Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 8

Ver

 

Przebudziłam się i sięgnęłam po telefon. Wyświetlacz wskazywał godzinę dziewiątą rano. Jakoś nie za bardzo się tym przejęłam, bo właśnie była sobota, a trening zaczynał się dopiero o drugiej po południu. Poleżałam jeszcze przez chwilę, ale potem zmusiłam się do wstania i ogarnięcia swojego wyglądu. Zeszłam na dół do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie i od progu natknęłam się na Marco.

- Witam szanownego braciszka - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

- Wyspałaś się? - zapytał. Właśnie robił jajecznicę.

- Jak małe dziecko. - Uśmiechnęłam się.

Marco podał mi talerz z jedzeniem, a potem usiadł naprzeciwko mnie i wspólnie zjedliśmy śniadanie.

- Dlaczego spotykasz się z tym całym Moritz'em? - zapytał nagle Marco.

Przyznam, to pytanie mnie zaskoczyło.

- Możemy teraz o tym nie rozmawiać? - odpowiedziałam, ale on spiorunował mnie wzrokiem. - Marco, ja sama chciałabym to wiedzieć. Ciągle na niego wpadam.

- Ale czujesz coś do niego?

- Nie wiem. Z jednej strony tak, ale z drugiej... nie. To nie takie proste. - Pokręciłam głową.

- Może to tylko zauroczenie?

- Pewnie tak, bo kto by chciał ze mną być...

- Gadasz głupoty. Z taką urodą nie da się być niezauważalnym. Więc głowa do góry, zobaczysz, spotkasz jeszcze księcia.

Tymi słowami wywołał uśmiech na mojej twarzy.

- A jak na razie, masz ciągle na siebie uważać. Lepiej, żeby ta znajomość nie zaszła za daleko.

- Pamiętam, Marco. Umiem sobie poradzić w takich sytuacjach - odparłam stanowczo i włożyłam swój talerz do zmywarki.

 

Mo

 

- Dlaczego tak szybko wyszliście? - zapytał Thomas, kiedy spotkał mnie na treningu.

- Mówiłem ci wczoraj, Ver źle się poczuła.

- Jasne. - Zawadiacko poruszył brwiami. - Po prostu się przyznaj, że chciałeś szybciej wygrać zakład. No, przyznaj się, co robiliście...

- Odwiozłem ją tylko do domu, dociera?!

Thomas skrzyżował ręce na piersi.

- Czas ci umyka, Mo. Z myślą o tobie specjalnie ubrudzę kilka piłeczek, żeby ci się przez najbliższy miesiąc nie nudziło.

- Daruj sobie - odparł Mo. - Po cholerę zaprosiłeś Emily?

- A kogo miałem zaprosić jak nie swoją dziewczynę? O, przepraszam, zapomniałem że ty nie posiadasz swojej.

- Jesteś wredny.

Gdy trening się zakończył, wszyscy zeszliśmy się przebrać. Potem nie marzyłem już o niczym innym, jak o powrocie do domu. Nie miałem na nic siły, trening okazał się niezwykle męczący. Po szybkim odświeżeniu, padłem na łóżko, przymykając lekko oczy.

 

Ver

 

Po kryjomu zabrałam torbę i wyszłam, kierując się na boisko. Szybko wpadłam do szatni, a potem na murawę. Tam już czekały na mnie dziewczyny.

Trening nie należał do najłatwiejszych, jednak my się nie poddawałyśmy. Kiedy zabrzmiał ostatni gwizdek, wszystkie ruszyłyśmy w stronę szatni. Przebrałam się i pożegnałam z dziewczynami.

Droga do domu minęła mi spokojnie. Wchodząc do budynku, zdjęłam obuwie i przemknęłam do swojego pokoju. Zostawiłam torbę i poszłam się odświeżyć. Kiedy to zrobiłam, zeszłam na dół coś zjeść. Akurat znalazłam w lodówce odrobinę obiadu, który pewnie przyrządził Marco. Nie miałam na nic siły, więc gdy tylko zjadłam, położyłam się spać.

 

Moritz

 

Rano popędziłem na trening, gdyż przygotowywaliśmy się od długiego czasu do ważnego meczu. Zdziwiłem się jednak, gdy nie zobaczyłem Thomasa.

- Gdzie Tom? - zapytałem.

Lucas wzruszył ramionami. Leo również. Postanowiłem zapytać siedzącej na trybunach Emily, może ona coś wiedziała. To w ogóle dziwne, że przyszła na nasz trening. Może liczyła, że zobaczy się z Thomasem, a tymczasem on nie przyszedł.

- Cześć, Emily! - zawołałem, na co ona się ucieszyła.

- Ooo, Mo, miło cię widzieć.

- Nie widziałaś może Thomasa?

- Nie - powiedziała. - I szczerze, średnio mnie to obchodzi.

- Słucham?

- Nie myślałeś chyba, że przychodzę tu dla niego.

- SŁUCHAM?!

- Nie cieszysz się, że mnie widzisz, skarbie?

- Dobra, o co ci chodzi?

- Boże, Mo, ale ty jesteś głupiutki! Nadal nie rozumiesz? - Podeszła do mnie i zrobiła maślane oczka. - Zależy mi na tobie.

To sprawiło, że oprzytomniałem.

- Na mnie?! Przecież ja cię nie znam! A co z Thomasem?

- Thomas to... Przykrywka. Muszę jakoś być bliżej ciebie, prawda?

- Nie uważasz, że nie będzie zadowolony, kiedy się dowie?

- Wcale nie musi się dowiedzieć.

- Ale niestety mu powiem - oświadczyłem i chciałem się oddalić, ale ona dodała:

- Nie zrobisz tego. Bo wtedy ja powiem Ver wiele fałszywych rzeczy na temat twój, nasz... - zachichotała. - I jestem bardzo ciekawa, co ona na to powie...

- Przecież nic nas nie łączy!

- Ale może, słońce! Zrozum, Ver nie jest ciebie warta. A ja...

- Ja nie jestem z Ver - powiedziałem stanowczo. - I nie chcę nikogo więcej, a na pewno nie kogoś takiego, jak ty.

Ona tylko szepnęła, jakby pod nosem:

- Ale wkrótce będziesz mieć.

I odeszła z powrotem na trybuny.

 

Po treningu zeszliśmy do szatni. Nie odzywałem się przez resztę ćwiczeń. Wykonałem chyba z milion połączeń do Thomasa, ale on jakby w ogóle nie słyszał, że ktoś próbuje się do niego dodzwonić.

- Odbierz, stary, proszę cię...

- Do kogo ty tak wydzwaniasz? - zapytał Leo. A gdy powiedziałem mu, że do Thomasa, dodał: - Mówił, że dzisiaj go nie będzie. Zapomniałem przekazać. - A potem stanął dęba, jakby coś go raziło. - O nie, miałem przekazać trenerowi!

Po tych słowach wybiegł z szatni bez butów, w stanie takim, ile zdążył się przebrać. Lucas i reszta moich kolegów z drużyny zaśmiali się.

 

Wracając do domu, zauważyłem Thomasa idącego za rękę z Emily. Podbiegłem do nich natychmiast.

- O, siemka stary, co...

- DZWONIŁEM DO CIEBIE!

Wyjął telefon i odblokował ekran. 28 połączeń.

- Oo, yy, ja... Był wyciszony.

- Jasne - burknąłem. - Możemy pogadać? - Spojrzałem wilkiem na Emily, która wciąż uśmiechała się jak słodka kobietka. - W cztery oczy.

- Oj, Mo, no co ty, nie mam przed Emily żadnych tajemnic.

- Ale ja mam - odpowiedziałem stanowczo. - I ona przed tobą również...

- Nie przesadzaj, Mo. Mów szybko, bo trochę się nam śpieszy.

- Chodź. Na. Stronę. - cedzę przez zęby z resztkami spokoju. - TERAZ.

Przewraca oczami, ale puszcza rękę Emily, całuje ją w policzek i dodaje:

- Zaraz wracam,misiaczku.

Wyszliśmy za róg, obok jakiegoś płotu.

- Misiaczku? - pytam. - Serio?

- Odczep się. - prosi. - No, gadaj, co jest takie ważne, że przerywasz mi... No wiesz.

- Nie wiem - mówię, a potem już całkiem poważnie dodaję: - Musisz z nią zerwać, Tom.

- Ha-ha, CO?

- Ona cię wykorzystuje, stary. Dzisiaj rano powiedziała mi...

- Czekaj, czekaj. Przyłazisz sobie tak po prostu i gadasz jakieś bzdury! Nawąchałeś się czegoś czy jak?!

- Emily cię nie kocha! Jesteś moim kumplem i wolę ci o tym powiedzieć.

- Wiesz co? - dodaje. - Mam to gdzieś. Przyznaj, że po prostu chcesz rozwalić mój związek.

- Po co niby miałbym to robić?!

- Bo kochasz się w Emily?!

- ŻE CO?! - krzyknąłem. - Na głowę upadłeś?! W tej... W tej...

- No. Dokończ.

- W tej... pijawce?!

- O nie, stary, teraz przesadziłeś! Odejdź stąd albo pożałujesz.

- Dlaczego mi nie wierzysz?! - odpowiadam. - Chcesz pobić przyjaciela, bo powiedział ci prawdę?!

- To żadna prawda. Jakieś dyrdymały i bzdury. Co, Ver już ci się znudziła? Masz chrapkę na dziewczynę kumpla, co?

- Stary, nic nie rozumiesz!

- Doskonale rozumiem. I wiesz co? - mówi. - Powiem o wszystkim Veronice. - Odwraca się i na odchodne dodaje tylko: - Właśnie straciłeś przyjaciela.

Wychodzi za róg i natychmiast wpada na stojącą tam Emily.

- Emily? - dziwi się. - Przecież miałaś pocze...

- Tak, wiem, poczekać. - Robi maślane oczka. - Ale tak długo rozmawiałeś, że się stęskniłam. I krzyczeliście, więc postanowiłam...

- Podsłuchiwać? - dokończyłem.

Spojrzeli na mnie naburmuszeni. Thomas chwycił Emily za rękę i odeszli w przeciwną stronę.

 

Veronica

 

Siedziałam w domu kiedy ktoś zapukał do drzwi. Marco ani Leny nie było w domu, wyjechali kilka dni temu, żeby odpocząć i zostawili wszystko na mojej głowie. Nie miałam pojęcia, kogo mogę się spodziewać. Ale ostrożnie zeszłam na dół i wyjrzałam przez wizjer.

- Moritz? - zdziwiłam się na widok chłopaka. - Co ty robisz tutaj tak póź...

- Miałaś rację. - Odparł przekraczając próg. - Emily to... To... Aż brak mi słów. A Thomas to kompletny kretyn!

- Ale co się stało? - zapytałam spokojnie.

- Uwierzysz, że Tom zerwał naszą przyjaźń?! Naszą przyjaźń od dobrych kilku lat! A wszystko dla tej oszustki!

- Mo, spokojnie, o czym ty mówisz?

Przeszliśmy do salonu, usiadł na sofie, a ja obok niego.

- Ona go wykorzystuje, Ver. Przyznała to. Powiedziałem mu całą prawdę, a on zamiast na nią, wkurzył się na mnie.

- Wiesz... Nie dziwię mu się, ty na jego miejscu też byś nie uwierzył.

- Ver, proszę cię, pomóż mi jakoś go z tego wyrwać. Z tego toksycznego związku.

- Ale co ja mam niby zrobić? Jest dorosły, Mo, nie powinniśmy wtrącać się do jego życia.

- Jest dorosły, ale głupi. Martwię się o niego.

- Doskonale cię rozumiem.

 

**

 

Następnego dnia wieczorem Ver wybrała się do klubu, aby zrzucić z siebie trochę niezbyt pozytywnej energii. Zabrała torbę i wyszła, ale to, co tam zobaczyła sprawiło, że na moment znieruchomiała. Zobaczyła chłopaka, który cały czas chodził jej po głowie.

- Moritz? - zapytała. - Znowu mnie śledzisz?

- Ja? - parsknął udawanym śmiechem. - Przecież ja mam powołanie do boksowania, dlatego tutaj jestem.

Uśmiechnęła się.

- Więc chodź na ring, bokserze - zaproponowała ruchem ręki.

- Żartujesz? Nie będę bił dziewczyny - dodał, ale szybko dostał od niej w brzuch. Złapał się za niego. - Nie byłem gotowy - wydusił z siebie.

Veronica zaśmiała się i uniosła dłonie w rękawicach.

- Rewanż? - zaproponowała.

 

Moritz wykonał cios, ale w taki sposób, aby nie trafić Ver. Nie chciał jej bić na poważnie, ale wszystko wskazywało na to, że walka jej się podobała. Ruszyła ręką, ale Moritz ją złapał. Potem zablokował drugą.

- Szach-mat! - zawołał, trzymając ją tak, że nie mogła się wyrwać.

- Chyba ci się sporty pomyliły. - Uśmiechnęła się lekko.

A potem spojrzała mu w oczy. On jej też. I stali tak i patrzyli sobie w oczy. Widać było, że zatracili się w sobie nawzajem. Po chwili odległość między nimi zmniejszyła się tak, że ocierali się nosami. Chłopak nie wytrzymał i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Wtedy cały świat wokół nich zdawał się kompletnie nie istnieć.

Ver odsunęła się od chłopaka.

- Nie - szepnęła. - Nie mogę.

Miała być uważna, więc czym prędzej pobiegła do szatni, zostawiając Moritza samego. A on sam nie wiedział, czy powinien ciągnąć zakład dalej. Jakaś iskra z wnętrza zaczęła mu podpowiadać coś innego. Ale dalej nie miał pojęcia.

 

Mo

 

Postanowiłem, że przejdę się do tego samego klubu, co Ver. Chciałem jakoś odreagować to, co ostatnio miało miejsce w moim życiu. Co prawda nie widziałem siebie w roli zawodowego boksera, ale myśl o tym, że mógłbym spotkać Ver bardzo mi się spodobała. Nie minęła chwila, a ja już znalazłem się pod budynkiem. Poszedłem się przebrać i wszedłem na salę wraz z trenerem.

 

- Wstawaj, księżniczko! - zawołał trener, gdy upadłem po zderzeniu z workiem treningowym. - Takie bicepsy nie rosną od gry w piłkę, więc pokaż na co cię stać!

Chciałem uderzyć worek kolejny raz, już kompletnie zrezygnowany, ale usłyszałem znajomy głos.

To była ona. Matko jak seksownie wygląda z tymi rękawicami. Matko Mo co ty w ogóle pieprzysz. Przecież ona jest tylko twoim zakładem nic więcej. Spoglądałem jeszcze chwile na nią oraz jej ciało. Po chwili przestałem się na nią bezczynie gapić gdyż coś do mnie mówiła.

- Ja? - parsknąłem udawanym śmiechem. - Przecież ja mam powołanie do boksowania, dlatego tutaj jestem. Widziałem jak się uśmiecha. Boże co ona ze mną robi. Mo weź się ogarnij - karciłem swoje myśli.

- Więc chodź na ring, bokserze - zaproponowała.

- Żartujesz? Nie będę bił dziewczyny - dodałem, a po chwili poczułem uderzenie i zgiąłem się w pół. Złapałem się za bolące miejsce. - Nie byłem gotowy - wydusiłem z siebie.

Veronica zaśmiała się i uniosła dłonie w rękawicach.

- Rewanż? - zaproponowała. Czemu nie pomyślałem.

 

Wykonywałem takie ruchy, aby nie zrobić jej krzywdy. Widziałem, jak Ver bierze zamach, jednak zatrzymałem ją. A potem złapałem drugą rękę tak, że nie miała żadnej możliwości, aby mnie uderzyć.

- Szach-mat! - zawołałem, trzymając ją tak, że nie mogła się wyrwać.

- Chyba ci się sporty pomyliły. - Uśmiechnęła się lekko.

Spojrzałem na jej twarz Jeju, jakie ona ma hipnotyzujące oczy. Nie mogłem oderwać od nich wzroku. Ona chyba też nie wiedziała, co powinna zrobić. Postanowiłem zmniejszyć odległość między nami. Dziewczyna nie protestowała. Ocieraliśmy się nosami. Już nie mogłem wytrzymać i wpiłem się w jej lekko różowe usta. Nie całowałem zachłannie, aby jej nie wystraszyć, lecz bardziej namiętnie. Nie powiem, od dawna tego chciałem - spróbować, jak smakują jej usta. Jednak ona dotychczas odtrącała mnie na każdy możliwy sposób. A teraz całowaliśmy się. Po chwili poczułem, jak odpycha mnie od siebie, czym zakończyła nasz pocałunek.

- Nie - szepnęła. - Nie mogę.

Nie wiedziałem, o co jej chodziło. Czyżby żałowała tego, co się właśnie stało? Nie wiedziałem, co powinienem o tym wszystkim myśleć. Ver uciekła prawdopodobnie do szatni, a ja zostałem sam. Musiałem sobie to wszystko na spokojnie poukładać. Czy powinienem ciągnąć zakład dalej? Jakaś iskra z wnętrza zaczęła mi podpowiadać coś innego. Ale wciąż nie miałem pojęcia, czy czuję coś do niej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • lea07 11.08.2016
    O Jezu boooosskkkiiieeee <33333333. Cudooooo. Bardzo mi sie podoba <333333. 5 bo więcej nie mogę :(
  • littleplayer19 11.08.2016
    Cieszę się że komuś się podoba to co piszę :D Dziękuję za bardzo miłe słowa :)
  • lea07 11.08.2016
    Podoba, podoba :). A tak w ogóle to zapraszam do siebie w wolnych chwilach jeśli chcesz :)
  • littleplayer19 11.08.2016
    Z chęcią zajrzę :D
  • Zagubiona 19.08.2016
    Świetnie! Pocałunek... kurde, nie chce, żeby Mo skrzywdził Veronice. :( Błędów nie wiedziałam, akcja dzieje się bardzo ładnie, czasem troszkę mało opisów emocji dziewczyny. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania