Zemsta Smoka - Rozdział 17 - Stara Znajomość

***************************************************

ZEMSTA SMOKA

***************************************************

Rozdział 17 - Stara Znajomość

 

„Czym jest to stworzenie? Co mnie z nim łączy? Skąd ona się wzięła?” – Takie myśli przeplatały się w jego głowie... Świst wiatru, pękające gałęzie, dźwięk odlatujących ptaków... Koń biegł z całą swoją siłą, wzdłuż polnej drogi w stronę, w jaką poleciała smoczyca. Z każdym następnym metrem zamglone wspomnienia dręczyły chłopaka coraz bardziej. W końcu.. Parędziesiąt metrów od głównej bramy zauważył wyłamane korony drzew.. Zupełnie jakby coś wielkiego się o nie otarło.. Jest pewna szansa, że tam właśnie się udała. Zsiadł z konia by przyjrzeć się im z bliska:

„Po co ja tam idę?” – Myśl ta zatrzymała go w miejscu – „Idę na pewną śmierć.. Skąd mogę wiedzieć czy po prostu nie rzuci się na mnie jak na jedzenie?” – Gdy miał ochotę zawrócić ponownie poczuł nagły ból głowy.. Zupełnie jakby ktoś go w nią uderzył.

- Jak nie sprawdzę to się nie przekonam... – Wrócił do wierzchowca i pognał go w stronę urwanych drzew.

Już po paru krokach słyszał głośne ryki. Serce stanęło mu w gardle.

- Chyba oszalałem.. – Roześmiał się – To może być najgłupsza śmierć w historii... Jednak coś.. Każde mi sprawdzić to... Czy tamte dni były prawdziwe...

Zsiadł z konia parę metrów od miejsca, z którego dochodziły dźwięki. Chciał już przywiązać konia do drzewa, jednak rozmyślił się.. W sumie jak coś pójdzie nie tak, wierzchowiec nie będzie miał jak uciec.

Bezszelestnym i wolnym krokiem zbliżał się do tego miejsca.. Serce biło jak szalone, oddech był chaotyczny, ręce mu się trzęsły, nogi uginały.. Mimo tego szedł dalej, przełknął ślinę, wziął głęboki oddech. Odchylając delikatnie krzaki wszedł na ogromny, pusty teren...

To, co zobaczył odebrało mu mowę. Błękitna niczym bezkresne morze smoczyca siedziała po środku placu, zjadając uprowadzone zwierzęta, wymachując, co jakiś czas swoim ogonem. John wpatrywał się w nią z podziwem, do czasu aż przez przypadek nie nadepnął na suchą gałąź. Smoczyca przeniosła wzrok na niego odbijając jego sylwetkę w swoim zielonym oku. Oblizała krew z pyska. John miał wrażenie, że za moment zemdleje ze strachu. Chwycił za pochwę z mieczem, jednak trzęsące się ręce nie pozwalały mu odpiąć zabezpieczenia. Smoczyca rzuciła się w jego stronę, a on upadł przerażony pod drzewem zamykając oczy i modląc się o przeżycie.

John otworzył niechętnie oczy i ponownie ujrzał zaciekawione spojrzenie tego tajemniczego stworzenia. Smoczyca przyglądała mu się jak ciekawski kociak, on z resztą robił to samo.

- Kim ty jesteś? – Wypowiedział na jednym wtedy przechylając lekko głowę na bok, smoczyca zrobiła podobnie. Obserwowała swoimi ślepiami całą jego sylwetkę mrucząc pod nosem.

- Skąd ja cię znam? – Myśl znowu powróciła. Nieznane mu wcześniej miasto od tamtego dnia nie daje mu spokoju.

„Ogień? Krzyki? Nie możliwe.. Czyżby?... Czyżby to ona zaatakowała to miasto?! – Przetarł oczy, smok lekko się zdziwił – „Nie... Gdyby tak było... Uczucia, jakie mam w jej towarzystwie były by nieco inne... Więc gdzie... Tak naprawdę się poznaliśmy?”

- Nie wiem, kim jesteś, ale... – Wyciągnął dłoń w jej stronę – Nie wydaje mi się byś była zła..... – Błękitne stworzenie przysunęło pysk w jego stronę, aż do zetknięcia z dłonią.

W tej chwili Johna przeszyło dziwne uczucie. Nie tylko rosnące wzajemne zaufanie, ale coś jeszcze...– Co ty tutaj-

Smoczyca nagle odskoczyła od niego i pobiegła w stronę drzew. Chłopak zawahał się.. Czy zrobił coś nie tak? Po chwili wróciła ze zdrowym kawałkiem mięsa w pysku, którzy rzuciła mu na kolana.

- Co?!... – Spojrzał na nią z obrzydzeniem. Smok usiadł naprzeciwko niego czekając, aż ten zacznie jeść.

- Naprawdę.. Mam to zjeść? – Smok przechylił łeb w lewo.

John spojrzał obrzydzony na nadal ociekający krwią płat krowiego mięsa, sam widok przyprawiał go o mdłości, jednak wolał nie niszczyć tej małej „przyjaźni”, jaką zawarł z tym stworzeniem, pochwycił mięso i ze łzami w oczach zatopił w nim zęby. Smok widząc to ucieszył się i wrócił dokończyć swój posiłek. Chłopak korzystając z okazji wypluł cały kawał, jaki ugryzł.

- Surowe mięso.. Matko, jakie to ohydne...... – Zatrzepał z języka resztki jedzenia i otarł łzy...

Podniósł się i ostrożnie podszedł do towarzyszki na bezpieczną odległość. Lepiej, żeby nie uznała to za próbę podwędzenia jedzenia.

- Z tego, co się domyślam.. Po tym, co zrobiłaś władze na pewno wyruszyły cię szukać... Chyba przez pewien czas pospacerujemy razem... – Ostrożnie pogłaskał ją po brzuchu. Smoczyca spojrzała na niego z zaciekawieniem.

- Późno się robi... – Powiedział patrząc w niebo – Może gdzieś w pobliżu jest jakaś chatka? Mam dość spania na ziemi... – Powiedział i poszedł w głąb lasu, smok od razu poszedł za nim.

Po chwili drogi John na trafił na mały domek z zagrodą dla zwierząt. Ucieszony podbiegł i zapukał do drzwi.

- Kto tam?! – Z domostwa wydobył się skrzeczący głos, po chwili zza drzwi wyjrzał wychudzony, łysy mężczyzna, – Co pan chce?

- Dzień dobry... – Spojrzał w niebo – Albo raczej dobry wieczór...

- No w miarę dobry.. W czym pomóc?

- Ma pan może.. Miejsce, w którym... Ja i moja przyjaciółka moglibyśmy się przespać?

- Przyjaciółka powiada pan? – Mężczyzna otarł ręce.

- Tak...

- A proszę mi powiedzieć.. –Zachichotał pod nosem – Ładna ta pana przyjaciółka?

- Em.... Moim zdaniem tak.. A co? – John po udzieleniu tej odpowiedzi zorientował się, o co mu chodzi

- Gdzie ona jest? – W tej chwili smoczyca stanęła za Johnem, a gospodarz miał minę jakby popuścił w spodnie.

- To jak... Pomieścimy się? – Chłopak powiedział ze spokojem.

Mężczyzna stał jak wryty...

- Halo? – Młodzieniec pomachał ręką przed jego oczami – Żyje pan?

Chudy mężczyzna wrzasnął na całą okolicę, zatrzasnął drzwi, z których dobiegał dźwięk zupełnie jakby zagradzał je wszystkim, co ma w domu.

-Ehehe.... – John podrapał się po głowie – Chyba nie miał wolnych miejsc... – No to zostaje mi spanie na ziemi... Prawda? – Spojrzał tam gdzie miała stać jego towarzyszka – Ej.. Gdzie jesteś?

Spojrzał na zagrodę świń, gdzie smoczyca ganiała po całym wybiegu trzy świnie, ani jednej nie umiała złapać szczękami i łapami. John przez chwile nic nie mówił.. Taki widok nie zdarza się codziennie.

- Dobra... Starczy.. Zostaw je- smok niechętnie puścił świnię, którą akurat zdołał złapać. - Idziemy poszukać jakiegoś miejsca na ognisko...

Parę godzin wcześniej...

Josef wypisał ze stajni dwa konie: Jednego, którego zabrał John i drugiego, którego on dosiądzie. Po bardzo długiej rozmowie z poirytowanym stajennym w końcu mężczyzna mógł odebrać swojego towarzysza. Miał już ruszać za Johnem, jednak zatrzymało go zmieszane spojrzenie Ajrony: - Ej... Nie idziesz po niego? – Starszy mężczyzna podszedł do dziewczyny, ona stała z opuszczoną głową. - Nie wiem... – Odwróciła się mrużąc oczy. - Co się stało? - Nie wiem, co o tym myśleć...- Delikatnie przejechała dłonią po swoim ramieniu.

- Czyli, o czym? Co ci John powiedział?

- Nie... Nie wiem... Ja... - Westchnęła, – Kiedy z nim rozmawiałam... Zaraz po tym... Jak to wszystko mi się przypomniało... Powiedział mi, co się stało z moją siostrą.... – Spojrzała na błękitne niebo. – Na początku chciałam całą winę zrzucić na niego... Po prostu chciałam, żeby znikł mi z oczu... Nie mogłam pogodzić się z tym, że jej już nie ma... Ale teraz... Nie wiem, co o tym myśleć...

Mężczyzna westchnął i podszedł do niej – Czy zastanawiałaś się, co się działo z twoją siostrą, kiedy zostałyście rozdzielone?

- Hm? - Przez bardzo długi okres czasu była bardzo cicha, smutna i zamknięta w sobie... To właśnie dzięki wsparciu Johna zaczęła się uśmiechać...

- Wsparciu? – Ajrona spojrzała zamyślona w kierunku, w którym chłopak pognał konia.

- Ta dwójka była nierozłączna... Cóż... Przynajmniej... Tak opisywał mi to jego ojciec...

Długowłosa dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła, jednak je oczy nadal ogarniała niepewność.

Pięćdziesięcioletni mężczyzna podszedł do konia i oddał wodzę Ajronie. – Weź... Lepiej będzie jak ty pojedziesz pierwsza... Czeka was bardzo ważna rozmowa...

- Co?... Czekaj! A co jeśli? Co jeśli będzie tam ten potwór?

- Spokojnie... Ja będę tuż za tobą... – Wyszczerzył szeroko zęby

- No... Dobrze... – Wsiadła niepewnie na konia i pognała go w stronę lasu...

Parę metrów dalej dziewczyna zsiadła z konia i postanowiła poszukać Johna na piechotę, po drodze męczyło ją tysiące myśli,

Wsparcie? W sumie... Przez ten cały czas nie zastanowiłam się, co on może czuć... W końcu... Spędził z nią więcej czasu niż ja.. Ale...

„JEJ ŚMIEĆ TO TYLKO I WYŁĄCZNIE MOJA WINAA!!!!” – Wtedy uwierzyłam w jego winę... Nie zwracałam uwagi na jego łzy...

„AJRONA.... POROZMAWIAJMY O TYM... PROSZĘ CIĘ!...” – Powinnam wtedy zostać... Ale czy to coś by zmieniło? Mogłabym tylko pogorszyć... Wtedy nie panowałam nad sobą... Co powinnam mu powiedzieć? – Zatrzymała się i popatrzyła na niebo, – Co ty byś zrobiła? Olu?

W oddali zobaczyła tego, o kim rozmyślała. John wyłonił się zza drzew, jego twarz była roześmiana, a ubrania lekko poszarpane.

O wilku mowa – pomyślała i wzięła głęboki oddech. Jak tylko młodzieniec ją zobaczył posmutniał i odwrócił wzrok, co jeszcze bardziej onieśmieliło dziewczynę. Ruszyła niepewnym krokiem w jego stronę, obmyślając każde słowo, jakie powie. Nagle przytrafiło się coś, czego za żadne skarby by się nie spodziewała...

Tuż za nim wyszedł jasno-niebieski smok i skierował pysk w jego stronę. Ajrona skamieniała ze strachu, jeśli szybko nie zareaguje, jej przyjaciel zginie na jej oczach,

- John... – Chwyciła za rękojeść sztyletu – John... – Zrobiła krok, oczy miała wytrzeszczone i zalał ją zimny pot – John... Uciekaj! – Wrzasnęła na cały głos, wyciągnęła bron i ruszyła na smoka, po chwili zahamowała prawie upadając pupą na ziemię. Otępiałym spojrzeniem przyglądała się jak chłopak drapię smoka po pysku.

Młodzieniec widząc jej minę podszedł razem z jego nową towarzyszką w jej stronę

- C- Cześć – zająknął się, nadal miał wrażenie, że dziewczyna chowa do niego urazę. – Poznałaś już moją nową przyjaciółkę?

- C.. Co?! – Spojrzała roztrzęsiona na smoczycę – To... To... T- T- To... – Miała wrażenie, że jej mózg nie nadąża za tym, co się dzieje.

- Hm.. Spokojnie.. Jest bardzo przyjazna!

- To... To.. TO TWOJA PRZYJACIÓŁKA?! – Odskoczyła, gdy smok próbował ją powąchać.

- Tak... – Uśmiechnął się.

- Czy ty się dobrze czujesz? Nazywasz.. To coś! Przyjacielem?

- To jest ona!

- CO?! A skąd niby to wiesz?! Zaglądałeś jej pod spódnicę?! – Powiedziała ironicznie i odstraszyła sztyletem zaciekawione zwierzę od swoich włosów.

- Nie.. Po prostu wiem..

- Wiesz, co?.. Czasami się zastanawiam czy nie uciekłeś z jakiegoś miejsca dla obłąkanych... – Przyglądała się Johnowi z pożałowaniem.

- A to bardzo możliwe... – Chłopak podrapał się po głowie. – No, co jest?! Nie bój się.. Ona nic ci nie zrobi.

- Skąd wiesz?! – Dziewczyna nie opuszczała sztyletu.

- A mi coś zrobiła?

- No nie... – Ajrona opuściła broń i podeszła nieśmiało do smoka;

Tamtego dnia... Kiedy biegłam razem z Olą przez las, widziałam je na niebie... Czarne jak piekło.. Niosące śmierć potwory... Widziałam jednego tylko przez krótką chwilę. Bestia spojrzała na mnie... Nigdy nie zapomnę tych złowrogich, zimnych, zielonych oczu... Od tamtej pory śmiertelnie boje się smoków...

Ajrona spojrzała przerażona na Johna, on zachęcał ją do zaprzyjaźnienia się ze smoczycą. Gdy zwierzę przysunęło pysk w jej stronę, dziewczynę przeleciał zimny dreszcz. W przyjaźnie nastawionych oczach zobaczyła zimne i bezduszne ślepia Ardura. Zapiszczała przerażona i odsunęła się od stworzenia na trzy kroki.

- Hehe.. Czyżbyś się jej bała? – Chłopak podszedł do Ajrony, która wyglądała jak wystraszony kociak.

- Co?! – Zaczerwieniła się ze wstydu – Ja?! Ja... Ja.... Ja się niczego nie boję!

- To się cieszę.. – Odwrócił się w stronę lasu – Idę rozpalić ognisko...

- Czekaj... Nie wracasz do miasta?

- Nie... Nie mogę jej tak zostawić... Władze Selior Town na pewno wysłali wojsko do lasu... Mimo, że jest silna... Na pewno ją złapią... – Westchnął i ruszył przed siebie.

- Nie przesadzaj... – Zająknęła się - Na pewno da sobie radę...

- No dobra... Nie musisz ze mną iść... Wracaj do miasta...

Gdy tylko John odszedł kawałek Ajrona ruszyła za nim – Czekaj!

Nastała noc, ognisko buchało przytulnym ciepłem, młodzieniec dopijał ostatni łyk wody spoglądając w księżyc. Spojrzał na Ajronę, która siedziała ze sztyletem w dłoni trzęsąc się jak galareta.

- J-J-John... Jesteś pewien, że ona je tylko zwierzęta?

- Tak.. Ale bardzo długo nie jadła... Hmmm..

- Co?! – Dziewczyna prawie zemdlała ze strachu.

- Spokojnie... Jak już mówiłem.. Ona nie zjada ludzi – John uśmiechnął się do niej.

- Łatwo ci mówić... Na ciebie nie patrzy jak na smaczny obiad... – Bestia polizała ją po policzku – WIDZISZ?! SPRÓBOWAŁA MNIE!

- Widać cię polubiła – roześmiał się i położył na ziemi. – No dziewczyny... Ja idę spać... Dobranoc – odwrócił się na drugi bok ze zmieszaną miną... Nadal nie wiedział jak zacząć Ajroną temat, który tak bardzo go gryzie.

- Nie... Nie... Nie waż się zasypiać pierw- - przerwało jej jego chrapanie. Spojrzała zmieszana na smoczycę, która przyglądała się jej każdym ruchom. – No i na co się patrzysz? – Odsunęła się spory kawałek od niej i położyła się na ziemi, smok ułożył się do spania jednocześnie kładąc ogon na biodrach dziewczyny. Ajrona wystraszyła się i przysunęła bliżej Johna...

Nastał nowy dzień, słońce zaglądające z koron drzew zbudziło Johna ze snu, który szybko zauważył, że obok leży wtulona w niego Ajrona. Poczerwieniał:

- Ej... – Żadnej reakcji – Ej.... – Głos chłopaka nadal jej nie zbudził – EJ!!!

Dziewczyna zbudziła się i gdy zobaczyła, w jakiej pozycji leży odsunęła się od Johna jak poparzona czerwieniąc się jak pomidor. – C-C-C-Czemu się do mnie kleisz?!

- To nie ja... To ty.. – Podniósł się z ziemi.

- WCALE NIE! – Założyła ręce na piersi i odwróciła się tyłem do chłopaka.

- Właśnie, że tak, To ja powinienem zadać ci to pytanie – przeciągnął się.

- NO, CO TY... Ja... Nigdy bym nie przytuliła kogoś takiego jak ty! – Ajrona dotknęła swoje policzki.

- Eh... No dobra... Niech ci będzie... To moja wina... – John przytknął dłoń do czoła.

- N-No... Niech mi to będzie ostatni raz! – Pogroziła mu palcem i szybko odwróciła się tyłem do niego.

- Tak jest!...- Odszedł kawałek od wypalonego ogniska. – Hej... Gdzie ona?

- Kto? – Dziewczyna podniosła się z ziemi.

- No... Ta smoczyca..

- Nie ma jej? –Przeciągnęła się i ruszyła rozprostować nogi – No i dobrze! Pewnie uciekła gdzieś – chwilę potem gałęzie wyłamały się pod wpływem dużego ciężaru, a przed Ajroną nagle wylądowała smoczyca. Ajrona nerwowo wyciągnęła sztylet i wymierzyła w nią trzęsącymi rękoma.

- Hej!... Co ty robisz? – John wybiegł do Ajrony

- Co ja robię?! Co ona robi? Próbowała mnie... Próbowała.. –Błękitne stworzenie wypluło tuzin żywych ryb pod nogi dziewczyny. – Co to ma być? – Spojrzała zażenowana na smoczycę.

- O jak pięknie! Przyniosła nam śniadanie! – John uśmiechnął się i podszedł do wierzgających ryb.

- Nie mów mi, że będziesz to jadł – Spojrzała na obślinioną górę żywego jedzenia.

- No racja... Trzeba je trochę wypłukać, usmażyć i będą palce lizać – chwycił parę z nich i poszedł do jeziora, Ajronie zebrało się na wymioty na samą myśl, że będzie musiała jeść ryby ze śmierdzącego pyska tej bestii.

Dwie godziny później.. Cała trójka po o dziwo smacznym śniadaniu ruszyła dalej eskortować smoczycę. Przynajmniej John powtarza to Ajronie za każdym razem jak pyta się gdzie zmierzają... Tak naprawdę nie ma on pojęcia, co zrobić jak już smok wróci do jaskini.

- Nie może ona po prostu odlecieć? – Ajrona dalej dopytywała się zmęczonego tym chłopaka

- Nie... Ponieważ każdy mógłby ją zestrzelić, a jej łuski nie są zbyt twarde.

- Ah....

- A tak w ogóle.. Mimo, że tak narzekałaś widać było, że śniadanie ci smakował – John sztucznie się uśmiechnął.

- Tak wiem... Nie były takie złe. – Dziewczyna cicho wydukała urywając ostatni wyraz. Wpatrywała się w Johna zupełnie jakby próbowała czytać mu w myślach.

Po paru minutach doszli do końca wydeptanej drogi, Ajrona rozglądała się w około, a John stał w miejscu jak zaklęty.

- I co teraz masz zamiar zrobić? – Dziewczyna spojrzała na niego ze znudzoną miną.

- Chyba.... – Chłopak opuścił głowę

- Chyba... Co?

- Hmm.... – Spojrzał na nią i ponownie zmusił się do uśmiechu – Zróbmy tak... Ja pójdę w lewo i poszukam jakieś drogi, a wy... Poszukacie jakiegoś jedzenia, przedmiotów... No.. Wszystkiego, co się może przydać.. – Ledwo powiedział i pośpiesznie ruszył w swoją stronę.

- Czekaj.... Czemu to nie może iść z tobą?

- Co, jak co ale smoki mają bardzo wyczulony węch... Lepiej będzie jak pójdzie z tobą...

- Ale... Poszedł... – Chciała iść za jego znikającą sylwetką, ale rozmyśliła się. Spojrzała na smoczycę, która głośno ziewnęła. – No... Dobrze... – Wymierzyła w nią sztyletem. – Ale trzymaj się ode mnie z daleka! Zrozumiano?! Smoczyca patrzyła na nią zaciekawiona. – No.... – Schowała sztylet – Idziemy....

Ajrona od dziesięciu minut błądziła razem z niechcianym towarzystwem po lesie, dziewczyna nie wiedziała, czego dokładnie szukać..

Oby tylko temu czemuś nic do jego twardego łba nie wbiło... – Pomyślała wpatrując się w gada idącego za nią. – Ona nie jest jak tamte... – Chwyciła się za głowę – AHH.. Co ja wygaduję?! Smok zawsze pozostanie smokiem! Nic nie zmieni ich chorej natury... – Przed oczami zobaczyła ciało swojej mamy.

Spojrzała w niebo i głośno westchnęła – Mam dziwne wrażenie, że John się mnie po prostu pozbył... Ulżyło mi, że mogę przełożyć tą rozmowę, ale... – Zatrzymał ją widok jakże znajomy i przykry dla niej. Obóz wędrownych turystów. Czerwony namiot, drewniany stół z czterema pniakami postawionymi pionowo na ziemi, oraz wędki oparte o stół. Na całym terenie leżały rozszarpane ciała ludzi, krew już wsiąkła w ziemie. Ajrona podeszła do jednego z nich ze zmieszaną miną. Uklęknęła i dotknęła dłonią rozszarpanej szyi młodego obozowicza:

- Wilki.... – Powiedziała łamliwym głosem – Znowu wilki... – Złapała się za głowę – Podobną scenę widziała zaledwie parę lat temu, kiedy to nadal żyła sama w lesie.

Biedak – Pomyślała, – Kiedy.... – Przełknęła ślinę, – Kiedy ludzie się nauczą, że.... Nie powinni tutaj obozować? Tamci tak samo... – Podniosła się z kolan, wytarła zakrwawione palce o spodnie i rozejrzała się po obozie, widok od Mazushi różnił się tylko ilością ciał i nie było spalenizny.

- O boże... – Podeszła niechętnie do namiotu, usłyszała kroki. Ajrona wzięła je za kroki smoczycy i zignorowała je. Pociągnęła za suwak zamkniętego namiotu. Rozsunęła obie części pokrywy i spojrzała szaremu, wygłodniałemu wilkowi w oczy, z jego pyska leciała piana zmieszana z krwią. Stał tuż obok jednego z ciał. – BOŻE!! – Wilk rzucił jej się do gardła, ale ona wyrzuciła go za siebie. Wyciągnęła sztylet i przyjęła pozę obronną.

Wilk stanął na łapy otrząsnął się i zaczął okrążać swoją ofiarę. Ajrona nie spuszczała z niego oczu. Drapieżnik w końcu zaszarżował, próbując ponownie przegryźć jej krtań, ona odskoczyła jednocześnie przeszywając go sztyletem po brzuchu.

Zwierzę zachwiało się, ale nawet nie myślało o ucieczce. Po chwili wygłodniały wilk ponownie wykonał szarżę powalając ofiarę na ziemię, oraz wytrącając jej broń z ręki. Dziewczyna z całych sił odsuwała kapiące śliną kły od swojej szyi, nogą natomiast próbowała dosięgnąć do skórzanego warkocza zdobiącego sztylet. Kły były coraz bliżej, tętno było coraz większe, w końcu dosięgnęła warkocza przesunęła go tak blisko by mogła chwycić go ręką i wbiła wilkowi ostrze w gardło. Zrzuciła jego ciało z siebie i powtórzyła atak dla pewności.

Chwyciła oddech i otarła twarz z potu i śliny – Nienawidzę.... Wilków... – Przyglądała się przez pewien czas ciału, po czym chwiejnie wstała z kolan, nadal nie otrząsnęła się po tym. – Nie przyzwyczaję się do tego. – Spojrzała na swoje odbicie w zakrwawionym ostrzu. – Kiedy życie przelatuje przed oczami... Heh... Widziałam tam parę nowych scen.

Ajrona była tak wstrząśnięta, że nie zauważyła, ani nie usłyszała grupę wilków skradających się za nią. Jeden z nich warknął, wtedy sparaliżował ją strach, odwróciła się by zobaczyć jak jeden rzuca się do ataku. Była tak przerażona, że nie mogła się ruszyć. Jej ciało nie reagowało, W tym momencie przeleciało przez jej myśl jedno pytanie: Właśnie tak mam zginąć?

Na jej oczach smoczyca chwyciła kłami szarżującego wilka i złamała go w pół. Ajrona nadal stała w bezruchu. Gad stanął naprzeciw niej a watahą. W końcu się ocknęła i pierwsze, co zobaczyła to martwego wilka rzuconego metr od niej. Spojrzała na towarzyszkę osłupiałym wzrokiem.

Zwierzę, które 8 lat temu zniszczyło jej życie, teraz je ratuje? Potrząsnęła głową, przyjęła gardę i uniknęła ataku jednego z wilków.

Drapieżniki atakowały pojedynczo, jeden szarżował a reszta skradała się i czekała na odpowiedni moment, błękitne stworzenie, oraz długowłosa dziewczyna odpierali i wykańczali każdego z atakujących psów. W końcu garstka tych, co przeżyła uciekła w popłochu.

Ajrona otarła pot z czoła i padła na kolana wzdychając z ulgą. – Koniec... Wreszcie... Huh... Ja to zawsze muszę mieć pecha...

Chwilę później przybiegł spanikowany John z mieczem w dłoni. Widok martwych ludzi go zszokował

- AJRONA!!! – Wykrzyknął ile mu sił starczyło – POWIEDZ PROSZĘ, ŻE NIC CI NIE JEST! – Podbiegł na środek obozu i zobaczył Ajronę klęczącą, a w około masa ciał zwierząt. Kamień spadł mu z serca, schował broń do pochwy i podbiegł do niej. – Ajrona... Co się stało?! Słyszałem twój krzyk jak wracałem... Nic ci nie jest?

- Nie.... – Otarła pot z czoła – Żyje dzięki.... Niej... – Spojrzała na błękitną smoczycę.

- Czyli jednak się polubiłyście?

- Nie przesadzaj...- Dała przyjacielowi sygnał by do niej podszedł.

- Co się stało? – John zrobił to, o co prosiła i oberwał prawym sierpowym w ramię. – AJ.... Za co?

- WYSŁAŁEŚ MNIE NA ŚMIERĆ!

- SKĄD MOGŁEM WIEDZIEĆ, ŻE TUTAJ BĘDZIE WATAHA WILKÓW?!

- A... No tak... Ale i tak tego potrzebowałam – uśmiechnęła się i podniosła z ziemi.

John posmutniał – Aż tak?

- Co? John...

- No nic... Idziemy! Znalazłem drogę! – Zmusił się do uśmiechu i poszedł stamtąd skąd wrócił.

- John... – Podbiegła do niego i ścisnęła jego ramię – Poczekaj no!

- Co?

- Powiedz mi jedno... Dlaczego udajesz takiego kretyna?

Chłopakowi zrobiło się gorąco z nerwów. – Co? Co masz na myśli?

- To zachowanie... Jest dziwaczne... Nawet jak na ciebie.. – Oparła rękę o biodra – To, co? Jest coś, co chcesz mi powiedzieć?

- Em.... Ja....- Westchnął i przełknął smutek – W sumie... To jest.... Ja.. – Nagle z oddali dobiegł dźwięk kroków.

- Co to?! – Ajrona odruchowo wyciągnęła sztylet

- Pewnie wojsko... Co robimy?

- Hm..... Słuchaj – schowała sztylet – Mam pomysł... Ja pójdę po Josefa, a ty... Spróbuj jakoś załagodzić sprawę... Dasz radę?

- Spróbuję...

- Dobrze.. – Powiedziała i wbiegła w głąb lasu w stronę miasta.

John odszedł od Smoczycy parę metrów udając zwykłego podróżnika. Zobaczył kogoś w oddali

- Hej! Przepraszam... Chyba się zgubiłem, czy... – Cudem uniknął naostrzonej strzały lecącej w jego stronę, – CO JEST?! – Osoba nagle zniknęła, a za chłopakiem rozległ się ryk, pobiegł sprawdzić, co się dzieje.

Smoczyca otoczona była trzeba masywnymi i uzbrojonymi mężczyznami, ubrani byli w czarne skórzane zbroje, oraz mieli przetłuszczone czarne włosy

- Bandyci?! No nie... – Wyciągnął miecz i wbiegł pomiędzy towarzyszką a agresorami

- Won stąd smrodzie! – Wykrzyknął jeden z nich – Albo i ciebie posiekamy!

- A spróbuj! – Wykrzyknął i zablokował atak skierowany w jego stronę, paskudny oddech przeciwnika doprowadzał go do łez. John odepchnął go i zdzielił szerszą częścią miecza w głowę. Smoczyca odsuwała się ostrzegając rykami przed swoim atakiem.

- Bierz go z lewej! – Wykrzyknął jeden z nich

- NIE! Poszli WON od niej! – Krzyknął i zaszarżował na bandytę.

Z krzaków wyszła kolejna szóstka, wszyscy rzucili między siebie liny unieruchamiając swoją ofiarę. Jednocześnie pociągnęli, co zmusiło smoczycę do przyciśnięcia pyska do ziemi.

Bandyta, który spierał się z Johnem popchnął go na ziemię i poszedł pomóc kolegom

- No nie.... Zostawić j... – Chłopak poczuł ukłucie na szyi, obraz mu się rozmył, a kończyny zdrętwiały. Dźwięk mu się rozmył – Zos...tawcie..... Ją.... – Upadł na ziemię. – Av...

*************************************************************************************

Następny Rozdział: Wilczy Szpon...

*************************************************************************************

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (22)

  • Moim skromnym zdaniem dobre. Szczegółowe i mimo wewnętrznej ciężkości - lekkie :)
    Jedyne co mnie raziło to dwie kropki po niektórych zdaniach.
    Dam 4 :)
  • NataliaO 15.03.2015
    akcja z wilkiem była naprawdę fajna, a cały rozdział lekko i przyjemnie napisany; 5:)
  • MrGonzo 16.03.2015
    popełniłem takie błędy, których się aż wstydzę ;-; Czy mimo tego się wam podoba?
  • Nie ma się czego wstydzić. Wszyscy popełniają błędy, czasem proste :) Podoba się, serio :)
  • NataliaO 16.03.2015
    błędy każdy popełnia dobrze mówi Magdalena, ale najważniejsza jest historia, a zawartość opowiadania jest naprawdę fajna
  • MrGonzo 01.04.2015
    Następny rozdział chyba będzie ostatnim rozdziałem pierwszego tomu :v
  • Gonzo, zapytam tylko, ile stron a4 lub a5 zajmuje całość? I jaką trzcinką. Zero złego przesłania, zastanawiam się jak to w PF rozwikłać, i chciał bym zobaczyć jak to u Ciebie wygląda. Niestety nie mam czasu czytać, praca i wena = zero czasu na tę czynność :(
  • NataliaO 01.04.2015
    To będą kolejne tomy MrGonzo?
  • MrGonzo 01.04.2015
    więc tak: Rozmiar czcionki 16, czcionka Helvetica, Stron a5 (w czym strona z nowym rozdziałem zaczyna się od połowy) jest 271 (bez 18). Moim zdaniem 18 rozdział jest idealny do zakończenia
  • MrGonzo 01.04.2015
    Burton... Nie widziałem ani jednego twojego komentarza... Podoba ci się ta praca?
  • MrGonzo 01.04.2015
    Prawda jest taka, że... chciałbym to wydać.. Kiedyś... Jak myślicie? Nadaje się to do wydruku? (błędy poprawię i stylistykę w pierwszych rozdziałach tak samo)
  • NataliaO 01.04.2015
    Trzeba pewnie popytać takich co się znają, poszukać w internecie jak to się wszystko robi. Ja jedynie powiem, ze treść i historia ma swoje plusy. Chętnie takie coś przeczytała bym w postaci książki.
  • MrGonzo 01.04.2015
    a minusy jakie? xd
  • NataliaO 01.04.2015
    Czuje się jak bym była łapana za słówka
  • MrGonzo 01.04.2015
    przepraszam xd
  • NataliaO 01.04.2015
    nie wiem czy były jakieś minusy, czy pojawiła się słabsza część
  • NataliaO 01.04.2015
    z tego co zauważyłam, to raczej pisano Ci obłędach ortograficznych, nikt fabuły nie ruszał
  • Wielkie dzięki za info. Ostatnio w ogóle nie czytam, tylko o Hance trzasnąłem na szybkości, bo widziałem, że krótkie. Wyszło na to, że niestety wena jak nigdy wcześniej, przyszła kiedy wróciłem do roboty. Więc chwilowo jestem w furii pracy/pisania, jadę z tematem w każdej wolnej chwili. Chcę zacząć publikować za jakieś trzy tyg, a mam 90 stron a4 w Times New rozmiar 15 (ale daję linijkę odstępu między dialogami, żeby było czytelniej, więc można powiedzieć, że jakoś 75 pełnych str.). Jeszcze wyszło na to, że mam beta testerów, nie chcę tego zmarnować. Jak skończę, zasiądę od początku Twojej pracy. Jak przypasuje dojadę do końca i zrecenzuję najlepiej jak umiem :) Pozdrawiam
  • MrGonzo 01.04.2015
    ostrzegam, że to pierwsza praca jaką piszę i pierwsze rozdziały są słabe stylistycznie i pełne błędów.... Właśnie bolączką dla mnie jest brak edycji tekstu...Np 1 rozdział na kompie już różni się od tego co jest tu...
  • Tak bywa. Dla mnie PF to też pierwsza opowieść. U mnie wyszło na to, że miała być korekcja błędów, powtórek, i niespójności a powstała zupełnie, zupełnie nowa historia. Fakt, początek i niektóre przygody nadal będą momentami identyczne, ale generalnie poszedł konkretny "PIMP my ride". I dlatego załatwiłem testerów, którzy wyłapią błędy, podczas kiedy ja skupię się na pisaniu. Ile można czytać to samo, pierwsze pięć rozdziałów, które doznały głównie kosmetycznych zmian (z kilkoma nowościami), znam już na pamięć, od ciągłej cenzury i sprawdzania... Strata czasu. Lepiej wciśnij rodzinie/znajomym do czytania i opiniowania przed publikacją, wyjdzie lepiej i szybciej.
  • MrGonzo 01.04.2015
    nikomu się nie chce (czytają 4 rozdziały i tłumaczą się "nie chce mi się")
  • No cóż. Wychodzi na to, że mam fart. Liczne rodzeństwo, do tego lubią klimaty "magia i miecz", i czekają już stosy kartek do ponownych korekt :D I zazwyczaj wychodzi tak, że rzucisz coś na miesiąc, wracasz do czytania i stwierdzasz, że to jednak nie pasi, a tam coś dodamy, tu usuniemy... Na forum się ktoś ogłaszał, że podejmie się testowania opowiadań, zerknij, pewnie nadal aktualne.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania