Zemsta Smoka - Rozdział 2 - Plany i Marzenia

**************************************************

ZEMSTA SMOKA

**************************************************

 

Rozdział 2 - Plany i Marzenia

 

Dzień zleciał bardzo szybko, dzisiejsza przygoda była tylko jedną z wielu jaką przeżywała nasza dwójka. Nie było dnia, w którym nie było o nich głośno na ulicy. Młodsi ludzie podziwiali Johna i Olę za odwagę, starsi zaś krytykowali ich wychowanie. Poza spotkaniami na ulicy John i Ola chodzą razem do tej samej klasy w szkole publicznej, Szkoła nie została założona przez Karola jednak jedno z miast postanowiło wesprzeć Norvin Town wbudowując uczelnię na terenie miasta. Karol i Piotr byli momentami zmęczeni ciągłymi wezwaniami dyrektorów z powodu ich żartów taki jak, wsypanie nauczycielce zielarstwa środka przeczyszczającego. Obaj mężczyźni traktowali te wybryki z przymrużeniem oka, doskonale wiedzieli że ich pociechy nie umieją się powstrzymać od psot. Po drodze do domu Piotra i Oli John obserwował latarników zapalających lampy nad ulicami, wieczorami lampy te dają bardzo piękny efekt. Chłopak schwał rękę do kieszeni i wymacał w niej jabłko, które dostał od Oli. Dogryzając owoc szedł dalej przed siebie, w oddali zauważył jak dwójka strażników wychodziła właśnie z domu, do którego szedł. Mężczyźni przeszli obok Johna spoglądając na niego z niezbyt przyjaznym wyrazem twarzy, jak tylko odeszli chłopak podbiegł do drzwi i zaczął nasłuchiwać. Najpewniej strażnicy pochwalili się mu co dzisiaj zrobiła jego córka. Dźwięk był niewyraźny i słychać było głównie krzyk Piotra.

 

- Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie pakowała się w kłopoty młoda damo! – Piotr krzyczał wyjątkowo zdenerwowany

-Nie ma, o co się denerwować tatku – zabrzmiał dźwięczny głos dziewczyny zza drzwi – Nic się nikomu nie stało

-Nic się nie stało! Ale mogło się stać. Zdajesz sobie sprawę z tego, że jak jeszcze raz narazicie się Bawkinowi to ten pozwie was do Rady Starszych? – Zdanie z ust mężczyzny zabrzmiało bardzo wyraźnie i głośno

- Wątpię czy starci wezmą słowa tego ponuraka na serio – Ola powiedziała ironicznie

Piotr głośno westchnął – Dobrze.. Obiecaj mi, że więcej nie wpakujesz się w kłopoty.

-Dobrze tato, obiecuję – dziewczyna powiedziała ze spokojem w głosie

Zapewne zapytacie, czym jest Rada Starszych. W krainie Kakaron zaraz po podzieleniu Królestwa na siedem państw, rodzeństwo przesiadywało przed wielkim dębowym stołem omawiając najważniejsze sprawy związane ze wszystkim miastami jednocześnie, do tych spraw należało na przykład osądzanie osób, które popełniły wyjątkowo ciężkie zbrodnie, bądź omawianie spraw militarnych w razie ataku na krainę. Żywot rodzeństwa dobiegł końca a ich miejsce zajęło ich potomstwo. Nikt inny niebędący przodkiem jednego z braci nie miał prawa zająć miejsca starzyzny. To właśnie Rada Starszych podjęła decyzję wspierania Norvin Town w rozbudowie.

 

John słuchając rozmowy nie zauważył, kiedy drzwi otworzyły się na szerokość, przez co nie wiele brakowało, a złamałby sobie nos. Ocierając piekącą od uderzenia twarz spojrzał przed siebie i ujrzał rozśmieszoną tą sytuacją Olę

Dziewczyna zachichotała cicho- Cześć.. Długo tutaj już stoisz? - Zapytała zdziwiona

John podrapał się z tyłu głowy -Emm nie… Nie zbyt… Przechodziłem sobie i usłyszałem krzyki od was.. – powiedział próbując znaleźć wytłumaczenie się. Spojrzał na Piotra nalewającego sobie wina za drzwiami, – O co mu chodziło?

-O to, co zwykle.. Że moje wybryki mogą się źle odbić naszym dobrym imieniu. Nie dziwie mu się, martwi się o mnie. Heh, ale czasami trochę przesadza.- Powiedziała uśmiechając się w stronę ojczyma.

-Coś o tym wiem..- Powiedział śmiejąc się do siebie.

Przez pewien czas oboje stali przed drzwiami w milczeniu, nagle John spojrzał na Olę- Hej! chcesz się przejść? – Zapytał nieśmiało

-Nie mogę teraz, tata kazał mi iść do sklepu… - Dziewczyna powiedziała zasmucona z nadzieją że John jej potowarzyszy

Chłopak zrobił się czerwony -Mogę iść z tobą? – ledwo zdołał wykrztusić z siebie to pytanie

- Ok, będzie mi raźniej – odpowiedziała uradowana, zajrzała do domu – Tato! Idziemy do sklepu! Będę za parę minut!

Piotr wstał ze swojego krzesła i podszedł do drzwi – Dobrze dziecko drogie. Tylko pamiętaj! Nie wpakujcie się znowu w kłopoty – pogroził jej palcem przed nosem

Dziewczyna westchnęła cicho -Dobrze tato, będę pamiętać.. – odwróciła się do Johna i uśmiechnęła się – To jak idziemy? – złapała go za rękę i pobiegła w stronę rynku.

Po drodze zbytnio się do siebie nie odzywali, jednak, co chwilę zerkali na siebie i uśmiechali się.

Rynek powstał jako jedna z pierwszych miejsc w Norvin Town. Kupcy ze wszystkich stron, rzeźnicy, cukiernicy, piekarze, szewcy, kowale, wszyscy którzy mieli jakiś towar do sprzedania mogli śmiało wynająć jeden z niezliczonych stoisk za drobną opłatą. Plac na którym był zbudowany rynek zajmował jedną trzecią miasta i z każdą dekadą jest coraz bardziej rozbudowywany. Zawsze nie ważne jaka była godzina w tym miejscu było wyjątkowo dużo ludzi, niektórzy przychodzili po prostu popodziwiać towary, inni doglądali się za towarami do kupienia, a jeszcze inni kłócili się ze sprzedawcą o cenę. Krzyk kupców zachęcających klientów do kupna swoich towarów oraz rozmowy innych ludzi tworzyły bardzo głośny hałas, przez który John nie słyszał własnych myśli. Oboje poszli kawałek dalej do straganu rybnego przy którego pilnowała starsza kobieta, siedziała ona na krześle zgarbiona i trzęsła się jak by marzła. Kiedy Ola podeszła do lady kobieta akurat liczyła donaty (jest to waluta krainy Kakaron) jednak po chwili spojrzała na dziewczynę.

-Ahhh, kogo my tutaj mamy? Wiiitam, witam moi mili.. W czym mogę służyć? – powiedziała przyjaznym lekko skrzeczącym głosem

-Dzień dobry.. Chciałabym prosić o... –Ola spojrzała w kartkę od taty. – dwa dorsze oraz jednego łososia – wyjąkała próbując rozczytać pismo Piotra

-Oczywiście dzieciiinko, to będzie – Kobieta bardzo niesmacznie kaszlnęła - 10 talarów – powiedziała ocierając ręce

-Jasne chwileczkę – wyjęła pieniądze i dała staruszce, co do jednego enta

-Ależ.. Dziękuję i życzę smacznego, zanim odejdziecie dzieciaczki nie bylibyście zainteresowani nową promocją? – Spytała kobieta ocierając ręce.

-Nie...Nie napraw..- Ola próbowała odmówić, ale John wtrącił jej się w zdanie – Promocja?! Jaka?

-Za kupienie 3 płatów suma, dostaniesz kilo śledzi za darmo – wykrzyknęła staruszka.

-W sumie jestem dość głodny.. ile to będzie razem? –Zapytał zaciekawiony John, Ola Oparła dłoń o czoło, będąc lekko zażenowaną zachowaniem chłopaka

-Razem... 40 Talarów. –powiedziała kobieta pełna nadziei na nowy większy zarobek

-Ta aa..... nie jestem, aż tak głodny –John z uśmiechem odłożył rybę i odszedł od straganu.

Po odejściu kawałek od straganu Ola zaczęła pytać Johna, po co w ogóle się tym zainteresował. On za to nic nie powiedział. Gdy wyszli z targowiska hałas ani na trochę nie ucichł.

 

John spojrzał z odległości na wylewający się ludźmi rynek drapiąc się z tyłu głowy -Hej mam pomysł!... Może pójdziemy się przejść poza miastem?!.. Mam dość tego Sajgonu! – Wykrzyknął, żeby dziewczyna mogła usłyszeć co mówi

 

Dziewczyna przeliczała resztę pieniędzy i schowała je do kieszeni -Z chęcią! Też mam tego dość!.. Zaniosę zakupy i możemy iść! – uśmiechnęła się do chłopaka

 

Po zaniesieniu ryb Piotrowi nasza dwója udała się w pewne spokojniejsze miejsce, do którego zawsze szli, kiedy chcieli odpocząć albo po prostu pobyć sami. Tym miejscem było wzgórze, u którego stóp leżało ich miasto, góra nie była za wysoka jednak idealnie się nadawała do ucieczki od codziennego hałasu. Na szczycie teren był bardzo płaski, a pośrodku przecinał go strumyczek czystej, przezroczystej wody. Trawa była tutaj bardzo wysoka oraz rozsypana kolorowymi kwiatami. Gdy staniemy jak najbliżej klifu ujrzymy niemalże całą krainę Kakaron w jej pełnym uroku, pod górą płynie rzeka obok której przesiadują rybacy łowiąc dla przyjemności bądź dla pieniędzy, zaraz obok widać gęsty liściasty las w, którym mieszka młody drwal imieniem Alex. Dalej we mgle rozpościerała się zza mgły ogromnych rozmiarów szpiczasta góra, wszystkie szczyty zostały zdobyte oraz nazwane z wyjątkiem tego jednego, każdy śmiałek próbujący ją zdobyć znikał bez śladu. Mieszkańcy krainy nazwali ją Tajemniczą Górą . Mieszkał on kiedyś w mieście jednak zrezygnował z tego i wybrał spokój wśród natury. John i Ola spokojnym krokiem pieszczeni po twarzy delikatnym wiatrem szli przed siebie bez określonego celu, długo się nie odzywali

-Wiesz, co? – Chłopak spojrzał nieśmiało na Olę

Dziewczyna spojrzała na chłopaka uśmiechnięta -Co?

-Cieszę się, że jesteś tutaj – powiedział lekko drgającym głosem.

Mimo tego że Ola niczego się nie wstydziła, takie słowa zawsze ją onieśmielały-Ja też się cieszę,- powiedziała i spojrzała w dół zarumieniona – Bez ciebie pewnie było by strasznie nudno – Uśmiechnęła się do Johna

Chłopak podrapał się z tyłu głowy – Heh, to ty sprawiasz że nie potrafię się nudzić. Twoje pomysły są wyjątkowo szalone

Ola się uśmiechnęła – To prawda, a jak myślisz dzięki komu to wymyślam?

Chłopak nic już nie powiedział. Po chwili spaceru oboje usiedli w cieniu najbliższego drzewa, przez dłuższy czas siedzieli w milczeniu zapatrzeni w strumyk wody płynący z małego jeziorka.

-Niedługo skończymy te całe 18 lat i.. – ola powiedziała patrząc na strumyk- ..i nadal nie wiem, co byś chciał robić w swoim życiu. Twój tata ciągle powtarza, że powinieneś zostać architektem tak jak on... Ale... – Dziewczyna spojrzała na Johna - Ja jednak widzę, że tobie się nie podoba taka przyszłość.

Chłopak cicho westchnął -Wiesz... nikomu tego nie mówiłem, ale, nie lubię tak siedzieć i robić to samo... Ja chciałbym podróżować przeżywać przygody, chciałbym.... –zamilkł i wstał - Żeby świat zapamiętał mnie za coś niezwykłego! Żeby całe Kakaron znało moje imię! Nie chce być tylko zwykłym architektem.. nawet nie umiem robić projektów.

Ola, gdy to usłyszała uśmiechnęła się -Ciekawe masz plany - zachichotała, – Ale wątpię czy będziesz mógł zostać „Poszukiwaczem Przygód” .Hehe.

Chłopak się zdenerwował -Nie śmiej się! –Wykrzyknął cały czerwony na twarzy - A ty, jakie masz plany?

-Ja?.. – Dziewczyna odwróciła się w stronę jeziora - No cóż... lubię przygody, ale.. Wolę zostać jednak tutaj w Norvin i pomagać w udoskonalaniu go. Mam bardzo dużo ciekawych pomysłów. Być może ja bym została architektem jak twój tata? – powiedziała wstając z ziemi

-Szczerze mówiąc właśnie ciebie widzę w tym zawodzie – powiedział idąc wolno przed siebie.

Ola pobiegła przeganiając chłopaka – Mam nadzieję że będę mogła na ciebie liczyć! – wykrzyknęła biegnąc w stronę jeziorka

John nie przejął się tym że go przegoniła - Oczywiście.

Dziewczyna zaczęła skakać po kamieniach nad jeziorkiem zwinnie niczym kot. Chłopak próbując iść za nią, przeskoczył trzy kamienie, a przy próbie doskoczenia do czwartego wylądował w wodzie. Ola odwróciła się i uśmiechnęła – Jak ja kocham tą twoją niezdarność – Cofnęła się i pomogła mu wstać

-Nie jestem aż tak niezdarny. Po...Po prostu się zapatrzyłem – John próbował się tłumaczyć

-Oczywiście, że tak – powiedziała żartobliwie - To ciekawe, dlaczego zawsze jak próbujesz skakać lądujesz twarzą na ziemi?

-Ale... Daj już spokój – powiedział załamany.

-Nie smuć się – Powiedziała uśmiechnięta i usiadła na kamieniu naprzeciwko widoku całej krainy

John przycupną obok niej – Wow... Pięknie tutaj – powiedział z zachwytem.

-Racja...-zawtórowała mu i przez bardzo długi czas siedzieli razem w milczeniu, po pewnym czasie Ola znów się odezwała nie odwracając wzroku - Wiesz.... Tyle słyszę o tym... Jaki świat jest okrutny.. Zawsze pomaga mi zapomnieć o tym patrzenie na przyrodę..... – po czym dodała. – i twoja obecność…- John uśmiechnął się przytulił ją mówiąc – Oby ten okrutny świat nigdy nas nie zmienił.

Dziewczyna spojrzała na niego - Oby.. – Gdy to powiedziała zapieczętowali to pocałunkiem

-Późno się robi – powiedział John patrząc na zachodzące słońce.

-Racja – Jutro trzeba wcześnie wstać. – odparła i po chwili ziewnęła ze zmęczenia.

-Idziemy? – zapytał się John wstając przy okazji z kamienia.

-Pomóż miii… – mruknęła rozleniwiona Ola, a John uśmiechnął się i pomógł jej wstać. Wracając też nie wiele mówili, ale tak samo się do siebie uśmiechali.

Szli przed siebie trzymając się za ręce, słońce zaszło bardzo szybko, w mgnieniu oka zrobiło się ciemno. Otoczyła ich podejrzana mgła. Oboje mieli złe przeczucie, przyśpieszyli. Mgła z każdym krokiem robiła się gęstsza. Zauważyli w oddali czarny dym podbiegli do urwiska widok jaki ujrzeli ich przeraził, całe miasto stało w ogniu...

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Naha 11.09.2014
    Uu.. coraz ciekawiej :)
  • Zarija 12.10.2014
    Spoko i co mam napisać więcej już to czytałam.... :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania