Zemsta Smoka - Rozdział 16 - Morze Łez

***************************************************

ZEMSTA SMOKA

***************************************************

Rozdział 16 - Morze Łez

 

Przytłaczająca cisza zapanowała w całym zamku, John patrzył na Ajronę próbując zrozumieć, co się dzieje, przez tyle czasu zadawał się z siostrą swojej dziewczyny i nawet o tym nie wiedział. Tą niezręczną ciszę przerywał wiatr świszczący za oknem, a po pewnej chwili cichy szloch dziewczyny, patrzyła w dół na kałużę swoich łez moczących czerwony dywan, jej pięści zsiniały od zaciskania. Król przyglądał się wystraszony swojej córce, miał głęboką ochotę do niej podejść, ale pierwszy raz w życiu bał się cokolwiek zrobić, Ajrona cicho wydusiła z siebie niezrozumiałe słowa podchodząc chwiejnym krokiem w stronę tronu, ponownie wypowiedziała te słowa tym razem głośniej, ale nadal nie zrozumiale.

„Jak.. Mogłeś...” – Powiedziała głośniej pociągając nosem.

- Jak mogłeś nam to zrobić?!! – Krzyknęła na całą salę wywalając ręką talerze i dzbanki z wodą z drewnianego stolika, była cała czerwona ze złości, a łzy zasłaniały jej prawie całe oczy, John pierwszy raz widział ją w takim stanie.. – Jak mogłeś zrobić nam coś takiego?!

- Ajrona... Słuchaj... Ja – Król podszedł do swojej córki - Pozwól mi to wyjaśnić...

Dziewczyna odsunęła się od niego –Nie zbliżaj się do mnie!! Jesteś odrażający!! Czy ty zdajesz sobie sprawę przez, co musiałyśmy przejść my i nasza matka?!

- Ajrona... Ja.. Nie miałem pojęcia... – Juliusz zdjął koronę z głowy i położył ją na stoliku – Słuchaj... Byłem wtedy zbyt zaślepiony władzą... Nie myślałem o was-

- Tak?! To trzeba było pomyśleć zanim zmusiłeś naszą mamę do czegoś takiego! Jej śmierć jest tylko i wyłącznie z twojej winy! – Pociągnęła nosem – Pewnie nawet nie przejąłeś się tym jak usłyszałeś o ataku na wioskę... Prawda?!

- Przejąłem się... Ale... Ale nie sądziłem, że przeprowadzicie się do tej wioski..

- Tak? Jak widać ten wspaniały król też się myli... – Dziewczyna zakasłała z nerwów.

- Córko... Słuchaj...Ja. – Wyciągnął w jej stronę rękę, ale Ajrona odtrąciła ją.

- Nie waż się mnie tak nazywać!! Nie waż się mnie dotykać!! Rozumiesz?! – Ponownie zakasłała z nerwów - Nie nadajesz się na miano, męża, ani na miano ojca!! Jesteś zwykłym śmieciem bez honoru!!

- Ajrona... Proszę... Pozwól mi się, chociaż wytłumaczyć...

- Nie mam zamiaru ciebie słuchać.. Wiesz, co? Wolałabym, żeby Białooki wpadł tutaj już teraz i zrobił z tobą to samo, co zrobił z naszą matką!!

- Ajrona!! – John nie wytrzymał, podbiegł do niej i chwycił ją za ramie, dziewczyna odwróciła się do niego i minimalnie się uspokoiła.

- Eh..... – Otarła łzy i dotknęła swoje rozpalone policzki – Nie interesuje mnie już, po co tutaj przyszliśmy... – Spojrzała na swojego ojca z nienawiścią – Nigdy nie poproszę kogoś takiego jak ty o pomoc... – Odepchnęła rękę Johna i udała się w stronę wyjścia.

Młodzieniec kompletnie nie wiedział, co o tym myśleć, stał w miejscu jak zaklęty.

- Jonathan... – Król usiadł półżywy na swoim tronie.

- Oh? Tak?!

- Mógłbyś opuścić mój pałac?

- Co?!

- Chciałbym zostać przez chwilę sam.... Straż wskaże ci drogę.

- D... Dobrze.. – Tuż przed nim stanęło dwóch opancerzonych mężczyzn z halabardami, John na sam ich widok wzdrygnął się ze strachu, odwrócił się i grzecznie udał w stronę wyjścia...

Parę godzin później, John i Ajrona stali zamyśleni na małym, drewnianym mostku nad rzeką przecinającą dwie strony miasta niedaleko od dworu królewskiego, śmiech dzieci dobiegający z oddali zagłuszał szum wody uderzającej o drewniane podpory, po0 tafli wody pływały lilie wodne. Dziewczyna nadal ocierała łzy opowiadając mu o tym, co jej się przypomniało.

- Kiedy rozdzieliło nas to powalone drzewo, straciłam równowagę i stoczyłam się w przepaść za mną... Nie wiem, jakim cudem to przeżyłam, ale gdy się obudziłam, nie pamiętałam kompletnie niczego... Gdyby nie ten wisiorek z moim imieniem... Nawet tego bym nie pamiętała..”

- S... Straszne... – John chwycił się za głowę, nie potrafił sobie tego poukładać, nastała długa niezręczna cisza.

- Hej... – Ajrona w końcu odezwała się patrząc na płyną wodę,

- T... Tak?

- Ta twoja dziewczyna.... – Przełknęła ślinę i opuściła głowę –To była Ola...? – Spojrzała na niego – Prawda...?

On nic nie powiedział, zacisnął zęby i z całej siły powstrzymywał łzy.

- Oh.... Rozumiem.... – Ponownie nastała niezręczna cisza, zakłócana szumem płynącej rzeki – Słuchaj... John... Możesz mi coś powiedzieć?

- Co...?

- Jak?... Jak ona zginęła?

Chłopak zrobił wielkie oczy, które powoli zalewały się łzami, spojrzał w dół.

- Proszę John.... Ja musze to wiedzieć... Muszę wiedzieć, co się stało... Proszę cię... Powiedz mi...

Nic nie mówił, patrzył na drewniany most długo zbierając myśli, ważył w myślach każde słowo, jakie ma powiedzieć. Poczucie winy, oraz ogromny ból w tym jednym momencie zaatakowały go z podwójną siłą.

- No, więc?...

- To.... To..... – Zacisnął zęby i przestał już powstrzymywać łzy – To.....

- Hm....?

- To.... – Wziął głęboki oddech – To białooki ją zabił!! Ola chciała mnie obronić i rzuciła się w wir walki z nim!!! To moja wina... – Powiał silny wiatr w ich stronę.

„A jeśli ktoś krzywdzi kogoś, kogo kochasz? Czy wtedy też nie chciałabyś nikogo krzywdzić?” – W tym momencie Ajrona zaczęła żałować, że zadała jej to pytanie...

- Ciął ją na moich oczach, a ja byłem zbyt słaby by cokolwiek zrobić!! - Chwycił łapczywie powietrzem krztusząc się własnym żalem. – Jej śmierć to tylko i wyłącznie moja winaa!! – Krzyknął na całą okolicę i głośno zawył.

Ajrona nic nie powiedziała, patrzyła zmieszanym spojrzeniem na Johna zalewającego się łzami, opuściła głowę i odwróciła się do niego plecami.

- Ajrona.....? Dokąd ty idziesz?! – Spojrzał na nią panicznie przestraszony

- Ja... Chce być sama...- Powiedziała to patrząc w dal.

- Ajrona.... Porozmawiajmy o tym... Proszę cię... – Podszedł do niej, był gotowy błagać by została.

- Ja.... Chce być sama... – Nie rzuciła na niego nawet jednego małego spojrzenia.

- Ajrona... Proszę- – chwycił ją za rękaw, ale ona odtrąciła jego rękę.

- Proszę cię!! Daj mi święty spokój....

- Ajrona.... Proszę.. Nie odchodź.... – John przez chwilę patrzył na jej oddalającą się sylwetkę, spojrzał na swoje ręce i przycisnął je mocno do twarzy. –Choleraaaaaa!!!!!!! – Kopnął nogą w drewnianą belkę, i usiadł na drewnianej podłodze...

 

Dziewczyna biegła przed siebie, nie patrząc gdzie, w tej chwili każda ulica wyglądała tak samo, każdy dom, stragan przynosiły ze sobą jakieś wspomnienia, które od tej chwili były bardzo jasne i przejrzyste. Tysiące myśli krążyło w jej bolącej głowie, łzy zasłaniały jej widoczność. Zatrzymała się przed główną ulicą miasta, gdzie za czasów dzieciństwa przechodziła tędy z całą trójką oraz kilkoma strażnikami. Ola ubrana w zdobioną niebiesko –białą sukienkę siedziała mamie na barana, a Ajrona, mająca na sobie zieloną, ręcznie wyszywaną bluzkę i spodnie trzymała ojca za rękę. Teraz pamięta jak obojętnie patrzył na nią i na jej siostrę, czy już wtedy tak o nich myślał? Wściekłość ją ogarnęła, pobiegła dalej ile sił w nogach, chciała uciec od tych wspomnień....

Zatrzymała się przy ulicy handlowej obok sklepu z ubraniami, który parę dni temu wywołał u niej ból głowy. Tym razem znów powrócił;

 

„Ze sklepu wychodzimy ja Mama oraz Ola, która nie wygląda na zadowoloną..

- Oj Ola nie marudź, w cale nie wyglądasz w tym nie ładnie! – Mama uklęknęła i uśmiechnęła się do siostry

- Tobie łatwo mówić... – Powiedziała ciągnąc swoją białą sukienkę w dół. – Mówiłam wam, że jest za mała...!

- To nie nasza wina, że w wieku pięciu lat najwyraźniej musisz nosić ubrania dla sześciolatków – Powiedziałam śmiejąc się pod nosem.

Ola słysząc to poczerwieniała i opuściła głowę, podeszłam do niej i podrapałam ją po głowie – Świetnie w tym wyglądasz. I przestań gadać głupoty, że jest inaczej.

- Heh... Dzięki - uśmiechnęła się do mnie i zostawiła sukienkę w spokoju...”

 

Ajrona stała w miejscu jak zaklęta wpatrując się szklanymi oczami w skromny sklepik. Przez drzwi wyszła jakaś kobieta z małą córką i synkiem;

- I jak? Podoba ci się? – Kobieta pogłaskała dziewczynkę po głowie i założyła jej nowy kremowy kapelusz.

- Tak! Bardzo! – Uściskała swoją mamę i zwróciła się z szerokim uśmiechem w stronę swojego brata – I jak?! Jak ci się podoba?

- Hm.... Nawet fajny – zdjął jej kapelusz z głowy – Mnie będzie w nim o wiele lepiej! – Założył go i uciekł.

- Braciszku!! Oddawaj!!– Krzyknęła tupiąc nogami i pobiegła za nim.

- To mnie złap! Hahaha!

Kobieta z uśmiechem oglądała jej rozbrykane pociechy, ten widok przypomniał Ajronie wspólne relacje z Olą. Otarła łzy i wolnym krokiem poszła przed siebie..

 

John przez bardzo długi czas siedział na drewnianej posadce z głową schowaną między kolanami wypłakując swoje oczy. Wszyscy przechodnie patrzyli na niego jak na bezdomnego i odsuwali się na bezpieczną odległość, w końcu otarł łzy i wstał na nogi.

„To wszystko.... Moja wina....” Powiedział w myślach „Ma prawo mnie znienawidzić...”. „Gdybym częściej trenował... Gdybym się nie poddał, kiedy Ola, oraz mój tata próbowali mnie nauczyć walczyć... Może wtedy.... Ola by żyła... A ja nie czułbym do siebie takiej odrazy...”.

Schował ręce do kieszeni i poszedł w stronę, w którą poszła Ajrona. Jemu tak samo każda ulica przypominała niektóre wspólne chwile z Olą, gdy tylko jakieś wspomnienie pojawiało się w głowie, odwracał wzrok od miejsca, które je wywołało i szedł dalej z twarzą maskującą smutek, oczami skierowanymi przed siebie. Z jednej strony miał nadzieję, że wpadnie na Ajronę z drugiej... Z całego serca nie chciał pokazywać jej się na oczy... Po tym, co zrobił? Albo raczej.. Czego nie zrobił?

 

W końcu doszedł do dużej, drewnianej szkoły w kształcie prostokąta, po bokach piętrzyły się wysokie, strzeliste wieże. Na ścianach rozstawione były przyciemniane okna, w których mimo wszystko widać było światła, a na drugim piętrze wystawał drewniany balkon podpierany dwoma filarami. John Poszedł do drewnianego płotu otaczający parę arów ziemi. Obok płotu rosły wysokie brzozy, których korony dumnie powiewały pod wpływem wiatru. Poprawił ręką rozczochraną od wiatru grzywkę wpatrując się zamyślonym spojrzeniem na małe dzieciaki wychodzące ze szkoły, ich beztroskie uśmiech.... Przypomniały mu bardzo ważną dla niego rzecz;

 

„Stałem przed moją szkołą, w której zacząłem uczyć się w tym roku. Jak pierwszy raz ją zobaczyłem, to mowę mi odjęło. Jedyny tak duży budynek, jaki widziałem w tym mieście to był kościół, Szkoła miała kształt kwadratu, a na samym środku od strony wejścia stała wysoka wieża z drzwiami wejściowymi, oraz ogromnym zegarem na szczycie.

- No chodź... Czego się boisz?! – Powiedziałem zniecierpliwiony z wyciągniętą ręką w jej stronę, przez nią się spóźnimy na pierwszą lekcję...

- No... Nie wiem... – Ola stała nieśmiało skubiąc swoje paznokcie.

- O co znowu chodzi... Przecież cieszyłaś się jak Pan Piotr powiedział ci o szkole..

- No wiem.... Ale... A co.. Jeśli..

- Co? – Podszedłem do niej, Silny wiatr rozczochrał nasze włosy.

- A co jeśli... Nikt mnie tutaj nie polubi...

- Hee? – Podrapałem się po głowie – Skąd ten pomysł?

- Wcześniej i tak mnie nikt nie lubił... Skąd mam wiedzieć, że teraz tak nie będzie...

- A to niby, czemu? – Przyglądałem się jej smutnym oczom wpatrzonym w trawę,

- Może, dlatego, że nie jestem stąd... I... Mój-

Przerwałem jej, delikatnie kładąc dłoń na jej głowie. Nie mogłem już tego słuchać. – Mnie też nikt tutaj nie lubi.. No i co? Jakoś się przyzwyczaiłem..

- Na.. Prawdę? – Spojrzała na mnie dużymi oczami.

- Tak..! A poza tym... Już jedna cząstka tej szkoły cię lubi... Ja! – Uśmiechnąłem się do niej. Jej mina wyglądała jak by nie wierzyła w to, co mówię.

Nagle zadzwonił dzwonek. Chwyciłem ją za rękę – No chodź! Bo poważnie się spóźnimy! – Po drodze do szkoły ciągłem ją za rękę, a jak tylko do niej weszliśmy momentalnie mnie wyprzedziła, i zatrzymała się zdenerwowana przed klasą, spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się, odwzajemniła uśmiech i nieśmiało otworzyła drzwi do klasy.

- Oh już jesteś.. Klaso! Powitajcie waszą nową koleżankę...”

 

Chłopak nawet nie zauważył, kiedy z oczu poleciały mu łzy, które szybko wyschły od porywczego wiatru, odsunął się od płotu i poszedł dalej przed siebie w stronę małego parku.

Słońce powoli chowało się za horyzont, światła w domach oraz lampy rozświetlały drogę, oraz tworzyły czarujące odbicia na tafli rzeki, oraz kałuż na ulicach. John spacerował wzdłuż kamiennej dróżki w parku otoczonej po obu stronach młodymi brzozami i dębami wsłuchując się w dźwięk poruszanych przez wiatr koron drzew. Co parę metrów stała wysoka lampa naftowa oświetlająca drogę, dając wyjątkowo piękny i romantyczny efekt. Z oddali słychać było pohukiwanie sowy, oraz cykanie świerszczy. Chłopak usiadł na ławce znajdującej się nieopodal i wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo, oraz ogromny i jasny księżych. Nikogo w pobliżu nie było.... Tylko on i jego myśli;

 

„„Wreszcie zdobyłem się na odwagę...! Wreszcie ją zaprosiłem! A ona się zgodziła!” Z takimi myślami wracałem we skowronkach do domu.. Gdy przekroczyłem próg zobaczyłem mamę, która stała w kuchni i gotowała obiad, a tata.. Właśnie gdzie tata?

- Wróciłem! – Krzyknąłem na cały dom, zdjąłem buty i położyłem je przy drzwiach.

Poszedłem w stronę kuchni, po drugiej stronie pokoju. Minąłem duży stół z sześcioma krzesłami, oraz schody na wyższe piętro. Kuchnia stała tuż za schodami, drzwi zastąpiła kwiecista zasłona.

- Wróciłem...! - Krzyknąłem i odsłoniłem zasłonę.

- Oh! Jesteś już Johnny! – Mama w tym momencie zmywała naczynia – Jak było w szkole?

- W szkole? Cóż.... Poprawiłem większość ocen.. – Uśmiechnąłem się głupio, oby mama więcej nie zadawała pytań.

- Tak?! W jeden dzień? – Wytarła ręce i odłożyła talerze do suszarki.

- Tak... Dyrektor się uparł, że muszę zdać – zdjąłem plecak z ramion i odłożyłem go na kanapie obok stołu

- Oh! Widać dyrektor bardzo cię lubi! – Mama uśmiechnęła się do mnie.

- Tak... Bardzo.. – Oparłem dłoń o czoło. Rozejrzałem się po domu – Gdzie tata?

- Tata? Na górze! Znowu siedzi w papierach – Mama podeszła do mnie z uśmiechem – Coś się jeszcze działo ciekawego?

Zaczerwieniłem się, mowę mi odjęło – Cóż.... Ja...

- Hm?

- No..... Umówiłem się.... Z... Olą. – Podrapałem się po głowie i głupio uśmiechnąłem.

- NAPRAWDĘ?! A to ci niespodzianka! – Podeszła do mnie i potargała mi fryzurę.

- Mamo przestań!

- Na kiedy?! I gdzie?

- Cóż... Na lody... Tutaj niedaleko.. O zachodzie..

- Na loody? Naprawdę? – Mama roześmiała się i znowu potargała mi włosy – Nie lepiej zabrać ją na przykład nad jezioro niedaleko stąd? O tej godzinie wygląda tak romantycznie!

- To nie jest... Randka... – Zaczerwieniłem się.

- O co tyle krzyku? – Tata zszedł wreszcie na dół z obładowaną teczką papierów w ręku – Oh John! Wreszcie wróciłeś!

- Witaj tato.. – Uśmiechnąłem się do niego.

- Karol! Słyszałeś? Nasz syn idzie dzisiaj na randkę!! – Mama nie wytrzymywała z podniecenia.

- To nie jest randka!!

- Mój synek tak szybko rośnie! – Ani myślała ustąpić.

- Na randkę tak...? A o której kochasiu? – Tata podrapał się po brodzie przeliczając papiery w teczce

- To nie jest...!! Eh.... O zachodzie...

- O zachodzie! Jak pysznie! Masz mnóstwo czasu na robotę, jaką dzisiaj ci przygotowałem!

- Co znowu? – Załamany usiadłem na kanapie.

- Nic wielkiego – Podszedł do mnie i rzucił mi teczkę na kolana – Musisz rozwieść te papiery do tych osób – Podał mi listę z nazwiskami.

- Aż tyle?! – Krzyknąłem, kiedy odwróciłem listę na druga stronę.

- Spokojna głowa! Zdążysz na tą twoją... Randkę! Hehe...

- Eh..... To będzie Dłuuuugi dzień...

Nastała godzina Spotkania, Mimo, że gdzieś z tysiąc razy przeglądałem się w lustrze nadal miałem wrażenie, że nie wyglądam zbyt dobrze, zarzuciłem swoją zieloną koszulę, którą mama kupiła mi na rozpoczęcie gimnazjum, od tamtej chwili nosze ją bez przerwy. Ostatnie poprawienie włosów i mogę iść!

- Powodzenia synku! – Mama wybiegła z domu i pomachała mi. Odmachałem jej.

Słońce powoli zachodziło, a ja zbliżałem się do jej domu. Rozejrzałem się nerwowo w około, i zobaczyłem coś, czego się obawiałem najbardziej. Pod jednym z drzew stał Michał wraz z jego bandą, Igorem i Krychą, cała trójka była wyższa ode mnie i nosili czarne bluzy i szare spodnie. Chodzili do naszej klasy i darzyli mnie wyjątkową nienawiścią.

- Proszę, proszę... A kogo my tutaj mamy.. – Michał, najszerszy w ramionach podszedł do mnie z rękami w kieszeniach. Jego chytre, szare oczy, oraz czarne włosy obcięte na krótko, były powodem, dlaczego nie przepadam za szkołą...

- Tylko nie wy... Dajcie mi święty spokój..

- Może trochę grzeczniej, co? Zauważ, do kogo się odzywasz.

- Widzę... I jakoś na grzeczność nie zasługujesz... – Powiedziałem przełykając ślinę ze strachu.

- Michał.. Słyszałeś jak ci odpysknął? – Igor, niższy i z wyglądu znacznie głupszy... Przyglądał się mnie szczerząc swoje brudne zęby.

- Tak.. Słyszałem.. – Michał powiedział głosem urażonego biedaka.

- Trzeba dać mu lekcję... – Krycha dorzucił swoją wypowiedź. Był najwyższy z nich wszystkich, jednak nie tak wysoki jak Ola. Miał długą grzywkę.. Trochę dłuższą od mojej, oraz niebieskie oczy..

- Tak... Niestety macie racje.. Słuchaj no Johnny! – Spojrzał na mnie ze sztucznym, przyjaznym uśmiechem – A dokąd tobie tak śpieszno?

- Nie twój interes... Dajcie mi święty spokój! – Odwróciłem się do w stronę swojego celu, on chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę...

Parę metrów dalej...

- Baw się dobrze mała! – Piotr krzyknął zza drzwi do swojej przyrodniej córki.

- Spokojnie! Na pewno będę! – Ola roześmiała się i poszła w stronę domu Johna, w połowie drogi zobaczyła całe zajście, skamieniała. Jedna jej część kazała jej pomóc przyjacielowi, a druga zabraniała tego. Podeszła na tyle blisko by mogła słyszeć rozmowę. Z całej klasy najbardziej nie znosiła tej oto zgrai, która zaczepiła Johna. Nie tylko ich nie lubiła, ale się ich wręcz bała. Skąd wiadomo czy taki ktoś nie wpadnie na pomysł uderzenia dziewczyny? Patrzyła szklistymi oczami na całe zajście...

- No, co ty? Tak traktować przyjaciół? W domu cię kultury nie nauczyli? Norton? – Patrzył mi w oczy szczerząc swoje zęby.

- Z tego, co wykrzykiwał w drodze do domu z kimś się spotyka. – Igor podskoczył do mnie obserwując ze smakiem moją złość.

- OOH.. No tak! Czemu od razu na to nie wpadłem! Idziesz na spotkanie z tym dziwolągiem tak?!

Ola zaniemówiła, to jedno słowo zabrało jej całą chęć na to spotkanie, miała ochotę wrócić do domu. Mimo wszystko nadal słuchała tej rozmowy.

Nerwy mi puściły. – O kim ty tak mówisz....?

- No o tej.. No.. Jak jej tam... Oli Daren? Tak to chyba ta – Michał pomachał ręką, a wszyscy jak na jego rozkaz głośno się roześmiali.

Zacisnąłem pięści – Tobie najłatwiej każdego oceniać prawda?!

- Hę? Johnny, co ty mówisz?

- Jedynym powodem, czemu tak każdego nękasz jest twoja zazdrość. I ty dobrze o tym wiesz! Skoro masz oceniać innych po wyglądzie i tym, kim się urodzili, TO LEPIEJ SPÓJRZ NAJPIERW NA SIEBIE!

- ŻE CO?! Obym się przesłyszał NORTON!

- Nie dorastasz Oli do pięt! Jest lepsza od ciebie w każdym możliwym przedmiocie i to cię denerwuje! A przez twój karłowaty wzrost zazdrościsz jej również tego jak wysoka jest! Jesteś żałosny! WSZYSCY JESTEŚCIE! Wracajcie do swoich domków męczyć kury w i kaczki w zagrodach! Bo tylko do tego się nadajecie! – Odwróciłem się i poszedłem przed siebie, Michał chwycił mnie z całej siły za ramię.

- Słuchaj no smrodzie... Zabolało mnie to... Bardzo... – Rozerwał mi rękaw, zamachnął się i uderzył mnie pięścią w oko, rzucił mnie na ziemię.

- Brawo...! – Wyplułem piasek, który wpadł mi do buzi - Czymś takim tylko przyznałeś mi rację... – Koleś nie wytrzymał i kopnął mnie w brzuch, reszta zrobiła to samo. W końcu znudziło im się kopanie leżącego i odeszli zostawiając mnie w pół przytomnego na ziemi.

Ola czuła się winna, że mu nie pomogła, wytarła oczy i podeszła do niego.

Usiadłem na ziemi, zwijając się z bólu. Coś mi chyba wpadło do oka, bo łzy same ciekły mi po policzkach. Nagle poczułem delikatną dłoń na ramieniu, odwróciłem się i załamałem. Stała przede mną Ola ze współczuciem w oczach.. Co za wstyd... Pierwsze spotkanie i takie upokorzenie... Lepiej by było jakbym w ogóle nie wychodził z domu... Odwróciłem się do niej plecami.

- Ile widziałaś? – Powiedziałem zawstydzony.

- Trochę... – Uklęknęła. - Nic ci nie jest? – Powiedziała łamliwym głosem.

- Nic... – Odwracałem wzrok, gdy ona próbowała spojrzeć mi w oczy.

Usiadła na trawie obok mnie i przyglądała się kołyszącym się kwiatom.

- Brawo..

- Hę? – Spojrzałem na nią, na jej zamyśloną minę..

- Postawiłeś się im... Ja bym nie potrafiła..

- Co ty mówisz..? Co z tego, że się im postawiłem? I tak mnie skopali...

- Przynajmniej powiedziałeś im, co leżało ci na sercu... – Spojrzała na mnie. – Dlaczego im nie oddałeś? Dlaczego dałeś im się pobić?!

- Hm.... – Dotknąłem palcami zapuchnięte oko – Nie chciałem zniżyć się do ich poziomu... A poza tym.. Nie w mojej naturze krzywdzić innych...

Ola ponownie spojrzała zamyślona przed siebie, długo nic nie mówiła, nie wiedziałem, co powiedzieć... Miałem wrażenie, że zaraz sobie pójdzie... Czułem się potwornie... Czemu oni zawsze muszą mi wszystko zepsuć?

- A jeśli...

- Hm? – Spojrzałem na nią, nadal patrzyła przed siebie, wyglądała jakby miała zaraz się rozpłakać.

- A jeśli... Ktoś krzywdziłby kogoś, kogo kochasz? – Spojrzała na mnie – Czy wtedy powiedziałbyś to samo...? Że nie w twojej naturze jest krzywdzić innych?

Zaszokowała mnie tym pytaniem. Długo nie wiedziałem, co powiedzieć, spojrzałem przed siebie – Nie...

- Hm?

- Nie... Wtedy... Już nie.... – Spojrzałem na swoją dłoń – Nie ważne, kim by nie była ta osoba... Nie pozwolę... Nie pozwolę krzywdzić moich przyjaciół i rodzinę..

Powiał porywczy wiatr rozwiewając Oli włosy. Patrzyła na mnie z tą samą zaskoczoną miną.

- Wtedy jak cię obraził... Miałem ochotę go uderzyć... Powtrzymałem się... – Spojrzałem na nią – Nie pozwolę by coś ci się stało... Obiecuję!

Uśmiechnęła się do mnie – Ja tak samo! Dzięki... Ta odpowiedź wiele dla mnie znaczy... – Spojrzała uśmiechnięta przed siebie. Po chwili wstała i podała mi rękę – To, co? Idziemy?

Otrząsnąłem się i chwyciłem ją za rękę – Jasne!

- Hmmm.... – Przyjrzała mi się – Może najpierw wpadnij do mnie.

Zaczerwieniłem się.

- Tata cię opatrzy i wtedy pójdziemy! Ok?! – Uśmiechnęła się do mnie, chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do swojego domu... Mimo takiego początku, ten dzień był do tamtej chwili najwspanialszym dniem w moim życiu... Nigdy go nie zapomnę...”

 

John patrzył na swoją dłoń mokrą od jego łez.

„Przepraszam... Zawiodłem cię....” Zacisnął pięść i przycisnął do piersi powstrzymując płacz „Wszystkich zawiodłem...”

Była późna godzina, Josef spoglądał w okno obserwując jasne światła bijące z okien, oraz szare kopce dymu buchające z kominów. W oddali słychać było szczekanie psa. Było tak spokojnie... Odkąd John i Ajrona ostatni raz badali sprawę błękitnego zabójcy, nie pojawiał się w mieście, ludzie chyba w pewnym stopniu zapomnieli o strachu i żyją normalnym życiem. Do pokoju weszła przygaszona Ajrona, mężczyzna podszedł do niej, stała w miejscu z opuszczoną głową.

- Co się stało?

Dziewczyna nic nie odpowiedziała.

- Nadal martwi cię ta wioska...

- Tak... Jakby...

- Wiesz... Może to nie wielka informacja, ale... Czternaście lat temu... Znaleźliśmy w tej wiosce małą dziewczynkę... Była tak wystraszona... Mój przyjaciel postanowił się nią zająć. Hehe... Odwalił kawał dobrej roboty... Do czasu, gdy....

Ajrona zacisnęła zęby – Czy... Ta dziewczynka... Miała na imię Ola?

- Hmm.. Chyba tak... Tak! To była Ola Daren! – Słyszałem, co się stało... Żal mi Johna... To była ponoć jego najlepsza przyjaciółka..., A z tego, co widzę po nim... To nawet więcej. – Spojrzał na dziewczynę, która prawie się popłakała. – Co się stało..?

- Ola Daren tak...? Wiesz... Ja jestem.. Ajrona Daren.. – Oparła się o ścianę.

- CO?! Jesteś jej siostrą?! Jak to możliwe?! – Przyjrzał się jej i zauważył liczne podobieństwa nawet na twarzy – Przecież klif, z którego ponoć spadłaś jest zbyt stromy.. Nikt by czegoś takiego nie przeżył.. Jakim cudem?!

- Skąd mam wiedzieć?! – Krzyknęła na niego łamliwym głosem – Chyba przeżyłam tylko po to by teraz stracić całą chęć tego życia..

- Przykro mi... Jak się czujesz? – Dotknął jej ramienia.

- Heh... Pytasz jak się czuje? – Wymusiła uśmiech na twarzy – Dzisiaj dowiedziałam się, że prawie cała moja rodzina nie żyje, a moim ojcem okazał się wielki dupek... – Spojrzała na niego ironicznie – Jak myślisz....? Jak się czuje?! – Odepchnęła jego rękę i położyła się na swoim łóżku.

- Ajrona... Eh... – Josef zrezygnowany usiadł na kanapie. Wiedział, że lepiej jak nic już nie powie...

John całą noc spędził w mieście. Wiedział, że i tak nie zaśnie, oraz bał się spojrzenia Ajrony, przez całą noc błąkał się po ulicach tonąć w własnym żalu. W końcu wstało słońce. Chłopak ruszył w stronę hotelu, w końcu musiał kiedyś spojrzeć swojej przyjaciółce w oczy. Po drodze wpadł na niego pewien mężczyzna, prawie wywracając go na ziemię.

- Hej. co jest?! – John przytrzymał upadającego przechodnia.

- Uciekaj!! – Ledwo powiedział i wyrwał się do ucieczki.

- Czekaj!! Przed, czym?! Eh... - Zaciekawiony ruszył w przeciwną stronę.

Chwilę później zobaczył innych ludzi panicznie uciekających we wszystkie strony, wielu wpadało na siebie, inni potykali się o własne nogi. Nagle uszy Johna ucierpiały pod wpływem głośnego ryku...

Nie wierzył swoim oczom, które ujrzały wyłaniający się zza budynków opływowy kształt smoka, którego spotkał w lesie. Stwór miał w łapach dwie krowy i świnię. John jak zaklęty szedł w stronę błękitnej smoczycy, która po chwili zauważył go w oddali.

Przez chwilę oboje patrzyli sobie w oczy, do czasu, gdy smok głośno ryknął i odleciał w stronę lasu. John po przez chwilowy impuls pobiegł za nią, każdy przechodzień patrzył na niego jak na samobójcę.

Głośny ryk zabrzmiał nawet w hotelu, który był oddalony parę kilometrów od miejsca, z którego pochodził.

- Co to było?! –Josef zerwał się z fotelu.

- Ryk... Czy to?! Ryk tego smoka?! – Ajrona wstała z łóżka i wyjrzała przez okno, nic nie widziała.

- Chodźmy! - Mężczyzna wybiegł z pokoju, dziewczyna pobiegła za nim.

Po drodze zobaczyli przebiegającego Johna.

- Hej! Gdzie ty idziesz?! – Josef głośno krzyknął, John usłyszał go, ale zignorował wołanie.

Ajrona patrzyła na niego, zamyślona.

Chłopak wskoczył na jednego z koni, którym przyjechali i wyruszył za smokiem, stajenny widząc to o mało nie spadł z krzesła.

- Wracaj tutaj! – Wybiegł za Johnem – Wracaj koniokradzie!! Stra-

Jego krzyki zakończył Josef ze spokojną miną. – Spokojnie.. On przyjechał tutaj ze mną.. Proszę wypisać tego konia..

- Eh.. No dobrze..

John pognał konia wzdłuż lasu w stronę smoczej groty. Nie wiedział, czemu to robi.. Czuł jednak coś dziwnego w stosunku do tego smoka, miał nadzieję, że w taki sposób pozna odpowiedzi na pytania, które męczą go od paru dni...

****************************************************************************************************

Co łączy Błękitnego Zabójcę z Johnem?

Czy Ajrona zdoła wybaczyć Ojcu?

Następny Rozdział: Stara Znajomość....

****************************************************************************************************

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • MrGonzo 27.01.2015
    Mam nadzieję, że ten krótszy rozdział wam się spodoba...
  • Prue 27.01.2015
    Podoba Dam 5.
  • NataliaO 27.01.2015
    Chodź późno dostrzegłam to opowiadanie, to jestem już teraz na bieżąco i bardzo lubię się nim zaczytywać. Powtarzam się ale masz bardzo dobre opisy, pobudzają wyobraźnie, ze by nie było dialogi też. 5:)
  • MrGonzo 27.01.2015
    zorientowaliście się że drugie wspomnienie Johna to kontynuacja 6 rozdziału? :3
  • NataliaO 27.01.2015
    Oj, głupio się przyznać ale ja nie :(
  • MrGonzo 27.01.2015
    podałem ten rozdział paru osobom to powiedzieli że to jest strasznie słabe stylistycznie... Na pewno mówisz mi wszystko co o tym myślisz?
  • MrGonzo 28.01.2015
    co?
  • MrGonzo 28.01.2015
    wiem, że co do stylistyki i zbiorów słownictwa to to opowiadanie jest słabe.. Możesz też to uwzględniać? :3
  • NataliaO 28.01.2015
    Strasznie słabe stylistycznie są moje opowiadania, ja na błędach się nie znam, jeśli chodzi zbiór słów jest neutralny taki dla każdego zrozumiały. Najważniejsza jest treść, i przekaz reszta przyjdzie z czasem.
  • MrGonzo 14.02.2015
    dla tych co czekają mam wieści.. Jeszcze się nawet nie wziąłem za kolejny rozdział... Nie chciało mi się..Przepraszam z góry, postaram się usiąść przy tym w najbliższym czasie
  • MrGonzo 15.02.2015
    i jeszcze myślałem nad czymś innym co też tutaj wstawię ale później :3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania