Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 21

Poniedziałek

 

Podniosłam się do pozycji siedzącej, bo zadzwoniła do mnie Dominika.

- Jak było? - zapytała od razu. Nie wiedziałam, o co jej dokładnie chodzi, gdyż mój umysł jeszcze spał.

- Ale ty jesteś ciekawska! - zażartowałam.

- Oj, no opowiadaj!

- Dobrze - odparłam. - A więc... Jesteśmy razem.

- Oooo! - zawołała do słuchawki tak głośno, że musiałam odsunąć ją od ucha. Mimowolnie się uśmiechnęłam. - To słodkie. Musisz mi wszystko opowiedzieć!

- Haha, dobrze, dobrze, tylko nie zemdlej. Spotkamy się potem.

Po tych słowach rozłączyłam się. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc poszłam się ubrać. Gdy byłam gotowa, zeszłam na dół do kuchni i ujrzałam Marco, który wodził za mną wzrokiem, nic nie mówiąc.

- CO? - zawołałam pretensjonalnie.

- A nic - odpowiedział. - Jesteś cała w skowronkach. Czyżby randeczka się udała?

- Do twojej wiadomości: owszem - dodałam. - Możesz mi od dzisiaj mówić: pani Götze.

- Ło ło łooo, młoda, nie mówisz poważnie - zażartował.

- Mówię. - Uśmiechnęłam się i wyszłam z kanapką w ustach. Popędziłam na spotkanie z Domi. Wyjeżdżając z podwórka, dostałam SMS-a.

"Jak się spało kochanie?". Od Mario.

Jechałam na spotkanie, a w mojej głowie był tylko on. Analizowałam sobie wszystko do momentu, kiedy powiedział, że mnie kocha. Przypominając sobie te chwile, mimowolnie się uśmiechnęłam. Dojechałam w umówione miejsce. Wyszłam z auta i kierowałam się w stronę parku. Na jednej z ławek dostrzegłam Dominikę, która od razu zasypała mnie mnóstwem pytań. Odpowiadałam jej z przyjemnością, bo znałyśmy się już od długiego czasu i nie miałam przed nią tajemnic.

- I tak to było - odparłam w końcu. - A potem zabrał mnie na stadion i...

- Na stadion?

- Tak. I tam powiedział mi, że mnie kocha.

- Oo, to takie romantyczne - dodała. - Bardzo w stylu piłkarza. Wiesz, ja ostatnio też miałam się umówić, ale wydaje mi się, że on mnie kompletnie olewa.

- Kto taki? - zapytałam, podnosząc się z ławki i idąc w kierunku kawiarni.

- Lucas.

- Lucas? - zdziwiłam się. - Brat mojego Mario?

Mojego. To brzmiało tak cudownie.

- Tak - przyznała. - No wiesz, poznaliśmy się trochę lepiej i naprawdę uważam, że jest fajnym gościem. Ale problem w tym, że on chyba ma o mnie inne zdanie. Dzwoniłam tyle razy, ale on nie odbiera.

- A próbowałaś z nim normalnie pogadać?

- Słuchasz mnie w ogóle? - zawołała. - Najpierw musiałabym się z nim umówić, a żeby to zrobić, miałam zadzwonić. O, ile ja bym dała, żeby go teraz spotkać.

- Domi, uwa... - zawołałam, ale ona nie zdążyła się ocknąć z myśli i wpadła na chłopaka - ...żaj.

- Ojej, przepraszam bardzo, zagapiłam się, ja... - Spojrzała na niego. - Lucas?

- Dominika? - Uśmiechnął się. - Super cię spotkać, myślałem, że cię już nie zobaczę.

- Domi, ty to masz dar przewidywania - zachichotałam.

- Dzwoniłam do ciebie chyba z milion razy - dodała pod adresem Lucasa. - Nie odbierasz.

- Bo ja... Wiesz... Nie mam telefonu.

- Jak to nie masz?

- No bo Leo chciał iść na tajną misję i potrzebował czegoś, żeby tym rzucić. Wypadło na to, że rzucił moim telefonem i... I go nie mam - tłumaczył się. - Długa historia, nie zrozumiesz.

- Nie mogłeś powiedzieć mi tego od razu?

- Próbowałem, ale... No wiesz, byłem zbyt podekscytowany, a potem jeszcze Leo wtrącił swoje trzy grosze i nie było okazji.

Weszliśmy do kawiarni i zamówiliśmy latte. Po spotkaniu postanowiłam, że odwiedzę jeszcze Mario. Wzięłam dla niego kawę i ciastko na wynos.

- Dziękuję, kochanie - powiedział, wywołując uśmiech na mojej twarzy.

- Nie ma za co, skarbeczku.

- Masz już dzisiaj jakieś plany? - zapytał.

- Jestem wolna, nie mam treningu.

- Może wybierzemy się do klubu bokserskiego?

- Z wielką chęcią - odparłam.

- A więc widzimy się za pół godziny.

- Dobrze, do zobaczenia - powiedziałam, przelotnie całując go w usta.

Dojechałam do domu i jak burza wpadłam do swojego pokoju, pakując najważniejsze rzeczy. Gdy juz wszystko było w torbie, zeszłam na dół. Odstawiłam ją w korytarzu, gdyż zostało mi jeszcze 15 minut.

Usiadłam w salonie i przejrzałam powiadomienia z aplikacji, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi - wzięłam torbę, i wyszłam.

Przywitałam się z Mario po raz kolejny. Wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy. Budynek znajdował się niedaleko, więc po chwili zaparkowaliśmy. Trzymając się za ręce zapłaciliśmy za wstęp. Rozdzieliliśmy się dopiero w szatni. Szybko przebrałam się, zabrałam jeszcze rękawice oraz wodę i wyszłam. Poczekałam chwilkę na Mario. Nie minęła minuta, a był już obok mnie. Razem weszliśmy na salę, lecz to, co zobaczyłam sprawiło, że gotowałam się od środka. Mario nie wiedział, kto to był, gdyż stał za mną. Jednak kiedy podniósł wzrok widziałam, że nie jest zadowolony.

 

Moritz i Leo

 

- Nigdy nie byłem w klubie bokserskim - oświadczył Leo, rozgrzewając się poprzez walenie w worek treningowy. - Czuję się, jakbym walczył o złoty pas.

- Co? - zdziwił się Moritz i prawie oberwał kołyszącym się od uderzeń Leo workiem. Złapał go w dłonie. - Możesz się skupić?

- O, patrz, czy to nie ta twoja dziewczyna?

Moritz odwrócił się i zauważył Ver. A za nią Mario. Obaj mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia pełne jadu. Moritz pociągnął za sobą Leo w stronę ringu.

- Oni są razem?! - zawołał, celując pięścią w Leo, ale jego kumpel zgrabnie ominął cios.

- Podooobno - westchnął, spokojnie pakując uderzenie w brzuch Mo. - Lucas coś wspominał.

Moritz chciał mu oddać, ale ten założył mu dźwignię na łokieć i obrócił go plecami na matę. Potem postawił na nim stopę i triumfalnie uniósł ręce.

- WYGRAŁEM! - za wiwatował, a potem ukłonił się przed kilkoma widzami, w tym Ver, która biła mu brawo.

- To było świetne, Leo! - pochwaliła go, piorunując leżącego Moritza wzrokiem. Chciał coś powiedzieć, ale Leo mocniej przycisnął go do podłoża.

- Dzięki, Marcelinka! - odparł.

- Leo, ja mam na imię Veronica, pamiętasz?

- No jasne, Cyśka. - Pstryknął w palce i zdjął stopę z Mo widząc, że ten coraz bardziej się niecierpliwi.

- Hej - zawołał do niego Mario - chcę rewanżu.

Ver spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nie mogła nic poradzić na upór swojego chłopaka, gdyż sekundę później krążył już po ringu oko w oko z Moritzem. Jak gladiator i lew.

- Przyłóż mu, Mario! - dopingowała go Ver, a Leo to podłapał.

- Ta jest! Dajesz, Marian!

- Po czyjej ty jesteś stronie?! - ryknął Moritz, ale w tym samym czasie Mario sprzedał mu cios w szczękę. Upadł, wycieńczony bitwą z Leo, a teraz to Mario postawił na nim stopę.

- Jesteśmy kwita, wymoczku - wycedził przez zaciśnięte zęby i zeskoczył z ringu.

 

Moritz próbował wykorzystać moment nieuwagi Mario i podniósł się szybko na równe nogi, żeby zaatakować go od tyłu, ale do akcji natychmiast wkroczył Leo i popchnął go. Moritz odbił się od worka treningowego i złapał za głowę.

- Co ty wyprawiasz, kretynie?! - zawołał pod adresem Leo, ale tamten stanął z dumą wyprężając pierś.

- Trzymaj się z daleka od Mario i Cyśki - zaoponował, a Moritzowi aż na moment stanęło serce. Czy on właśnie dał mu do zrozumienia, że już nie jest jego kumplem?! - Czyli... Maryśki? Kurczę, głupio to brzmi, powinniście jakoś dobrać się imionami. Jak Lucas i Dominika. Domicas. To brzmi tak latynosko, zupełnie jak wakacyjna miłość.

- Ale ja mam na imię Veronica, Leo.

I wtedy Leo pstryknął w palce.

- Mam! - zawołał. - Verio! Czyli Veronica i Mario. Brzmi o niebo lepiej.

 

*

Wróciliśmy do domu. Razem z Mario poszliśmy się odświeżyć. Przy okazji dałam mu ubrania Marco. Po niecałych trzydziestu minutach byliśmy na dole. Wzięłam kilka przekąsek z szafki i usiedliśmy w salonie. Mario poszukał jakiegoś filmu, a ja jeszcze przyniosłam napój. Potem rozsiadłam się i zaczęliśmy oglądać.

W trakcie seansu zmieniłam pozycję. Teraz leżałam na kolanach Mario, który zaczął bawić się moimi włosami. Gdy tak oglądaliśmy, poczułam się senna. Moje oczy powoli się zamykały, aż odpłynęłam do krainy snów.

Kiedy się obudziłam, zobaczyłam, że Mario też zasnął. Wyswobodziłam się tak, aby go nie wystraszyć, ale nie udało mi się, gdyż potknęłam się, robiąc trochę hałasu. Mario obudził się i zaspany spojrzał na mnie.

- Nie śpisz już?

- Nie, kochanie, nie śpie.

- Ver, ja już będę się zbierać.

- Rozumiem cię, Mario - powiedziałam, a piłkarz podszedł do mnie, całując lekko moje czoło.

- Kocham cię, maluszku.

- Kocham cię bardzo mocno, skarbeczku.

- Będę tęsknił - dodał, kierując się do drzwi.

- Ja za tobą bardziej.

- To do zobaczenia jutro, myszko. - Pocałował mnie.

- Do zobaczenia, tygrysie.

 

Wtorek

 

Postanowiłam przejść się z bratem na trening, gdyż swój miałam dopiero o drugiej po południu. Wstałam, ubrałam się i zeszłam na dół, gdzie brat pakował coś do torby.

- Hej, braciszku, mam pytanie.

- Hej, no mów.

- Mogę jechać z tobą na trening?

- Jeśli chcesz.

- Chcę - odparłam twardo.

- To chodź - powiedział a ja ruszyłam za nim .

Dojeżdżając na miejsce wysiadłam z auta. Wraz z bratem kierowaliśmy się na obiekt. Jednak on pomaszerował do szatni a ja na trybuny.

Postanowiłam, że dzisiaj jedynie pooglądam ich grę z trybun. Usiadłam więc i czekałam, aż zaczną. Wszyscy zdążyli się przebrać i stanęli na boisku, czekając na trenera. W końcu wyszedł, ale nie był sam. Prowadził obok siebie dobrze znaną mi osobę. Wszyscy wlepili w niego wzrok, gdy stanął dumnie obok trenera.

- To jest Moritz - odparł. - Od dzisiaj należy do drużyny.

Zerknęłam na Mario. Wprost nie mógł uwierzyć własnym oczom.

- Trenerze, to żart? - zawołał mój brat, a Moritz spiorunowal go wzrokiem. Wciąż obserwowałam go z trybuny, gdy w końcu zauważył, że również tutaj jestem i uśmiechnął się do mnie. Ja jednak odwróciłam głowę.

- Marco, liczyłem na więcej profesjonalizmu z twojej strony - skarcił go trener.

Marco przytaknął, ale już nic więcej nie powiedział. Zauważyłam, że Mario wciąż patrzy na Moritza. I już wiedziałam, że będą kłopoty.

Trening rozpoczął się już jakiś czas temu, a ja nadal nie wierzyłam, co on może tutaj robić. Siedziałam na trybunach i ciągle myślałam. Nie dawało mi to spokoju. Mario i Marco nie wyglądali na szczególnie zadowolonych. Ale wiadomo było, z czego to wynika.

Gwizdek oznajmił koniec treningu i piłkarze zeszli do szatni, a ja z trybun podążyłam pod pomieszczenie.

 

**

 

Chłopcy zeszli do szatni. Moritz podszedł do jednej z szafek, jakby już od dawna była to jego szafka. Ale nie była i dobrze widział, że większość chłopaków mierzy go wzrokiem.

- CO TY TU ROBISZ? - naskoczył na niego Mario, który wszedł do szatni ostatni, razem z Marco.

- Gram - odparł i chciał otworzyć szafkę, ale Marco zastopował go ruchem ręki.

- Jak to grasz? - zapytał. - Już mamy komplet, nie potrzebujemy cię.

- Uuu - dodała reszta chłopaków.

- Czym przekupiłeś trenera? - kontynuował Marco.

- Niczym - odparł Moritz. - Po prostu jestem świetnym graczem.

- Słuchaj no - Mario go popchnął, chociaż sam nie chciał żeby zaczęła się bójka. - Jeśli trener cię przyjął, to musi mieć do ciebie zaufanie. Ja go nie mam i nigdy mieć nie będę, dlatego dostosuj się do zasad panujących w drużynie.

Reszta piłkarzy zaczęła klaskać, a Mario dodał:

- Zasada pierwsza: trzymaj się z dala od dziewczyn swoich kumpli z drużyny. Bo wydaje mi się, że możesz mieć z tym problemy.

W tym samym momencie do szatni wszedł trener. Mario natychmiast puścił koszulkę Moritza. Trener spojrzał na niego.

- Co wy robicie?

- My... eee - odparł Mario.

- Witamy się z nowym kolegą - zawołał radośnie Marco, a trener nawet nie zauważył, że uśmiech był fałszywy. Żeby dodać temu trochę teatralności, Marco posłał Moritzowi kuksańca w żebro. - No, Moritz, powiedz trenerowi, że się znamy.

- Znacie się już? - zawołał trener. - To świetnie, to bardzo dobrze. W takim razie na pewno będziecie się dobrze dogadywać na boisku.

 

Ver

Stałam tak pod drzwiami, kiedy wyszedł z nich trener, posyłając mi lekki uśmiech. Odwzajemniłam go. Widząc mojego brata oraz chłopaka, podeszłam do nich. Mario nachylił się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Bez żadnych zahamowań odwdzięczyłam się tym samym. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Piłkarz złapał mnie za rękę i wyszliśmy ze stadionu.

Wróciliśmy do domu, a ja poszłam spakować swoją torbę. Zjadłam coś na szybko i z zawołaniem "Wychooodzę!" powędrowałam do garażu. Pojechałam moim Lamborghini prosto na stadion. Ciągle po głowie chodził mi Moritz. Jak on zdołał wkręcić się do drużyny? Nie wiedziałam, ale miałam dziwne wrażenie, że pojawia się zawsze tam, gdzie ja.

Dojechałam i wparowałam do szatni.

Gdy wszystkie dziewczyny już wychodziły, złapałam Dominikę za ramię. Szłyśmy na boisko, trzymając się nieco z tyłu.

- Nie uwierzysz! - szepnęłam. - Moritz jest wszędzie!

- O czym ty mówisz? - zapytała.

- Dołączył do drużyny mojego brata.

- Co?!

- Widzisz? Moja reakcja była taka sama.

- A co na to Mario?

- Nie wiem, ale nie wyglądał na zadowolonego.

- Hm, faktycznie słaba sprawa, też nie cieszyłabym się na widok kogoś, kto posiniaczył mi twarz.

- Martwię się, że znowu coś mu zrobi - dodałam.

- No co ty, jest tam drużyna, nie ma co się bać. Mario nie da się Moritzowi tak łatwo. Jak chcesz to mogę podpytać Lucasa, czemu Moritz odszedł z ich drużyny.

- Byłabym ci wdzięczna. Ale... skąd wiesz, że ci powie?

- Bo wiesz... Jesteśmy razem i...

- I nic mi nie mówiłaś? - Uśmiechnęłam się. - Widzisz, wiedziałam że wszystko będzie dobrze.

Po tych słowach dotarłyśmy na boisko.

Trening minął szybko i nawet nie zauważyłam, kiedy udało mi się wrócić do domu. Zmęczona położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Margerita 15.09.2016
    Pięć
  • MiętoowaMilka 15.09.2016
    Cudne
  • MiętoowaMilka 15.09.2016
    Kiedy next? ^^ ♥ ;3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania