Poprzednie częściTwoja na zawsze.

Twoja na zawsze. 26

Rozdział dwudziesty szósty

 

Oddział intensywnej terapii przyprawiał mnie o mdłości i zawroty głowy. Pikanie tych przeklętych maszyn z każdym dniem zaczynało być coraz bardziej dołujące. Podczas gdy stan Róży z każdym dniem był coraz lepszy, to Jagody pozostawał bez zmian. Minął dopiero pieprzony tydzień, a ci cholerni lekarze spisywali ją już na straty; bredzili coś bez ładu i składu o wyłączonych funkcjach życiowych zupełnie tak, jakby była jakąś maszyną z czerwonym guzikiem, a nie żywą istotą.

- Kiedy pan w końcu pójdzie do domu? - jedna z pielęgniarek weszła na chwilę na salę i zagadnęła do mnie.

- Dopóki ona tutaj będzie — pogłaskałem z czułością po policzku nieprzytomną dziewczynę — nigdzie się nie wybieram. Niech nie przychodzi nikomu do głowy, namawiać mnie na opuszczenie sali. Nie zostawię jej z wami sam na sam.

Pielęgniarka z westchnieniem pokręciła głową i wyszła. Dzięki niezamkniętym drzwiom, słyszałem, jak mówiła do kogoś, że to jest na nic. Miała pieprzoną rację. Wszystko było na nic.

- Wiesz skarbie — kolejny raz rozpocząłem monolog, łudząc się, że za chwilę usłyszę odpowiedź — twoja sukienka wisi w szafie i czeka na ciebie, chociaż teraz może być już za duża. W końcu dobierałaś ją pod kątem ciążowego brzuszka, a nasza córka jest już na świecie. Moja mama wraz z twoimi rodzicami odwołali ślub i wytłumaczyli gościom, co się stało. Wszyscy na ciebie czekamy. Nawet nie masz pojęcia, jak wiele bym dał, żeby być na twoim miejscu. Musisz wrócić do mnie, potrzebuję cię. Jesteś moim prywatnym drogowskazem. Kocham cię.

Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Nie zasłużyłem na nią ani trochę. Spieprzyłem wszystko. Chciałem opowiedzieć jej o mojej ostatniej nocy z Moniką, ale bałem się, że mogła wszystko słyszeć i wtedy poczuje się przegrana i straci chęci do dalszej walki.

- Fabian — na dźwięk głosu ojca Jagody, prawie podskoczyłem do góry — rozmawiałem właśnie z lekarzem Jagody. Jutro z samego rana powołał komisję, która ma stwierdzić śmierć mózgu. Oczywiście to wszystko jeszcze potrwa, ale…

- Co ty pieprzysz? - podniosłem się gwałtownie do góry i odwróciłem w jego stronę — przecież ona żyje, oddycha. Dlaczego stawiasz na niej krzyżyk?

Zacisnąłem pięści i przyjąłem postawę obronną. Nie chciałem rzucać się na niego. Nie tutaj i nie przy niej.

- Oddycha za nią maszyna — westchnął ciężko, głos mu się łamał — rozumiem twoje wzburzenie, mi też nie jest łatwo pogodzić się z utratą jedynego dziecka. Tak bardzo mi przykro Fabian.

Przecząco pokręciłem głową i zasłoniłem rękami uszu. To wszystko, były jakieś wyssane z palca bzdury. Jutro ta cała zasrana komisja przekona się, w jakim była błędzie, a wtedy ja poruszę niebo i ziemię, by ich zniszczyć.

- Ale im wierzysz — odparłem z wyrzutem — co ja zrobię bez niej? Co powiem naszej córce, gdy zacznie pytać o mamę?

Zrobił niepewnie kilka kroków w moją stronę i wyciągnął ramiona w moją stronę, zamykając w niedźwiedzim uścisku.

- Już dobrze — szepnął — przejdziemy przez to razem. Niezależnie od tego, co jeszcze się wydarzy, jesteśmy rodziną. Cieszę się, że moja córka cię poznała. Wiem, że była z tobą szczęśliwa.

Gdyby tylko wiedział, jak bardzo się mylił. Przełknąłem z trudem ślinę i odepchnąłem go od siebie. Wyrzuty sumienia zjadały mnie od środka. Cholera jasna! Ten facet myślał, że Jagoda wygrała, szóstkę w totolotka będąc ze mną, tymczasem skreśliła fatalne liczby.

- Przepraszam — z trudem opanowywałem drżenie rąk — zawiodłem po całej linii.

- To nie twoja wina — odparł z powagą — nikt nie mógł tego przewidzieć. Nie jesteśmy Bogami i nie możemy być odpowiedzialni za każdą tragedię.

 

Szedłem do domu z duszą na ramieniu. Czułem przemożną chęć, zapicia całego smutku, ale nie mogłem sobie na to pozwolić. Zachowanie trzeźwości umysłu, nagle wydało mi się kluczową sprawą, jakby od tego zależało jutro.

Wchodząc na swoje piętro, zastygłem w bezruchu. Przed moimi drzwiami, na brudnej podłodze siedziała Monika z jakąś książką na kolanach.

- Co ty tutaj robisz do cholery? - warknąłem — skąd wiedziałaś, gdzie mieszkam?

Podniosła do góry głowę i uśmiechnęła się.

- Patryk kiedyś mi powiedział — odparła, przekrzywiając głowę w bok — wcześniej nie korzystałam z tej informacji, ale teraz pomyślałam, że moje towarzystwo mogłoby ci się przydać. Nie powinieneś być sam.

Skinąłem głową, opierając się o barierkę.

- Skąd wiesz?

Przygryzła dolną wargę i spuściła wzrok.

- Rozmawiałam z twoją mamą — odparła cicho — chciałam ją przeprosić za wszystko i powiedzieć, że chciałabym cofnąć czas.

- I jak?

Regina nawet słowem nie wspominała mi, że rozmawiała z nią. Byłem ciekaw, co ciekawego wynikło z ich spotkania.

- Nie było łatwo. Zwyzywała mnie od najgorszych i prawie napluła w twarz, ale gdy powiedziałam, że żałuję, chyba mi uwierzyła, bo zmieniła nagle swoje nastawienie i zaczęła opowiadać o Jagodzie, twojej córce i tym, co was spotkało. Jeśli chcesz, mogę sobie iść.

Podniosła się z podłogi i chciała mnie wyminąć, ale wtedy przytrzymałem ją za ramię. Nie chciałem zostać sam.

- Zostań — wymruczałem — cieszę się, że jesteś. Chociaż ty mnie nie zostawiaj.

Nigdy nie wierzyłem w nagłą przemianę ludzi, ale jej byłem pewien. Tym razem nie udawała i nie grała. Była sobą. Tą samą Moniką, w której kiedyś się zakochałem. Naturalna, dobra.

- Jasne — szepnęła, przytulając się — jeśli tylko tego chcesz.

- Chcę — odparłem — cisza w mieszkaniu, byłaby nieznośna.

Nie mogłem stracić kolejny raz osoby, którą zaczynałem odzyskiwać.

 

Siedzieliśmy u mnie w salonie na podłodze i piliśmy wino. Temat Jagody taktownie pomijaliśmy. Ja nie chciałem o niej mówić, a Monika nie starała się ciągnąć mnie za język, za co byłem jej wdzięczny.

- Dlaczego wyprowadziłeś się z poprzedniego mieszkania? - rozglądała się z ciekawością dookoła — tamto było znacznie bardziej przytulne.

Upiłem łyk i lekko się uśmiechnąłem.

- Mieszkaliśmy tam razem — odparłem, niedbale wzruszając ramionami — za bardzo wszystko kojarzyło mi się z tobą.

- No tak — mruknęła — bardzo je lubiłam.

Wino zaczęło szumieć mi w głowie. Przysunąłem się bliżej niej.

- Wiem, ja też — musnąłem ustami jej szyję i położyłem dłoń na zgrabnym udzie. Seks mógł mi teraz pomóc. To było najlepsze lekarstwo.

- Fabian, nie — jej odmowa była zaskoczeniem, ale nie chciałem dać niczego po sobie poznać.

- Nie odmawiaj mi — poprosiłem cicho — nie dziś i nie teraz.

- Wiem, że na to zasłużyłam — szepnęła cicho — ale nie traktuj mnie, jak swojej seks zabawki. Zmieniłam się Fabian i nie chcę być już nigdy dla nikogo zwykłą dziwką. Też mam uczucia i serce.

Westchnąłem i odsunąłem się na bezpieczną odległość. Moja nonszalancja kolejny raz zaczynała brać nade mną górę.

 

Jestem mocno zawiedziona tym rozdziałem, ale kolejny będzie mocniejszy..

Tutaj tak delikatnie..;)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Elorence 03.10.2018
    Powstrzymam się od komentarza.
    Wybacz, ale Fabian działa na mnie jak czerwona płachta na byka...
  • Minia215 04.10.2018
    Wielka szkoda Elorence:)
  • Elorence 04.10.2018
    Chcesz czytać same negatywne rzeczy o Fabianie? :D
  • Minia215 04.10.2018
    Oczywiście że tak:)
  • Elorence 04.10.2018
    Jak tylko położę dziecko spać, masz tu komentarz :D
  • Minia215 04.10.2018
    Elorence przy okazji zapraszam na 27
  • Minia215 05.10.2018
    Elorence ktoś tu zapomniał :D
  • Minia215 04.10.2018
    będę czekać.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania