Zemsta Smoka - Rozdział 10 - Rozmazane Wspomnienia

**********************

ZEMSTA SMOKA

**********************

**********************

Chciałbym was na początku przeprosić za mylną nazwę, poprzedniej informacji... nie wiem czemu tak się stało.. Nieważne. Od razu ostrzegam, że ten rozdział będzie trochę bardziej... brutalny od poprzednich. To tyle co chciałem powiedzieć :) zapraszam do czytania

**********************

 

Rozdział 10 - Rozmazane Wspomnienia

 

Ranek szybko zmienił się w południe, Talior trawił śmiercionośny ogień, Josef przyglądał się temu, czując ogromny ból, nie mogąc mieszkańcom nijak pomóc, krzyki ludzi, płacz dzieci, oraz matek, obraz ludzi żałośnie próbujących siłą zmusić swoich przyjaciół do przeżycia. Taki obraz zostałby w głowie każdego z nas na bardzo, bardzo długi czas. Mężczyzna spoglądał na dom swojego przyjaciela, u którego miał odebrać zamówioną kolczugę, był zrównany z ziemią, materiały tego budynku leżały rozrzucone parę metrów dalej, najpewniej jeden z Ardurów uderzył w ten dom swoim masywnym ogonem, kowala nie było nigdzie w pobliżu, najpewniej nie przeżył tego ataku. Nienawiść w Josefie kipiała coraz bardziej.. Spojrzał pustym wzorkiem na krajobraz pochłonięty myślami, dręczącymi go od parunastu lat. Zacisnął pięść, pociągnął wodzę i popędził konia w stronę wioski,

 

Zatrzymał swojego rumaka w centrum, i rozglądał się czy ktokolwiek nie potrzebuje pomocy, zobaczył, młodą kobietę, o drobnej posturze, brunatnych kręconych włosach, oraz dużych niebieskich oczach, miała przygniecioną nogę parutonowym słupem nośnym, dwójka mężczyzn próbowała jej pomóc, jednak bezskutecznie, Josef bez chwili namysłu zsiadł z konia i pobiegł w ich stronę, po drodze zorientował się, że jednym z tych mężczyzn jest jego przyjaciel, jego widok bardzo go uspokoił.

-HEJ! – Mężczyzna wykrzyknął ile sił w płucach – Pomogę wam!

-Tak?! Niby jak?! – Jeden z mężczyzn zapytał spanikowany, ze łzami w oczach – Moja siostra utknęła tutaj na dobre, nawet, jeśli ją uwolnimy! Nie może chodzić! – Przerażony mężczyzna, był bardzo drobnej postury podobnie jak jego siostra, miał brązowe, krótkie włosy, oraz podobnie jak dziewczyna niebieskie oczy, był ubrany w zieloną lnianą bluzę i spodnie.

-USPOKÓJ SIĘ! – Josef podszedł bliżej mężczyzny

-NIBY JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ?! –Wykrzyknął spinając mięśnie przy próbie uniesienia słupa - TEN DACH SIĘ ZARAZ ZWALI!

Josef spoliczkował spanikowanego biedaka – USPOKÓJ SIĘ POWTARZAM!- Krzyknął mu w twarz – ODEJDŹ! PODEJDŹ DO SWOJEJ SIOSTRY! –Wskazał palcem spanikowaną dziewczynę, która w ciszy wylewała łzy, była tak przerażona, że bała się spojrzeć przed siebie – My podniesiemy przeszkodę, kiedy dam znać.. WYCIĄGNIJ JĄ STAMTĄD!

-Ale... – Brat dziewczyny, nie potrafił zrozumieć, co się dzieje

-ZRÓB TO!

-Dobrze – podszedł do dziewczyny jak najbliżej mógł

-Dobrze Maren... –Josef zwrócił się w stronę kowala – Na trzy

-Jak za starych lat, co nie..? - Mężczyzna warknął z szyderczym uśmieszkiem, Kowal miał lekki zarost na twarzy, miał ciemne skośne oczy, oraz podobnie jak Josef długie włosy zwinięte w kucyk. Mężczyzna był bardzo masywny, idealnie wyglądał na swój zawód. Był on ubrany w przepoconą koszulę bez rękawów, oraz zielone spodnie

-Dokładnie.. RAZ... DWA... TRZY!! – Obaj dźwignęli ogromny ciężar, młody mężczyzna patrzył się na tą dwójkę, jak na dwóch herosów. Słup powoli podniósł się, a noga dziewczyny wydała przerażający grzechoczący dźwięk, wyglądała okropnie, miejsce, na której leżał słup nie miała, w ogóle skóry, tylko czerwony, mięsisty, mocno krwawiący plac, stopa była cała czarna i skręcona w nienaturalny sposób. Na całej nodze widać było gołym okiem liczne otwarte złamania, gdy dziewczyna spojrzała na swoją kończynę, miała odruch wymiotny. – TERAZ! WYCIĄGAJ JĄ! – Josef krzyknął łapiąc szybko głęboki oddech i potem wstrzymując powietrzę, aby nie upuścić tak wielkiego ciężaru

 

Młodzieniec na rozkaz okręcił ramię dziewczyny wokół swojej szyi, delikatnie wsunął ręce pod jej nogi i podniósł ją uważając na to by nie uderzyła o nic głową, wstał i wybiegł z płonącego budynku. Josef oraz Maren puścili kłodę, która przyczyniła się do zawalenia całego budynku.

-Brawo chłopcze...! – Krzyknął Josef ocierając swoje sine ręce

-Dziękuję panu z całego serca! – Młodzieniec łapał oddech..

-Jej nogę musi obejrzeć medyk.. – Mężczyzna powiedział odwracając wzrok od rany

-Musimy wyprowadzić stąd ludzi.. – Wtrącił się Maren

-Racja... – Josef pobiegł do swojego konia uderzył mieczem w stalowy dzwon po środku miasta w taki sposób by narobić jak najwięcej hałasu – DOBRA WSZYSCY, USTAWIĆ SIĘ W CENTRUM MIASTA, KOBIETY Z DZIEĆMI PRZODEM, RESZTA W TYŁ. – Wszyscy ludzie odwrócili się do Josefa, czując się jakby patrzyli na zbawiciela – ROZPOCZYNAMY EWAKUACJĘ, NIE PRZEPYCHAĆ SIĘ! RÓWNYM TEMPEM PORUSZAMY SIĘ W POŁUDNIOWĄ CZĘŚĆ WSI – Poganiając swojego konia powtarzał te zdanie, najgłośniej jak potrafił – RUSZAĆ SIĘ RUSZAĆ! NIKT NIE MOŻE ZOSTAĆ W TYLE!

 

Przerażenia w oczach mieszkańców trudno było nie zauważyć, wiele z nich była świadkiem, jak ich przyjaciele czy członkowie rodziny wykrwawiają się na śmierć, albo palą się żywcem, jednak przełamywali łzy i szli przed siebie, a tym, co nie mógł się otrząsnąć, zajmowali się nim inni.

W taki właśnie sposób, Josef uratował w Talior wszystkich, których zdołał, grupa stanęła na polanie

Josef otarł pot z czoła – No cóż... Udało się.. – Powiedział jednocześnie z ulgą i dumą

-Co teraz zrobimy? – Maren szturchnął Josefa w ramie

-Ci ludzie muszą zostać zawiezieni do Corvin Town.. Ale tym zajmiesz się ty.. Ja musze coś ważnego załatwić.. – Mówiąc to położył rękę na ramieniu swojego przyjaciela – Dasz radę!

-Wiem. – Powiedział z szyderczym uśmiechem

Josef wsiadł na konia i pognał go w stronę Norvin Town, Maren natomiast ruszył z grupą w stronę Corvin Town.

 

W tym samym momencie gdzieś w lesie Woodlank John biegł w stronę wioski Mazushi nieopodal miasta Selior Town, za nim biegła Ajrona, bardzo zdenerwowana całą sytuacją, sam fakt istnienia Mrocznych Jeźdźców pozbawia ją racjonalnego myślenia, ciągle skupia się nad tym, by nie zwariować, John przez całą drogę wymyślał różne scenariusze, jakie mogłyby się zdarzyć na miejscu, i recytował w myślach to, co powie mieszkańcom, aby mu uwierzyli, był pewny tego, że da radę zdobyć klucz przed.. Nimi

-John! – Krzyknęła omal nie tracąc równowagi, młodzieniec albo ją nie słyszał, albo ją ignoruje –John! – Przyśpieszyła by dotrzymać mu kroku – John!

-Co?! – Spojrzał na nią kątem oka

- Wysłuchasz mnie w końcu?!

-Co chcesz?! Nie mamy czasu na pogaduszki!

-To bardzo ważne, ta wioska... Ona....

-SPÓJRZ! – John wskazał palcem długą kamienną ścieżkę – Jesteśmy blisko! – Przyśpieszył tępo

-John....! – Ajrona załamała ręce i próbowała dogonić towarzysza, łapała ją już kolka – John! Ta wioska nie jest tym, czym się spodziewasz!!

-Cokolwiek to jest! Damy radę! – Odwrócił się do niej i uśmiechnął się

-Co..? Nie! Posłuchaj mnie! W tej wiosce... Wszyscy..

John zniknął zza drzewami, z których biło jasne światło, zupełnie jakby dalej niczego nie było

Ajrona zamknęła oczy i także przeniknęła przez te skupisko drzew, wpadła na Johna, który stał nieruchomo w miejscu jak zaklęty, cały się trząsł, zalał go zimny pot, -.......... Wszyscy...... Nie.....Żyją...! – Wydukał ze zdrętwiałych ust.

 

Cały teren wioski zasypany był, spalonymi opiłkami drewna, a trawa przesiąknięta, rzeką krwi, wszystkie domy wyglądały jakby przeszło tędy wyjątkowo niebezpieczne i niszczycielskie tornado. Odłamki dachów, okna i drzwi leżały nawet kilkanaście metrów od strefy zniszczonych budynków, które były zrównane z ziemią, jedyne, co po nich zostało to po kilka desek leżących na sobie, jak przewalone klocki, z opiłków wyłaniały się zwęglone ciała ludzi, które zaczynały się rozkładać. W powietrzu czuć było palący oczy zmieszany smród spalenizny, zgniłych ciał oraz odór krwi. Najbardziej rzucała się w oczy podziurawiona ze wszystkich stron, kamienna wieża, z dzwonem na szczycie, obok niej leżała wielka kupka gruzu, zapewne kiedyś w tym miejscu stał kościół.

-Ja..... Nigdy nie lubiłam przebywać w tych okolicach... Zawsze wywoływały u mnie bardzo dziwne uczucie.. I ból głowy

-....Co... – Chłopak wydukał z siebie to słowo nie ruszając ustami

-Hm? –Dziewczyna podeszła do Johna by zobaczyć jego twarz, jego wytrzeszczone oczy spoglądały w dal, a cała twarz była oblana potem

-...Co...Za potwór tego dokonał?! - Wykrzyknął rozglądając się po martwych ciałach niewinnych ludzi.

-Nie mam pojęcia.. Ta wioska była w takim stanie odkąd pamiętam.... Nie wiem, co się dokładnie stało, ale zawsze, gdy tutaj jestem, mam bardzo silny ból głowy.. – Powiedziała masując sobie skronie – Chyba znowu mnie łapie.. Znajdźmy ten cały klucz i spadajmy stąd...! Masz pomysł gdzie może być?!

-Tak... To musi być takie miejsce, które.... – Przerwał zdanie, zatrzymując wzrok na jednym ze zwęglonych ciał.

-John! - Ajrona potrząsnęła go za ramię

-Tak.. Przepraszam... – John przetarł oczy i rozejrzał się w około – Gdybyś była w posiadaniu tak ważnego przedmiotu.. Gdzie byś go ukryła? Pewnie w jakimś miejscu z dala od wioski, tam gdzie nikt by się nie domyślił.

-Racja! – Ajrona pstryknęła palcami, – Czyli co? Mamy tutaj przeszukać każdy krzak?

-Rozdzielimy się, Ty przeszukasz to miejsce, a ja pójdę przeczesać okolicę! Jak coś znajdziesz to krzyknij – John odwrócił się i poszedł w stronę lasu

-Naprawdę muszę tutaj zostać? – Dziewczyna złapała się za głowę – Jak boli...

 

John zatrzymał się i spojrzał na nią kontem oka – Dasz radę! Im szybciej to znajdziemy, tym szybciej możemy stąd iść – ruszył przed siebie, wolnym krokiem rozglądając się po makabrycznym obrazie „ wiele ludzi ginęło, w objęciach innych osób, widok ten przypominał mu obrazu sprzed pięciu lat, „Kto mógł zrobić coś takiego?!” – To pytanie dręczyło go, co każdy raz jak spojrzał na jakieś zwłoki, do głowy przyszła mu tylko jedna postać „Białooki... Ale... Czemu zniszczył wioskę i nie zabrał klucza...? Nie mógł go znaleźć? Czy szukał czegoś innego....?” Przetarł ręką twarz. „Nie... To nie ma sensu..”. John podszedł do sterty desek i bal, przy których leżała martwa kobieta, ciało było w takim stanie, że niemożliwe było domyślenie się wieku oraz wyglądu, kobieta, jako jedne z niewielu nie była spalona żywcem... Miała natomiast szeroką ranę na plecach, zupełnie jakby została przeszyta smoczym pazurem. Johnowi zrobiło się słabo, zawsze na widok, krwi czy wnętrzności miał czarno przed oczami, nie musiał się długo zastanawiać, co się wydarzyło, odwrócił wzrok i poszedł w losowym kierunku, byle jak najdalej od tych widoków.

 

Nawet z oddali czuć było ten nieprzyjemny odór dochodzący z tej wioski, John cały czas miał przed oczami te obrazy, miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Obraz mu się rozmazywał, jednak szedł dalej chwiejnym krokiem. Parę metrów dalej, usiadł wykończony pod drzewem, w głowie mu się kręciło i czuł, że zaraz zwymiotuje. Otarł oczy – Nie... Jak wielkim potworem trzeba być... – Wziął głęboki oddech, brakowało mu tchu. Miał wrażenie, że zaraz oślepnie, zamknął oczy..

 

Ajrona chodziła nieśmiałym krokiem po spalonej ziemi, niechętnie rozglądając się po okolicy, Mimo, że nie była tak wrażliwa na takie widoki jak John, to też nie patrzyła na tak makabryczne obrazy bez żadnych reakcji, wiele postaci wywoływała u niej odrazę. Podeszła do kupy gruzu, która kiedyś była kościołem, zobaczyła na ścianie wieży jakieś litery, starła ręką kurz odsłaniając cały tekst – Dopóki człowiek nie obejmie współczuciem wszystkich żywych stworzeń, dopóty on sam nie będzie mógł żyć w pokoju.... – Słowa te wywołały u niej dziwne obrazy z przeszłości, chwyciła się za głowę. – Ach... Co to jest? – W swojej wizji widziała grupkę dzieci słuchających kapłana na kazaniu, żadne z nich nie rozmawiało, nie śmiało się, wszyscy siedzieli grzecznie słuchając, każdego jego słowa, pod koniec swojej wypowiedzi, duchowny wypowiedział te słowa. – Czy... To moje dzieciństwo...? Co tu się dzieje? – Upadła na kolana – Jak boli... – Usiadła na ziemi, nigdy wcześniej ból nie był tak silny, dziewczyna machała głową w różne strony, byle tylko ból, choć trochę minął.

 

John otworzył oczy i ostatni raz wziął głęboki oddech, spojrzał w lewo i w prawo, wreszcie przestało mu się kręcić w głowie, wstał – Skoro mnie tak wzięło... Ciekawe jak ona się czuje... Lepiej się pośpieszyć. – Poszedł dalej w głąb lasu, szukając czegokolwiek niezwykłego, nagle usłyszał pękającą gałąź w oddali, –Kto tam jest?! – Odruchowo wyciągnął miecz, nic nie widział, czyżby też słuch płatał mu figla? Schował broń, i kontynuował poszukiwania, parę kroków dalej usłyszał podobny dźwięk, zignorował go, miał złe przeczucie, jednak nadal nie doszedł do siebie i brał to za zwykłe przywidzenia. Po pewnym czasie w oddali zobaczył coś jasnego, dzięki, pochmurnej pogodzie, światło było widać z bardzo daleka. Ciekawość wzięła górę, John pobiegł zbadać to miejsce

 

Ból minimalnie odpuścił.. Ajrona złapała łapczywy oddech, w końcu mogła się poruszać. Wstała na równe nogi. –Co to było? – Czuła dziwne zimno w nozdrzach, – Kim były te osoby? Co mnie łączy z tym miejscem? Nic nie pamiętam.. – Zachwiały jej się nogi, oparła się dłonią o kamienną ścianę, po chwili odpoczynku ruszyła dalej, rozglądając się we wszystkie strony. Ajrona wcześniej nie zagłębiała się tak bardzo w to miejsce, zwykle sam zapach ją odstraszał, najbardziej ją zastanawiało, czemu tak chętnie chciała pomóc Johnowi. Zmierzała w stronę domu, od którego John uciekł parę minut temu.

 

John podszedł do drzewa, z którego padało światło. Za liśćmi prześwitywała średniej wielkości szklana kula, jej wnętrze po bokach było ciemne, przypominające kolorem dym z kominów, natomiast środek kuli wyglądał zupełnie, jakby krążył tam żywy, tlący się ogień. Przedmiot przyciągał wzrok, oczarowywał swoim wyglądem. John wyciągnął po niego rękę, dotknął kulę koniuszkami palców, nagle szybko odsunął dłoń. Kula była bardzo gorąca, przypominała temperaturą, rozgrzany kubek z gorącą herbatą, młodzieniec ponownie przytknął palce do kuli i stopniowo przysuwał dłoń w jej stronę, w końcu jak przyzwyczaił się do temperatury, podniósł ją. Kula miała w sobie coś, co budzi zainteresowanie, -„Czyżby to był ten klucz, o którym mówił Białooki?” – Pomyślał nie spuszczając oczu z artefaktu. Usłyszał czyjeś kroki, nie zareagował, nie wiedział, czy dalej ma zwidy, czy to jest prawdziwy dźwięk czy twór jego wyobraźni, widok klucza przyćmił jego umysł. Nagle usłyszał wyraźny gruby głos

 

-PROSZĘ, PROSZĘ! – Norton gwałtownie się odwrócił, ujrzał Karzuna stojącego tuż obok niego, - To się nazywa szczęście! Dwie świnki za jednym razem! – Jego głos wystraszył pobliskie ptaki, mężczyzna zsunął kaptur z głowy, był on łysy, a na czole miał zaciśniętą czerwoną bandanę

John spanikował, nie mógł nawet ruszyć ręką, jedyne, co robił to przyglądał się mężczyźnie

-Opłacało się działać na własną rękę, słuchaj no szczawiu! Oddaj mi klucz po dobroci, a nie zaboli cię – Karzun poklepał rękojeść swojego miecza, której pochwa zarzucona była na plecy – Za bardzo, Hehehe

„Więc jednak, ten przedmiot jest kluczem” – pomyślał rzucając okiem na artefakt – „Uspokój się! Nie możesz mu tego oddać!” – Cały był zalany potem, walczył z własnym strachem i paraliżem – Nie wiem, czego się po nim spodziewać... Ale muszę coś wymyśleć.. SZYBKO!” – Spojrzał jeszcze raz na kulę

-WIĘC JAK SMRODZIE?! NIE MAM CAŁEGO DNIA!! – Mroczny jeździec krzyknął przy okazji się opluwając

-... Nie wiem, co to jest... Jednak, jeśli wy tego chcecie.. – Przełknął ślinę – NIE MOGĘ WAM TEGO ODDAĆ!!

-Oooh... Rozumiem – Karzun powoli wyciągnął swój długi, poszarpany i pokrwawiony miecz – Chciałem to załatwić pokojowo, jednak skoro chcesz to utrudnić.. PO PROSTU ZARŻNĘ CIĘ JAK ŚWINIĘ! – Wziął potężny zamach w stronę Johna, ten w ostatniej chwili odskoczył, a miecz Karzuna prawie przeciął drzewo zaklinając się

-„Cóż to za siła... Jeden ruch wystarczył by tak głęboko wbić się w pień” – John ponownie czuł jak paraliżujący strach usztywnia jego nogi. Potrząsnął głową, odwrócił się i pobiegł przed siebie.

Karzun potężnym szarpnięciem wyciągnął miecz przy okazji przewalając drzewo z wielkim hukiem – WRACAJ TUTAJ SMRODZIE!

 

Oczom dziewczyny ukazała się martwa kobieta, która wcześniej wystraszyła Johna swoim widokiem. Kobieta ta, w odróżnieniu od pozostałych wywarła na niej bardzo niepokojące emocje, zupełnie jak by znała tą osobę. Uklęknęła obserwując teren, na którym leżało ciało. Wyciągnęła rękę w jej stronę, Ajrona sama nie wiedziała, czemu to robi, chciała coś sprawdzić, mimo, że sama nie wiedziała, co chce sprawdzić. Milimetr przed twarzą kobiety, dłoń dziewczyny zatrzymała myśl, –„Co ja robię?!”, Odsunęła dłoń -„Przecież nie powinnam tego dotykać..”. Podniosła się, –„Co się ze mną dzieje?”. Nagle usłyszała ogromny huk powalonego drzewa, - O nie... JOHN! – Ajrona rzuciła ostatnie spojrzenie na martwą kobietę, i pobiegła w stronę Johna

 

Norton biegł jak najszybciej mógł przyciskając kulę do swojej piersi, co parę chwil oglądał się w stronę Karzuna, jednak zamiast niego widział psychopatę z rządzą zabijania w oczach

-I TAK CIĘ ZARŻNĘ! NIE WAŻNE CZY BĘDZIESZ UCIEKAŁ CZY NIE! – Łysy mężczyzna dziko się zaśmiał

John wydłużał nogi jak tylko mógł, co jakiś czas gwałtownie skręcając, Karzun ścinał swoim mieczem każde drzewo, które stało mu na drodze, jeszcze bardziej przerażając tym swoją ofiarę. –„Czym to jest?!” –John pomyślał spoglądając na kulę,

W oddali, na szczycie wzniesienia całemu wydarzeniu biernie przyglądał się Aron, z zażenowaniem oglądał postępowania swojego towarzysza.

Chłopak zwinnie omijał przeszkody, jednak wiele razy potykał się o własne nogi, wiedział, że teraz nie może upaść, co jakiś czas odwracał się, Karzun nie oddalił się od niego ani trochę, wręcz przeciwnie, był coraz bliżej. Gwałtowny skręt w prawo wybił Johna z rytmu i wbiegł w najbliższe drzewo, Karzun zwolnił ze sprintu do marszu.

-HEHEHE.. Widać, że twoja podróż tutaj się kończy..

-John wyciągnął miecz, w porównaniu do broni Karzuna, wyglądał on jak zwykły patyk

-To koniec.. GIŃ!- Karzun zamachnął się do ciosu, nagle wielkie drzewo przewaliło się oddzielając mężczyznę od Johna

John przez pewien czas stał nieruchomo, –Co jest?! –Pierwsze słowa, jakie padły z jego ust, gdy wreszcie się ocknął

Przed nim wylądowała Ajrona, - Spuścić cię z oczu na parę chwil i już pakujesz się w kłopoty!

-...Też się cieszę, że cię widzę..

Uwagę dziewczyny przyciągnęła świecąca kula – Co to u diaska jest?!

-To..? To jest ten cały klucz – pokazał jej artefakt

-Serio?! Pokaż! – Dotknęła kulę ręką i szybko zabrała ją s powrotem –AJ..

-Uważaj... Jest bardzo gorąca – John nadal miał zadyszkę po ucieczcie

-Zauważyłam.. – Dziewczyna powiedziała żartobliwym tonem – Dobra... Uciekajmy stąd!

-WY PODŁE SMRODY!!! –Karzun rozerwał ogromny pień drzewa paroma uderzeniami miecza, – Co wy sobie wyobrażacie? Myślicie, że po takim upokorzeniu, pozwolę wam uciec?! WYRŻNĘ WAS JEDNEGO PO DRUGIM! – Zamachnął się mieczem w ich stronę, bohaterowie rozproszyli się na obie strony, Karzun zaszarżował na Johna, ten odparł atak, ale mężczyzna złapał chłopaka za koszulę i wyrzucił parę metrów do tyłu

-John! – Ajrona wyciągnęła swoje ostrze – No chodź spaślaku!

-COŚ TY POWIEDZIAŁA?! – Mężczyzna rzucił się na dziewczynę, Ajrona kopnęła go z pół obrotu, następnie podcięła mu nogi, wszystko zrobiła tak szybko, że Karzun nie zdążył zareagować

-Coś wolny jesteś.. – powiedziała żartobliwie

-Karzun wstał wymierzając cios w jej stronę, zamiast niej trafił drzewo. – Gratuluję.. Udało ci się mnie zezłościć...

-Nie jest to zbyt trudne.. – powiedziała żartobliwie i błyskawicznie zatrzymała szarżującego mężczyznę rzucając nim o ziemię, schowała ostrze i pobiegła do Johna

Karzun wstał czerwony ze złości, nagle nie wiadomo skąd za łysym mężczyzną stanął Aron, chwycił go za ramię - Karzun...

-Czego?! Nie przeszkadzaj mi! – warknął na towarzysza

-Wystarczy tej dziecinady.. Wracamy.. – Długowłosy mężczyzna powiedział przenikliwym głosem

-A TO NIBY CZEMU?!

-Rozkazy Białookiego, nie moje..

-Eh... – Karzun schował miecz do pochwy – Czemu zawsze jak się rozgrzeję, muszę kończyć zabawę – Gdy mężczyzna odwrócił się Arona nigdzie już nie było – Typowe.. – spokojnym krokiem poszedł w głąb lasu

-JOHN?! – Ajrona panicznie rozglądała się we wszystkie strony –JOHN!

-Ugh.. – chłopak wykaraskał się z krzaków cały poobijany – Moje plecy..

-Eh... Czemu zawsze muszę cię ratować? – załamana pomogła mu wstać

-Nie przesadzaj.. Dopiero drugi raz..

-Nie ma czasu... UCIEKAJMY! – chwyciła go za rękę i ruszyła przed siebie

-Gdzie biegniemy?!

-Jak to gdzie?! Do twojego konia!

-NO TAK! – John na śmierć zapomniał o Rafiku – Oby nic mu nie było!

 

Po długich godzinach biegu, w końcu byli na terenach, gdzie nasi bohaterowie szukali Krwawnika. -–Jesteśmy blisko – John wykrzyknął do dziewczyny

- Wiem!

Nagle wpadli na Jakiegoś mężczyznę, cała trójka upadła na ziemię, John spojrzał na nieznajomego, ku jego szczęściu okazał się to Josef, tuż obok był jego wierny brązowy koń, razem z innym, kremowym koniem. Zwierzęta były przyczepione skórzanymi pasami do masywnego drewnianego wozu

-JOSEF! Jak ja się cieszę, że cię widzę?

-Kto?! – Dziewczyna była zagubiona, patrzyła zaciekawiona na mężczyznę – Znasz go?

-JOHN! Dzięki Bogu... CO SIĘ STAŁO?! – Josef był zdyszany podobnie jak John.. Pewnie też biegł. – I kim jest ta dziewczyna?

-Oh... To jest...

-Dobra.. Odpuśćmy sobie te formalności na później.. Teraz powinniśmy stąd spadać!

-A, CO Z RAFIKIEM?! – John stanął pomiędzy Josefem a Ajroną

-Wiedziałem, że mogło mu się coś stać, więc pojechałem do twojego miasta by zorganizować drewniany wóz – Mężczyzna wskazał palcem na swoje dwa konie

-Josef... Jesteś genialny!

-Dobra! Pośpieszmy się!! – Dziewczyna poganiała obu z nich.

-Racja... Chodźmy! - Chłopiec krzyknął i pobiegł do swojego konia nieumyślnie odsłaniając kulę, która byłą ukryta pod jego koszulą, Josef bardzo się przeraził widząc, co znalazł jego uczeń. Miał do niego sporo pytań, jednak wolał to zostawić na później.

 

**Josef, John i Ajrona udali się do miasta Norvin Town, na miejscu omówią, wszystko, co do tej pory się dowiedzieli... Czym tak na prawdę jest tajemnicza kula?**

 

**************************

Następny Rozdział: "Rozwiana Tajemnica"

**************************\

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • MrGonzo 25.10.2014
    cytat o pokoju jest autorstwa Alberta Schweitzer'a
  • LinOleUm 25.10.2014
    Czekałam na to całą duszą i ciałem.
    Świetny rozdział, Gonzo, już czekam na drugi.
  • Zarija 26.10.2014
    spok, mam wrażenie żekażdy nasrępny rozdział będzie ciekawszy.... jest chyba jedno powtórzenie oraz kilka błędów, ale nie oślepiają tak jak kilka miesięcy temu wenki
  • Zarija 26.10.2014
    sora za błędy, ale korzystam z komórki
  • MrGonzo 26.10.2014
    gdzie jest powtórzenie?
  • Zarija 26.10.2014
    sam je wykryj
  • MrGonzo 27.10.2014
    czy chodzi o wyraz "sprawdzić"? jeśli nie to nie widzę..
  • NataliaO 22.12.2014
    Ten rozdział przypadł mi do gustu, nie wiem dlaczego. Po prostu lekko mi się czytało, dialogi były naturalne; 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania