Zemsta Smoka - Rozdział 5 - Corvin Town

**************************************************

ZEMSTA SMOKA

**************************************************

 

Rozdział 5 - Corvin Town

 

Po dwóch dniach męczącej podróży wreszcie było widać w oddali mury słynnego miasta Corvin Town. Miasto nawet w oddali było ogromne i pokaźne, mury były wyjątkowo wysokie i potężne z wyglądu, były kilkakrotnie wyższe od murów Norvin Town, zza nich zaglądały ogromne budowle oraz świątynie, nawet z tak daleka Corvin Town budziło zachwyt. Słońce powoli zachodziło, wiatr kołysał do tańca korony wysokich drzew sypiąc przy tym kolorowymi liśćmi. Ciepły dzień w mgnieniu oka zmienił się w chłodny wieczór. John postanowił dopiero z rana dojść na miejsce.

 

Zsiadł z swojego ukochanego konia, a następnie udał się w głąb lasu szukając drewna na opał. Po drodze zorientował się, że wszystko ucichło, słychać było jedynie grające świerszcze i budzące się sowy. Ta cisza była niezwykła, ale także niepokojąca. Chłopak bardzo szybko zbierał wszystko, co wpadło mu w ręce, ponieważ przez zimne wieczorowe powietrze trząsł się z zimna. Długo minęło, ale udało się zebrać tyle drewna by starczyło na całą noc. Słońce chowało się za horyzont coraz bardziej, John wiedział, że musi się pośpieszyć. Wrócił do swojego przyjaciela, zmarznięty i przerażony pośpiesznie poustawiał patyki w formie trójkąta i niestety w tym miejscu zatrzymał się ze swoimi poczynaniami.

 

W szkole, do, której John uczestniczył, istniał przedmiot zwany przetrwanie. Uczy on umiejętności, które każdy powinien posiadać, gdy znajdzie się w dziczy. Chłopak niestety nigdy nie potrafił zrobić nawet najprostszej czynności, jak na przykład zbieranie odpowiednich, nietrujących jagód, czy nawet poprawne rozpalenie ogniska. Ola zaś zawsze zaliczała ćwiczenia z gratulacjami od nauczyciela, John zawsze się przez to denerwował.

 

W tym momencie chłopak próbował sobie przypomnieć podstawowe zasady rozpalania ogniska jedyną rzeczą, którą pamiętał jest ocieranie o siebie dwa kawałki patyków. John wykonywał tę czynność tak długo, że odrętwiały mu palce, noc już zapadła, a zmarznięty chłopak nadal się męczył z rozpaleniem ogniska. W końcu po długim czasie metoda ta podziałała, uzbierane drewno zapłonęło rozgrzewającym ogniem.

 

Po wszystkim chłopak usiadł na ziemi ze zdrętwiałymi od ciągłego ruchu rękami, spojrzał w niebo ozdobione licznymi gwiazdami. Młodzieniec dawniej często przesiadywał razem z ukochaną w samotności wpatrując się w gwiazdy, jakże on za tym tęsknił. W jego głowie krążyło wiele pytań, na które nie znał odpowiedzi, a konkretnie:, Kim są jeźdźcy smoków? Dlaczego napadli jego miast? I najważniejsze. Co się stało z jego rodzicami? Te pytania dręczą go bezustannie od pięciu lat, a rozpamiętywanie utraconej osoby jeszcze bardziej dręczyło chłopaka. W końcu postanowił się położyć do snu, mimo to, że miał problemy z zaśnięciem. Gdy zasnął zmarznięty koń spokojnym krokiem zbliżył się by położyć się bliżej ogniska.

 

Nastał nowy dzień! Ognisko dawno zgasło, a cała natura zbudziła się do życia. W oddali dobiegał dźwięczny śpiew wiosennych ptaków. Smacznie śpiący chłopak został zbudzony przez mokry język swego konia obudzonego promieniami słońca. Dla Johna była to lepsza pobudka niż cokolwiek innego, ustawił się do pozycji siedzącej. Przez parę minut patrzył na wypalone ognisko. Był głodny, jednak nie pomyślał o tym wcześniej, gdy na raz zjadł cały prowiant. Obolały od twardej ziemi wsiadł na konia. Ostatni raz rozejrzał się po okolicy – Cóż mały.... Chyba możesz zaszaleć – poklepał konia po pysku. Rafik zarżał radośnie i pognał ile sił w nogach w stronę potężnych murów. Koń nie patrzył gdzie biegnie, cieszył się z tego, że może się wyszaleć, dlatego nie zauważył wróbli, które prawie po rozdeptywał, przez parę minut beztrosko hasał jednak zabawa dla konia się skończyła, gdy oboje dotarli wreszcie na ścieżkę prowadzącą do głównej bramy.

 

Mury z bliska wydawały się jeszcze potężniejsze i budzące podziw niż w oddali. Główna brama z wyglądu przypominała paszczę węża, a kraty w niej symulowały kły. Wszystkie ściany murów od wierzy do wierzy były zdobione wizerunkami żołnierzy oraz pierwszego króla, czyli jednego z siedmiu braci. Brama samym wyglądem budziła strach i zwątpienie wszystkich, co tutaj przybywali. Wokoło dróżki porozstawiane były stragany z jedzeniem, ubraniami, pamiątkami, oraz stajnie dla zmęczonych podróżą koni, która także była wypożyczalnią bryczek. Okrzyki handlarzy oraz rozmowy ludzi w około były wyjątkowo głośne i nie pozwalały chłopakowi nawet usłyszeć swoich myśli. John wraz z Rafikiem spokojnie zbliżali się do bramy czując w głębi onieśmielenie i niepewność. Chłopak zawsze chciał zobaczyć to miasto jednak teraz to marzenie w małym stopniu zamieniło się w obawę, co go tutaj czeka. Gdy byli już blisko zatrzymał ich jeden ze strażników bramy.

 

-Proszę się zatrzymać – Powiedział strażnik wskazując dłonią.

Gdy tylko młodzieniec usłyszał ten niski głos zamarł ze strachu -...Co się stało? –Ledwo wykrztusił z siebie to pytanie

Dwójka opancerzonych mężczyzn zbliżyło się do chłopaka -Musimy przeszukać pańskie torby – powiedział wyciągając ręce w stronę sakiewki

John zasłonił ręką swoją torbę -Dlaczego?! –Zapytał nieufnym i wystraszonym głosem. Rafik wydawał się wyraźnie zaniepokojony sytuacją

-Ze względów bezpieczeństwa – powiedział drugi strażnik zapisując coś w swoim notatniku

 

Chłopak powoli opuścił dłoń z sakiewki -No….No dobrze – powiedział niechętnie. Mężczyzna silnym szarpnięciem rozdarł pasek sakiewki i wyrzucił całą jej zawartość na ziemię. Młodzieńcowi się to bardzo nie spodobało, ale wolał się nie odzywać

 

Mężczyzna podkopywał wszystkie rzeczy dokładnie się nimi przyglądając -Nic nie ma – powiedział w stronę jednego ze swoich towarzyszy. Od razu jeden z nich zaczął coś notować - Możecie …. – Strażnik przerwał zdanie, gdy ujrzał zakryty pod koszulą miecz chłopaka – Proszę oddać ten miecz! – Mężczyzna powiedział stanowczym, zimnym głosem.

 

John bardzo się przeraził i instynktownie chwycił za rękojeść miecza - Czemu?

-Proszę go oddać – opancerzony mężczyzna ani myślał ulec

Chłopak schował miecz pod koszulę -Nie! – Wykrzyknął przerażony - To moja własność!

Strażnicy na znak mężczyzny dobyli swoje ostrza – To ostatnia prośba! Proszę oddać swoją broń po dobroci!

Młodzieniec przeraził się reakcją strażników. Rozpiął pas i powoli rzucił miecz na ziemię, a jeden mężczyzn z nich go podniósł Dobrze może pan iść...

John nie mając zbyt wiele do powiedzenia wsiadł na Rafika i spokojnym krokiem przekroczył bramy miasta

 

Mimo niezbyt miłego przywitania, widok miasta wywarł na nim wielkie wrażenie. Dużo życia oraz kolorów droga była wyłożona wyjątkowym kamieniem, którego nie ma w żadnej części Norvin Town. Domostwa były wyjątkowo duże i licznie zdobione, obok każdego domu stała latarnia. Parę metrów od bramy droga była przecięta ogromną fontanną tryskająca wodą w różne kształty. Naprzeciwko Johna zza mgły wyłaniał się wspaniała świątynia, o której dzieci słyszały prawdziwe legendy i historie. Wokoło fontanny rozstawione były stragany z wyjątkowymi nigdzie niespotykanymi pamiątkami takimi jak rzadkie kamienie. Jeszcze dalej rozbrzmiewała wesoła pieśń grajków. To wszystko przypomniało bohaterowi Norvin Town za czasów jego młodości.

 

Podprowadził Rafika koło stoku siana i przywiązał wodzę do drewnianego płotu zaraz obok stajni. – Spokojnie mały.. Niedługo wrócę – powiedział i poszedł w stronę placu

 

-Gdzie ja miałem się z tym kimś spotkać? – Spojrzał na list – w Karczmie pod Czarnym Wężem. Jest jeszcze młoda godzina – pomyślał –zdążę trochę pozwiedzać. Spokojnym krokiem rozglądał się po całym tętniącym życiem mieście, rodziny na spacerze, kobiety noszące zakupy do domów, dzieci beztrosko biegające po ulicach, starsi obywatele wypoczywający na hamakach. Ludzi była niezliczona ilość, a mimo tego dzięki szerokim ulicom można było swobodnie przechodzić. Przemierzył w ten sposób prawie pod samą świątynię, jednak tam już mu się nie chciało iść. Zawrócił w stronę sceny. Występowała tam dwójka grajków grających skoczne pieśni ludowe miasta Corvin Town. Mimo że chłopakowi się to nie podobało stał spokojnie i słuchał

Usłyszał zza rogu kawałek rozmowy dwójki ludzi jednak przez muzykę nie słyszał dokładnych słów. Ciekawski chłopak podszedł bliżej

-Przyjacielu tak dalej żyć nie możemy! –Powiedział jeden z rozmawiających mężczyzn – Musimy coś z tym zrobić, niedługo zabronią mi wychodzenia na ulicę

-Zgadzam się z tobą, ale co możemy zrobić – przytaknął drugi mężczyzna – Niektórzy zajęli się już tą sprawą, możesz być spokojny. Niedługo będzie tak jak dawniej.- Powiedział pewnym siebie głosem

-Obyś miał rację przyjacielu. Jak nie! Sam się tym zajmę! Nawet, jeśli miałbym zginąć! –Wykrzyknął pierwszy rozmówca

-Proszę cię! Opanuj swój głos! I nie musisz się martwić, wszystko jest zaplanowane. – Uspokoił go

Chłopaka ta rozmowa bardzo zaciekawiła, szybko oddalił się od nich, żeby nie domyślili się jego obecności.

 

Dzień zleciał bardzo szybko, jednak John ani przez chwilę się nie nudził, zwiedził każdy element tego przeogromnego miasta, stragany, pałace, ulice, pomniki, nic nie umknęło jego zaciekawionym oczom. Gdy chłopak zdołał zaspokoić swoją ciekawość rozpoczął poszukiwania karczmy, do której miał się udać od samego początku

 

Te poszukiwania nie były już tak fascynujące jak zwiedzanie. Długa wędrówka i pusty brzuch nie sprzyjały chłopakowi. Znalazł tą karczmę na drugim końcu miasta. Wszedł do niej i usiadł pół żywy przy stoliku. Karczma pod Czarnym Wężem była bardzo skromnym miejscem, najczęściej przychodzili tam tylko ci, których nie stać było na porządniejsze restauracje. Osoba stojąca przed frontowymi drzwiami widzi naprzeciwko siebie ladę barmana za nią jest półka z niezliczoną ilością napoi i drinków, resztę restauracji natomiast zajmowały małe stoliczki z niezbyt wygodnymi krzesłami. Drewniana podłoga po rozgryzana przez termity, odpadająca farba na ścianach to standard w tym miejscu. Karczma obsługiwała mało klientów, najczęściej przychodziło tam maksymalnie cztery osoby. Chłopak przez długie godziny siedział nieruchomo oczekując kogokolwiek, kto mógłby napisać zaproszenie, peszyły go krzywe spojrzenia ludzi w około (najpewniej wyglądał zbyt schludnie na takie miejsce).

 

-Proszę pana! –Chłopak w końcu postanowił zawołać barmana, a zza lady nie było słychać niczego, ani nikogo. – Proszę pana! – Nie poddawał się

Zza rogu ukazał się potężny mężczyzna z krzaczastym przetłuszczonym zarostem, oraz brudnymi ubraniami. Wyraz twarzy barmana był wyjątkowo niemiły i szpetny –Czego tam znowu? – Wykrzyknął grubym głosem starego pirata

Johnowi trochę się ode chciało dokonywać zamówienie – Ja.... Poproszę wodę... – Powiedział, żeby nie wyglądało, że wołał mężczyznę bez powodu

-Tylko wodę?! –Wyśmiał Johna – Cieniutko... – Mężczyzna roześmiał się -.... Niech będzie –powiedział przygaszony i wrócił tam skąd przyszedł

Chłopak siedział przed ladą niczym nieśmiały gość na przyjęciu. Nagle usłyszał rozmowę dwójki niezbyt przyjaznych ludzi.

-To mówisz że kiedy to będzie?- Zapytał jeden z trzech mężczyzn

-Za parę miesięcy!- Wykrzyknął drugi

-Nareszcie! Nie mogę się doczekać. Od dawna moje ostrze nic nie przecięło. –Powiedział pewnie trzeci mężczyzna

-Panowie cisza! Ten smarkacz nas podsłuchuje! –Stwierdził jeden z nich wskazując na Johna. Chłopak wystraszony natychmiast się odwrócił.

Chwilę później barman wrócił z wodą dla chłopaka.

-O czym oni rozmawiali! –John nie wytrzymał – Jeśli mogę zapytać..

-A co cię to obchodzi?! –Zapytał nieprzyjemnie mężczyzna

-Po...Prostu... Jestem ciekawy –powiedział nieśmiało

-Ehh... Posłuchaj młody... Im mniej wiesz.. Tym lepiej śpisz- barman powiedział ironicznie – Ja nie interesuje się o czym rozmawiają moi klienci i tobie też to radzę..

-...Dobrze... –Chłopak powiedział zawiedzony i odszedł od stołu

-Ale jeżeli ciekawość cię dręczy... –Dodał w chwili gdy John dotknął drzwi wyjściowych – Możesz iść na główny plac handlowy... Można się tam wiele dowiedzieć. – Wtrącił wycierając kubek

John do razu się rozchmurzył –Em.... a gdzie dokładnie jest plac handlowy?

-Ehh... Idź cały czas w lewo... Nie sposób tego przegapić..

-Dobrze! – Powiedział z uśmiechem – Dzięki –wybiegł w baru

 

Przez to, że miasto jest ogromne minęło sporo godzin zanim nasz nierozgarnięty młodzieniec dotarł na miejsce. Mimo późnego wieczoru kręciło się to sporo ludzi, chłopak zaczynał wątpić, że dowie się tutaj czegoś co wygląda na tajne. Mimo wszystko szedł dalej nie mając co ze sobą zrobić, osoba, z którą miał się spotkać nie zjawiła się. John Chłopak rozglądał się zmarnowany po całym placu. –Eh.. Zaczynam się zastanawiać czy to mnie, aż tak bardzo obchodzi... No ale... Trudno.

"Rybny smak" - Przy takiej budce się zatrzymał głodny niczym wilk. Przeglądając menu jego wzrok uchwycił podejrzaną postać w czarnym kapturze stojącą w bez ruchu, chłopak przez długi czasu nie spuszczał z niego oczu. Mężczyzna długo stał w jednym miejscu, aż do czasu kiedy razem z innym tak samo ubranym człowiekiem odeszli w inne miejsce. Zaciekawiony chłopak odszedł od stolika w chwili, kiedy kucharz miał już go obsłużyć. John „zwinnie” niczym kot podążał za dwójką mężczyzn, przynajmniej się starał. Nie jednej osobie nadepnął na nogę, lub o mało nie zabił się nadeptując na gliniane garnki stojące obok drzwi domostw. Bardzo dziwne było to że mężczyźni nie słyszeli tego jaki John hałas wywoływał. Zatrzymali się na przedmieściach w ciemnej alejce, czekało tam kolejnych trzech. John cały obolały schował się za dwiema beczkami z wodą.

 

-Nikt cię nie śledził? – Powiedział jeden z mężczyzn rozglądając się na boki

-Heh.. Któż miałby odwagę?!- Powiedział człowiek, za którym John podążał

-Ehh... Haken.. Momentami jest zbyt pewny siebie. – Stwierdził jeden z dwóch, którzy tutaj przyszli, bardzo podejrzliwym głosem

-To prawda Haken, nie możesz tracić czujność.. Wiesz o tym, że nie wszyscy ludzie pochwalają to co robimy – powiedział wyjątkowo spokojnym głosem jeden z pięciorga uczestników spotkania.

-Ehh... Mniejsza o to..-Haken powiedział znużony. – Macie Dokumenty?

-Tak... – Mężczyzna stojący najbardziej po prawej naprzeciwko Johna wyciągnął zawinięty zwitek papieru.

-Pokaż no to...- Haken wyrwał zwój mężczyźnie z rąk.

-Haken... Radzę ci tego nie otwierać.. – Ponownie wtrącił się najspokojniejszy z nich

-Hem?! A to niby dlaczego?! –Upomniany zapytał desperacko rozpinając pieczęć

Nie wiadomo kiedy mężczyzna wcześniej upominający stał zaraz za Hakenem

-C -Co?! – Wykrzyknął sparaliżowany

-Ostrzegam cię Haken.. Wiesz co się stanie jak mnie nie posłuchasz prawda? –Zapytał zimnym tonem

-Senji.. Ja... – Wykrztusił wystraszony.

John nie mógł uwierzyć oczom w to co zobaczył.

-Pamiętajcie panowie.. Jutro po zachodzie słońca. – Wtrącił się, ten który przez cały czas nic nie mówił

-Taak.. Wiem w Starym Ratuszu.. –Westchnął Hanek oddając Senjinowi zwój.

 

John chciał przyjrzeć się pieczęci i niefortunnie wywrócił obie beczki z wodą. Cała piątka z wielkim gniewem spojrzała w stronę spanikowanego chłopaka modlącego się o pomoc.

Mężczyźni zamiast niego zauważyli starca sprzątającego chodnik z liści, uznali że to on wywołał to zamieszanie. Panowie rozeszli się każdy w swoją stronę.

John siedział sparaliżowany strachem niczym pomnik. Starzec swoim tempem zamiatał liście

-Jeśli chcesz już myszkować, musisz bardziej uważać chłopcze.-Starszy mężczyzna stwierdził spokojnym głosem

-Huh..?! – John spojrzał na sprzątacza nadal jeszcze nie w pełni trzeźwy

-Specjalnie tutaj podszedłem, bo wiedziałem że coś sknocisz!

-Hm.... AH.... Przepraszam... Ja.. Jestem trochę niezdarny – chłopak głupio się zaśmiał.

-Trochę? Nawet największy niezdara nie wpadłby przez taką głupotę! – Wykrzyknął nie przerywając swojej pracy.

-Dziękuję za szczerość! – Wstał na swoich miękkich jeszcze nogach. Spoglądając w stronę alejki naprzeciw niego. Starzec długo nic nie mówił cały czas sprzątając liście

-Wygląda na to, że trochę u nas zostaniesz chłopcze..-Wtrącił się po chwili –Nie jesteś stąd prawda chłopcze?

-Emm... Nie.... Jestem z Norvin Town...

-Hmm... Daleką drogę miałeś przed sobą

-Ale nie powiem czemu tutaj przyszedłem.. –Chłopak stwierdził stanowczo

-Wcale nie miałem zamiaru ciebie o to pytać.. To twoja sprawa nie moja – Odłożył swoją miotłę – Masz gdzie przenocować?

-Hm?!

-Wiem o tym, że masz zamiar być świadkiem tego spotkania jutro.. – Stwierdził starzec wpatrując się w chłopaka

-A... Nie.. Nie mam.... – Powiedział nieśmiało – Wie pan może co się tutaj dzieje?

-Hmm... Ostatnio w tym mieście nie jest za wesoło.. Staram się nie zwracać na to uwagi, ale.. Nawet takiemu staremu piernikowi jak ja mogą, uprzykrzać takie zmiany..- Mówił podgryzając źdźbło zboża

-Więc nie wie pan dokładnie co się tutaj dzieje prawda? –Chłopak powiedział zawiedzony

-Niestety mały.. Moja praca ogranicza się do sprzątania ulic... – Przeciągnął się tak jak każdy z nas kiedy rano wstaje – Wolę się nie pakować w kłopoty.

Zmęczony chłopak przymknął oczy -Rozumiem.. – W tym czasie głód głośno dał o sobie znać.

-Widzę, że jesteś głodny! – Zaśmiał się mężczyzna.

-Eh... –Zaśmiał się zawstydzony –Taak.. Cały dzień nic nie jadłem..

-Zapraszam do środka... Akurat miałem przygotowywać kolację

John długo stał w miejscu nie wiedząc co zrobić.

-Zapraszam! Śmiało.. –Wykrzyknął starzec

-Oh... Ok... –powiedział nieśmiało

 

Jakże piękna noc nastała w Corvin Town.. Tysiące domów z zapalonymi światłami oraz same latanie dawały przepiękny efekt odbijający się w tafli rzeki przecinającej miasto na starą i nową dzielnicę. Od strony głównej bramy znajduje się nowa dzielnica, wybudowana około dziesięć lat temu, budynki tutaj sią o wiele solidniejsze i bardziej efektowne, więcej świątyń wręcz ociekających złotem, więcej pomników, i wszelakich ozdób. Zaraz za rzeką znajduje się stara dzielnica, na pierwszy rzut oka przypomina stare miasteczko z początków średniowiecza, mimo swojej dzisiejszej świetności Corvin Town zaraz po rozpadowi Królestwa było jednym z najbiedniejszych miast, jednak dzięki ciężkiej pracy każdego z mieszkańców, oraz wyjątkowo rozwiniętemu handlowi udało mu się zyskać dzisiejsze miano. Większość miasta została odnowiona na dzisiejsze standardy, jednak albo jako pamiątkę, albo przez brak czasu połowa miasta nie została poddana zmianom. W tej dzielnicy można znaleźć takie zabytki jak ruiny starych klasztorów, muzea, zapomniane ogrody, Dawny zamek należący jeszcze do Brata panującego w tej części Królestwa, dzisiaj niewiele z niego zostało, jednak jest najczęściej odwiewanym zabytkiem w tym mieście.

 

W tej dzielnicy znajduje się także wspomniany wcześniej podczas tajnego spotkania Stary Ratusz. Dawne miejsce spotkań Rady Królewskiej. Spotkania miały na celu wspomagania króla w ważnych decyzjach dotyczących miasta, aktualnie posiedzenia odbywają się w zamku królewskim w centrum nowej dzielnicy, Ratusz jest rzadko odwiedzany, między innymi dlatego, że jest bardzo daleko od zaludnionej części miasta. Jest to więc idealne miejsce na spotkania tego typu. Obie dzielnice są połączone szerokim kamiennym murem, wieczorem można spotkać tam zakochane pary wpatrzone w taflę wody.

 

Ta noc jak wszystkie inne były dla Johna niespokojna. Ilekroć zamykał oczy widział drewnianą maskę zabójcy sprzed pięciu lat, oraz te zimne bezduszne oczy połyskujące z niej. Noc była długa i męcząca, chłopak zasnął w chwili wschodu słońca.

 

Otworzył oczy dopiero w południe. Zostało całe pół dnia do spotkania, leżał na wznak obserwując zza okna miasto budzące się do życia. Wybiła czwarta po południu, John wiedząc jak długa droga go czego serdecznie podziękował starcowi za przenocowanie go. Musiał przecież wrócić po swojego konia

 

Droga była długa, miasto z każdą chwilą stawało się jeszcze większe tak samo jak fascynacja u chłopaka. Długie godziny błądzenia wreszcie się zakończyły John ujrzał w oddali Stary Ratusz. Wyglądem przypominał wyniszczony Biały Dom porośnięty mchem, 3 kilometry terenu wokoło były zupełnie puste, tylko trawa i kamienie ogrodzone drewnianym płotkiem od zabudowanej części miasta. Chłopak przywiązał Rafika do płotu a sam spokojnym krokiem udał się w stronę zabudowania. Wewnątrz Ratusz wyglądał obskurnie, pajęczyny, nietoperze oraz muchy były za każdym rogiem w parze szedł też okropny fetor. John rozglądając się znalazł mały pokój pełen różnego rodzaju starych narzędzi rolniczych, postanowił tam wejść i przeczekać rozpoczęcie spotkania.

 

Zapadł wieczór głos miasta się uspokoił do ratusza weszła pewna osoba, John zaczął nasłuchiwać. Był to Senji ubrany w czarną pelerynę z kapturem zostawiając wcześniej wspomniany dokument na blacie. Parę godzin później zeszła się pozostała czwórka ubrana podobnie.

 

-Witam Panowie –Senji powiedział spokojnie

-Ta ta witam –mruknął Haken

-Czy możemy zacząć nasze spotkanie? –Spytał trzeci

-Owszem Johanie –odparł Senji –Jak wiecie Stan Wojenny bardzo utrudnia nasze działania, jednak mamy już gotowy plan – odpiął pieczęć na zwoju

-Jaki to plan –wtrącił się Haken

-Czy możemy zacząć nasze spotkanie? –Spytał trzeci

-Owszem Johanie –odparł Senji –Jak wiecie Stan Wojenny bardzo utrudnia nasze działania, jednak mamy już gotowy plan – odpiął pieczęć na zwoju

-Jaki to plan –wtrącił się Haken

-Spokojnie przyjacielu – Senji rozwinął zwój – Oto rozkaz wprowadzenia Stanu Wojennego oraz opisana rozmowa pomiędzy królem a starszyzną... Z tego co zaobserwowałem Król wyraźnie się boi, a stan wojenny jest wyłącznie ze strachu i paniki. To nasza szansa, w tej sytuacji król jest roztrzęsiony

-Tak! Z łatwością się go pozbędziemy!-Wykrzyknął Haken

-Nie należy jednak nie doceniać obrony zamku, jednak tym też się zająłem.- Odparł Senji -W całym mieście znajdują się nasi ludzie zbuntowani sytuacją w mieście. Zaatakują na mój sygnał. –Wspomniał zawsze opanowany

W tym momencie Johnowi przypomniała się dwójka podejrzanych mężczyzn w barze

-Nie lepiej tam po prostu wejść i go zabić?! –Haken się niecierpliwił

-Pewnie nie znasz prawdziwej siły strażników prawda? –Senji się Zirytował –A zwłaszcza w tym momencie, kiedy ich ostrożność jest jeszcze większa –Haken zamilkł – Właśnie dlatego ja tutaj dowodzę, a ty słuchasz! -Odparł zupełnie jak nauczyciel do swojego ucznia.

-Więc... Kiedy rozpoczniemy powstanie? –Zapytał się jeden ze słuchających

-Za dwa miesiące. –Powiedział spokojnie zakapturzony przywódca

-Co?! Dlaczego tak późno?-Wykrzyknął Haken

Senji spojrzał na dokument -Musimy się przygotować na tą chwilę. Pozostaje też problem z nim.. -Powiedział niezadowolony

-No racja.. Zapomniałbym o nim –Haken się poirytował

-A więc za dwa miesiące mamy uderzyć prawda? –Upewniał się członek stojący zaraz przy bramie.

-Owszem -odparł Senji –Jest jeszcze jedna ważna informacja, którą muszę wam przekazać

 

John bardzo mocno przycisnął się do drzwi, jego ciężar oraz ciężar wszystkich narzędzi wyważył drzwi wyrzucając chłopaka prosto pomiędzy całą piątką.

 

-Cóż to?! – Wykrzyknął zdenerwowany przywódca patrząc na Hakena –Zapewniałeś, że nikt nas nie śledził.

-Jestem tego pewnie! On musiał tutaj przyjść wcześniej –Mężczyzna próbował się tłumaczyć

-Widocznie potrafi się dobrze maskować –stwierdził jeden z nich

-Wątpię w to –odparł Senji – Po tym jak się zdemaskował wnioskuję, że to zwykły idiota chcący wiedzieć za dużo

 

Młodzieniec gwałtownie wstał patrząc się na wszystkich zupełnie jak by przyglądał się uosobionej śmierci – J-ja p...przepraszam ja... Przez przypadek tutaj utknąłem i... Ehehe... Nie chce wam przeszkadzać.. –Wypluwał pojedyncze słowa krok po kroku zbliżając się do drzwi, niestety Haken stanął pomiędzy nim a wyjściem

Senji przyglądał się Johnowi –Niestety chłopcze... Nie możemy cię wypuścić –dając znak wszyscy wyjęli miecze- Za dużo wiesz... Haken.. Zabij go!

-Z przyjemnością! –Pełen rządzy krwi zaszarżował na Johna, ten w ostatniej sekundzie uniknął ataku jednak został zraniony w ramię. Uciekł ile sił w nogach w stronę swojego konia

-A niech to! Szczęściarz –Haken strzepał krew z miecza

Senji również wyciągnął miecz- Łapać go! Nie może nam uciec! – Wszyscy ruszyli na Johna

Chłopak ledwo siadając na konia od razu popędził go do biegu, a tuż zanim pędziło pięć brązowych koni.

 

Koń biegł pomiędzy domami i alejkami wszyscy ludzie na ulicy o mało nie byli tratowani przez pędzące zwierzę, chłopak próbował omijać ludzi oprawcy nie zważali na to i wiele cywilów zostało stratowanych po drodze. Rafik przy każdej okazji zmieniał kierunek biegu aby ich zmylić jednak bezskutecznie, mężczyźni byli coraz bliżej. Kiedy byli prawie w jednej linii biały koń chłopaka nagle skręcił w alejkę na chwilę ich gubiąc. Niestety w końcu trafili na ślepy zaułek, dwa domy połączone kamiennym murem. John zawrócił konia ale ścigający go stali mu na drodze. W ciągu tej jednej chwili całe życie przeleciało mu przed oczami

 

-Noo chłopcze.. Zabawa skończona!! –Haken zsiadł z konia i zaszarżował na swoją ofiarę

Gdy scenariusz był przesądzony rękę trzymającą miecz przebiła na wylot strzała. Haken wyrzucił miecz krzycząc z bólu – Co?! Kto śmiał?! –Wyciągał strzałę z zakrwawionej ręki

 

Senji zauważył na szczycie budynku wysokiego mężczyznę w brązowej pelerynie oraz głębokim kapturze. Łucznik zeskoczył na ziemię pomiędzy zdumionym Johnem a wijącym się z bólu Hakenem

-Znowu ty?! –Wykrzyczał Senji

Mężczyzna był ubrany w podobnie jak pelerynę brązową szatę przepasaną pasem kołczanu. Spodnie przypięte pasem razem z długą pochwą na prosty z wyglądu miecz oraz różnego rodzaju sakiewki

-Senji.... Nie mówiłem ci już żebyś nie rozrabiał na nie swoim podwórku? – Powiedział poważnym, a jednocześnie przyjaznym głosem

 

Senji poirytowany obecnością nieznanego mężczyzny wysłał całą trójkę na niego. Zakapturzony osobnik wyciągając miecz z pochwy rozbroił jednego z nacierających przeciwników, błyskawicznie wyciągnął drugi miecz schowany za peleryną zablokował atak drugiego. Napastnik odskoczył. Mężczyzna bez trudu wykończył rozbrojonego i skupił całą uwagę na swoim drugim przeciwniku długo zderzali się ostrzami jednak i on marnie skończył, został ostatni z nich który wyraźnie nie miał ochoty skończyć jak reszta. Zakapturzony mężczyzna widać strach w jego oczach wolnym krokiem podchodził do niego. Pomocnik Senjina uciekł nie patrząc na nic.

-No przyjacielu! To tyle jeśli chodzi o twoje siły –wykrzyknął pewien siebie

Senji z trudem opanowywał swój miecz jednak on nie chciał tak samo skończyć

 

Mężczyzna zdjął brązowy kaptur. Miał on wyraziste rysy twarzy, delikatny zarost oraz głęboką bliznę na lewym oku. Swoje ciemne włosy przepasał w kucyk. Odwrócił się i podszedł do przerażonego Johna. Po długiej niezręcznej ciszy roześmiany uściskał chłopaka.

John wyraźnie nie wiedział co się teraz dzieje

 

-Co chłopcze nie domyślasz się kim jestem?! –Wykrzyknął radośnie – To ja wysłałem ci list Johnatanie Norton

Młodzieniec nie mógł uwierzyć własnym uszom –To ty?!

-Taak! Witam jestem Josef! –Wyciągnął rękę w stronę chłopaka- Josef Jonda.

John nieśmiało uścisnął dłoń –W-witam panie Josefie..

-Panie?! Chłopcze.. Mów mi wujku. Zasadniczo znam się z twoim ojcem tak długo, że jesteśmy prawie rodziną

-A więc panie.... To znaczy wujku –John układał nerwowo myśli w głowie –To prawda, że znasz mojego ojca

-Aj i owszem! Znam i to bardzo dobrze!

-Powiedz mi... Czemu nie przyszedłeś do baru tak jak napisałeś w liście?!

-Hmm... Miałem parę spraw na głowie – mężczyzna zabrzmiał sarkastycznie

-Powiedz mi.. Co się tutaj dzieje?! –To pytanie męczyło Johna od początku kiedy przekroczył mury miasta.

Mężczyzna przybliżył się do Johna –Ściany mają uszy... Bierz swojego konia i chodź za mną opowiem ci po drodze –zatrzymał się nagle –A właśnie to chyba twoje –wyciągnął miecz chłopaka

-O! Mój miecz! –Chłopak wykrzyknął ucieszony- Skąd go wziąłeś?!

-Mam znajomości –Mężczyzna odrzekł humorystycznie –A teraz chodź.. Długa droga przed nami..

-Droga? –Zdziwił się John – Droga dokąd?! – Zakłopotany wsiadł na Rafika

Koń Josefa czekał niedaleko, oboje odjechali daleko od miasta

-Więc co się dzieje w tym mieście? –Chłopak nie wytrzymał

-Hmmm Jak pewnie sam się już domyśliłeś od napadu na twoje miasto panuje tutaj stan wojenny

-Stan wojenny? –Powtórzył jego słowa

-Tak, mieszkańcy mają bardzo dużo zakazów.. Godzina policyjna niedługo po zachodzie słońca, zakaz wysyłania listów i opuszczania miasta.

-A więc dlatego dopiero teraz mi wysłałeś zaproszenie. Tak? –Młodzieniec się upewniał

-Dokładnie. Poza tym strażnicy są na tyle zdesperowani, że nawet zabijają ludzi podobnie ubranych do podejrzanych. Wielu mieszkańcom nie podoba się takie traktowanie, a zwłaszcza pewnej mafii na którą się natknąłeś

-Mafii?

-Tak. Małej organizacji marzącej o rewolucji. Od dawien dawna planują powstanie, a teraz mają ku temu doskonały pretekst. Staram się im przeszkadzać, ale cóż.. Nie mogę być wszędzie –rozmowę przerwała długa cisza.

-Tak właściwie to gdzie jedziemy? –John próbował przełamać niezręczne milczenie

-Do mojego domu chłopcze –mężczyzna odpowiedział z uśmiechem

-Domu?! Czemu niby mieszkasz tak daleko od miasta –powiedział znużony – W ogóle chce ci się jechać tyle drogi tutaj?

-Zawsze wolałem bardziej ciche miejsca niż zatłoczone ulice –Josef powiedział humorystycznie

-Czyli jest nas dwóch –John westchnął odprężony –daleko jeszcze?

-Jeszcze parę kilometrów. Spokojnie –pocieszył go

Ponownie nastała cisza przerwana przez następne... Dość kłopotliwe pytanie ze strony Johna

-Wujku

-Tak chłopcze?

-Mógłbyś mnie nauczyć tak walczyć?

-Co? Ty nie umiesz walczyć? –Mężczyzna zaśmiał się –Kto jak kto ale ktoś o nazwisku Norton powonień umieć walczyć

- A to niby dlaczego?! –Chłopak w końcu nie wytrzymał tego, że każdy coś przed nim ukrywa na temat swojej rodziny

-Co?.. To ty nic nie wiesz? –Mężczyzna nie wierząc w to co słyszy zsiadł z konia – wyciągnij swój miecz

-Co?! Czemu? –Chłopak się przeraził

-Chcę sprawdzić co umiesz.. Haha śmiało

John niechętnie zsiadł z konia i wyciągnął miecz. Ostrze bardzo zaciekawiło Josefa

-„Tak.. To zdecydowanie jego miecz.” – Mężczyzna stwierdził w myślach – No chłopcze... Atakuj mnie! –Przyszykował gardę obronną

John z głośnym krzykiem zaszarżował na Josefa jednak nawet nie zadał porządnego ataku jedynie niezdarnie machnął mieczem Josef zawiedziony szybkim ruchem rozbroił chłopaka. Miecz wyleciał metr od mężczyzn.

-Jednak będę musiał cię szkolić –Josef stwierdził w głębi zawiedzony

-Powiedz mi chłopcze.. Skąd masz te miecz?

-Kiedy moje miasto zostało zaatakowane.. Znalazłem go na podłodze w moim domu.. - Chłopak wyciągał z trudem miecz z ziemi

-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaki to zaszczyt posiadać ten miecz.. –Josef powiedział zadziwiony

-Ktoś mi to już kiedyś mówił wiesz... –Wyciągnął ostrze i walnął siedzeniem o ziemię

-Chodź chłopcze... Im szybciej zaczniemy tym lepiej

-Dobrze! -wykrzyknął podekscytowany. Obaj odjechali na koniach w stronę starej chatki Josefa...

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • LinOleUm 12.09.2014
    Tak, podoba mi si :)
    Tylko nazwa mnie trochę... Rozbawiła. Corvin przeczytałam jako Korwin XD
  • MrGonzo 12.09.2014
    rodzinne miasto protagonisty nazywa się norvin i mogę cię rozśmieszyć ale dobrze przeczytałaś :3
  • LinOleUm 12.09.2014
    Geez, teraz leżę. Czemu mnie to śmieszy XD
    Bez urazy, ale ta nazwa wygrała życie
  • MrGonzo 12.09.2014
    Spoko mnie też wiele nazw śmieszy, pewnie inne nazwy miast też cię rozśmieszą. Ocenisz? :3
  • LinOleUm 12.09.2014
    Pisze wystąpił błąd'
  • MrGonzo 12.09.2014
    gdzie?
  • MrGonzo 12.09.2014
    podoba się na razie historia? :3
  • Naha 13.09.2014
    Super! Czekam na dalsze części
  • MrGonzo 13.09.2014
    zostały jeszcze dwa rozdziały a kolejne muszę już napisać ;p
  • Zarija 13.10.2014
    jest spoko, ale drobne małe błędy są, jednak nie będe się czepiała bo wiem jak to jest kopiujesz, a tu kompletnie inn tekst :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania