Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 11

Lucas

 

Po treningu przebieraliśmy się w szatni. Czułem się nieco dziwnie, pozbawiając Toma i Mo szansy na zagranie w meczu. Ale obaj sobie na to zasłużyli i to było niewątpliwe.

- Jak myślisz - zaczął Leo, zmieniając buty - obaj mówią prawdę?

- Co? - zdziwiłem się.

- No Thomas i Moritz - spojrzał na mnie. - Nie wierzę, że ten zakład sam wyszedł na światło dzienne. Tak samo z Emily. Ta cała akcja to musi być coś grubszego.

- To skończony temat, Leo. Nie sprawisz swoimi wywodami, że przyjmę ich z powrotem do drużyny.

- Nie chodzi o to. Może to po prostu jakiś wkręt?

- Wkręt? Tak, masz rację, prawie się pozabijali, bo chcieli nas wkręcić. Myślisz czasem?

- Lucas, posłuchaj mnie! To mi śmierdzi jakąś intrygą. Emily i Veronica się nie lubią, prawda?

- No i co z tego?

- A to, że może to wszystko zostało przez którąś uknute.

- Chyba nie wierzysz, że Ver byłaby zdolna to zrobić. Przecież widziałeś ją. Unikała Moritza przez długi czas.

- Tak, ale jest też Emily.

- A co ona ma do tego?

- Boże, Lucas! - łapie się za głowę. - To przecież o nią tu chodzi! To z nią chodził Tom i to ją zobaczył jak całuje Moritza. Wierzysz, że pocałowałby dziewczynę najlepszego kumpla?

- Słuchaj, Leo...

- Czy TY pocałowałbyś dziewczynę NAJLEPSZEGO kumpla?!

- N-I-E - cedzę przez zęby. - Zadowolony? Do czego to wszystko ma zmierzać?

- Moritz nic nie zrobił, Luc.

- Jasne, ty to wiesz, ale inni sądzą co innego.

- Udowodnimy im to.

- Czekaj... MY? - dziwię się.

- Och, przestań udawać, że nie wierzysz w niewinność Mo. Przecież ten chłopak jest potulny jak baranek. Nigdy nie zrobiłby czegoś takiego kumplowi. Nie jest aż taką świnią.

- Więc co zamierzaMY?

Spojrzał na mnie znacząco i uniósł brew.

- Ktoś tu musi odegrać czarną robotę detektywa - odparł. - Pobawimy się w agentów, Luc. Zawsze chciałeś.

 

Następny dzień

 

Przekręciłam się na drugi bok w momencie, gdy telefon zabrzęczał. Informował o wiadomości od trenera, który dał mi znać, że trening został przeniesiony na jutro. A więc cały dzień miałam dla siebie.

Na dole przywitałam się z bratem i jego dziewczyną, a potem swoje kroki skierowałam do kuchni. Mój brzuszek domagał się czegoś do jedzenia, więc poczęstowałam się jedną dodatkową porcją jajecznicy, którą przygotowała Lena. Normalnie kocham ją za to.

- Dziękuję, Lenka! - zawołałam.

- Nie ma za co, kruszynko - odparła.

Jedzenie zniknęło z mojego talerza a ekspresowym tempie. Posprzątałam po sobie i właśnie wychodziłam z kuchni, gdy zauważyłam, jak brat szykuje się na trening. Jednak ja miałam inne plany.

 

Veronica postanowiła pójść ponownie do Fight Club. Musiała przyznać, że z pozoru pierwsze lepsze kłamstwo okazało się teraz dla niej nową pasją. Początkowo wymyśliła, że chodzi na boks tylko po to, aby wcisnąć ten kit swojemu bratu, ale z czasem zaczęła się przekonywać do tego sportu. I teraz dodatkowo mogła się pochwalić większymi bicepsami.

Ćwiczenia na worku treningowym stanowiły dla niej pewnego rodzaju ukojenie. Wyobrażała sobie, że ma on rysy Emily. Albo - ostatnio - także i Moritza. Nie ukrywała, że bardzo się zawiodła na tej znajomości i chętnie przetrąciłaby mu tę śliczną, zarozumiałą buźkę razem z kilkoma zębami. Ewentualnie nosem. Albo czymkolwiek innym, byleby tylko poczuł się tak zepsuty, jak ona po tym, czego się dowiedziała. Jak można być aż tak zadufanym w sobie, żeby traktować uczucia drugiej osoby jako materiał do zakładu? Nie wiedziała. Ale kopała i waliła pięściami w ten głupi worek z największą siłą, jaką dotychczas u siebie widziała. Uderzała go tak, jakby był Moritzem; chciała, żeby popamiętał ją na zawsze i dostał nauczkę za to, co zrobił. A właściwie - co zamierzał zrobić.

Z głową pełną myśli, Veronica nawet nie zwróciła uwagi na to, że z końca sali przyglądał jej się pewien chłopak. Ale nie mógł liczyć na to, że odwzajemni jego spojrzenie, bo pochłonięta była znęcaniem się nad tym biednym, niczego niewinnym workiem zwisającym z sufitu, jakby był kimś, kto ją skrzywdził. Ale wprawdzie tak było.

Dopiero potem, gdy szła już do szatni, zerknęła się jego stronę. I posłała mu uśmiech. Bo nie był Moritzem.

Kiedy wróciła z powrotem na salę treningową, ponownie spotkała tego chłopaka.

- Zawalczymy? - zapytał z uśmiechem. Wydał jej się niezwykle miły, więc się zgodziła i weszli na ring.

Wykonał cios, ale ona zgrabnie go uniknęła. Nie spodziewała się, że zaatakuje pierwszy, więc szybko postanowiła mu oddać.

- Dobra jesteś - pochwalił ją.

- Niemniej niż ty.

Kolejny cios.

- Długo trenujesz?

- Nie - odpowiedziała.

- Długo trenujesz?

- Nie - odpowiedziała.

- Jak masz na imię? - zapytał w trakcie walki.

- Veronica. A ty?

- Mario. - Wymienili uścisk dłoni. - Miło cię poznać.

- Mnie ciebie również - odparła, lekko się uśmiechając. - Przepraszam cię, Mario, ale już będę się zbierać - dodała, spoglądając na chłopaka.

Widać było, że był starszy od niej. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Obserowała każdy jego ruch oraz napięcie mięśni. W końcu spotkała się z jego wzrokiem. Jego brązowe tęczówki zatopiły się w jej - zielonych. Patrzyli tak na siebie nic nie mówiąc. W końcu Ver otrząsnęła się i skierowała swoje kroki do szatni.

 

Marco

 

Dojechałem do domu i przekręciłem klucz w zamku drzwi wejściowych. Otworzyłem, zdjąłem buty i wszedłem ze swoją torbą sportową do salonu. Rozwalił mnie widok śpiącej siostry. Była taka niewinna. Gdy spała, widziałem jeszcze obraz z dzieciństwa, kiedy była mała i uparta jak osioł. Teraz urosła, ale upór pozostał. Wspominając tak, zacząłem uśmiechać się sam do siebie. Potem poszedłem zanieść torbę do sypialni. Schodząc na dół od razu powędrowałem do kuchni, gdzie czekała na mnie nieziemsko pachnąca, zimna już lasagne. Podgrzałem ją, a po posiłku podreptałem do salonu, aby odpocząć przed telewizorem. Siadając na sofie, zauważyłem, że Veronica już nie śpi, więc postanowiłem zagadać.

- Wyspałaś się? - zapytałem.

- Troszkę tak - odparła.

- Dobre i to.

- I jak było na treningu? - dodała.

- A dobrze, tylko trener się z nas śmiał, a potem jakoś szybko zleciało - odpowiedziałem, przypominając sobie sytuację sprzed paru godzin.

- No nie dziwię się mu, bo ty zawsze coś odwalasz. - Uśmiechnęła się.

- Ależ ty miła. - Pokazałem jej język, ale potem spoważniałem. - A tobie jak dzień minął?

- Szybko i rekreacyjnie.

- To dobrze. A gdzie byłaś, że tak spytam?

- W klubie bokserskim, prawie cały dzień - odparła.

- A jak się czujesz po tych wydarzeniach?

- Wiesz, chcę o tym zapomnieć, ale kiedy o tym myślę, to od razu gotuje się we mnie.

- Dobrze, już nie wnikam, bo nie chcę, abyś była zła na mnie - odparłem.

- Spokojnie, Marco, nic ci nie zrobię. - Zaśmiała się.

- Dziękuję, że mi oszczędzisz tych katuszy - powiedziałem i obydwoje zachichotaliśmy.

- Kocham cię, braciszku - dodała i przytuliła mnie. Odwzajemniłem gest, ściskając ją mocniej.

- Kocham cię mocniej, siostrzyczko.

Puściłem ją, a ona zaczęła iść na górę. Nie zatrzymywałem jej.

Poszła, a ja zacząłem oglądać telewizję. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem.

- Cześć - przywitał się. - Jest może Veronica?

Zmarszczyłem brwi na widok tego chłopaka, który tak zranił moją siostrę.

- Moritz, tak? - zapytałem, na co on przytaknął. - Veronica dużo mi o tobie opowiadała.

- Naprawdę? - Prawie się ucieszył. - Co takiego mówiła?

- Tak - dodałem przesłodkim głosikiem. - Żebyś trzymał się od niej z daleka.

A potem z dumą zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • lea07 17.08.2016
    Cuudddoooowwnnneee <33333. Kocham to opowiadanie <333. 5
  • littleplayer19 17.08.2016
    <3 :D
  • Quitii 18.08.2016
    Czekam na kolejny rozdział :** 5.
  • Zagubiona 19.08.2016
    Końcówka boska, kocham to opowiadanie. Jest świetne! 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania