Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 25

Mario

 

Rano odebrałem niespodziewany telefon od mojego agenta. Stwierdził, że ma dla mnie dobrą wiadomość, ale to nie jest rozmowa na komórkę, więc postanowiliśmy się spotkać, aby obgadać to na spokojnie.

- Panie Götze - przywitał się i przedstawił mi siedzącego obok mężczyznę - to Pep Guardiola , zarządca drużyny Bayern Monachium .

- Witam. - Wymieniliśmy uścisk dłoni.

- Panie Götze, ostatnio bardzo często przyglądaliśmy się pana grze na meczach i jesteśmy pod szczególnym wrażeniem. Chcielibyśmy zaproponować panu kontrakt z naszą drużyną.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch.

- Ja... Nie wiem, co powiedzieć - wydukałem. - Niestety, nie mogę zostawić mojej obecnej drużyny.

- Rozumiem - przytaknął. - Jeśli jednak by się pan zdecydował, proszę, oto moja wizytówka.

- Dobrze, przemyślę to i wkrótce dam odpowiedź.

 

Menedżer Bayernu dodał jeszcze coś na koniec, a ja wyszedłem ze spotkania dziwnie zmieszany. Nie wiedziałem, co powinienem o tym wszystkim myśleć. Wizja zmiany drużyny była dla mnie czymś niezwykłym - otwierała mi drogę do jeszcze większej kariery, a pieniądze... Nie jestem materialistą, ale zaproponowano mi bardzo dużą sumę, za którą mógłbym żyć lepiej. Tylko głupi by nie przyjął takiej oferty.

Z drugiej jednak strony - trenowałem u boku moich kumpli w Borussii od... zawsze. Odkąd tylko potrafiłem sięgnąć pamięcią. Ta drużyna jest dla mnie drugą rodziną. Moi kumple są dla mnie przyszywanymi braćmi. Nie mógłbym tak po prostu ich zostawić. A przynajmniej nie teraz, kiedy wygraliśmy mecz i czekają nas dalsze rozgrywki. Tak, to nie jest dobry czas na przenosiny.

Moje myśli przerwał dzwonek, który ustawiłem tylko dla tej jednej osoby, żeby móc od razu poznać, od kogo spodziewam się telefonu.

- Dasz wiarę, kto jest dzisiaj na okładkach wszystkich gazet w mieście? Ba, na świecie, stary!

- Oświeć mnie - odparłem.

- JA! - zawołał do słuchawki. - "Bajeczne oświadczyny Marco Reusa i Leny Morgan". A to tylko jeden z nagłówków!

- Wykupiłeś po jednym egzemplarzu każdej gazety? - zdziwiłem się.

- Stary - dodał z innej beczki - tabloidy po prostu biją się o informacje o moich zaręczynach!

- Przecież wiedziałeś na co się piszesz, prosząc ją o rękę na oczach kilkunastu tysięcy ludzi na stadionie i drugiego tyle przed telewizorami.

- Matko boska, Mario, czuję się jak superstar!

- Jasne, pozasłaniaj okna, bo nie odpędzisz się od paparazzich, super-gwiazdorze.

Potem rozłączyłem się i wróciłem do domu.

 

Ver

 

Około dziesiątej rano obudził mnie telefon. Od Dominiki. Zastanawiało mnie, czego moja przyjaciółka mogła chcieć o tej porze, bo byłam już przyzwyczajona do faktu, że jeśli dzwoniła tak rano, to coś musiało być na rzeczy.

- Śpisz? - zapytała.

- Nieee, nieee - odpowiedziałam, zatajając przed nią to, że właśnie mnie obudziła. - Już od dawna jestem na nogach.

- Jejku, to świetnie, bo mam problem! Ale to nie jest rozmowa na telefon. Może mogłabym do ciebie wpaść?

- Teraz?! - zawołałam, wyskakując spod kołdry i tym samym przewracając coś z szafki obok łóżka.

- Co ty tam demolujesz? - zainteresowała się. - Jasne, że nie teraz. Pasuje ci za godzinę?

Zmarszczyłam brwi. Jasne, że nie pasowało, bo musiałam szybko ogarnąć dom, ale mim to zgodziłam się. Była moją przyjaciółką, więc powinna wybaczyć mi bałagan.

Zbiegłam na dół, otworzyłam lodówkę i wpakowałam sobie do ust szybką kanapkę z pomidorem. W tym samym momencie usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Matko, czy ta Dominika naprawdę nie ma wyczucia czasu?!

Wyjrzałam na korytarz. To tylko mój jakże ukochany brat.

- Ech, to ty... - zauważyłam.

- A spodziewałaś się kogoś innego?

- Właściwie to tak.

Spojrzał na mnie, ale zaraz potem zrozumiał, że miałam na myśli albo Domi, albo Mario.

- Nie powinieneś mieć treningu? - zdziwiłam się.

- Miał być, ale wyszła jakaś nagła sytuacja i trener musiał jechać. Mamy wrócić wieczorem, więc czeka mnie pół dnia cudownego leżakowania przed telewizorkiem. - Włączył telewizor, a na ekranie natychmiast rozpoznałam czołówkę "Miłości w Meksyku". Zabrałam mu pilot i zmieniłam kanał na jakiś boks.

- Ej! Ja to chciałem obejrzeć!

- Nic z tego - odparłam. - Niedługo wpada tu Dominika i mógłbyś chociaż raz sprawiać wrażenie normalnego.

- Przecież jestem normalny.

Ostentacyjnie uniosłam jedną brew.

- Oglądasz historię o romansach biznesmena Diega, sam sobie odpowiedz.

Skrzyżował ręce na piersi, gdy rozległ się dzwonek do drzwi i z pilotem w dłoni pobiegłam otworzyć. To Dominika.

 

*

 

- I to jest ta sprawa na wagę złota? - zdziwiłam się. - Kup mu coś ładnego i po sprawie.

- Ale ja nie chcę tylko czegoś ładnego! Ja chcę, żeby ten prezent coś dla niego znaczył.

- Każdy prezent od ciebie będzie dla niego wiele wart - zauważyłam. - Nie ma co się martwić.

W tym samym momencie do salonu wparował Marco.

- Gadacie o facetaaach? - Zaśmiał się.

- Wynocha stąd. - Rzuciłam w niego poduszką. - Naucz się nie wtrącać w nie swoje sprawy.

- A ja wieeem, co Dominika może kupić Lucasowi na urodziny...

- Naprawdę?! - podekscytowała się. - Mów!

- Veronica kazała mi iść...

- Och, daj żesz już spokój! - poprosiłam.

Cały sens wizyty Dominiki w moim domu opierał się na tym, że niedługo miały miejsce urodziny Lucasa, o których dacie co prawda nie miałam wcześniej pojęcia, a Dominika chciała urządzić dla niego przyjęcie. Haczyk w tym, że miałam jakoś przekonać Mario, aby mi w tym pomógł. I żeby wszystko zachować w tajemnicy przed jego bratem.

 

 

***********************************************************************************

Przepraszam was za moją nieobecność. Teraz postaram się dodawać chociaż jeden rozdział.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania