Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 28

Wpatrywałam się w niego, on we mnie. Zapanowała pomiędzy nami niezręczna cisza. Dostrzegłam z mimiki jego twarzy, że był zakłopotany. Nie czekając, podeszłam do niego. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja po prostu wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka w dużego misia. Mario odwzajemnił gest, chowając się w zagłębieniu mojej szyi. Nie chciałam, aby odchodził i zostawił mnie samą.

- Kocham cię, Mario. Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.

- Wiem o tym, kochanie. Ja również tego nie chcę - odparł, całując mnie w czoło.

- To zostań ze mną, tutaj.

- Bardzo chcę zostać i mieć cię zawsze przy sobie, ale to konieczne. Moja drużyna jest teraz w innym miejscu.

- Rozumiem to. - Spojrzałam mu w oczy. - Pamiętaj, że masz mnie odwiedzać i dzwonić każdego dnia - dodałam.

- Oczywiście, skarbeczku.

- Będę tęsknić, Mario.

- Ja już tęsknię, moja mała, silną Ver - powiedział, zarumieniłam się lekko na jego słowa.

 

Mario ...

 

Siedzieliśmy w salonie. Moje myśli wciąż krążyły wokół wszystkiego, ale nie tego, na czym naprawdę potrzebowałem się skupić. Nie docierało do mnie jeszcze, co będzie, kiedy zmienię barwy. I czy Marco zaakceptuje moją decyzję. Zresztą, to chyba oczywiste po tym, jak zareagował na stadionie. Z rozmyślań wyrwała mnie dziewczyna. Była smutna.

- Słonko, co się dzieje?

- A co ma się dziać?

- Widzę, że jesteś przygnębiona i coś cię dręczy.

- Spokojnie, to tylko zmęczenie, gdyż chce mi się spać.

- Rozumiem - powiedziałem biorąc ją na ręce.

- Mario, co ty wyprawiasz? - Zachichotała.

- Niosę moja księżniczkę do łóżka.

- Jaką księżniczkę, ja jej tu nie widzę - odparła, lekko się uśmiechając.

- Chyba musisz iść do okulisty, kotek.

- Nie bądź taka mądra, bo ci stanie trąba - powiedziałem, wchodząc do sypialni, a Ver zaczęła śmiać się jak opętana.

- Mario, ja cię mogę uświadomić, że mi naprawdę nie ma co stanąć - nadal rechotała.

- A włos na głowie to co - odparłem, stawiając ją na podłodze. - Zboczuchu jeden...

- Że ja. - spojrzała z uniesioną brwią. - To na pewno nie ja, kochanie.

- Głodnemu chleb na myśli, królewno.

- Oj, dobra, dobra, nie łap mnie za słówka - powiedziała, kładąc się na łóżku.

- Ależ ja bym nie śmiał tego robić. - Zbliżyłem się do niej.

- Dobrze, nie tłumacz się już.

 

Ver...

 

Chłopak zbliżał się, skracając odległość między nami. Nie wiedziałam, czemu on tak na mnie działał. Widząc, że zdejmuje koszulkę, zrobiło mi się gorąco, a moja twarz oblała się rumieńcem. Podszedł bliżej, tak, że nasze nosy się stykały. Widziałam w jego oczach iskry oraz pożądanie, gdy złapał moją twarz w swoje silne dłonie. Nadal patrzyłam na niego, kiedy jego usta wylądowały na moim czole. Czułam się jak mała dziewczynka, która znalazła swojego rycerza. Bujałam w swojej wyobraźni, dopóki nie wstał, żeby podejść do szuflady. Wyjął z niej parę bokserek i wyszedł, zostawiając mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. A zapowiadało się ciekawie... Oj, zaskakujesz mnie, Mario Götze. Postanowiłam się rozgościć i podkradłam jedną z jego koszulek.

Odświeżona wgrzebałam się pod pościel i przymknęłam oczy. Po chwili poczułam, jak materac się ugina. Mimowolnie się uśmiechnęłam na widok Mario i on na mój również. Moje spojrzenie powędrowało jednak na usta chłopaka, które po chwili złączyły się razem z moimi.

 

Nie czekając długo, pocałowałem jej słodkie usta. Kochałem widok jej zielonych tęczówek. Objąłem ją w talii, a głowę schowałem w zagłębieniu jej szyi i tak zasnąłem.

 

Mario przyciągnął mnie do siebie, mocniej ściskając w tali. Moje nogi były splecione z jego nogami. Czułam się bezpiecznie, kiedy jego ramiona oplatały moje ciało. Złączeni zasnęliśmy.

 

*

 

Veronica wróciła do domu nad ranem, cicho jak mysz wślizgując się na pierwsze stopnie schodów na zewnątrz. Nacisnęła klamkę drzwi wejściowych, ale te wcale nie zamierzały się otworzyć. Przetrząsnęła pospiesznie wszystkie kieszenie, ale po jej kluczu nie było ani śladu.

"No pięknie" pomyślała. "Jak mogłam zostawić go na komodzie?!"

Widziała kiedyś na jakimś filmie, jak detektyw próbował otworzyć zamek za pomocą prowizorycznego wytrycha ze wsuwki do włosów, dlatego przyszło jej na myśl, żeby zrobić to samo. Potem jednak zrozumiała, że to naprawdę głupi pomysł, bo przecież dom posiada alarm antywłamaniowy i raczej mało kto uwierzyłby, że można włamywać się do własnego mieszkania.

Kilkakrotnie wybrała numer do brata, ale za każdym razem odpowiedziała jej cisza. W końcu zdecydowała się na ostateczny krok.

- MARCO! - zawołała, stając pod oknem jego sypialni. - MARCO REUSIE, OTWIERAJ MI NATYCHMIAST DRZWI!

Zaspany Marco wyjrzał na zewnątrz.

- Co jest? - zdziwił się.

- Otwórz drzwi.

- Co?

- DRZWI! Chcę wejść do domu.

- Zostałaś u niego, to myślałem, że teraz mieszkasz tam.

- NO TY CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ!

Marco przewrócił oczami, ale zniknął w cieniu pokoju.

Veronica obejrzała się za siebie. Na chodniku, za ogrodzeniem stała jakaś kobieta z małym synkiem, który ciągnął ją za rękaw.

- Mamo, mamo, a ten pan wyrzucił swoją żonę z domu?

- Przestań, kochanie, to tego pana sprawa.

- To mój BRAT! - zawołała Veronica, a potem wparowała do środka, gdy Marco jej otworzył.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania