Poprzednie częściTwoja na zawsze.

Twoja na zawsze. 5

Rozdział piąty.

 

Stoję pośrodku salonu, pod ścianą widzę spakowane walizki. Nic z tego nie rozumiem. Przecież do cholery ja też miałem coś do powiedzenia i nie godziłem się na coś takiego. Zaciskam dłonie w pięści.

- Nie wyjeżdżam na zawsze – słyszę tuż za swoimi plecami.

Odwracam się i staję twarzą w twarz z kobietą, która była odpowiedzialna za moją złość.

- Nie – protestuję i próbuję złapać ją za rękę.

Wciąż stoi w tym samym miejscu, ale dla mnie jest nieosiągalna. Pomimo wszystkich starań nie mogę jej dotknąć. Nie mogę zrobić nic. Widzę jej uśmiech na twarzy i jednocześnie czuję, jak spadam w otchłań. Grunt usuwa mi się spod stóp.

- Odzyskam cię – słyszę ciszy szept.

- Przestań! - czuję, że zaczynam tracić panowanie nad sobą – nie rób mi tego. Ja…

 

Otwieram oczy. Jagoda szarpie mnie za ramię. Podnoszę się do góry; rozglądam dookoła. Jestem cały zlany potem. Koszulka, w której mam zwyczaj spać, jest mokra.

- Krzyczałeś – słyszę i dopiero teraz zwracam uwagę na siedzącą przy mnie na łóżku dziewczynę – miałeś zły sen.

Mam wrażenie, że zaraz się uduszę. Złapanie tchu sprawia mi problem. Jestem już tym zmęczony. Powoli zaczynam czuć się niczym jeden z bohaterów „Koszmaru z Ulicy Wiązów”. Ich również ktoś nawiedzał w snach, a na końcu zabijał. Na szczęście moje nie były, aż tak realistyczne i nikt nie chciał mnie zamordować.

- Przepraszam – mruknąłem – idź spać. Ja idę pod prysznic.

Nie czekając na odpowiedź, wstałem z łóżka, starannie unikając czujnego spojrzenia i wyszedłem z sypialni.

 

Stałem pod prysznicem ze spuszczoną głową, odwrócony tyłem do drzwi kabiny. Szum wody skutecznie zagłuszał wszystko, dlatego, gdy poczułem drobne dłonie na umięśnionych plecach, podskoczyłem do góry. Bałem się, że to kolejny sen. Na szczęście, gdy się odwróciłem, zobaczyłem zatroskaną twarz swojej dziewczyny. Mogłem odetchnąć z ulgą. To było prawdziwe. Ona była prawdziwa.

- Wszystko w porządku? - przejechała dłonią po moim kilku dniowym zaroście, a ja dopiero w tym momencie zauważyłem, że jest kompletnie naga.

- Tak – skłamałem i przyciągnąłem ją bliżej swojego ciała.

Nie chcąc kolejnego pytania, pocałowałem ją, wsuwając swój język w lekko rozchylone wargi. Kciukiem musnąłem zaróżowioną brodawkę.

- Zróbmy to bez gry wstępnej – z ochotą przystałem na tę propozycję.

Wprawnym ruchem, odwróciłem ją tyłem do siebie i przyparłem do muru. Jagoda położyła dłonie na szarych kafelkach i delikatnie odepchnęła się, wypinając zgrabny tyłek w moim kierunku. Złapałem ją za biodra i przytrzymując, wszedłem w wilgotną i ciepłą kobiecość.

Jęki tłumione przez szum wody podniecały i podkręcały do dalszego działania. Wchodziłem w nią coraz mocniej i szybciej, aż w końcu wbiłem się po raz ostatni i doszedłem, zalewając ją od środka.

 

- Chcesz o czymś ze mną porozmawiać? - usłyszałem w momencie, gdy owijałem biodra ręcznikiem.

Pokręciłem przecząco głową i przejechałem dłonią po mokrych włosach.

- Pragnę ci przypomnieć – chrząknąłem – że dopiero wyszliśmy spod prysznica. To chyba nie jest najlepsza i najbardziej odpowiednia pora na takie pytania?

Dlaczego ona zawsze chciała rozmawiać, kiedy to było najmniej wskazane?

- Masz rację – odparła, wzruszając ramionami – ale gdybyś chciał, to wiesz…

- Tak wiem – wszedłem jej w słowo – chodźmy stąd.

 

Walka. Dzisiaj był ten dzień. Po nim wszystko miało się zmienić. Wreszcie będę mógł zrealizować swoje marzenie z dzieciństwa. Stanę się zawodnikiem MMA.

- Denerwujesz się? - Jagoda stała oparta o futrynę męskiej szatni z rękami wsadzonymi do kieszeni krótkich szortów.

- Nie mam czym – odparłem – dopóki mam ciebie, wszystko jest dobrze.

Musiałem przełknąć ślinę, gdy podeszła do mnie powoli. Wspięła się na palcach i złożyła na moich ustach krótki pocałunek.

- Kocham cię – szepnęła – trzymam kciuki.

Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i klepnąłem ją w pośladek. Mój chodzący, żywy talizman.

- Uciekaj – wymruczałem – i odszukaj Patryka.

Do końca nie wierzyłem, że przyjedzie, ale gdy dostałem od niego wiadomość o treści „zaraz wchodzę do środka” ucieszyłem się; łajdak dotrzymał słowa.

 

To poszło zdecydowanie zbyt gładko. Mój przeciwnik dał się powalić na początku trzeciej rundy. Dla sędzi najwyraźniej wszystko było w porządku, bo podniósł moją prawą rękę do góry i ogłosił moje zwycięstwo. Powinienem tryskać radością, ale nie czułem się nim. Przez cały czas odnosiłem wrażenie, że walczę z kimś, kto nie jest równy mi. Miał dobrą taktykę, ale czegoś brakowało. Doświadczenia? Pewności siebie? Nie wiedziałem tego.

Wychodziłem z szatni, niosąc puchar w ręce. Nagle drogę zastąpił uśmiechnięty od ucha do ucha trener.

- Dałeś radę synu – pochwalił mnie – i tym razem nie zawiodłeś.

Przewróciłem oczami.

- Podeślij mi kogoś, godnego moich możliwości – zaśmiałem się – wtedy porozmawiamy.

- Sugerujesz, że ustawiłem tę walkę?

Podobno uderz w stół, a nożyce się odezwą. Nie chciałem mówić tego głośno, ale tak właśnie podejrzewałem. Zbyt rzadko mówił o walce i nie przeżywał jej tak, jak innych.

- Nie zrobiłbyś tego, co? Przecież to nie są „nielegale”. Wszystko było transmitowane na żywo w telewizji.

Widziałem odpływające kolory z jego twarzy. Parę razy słyszałem od chłopaków z siłowni o jego przekrętach, jednak nie chciałem dać im wiary. Znałem go przecież od dziesięciu lat i jeszcze nigdy nie zrobił mi żadnego świństwa.

- Daj spokój – machnął ręką – nie wystawiłbym ci chłopaka, który dopiero stawiał pierwsze kroki na ringu.

A więc jednak. Niech go szlag.

- Ile ci za to zapłacili? Albo co obiecali w zamian, nowego Jaguara czy coś innego? Jezu! Jak mogłeś?

Uciekł wzrokiem.

- Mam problemy – westchnął – nie miałem innego wyjścia. Zapewniam cię jednak, to nie był mój pomysł. Jego ojcu zależało na tym, by zrezygnował z bycia bokserem, a tylko tak mógł mu udowodnić, że nie nadaje się do tego.

- Gówno mnie to obchodzi – wysyczałem – już podczas pierwszej rundy czułem, że coś jest nie tak. Ta niedopracowana taktyka i niepewnie wyprowadzane ciosy. Jeżeli ktoś oskarży mnie o branie udziału w twoich interesach, gorzko tego pożałujesz. Rozumiesz?

Mężczyzna odważył spojrzeć mi się w twarz. Był przerażony.

- Co teraz zamierzasz?

Wzruszyłem ramionami i zacisnąłem wolną dłoń w pięść.

- Pójdę do niego i opowiem mu, jakiego ma dobrego i troskliwego ojca. Ucieszy się? Jak sądzisz?

Trener wyciągnął rękę i chciał dotknąć mojego ramienia, zrobiłem unik.

- Nie waż się mnie dotykać – warknąłem – brzydzę się tobą i chyba nie muszę mówić, że nasza współpraca właśnie dobiegła końca?

Przecząco pokręcił głową.

- Mamy umowę – znów był tym samym surowym gościem z treningów – nie możesz jej zerwać ot, tak.

- Nie mogę? No to patrz. Właśnie ją zerwałem.

Mój lewy sierpowy nigdy nie był tak dobry, jak prawy, ale teraz nie mogłem się go powstydzić. Usłyszałem odgłos łamanej chrząstki nosowej.

 

Stałem przed szatnią i nie wiedziałem, czy mam wejść. Każdą opcję brałem pod uwagę. Nawet tę, w której dostaję od niego w twarz. Wiedziałem w końcu, do czego jest zdolny człowiek w złości. Spojrzałem na puchar. Chcąc nie chcąc, był mój. Wygrałem go. Oderwałem wzrok od złotego trofea, wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem klamkę. Kacper siedział na ławce ze spuszczoną głową. Mogłem się tylko domyślać, co czuł w tym momencie.

- Walka była nierówna – wypaliłem prosto z mostu – twój ojciec i mój trener mieszali w tym swoje brudne palce.

Chłopak podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.

- Zabiję go – wysyczał – sukinsyn wiedział, jak wiele to dla mnie znaczyło. Zapłaci mi za to.

- Przestań – podniosłem na niego głos – to i tak już niczego nie da, ale chciałem, żebyś wiedział. I zanim zadasz mi kolejne pytanie, nie brałem w tym udziału z własnej chęci. Zostałem w to wrobiony.

Gwałtownie wstał z ławki, prawie ją przy tym przewracając.

- Nie wierzę ci – warknął – musiałeś się chociaż domyślać.

Zagryzłem zęby. Smarkacz jeden.

- Gdyby tak było, nie przychodziłbym do ciebie. Rusz głową.

- To, co w takim razie proponujesz?

Proponujesz? Czyżby znów chciał oberwać? Z rozciętego łuku brwiowego wciąż sączyła się krew, a oko powoli stawało się coraz bardziej fioletowe. Jutro nawet nie będzie mógł go otworzyć.

- Na początek ochłoń – rozkazałem – w świecie, którego chcesz być częścią, najważniejszy jest spokój. Tutaj nie ma miejsca na sentymenty i udowadnianie swojej siły w szatni. Jeżeli chcesz, zacznę cię trenować. Przy mnie osiągniesz szczyt. Tylko pod jednym pieprzonym warunkiem.

Założył wytatuowane ramiona na piersi.

- Jakim?

- Nabierzesz pokory.

- Tylko tyle?

- A chciałeś czegoś jeszcze?

Przecząco pokręcił głową.

 

 

Czy rozdział, który źle się zaczął i źle zakończył może być dobry? Oceńcie sami.

Rozdział inny od poprzednich. W końcu żadne opowiadanie, czy książka nie opiera się na samych relacjach damsko-męskich nawet jeżeli jest to motyw przewodni. Chciałam pokazać, jak bardzo potrafią zawodzić ci, których uważamy za bliskich..W mojej ocenie, osiągnęłam założenie ale końcowa opinia należy do was :)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Elorence 08.08.2018
    Tu było o wiele lepiej, jeśli chodzi o Jagodę. Bardziej wczuła się w dobrą, ukochaną dziewczynę. Fabian to totalny dupek, bo śnił o innej, wciąż ją kochając, a potem... Och, Jagoda to pewnie zrobiła tylko po to, aby odciągnąć jego myśli od tamtej. Biedna.
    Były emocje. Ale też coś innego, jak ustawiona walka. Podobało mi się :)
    Pozdrawiam :)
  • Minia215 09.08.2018
    Dzięki elorence;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania