodząc do pokoju

-Co chcesz? – John zapytał zdenerwowany

-Ostatnio ciężko trenujesz może chcesz jutro odpocząć i przejść się ze mną do Talior

-Talior? –John zapytał zdziwiony, pierwsze słyszał tą nazwę.

-Wioski Corvin Town – Josef odpowiedział spokojnie.

 

Większość miast w Kakaron oprócz ogromnego terenu miejskich, zatłoczonych ulic za murami posiada także małą wioskę niedaleko od głównej bramy, przystosowaną do prac nie możliwych w danym mieście, jak hodowla zwierząt czy uprawa rośliny. Wiele osób postanawia przenieść się z głośnych ulic miejskich do cichych i spokojnych terenów wiejskich. Wioska miasta Corvin Town zwie się Talior i znajduje się zaledwie kilka kilometrów od domu Josefa.

 

-Mogę iść... W sumie i tak za długo tutaj siedzę – John powiedział po krótkim namyśle

-No to dobrze! – Odparł Josef – A odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie John

-Jakie? – John, nerwowo czekał, aż mężczyzna wyjdzie

-Przeczytałeś już tą księgę, którą zabrałeś mi z piwnicy? –Zapytał humorystycznie

John słysząc to pytanie zbladł ze strachu, wyciągnął wspomnianą książkę z pod łóżka. – Skąd wiedziałeś? – Wydukał po cichu

-Drogi chłopcze – mężczyzna wziął książkę do ręki – mieszkam tutaj tyle czasu, że wiem gdzie, co mam

-Oh.. Wybacz Josef – John powiedział pod nosem

-Nic się nie stało Heh. –Mężczyzna oglądał książkę

-Josef... O czym jest ta książka? – Norton usiadł po turecku na łóżku

-Oh... W tej książce są zawarte najważniejsze zasady i historie najpotężniejszej jednostki wojskowej w naszej krainie -Smoczych Obrońców.

-Smoczych... Obrońców? – Zdziwił się John – kojarzę skądś tą nazwę..

-Trudno mieszkać w Kakaron i o nich nie słyszeć. O nich i o wojnie dwadzieścia lat temu.

-Możesz mi powiedzieć coś więcej o nich?

-Owszem... Sam niewiele wiem, ale..

 

Dawno temu, jeszcze za czasów, gdy miasta były jednym wielkim Królestwem, siedmiu braci wspólnie dzierżących władzę własnoręcznie utworzyli elitę królewską składającą się z czterdziestu najlepszych wojowników z całej krainy. Zadaniem ich było pilnowanie porządku w mieście i poza nim, oraz oddanie życia za życie swoich królów. Przez wiele lat dzięki Elicie Królewskiej w Krainie panował pokój, aż do czasu, gdy na naszą krainę napadł tajemniczy lud z dalekich stron. Zażądali od Braci oddanie całej krainy, a w zamian nie ucierpi żaden człowiek, oni jednak nie mogli tego zrobić. Wybuchła krwawa wojna pomiędzy dwiema krainami: Kakaron i Kornon – tajemniczej krainy, tak naprawdę znamy tylko jej nazwę. Tak czy inaczej. Wojna prawie od samego początku była skazana na naszą porażkę. Coraz to więcej dzielnic było przejmowane i coraz to więcej niewinnych cywilów było zabijane. Gdy nadzieja przemijała Na pomoc żołnierzom oraz Elicie Królewskiej przybyły skrzydlate smoki, pozabijały wszystkich żołnierzy wroga znajdujących się za murami królestwa. Stworzenia szybko zyskały zaufanie wojowników i Kraina dzięki ich pomocy odparła atak nieprzyjaciela. Najkrwawsza do tamtej pory bitwa skończyła się zwycięstwem i zakończeniem wojny. Bracia połączyli wojsko i swoją Elitę tworząc zupełnie nową organizację. Najpotężniejsze wojsko zwane Smoczy Obrońcy, na znak właśnie tych dumnych gadów broniących krainy. Po rozpadzie Królestwa Smoczy Obrońcy utworzyli własną siedzibę z dala od miast i wsi.

 

-Wow... – Tylko tyle zaszokowany John zdołał wykrztusić – Wiesz, może gdzie oni się osiedlili?

-Niestety nie... Nikt tego nie wie.- Josef wstał z krzesła stojącego zaraz obok łózka – idź spać jutro musimy być wcześnie w Talior...

-Szczerze Josef.. Po co mnie zabierasz ze sobą?

-Szczerze? Żebyś znowu nie grzebał mi w moich rzeczach! - Mężczyzna wykrzyknął zdenerwowany – A teraz idź spać!

 

Nastał nowy dzień, słońce dopiero zaczęło zaglądać zza horyzontu, John przywlókł się pół żywy do stajni gdzie Josef pośpiesznie przywiązywał torby do swojego brązowego konia.

 

-Nie za wcześnie? – Chłopak powstrzymuje się od zaśnięcia – Nawet ptaki jeszcze śpią..

-Nie nie Johnny, im wcześniej tym lepiej –Josef wiązał bagaż podróżny do siodła

-Po, co my w ogóle tam jedziemy?

-O.. Nie mówiłem ci? – Mężczyzna odwrócił się do Johna – parę dni temu oddałem mojemu staremu przyjacielowi pracującemu w kowalstwie kolczugę do naprawy, dzisiaj jest termin odebrania..

-Aha.. No dobrze... – Chłopak stał pół przytomny, w głębi jeszcze spał

-Noo wsiadaj na Rafika i ruszamy

John próbował wsiąść na siodło jednak Rafik chcąc go obudzić odszedł parę kroków w prawo, przez co chłopak upadł twarzą w siano.

-Hahahahaaa... – Zaśmiał się Josef – widzę, że nawet twój koń ma poczucie humoru

-Ha Ha... Bardzo śmieszne – Biały koń radośnie zaparskał

 

Obaj bohaterowie byli w drodze do Talior, minęli spory kawałek drogi jednak są dopiero w połowie

-Słuchaj John – wtrącił się Josef – Nie myśl tylko, że twój trening na razie dał spory efekt

-Co masz na myśli? – John obserwował śpiewające ptaki

-Mimo tylu tygodni twoje umiejętności niezbyt się poprawiły, wiesz o tym prawda? Nie to, że chce być wredny czy coś, ale... Nadal jesteś bardzo niezdarny John, zupełnie jak twoja mama Elie.. Niestety nie wyzbędziesz się tego

-Wiem o tym.. Ale warto spróbować prawda?

-Tak, poza tym twój styl walki też zostawia wiele do życzenia, tak samo jak łucznictwo... Sporo pracy jeszcze przed tobą chłopcze

-Dobrze!! Rozumiem –John wykrzyknął zawstydzony

 

Zza drzew bohaterowie zobaczyli czarny dym. Zdenerwowany Josef pognał konia w stronę wioski, John stał w miejscu sparaliżowany strachem, miał złe przeczucia, taki sam dym tlił się z jego rodzinnego miasta pięć lat temu, gdy wracał z Olą do domu.

-John!! – Wykrzyknął Josef –Pośpiesz się!

-O... TAK! Tak.. –Chłopak pognał konia w galop

Im byli bliżej tym dym stawał się cięższy zupełnie jak tamtego pamiętnego dnia. Josef i John stanęli tuż przed wioską, John zsiadł z konia. Ujrzał zza dymu trzy męskie sylwetki. W jednej chwili poczuł się zupełnie tak jak by go przeszedł piorun, chłopak rozpoznał środkowego mężczyznę, w jednej chwili w jego głowie pojawiły się wszystkie wspomnienia sprzed pięciu lat... John zacisnął pięść na rękojeści swojego miecza w jego oczach w tej chwili widać było tylko nienawiść, rzucił się na mężczyznę mimo tego, że Josef próbował go powstrzymać.

 

Mężczyzna odwrócił głowę w stronę biegnącego napastnika i szybkim ruchem rzucił nim o ścianę budynku po prawej stronie. Norton nie nadążył za tym co się przed chwilą stało, próbował się ruszyć jednak nie mógł wydostać się z zawalonego na nim gruzu, zauważył, że zamaskowany mężczyzna idzie w jego stronę, Białooki spojrzał na leżącego chłopaka z pogardą, John musiał ponownie spojrzeć w jasno-błękitne oczy z jego koszmarów i nieprzespanych nocy.

-Proszę proszę... Cóż za miłe spotkanie – zza maski zabrzmiał zimny i niski głos – Johnatanie Norton

-Skąd... Skąd znasz moje imię? –Chłopak spytał duszony przez strach

-Hmhmhm... Jak mogę nie znać syna Karola Nortona... Twoja obecność tutaj może zrujnować moje plany chłopaku – mężczyzna wyciągnął swój miecz – muszę się ciebie pozbyć.. – Zamaskowany człowiek zamachnął mieczem w celu oderżnięcia głowy Johnowi, jednak w ostatniej chwili cios odparowało ostrze Josefa

-Nie waż się go tknąć! –Wykrzyknął Josef

-O... Nie spodziewałem się, że ciebie też tu spotkam. Josefie Jonda...

-Skąd.. – Josef zamarł w strachu, nerwowym spojrzeniem patrzył na zamaskowanego mężczyznę zupełnie jakby go skądś znał –.... John!! – Krzyknął za siebie, z jego głosu można było wyczytać przerażenie

Chłopak wyszedł z kupy gruzu nie spuszczając wzroku z Białookiego, – Co?!

-Uciekaj stąd! –Josef spojrzał na Nortona poważniej niż zwykle

-CO?! Nie ma mowy! – John krzyknął przełykając ślinę, był przerażony, jednak sam fakt zmierzenia się z białookim poganiał go do nawet samobójczej walki

-Nie dasz mu rady John, nadal nie umiesz dobrze walczyć, a nawet, jeśli nadal zostaje jego dwóch pomocników.

John zacisnął zęby. – Dobrze...

-Nie martw się John. Zajmę go czymś..

Chłopak pobiegł, co sił w nogach do Rafika i pognał go w stronę lasu

Białooki przyglądał się w milczeniu rozmowie pomiędzy swoimi przeciwnikami. – Ardon.. Karzun... Gońcie chłopaka

-Ale.. Szefie..

-Róbcie, co mówię! – Białooki przerwał masywniejszemu towarzyszowi – Mam tutaj do załatwienia nieskończoną sprawę sprzed lat.. Dogonię was później..

-Idziemy Karzun. – Powiedział szczuplejszy mężczyzna, oboje ukradli po jednym koniu ze stajni i ruszyli do największego lasu w całej krainie

-Minęło długie dwadzieścia lat Josef... –Białooki powiedział spokojnym zimnym głosem, oczami wiodąc po ostrzu swojego przeciwnika

Josef zacisnął pięść – Nie wiem, o co ci chodzi, ale nie pozwolę ci zabić nikogo więcej! – Josef wykrzyknął te słowa najgłośniej jak potrafił

 

John nerwowo, co parę sekund poganiał Rafika do szybszego biegu, dwóch mężczyzn mimo takiej prędkości bardzo szybko go doganiało, Rafik skręcał przed każdym drzewem, wbiegał pomiędzy konary, wszystko byle zmylić prześladowców. Bezskutecznie mężczyźni cały czas się zbliżali.

 

W tym samym czasie Josef zacięcie walczył z Białookim, obaj mężczyźni byli mistrzami szermierki, miecze zaciekle zderzały się ze sobą z ogromną siłą, obaj mężczyźni ruszali się tak płynnie jak by czytali sobie w myślach i przewidywali ruchy przeciwnika, Mimo ogromnych umiejętności widoczne było, że Josef przegrywa. Otrzymał głęboką ranę w lewe ramię i płytką w brzuch. Jednak mężczyźnie nie chodziło o to by wygrać tylko o to by kupić Johnowi trochę czasu na ucieczkę, Białooki dobrze wiedział o planach swojego przeciwnika i tak naprawdę bawił się Josefem.

 

John uciekał przed siebie na swoim koniu, czuł jakby w tym momencie uciekał przed samą śmiercią, Rafik nagle zawrócił w zupełnie przeciwną stronę, nie zwalniając ani trochę, oboje cały czas biegli ile sił w nogach. John odwrócił się za siebie i zobaczył, że Rafik swoim posunięciem zgubił mężczyzn, koń zwolnił bieg a chłopak odetchnął z ogromną ulgą, wbiegli na małą górkę zaraz za drzewami. Nagle większy mężczyzna wyskoczył z krzaków i przeciął Rafikowi ścięgna w przednich kończynach, John wraz z koniem spadli z stromej przepaści w sam środek najgęstszej części lasu.

 

Długi pojedynek Josefa i Białookiego w Talior znudził się zakapturzonemu mężczyźnie, niemożliwym do zablokowania uderzeniem powalił Josefa, wsiadł na swojego mrocznego smoka i wyleciał w ślady Johna, Josef bez zastanowienia wsiadł na swojego konia i pobiegł za nim. Czarny smok na rozkaz białookiego podpalił wysoką trawę za sobą skutecznie płosząc konia, Josef próbował zapanować nad nim jednak zwierzę było tak wystraszone, że nie słuchało jakichkolwiek komend, Josef nie mógł nic więcej zrobić jak wierzyć w swojego ucznia, że nic mu się nie stanie....

 

******************************************************************************************************************************************************

Ten rozdział był nieco dłuższy od poprzednich, gdyby nie poprawki 1/3 by nie było .Przepraszam, za tak długą nieobecność niestety są rzeczy ważne i ważniejsze, jeśli się wam podobało, postaram się w taki sposób pisać każdy rozdział ^^

******************************************************************************************************************************************************

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Naha 21.09.2014
    Bardzo fajna seria :) czekam na ciąg dalszy :)
  • Jestem po i naprawdę fajne. Co prawda jak dla mnie za długie i musiałem się odrobinę zmusić by dobrnąć do końca ale nie żałuje.
  • MrGonzo 21.09.2014
    ciesze się :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania