Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 23

Marco poszedł na trening dzień przed ważnym meczem. Ich przeciwnik nie będzie kimś łatwym do pokonania. I dobrze o tym wiedział. Miał świadomość tego, że powinien totalnie się wyluzować. Całą drużynę czekało spotkanie, w którym będą musieli dać z siebie więcej niż sto procent. Marco chciał bowiem wygranej, a jej przypieczętowaniem mają być zaręczyny. Już to sobie idealnie zaplanował: tuż po zwycięskim meczu podejdzie do Leny i poprosi ją o rękę na oczach tysiąca fanów piłki nożnej. Pokaże ich telebim, ale to nic. Ważne, żeby wyszło pięknie i chciał tego dopilnować.

- Zaczynasz dramatyzować i to konkretnie - skarcił go Mario, gdy usłyszał o obawach swojego przyjaciela. - Fajnie by się złożyło, jeśli wygramy i do tego dążymy. Ale nawet, jeśli się nie uda, to nie znaczy, że Lena cię nie zechce i odrzuci zaręczyny.

- Ale przyznaj, że dużo lepiej byłoby, gdybyśmy wygrali.

- Więc skup się na grze, jasne? A nie wciąż wymyślasz jakieś problemy - dodał Mario. - Jeśli ja kiedyś będę chciał oświadczyć się Ver i zacznę tak głupieć, możesz mnie uderzyć. Pozwalam ci.

- Zrobiłbym to i bez pozwolenia. - Zachichotał Marco. - Muszę przed meczem dać pierścionek chłopakom na ławce. Mam nadzieję, że dobrze się nim zaopiekują.

Mario zaśmiał się.

- Wiem na pewno, że żaden nie spróbuje go założyć. To ci gwarantuję - parsknął śmiechem.

Marco zmarszczył brwi.

- Bardzo śmieszne - odpowiedział. - Z niecierpliwością czekam, aż sam się zaręczysz.

- To jeszcze sobie poczekasz.

 

Mario pożegnał się z kumplem i wyszedł. Chciał odwiedzić jeszcze Ver na treningu, bo ostatnio spędzał z nią mniej czasu. Podjechał pod stadion, ale już od razu w oczy rzucił mu się widok karetki i jego dziewczyny na noszach. Była blada jak śnieg i nie odpowiadała na żadne próby kontaktu. Złapał ją za dłoń, ale ratownik ponaglił go tłumacząc, że muszą jechać. Nie zdążył nawet zapytać, co jej się stało. Wsiadł w samochód i podążył do szpitala. Potem podbiegł do recepcji w izbie przyjęć.

Za okienkiem siedziała gruba pielęgniarka o dość pudernicowatym wyglądzie.

- Przywieziono tutaj dziewczynę - zaczął pospiesznie zdenerwowany Mario. - Czy mogę wiedzieć...

- Usiądzie i poczeka - przerwała mu. - Kolejeczka jest do doktora.

- Chcę wiedzieć, co jej jest!

Przewróciła oczami.

- Nazwisko? - zapytała.

- Veronica Reus.

- Niestety nie mogę udzielać informacji osobom, które nie są z rodziny pacjenta.

- Jestem jej narzeczonym! Proszę powiedzieć mi, w której sali leży.

- Sala numer 19. Prosto i na lewo korytarzem. - Wskazała.

- Dziękuję! - odpowiedział i szybkimi krokami popędził do ukochanej.

Usiadłem na krzesełku pod salą i czekałem. Po chwili wyszedł lekarz.

- Panie doktorze, jestem jej narzeczonym, co z nią? To coś poważnego?

- To tylko chwilowe przemęczenie - odparł lekarz. - W sporcie coś takiego ma miejsce bardzo często. Pana narzeczona jest zdecydowanie przetrenowana i powinna odpoczywać. Podaliśmy kroplówkę, na pewno poczuje się po niej lepiej, ale musi odpocząć. Takich oznak od organizmu nie można lekceważyć.

- Mogę do niej wejść?

- Dosłownie na chwilę.

- Dziękuję.

Uchyliłem drzwi i ujrzałem moją kruszynkę na szpitalnym łóżku. Usiadłem obok niej i złapałem jej dłoń, a potem lekko ją pocałowałem. Widziałem, że jest bardzo osłabiona. Tak ciężko trenuje. Rozumiem, że piłka to jej pasja, ale jej zdrowie jest w tym momencie najważniejsze.

- Gdzie ja jestem? - zapytała niemrawo.

- W szpitalu - odparłem.

- O nie, muszę wracać na trening, przecież...

- Nigdzie nie wracasz, kruszynko. Zemdlałaś z przetrenowania i musisz odpoczywać.

- Przepraszam cię, kochanie - usłyszałem z jej ust.

Uścisnąłem lekko jej dłoń.

- Za co chcesz mnie przepraszać?

- Za kłopot. Przeze mnie musiałeś tutaj stracić tyle czasu.

- Nawet tak nie mów - poprosiłem. - To tylko przemęczenie.

- Mario, ja niedługo mam ważny mecz. Muszę trenować, a trener ostatnio daje nam straszny wycisk.

- Odpoczywaj. - Uśmiechnąłem się, a ona odpowiedziała tym samym.

- Dobrze - powiedziała - TATUSIU.

Siedzieliśmy w ciszy, kiedy zbliżyłem się do mojej dziewczyny, złapałem ją lekko w talii i położyłem rękę na jej biodrach. Nachyliłem się i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, nie widząc sprzeciwu z jej strony, ponownie zbliżyłem swoja twarz do jej i złączyłem nasze usta. W ten pocałunek włożyłem wszystkie swoje uczucia. Chciałem pokazać, jak bardzo ją kocham i jak ważną jest osobą w moim życiu.

- Kocham cię, Mario - szepnęła, opierając swoje czoło o moją brodę.

- Ja ciebie też, skarbie. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Ująłem jej twarz w dłonie i szeroko się uśmiechnąłem.

- Nie mogę się doczekać, aż stąd wyjdę - powiedziała.

Po chwili do sali wparował lekarz.

- Oj, przepraszam, nie chciałem państwu przeszkadzać, ale muszę zobaczyć, co z pacjentką. - Podszedł do łóżka. - Widzę, że odzyskała pani przytomność. Jak się pani czuje?

- Już lepiej.

- To bardzo dobrze, jeśli nic się nie zmieni, niedługo powinna pani dostać wypis - dodał. - Pani narzeczony bardzo przejął się pani stanem.

Ver popatrzyła na niego, jakby zwariował, ale po chwili spojrzała na mnie i się uśmiechnęła

- Ale my nie...

- Nie wiemy jeszcze, kiedy ślub - wtrąciłem.

Doktor wyszedł z sali twierdząc, że zaraz przyniesie wypis.

- Narzeczony? - zachichotała Ver. - Kiedy poprosiłeś mnie o rękę?

- To długa historia... Musiałem coś wymyślić, żeby się z tobą zobaczyć.

- Jesteś niemożliwy.

Godzinę później byliśmy już w drodze do domu Ver. Lekarz stwierdził, że jej stan jest bardzo dobry, ale powinna na siebie uważać i nie trenować zbyt wiele. Tak bardzo cieszyłem się, że nic jej nie jest.

- Powiesz Marco o tej całej sytuacji? - zapytałem.

- Nie wiem, boję się - odparła.

- Chyba powinien wiedzieć.

 

*

 

Zaproponowałem, aby wpadła do mnie. Marco miał teraz inne sprawy na głowie, zaręczyny to w końcu ważny moment.

Na szczęście miałem wolny dom, gdyż mój brat gdzieś wyszedł. Podszedłem do dziewczyny i przytuliłem ją najmocniej, jak umiałem. W pewnym momencie poczułem jej usta na swoich. Nie spodziewałem się, że tak zrobi, jednak nie przeszkadzało mi to - wręcz przeciwnie. Na początku całowaliśmy się delikatnie, lekko muskając się ustami. Moje ręce znalazły się na tali Ver, przy czym przyciągnąłem ją bliżej siebie. Jej ręce owinęły się na moim karku, a palce wplotły się w moje włosy. Z czasem całowaliśmy się coraz namiętniej. A ja chciałem, żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Delikatnie przejechała językiem po moich wargach. Odpłaciłem jej tym samym. I nagle oderwaliśmy się od siebie. Oboje ciężko oddychaliśmy. Jednak nie puściłem jej. Przytuliła się do mnie kładąc głowę na moim ramieniu. Wtedy dotarło do mnie, że w moich ramionach spoczywa największy skarb, jaki kiedykolwiek posiadałem. A była nim Ona, czyli piękna blondynka o cudownej figurze oraz duszy, która mnie oczarowała.

W pewnym momencie usłyszeliśmy, jak do domu wparowuje Lucas, rozmawiając przez telefon.

- Jak to nie możesz się spotkać? - zawołał do słuchawki. - Moritz, od kilku dni kompletnie nas zlewasz... Jak to kogo?! Mnie i Leo. Odciąłeś się od towarzystwa, nawet na treningu cię nie było!

Wszedł do pomieszczenia, w którym staliśmy. Ale nie wiedzieć, czemu, nie oderwaliśmy się od siebie.

- Jesteś chory? Nie wierzę - odparł. Odwrócił się i zobaczył naszą dwójkę.

Telefon wypadł mu z rąk na podłogę i potłukł się w nim ekran. Lucas rozłożył dłonie w geście rozpaczy.

- Nieeeee! - krzyknął. - Kolejny telefon! Dopiero go kupiłem! TO JAKAŚ KLĄTWA!

Podniósł go i z wielkim bólem powędrował do siebie. My tylko zaczęliśmy się śmiać. Potem puściłem dziewczynę i poszliśmy zrobić coś do jedzenia.

 

Późnym wieczorem Ver wróciła do domu. Weszła powoli w korytarz, ale natychmiast usłyszała kroki Marco.

- Jesteś wreszcie! - zawołał. - Gdzieś ty była? Myślałem, że wrócisz zaraz po treningu.

- Chciałam - odparła. - Ale byłam w szpitalu.

- Co?

- Zemdlałam na boisku - dodała, a Marco na te słowa kazał jej usiąść na kanapie, jakby bał się, że i teraz zemdleje. Podał jej ciepłą herbatę, a ona opowiadała dalej: - Trener dał nam wycisk i tak wyszło. Lekarz powiedział, że to przemęczenie i mam odpoczywać.

- Dobry pomysł.

- Ale ja nie mogę, Marco! Mam strasznie ważny mecz!

- Ważny to jest mój mecz, nadchodzący - powiedział. - Chcę, żebyś na nim była cała i zdrowa, bo to ważny dzień.

Obiecała mu, że będzie na siebie uważać, a potem powędrowała do pokoju i położyła się spać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania