Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 15

Mario

 

Po treningu od razu wróciłem do domu. W przedpokoju minąłem się z Lucasem, który chyba gdzieś się szykował.

- Wychodzisz? - zapytałem.

- Tak - przytaknął. - Leo sobie ubzdurał, że ma jakąś piekielnie ważną "misję" do wykonania i mnie w to wciągnął.

- On mnie czasem przeraża - dodałem.

Mój brat westchnął.

- I nie tylko ciebie. Wiesz, że kazał mi na siebie wołać Don Juan?

- A co to znaczy?

- Żebym ja to jeszcze wiedział, Mario. - Zabrał telefon z komody. - Wrócę późno.

Kiwnąłem głową, gdy wychodził. Potem sam chwyciłem za telefon i wybrałem numer do Ver.

- Jesteś może zajęta dziś wieczorem? - zapytałem.

- Nie, nie mam planów. A coś się stało?

- Może więc miałabyś ochotę wybrać się na krótki spacer? Wpadnę po ciebie o piątej.

Jak powiedziałem, tak też zrobiłem. Podjechałem po nią o umówionej porze. Wsiadła do samochodu.

- Myślałam, że pójdziemy na spacer - powiedziała.

- Bo pójdziemy. - Uśmiechnąłem się. - Ale to spory kawałek, więc pomyślałem, że podjedziemy.

Włączyłem radio. Leciała właśnie jakaś piosenka, więc pomyślałem, że nieco rozluźnię atmosferę i zacząłem śpiewać. Co prawda - trochę nieudolnie, ale chyba Ver się podobało, bo zachichotała.

 

*

 

Dojechaliśmy. Idąc obok Mario, czułam się trochę skrępowana. W końcu nie zawsze ma się okazję spacerować po ulicy ze znanym piłkarzem, o którym marzą tysiące dziewczyn.

On patrzył się przed siebie, nawet nie zauważył, że mierzę jego twarz wzrokiem od dobrych kilku minut.

- Powiesz mi, dokąd mnie zabierasz? - zapytałam.

- Nie - odpowiedział krótko.

- Aha. Czyli nawet jakbym błagała to i tak byś mi nie powiedział?

- Nie. To niespodzianka. - Uśmiechnął się

- Cóż... No dobrze. Nie wnikam... - odparłam i przyglądałam się brunetowi. Jednak długo tak nie wytrzymałam. - Ale weź, powiedz, no! - nie dawałam za wygraną. Lubię niespodzianki, ale czekanie na nie to istny koszmar.

- Ale ty jesteś niecierpliwa, Reus!

- To już u mnie rodzinne - marudziłam.

- Wytrzymasz, zobaczysz! Przy mnie wszystko jest możliwe! - Poruszył zabawnie brwiami.

- Tak, Mario Götze, prawdziwy z ciebie magik - powiedziałam.

Szliśmy jeszcze przez krótką chwilę, gdy dodał:

- Potrafię wyczarować zachód słońca, wiesz? - Stanął za mną i zakrył mi oczy dłońmi. Potem obrócił mnie w którąś stronę i straciłam rozeznanie w terenie.

- Co ty robisz? - Zachichotałam.

Prowadził mnie gdzieś, a ja bałam się trochę, że o coś się potknę i upadnę (w końcu nic nie widziałam). A potem zatrzymał się i odsłonił mi oczy. To, co zobaczyłam aż odebrało mi mowę. Był to piękny widok. Duży staw, a dookoła niego rożnego rodzaju i koloru kwiaty. Przyprowadził mnie do parku. Było cudownie.

W tym samym momencie poczułam, jak Mario przyciągnął mnie do siebie i splótł nasze ręce. Nie spodziewałam się aż takiej inicjatywy z jego strony. Nie przeszkadzało mi to, ale po ostatnich wydarzeniach martwiłam się, że znów wszystko zajdzie za daleko.

- Mario... - szepnęłam.

- Tak? - powiedział cicho, czym wywołał u mnie gęsią skórkę.

- Ja... - Spojrzałam na niego, ale było mi strasznie głupio. - Nie chodzi o to, że mi się nie podoba, tylko... Nie chcę, aby ktoś nas zobaczył.

Uśmiechnął się.

- Przy tak piękniej dziewczynie, jak ty po prostu nie można się oprzeć.

Zarumieniłam się.

- A myślisz, że mi jest łatwo rozmawiać z takim przystojniakiem? I to w dodatku gwiazdą Borussii Dortmund.

- Oczywiście. Przecież jestem normalnym człowiekiem - powiedział.

Weszliśmy na most. Widok naprawdę powalał mnie na kolana.

- Mario, powiedz mi, dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?

- Chciałem po prostu pokazać ci, jaki jestem naprawdę. Tak w środku.

W końcu nasze oczy się spotkały, patrzyliśmy na siebie jak dwoje zakochanych ludzi. Po chwili zawstydzona odwróciłam wzrok, spoglądając na wodę, w której mieniły się promienie słońca.

- Mogę cię o coś zapytać? - wtrąciłam. - Jeżeli nie chcesz, nie musisz odpowiadać.

- Czemu nie chcesz, abym odpowiedział - zapytał, zmniejszając odległość między nami.

- Boję się twojej reakcji.

- Nie bój się i zaufaj mi. - Sokół delikatnie nasze dłonie.

- Czy ty... No wiesz. - Wzięłam głęboki oddech. - Czy ty coś do mnie czujesz?

Uśmiechnął się.

- Odkąd zobaczyłem cię pierwszy raz w klubie bokserskim i wtedy na stadionie, tak do tej pory nie mogę oderwać od ciebie wzroku. Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. W tobie jest coś innego, bardziej pociągającego. I to sprawia, że niezwykle mi się podobasz.

Zaniemówiłam.

On tylko przybliżył się do mnie, złapał mnie w talii i musnął delikatnie moje usta. Potem spojrzał mi w oczy. Ich brąz aż hipnotyzował, a uśmiech powodował, że moje nogi zrobiły się jak wata. Po chwili znowu się zbliżył i zetknął nasze nosy. Nie wiedziałam nawet, kiedy zaczął mnie całować, ale nie protestowałam. Nawet chyba nie chciałam protestować. Nie wiedziałam, że ten piłkarz aż tak dobrze całuje.

Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego wzrok pełen był szczęścia. Mój zaś - pełen obaw, ale nie chciałam tego pokazać po sobie, aby nie pomyślał, że go odtrącam.

- Przepraszam cię, Ver - powiedział załamany.

- Mario, ale za co mnie przepraszasz? - zdziwiłam się.

- Za ten pocałunek - odparł, a ja podeszłam do niego i przytuliłam go. - To nie powinno tak wyjść.

 

Lucas i Leo

 

Wyszli na chodnik i kierowali się prosto przed siebie. Leo posuwał się do przodu ze zgrabną ostrożnością, przyciśnięty do murku, jakby się skradał. Za nim kroczył Lucas w kapturze na głowie i błagał w myślach, aby to wszystko się jak najszybciej skończyło. Było mu gorąco, ale postanowił wykonywać polecenia swojego Don Juano (bo tak kazał się teraz tytułować Leo), żeby tamten nie narzekał.

W pewnym momencie Leo zatrzymał się i nakazał Lucasowi kucnąć obok siebie. Wyjrzał za murek.

- Możesz mi powiedzieć, po co to wszystko?

- Ćsiii.

- Leo...

- Bądź cicho i pracuj, nie za gadanie ci płacę.

- Ty mi nie...

- Melduj, co widzisz, Hermano? - zapytał.

Westchnął i rzucił okiem.

- Park. Stwierdzam, że to park.

- No widzę, że to park - dodał. - Mówię o tym. - Wskazał palcem na stojącą na moście dwójkę ludzi: kobietę i mężczyznę. - Widzisz to, co ja?

Lucas przemierzył wzrokiem park wzdłuż i wszerz zanim natrafił na widok tej pary. I wtedy zauważył znajomą mu twarz. A nawet dwie - swojego brata, który spacerował ze znaną mu już dziewczyną.

- Ver?! - Poderwał się do góry, czym zwrócił na siebie ich uwagę. Leo szybko pociągnął go za nogę i obaj przewrócili się na chodnik. Lucas upadł na Don Juana i mało co nie uderzył głową o beton. - To Ver! - dodał.

- Jasne, Hermano, wiem - odparł Leo. - Nie wydaje ci się to lekko dziwne, że już kogoś ma?

- Ja... To znaczy... Przeżywam w tym momencie szok, wiesz?

- Ja w sumie też.

Leo chciał coś dodać, ale przerwał mu krzyk. Jakaś starsza babka obok nich darła się wniebogłosy, widząc, jak Lucas leży na Leo i rozmawiają ze sobą tak naturalnie. Szturchała Hermano parasolką.

- Zboczeńcy!

Poderwali się na równe nogi i otrzepali ubrania z resztkami godności. Starsza babka przeszła obok z nieukrywanym oburzeniem.

- Jacy znowu zboczeńcy - dodał Leo pod nosem. - Nie ma pojęcia, jak wymagająca jest nasza praca.

- Masz rację, Juan, to my odwalamy całą brudną robotę. - Lucas przewrócił oczami.

Z powrotem kucnęli przy murku i wyjrzeli tak, żeby było to niezauważalne z drugiej strony. Obok parku przechodziło wiele osób, a wszystkie z nich mierzyły wzrokiem tych dwóch detektywów, którzy przytuleni do murku bacznie się komuś przyglądali.

I udało im się zobaczyć bardzo miłą scenerię.

- Ooo - zawołał Leo. - Całują się gołąbeczki. To takie słodkie, że moje serduszko pokryło się syropem.

Lucas spiorunował go wzrokiem.

- Słyszysz się w ogóle?! On nawet nie zamierzał mi o tym powiedzieć?! Swojemu rodzonemu bratu?!

- Och, Hermano, ale ty jesteś nieczuły...

- Leo! Spójrz tylko: CAŁUJĄ SIĘ!

- No widzę - westchnął znowu.

Lucas pstryknął mu palcami przed nosem.

- Halo, ziemia do Juana, mamy tu misję do wykonania. No, ale możemy ją sobie chyba darować, skoro...

- Co?! - zapiszczał Leo. - Ty chcesz zrezygnować? Moritz cię znienawidzi, jak się dowie, że Ver kręci z twoim bratem.

- No a co chcesz zrobić? Raczej ich od siebie nie odlepisz. A poza tym, Moritz i tak nie brał tego na poważnie.

- Ale to nasz kumpel.

- A Mario to mój brat i wiesz co? Wolę, żeby była z nim niż z Mo.

- Daj telefon - zarządził Leo.

- Po co?

- Daj.

Lucas wyjął z kieszeni swojego najnowszego iPhone'a i podał Leo. Ten podrzucił telefon kilka razy w dłoni, a potem zamachnął się i rzucił komórką w krzaki tuż obok pary. Tamci oderwali się od siebie natychmiast wystraszeni szelestem. Lucas myślał, że za chwilę wyjdzie z siebie.

- CO TO BYŁO?!

- Odwrócenie uwagi.

- UWAGI?! - złapał go za koszulkę. - NIE MOGŁEŚ WZIĄĆ JAKIEGOŚ KAMIENIA?! ALBO ZADZWONIĆ?! MASZ POJĘCIE, ILE ZA TEN TELEFON DAŁEM?!

Leo uśmiechnął się tylko i zastopował go ruchem ręki.

- Odzyskamy go zaraz.

- Jeśli ekran się potłukł, to...

- Spokojnie, stary. Przynajmniej wyciągnąłeś z tego nową naukę.

- NIBY JAKĄ?!

Leo wyprostował się i z dumą wyrecytował:

- Prawdziwy agent jest gotowy do poświęceń.

- Następnym razem cię zabiję, przysięgam - odparł Lucas, opierając się o murek.

- Spokojnie, nie będzie następnego razu - odpowiedział Leo. - Nie masz telefonu, więc nie miałbym czym rzucić.

Lucas spiorunował go wzrokiem.

- MASZ GO ODZYSKAĆ!

- To potem, teraz mamy misję.

- MAM GDZIEŚ TWOJĄ MISJĘ! CHCĘ MÓJ TELEFON!

- Przecież byłeś w pełni świadomy niebezpieczeństw, jakie czyhają na agentów.

- ALE NIE ZGADZAŁEM SIĘ NA TAKIE COŚ!

Podczas, gdy oni kłócili się przed bramą parku, Moritz wędrował na trening. Przez przypadek nadepnął na mały przedmiot leżący na ścieżce.

 

**

 

- Ale już nie cofniesz tego, co się stało.

- Wiem o tym, nie powinienem cię całować. Nie chcę, aby nasze relacje przez to się pogorszyły.

- Na pewno się nie pogorszą - odpowiedziałam i chciałam coś dodać, ale usłyszeliśmy donośny krzyk.

Obejrzeliśmy się w stronę muru od parku, ale nikogo tam nie dostrzegliśmy. To pewnie jakieś dzieciaki robiły sobie żarty.

- Wracamy? - zapytał Mario.

- Jeżeli chcesz - odparłam i zaczęliśmy kierować się w stronę auta. Szliśmy w ciszy. Żadne z nas nie wiedziało, jak się odezwać. Chyba było nam głupio.

W pewnym momencie splotłam lekko nasze dłonie, wywołując tym samym lekki uśmiech na twarzy chłopaka. On tylko pocałował mnie w czoło bez jakichkolwiek słów. Dojechaliśmy do mojego domu. Wysiadłam z auta, a za mną Mario.

- Do zobaczenia jutro. I dziękuję za dzisiaj. Było cudownie - powiedziałam, podchodząc do chłopaka i lekko muskając jego kąciki ust. On nie zwlekając, pocałował mnie tak samo, jak wtedy na moście. Przyciągnął mnie bliżej, trzymając w talii. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.

- Ja też dziękuję za spotkanie - powiedział, nadal mnie trzymając.

- Do zobaczenia jutro. - Wyswobodziłam się z jego uścisku.

- Do zobaczenia - dodał na odchodne. Wchodząc do domu, nikogo nie zastałam. Jak się okazało, Marco poszedł z Leną na romantyczną kolację. A wiem to stąd, że zostawił karteczkę na lodówce. Nie tracąc czasu, poszłam na górę, umyłam się i po chwili byłam już w łóżku, rozmyślając nad tym, co będzie dalej z Mario oraz ze mną i moją tajemnicą...

 

Wieczorem dziewczyna zeszła na dół do salonu i zauważyła brata rozłożonego na kanapie z paczką czipsów i puszką Coca-Coli. Zatrzymała się w progu i popatrzyła na to ze zdziwieniem. Czipsy i cola?

- Co ty - zagadała - robisz masę?

- Ha, ha - udał śmiech. - Zabawne.

- Nie no, serio się pytam. Zwykle nie wpychasz w siebie tego... pysznego świństwa.

- Mam głęboką depresję, jasne? - odparł po chwili namysłu. - Pozwól, że wrócę do swych zajęć...

- Gadaj, widzę że coś jest nie tak. Zawsze topisz smutki w żarciu. Dlatego jesteś taki gruby.

- ... - Zmarszczył brwi. - Dobra, powiem ci. Ale się nie śmiej, ok?

- Słowo harcerza. - Zasalutowała, a potem usiadła obok niego.

- Mamy ciche dni z Leną.

- Uuu.

- Co "uuu"?

- A co takiego zrobiłeś?

- Ej, czemu od razu, że ja coś zrobiłem?!

- A nie?

- No dobra, masz rację, ale nie chciałem - dodał. - Mówiłem jej, że nie mogę się spotkać, bo idę na trening. No, a tak naprawdę to sobie pykałem w piłkę, ale u Maria na PlayStation. I się dowiedziała i zabroniła mi do niego chodzić, bo stwierdziła, że to ona jest moją dziewczyną, a nie Mario. Nie wiem, o co chodzi, przecież Mario jest brzydki...

Ver zachichotała.

- Co się cieszysz?

- Ale masz problemy! - Zaśmiała się znowu. - Lena po prostu chce spędzać z tobą czas, młotku!

- To czemu wprost tego nie powie?!

- Bo jesteśmy kobietami, człowieku. Ech, nie zrozumiesz...

Zaśmiała się ponownie i wyszła do kuchni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zagubiona 26.08.2016
    Świetne, oj Marco ma problemy i ta depresja, padłam :D Mario jest super chłopakiem i mam nadzieję, że nie skrzywdzi naszej Ver. Dziewczyna chyba czuje to samo do chłopaka, mam nadzieję. Tylko współczuje Mortizowi :-( Chłopak nic nie zrobił, a został tak ukarany... 5
  • littleplayer19 26.08.2016
    Bardzo się ciesze że się podoba i że już niedługo trochę się zadzieje bo jej tajemnica wyjdzie na jaw.
  • Zagubiona 26.08.2016
    Ooo, to się bardzo cieszę. Mam nadzieję, że się nie obraża na nią... A podoba się bardzo. Pozdrawiam
  • littleplayer19 26.08.2016
    Tego nie wiem sama jak na to zareagują :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania