Dziewczyna z piłką - Rozdział 24
Mario
Dotarłem. Szybko wziąłem rzeczy i już byłem w szatni. Przywitałem się z resztą drużyny i przebrałem. Wyszliśmy na murawę i zaczął się trening. Widziałem, że Marco jeszcze bardziej stresuje się tymi zaręczynami, jednak wiem, że to jest jego rozsądna decyzja i jej nie zepsuje. Myśląc tak, nie liczyłem, że trening zleci tak szybko. Zeszliśmy do szatni, po czym przebraliśmy się i czekaliśmy. Po paru minutach przyszedł trener i dał nam stroje na mecz, abyśmy je założyli. Patrzyłem na Marco, ale on był ciągle nieobecny; chyba układał sobie w myślach wszystko od nowa. Trener zawołał nas do wyjścia. Zabrałem jeszcze tylko napój i wyszedłem. Stojąc w tunelu zastanawiałem się, czy Ver była na trybunach. Bardzo mnie to ciekawiło, lecz za chwilę sam miałem się o tym przekonać, bo wyszliśmy na murawę. Ustawiliśmy się, potem odśpiewaliśmy hymn, a na końcu tylko przywitanie się z drużyną i sędziami. Zostali tylko kapitanowie. Podszedłem do Marco, który wpatrywał się w trybuny jak małe dziecko w lizaka.
- Ma jedno z najlepszych miejsc - odparł Marco tuż przed meczem. - Teraz tylko pozostaje to wygrać, bo układa się idealnie.
- Widzisz, mówiłem, że nie ma się co martwić na zapas - dodałem. - Ciekaw jestem tylko, jak masz zamiar przemycić pierścionek. Przecież po meczu nie cofniesz się do szatni.
- Spokojnie. Wszystko obmyśliłem. Na drugą połowę wezmą go chłopaki.
- Czyli nie żartowałeś z tym, że będą go pilnować? - zachichotałem. - Jesteś nieprzewidywalny.
Tymczasem Lena zajęła swoje miejsce na trybunach. Towarzyszyła jej Ver oraz Lucas z Dominiką. Siostra jej chłopaka była czymś wyraźnie podekscytowana.
- Stało się coś? - zapytała z uśmiechem Lena. Zaintrygowało ją dobre poczucie humoru koleżanki.
- A bo wiesz... - odparła, ale szybko ugryzła się w język. - Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Mario na murawie.
- Ach - westchnęła. - Świetnie cię rozumiem.
Dominika zwróciła uwagę na to, że Lucas jest dziwnie przybity. Zapytała go o powód złego samopoczucia.
- Moritz - odpowiedział. - Nasza przyjaźń wydaje się sypać. Mam wrażenie, że totalnie mnie olewa. Jestem fatalnym kumplem.
- Nie mów tak, to nie twoja wina.
*
Mecz się rozpoczął.
"Szanowni państwo, witam wszystkich serdecznie na tym pięknym stadionie. Mamy piątek, godzinę dwudziestą pierwszą i dwie wspaniałe drużyny, które zawalczą dzisiaj o wygraną. Nasi gospodarze, Borussia Dortmund i goście - Real Madryt. Trenerzy obu drużyn zadbali o to, żeby ich podopieczni pojawili się w najlepszych składach. Zobaczymy w akcji takich piłkarzy jak Ronaldo czy Bale, ale również przedstawicieli naszych faworytów: Lewandowskiego, Götze i Reusa! Co za emocje, proszę państwa! Zacznijmy to wspaniałe spotkanie!"
Fala oklasków posypała się z trybun, gdy drużyna gości wprawiła piłkę w ruch.
Przeciwnicy wymienili między sobą kilka podań, próbując zaatakować bramkę drużyny Marco. Bezskutecznie. Pierwsza połowa meczu skupiała się głównie na podaniach i próbach ataku, w końcowych jej minutach dając przewagę Realowi jednym punktem zdobytym przez Christiano. Drużyna spodziewała się tego w pełni, dlatego chwilę przed końcem połowy wprowadziła do gry swoją taktykę na tę oto okazję. I tym sposobem celne podanie Marco do Mario pozwoliło zdobyć remisowego gola.
Drużyny zeszły do szatni.
- Ruszyliście na nich jak burza - zawołał trener. - Ale musicie pamiętać, żeby utrzymać taką grę przez cały czas. Łatwo ich przewidzieć i to jest dla nas okazja. Bądźcie uważni na to, co dzieje się na murawie.
W tym samym czasie Marco wygrzebał z szafy pudełko z pierścionkiem. Trener spojrzał na niego.
- Reus, słuchasz mnie w ogóle?! - krzyknął. - Liczę na grę na najwyższym poziomie!
Marco nie wiedział, co odpowiedzieć, więc jedynie przytaknął.
- Trenerze, trochę zrozumienia - dodał ktoś z tyłu. - On się dzisiaj oświadcza, więc niech mu trener odpuści.
Trener westchnął, ale uśmiechnął się.
- Też kiedyś byłem taki piękny i młody. A potem poznałem moją żonę - zaśmiał się. - Oczywiście żartuję. Trzymam za was kciuki. I za ciebie też, Reus.
Wychodząc z szatni, Marco zaczepił jednego ze swoich kolegów z drużyny, który zajmować miał miejsce na ławce rezerwowych.
- Kevin, proszę, przypilnujesz go dla mnie? - zapytał.
- Jasne, nie ma problemu.
Rozpoczęła się druga połowa. Kilka podań drużyny przeciwnika natychmiast doprowadziło do kolejnego gola Christiano i przewagi Realu 2:1. Trener postanowił dokonać zmiany na boisku.
- Kev - odparł. - Wchodzisz.
Kevin zrobił wielkie oczy.
- Ale... Treneiro ja...
Trener spojrzał na jego dłonie i ujrzał pudełeczko. Położył sobie dłoń na czole.
- Nie mów, że ty też się oświadczasz. Te kobiety wykończą mi najlepszych zawodników.
Kevin szturchnął siedzącego obok Moritza.
- Hej, Mo, potrzymasz go za mnie? Będę wdzięczny.
Moritz przytaknął i odebrał od niego pudełeczko. Dokonano zmiany i Kevin wszedł na boisko. Marco spojrzał na niego ze zdziwieniem. Miał przecież pilnować pierścionka. Gdzie on teraz jest?!
Przypatrzył się dokładnie i ujrzał pudełeczko w dłoniach Moritza. O nie, nie mógł pozwolić na to, żeby tamten coś z nim zrobił!
Oprzytomniał i przyjął piłkę od Mario, podając ją następnie do Roberta. Nagła bramka poderwała tłum kibiców do góry. Remis 2:2. Zawodnicy na ławce rezerwowych skoczyli z radości, tym samym jakieś szturchnięcie łokciem wybiło pudełko z rąk Moritza i pierścionek potoczył się gdzieś w trawę.
O nie! - pomyślał Mo, próbując jakoś wypatrzeć go w zielonym tartanie. Niestety, z takiej odległości nie mógł go znaleźć. Musiał wstać i przeszukać trawę. Tylko jak?! Wszyscy zauważą! Jeśli nie odzyska pierścionka w ciągu pół godziny będzie z nim źle. Naprawdę źle.
Moritz wstał, ale wzbudził tym zainteresowanie kolegów z drużyny.
- Dokąd idziesz? - zapytał ktoś.
- Ja... Yy... - Wskazał palcem na wyjście. - Muszę do toalety.
- Tylko się pośpiesz - wtrącił trener. - Zaraz wchodzisz.
Zrobił wielkie oczy. Co?! Ma wejść na boisko? To... To świetnie, ale... O nie, ma przechlapane.
Pobiegł do toalety, żeby nie wzbudzać podejrzeń i wrócił. Nadal nie wypatrzył pierścionka w trawie, a trener już kazał mu się rozgrzewać. Wpadł wtedy na dość głupi, ale jedyny pomysł.
- Mógłbyś to potrzymać? - Dał pudełeczko innemu piłkarzowi. Tamten zgodził się. Moritz był uradowany, że pozbył się balastu i do tego będzie mógł zagrać debiutancki mecz w tej drużynie. Wszedł na boisko, a komentator wywołał jego nazwisko.
Na trybunach Lucas zrobił wielkie oczy.
- To przecież Moritz! - zawołał. - Co on tutaj robi?!
- Gra - wtrąciła z powagą Ver, niezbyt zadowolona z faktu, że wszedł na boisko.
Tymczasem schodzący z murawy zawodnik, za którego wszedł Moritz, ujrzał w trawie małe świecidełko. Podniósł je ostrożnie. Pierścionek!
- Hej, chłopaki, któryś z was go zgubił?
Zerknęli do pudełka Marco. Puste! To był jego pierścionek. Zastanawiali się tylko, jak wypadł. Teraz postanowili pilnować go jak oka w głowie.
"Szanowni państwo, do końca spotkania pozostały niecałe dwie minuty. Mamy osiemdziesiątą ósmą minutę i remis 2:2. Zaraz, chwila, chyba coś dzieje się pod bramką naszych gości. Czyżby trener naszej drużyny podjął decyzję na miarę zwycięstwa, wprowadzając do gry nowego zawodnika, jak i nowego członka drużyny. Proszę popatrzeć tylko, jak Moritz Leitner mknie przez środek boiska. Oj, Ronaldo, bój się naszego ataku! "
Szybkie podanie Moritza do stojącego dalej Roberta pomogło zdobyć bramkę dla drużyny.
"Taak! Brawo, Robert Lewandowski! Proszę państwa, niewiarygodne! Wygrywamy to! "
Wielka radość podniosła się wśród kibiców, a gdy emocje jeszcze nie zdążyły opaść, komentator widząc biegnącego w stronę trybun Marco, który w jednej ręce trzymał mikrofon pożyczony od sędziego technicznego i małe pudełeczko w drugiej, zawołał:
- WIELKIE BRAWA DLA MARCO REUS'A!
Salwa oklasków zalała stadion, gdy ten wskoczył na niskie trybuny i kleknął przed swoją dziewczyną.
- Leno - zaczął do mikrofonu, który przejęła Ver. - Najwspanialsza kobieto mojego życia, czy zechciała byś spędzić je u mojego boku, jako moja żona?
Paparazzi nie przestawali robić zdjęć, gdy wzruszona Lena przetarła łzę radości z policzka. A potem odpowiedziała z uśmiechem:
- Tak.
A on założył jej pierścionek. Pierścionek, który wprawdzie wiele przeszedł. Ale to właśnie przez to był taki wyjątkowy.
Schodząc do szatni, wszyscy koledzy z drużyny gratulowali Marco. Wszyscy, z wyjątkiem Moritza. Uznał, że lepiej będzie, jeśli nie podejdzie do Marco. I tak tamten go nienawidzi ze względu na siostrę, więc lepiej nie wzbudzać niepotrzebnych kontrowersji.
- Słuchajcie - zaczął Marco, wchodząc na ławkę. - Proponuję małe świętowanie mojego sukcesu i zapraszam was wszystkich do mnie. Mam nadzieję, że nie zawiedziecie.
Oklaski zadowolenia zawładnęły szatnią.
- Będziesz? - zapytał ktoś Moritza.
Pokręcił głową.
- Nie dam rady.
Impreza rozpoczęła się o ósmej wieczorem w domu Marco. Nie mogło zabraknąć na niej Mario z Ver, kolegów z drużyny, a nawet Lucasa z Dominiką. Brakowało tylko Moritza.
Wszyscy świetnie się bawili, gdy w pewnym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi.
- Ver - poprosił Marco, który zajęty był przełączaniem muzyki - możesz otworzyć?
Przytaknęła i wyszła z pokoju. Dzwonek zadzwonił raz i zamilkł. Pociągnęła za klamkę.
- Cześć - powiedział nieco smutno. - Można się dołączyć?
Bez słowa wpuściła go do środka. Wchodząc głębiej domu myślała co on tu w ogóle robi.
- Co ty tu robisz? - zapytała zaraz po tym, jak stanęli w przedpokoju.
- Ja... - zaczął. - Marco zapraszał całą drużynę, więc pomyślałem, że ja też... no wiesz, że też jestem zaproszony.
Zmarszczyła brwi.
- Czego ty w ogóle chcesz? - Pokręciła głową. - Po tym wszystkim, co przez ciebie przeszłam, ty tak po prostu się tutaj pojawiasz i oświadczasz, że Marco cię zaprosił. Masz tupet!
- Ciągle masz mi wszystko za złe? - zdziwił się. - Słuchaj, nie chcę się kłócić. Chciałem zacząć wszystko od nowa.
- Nie będzie niczego od nowa, Moritz. Nie będziemy razem, i to prawda.
Westchnął.
- Nie chciałem cię o to prosić. - Spojrzał na nią. - Chciałem cię przeprosić. Za wszystko. I obiecuję, że nie będę wtrącać się w twoje życie. Tylko mi wybacz. Jeśli chcesz, mogę wyjść i...
- Stój - zastopowała go. - Zostań. To impreza Marco. A ty jesteś w drużynie.
- A ty? Wybaczysz mi kiedyś?
Wzruszyła ramionami, ale przytaknęła.
- Powiedzmy, że właśnie to zrobiłam.
Uśmiechnął się i chciał coś dodać, ale w drzwiach stanął Lucas.
- Moritz?! - zawołał. - Stary, mamy do pogadania.
Ver odeszła, zostawiając ich samych.
- Oszukałeś mnie! - zdenerwował się Lucas. - Jak mogłeś?! Jesteśmy kumplami.
- Wybacz, Lucas, miałem dużo na głowie i...
- Dużo? A kiedy zamierzałeś powiedzieć mi i Leo, że już nie jesteś w drużynie? Nie bardzo cię rozumiem.
Lucas pokręcił głową i wrócił do salonu, zostawiając Moritza samego.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania