Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 10

Veronica

 

Telefon zadzwonił chwilę po tym, jak zeszłam na dół do salonu. Byłam przekonana, że to Marco chce mi się wytłumaczyć ze swojej nieobecności, ale numer nie był mi znany.

- Halo? - zapytałam.

- Cześć, Ver - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. - To ja, Thomas. Mam nadzieję, że jesteś w domu?

- Tak.

- Świetnie - odparł. - Bo za chwilę wpadnę, żeby coś ci powiedzieć. I muszę cię ostrzec, że raczej nie będziesz zadowolona...

Siedziałam tak i czekałam na Thomasa. Byłam ciekawa, co miał mi do powiedzenia. Chciałam włączyć TV, ale nagle usłyszałam, jak ktoś wchodzi do domu. Podniosłam się i zauważyłam mojego brata oraz jego dziewczynę. Powitali mnie uśmiechem, a ja odwdzięczyłam się tym samym.

- Gdzie to się było? - zapytałam.

- A na spacerku - odpowiedzieli razem.

- Ale, dzieci, wiecie, że jest już późno?

- No wiemy, mamusiu, byliśmy bardzo ostrożni.

- Marciu, ty tu nie podskakuj, gdy mamcia do ciebie mówi - powiedziałam i zaczęłam się śmiać.

- Dobrze, już nie będę.

Usiedliśmy na kanapie w salonie, a Lena pobiegła do kuchni, aby zrobić kolację.

- Ale ty wykorzystujesz kobiety, bracie - wtrąciłam żartobliwie. - Mi każesz sprzątać, a Lenie gotować. Despota. - Spojrzał na mnie z udawanym gniewem, ale ja dodałam: - Lenka, ja niedługo wychodzę, więc się nie śpiesz.

-A gdzie to się wybierasz o tej porze, pannico? - Brat spojrzał na mnie, a jego oczy zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki. Zaśmiałam się na ten widok, lecz po chwili odpowiedziałam:

- Thomas, kolega Moritza, chce się ze mną spotkać.

- Nie za dużo tych facetów? Masz na siebie uważać.

- Dobrze, będę ostrożna - odparłam - tatusiu.

 

Wyszłam przed dom, żeby poczekać na Toma. Nie znaliśmy się za dobrze, ale wydawał się dziwnie poddenerwowany i jakby bardzo chciał mi coś przekazać. Kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Mówił, że nie będę zadowolona i właśnie to nie dawało mi spokoju.

Pod bramę podjechał samochód. Thomas.

- O, świetnie, że jesteś - odparł. - Właśnie miałem się wprosić. Lepiej, że wyszłaś. Wsiadaj, muszę ci o czymś powiedzieć.

Nie mówiąc ani słowa, wsiadłam do jego sportowego samochodu i zajęłam miejsce z przodu, obok niego. Jechał wolno, kierując się w stronę głównej ulicy. A potem wyjechał na autostradę.

- Dokąd jedziemy? - zapytałam.

Ocknął się.

- C-co?

- Dokąd mnie wieziesz?

- Ja... Nigdzie. Po prostu musimy pogadać i stwierdziłem, że prowadzenie samochodu mnie uspokaja.

- Więc...co chciałeś mi powiedzieć?

- Słuchaj, wiem, że możesz mi nie uwierzyć, ale to czysta prawda - spojrzał na mnie. - Świeża sprawa. Ja sam jeszcze się nie do końca po tym pozbierałem.

- Thomas, do rzeczy - nalegałam. Coraz bardziej zaczynało mnie to intrygować.

- Ehh - westchnął, a potem prosto z mostu powiedział: - Moritz założył się, że cię poderwie i wykorzysta. A potem całował Emily.

Moje serce jakby na moment stanęło.

- Zatrzymaj samochód - nakazałam.

- Co? Ale... Jesteśmy w samym środku...

- ZATRZYMAJ TEN RZĘCH W TEJ CHWILI!

- Dobra, dobra - odparł i zjechał na pobocze.

- CO ZA... CO ZA DUPEK! A JA MU ZAUFAŁAM! POWIEDZ, ŻE TO NIEPRAWDA!

- To prawda... - westchnął.

- Nie wierzę ci!

- Ver! - złapał mnie za nadgarstki. - Spójrz na mnie. - Zerknęłam na niego ze złością. - Widziałem to rano na własne oczy. Kochałem Emily, rozumiesz?! Ale to się zmieniło, kiedy ich zobaczyłem.

- Gdzie? - zapytałam.

- Na stadionie.

- Zawieź mnie tam.

- Ale teraz już...

- Thomas!

- No dobra...

- Ten dupek mnie popamięta!

- A co z Emily? - zapytał.

Spiorunowałam go wzrokiem.

- Lepiej, żeby ta zdzira omijała mnie szerokim łukiem. - Skrzyżowałam ręce na piersi. - Tak samo ten, z którym Moritz się założył.

Thomas jakby drgnął, ale nic więcej nie powiedział.

 

Podjechaliśmy pod stadion. Trening wciąż trwał, to po prostu Thomas wyszedł z niego wcześniej. Zaparkował auto tuż przed bramą. Odpięłam pas.

- Czekaj! - zatrzymał mnie. - Masz zamiar tak po prostu tam w paradować?

- Nie - odparłam. - Mam zamiar w paradować tam z hukiem i pokazać im, co o tym wszystkim myślę.

- Lepiej nie.

- Bo?

- Po co prowokować kłótnie, Ver? A poza tym...

- Przypominam ci, że to od ciebie się o tym wszystkim dowiedziałam, więc nie mów mi, co jest dobre, a co nie, ok?

Spojrzał na mnie z lekkim przestrachem i kiwnął głową. Wyszłam z auta prawie w podskokach. Wyleciał za mną.

- Ver, no proszę cię!

Czym prędzej pobiegłam na murawę. I wtedy to zobaczyłam. Zatrzymałam się tak nagle, że Thomas na mnie wpadł i gdybym się odsunęła, upadłby na ziemię.

Emily rozmawiała z Moritzem.Tego było za wiele. To pewnie ona sprowokowała ten zakład.

- WY!

 

Moritz

 

- Mówiłem ci, żebyś dała mi spokój!

- Moritz, jesteśmy sobie przeznaczeni, zrozum to!

- Emily, jedyne, co jest dla ciebie przeznaczone, to spotkanie z psychologiem.

- Jak możesz!

Chcę coś odpowiedzieć, ale w tyle słyszę znajomy głos.

- WY!

Odwracam się. To Ver. Widziałem, jak podwija rękawy. Podbiega do mnie i odtrąca mnie na bok, a potem łapie Emily za szyję i zaciska swoje dłonie, uniemożliwiając jej oddech. Widzę, jak dziewczyna robi się coraz bardziej czerwona. Podbiegam do nich, aby jest rozdzielić. Łapię Ver, ale ona nie zamierza dać za wygraną. Szarpię dziewczynę, aż puszcza Emily. Tamta pada na ziemię. Nadal trzymam Ver, jednak po chwili czuję, jak jej łokieć ląduje z całej siły w moim brzuchu. Odsuwam się od niej i spoglądam w oczy pełne złości. Po chwili rzuca się na mnie. Dosłownie. Rzuca.

Szarpie mnie, ale ja próbuję ją zatrzymać. Podbiega Thomas. Patrzy na Emily, która podnosi się i ucieka.

- JAK MOGŁEŚ?! - woła pod moim adresem. - WIEDZIAŁAM, ŻE JESTEŚ PODŁYM DRANIEM!

- Ver, o co chodzi?! - próbuję zapytać, ale ona mnie nie słucha.

- Ty już doskonale wiesz, o co! Zachciało ci się zakładów?! A pomyślałeś, że ktoś taki, jak ja ma uczucia?!

Chcę uspokoić Ver, ale do niej nic nie przemawia. Zamachuje się tylko, żeby wymierzyć mi cios w policzek. A potem odbiega i wygląda na to, że wszystko gotuje się w niej od środka.

Cóż, to chyba koniec zakładu.

 

Veronica

 

Gdy ich zobaczyłam - dwójkę osób, które zrobiły ze mnie idiotkę - moje serce już do końca połamało się na małe kawałeczki. To wszystko co było miedzy mną a Mo (o ile coś było) po prostu runęło w jednej chwili. Nie chcę go już widzieć ani znać. Nie jestem zabawką, a on potraktował mnie tak, jakbym nią była. Gdy opuściłam stadion, szłam wolniej, aby się uspokoić. Droga nie zajęła mi długo i po chwili byłam w domu. Weszłam i zastałam mojego brata, który chyba coś oglądał. Poszłam do pokoju i padłam na łóżko. Nie mogłam tego wszystkiego tak zostawić, Moritz musiał mi za to zapłacić.

 

Moritz

 

Rzuciłem się w stronę Thomasa.

- To twoja wina!

- Moja?! - krzyknął. - Zrobiłem to, co powinienem zrobić!

- Jesteś chory! Zniszczyłeś mi życie! - Wyjeżdżam mu na twarz z prawego sierpowego. Zatacza się. Z nosa leci mu krew, ale również wymierza cios w moją stronę.

- Ty tępy... - woła i przewraca mnie na ziemię. Przyciska moje ręce do murawy boiska. - Sam się o to prosiłeś! Zachciało ci się zakładów, to masz za swoje!

- Sam to wymyśliłeś!

Nagle ni stąd ni zowąd wybiegają chłopaki. Ściągają ze mnie Thomasa. Leo trzyma go jak policjant jakiegoś bandziora. Lucas pomaga mi wstać i również mnie odpycha.

- CO W WAS WSTĄPIŁO?! - krzyczy, a że stoi tuż obok mnie, słyszę go bardzo wyraźnie. - ZACHOWUJECIE SIĘ JAK KRETYNI!

- TO ON ZACZĄŁ! - zawołał Thomas wskazując na mnie.

- BARDZO CIEKAWE! - odpowiadam. - TYLKO, ŻE TO NIE JA WYGADAŁEM SIĘ PRZED VERONICĄ!

- ALE CAŁOWAŁEŚ MOJĄ DZIEWCZYNĘ!

- NIE CAŁOWAŁEM JEJ!

- NIE JESTEM ŚLEPY!

- ALE JESTEŚ GŁUPI!

- ZAMKNIJCIE SIĘ NATYCHMIAST! - wydziera się Lucas. - To nieprawdopodobne, że dwaj dorośli faceci nie potrafią normalnie rozwiązać swoich spraw. Zdajecie sobie sprawę, że zachowujecie się właśnie jak niedorozwoje? Gdzie się podziała wasza długoletnia przyjaźń?!

- Wyrzuciłem ją do kosza - wtrącił Thomas. - Po tym, co ten... mi zrobił!

- Jeszcze raz ci powtarzam: TO ONA MNIE WROBIŁA! - próbowałem się bronić.

- Daruj sobie!

- MAM TEGO DOŚĆ! - Lucas staje między nami. - JAKO KAPITAN TEJ DRUŻYNY ZAWIESZAM WAS NA CZAS NIEOKREŚLONY!

- ŻE CO?! - wołamy jednocześnie.

- Jeśli nie potraficie zachowywać się jak ludzie i robicie sobie nawzajem takie świństwa, to nie chcę żadnego z was na meczu. Za chwilę idę z tym do trenera i gucio obchodzi mnie, co na ten temat sądzicie.

- TO NIESPRAWIEDLIWE! - krzyczę. - NIC NIE ZROBIŁEM.

- MORITZ... - przewraca oczami. - Nic się nie dzieje samo z siebie, wiesz?

Po tych słowach odchodzi, a wszyscy inni za nim. Thomas patrzy na mnie z pogardą.

- Wielkie dzięki - parska i udaje się w stronę bramy.

 

Veronica

 

Przebudziłam się i odruchowo sięgnęłam po telefon, sprawdzając godzinę. Zegar wskazywał kilka minut po siedemnastej. Wstałam, odłożyłam komórkę i zeszłam na dół, bo mój żołądek domagał się jedzenia. Od progu ujrzałam brata, który dziwnie na mnie patrzył. Przeszłam obok niego, ale jego wzrok dosłownie mnie parzył.

Normalnie jak jakiś detektyw. Zdziwiłam się, ale nie pokazywałam tego po sobie. Po chwili jednak usłyszałam, jak coś zaczyna mówić.

- Vera, powiesz mi, dlaczego wparowałaś do domu tak szybko?

- Bo... - zaczęłam. - Bo zrobiło mi się chłodno - wymyśliłam na poczekaniu.

- Ach, to ciekawe. Zwłaszcza, że na dworze mamy TYLKO ponad 28 stopni. - Uniósł jedną brew do góry.

- Polemizowałabym z tym, kochany.

- Poważnie pytam - odparł.

- Nie wiem, jak ci to powiedzieć - odpowiedziałam, robiąc sobie herbatę.

- Najlepiej od samego początku.

Wszedł do salonu, niosąc swój kubek. Pomaszerowałam za nim i zaczęłam swój monolog.

- Jak wiesz, jestem niezwykle uparta i wbrew twoim ostrzeżeniom spotykałam się z Mo. Myślałam, że wszystko będzie ładnie, pięknie. Jednak prawda okazała się inna. Mo... On... no - jąkałam się.

- Mów, Veronica, nie smutaj mi tu - powiedział podchodząc i przytulając mnie. Właśnie tego mi brakowało, takiej braterskiej miłości .

- Założył się z kimś, że mnie uwiedzie. A potem całował się z moją koleżanką, którą znam od dawna - powiedziała i dałam upust swoim emocjom. Marco, nie wiedząc, co odpowiedzieć tylko przytulił mnie jeszcze bardziej.

- A może to była tylko intryga tej twojej koleżanki - powiedział.

-Nie, Marco, ja widziałam na własne oczy, jak rozmawiali ze sobą. To pewnie ona wymyśliła ten zakład. Jak można aż tak zabawić się uczuciami drugiej osoby?!

- Oj maluszku, nie płacz już. Zobaczysz, wszystko się ułoży.

- Wierzysz w to? - zapytałam.

- Tak, kochana, wierzę - powiedział, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na niego.

- Jesteś najwspanialszym bratem na świecie, wiesz?

- Wiem - zaśmiał się. - Kocham cię i nie pozwolę skrzywdzić mojej małej siostrzyczki.

- Mała to jest twoja pała. - Dźgnęłam go palcem w brzuch. - Ja jestem niska.

- Czyżby ci humor wrócił? - Oddał mi.

- Oj tak - powiedziałam i sięgnęłam po herbatę. - Dziękuję, że mogłam z tobą o tym pogadać.

- Pamiętaj, że możesz do mnie przyjść ze wszystkim, co ci doskwiera.

- Pamiętam. - Włączyłam telewizor. - Powinieneś zostać psychologiem. Marnujesz się w tej drużynie.

- A propòs drużyny: kiedy idziemy potrenować?

- O matko! - Złapałam się za głowę. - Kompletnie o tym zapomniałam!

- To już ze starości, mówię ci. - Zachichotał. - Ale powiedz, jeśli będziesz chciała.

- No dobrze - odparłam.

A potem już zamilkłam, popijając pyszną earl grey z kubka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • lea07 15.08.2016
    Boskie opowiadanie <33333. Bardzo mi się podoba :). Cieszę się, że poznała prawdę. Wierzę, ze wszystko się jakoś ułoży. 5 :)
  • littleplayer19 16.08.2016
    Nie mogłam już trzymać akcji w napięciu :D
  • Zagubiona 19.08.2016
    Świetnie, świetnie, świetnie. Z jednej strony współczuję Mo... no bo on nic nie zrobił... nie pocałował Emily, ale za ten durny zakład to mu się należało. ^^ 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania