Zemsta Smoka - Rozdział 13 - Wystraszone Miasto

**************************************************

ZEMSTA SMOKA

**************************************************

Od razu ostrzegam, że ten rozdział jest dosyć długi, więc mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba :)

***************************************************

 

Rozdział 13 - Wystraszone Miasto

 

Nastał nowy, słoneczny dzień, na niebie nie było ani jednej chmurki. Spadające krople rosy przecinały ogrzewające promienie słoneczne, przebijające się przez ogromne korony. Cały teren na około jaskini pełen był małych, głębokich kałuż, z których odbijały się potężne kontury drzew. Z oddali słychać było piękny śpiew małych wróbli, a gdzie nie gdzie można było zobaczyć przebiegające małe króliczki. Polna droga, po której wędrowali nasi bohaterowie była miękka od deszczu, a próba nadepnięcia na nią kończyła się ugrzęźnięciem nogi. Johna od Selior Town dzieliło tylko parę kilometrów, gdy wyruszą z rana, przed murami staną w samo południe.

Ćwierkot ptaków oraz jasne światło zaglądające do jaskini przebudziły zaspaną Ajronę, dziewczyna rozejrzała się rozkojarzona w około, spojrzała na śpiącego Johna z opartą na niej głową. Po minucie momentalnie poczerwieniała i odskoczyła od niego jak poparzona, przez co John upadł jak kłoda na ziemię.

- Co jest...? – John wydukał zaspany masując miejsce, na które upadł. Spojrzał na zawstydzoną przyjaciółkę - O... Dzień dobry... – Podniósł się z ziemi i zdrowo się przeciągnął – Jak się spało?

Dziewczyna nadal była w szoku, złapała oddech – Dzi… Dzień dobry… Dobrze... – Zamyśliła się, ale szybko potrząsnęła głową – A tobie?

- Było dość... Fajnie.. – Powiedział i z uśmiechem wstał na równe nogi, rozejrzał się po jaskini – Gdzie jest Josef?

- Nie wiem... Jak się obudziłam, nigdzie go nie było... Chyba jest na, zewnątrz – Gdy tylko Ajrona skończyła mówić, do jaskini wszedł wspominany mężczyzna z drewnianymi talerzami pełnymi wcześniej zapakowanego na drogę jedzenia, czyli pęto kiełbasy, bochenek chleba oraz trzy kubki wody.

- O matko…! Umieram z głodu!! - John wykrzyknął i pobiegł do największego talerza.

- HEJ! JA TO ZAKLEPAŁEM! – Wykrzyknął Josef wyrywając swojemu uczniowi talerz z rąk.

- Ja byłem pierwszy! - John nie dawał za wygraną.

- Oczywiście, że nie! Wkładałem tą porcję specjalnie dla siebie! – Mężczyzna krzyknął kładąc z wielką siłą talerz obok siebie.

- TO NIE FER! Wiesz, że mężczyzna potrzebuje mięsa?! – John powiedział zakładając ręce na siebie i pewną siebie miną.

- JAK BYŚ NIE WIEDZIAŁ!! TEŻ JESTEM MĘŻCZYZNĄ!! – Wykrzyknął, chwycił kiełbasę i wziął potężny gryz.

- Mi włożyłeś tylko jedną marną kiełbaskę, a sobie całe pęto... – Chłopak usiadł obrażony po turecku – Sknerus...

- HAHA... Dużo ci brakuje by mnie zagiąć, młody – Josef głośno się śmiał, przy okazji pałaszując swoje śniadanie.

Ajrona oglądając całą tą rozmowę radośnie się zaśmiała i usiadła obok przyjaciół przy swoim talerzu.

 

Pięć minut później, wypoczęci i najedzeni do syta, kontynuowali swoją podróż do docelowego miast Selior Town, gdzie ich zadaniem było przekonanie króla by wstawił się za nimi w sprawie ogłoszenia stanu wyjątkowego na terenie całej krainy podczas Rady Starszych. Pytanie brzmi, czy król będzie miał czas i chęci wysłuchać ich prośby. Polna dróżka niezauważalnie zmieniła się na wykładaną kocimi łbami, z każdym metrem zmniejszały swoją ilość, aż w końcu nie było na około ani jednego. Chwilę później przed oczami Johna wyłoniły się mury Selior Town, które trochę go zawiodły. Mur porośnięty był gęstym rozchodzącym się nawet do ziemi mchem. Kamienne cegły, z których była wybudowana ściana, kruszyły się w oczach. Mury były niskie, miały zaledwie 6 metrów wysokości. Tuż przed szeroką, również porośniętą mchem bramą z wizerunkiem Pierwszego króla ów miasta, rozciągał się długi i szeroki plac rynkowy. Jednak w odróżnieniu od Corvin Town, straganów było mało, podobnie, jeszcze mniej było klientów. Johnowi udało się naliczyć dwóch ludzi obserwujących towary, na terenie siedmiu metrów od bramy. Mężczyźni powoli prowadzili konie pod wejście. Ajrona zaciekawiona przyglądała się wyniszczonym murom, porównując je z tymi, jakie widziała w Corvin Town. Obok murów stało dwóch strażników ze srebrnymi zbrojami z namalowanym godłem miasta na napierśniku, głębokim stalowym hełmem oraz długim fartuchem. Gdy John i Josef podjechali pod bramę, jeden z nich stanął w przejściu.

- Proszę się zatrzymać – brodaty strażnik wykrzyknął wyciągając prostą dłoń w ich stronę, – Jaki jest powód waszego przybycia?

- Coś się stało? – John się zaniepokoił, przecież w podobny sposób został przywitany w jego poprzednio odwiedzanym mieście. Ajrona krzywym spojrzeniem obserwowała strażnika.

- To tylko formalności... Musimy pilnować porządku na każde sposoby – mężczyzna stwierdził notując coś na kartce – Proszę nie utrudniać i odpowiadać na pytania.

- Przyjechaliśmy, jako turyści, mamy zarezerwowane miejsca w hotelu nieopodal stąd – Josef rozpoczął rozmowę, którą planował od wyruszenia z postoju.

- Na jak długo planujecie zostać? – Strażnik kontynuował pytania.

- Czas mamy nieokreślony – długowłosy mężczyzna poczuł się zakłopotany.

- Proszę podać przybliżony okres – brodaty strażnik nie spuszczał oczu z kartki, zapisywał wszystko, co Josef powiedział.

- Tydzień – Josef powiedział pierwsze, co mu przyszło do głowy.

Nastała chwila ciszy do puki mężczyzna wszystkiego nie zanotował – Dobrze – zszedł im z drogi – Życzymy miłego dnia.

John znudzony tą rozmową, żwawo popędził wodzę przekraczając bramę. Strażnik obserwował odjeżdżających „turystów” – I uważajcie... – Mruknął pod nosem i wrócił na swoje miejsce.

 

Zaraz za murami dalej rozciągał się okrągły plac rynkowy, dziesiątki pustych straganów, oraz prawie żywej duszy w około. Co jakiś czas przed oczami bohaterów przemknął jakiś przechodzień, John był zaciekawiony tą sytuacją, jest to pierwsze, tak ciche miasto w miejscu, w którym zawsze jest mnóstwo ludzi. Dalej widać było dwie kamienne, rozchodzące się coraz dalej drogi, otoczone po jednej i drugiej stronie złączonymi ze sobą wysokimi domami ze szczelnie zamkniętymi, drewnianymi drzwiami. U podstawy budynku obłożone są kamienie, by w razie jakiegoś najścia wroga, piwniczka przetrwała. Drewniane podpory podtrzymują cały masywny dom, z każdego dachu buchał ciemny dym opałowy rozpływający się po całym niebie, obok bramy stała mała stajnia na konie, w których Josef zostawił swoje zwierzęta.

- No... To idziemy! - Josef potarł swoje dłonie i dziarskim krokiem ruszył w głąb miasta.

- A wiesz, gdzie to jest? – John wtrącił się, biegnąc za nim, Ajrona zrobiła podobnie.

- A i owszem! Po prostu idźcie za mną!

 

Josef oraz reszta maszerowali przez różne zakątki miasta podziwiając ciekawą oraz ubogą architekturę domostw. Już parę metrów od bramy John zatrzymał resztę wpatrując się w wysoki kamienny kościół, zakończony dwa razy dłuższą, spiczastą wierzą otoczoną witrażami. Wejście było zabarykadowane, a w około kościoła nikogo nie było, nawet księży, Josef miał dość czekania i ruszył bez Johna. Chłopak zorientował się po minucie, że zostaje w tyle. Pobiegł za nimi. Drugim miejscem, jakie zobaczyli, był wysoki, marmurowy pomnik pierwszego króla, w pelerynie, odzianego w zbroję i dzierżącego długi miecz. Rzeźba stała w centrum miasta, ogromnego, kilkunastometrowego placu otoczonego różnymi drewnianymi sklepami, barami, bądź muzeami. Po lewej stronie stała drewniana scena dla grajków. Na tak dużym terenie John naliczył maksymalnie dziesięć osób.

 

„Gdzie się wszyscy podziali” – pomyślał rozglądając się na około –„Przecież to miasto jest za duże na tak małą ilość ludzi...”

 

Josef rozglądał się po czterech ścieżkach prowadzących w różne strony świata.

- Josef... – Ajrona podeszła do mężczyzny – Przyznaj się wreszcie, że się zgubiłeś... Zapytajmy kogoś o drogę.

- Nie zgubiłem się... Po... Po prostu... – Mężczyzna zarzucił swój kucyk za plecy – Chciałem pozwiedzać!

- O rany.. Czy wy faceci zawsze macie problem z czymś tak prostym jak spytanie o drogę? – Przewróciła oczami i rozejrzała się za jakimś przechodniem – O... Tam ktoś idzie – wskazała palcem na ubranego na zielono skulonego, młodego mężczyznę – Patrz.. I się ucz... – pobiegła w jego stronę, John poszedł za nią.

Josef głośno westchnął.

- Przepraszam! – Dziewczyna krzyczała z oddali tak długo, aż nie stanęła naprzeciwko tego człowieka – Przepraszam za kłopot.. Ale.. Chyba się zgubiliśmy – zrobiła smutną minę i spojrzała zamyślona na wyłożoną kamieniem podłogę. Podniosła gwałtownie głowę z serdecznym uśmiechem – Byłby pan tak miły i powiedział nam gdzie jest Hotel Giant Victoria? - Założyła ręce za plecy.

Skołowany mężczyzna, przez pewien czas nie wiedział, co powiedzieć. Po chwili dodał – Tak.. Tak... Musicie iść... – Wskazał palcem na północno-zachodnią drogę – Cały czas prosto i natraficie na ten budynek.. Nie sposób go przegapić.

- Dobrze.. Dziękuję panu uprzejmie! Do widzenia! – Uśmiechnęła się i pobiegła do Josefa.

Gdy mężczyzna miał już iść, John go zatrzymał – Przepraszam pana... – Pociągnął go za rękaw.

- Co znowu..?! – Odwrócił się zdenerwowany do Johna.

- Mam pewne pytanie dotyczące tego miasta... A konkretnie... Przez cały dzień zwiedzałem to... – Rozejrzał się w około – Wspaniałe miejsce i nie spotkałem ani jednej osoby poza panem... Co tu się dzieje?

Mężczyzna, słysząc to, gwałtownie wyrwał się z rąk Johna – TO NIE TWÓJ INTERES!

- Ale chwileczkę... Proszę mi, co nieco powiedzieć i dam panu spokój – chłopak podążył za nim.

- NIE! – Gwałtownie odwrócił się do niego - I PROSZĘ ZOSTAWIĆ MNIE W SPOKOJU!!

- Em... – John nie wiedział przez chwilę, co powiedzieć, niepewnym krokiem zawrócił w stronę pomnika.

- John! Znalazłem drogę! – Josef wykrzyknął i skulił się z bólu, po tym jak Ajrona dźgnęła go łokciem w żebro.

- To, co... Idziemy? – John stanął naprzeciwko towarzyszy ostatni raz spoglądając w stronę mężczyzny, z którym przed chwilą rozmawiał.

 

Po dwóch godzinach nieprzerwanego marszu wzdłuż gęsto rozbudowanej drogi, w końcu Josef zauważył na końcu ulicy, wyryty na dużym, białym, starannie rzeźbionym budynku napis „Grant Victoria”. Naprzeciwko rosło duże, liściaste drzewo obłożone dekoracyjnymi kamieniami przy korzeniach, w, około którego stały małe ławeczki. Mężczyzna nigdy nie spodziewałby się, że ten hotel będzie tak głęboko w mieście.

– No kochani! Koniec wycieczki – wykrzyknął i usiadł na jednej z ławek. John i Ajrona synchronicznie padli na ziemię ze zmęczenia. – NO, CO JEST?! Mały spacerek was tak wykończył?

- Skoro to jest dla ciebie mały spacer... – John wydukał łapiąc oddech, usiadł na ziemi – Hej Josef... Zauważyłeś, że... Prawie nikogo tutaj nie ma?

Josef spojrzał na ulicę – A wiesz... Jak teraz, o tym mówisz... Rzeczywiście nikogo tutaj nie ma...

- Racja... Corvin Town było aż przepełnione ludźmi. Tutaj jest jakoś tak... Pusto – wtrąciła się Ajrona.

- Poza tym... Przyjrzałem się minom napotkanych ludzi... Są jacyś... Wystraszeni? – John wstał i otrzepał się z kurzu.

- No nic... Może czegoś dowiemy się od pracowników w środku... – Długowłosy mężczyzna spojrzał na Ajronę masującą swoje obolałe stopy.

 

Hotel wewnątrz wyglądał bardzo ubogo. Przywitał ich mały pokój obłożony drewnianymi deskami na podłodze i ścianach. W pomieszczeniu panował ogromny bałagan, garnki, drewniane łyżki, kartki, wszystko plątało się pod nogami tak, że nie wiadomo było gdzie postawić bezpiecznie stopę. Po lewej stronie pokoju były drewniane schody prowadzące na wyższe piętro z pokojami, a po środku stał duży blat recepcyjny, za którym siedział młody mężczyzna o czarnych i krótkich włosach. Ubrany był w uniform hotelowy, czyli biała koszula i ciemna marynarka, oraz czarne spodnie. Gdy Josef zadzwonił małym dzwonkiem, pracownik niechętnie wstał z krzesła.

- Dzień dobry – krótko-włosy mężczyzna powiedział niechętnie ocierając swoje oczy.

- Dzień dobry… - Josef rozglądał się zniesmaczony po całym pokoju – Przyszliśmy zameldować się w umówionym pokoju.

- Ach, tak... Tak.. – Pracownik spojrzał do swojej kartki, zanim wyciągnął rękę po klucz do pokoju, spojrzał na swoich klientów, jak na wariatów – Jesteście państwo pewni, że chcecie tutaj zostać?

- Co pan ma na myśli?! – John błyskawicznie podbiegł do blatu.

- Nie wiecie, co tutaj się dzieje prawda? – Mężczyzna zaczął bawić się kluczami wiszącymi na małych wieszakach.

- Nie... I nikt nie chciał nas o tym poinformować... Może pan byłby tak łaskawy? – John się niecierpliwił.

- Hm... Powiem tyle… od bardzo długiego czasu… pewna... Rzecz nie daje nam spokoju sprawiając, że nasze wspaniałe miasto popada w biedotę.

- Zauważyłam – wtrąciła się niemiło Ajrona i podskoczyła z bólu, gdy John nadepnął na jej palce u stopy.

- A powie nam pan..., Czym jest ta rzecz? – John kontynuował pytania.

- Wolę o tym nie rozmawiać... I radziłbym wam zameldować się w innym mieście.

- Hm... Planowaliśmy tą wycieczkę od miesięcy… Nie może nas pan tak odwieźć – Josef próbował wymyśleć jakiś dobry argument – Wie pan jak bardzo te dzieciaki nie mogły się doczekać – powiedział kładąc rękę na ramieniu Johna i Ajrony.

Norton pociągnął Josefa za kołnierz – Przeginasz…

- Hm... No dobrze – młody hotelowy położył klucze na blacie – Życzymy miłego pobytu w naszym wspaniałym hotelu.

 

Pokój nie prezentował się lepiej. Mimo tego, że był sprzątany wszędzie - wisiały pajęczyny, farba odpadała ze ścian, a powietrze było aż duszne od kurzu. Po lewej stronie od drzwi wejściowych stała łazienka, a zaraz obok kuchnia, po prawej były trzy łóżka jednoosobowe, a obok każdego z nich mały kredens. Naprzeciwko drzwi było szczelnie zamknięte okno z brązowymi firankami.

Josef ledwo otworzył okno, wpuszczając szybko utęsknione przez wszystkich świeże powietrze.

- Ponoć mieli tutaj posprzątać – John rzucił się na łózko, z którego wyleciała chmura kurzu, chłopak wyskoczył z tapczanu ze łzawiącymi oczami.

- Chyba trzeba tutaj... Troszkę posprzątać – dziewczyna przejechała palcem po ścianie. Jej szary kolor okazał się grubą warstwą kurzu.

- Może dali nam nie ten pokój? – Josef wyglądał zza okna oddychając świeżym powietrzem.

- Tak... To, kto, co sprząta? – John zatkał nos i przetarł oczy.

- Wy się tym zajmijcie chłopcy... Ja jestem trochę zmęczona – powiedziała i usiadła na łóżku.

- O nie... TY TEŻ SPRZĄTASZ – chłopak położył rękę na jej głowie i potargał jej włosy.

 

Porządki trwały resztę popołudnia. Wszyscy zaraz po doprowadzeniu pokoju do stanu używalności od razu zasnęli, mimo że była jeszcze wczesna godzina. Długa noc szybko minęła, gdy tylko słońce pokazało swoje jasne promienie i zapiały pierwsze koguty. Johna obudził dobrze mu znany i znienawidzony dźwięk, gwałtownie wstał do pozycji siedzącej. Spojrzał na Josefa chrapiącego, niczym niedźwiedź z zapaleniem zatok.

- No nie... – Rzucił się na łózko i przycisnął poduszkę do uszu – Znowu to samo... – Mimo tego nadal ten dźwięk był wyraźny, jakby z każdą sekundą coraz głośniejszy. John przyciskał poduszkę z całych sił, w końcu nie wytrzymał. Wstał i rzucił poduszką w stronę chrapiącego mężczyzny – ZAMKNĄŁBYŚ SIĘ WRESZCIE!! – Nic to nie dało, Josef dalej smacznie spał. Chłopak wstał z łóżka i poszedł do Ajrony, zobaczył, że dziewczyna leży skulona na łóżku z przyciśniętą poduszką do uszu.

-Hej... – Dotknął jej ramienia.

- Oh... Cześć!! – Spojrzała na Johna rozluźniając uścisk poduszki.

- Masz ochotę na spacer?

- Och, tak... Mam dość tego chrapania – wstała z łóżka i pobiegła do drzwi, John poszedł za nią.

Chwilę później oboje siedzieli pod wielkim drzewem naprzeciwko hotelu obserwując wschodzące słońce oraz rozkoszować się świeżym, chłodnym powietrzem.

- Hej.... – Chłopak przerwał ciszę i po chwili wstał z ławki – Chcesz mi w czymś pomóc?

- A w czym? – Dziewczyna powiedziała i chwile potem głośno ziewnęła przy okazji przeciągając się.

- Nie ciekawi cię może, czemu tutaj jest tak pusto?

Dziewczyna patrzyła się w dal i po chwili spojrzała ironicznie na przyjaciela – Trochę... – Wstała i podeszła do Johna - Przyznaj się... Chcesz pomyszkować i dowiedzieć się, o co chodzi, prawda?

Chłopak zaniemówił, przez chwile nie stał wpatrzony w dziewczynę – Tak... Czytasz mi w myślach?

- Być może... To jak? Co robimy?

- Po... Prostu.. Musimy popytać ludzi w okolicy.

- Tak…? Jak kogoś tutaj znajdziesz to proszę daj mi znać... – Podrapała się za uchem, po czym głośno westchnęła.

- A masz lepszy pomysł?

Spojrzała na Johna i dziwnym błyskiem w oku - Mam… Rozdzielimy się i popytamy tu i ówdzie.

- Czym ten plan różny się od mojego? – John podrapał się po głowie.

Ajrona się zamyśliła – No to nie wiem... Udawaj kogoś, sprzedawcę ubrań czy coś – uśmiechnęła się

- Tia... To zadziała – John przewrócił oczami, a następnie zrobił w tył zwrot.

- Dokąd idziesz?

- No chyba mieliśmy się rozdzielić.. – Spojrzał na Ajronę – Spotkamy się tutaj po południu.

Dziewczyna radośnie się uśmiechnęła – OK!

 

Oboje rozeszli się w dwie różne strony, John z przyzwyczajenia poszedł na Przedmieścia, które na logiczne myślenie powinny znajdować się przy murach. Ajrona ruszyła do centrum, podziwiając i zwiedzając każdy zakamarek miasta, kompletnie zapominając o, zaledwie parę minut temu, uzgodnionym pomyśle. Po drodze trafiła na ulice handlową, która była najbardziej zaludnionym miejscem w tym mieście. Była to szeroka, prosta droga zabudowana z obu stron złączonymi ze sobą różnymi sklepami: odzieżowymi, kuźnie, spożywczymi. Każdy znalazłby tutaj coś dla siebie, a nawet tutaj, tak mała ilość osób jest powodem zmniejszającej się nadziei na dorobek u sprzedawców.

Ajrona, cała chodziła z podekscytowania, sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła pulchną, krągłą sakwę z pieniędzmi – Hmmm... Nie powinnam zbytnio przesadzić – powiedziała do siebie przyglądając się sakiewce, nagle pstryknęła palcami i uśmiechnęła się do siebie – Przecież nie chcę zbyt wiele kupić... Tylko popatrzę, co tam mają! – Ledwo powiedziała i ruszyła do najbliższego sklepu. Po drodze zatrzymała się i zapatrzyła zamyślona na odzieżowy sklep naprzeciwko. To dziwne uczucie wróciło po raz kolejny zaprzątając jej myśli obrazami z przeszłości. „Byłam tu” – pomyślała, – „Ale kiedy... I po co?” – Gdy poczuła zbliżające się bóle głowy dziewczyna siłą zastąpiła te myśli przyszłą ekscytacją z zakupów, jakie je czekają, odwróciła się i wstąpiła do najbliższego sklepu.

John spokojnym krokiem spacerował po polnych drogach cichszej, uboższej części miasta. Jednorodzinne, drewniane domy były postawione w znacznych odległościach od siebie, a każdy z nich miał od jednego do dwóch hektarów ziemi, na której pasły się zwierzęta. Ta rzecz Johna zaciekawiła, nie tylko samym faktem, że Selior Town jest jak na razie pierwszym miastem, które hoduje zwierzęta za murami, ale także to, że zwierząt było bardzo mało. Na każdym wybiegu spokojnie spacerowały sobie najwięcej dwie świnie, bądź owce, John nie wypatrzył żadnej krowy, a już na pewno żadnej kury. Bardzo podejrzane, nawet, jeżeli chodzi o wyżywienie rodziny, to bardzo mało, a co dopiero, jeśli do tego wchodzi handel z innymi miastami.

 

„Coś tutaj nie gra” - Pomyślał, podszedł do najbliższego domu i zapukał do drzwi, niestety żadnej odpowiedzi zapukał, więc ponownie, tym razem głośniej – „Czyżby w domach również nikogo nie było?” – Pomyślał i w tej samej chwili drzwi szeroko się uchyliły wydając głośne skrzypienie. Zza ciemnych zakątków domu wyłonił się starszy, siwy mężczyzna ze słomianym kapeluszem na głowie, oraz kraciastą koszulą.

- W czym mogę pomóc? – Zabrzmiał grubym głosem.

John długo stał z głupim wyrazem twarzy przed drzwiami.

„I co dalej?” – Szukał w głowie jakiegoś sprytnego sposoby by wyciągnąć od tego człowieka to, co chce wiedzieć – „Nie… To nie zadziała... Hmmm…. Ale nie mam wyboru” – zacisnął zęby.

- Dzień dobry, jestem słynnym handlarzem bydła. Sprzedaje od małych kurcząt po mleczne, dojrzałe krowy. Czy jest pan zainteresowany kupnem? – Oparł się o framugę i pewnym siebie spojrzeniem zwrócił się do mężczyzny.

Starzec głośno westchnął - Niestety, nie stać nas na pokaźniejsze stado... Przepraszam – powiedział i próbował zamknąć drzwi, ale chłopak zatrzymał je stopą.

- Proszę chwileczkę poczekać – John od tej pory improwizował, modlił się, aby nie pomylił się w tym, co mówi - Rozglądałem się po pańskiej posesji i zauważyłem, że ma pan najmniej zwierząt z całej okolicy, hmmm... Na pewno nie chce pan skorzystać z tej usługi? Specjalnie dla pana o połowę taniej!

Starzec otworzył szerzej drzwi, aby John mógł wyciągnąć nogę - Nie naprawdę... Nie skorzystam – mocno szarpnął drzwiami, które ponownie zostały zatrzymane przez stopę rozmówcy, chłopak miał ochotę jęknąć z bólu.

- Do,.. Dobrze... Mam jeszcze jedno pytanie... Jeśli mogę...

- Dobrze... Byle szybko – mężczyzna oparł się biodrem o framugę.

- A wie pan może, czemu tutaj tak ubogo w mieszkańców? – Zamyślił się, próbując ułożyć sensowne wytłumaczenie tego pytania - Myślałem, że nieźle się dorobię, jednak trochę się zawiodłem.

Starzec się zezłościł – Nie... Nie wiem! – Przygniótł Johnowi nogę masywnymi drewnianymi drzwiami, on jednak nie odpuszczał.

- Czy... Czy coś się stało? – Chłopak udawał, że nie czuje bólu.

- NIE... NIC SIĘ NIE STAŁO! – Otworzył na szerokość drzwi i wypchnął nogą obolałą stopę Johna – PROSZĘ ODEJŚĆ!!

- ALE... – Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć mężczyzna zatrzasnął mu drzwi przed nosem z wielkim hukiem. – Ehh..... – Odwrócił się i kulejąc usiadł na schodkach, delikatnie podniósł nogę i próbował nią poruszać - Aaaaał... - Skulił się z bólu – Chyba w taki sposób niczego się nie dowiem... – Spojrzał na po woli chowające się zza murami słońce – Chyba czas wracać… Oby ona miała więcej szczęścia ode mnie... – Mówiąc to próbował wstać, ale bez oparcia się o płot nie dałby rady, zszedł z schodów i kulejąc udał się w drogę powrotną.

 

John zbliżał się do centrum i ujrzał w oddali dziewczynę dźwigającą tuzin papierowych toreb, chłopak chciał jej pomóc, więc podszedł bliżej, po chwili o mało krew go nie zalała, gdy zorientował się, że tą dziewczyną jest Ajrona.

- HEJ! – Pobiegł w jej stronę.

- O... Hej Johnny... – Podała mu dwie torby – Pomożesz mi? Sama tego nie udźwignę…

- Żartujesz sobie prawda?! Błagam cię!! Nie mów mi, że wydałaś wszystkie pieniądze...

Dziewczyna się zamyśliła – Nie... Wiem... – Przewróciła oczami i uśmiechnęła się niewinnie do Johna.

Chłopak odłożył torby na ziemię i wygrzebał Ajronie sakwę z kieszeni spodni.

- HEJ! – Odsunęła się – Gdzie ty mnie dotykasz?! – Powiedziała śmiejąc się pod nosem.

John wstrzymał oddech i niechętne otworzył sakwę, po szybkim przeliczeniu na parę minut zaniemówił.

– T... Tyle wydałaś w ciągu tych kilku godzin?! – Powiedział powstrzymując się od płaczu.

- No wiesz... Trochę mnie poniosło – uśmiechnęła się.

- Co ty tak właściwie kupiłaś?!

- To... I owo... – Postawiła ciężkie torby na ziemi i wyciągnęła z jednej z nich mały rogalik.

John zaniemówił, zerkał raz na Ajronę raz na sakwę z pieniędzmi – DOŚĆ! Nigdy więcej nie dam ci trzymać pieniędzy!! – Schował sakwę do swojej kieszeni spodni.

- Oj, nie przesadzaj! Nie wydałam znowu tak dużo… Tylko większą połowę – uśmiechnęła się i ugryzła rogalik – Mm.. Dobre!

- Czy ty znasz wartość pieniądza?! - John przyglądał się z zażenowaniem na dziewczynę.

- Znam... Trochę... – Zawstydziła się, spojrzała na chłopaka – Hej…! Chcesz spróbować?!

- Nie zmieniaj tematu! Musisz się wreszcie nauczyć, że... – W połowie zdania Ajrona wepchnęła mu rogalik do buzi - ... AJRONA!! – Miał na nią nakrzyczeć, ale smak ciasta zamknął mu buzię.

- I jak? – Dziewczyna obserwowała jego reakcję.

- Dobre... Ale i tak głupio postąpiłaś!

- Eh... – Chwyciła za torby z zakupami – No to chodźmy „PANIE MĄDRY”.

Chłopak szedł za nią z obrażoną miną, po chwili podbiegł do niej – Hej... Dasz mi jeszcze jednego rogalika?

- Haaa?! – Dziewczyna spojrzała się na przyjaciela powstrzymując jej ulubione zdanie „A nie mówiłam?” – Jednak ci smakują?

- Cicho bądź…

 

Wieczór nadchodził wolno. Na niebie rozświetlały się pierwsze gwiazdy, a na zachodzie bijały ostatnie promienie słoneczne. Bohaterowie w oddali widzieli hotel, oboje nieśli po połowie zakupów.

- Pewnie Josef przyrządził jakąś kolację... – Zamyślił się John.

- Pewnie tak... – Ajrona patrzyła się obrażona na swojego przyjaciela.

- Ciekawe jak mu powiemy…, Że nie jesteśmy głodni – zaśmiał się pod nosem.

- Mów za siebie – dziewczyna wykrzyknęła i zrobiła obrażoną minę.

- Co...? Nie najadłaś się?

- Może i bym się najadła... Gdybyś zostawił mi przynajmniej dwa rogaliki... – Powiedziała łamliwym głosem, przez cały dzień szykowała się na wieczór sam na sam z tymi pysznościami.

Chłopak podrapał się po głowie – Ehehe... Przepraszam... Zawsze lubiłem jeść...

Ajrona głośno westchnęła. I z trudem otworzyła frontowe drzwi do hotelu.

- Nie martw się... Jutro kupię ci kilka – chłopak próbował ją pocieszyć, jednak bezskutecznie.

Gdy otworzyli drzwi do swojego pokoju przywitał ich Josef w ciemnobrązowych lnianych spodniach i koszuli oraz przepasany białym fartuchem kucharskim.

- Josef? – John zamkną drzwi nogą – W coś ty się ubrał?

- Cóż... Musiałem czymś się zająć, gdy was nie było, więc postanowiłem zrobić kolację z tego, co nam zostało z podróży... TO JAK?! Kto chce smażoną kiełbasę z cebulką?! – Mężczyzna był dumny ze swoich dzisiejszych osiągnięć kulinarnych.

- Nie martwiłeś się, gdzie zniknęliśmy? – John odłożył torby na swoje łóżko.

- Wiesz John...? Jesteś bardziej podobny do swojego ojca niż myślisz – powiedział przeszywając Johna przenikliwym spojrzeniem – A tak w ogóle... Co to za torby? – Zmienił temat, gdy zobaczył, w jaką zadumę popadł chłopak.

- A bo wiesz... Pozwiedzałam parę sklepów – ledwo Ajrona dokończyła zdanie, gdy mężczyzna przyłożył dłoń do czoła i głośno westchnął.

– Ile wydałaś?

John rzucił mężczyźnie sakwę z pieniędzmi, gdy Josef ją otworzył zamurowało go, przez co Ajronie zrobiło się głupio – To, chociaż powiedz mi, co kupiliście...

- Oh... Tuzin rogalików...

Josef jej przerwał – ROGALIKÓW?! Zawsze chciałem spróbować tych specjałów… Ponoć w Selior Town robią najlepsze ciasta w karanie.

Ajrona jeszcze bardziej się załamała – Cóż... Jest pewien problem, że.... John wszystkie zżarł… – Na to chłopak głupio się zaśmiał.

Josef westchnął - A co jeszcze kupiłaś?

- Ah... Jakieś ubrania… – Uśmiechnęła się – Oraz... - Odłożyła wszystkie torby zostawiając najdłuższą z nich (ponad 100 cm).

- Co to jest? – John pierwszy raz ją widział, cały czas zasłaniały ją inne torby.

Ajrona zerwała papier ukazując zdobiony łuk refleksyjny. Ramię łuku było koloru brązowego, natomiast majdan opleciony był kremowym, cienkim sznurem.

- To... Łuk... – John próbował zrozumieć postępowanie Ajrony.

- Tak... Jak widać… – Powiedziała dumna z zakupu.

- Ale... Na co ci on... Przecież już masz jeden.

- Poprawię cię... Miałam – Spojrzała na Johna - Podczas walki z Karzunem został uszkodzony. Przesiedziałam parę dni próbując go naprawić, jednak w końcu doszłam do wniosku, że nie nadaje się do użytku.

- Aha... Jesteś pewna, że te strzały, które masz będą do niego pasować?

- O... Spokojnie… Strzały też dokupiłam – pokazała mu torbę wypełnioną strzałami.

- Nie mam pytań... – Chłopak machnął ręką.

Josef uśmiechnął się i podszedł do Ajrony – To jak... Jesteś głodna?

- Trochę... – Dziewczyna poczuła się niezręcznie.

- Świetnie! Sam nie dam rady tego wszystkiego zjeść – zaprowadził ją do kuchni, przy okazji opowiadając, co udało mu się ugotować, John widząc to zaśmiał się pod nosem.

 

Nastał nowy dzień, słońce zajrzało do okien wszystkich domów, natomiast Johna i Ajronę obudziło dobrze im znane chrapanie Josefa. Oboje w tym samym czasie rzucili w niego poduszką. Niewiele to zmieniło.

- Wiesz, co...? – John podniósł się po swoją poduszkę – Ja jestem zbyt padnięty... Może po prostu poczekajmy, aż ten niedźwiedź w końcu się obudzi.

- Ja tak samo... – Ajrona nakryła się kołdrą po same uszy.

Po dwóch albo nawet trzech godzinach Josef przebudził się pełen energii, zdziwiło go tylko, czemu jego towarzysze siedzą skuleni jakby czekali na egzekucję.

Śniadanie było bardzo ubogie, zaledwie kawałek szynki z chlebem. Wczorajsze zakupy Ajrony znacząco ograniczyły wybór w sklepach spożywczych, w których i tak nie ma za dużo.

Dochodziło południe. John i Ajrona szykowali się do wyjścia na dalsze poszukiwanie informacji, które gryzły ich niesamowicie. Josef z samego rana wysłał list do króla.

- Na pewno nie chcesz z nami iść? – John spojrzał na Josefa siedzącego wygodnie na fotelu.

- Na pewno... Sam nawet nie wiem, co dokładnie wy tam robicie, lepiej zostawię to wam… – wstał i podszedł do Johna – Słuchaj no…

- O co chodzi? – Chłopak chciał szybko zakończyć rozmowę, czuł się niezręcznie.

- Pamiętaj! Nie zabraniaj Ajronie zakupów.

- Hm… A to niby, czemu? Ciebie też to denerwuje?

- Owszem… Jednak ty nie próbuj zdenerwować kobiety…

- O...K..., Bo co wtedy...? – Dwudziesto-dwu latek spojrzał zaciekawiony na dziewczynę.

- Nie będzie za ciekawie – Gdy Josef to powiedział odszedł od Johna i wrócił na fotel.

- TO, CO?! Idziemy? – Ajrona ledwo powiedziała i wyleciała z drzwi jak z procy.

- Eh... To będzie baaardzo długi dzień...

Bohaterowie ponownie się rozdzielili, Ajrona poszła w wiadome miejsce, czyli odwiedzić sklepy, w których wcześniej nie była. John w odróżnieniu od wczoraj wybrał się za mury, być może tam znajdzie coś ciekawego. Chłopak szedł wzdłuż nich rozglądając się po wysokim wzgórzu tuz obok miasta.

 

„Piękny widok” – Pomyślał – „Zupełnie jak... Nasze wzgórze” – spojrzał w niebo, „Co nie…? Ola?”

 

Mijały godziny. Mury wzdłuż, których on szedł ciągnęły się w nieskończoność. Może te mury nie były tak pokaźne i rozległe jak te należące do Corvin Town, ale też budziły podziw. Uwagę Johna przykuła na pozór głęboka jaskinia zza drzewami. Chłopak podszedł bliżej, po chwili usłyszał przeraźliwe warczenie. Rozejrzał się po okolicy. Niczego nie widział. Ruszył więc dalej, w stronę jaskini coraz bardziej ogarnięty grozą. Dla bezpieczeństwa odbezpieczył pochwę z mieczem (Pochwa Johna posiadała również pewien zatrzask, który uniemożliwiał wypadnięcie broni) chwycił rękojeści, by być w pełni gotowym na to, co tam zobaczy.

Dziewczyna wstąpiła do sklepu z pamiątkami oglądając każdą, nawet najmniejszą rzecz z ogromną ekscytacją. Najbardziej polubiła małe wodne kule, których cena była stanowczo za wysoka. Gdy chwyciła do ręki jedną z nich wolnym krokiem podszedł do niej łysy, wysoki, silny mężczyzna z chytrym uśmiechem.

- Witaj skarbie! – Poszedł do niej niebezpiecznie blisko, dziewczyna spojrzała na niego ze stoickim spokojem i kontynuowała przeglądanie towarów - Jesteś tutaj nowa? Na pewno zapamiętałbym taką śliczną buźkę – dziewczyna tym razem nawet na niego nie spojrzała, zachowywała się jakby w ogóle go nie słyszała, mężczyzna podszedł do niej znacznie bliżej.

- Co pan robi…? – Spojrzała na niego wystraszona.

– No nie bądź taka... Daj się poznać – przejechał palcem po jej dekolcie, tego było za wiele! W mgnieniu oka został przez nią powalony silnym kopnięciem w brzuch, biedak nawet nie zorientował się, co się stało.

Ajrona wyładowała swoją złość odciskając podeszwę swojego buta na jego plecach. Chwyciła go za kołnierz i spojrzała przenikliwie w jego oczy – Nie uważasz, że trochę przegiąłeś?

Mężczyzna patrzył na nią jak na potwora.

- ZADAŁAM CI PYTANIE! – Potrząsnęła nim.

- T... Tak! – Biedak o mało nie popuścił w spodnie.

- Więc.. Co powinieneś powiedzieć? – Położyła stopę na jego kroczu.

- Prze... PRZEPRASZAM! – Wykrzyknął na cały głos - PO PROSTU… OD KĄD SZALEJE TUTAJ TA BESTIA NIE MA TUTAJ JUŻ PRAWIE ŻADNYCH DZIEWCZYN! Proszę zostaw mnie!

- Chwila... Jaka bestia? – Zamyśliła się i po chwili ponownie potrzasnęła mężczyzną - GADAJ!

- No... Potwór.. Przylatuje, co parę dni o zmroku i pożera wszystkie nasze zwierzęta..

- Więc…

- A myślałaś, że, przez co jest tutaj tak biednie? Wojsko próbowało rozprawić się z tym czymś, jednak nie dawali rady! - Rozejrzał się po sklepie– słyszałem, że podobno zjada też ludzi... – Powiedział do niej szeptem.

- Wiesz może, gdzie to coś może być?

- Słyszałem, że żyje w najbliższej jaskini za murami.

„Za murami?! Przecież John tam poszedł!” – Pomyślała i chwyciła się za głowę puszczając skołowanego mężczyznę - „Co za kretyn… Czemu zawsze musi pakować się w kłopoty” – Wybiegła ze sklepu – DZIĘKUJĘ ZA POMOC!!

- HEJ CZEKAJ! Może przemyślisz nasze spotkanie?! Ta....

W połowie drogi Johna zatrzymał przeraźliwy ryk wyjęty żywcem z największych koszmarów. Był tak głośny, że chłopak skulił się zakrywając swoje uszy. Spojrzał przed siebie i ujrzał przeraźliwe, zielone ślepia wpatrzone w niego, chwilę później bestia ponownie ryknęła, tylko o wiele głośniej, odstraszając przy tym wszystkie ptaki, ryk został później zastąpiony przerażonym krzykiem Johna. Schował miecz i uciekł, ile sił w nogach z powrotem za mury.

Ajrona biegła najszybciej jak potrafiła w stronę bramy głównej z nadzieją, że Johnowi nic nie jest. Nagle zobaczyła go biegnącego w jej stronę.

- Hej… John! – Zawołała go z wielką ulgą – John...? – Chłopak nie odpowiadał tylko nadal biegł w jej stronę, aż w końcu wpadł na nią przewracając jednocześnie ją i siebie – John...! Co ci jest?!

- Tam.... Oczy!! Wielkie.. Straszne oczy.... – Przerażony wypowiadał pojedyncze słowa trzęsąc się ze strachu i wpatrując się w dal. Ajrona nie wiedziała, co o tym myśleć...

 

**************************************************

Następny Rozdział: Bestia z jaskiń

**************************************************

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • NataliaO 22.12.2014
    Nie wiem jak to zrobiłam, ze ominęłam to opowiadanie a raczej serię. Jest bardzo ciekawa, świetna narracja, zachowana równowaga w pisaniu. Fajnie się czyta. W ogóle podobają mi się Twoje tytuły opowiadania a raczej podtytuł. Za ten rozdział 4 :) Pozdrawiam
  • NataliaO 22.12.2014
    A jeśli chodzi o długość opowiadania to dobrze, że jest taka długa, jest się w czym zaczytać :)
  • MrGonzo 22.12.2014
    ciesze się że ci się podoba :)
  • NataliaO 22.12.2014
    Głupio mi, że dopiero teraz przeczytałam. Miałam sobie na święta zostawić ale jak usiadłam to zaczytałam się i naprawdę masz talent w opisywaniu, całej tej otoczce tworzysz fajną atmosferę :))
  • MrGonzo 22.12.2014
    dziękuję za miłe słowa :). Mam nadzieję, że tego nie zepsuję ^^
  • NataliaO 22.12.2014
    Nie zepsujesz, na pewno :)
  • MrGonzo 27.12.2014
    czy... to na prawdę jest dobre? czy tylko tak mówicie...?
  • NataliaO 27.12.2014
    ktoś tu ma twórcze wahanie :) naprawdę jest dobre :)
  • MrGonzo 27.12.2014
    twórcze wahanie to mało powiedziane do tego co mnie wczoraj dopadło.. miałem ochotę to wszystko usunąć
  • NataliaO 27.12.2014
    czemu?
  • MrGonzo 27.12.2014
    napisałem o tym wiadomość.. ale moderator tego do tej pory nie zaakceptował
  • NataliaO 27.12.2014
    pewnie musisz poczekać na akceptację, nikt też nie siedzi cały czas na tej stronce, a tym bardziej tyle wolnego to leniuchuje się
  • NataliaO 27.12.2014
    Nie przejmuj się.
  • NataliaO 27.12.2014
    nie powinieneś działać pod chwilą silnych emocji, każdy ma kryzys :) ale będzie dobrze, zobaczysz jak opadną emocję będzie ok
  • MrGonzo 27.12.2014
    nie wiem co o tym myśleć
  • MrGonzo 27.12.2014
    dobrze... niedługo będzie 14 rozdział.
  • NataliaO 27.12.2014
    :))
  • MrGonzo 27.12.2014
    pierwszy raz coś co wysłałem zostało usunięte... może to i dobrze ^^
  • NataliaO 27.12.2014
    może tak :) Dobrze a nawet bardzo dobrze. Taki znak pewnie to był :) , ja dziś też miałam problem 2 działy wbijały się jak by ślimaka tempem

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania