Zemsta smoka (reboot) - Rozdział 5

Zemsta Smoka - Rozdział 5 - Piekło

 

W między czasie poobijana i potłuczona Ola otworzyła niepewnie oczy. Leżała na prawym boku lewą nogę miała wyprostowaną, a prawą zgiętą do brzucha, natomiast ręce ułożone jedna nad drugą. Dziewczyna leżała przez chwilę wpatrzona na ścianę małej uliczki w którą wleciała zaraz po uderzeniu wieży. Do jej uszu dochodziły krzyki, ryki, oraz trzaskający ogień. Co jakiś czas również pół przytomna Daren usłyszała jakiś huk w oddali. Najpewniej jeden z budynków podobnie jak te nie wytrzymał się zawalił. Gwałtownie uniosła głowę i zdezorientowanymi oczami obleciała miejsce, w którym była, gdy nagle złapała się za klatkę piersiową. Upadek z taką siłą mocno ją poturbował. Rozszarpane włosy opadały jej na czoło. Ponownie uniosła głowę i rozejrzała się. Po lewej i prawej stronie były jeszcze całe ściany budynków. A naprzeciwko niej długa kamienna uliczka ozdobiona w paru miejscach deszczowymi kałużami prowadząca cały czas prosto.

- Co... – Złapała się za głowę. – Jak boli... – Spojrzała gwałtownie za siebie - John! – Gdy jedyne co zobaczyła to zawalony cały budynek, który blokował przejście, ogarnął ją strach. Ogromny strach. Dobrze pamiętała, co się stało. Jakim cudem ona to przeżyła. Nie potrafi do tej pory zrozumieć. Jednak John? Skoro go nie ma. Opuściła głowę i oparła ją na dłoń. Przed oczami przemknął jej obraz martwego ciała tak naprawdę jedynej osoby dzięki, której nie zapomniała jak się uśmiechać. Gdy to zobaczyła wzdrygnęła się i otworzyła szeroko oczy. Usiadła na ziemi i w tym samym momencie uniosła się na obolałych nogach. Dała sobie chwilę na odzyskanie równowagi i podbiegła do gruzów nerwowo próbując z całej siły wciągnąć chociaż jeden kamień. Jęczała, zgrzytała zębami i krzyczała ciągnąć do siebie jedną z belek nośnych. Gdy w końcu pod wpływem jej ciężaru osunęła się lekko w jej stronę cały gruz stoczył się pod jej nogi. Odeszła trzy kroki do tyłu. Padła na kolana i zalała się łzami.

„Czy ja potrafię tylko płakać” – W jej głowie zabrzmiał dziecięcy głos. Spojrzała na swoje dłonie. Zmarszczyła brwi i zacisnęła pięści aż nie zsiniały jej palce. Podniosła się i spojrzała w stronę drogi. – Jak ty zawsze wierzyłeś we mnie. Ja uwierzę w ciebie. – Wytarła prędko łzy i ruszyła odważnym krokiem przed siebie. Oboje mieli iść do domu Nortona. Tam dziewczyna chciała się udać. Od małego zwiedzała każdy zakątek miasta. Nie ma dla niej miejsc nieznanych. Jednak teraz. Wszystkie ulice wyglądają inaczej. To nie jest już to tętniące życiem miasto.

Przez całą drogę w jej głowie krążyło tysiące myśli. O Piotrze. O Karolu. I o Johnie. Co czarniejszą myśl mrużyła oczy i wyganiała ją ze swojej głowy, jednak nie na długo. Nagle głośny, uszkadzający słuch znajdujący się tylko w najciemniejszych czeluściach jej koszmarów ryk zabrzmiał tuż przed nią. Strach sparaliżował jej nogi gdy zza budynku wyłonił się czarny jak noc, najeżonym kolcami i łuskami łeb potwora. Nie patrzył w jej stronę, jednak ona czuła jego przeszywające spojrzenie na całym swoim ciele. Odsunęła się o dwa kroki do tyłu. Położyła dłonie na ramionach i skuliła się, zupełnie jakby marzła. Zaczęła coraz ciężej oddychać, potwór ryknął i rzucił się na uciekających ludzi.

Ola wszystko obserwowała. Przerażonym i zapłakany wzrokiem mimowolnie oglądał to jak uciekali. To jak ognisty podmuch pożerał ich sylwetki. Wyglądali jak chodzące zapałki. Jej ciało całe się trzęsło. Zobaczyła przed oczami ślepia potwora. Tak zielone, przekrzywione, przekrwione i okrutne. Ponownie ujrzała ogień tlący się tuż przed jej oczami. Zatkała uszy gdy usłyszała dźwięk pękających kości i miażdżonego zębiskami ciała. – Dość... – Powiedziała zapłakana – Dość... Przestań... – Padła na kolana - Proszę... Przestań... Ja już nie chcę... – Przycisnęła dłonie do uszu. Co każde mlaśnięcie pyskiem wyobrażała sobie każdego nieszczęśnika jako osobę która miała rodzinę, marzenia, smutki i radości. Potwór rozejrzał się w około. Pozostali, których nie spalił lub nie pożarł uciekli od jego pola widzenia. Spojrzał w kierunku Oli, która nadal klęczała w ciężkim szoku. Nigdy nie była tak przerażona jak teraz. Uniosła lekko głowę i spojrzała na bestię, która spoglądała w jej stronę. Gdy patrzyła mu w oczy czuła jak strach wyżera jej duszę. Potwór ryknął przez co Daren spanikowała i zamknęła oczy.

Bestia położyła skrzydło na dachu i wspięła się koślawo na budynek sięgając szyją w jej stronę. Dziewczyna opuściła głowę i czekała już na śmierć, gdy nagle w stronę potwora śmignęła bambusowa strzała. Uderzyła z impetem o łuskę i roztrzaskała się jak zapałka, mimo wszystko bestia to poczuła to i skierowała łeb w tamtą stronę. Ryknęła i zeszła z budynku krocząc tam skąd padł strzał. Ola siedziała z zamkniętymi oczami modląc się w duchu o bezbolesny koniec, po chwili otworzyła jedno oko i zobaczyła, że przed nią niczego już nie ma. Rozejrzała się zdezorientowana i nagle usłyszała nieznany krzyk. Podniosła się i ruszyła przed siebie, gdy się podniosła pod wpływem emocji kolana się pod nią ugięły. Opierając się o ścianę ujrzała potwora wymachującego nerwowo ogonem w lewo i w prawo potwora stojącego tyłem do niej. Przed nim stało paru mężczyzn. Każdy z nich był ubrany w zbroję straży miasta. Ten co strzelił z łuku wymachiwał mieczem w stronę smoka tak by zrobić na siebie jego uwagę, Pozostali stali parę metrów dalej i odprowadzali ocalałych cywilów z dala od zagrożenia.

- No co jest?! Przerośnięta jaszczurko! No chodź! – Chudy, ale wysoki żołnierz żywiołowo wymachiwał mieczem raz w lewo raz w prawo, a co dwa machnięcia krzyczał zupełnie jak drapieżnik prowokujący do ataku. Bestia obserwowała koniec ostrza miecza niczym zaklęty wąż. – Pośpieszcie się! Nikt więcej nie może zginąć! Rozumiecie? – Krzyknął patrząc kątem oka na swoich towarzyszy. Gdy zajęty rozmową mężczyzna przestał machać mieczem bestia skierowała wzrok na jego postać i w mgnieniu oka wyciągnęła szyję w jego stronę i kłapnęła łapczywie paszczą. Mężczyzna w ostatniej chwili odskoczył do tyłu. W chwili zamknięcia paszczy pchnął się nogą w jego stronę i zadał silny cios od prawej do lewej po jego nosie. Potwór jedynie obrócił łeb w lewo, delikatnie się odsunął i zamachnął się prawym skrzydłem. Strażnik zderzył miecz z kończyną, ale po chwili wystrzelił do tyłu upadając na plecy.

Inni w tym czasie szukali w leżących gruzach i poniszczonych domach rannych. Jeden z tych trzech klęczał nad leżącą kobietą, miała otwarte oczy. Mężczyzna przytknął palec do jej szyi. Zastygł w tej pozycji na parę sekund po czym westchnął, zabrał palce i delikatnie przejeżdżając dłonią po jej twarzy zamknął jej oczy.

- Kolejny trup... – Powiedział cicho. – Jak tam u was? – Krzyknął do stojącego za nim strażnika?

- U mnie? – Powiedział zakładając ręce na biodra – Cóż... Zgniecione ciała, wyrwane ręce, nogi... Nawet głowy... Chyba nikogo żywego tutaj nie ma... – Pokręcił przecząco głową.

- Szukaj dalej... Nie możemy nikogo pominąć... – Podniósł się na nogi i usłyszał ciche jęki w głąb zrównanej z ziemią ulicy.

Strażnik, który zajmował bestię podniósł głowę i ujrzał swojego przeciwnika szarżującego w jego stronę. Złapał miecz leżący obok, podniósł się, ukucnął i odskoczył do tyłu tuż przed jego pyskiem. Od razu odbił się od ziemi gdy tylko wylądował i niczym pocisk wbił się w jego zęby wyrywając z korzeniami dwa z nich. Potwór ryknął z bólu, uniósł łeb i machnął nim energicznie w lewo, po czym w prawo. Odszedł dwa kroki w lewo i niespodziewanie trzepnął strażnika skrzydłem prosto na budynek, który zawalił się na dobre zaraz po uderzeniu.

- Żołnierzu!

- Mamy ranną! Pomóżcie mi! – Powiedział i pobiegł do źródła krzyków. Zobaczył jedynie zawalone belki, kamienie, dachówki, resztki okien i ogień trawiący wszystko w około. Jęki dochodziły stąd ale gdzie jest ranna osoba?

Ludzie, których ostatni strażnik kierował w najbezpieczniejszą stronę widząc jak smok wygrywa pojedynek zaczęli panikować, krzyczeć i nawet rozbiegać się w inne strony. Ten tłum był powoli nie możliwy do powstrzymania.

Ola rozglądała się szukając jakiejkolwiek drogi przejścia. Zobaczyła jedną z ulic. Pamiętała ją, prowadzi ona do placu rynkowego, a od niego jedynie parę metrów do domu Johna... Tylko był jeden problem. Pomiędzy nią a tą ulicą był owy potwór człapiący w stronę zasypanego gruzem rycerza. Co teraz powinna zrobić?

- Halo! Gdzie pani jest?! – Mężczyzna wszedł po gruzach do płonącego miejsca. – Proszę się odezwać!

- Co się dzieje?! Znaleźliście kogoś? – Wbiegł jego towarzysz, który odpuścił sobie szukanie w tamtym miejscu rannych.

- Tak.. Ale

Nagle z lewej strony oboje usłyszeli bezsilne pojękiwanie. Kobiecy, pół żywy głos wypowiadający niedokończone słowo „krzy...”. Oboje podbiegli do źródła dźwięku. Jeden z nich szybkim ruchem odsunął belkę zagradzającą im drogę na bok. Oboje ujrzeli leżącą na wznak starszą, już zsiwiałą kobietę z poszarpaną, prostą suknią. Wpatrywała się w jeden punkt przez cały czas. Jej oczy zalewały łzy kapiące na drewnianą podłogę. Patrzyła w ścianę jakby widziała tam coś niepokojącego. – Siu... – Wyciągnęła rękę w stronę ściany.

- Jest w szoku... – Uklęknął obok kobiety – Halo... Słyszy mnie pani? Proszę na mnie spojrzeć...

- Krzysiu... Nie odchodź... – Wyciągała palce w stronę ściany – Zostań...

- Pomóż mi z nią... Musimy ją stąd zabrać – Przysunął się do kobiety. Przekręcił ją na plecy, uniósł głowę i wionął jej ramię w około swojej szyi. Uniósł jej nogi i razem z nią się podniósł. – Idziemy! – Wybiegł z zakażonego dymem miejsca. Drugi żołnierz pobiegł za nim.

- Krzysiu... – Otworzyła szerzej oczy. – Krzyś?! Gdzie mój wnuczek?! – Zaczęła się wiercić.

- Proszę się uspokoić!

- Nie! Nie! Krzysiu! Gdzie on jest?! Gdzie?! – Mężczyzna nie zatrzymywał się mimo, że miał wrażenie iż zaraz zleci mu z rąk. – Błagam! Znajdźcie go! Tylko on mi został!

- Najpierw musimy zabrać panią w bezpieczne miejsce. – Nagle się zatrzymał widząc nocnego demona stojącą tuż przed nimi. – No nie... – Jego towarzysz wyciągnął broń i ruszył na niego. Zamachnął się z lewej, a on strzelił go w głowę prawym skrzydłem. Gdy strażnik upadł uniósł tą samą kończynę i wbił w jego plecy jeden z trzech pazurów. Potwór szarpnął pazurem od siebie przecinając skórę, kości, oraz wnętrzności ofiary aż po rozszarpanie czaszki. Strzepnął krew z pazurów i spojrzał na półprzytomną kobietę i roztrzęsionego żołnierza. – Tylko spróbuj paskudo! Pożałujesz tego! – Czarny smok ryknął i szykował się do ataku, gdy nagle ostrze bezpańskiego miecza uderzyło o jego łuski na szyi. Odwrócił łeb i zobaczył poturbowanego, wcześniejszego przeciwnika. Żołnierza, który wygrzebał się z gruzów by po raz kolejny uratować swoich towarzyszy.

- Jeszcze... Z tobą... Nie skończyłem...

- Co ty robisz?! Rozszarpie cię! Nie masz broni!

- Trudno... Wiesz, że łatwo się nie dam! Ty odprowadź tą chłopkę jak najdalej! – Wyszedł naprzeciwko smoka i przyglądał mu się w oczy.

- Ale...

- Ruszaj! – Wrzasnął na całą okolicę, potwór ryknął zaraz za nim biorąc jego krzyk za prowokację do ataku. Odwrócił się i poczłapał w jego stronę.

Mężczyzna z kobietą na rękach poprawił dłonie i wybiegł w stronę uciekających cywilów. Podbiegł do towarzysza, który przez cały ten czas uspokajał mieszkańców.

- To chyba wszyscy... – Powiedział wykończony. Spojrzał na biegnącego przyjaciela i natychmiastowo wyciągnął ręce w stronę kobiety. – Podaj mi ją! Jaki jej stan?

- Potłuczona... Lekko podtruta dymem... No i jest w szoku... – Gdy oddał poszkodowaną w ręce kolegi wyciągnął prędko miecz i odwrócił się w stronę potwora. Natychmiastowo zahamował widząc jak smok zatapia kły w jego przyjacielu. Uniósł go, szarpnął jego ciałem kilkukrotnie w lewo i w prawo po czym rzucił nim na inną ulicę. Oblizał jęzorem zakrwawione zęby i zwrócił się ku kolejnej ofierze.

Ola wzięła głęboki oddech, to ten moment. Bestia jest daleko. Zamknęła oczy zbierając odwagę głęboko w sobie. Zgięła kolana i ścisnęła palcami drewnianą podporę za którą się chowała. Z całej siły błagała siebie o to by odwaga pozwoliła jej się ruszyć. By sumienie nie znienawidziło ją za to co teraz zrobi. Za wykorzystanie niebezpieczeństwa tych osób. Wiedziała, że nigdy sobie tego nie wybaczy. Jednak teraz górę brały ważniejsze rzeczy. Posunęła się do tyłu. Wypuściła powietrze, po czym ponownie głęboko je wciągnęła. Otworzyła oczy, wypchnęła się nogami i rękoma biegnąc ile sił w nogach przed siebie. Ignorowała krzyki, ignorowała ryki, ignorowała wrzaski nienawiści. Dziewczynie jedynie biegła przed siebie przez to piekło, przez tą krwawą masakrę, przez miejsce, które znała tylko z najczarniejszych historii. Zobaczyła w oddali początek ulicy. Przyśpieszyła zaczynając coraz to głośniej krzyczeć. Wbiegła za budynek, gwałtownie zatrzymała się i usiadła na ziemi. Jej serce waliło jak młot, głowa pulsowała, ręce się trzęsły, nogi bolały jak po przebiegnięciu całego miasta od bramy do bramy, a strach mieszał jej myśli i plątał język. Nie była w stanie spojrzeć na walkę toczącą się w tamtym miejscu. Zbyt dużo widziała. Zaczęła nawet żałować tych żartów jakich robiła tym bohaterskim ludziom... Podniosła się i spojrzała w stronę rynku.

„ Jeszcze trochę... John... Mam nadzieję, że też tam będziesz”

John szedł przed siebie ślimaczym tempem co jakiś czas utykając o nogę. Tętniące życiem ulice wyglądają teraz jak pole bitwy. Z wielu domów Jedyne co zostało leżące osobno belki i gruz na całej drodze. Na ulicach nie było dużo ludzi... Jedynie leżące w różnych miejscach zmasakrowane, lub zmiażdżone ciała. Chłopak zastanawiał się jak długo był nieprzytomny. Spojrzał na ziemię, nie chciał już dłużej oglądać czegoś takiego. Śmierć nigdy nie była dla niego czymś łatwym, a teraz widzi ją nie ważne gdzie spojrzy. Dlaczego to wszystko się stało? – Zadał sobie to pytanie. Słyszał rozmowę o tym. Może. zachowanie taty ma z tym coś wspólnego? Nagle poczuł kłucie w piszczeli lewej nogi. Jęknął i upadł na kolano. – Moja noga... – Krzyknął do siebie. Obraz mu się powoli zamazywał. Od dymu, szoku, oraz ran. Wymacał siną dłonią ścianę. Mimo, że ledwo ją wyczuł przysunął się do niej i z całej siły podniósł się z kolan. Usłyszał w oddali krzyki mężczyzn. Rozejrzał się, chwycił za obolałe żebra i wspierając się o ścianę ruszył w stronę dźwięku.

Wyjrzał zza rogu i zobaczył przed sobą grupę liczącą około dwunastu opancerzonych i uzbrojonych rycerzy. Straż, która wiele razy irytowała zarówno jego jak i Olę... Teraz poczuł się dziwnie... Jednocześnie się ucieszył i zasmucił. Naprzeciwko nich stał również uzbrojony człowiek. Podobnie jak oni miał srebrny napierśnik ze znakiem róży w niebieskim pięciokącie, czerwony fartuch i ciemnozielony płaszcz przy obojczyku sięgający do kostek. Oprócz tego miał na sobie srebrny hełm typu salada.

W około panował chaos. Każdy krzyczał, niecierpliwił się. Każdy chciał już wyruszyć i stawić czoło bestiom, niewielu jednak wiedziało o niedawno zidentyfikowanych ludzi, którzy mają te potwory pod kontrolą. Generał, bo taką osobą był mężczyzna stojący naprzeciwko tłumu rozmawiając z jednym z ludzi z jego oddziału obronnego. Mężczyzna szeptał generałowi coś na ucho po czym zasalutował przytykając dwa palce do czoła osłoniętego hełmem i odszedł gdy ten odprawił go dłonią. Uniósł swój hełm by przetrzeć dłonią oczy. Spojrzał na grupę ludzi i wziął głęboki oddech.

- No dobra! Słuchajcie! – Nikt nie zareagował, sam ledwie siebie słyszał. – Westchnął i założył ręce za plecy. – CISZAA!

Wszyscy spojrzeli w jego stronę i stanęli na baczność.

Mężczyzna przeleciał wzrokiem po swoich ludziach. Widział w ich oczach ogromny płomień waleczności, ale także. Ogromny strach. Nie mógł się im dziwić. – Jak za pewne wiecie. Nasze trzy oddziały ratunkowe wysłane na północną, południową i wschodnią część miasta nadal nie wróciły. Dotarły do mnie informacje, że oddział zachodni zakończył swoje zadanie w eskortowaniu cywilów, znalezieniu rannych, oraz wypisania martwych. – Opuścił lekko wzrok. – Liczba tych ostatnich jest przerażająco wysoka. Około trzystu pięciu odnalezionych martwych ciał. – Spojrzał na swoich ludzi. Każdy stał zamyślony. John słysząc to oparł się o budynek i zsunął się na ziemię. – Rozumiem wasz strach. Zdaję sobie sprawę z tego, że walka z jednym smokiem kosztuje życie dziesiątek wytrenowanych żołnierzy. A co dopiero walka z dwoma na raz. – Przytknął pięść do ust i głośno zakasłał. – Moi ludzie rozpoznali gatunek tych bestii. Jest to gatunek smoków, który nie był widziany na tych ziemiach od ponad dwudziestu lat. Mowa tutaj mianowicie o legendarnym Nocnym Demonie zwanym Ardur. Odkryliśmy też inny fakt. Jak sami wiemy. Ardury są najbardziej agresywnymi smokami, jednak. Owymi bestiami kieruje dwójka tajemniczych ludzi. Czego oni chcą. Oraz gdzie teraz są. niestety tego nie wiem. – Zrobił mały krok w stronę ludzi. – Naszym zadaniem. Jest odnalezienie ich. I wymierzenie im sprawiedliwości – Dobył broń – Najsurowszą karą! – Skierował ostrze ku niebu, po czym spojrzał na słuchaczy. – Widzę. Widzę w waszych oczach strach. Niepewność. Macie racje. Nie każdy wróci żywy. Kto wie czy ktokolwiek wróci. Jednak. Naszym celem i misją po założeniu tych zbroi i po dobyciu tych świętych ostrzy jest ochrona mieszkańców, oraz miasta. Nie ważne za jaką cenę. – Te słowa niezbyt trafiły do żołnierzy. Nie każdy przecież chciał w taki sposób zginąć. Wielu z nich miało rodziny, wielu dopiero od niedawna zaciągnęło się do wojska. Większość zacisnęła zęby i przytaknęła, jednak nie wszyscy.

John nie chciał by ci ludzie go zobaczyli. Jakby tak się stało nie pozwoliliby mu nigdzie dalej iść. Zaprowadzili by go do jakiegoś bunkra, czy schronu, a to byłaby najgorsza rzecz w jaką mógłby się wpakować. Podniósł się i skierował się w inną stronę. Konkretnie wszedł do rozwalonego domu chcąc przejść na wskroś i wyjść na innej ulicy.

Generał skierował miecz w stronę miasta. – Ruszamy! Pokażmy, że zasługujemy na miano braci Krwawej Róży! Naprzód! – Wszyscy odwrócili się i wybiegli z owej ulicy rozchodząc się wcześniej ustalonymi grupami po trzy osoby, w cztery strony. Sam opuścił broń i spojrzał na czarne niebo. W ciemnych chmurach dojrzał przemykającą dziwną postać. Przetarł prędko oczy i ponownie spojrzał w tamtą stronę, nic już nie zobaczył.

Norton od razu schował się przed przebiegającymi strażnikami. Ostatnie czego chciał to pseudo pomocy, czyli uniemożliwienie mu znalezienia Oli. Skrzywił się z bólu, otarł krew cieknącą z jego rany na głowie i odbijając się dłońmi od ściany domu ruszył wzdłuż ulicy na której był.

Aleksandra idąc szybkim krokiem przed siebie co jakiś czas łapała się za klatkę piersiową. Silny ból w tym miejscu doprowadzał ją do szaleństwa. Jednak nie to było dla niej tak złe w porównaniu z tym co niedawno widziała. Zaledwie parędziesiąt metrów za sobą była świadkiem heroicznego poświęcenia tylu ludzi. Ta bestia nie oszczędziła nikogo kto z nią walczył. Zwolniła tępo widząc przed sobą jej cel czyli. Rynek, który o dziwo był prawie nie ruszony. Dziewczyna zobaczyła około dwadzieścia, nie ruszonych ogniem straganów stojących w około kamiennego placu zdobionego jasnymi lampami. Na straganach nadal leżały ryby, owoce, ubrania i pamiątki. Po środku placu piętrzyło się kilkunastometrowe drzewo otoczone drewnianym płotem. Jego potężna korona rozchodziła się po całej ulicy zasłaniając ją od kiedyś palącego, letniego słońca. Dziewczyna poczuła silny, kujący ból w klatce piersiowej. Zatrzymała się i schyliła. Zaczęła łapać głęboko powietrze. Zupełnie jakby się dusiła. Upadła na kolana i oparła się o ziemię lewą ręką, a prawą uciskała na przeponie. Atak po chwili zanikł. Dziewczyna wytarła łzy i ślinę. Podniosła się dostrzegając w oddali leżącego, uzbrojonego strażnika. Miał on przerwany zabarwiony na czerwono napierśnik. Obok niego leżał postrzępiony miecz.

Ola rozejrzała się w około. Przecież smok nie mógłby czegoś takiego zrobić... - Pomyślała.- Rana od smoczych pazurów jest.... – jej myśl przerwało zaciśnięte gardło. Zrobiła niepewny krok w stronę ciała. Delikatnie stawiając każdą stopę zbliżała się nie po to by zobaczyć zwłoki. Ale po to by zabrać miecz – Jedyną rzecz jaka może się przydać teraz jak i później. Gdy była już blisko. Gdy miała miecz na wyciągnięcie dłoni usłyszała krzyk małej grupy ludzi. Zza ostatniego budynku jaki dzielił ulicę od rynku wybiegła kobieta prawie wywracając się o własne nogi. Za nią wybiegł mężczyzna prześcigając ją. Zza rogu zabrzmiał śmiech niczym hieny, a za nim echo. Wybiegł kolejny mężczyzna, który nagle został uderzony lecącym, dwuręcznym, jednostronnym mieczem. Ostrze wbiło się głęboko w jego szyję po czym padł na ziemię zalewając ją krwią. Wylew był tak duży, że dopłynął do butów sparaliżowanej strachem dziewczyny, która podwinęła nogi i odsunęła się od kałuży.

- No chodźcie! Chodźcie prosiaczki! – Uszy dziewczyny przeszył przerażająco radosny wypowiadając to zdanie głos. Zaczęła się trząść, serce podeszło jej do gardła. Kierowała wzrok raz na źródło głosu, raz na leżącego w kałuży mężczyznę. Spojrzała gwałtownie na miecz i rzuciła się w jego stronę wbiegając na czworaka w krew. Zza rogu wyszedł masywny człowiek ubrany w czarną szatę z głębokim kapturem, z którego wyłaniała się jedynie dolna, kwadratowa część twarzy. Szata była przepasana grubym sznurem, a na ramieniu zarzucona była pochwa na najpewniej rzucony wcześniej miecz. Mężczyzna z opartymi na barkach rękoma, spokojnym krokiem podszedł do miecza. Chwycił za rękojeść i mocnym szarpnięciem wydobył broń wyrywając przy okazji głowę swojej ofiary. Uniósł rękę i strzepnął krew z ogromnego, postrzępionego ostrza wielkiego prawie jak on sam. Ten człowiek trzymał tak ogromnie ciężką broń w jednej dłoni i wymachiwał ją jak jednoręcznym mieczem. Spojrzał na Olę, która zamarła w miejscu trzymając w dłoniach rękojeść broni. Uniósł głowę, a z cienia pod kapturem wyłoniło się podkrążone, szalone i przekrwione oko. Zachichotał na jej widok i wyszczerzył szeroko swoje żółte zęby. - No proszę... Kogo my tutaj mamy... – Zdjął miecz z barku i opuścił go czubkiem ostrza uderzając o ziemię. – Mała dziewczynka się zgubiła... – Ruszył w jej stronę ocierając ostrzem o kamienną drogę. – Pozwól złotko, że zaprowadzę cię do rodziców... – Przyśpieszył do biegu, Ola zacisnęła pięść na mieczu, odbiła się nogami od ziemi i wystrzeliła w przeciwnym kierunku.

„Kto to jest?! Czego on chce?! Co mam robić?!” – Pytania chaotycznie przewijały się w jej głowie.

- O nie uciekniesz! Dopiero się poznaliśmy! – Wystrzelił w jej stronę uderzając z głośnym świstem mieczem o zabudowania.

Ola słyszała kroki za sobą coraz bliżej, biegła ile miała sił. Strach plątał jej nogi. Ściskał jej tchawicę, mieszał myśli i zasłaniał wzrok. – Szybciej! – Powiedziała do siebie i usłyszała głośny trzask miecza tuż za sobą. Spanikowana przyśpieszyła prawie wywracając się na ziemię.

- Prawie cię mam złotko! Nie uciekniesz!

Dziewczyna głośno krzyknęła dając upust przerażeniu. Jej oczy zalały się łzami. Adrenalina pulsowała w jej żyłach, a świadomość śmierci odbierała jej zmysły. Nagle z głośnym świstem ostrze poleciało w stronę bohaterki. Ola odwróciła się za siebie. Odbijające się w szabli światło nadwyrężyło jej wzrok. Uniosła instynktownie miecz przed siebie zbijając nieświadomie silny atak, który wypchnął ją z wielkim impetem do tyłu. Dziewczyna upadła na ziemię obracając się kilkukrotnie. Podwinęła ramiona i podniosła tułów, spojrzała na mężczyznę, a przez moment zamiast miasta mignął jej płonący las przed oczami. Potrząsnęła głową, wymacała dłonią miecz, zacisnęła pięść na rękojeści i podniosła się na równe nogi.

Mężczyzna wystrzelił w jej stronę ocierając ostrzem o ziemię. Kujący uszy świst roznosił się po ulicy, a iskry tryskały z miecza. Ola stała w miejscu nie wiedząc co zrobić, czuła strach i rozkojarzenie. Mężczyzna dobiegł do niej. Dziewczyna wystraszyła się i wystawiła ostrze broniąc swojej klatki piersiowej. Agresor uniósł ostrze i ogromną siłą zadał cios w jej serce od lewej do prawej. Zabrzmiał brzdęk stali, a Daren wyleciała do tyłu i uderzyła plecami o budynek. Upadła z jękiem na kolana i oparła się rękoma o ziemię.

- Widzę, żeś odważna. Takie najbardziej lubię zabijać – Powiedział wyszczerzając zębiska i zmierzając w jej stronę.

Dziewczyna uniosła głowę ze zmęczonym, ale zdeterminowanym wyrazem twarzy. Przeciwnik widząc to głośno parsknął śmiechem.

- No proszę... Jeszcze chcesz walczyć? – Przyłożył dłoń do twarzy i głośno zachichotał – Uwielbiam jak się od razu nie poddajecie!

Daren powstała na nogi kiwając się na lewo i prawo. Spojrzała na odbicie miecza. Nie zobaczyła tam siebie, ale małą dziewczynkę przypominającą ją do złudzenia. – Nie mogę. Teraz się poddać. – Spojrzała na jego ostrze. Na zdrowe myślenie. Tak wielkim mieczem będzie wolno atakował. To jej jedyna szansa. Opuściła ramię gdy poczuła na plecach piekący ból po uderzeniu. Wzięła głęboki oddech. „Teraz!” – Wystrzeliła w jego stronę mocno pochylona do przodu. Mężczyzna stał w miejscu z jedną ręką opartą na biodrach. Ola dobiegła do niego, zatrzymała się uginając prawą nogę wyciągniętą do przodu. Jej przeciwnik patrzył na nią żartobliwie do póki błysk ostrza nie przeleciał mu przed oczami. Uniósł miecz i sparował atak odsuwając się krok do tyłu. Dziewczyna obróciła się w lewą stronę i zatrzymała się odwrócona tyłem do niego. Okręciła miecz między palcami i spojrzała na przeciwnika.

Mężczyzna patrzył z niedowierzaniem. Wytarł usta i przechylił głowę w lewo, aż nie usłyszał trzasku kości. – No... Chyba pora się zabawić...

Tupnął nogą o ziemię, która wykruszyła się pod jego ciężarem i odbijając się od niej ruszył na Olę. Dziewczyna pochyliła się do przodu. Potłuczone plecy nie dawały o sobie zapomnieć, jednak to teraz nie ważne. Wystrzeliła na przeciwnika głośno krzycząc. Mężczyzna machnął mieczem od lewej, Ola odsunęła się od ostrza, które odcięłoby jej głowę i zadała cios w brzuch. Ten zbił mieczem ostrze dziewczyny do ziemi. Zrobił obrót i z całej siły zamachnął się prosto na nią. Daren schyliła się i odskoczyła, przeciwnik ponownie obrócił się i uderzył ostrzem o ziemię. Zrobił dwa kroki przed siebie, aż w końcu gdy był obok niej obrócił się i zamachnął się ostrzem na jej głowę. Dziewczyna szybkim ruchem zbiła atak, a głośny brzdęk ostrzy rozniósł się po całej zniszczonej ulicy. Daren z całej siły starała się odepchnąć ostrze, jednak siła jej przeciwnika była duża. O wiele większa od jej. Gdy zobaczyła na swojej broni małe pęknięcie schyliła ostrze w lewo strącając miecz przyciskany z wielką siłą na sam dół. Wysunęła nogę do przodu i z całej siły zamachnęła się mieczem przed siebie od dołu do góry prosto na tak naprawdę bezbronnego mężczyznę. W powietrze wyleciały małe krople krwi. Oprawca odszedł do tyłu i złapał się za przecięte czubkiem ostrza ramię. Spojrzał na dziewczynę, która z krzykiem szarżowała w jego stronę. Metr przed nim zrobiła piruet, a miecz ze świstem poleciał na szyję mężczyzny, który zatrzymał je własnym ramieniem. Ostrze wbiło się w skórę, jednak ten zbytnio się tym nie przejął. Ola stała w miejscu próbując pchnąć ostrze głębiej. Jej przeciwnik wyszczerzył zęby. Puścił swój miecz, złapał dziewczynę za włosy i kopnął ją kolanem w brzuch. Daren kaszlnęła i padła na kolana, agresor nie czekał długo zamachnął się nogą i kopnął ją w i tak potłuczone żebra wyrzucając ją na najbliższy budynek.

Ola usiadła i zaczęła kasłać tak jakby miała zwymiotować.

„To na nic... Nie mam siły... Muszę go jakoś... Myśl... Myśl...”

Rozejrzała się. Jedynie widziała drogę prowadzącą na rynek, gruz, dym, oraz jego. Jej kata. Jej zbliżający się koniec. Nic nie wymyśli.

- No. Pora kończyć tą szopkę. Widzisz? Nawet nie mam ochoty już patrzeć jak dławisz się krwią. – Podniósł swoją broń i zarzucił ją na ramię. – Po prostu cię zabije. – Gdy już miał zrobić krok w jej stronę z oddali zabrzmiał głośny, niski ryk przypominający bardziej wycie. Ola spojrzała w niebo szukając źródła dźwięku. Mężczyzna słysząc to spojrzał w niebo i opuścił miecz. Odruchowo strzepnął z niego krew i schował do pochwy. – Jak zawsze... – Spojrzał na dziewczynę. – To nie koniec złotko... – Wskazał ją palcem. – Nasza zabawa nie dobiegła jeszcze końca... – Odwrócił się i przyśpieszonym krokiem odszedł od Oli, która odprowadziła go wzrokiem, aż nie zniknął za budynkiem.

Co to było? – Zadała sobie takie pytanie... Chwyciła miecz i mocno uciskając rękę na brzuchu podniosła się z ziemi prawie ponownie upadając... Ledwo żywa, wykończona i przerażona spojrzała w stronę rynku... Ból żeber, oraz pleców doprowadzał ją do szału.. Przypływ adrenaliny minął i zastąpił go ból... Uniosła zdeterminowany wzrok i ruszyła przed siebie przyśpieszonym krokiem kulejąc co jakiś czas...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania