Poprzednie częściTwoja na zawsze.

Twoja na zawsze. 12

Rozdział dwunasty

 

Kto był na tyle durny, by dać jej numer telefonu do mnie? Całe szczęście, że nie przyszło temu komuś podać mojego aktualnego adresu. Tylko tego brakowało, żeby zaczęła nachodzić mnie w moim własnym domu. Nie chciałem tego, zresztą jej też nie chciałem.

- Może już wystarczy, co?

Na dźwięk głosu, odwróciłem się gwałtownie za siebie. Mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko. Co on do cholery tutaj robił?

- Nie jesteś już moim trenerem – warknąłem – widzę, że nos już się zagoił.

- Fabian – westchnął – przyznaję, zawaliłem, ale to niczego nie zmienia. Nie wniosłem przeciwko tobie oskarżenia.

Zaśmiałem się i posłałem mu nienawistne spojrzenie.

- To naprawdę szlachetne z twojej strony – mruknąłem – a ja nie rozdmuchałem sprawy ustawionej walki. Z nas dwóch, to ty powinieneś mi dziękować. Ja działałem w afekcie pod wpływem silnych emocji.

- Dlaczego zrezygnowałeś z dalszej kariery?

Nic tak bardzo nie działało mi na nerwy, jak ten jego protekcjonalny ton głosu.

- Nie muszę ci się tłumaczyć – wzruszyłem ramionami – ale jeżeli chcesz koniecznie wiedzieć, to ci powiem. Nie dopuszczę do tego, żeby takie łajzy, jak ty trenowały kolejne pokolenia.

Jego twarz stała się czerwona. Widziałem błysk w stalowych tęczówkach. Czyżbym uderzył w czuły punkt? Bardzo dobrze.

- Stworzyłem cię i jeżeli będę chciał, w każdej chwili mogę cię zniszczyć.

- Grozisz mi? - zrobiłem krok w jego stronę.

Przecząco pokręcił głową.

- Ja cię tylko ostrzegam – uśmiechnął się tajemniczo – lepiej weź sobie to do serca.

- Ty tępa gnido – wyciągnąłem ręce w jego kierunku, zrobił krok do tyłu, jednak byłem szybszy. Podniosłem go do góry za koszulkę – chyba nie sądzisz, że będę się ciebie bał? A jeżeli jeszcze raz przyjdzie ci do głowy, usiłowanie wymuszenia na mnie czegokolwiek to mogę ci obiecać, że będziesz musiał szukać zębów wszędzie. Czy to jest jasne?

Tym razem w jego oczach dostrzegłem strach. Wiedział, że potrafię być nieobliczalny, a i tak postanowił ryzykować. Nie byłem pewien, czy w jego przypadku głupota była wprost proporcjonalna do odwagi, ale jedno musiałem mu przyznać; miał jaja.

 

Leżałem na kanapie w salonie i przeskakiwałem kanały w telewizji. Jak na złość trafiałem na same komedie romantyczne z klasycznym wątkiem, dobrze znanym każdemu. On – egoistyczny dupek, pozbawiony wszelkich uczuć. Rani, przeprasza, obiecuje i tak w kółko. Ona – kocha i pragnie być kochaną. Niestety zakochuje się w zimnym draniu. Ciągle wierzy, że się zmieni, dlatego daje kolejne szanse. W końcu ma dość i postanawia odejść. Nagle on doznaje cudownej przemiany, wszystkie winy zostają mu przebaczone i wracają do siebie. Kurtyna w dół.

Najbardziej irytująca w tym wszystkim, była identyfikacja z tymi bohaterami. Oglądałem siebie, tylko w innym ciele i pod innym imieniem.

Właśnie miałem przeskoczyć dalej, gdy mój telefon zapiszczał. Wiadomość.

„Jesteś zły?”

Świetnie. Właśnie jej teraz potrzebowałem.

„Dlaczego nie możesz się odczepić?”

Długo nie czekałem na odpowiedź.

„Kocham cię”

Chwila. Czy ja już tego z kimś nie przerabiałem? Ach, tak. Jagoda.

„Ja ciebie nie”

„Spotkajmy się, pogadajmy”

Nie, nie i jeszcze raz nie. Co, jeśli znów stracę przy niej głowę i zapomnę o całym świecie? Za żadne skarby świata.

„Nie mogę. Jestem już umówiony”

Przymknąłem oczy i przekręciłem się na plecy. Byłbym najszczęśliwszym facetem na ziemi, gdyby adresatem tych wiadomości była kobieta, za którą tęskniłem do szaleństwa.

„Z kobietą?”

Zakląłem głośno. Nie dawała za wygraną.

„Tak”

Może to był właśnie sposób, żeby skutecznie zniechęcić ją do siebie? Brnąć w kłamstwo, stworzyć bajkę specjalnie dla Moniki?

„Nie wierzę ci”

Zaśmiałem się.

„Ostatnio też nie wierzyłaś”

Sama się o to prosiła.

„Żadna nie da ci tyle, co ja”

„Masz rację, da mi znacznie więcej”

Najwyraźniej moja odpowiedź ją zabolała, bo przestała pisać. Na jakiś czas, znów miałem spokój.

 

Po nieprzespanej nocy i ciągłym biciu się z myślami kolejny raz postanowiłem jechać do Patryka. Był jedyną osobą, która mogła mieć adres rodziców Jagody, a ja zamierzałem jechać do nich.

W biurze przywitała mnie ta sama dziewczyna, która siedziała tutaj ostatnim razem. Walczyłem z pokusą zapytania się, jak długo już pracowała, ale ugryzłem się w język. Zobaczyłem, że drzwi od znanego mi gabinetu są lekko uchylone. Zwykle zostawiał je otwarte, gdy wychodził.

- Patryk u siebie? - wolałem się upewnić.

Dziewczyna oderwała wzrok od monitora i spojrzała na mnie wpół przytomnie.

- Poszedł na papierosa.

Papierosa? Przecież on nie palił, przynajmniej nigdy nie widziałem go z fajką.

- Jesteś pewna?

- Tak, wyszedł tylnym wyjściem. Towarzyszyła mu jakaś blondynka, ale o nią niech mnie pan nie pyta. Widziałam ją pierwszy raz.

- Dzięki – mruknąłem.

Byłem ciekawy tej blondynki. Głos z tyłu głowy podpowiadał mi, żebym poszedł w miejsce wskazane przez dziewczynę siedzącą na recepcji. Nogi same mnie niosły. Gdy byłem dość blisko, usłyszałem dwa dobrze znane mi głosy. Krew się we mnie zagotowała.

- Na kartce zapisałem ci jego nowy adres – mówił lekko ściszonym głosem – wieczorem, gdy dam ci znak masz jechać do niego.

- Wścieknie się – przez Monikę przemawiał rozsądek – to nie jest dobry pomysł.

- A masz lepszy pomysł? - tym razem pieprzony zdrajca podniósł głos.

- Oczywiście, że tak – brzmiała na pewną siebie.

- Ciekawe jaki?

- Powiem mu, że jestem z nim w ciąży.

Na usta cisnęły mi się same wulgaryzmy. Chciała zrobić ze mnie głupca i pewnie udałoby jej się to. Podła suka. Tylko co z tym wszystkim miał wspólnego Patryk i dlaczego do cholery spiskował wspólnie z nią? Nie mogąc dłużej wytrzymać, wyszedłem im naprzeciw.

- Robienie ze mnie idioty, uważam za zakończone! - zaklaskałem im w dłonie i krzyknąłem – dobrze się bawiliście?

Oboje stali się bladzi.

- Słyszałeś? - Monika, jako pierwsza odzyskała głos

- Zamknij się – rozkazałem i spojrzałem na Patryka – a ty nie masz mi nic do powiedzenia, przyjacielu od siedmiu boleści?

Podszedłem do niego bliżej. Monika nagle znalazła się pomiędzy nami, jakby chciała zapobiec ewentualnemu rozlewowi krwi. Naiwna.

- Od początku chodziło mi tylko o Jagodę – usłyszałem po dłuższej chwili – ty miałeś wepchnąć ją w moje ramiona. Nie wiedziałem, że odkochasz się w Monice i zakochasz ze wzajemnością w Jagodzie.

Zabiję go. Zabiję. Odepchnąłem Monikę zdecydowanym gestem. Usłyszałem cichy protest. Doskoczyłem do Patryka, który nie zdążył uciec i chwyciłem jedną ręką za gardło, podnosząc do góry. Jego twarz stawała się coraz bardziej sina.

- Wiesz, na co mam teraz ochotę?! - przycisnąłem go mocniej do ściany – zniszczyłeś nam życie, dociera to do ciebie?!

Starał się bronić.

- Zabijesz go – Monika zaczęła szarpać mnie za ramię – puść go!

Poluzowałem uścisk, ale nadal trzymałem go przyciśniętego do muru.

- Podasz mi teraz grzecznie adres do jej rodziców – zażądałem – i lepiej zacznij się modlić, by zechciała mnie wysłuchać, bo inaczej marny twój los. Zrozumiałeś?!

Puściłem go. Kaszlał przez dłuższą chwilę i trzymał się za krtań, którą omal mu nie zmiażdżyłem. Wcale nie było mi go żal. Zasłużył sobie w pełni. Zagadka „dobrej cioci” została rozwiązana.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bożena Joanna 26.08.2018
    Odwieczna walka o mężczyznę i kobietę. Ciekawie się czytało. Pozdrowienia!
  • Elorence 26.08.2018
    Oooo! To było dobre!
    Idę dalej!

    PS: Pierwszy raz mogę przybić piątkę Fabianowi. Chociaż i tak zdradził Jagodę, no i to wciąż jego wina.
  • Minia215 26.08.2018
    Dzięki za komentarze i cieszę się że przypadło do gustu

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania