Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 13

Z daleka można było usłyszeć, jak ciekawy mieli temacik. Postanowiliśmy wtrącić się w tę ożywioną rozmowę.

- Hm, widzę, że wesoło się o nas rozmawia - powiedział Mario.

- Zabawa w swatki nie bardzo wam wychodzi - dodałam.

Cała trójka spojrzała na nas w osłupieniu. My tylko machnęliśmy ręką i poszliśmy trochę pokopać piłkę.

- Widzisz?! - Usłyszeliśmy w tyle rozmowę. - Gadasz za głośno, Marco.

- Ja?! To był twój...

Zaśmiałam się, ale nie zamierzałam dalej ich słuchać. Spojrzałam na Mario.

- Przepraszam za mojego przyjaciela - powiedział.

- Nie masz za co - odparłam. - Ja też powinnam cię przeprosić za Marco. Zachowuje się jak duże dziecko. Którym zresztą jest.

- Nie tylko on. - Wskazał palcem na Roberta.

Gdy tak podawaliśmy sobie piłkę zauważyłam, że z Mario jest nie tylko dobrym bokserem, ale i piłkarzem.

- Świetnie grasz - odparłam, widząc jak odbijał piłkę.

- Ty pewnie też nie jesteś gorsza.

- Nie, ja nie potrafię grać aż tak dobrze.

- Hm, a co powiesz na mały zakładzik?

- O co?

- Kto trafi więcej bramek.

- Hm, ok, co dostanę, jak wygram.

- Jeśli wygrasz, powiem wszystkim w drużynie, że pokonała mnie Veronica Reus. Ale kiedy ja wygram...

- To?

- To dasz mi buziaka. W policzek, żeby nie było.

- Dopiero się poznaliśmy. - Zaśmiałam się.

- I co z tego? Czuję, jakbym cię znał od dłuższego czasu.

Zaczęliśmy pojedynek. Nie potrafiłam odebrać mu aż tak dobrze piłki, może dlatego że nie chciałam zwracać na siebie zbytniej uwagi.

Trafiał jedną bramkę za drugą, aż w końcu powiedziałam:

- Dobra, wygrałeś, daj mi trafić chociaż jedną, bo to wstyd przegrać 0:7.

- OK - dodał i strzelił samobója. - Więc?

- Więc co?

- Czas się skończył, a ja wygrałem. - Uśmiechnął się. - Czekam na moja nagrodę.

Stanęłam na palcach, bo był o wiele wyższy ode mnie i dałam mu buziaka w policzek. Wszystko zauważyła stojąca z tyłu "święta trójca".

- Zobacz, Marco - odparł Robert. - Nawet bez naszej interwencji dają sobie radę.

- Taka jest młodzieńcza miłość.- westchnął mój brat. - A obiecała mi, że zostanie zakonnicą.

Lena i Robert zaczęli się śmiać.

Gdy oddałam Mario nagrodę, zobaczyłam, że się uśmiecha. Jednak nie to przykuło moją uwagę, lecz śmiech grupy. Podeszłam do nich.

- Idziemy, Marco. - Pociągnęłam go za ucho w stronę szatni. Byłam zmęczona i marzyłam o powrocie do domu. I o Mario. Tak, o nim też myślałam. Uśmiechając się pod nosem, wyszłam z szatni i od razu ujrzałam Marco i Lenę. Byli sami.

- A gdzie Mario i Robert? - zapytałam.

- Musieli już jechać - odparła Lena.

- Lubisz Mariooo, co nieeee? - droczył się Marco.

- A skąd taki pomysł?

- Bo wiesz... nieznajomemu się buziaków nie daje - powiedział, dumnie trzymając Lenę za rękę.

- Przestań, to tylko zakład.

- Od zakładów się zaczyna, młoda - dodał, a Lena zaczęła się śmiać.

Po wyjściu z obiektu poszliśmy prosto do samochodu - brat na miejscu kierowcy, Lena obok, a ja musiałam usiąść z tyłu.

- No, młoda, kiedy możemy się spodziewać ślubu? - zachichotał Marco.

- Przestań, ok?! - warknęłam. - Już mówiłam, że to był zakład, STARY.

- Tak? Zwykli ludzie zakładają się raczej o pieniądze, nie o całusy. I nie jestem stary!

- My musimy zacząć - powiedziała do niego Lena.

- To był jego pomysł. On chciał mi udowodnić, że jestem dobra w te klocki.

- W całowaniu?

- Graniu w piłkę, matole!

- Młoda, odzywaj się, a nie. Bo nie będzie obiadu.

- Jak nie ugotuję ja albo Lena to fakt, nie będzie - odpyskowałam i wysiadłam z samochodu, trzaskając drzwiczkami.

On został w samochodzie, bo jeszcze musiał odwieźć Lenę do domu.

- Jak ona szybko dorasta - westchnął.

- Wydaje mi się, że przesadzacie z Robertem - odparła Lena.

- Przestań, przecież to tylko zabawa.

- Ale Veronice i Mario chyba za bardzo nie przypadła do gustu.

- Już nawet ty zaczynasz?

Wysiadła przed swoim domem. Marco chciał jej dać buziaka na do widzenia, ale się wymigała.

- No ej! - domagał się. - A całusek dla twojego misia?

- Jak się ogarniesz. - Uśmiechnęła się i weszła do domu.

- A co ja niby takiego zrobiłem?!

- Uraziłeś Ver, pogadaj z nią - dodała na odchodne.

On nic już nie powiedział, tylko pojechał prosto do domu.

 

Mario

 

Wracając z Robertem do domu, rozmawialiśmy o tym, co się dzisiaj wydarzyło.

- Wiesz, zauważyłem, że dostałeś buziaka od Ver.

- A, no tak. - Uśmiechnąłem się.

- Można wiedzieć z jakiej to okazji? Niecodziennie dostaje się całusy od nowo poznanej dziewczyny.

- Zakład, taki mały. I wygrałem.

- Eee, a już myślałem, że z mojego kumpla robi się niezły casanova. - Udał smutek.

- Dobra, dobra, lubię ją, jasne?

- Wiedziałem...

 

Marco

 

Wróciłem do domu i zaparkowałem samochód na podjeździe. Ciągle zastanawiałem się nad tym, co powiedziała mi Lena. "Może faktycznie sprawiłem jej tym przykrość" - pomyślałem. - "Nie powinienem się z niej śmiać. Nawet, jeśli Mario jej się naprawdę podoba, to jej sprawa. Nie moja." Wszedłem do domu i zauważyłem Ver siedzącą na kanapie w salonie, oglądając TV.

- Hej, młoda - odparłem, ale ona się nie odezwała. - Co oglądasz?

- To, co zawsze, czyli WWE - odburknęła. - I jeśli natychmiast mnie nie zostawisz, zastosuję na tobie jeden z ciosów tego brodatego boksera.

Spojrzałem na ekran. Ok, gość był niezły, strach by było tak oberwać. Usiadłem obok niej.

- Słuchaj, przepraszam cię za to, co gadałem o tobie i Mario, i w ogóle...

- Nareszcie przejrzałeś na oczy.

- No tak, jesteś moją siostrą, cieszę się, kiedy zdobywasz przyjaciół, ale obiecuję, nie będę więcej wnikać w to, co jest między wami. To nie moja sprawa, wiem. Przepraszam.

- Wybaczam - dodała i przytuliła mnie. - Ale za karę robisz mi tosty!

- No dobra, Wasza Wysokość.

Kiedy jedzenie było gotowe, usiadłem obok niej i dodałem jak filozof:

- Nie myślałaś o tym, żeby zapisać się do jakiejś sekcji piłkarskiej?

Słysząc to, prawie zadławiła się swoim tostem.

- Marco!

- Okej! Okej! Już się nie odzywam.

 

Kolejnego dnia z samego rana wybraliśmy się na zakupy, ale nie mógłem znieść

niezdecydowania siostry podczas wyboru rzeczy.

- Po co tu przyszliśmy? - zapytała.

- Aby wybrać strój oraz buty na trening - odparłem.

- A tobie to tak. Mnie wystarczą zwykłe trampki.

- Bierz te korki i nie wybrzydzaj! Bo zwrócę tę torebkę.

- Chyba diabeł w ciebie wstąpił!

- Wcale nie diabeł, tylko doznałem oświecenia - odparłem dumnie.

- Ta, wmawiaj sobie.

- Nie będę, bo to święta prawda - dodałem. - Pierwszy raz w życiu zmuszam dziewczynę do zakupów. Aż sam w to nie wierzę.

Wysłałem ją do przebieralni, ale nawet nie raczyła pokazać się w nowych rzeczach.

- I jak?

- Wszystko jest OK - odparła, oddając mi je.

- To co, bierzemy?

- Ty bierzesz dla siebie, bo mnie nie stać na takie ciuchy.

- Mała, wiesz, że mi to nie przeszkadza.

- Na pewno?

- Na pewno. To jak, bierzemy?

Ona tylko pokiwała głową, a ja podszedłem do kasy.

 

Po zakupie wszystkiego wyszliśmy i pojechaliśmy do domu, ponieważ musiałem iść na trening. Zamierzałem zabrać, Ver aby trenowała z Leną.

Zeszłam na dół, bo już Marco czekał ze swoją torbą treningową.

- Pospiesz się, młoda - poganiał mnie. - Jak w takim tempie będziesz reagowała na treningu, w życiu się niczego nie nauczysz.

- Dzięki. Umiesz mnie zawsze zmotywować...

Wsiedliśmy do samochodu.

- Musimy jeszcze podjechać po Lenę.

- Po co? - zdziwiłam się.

- Będzie dziś z tobą trenować.

- Co? Jak to?

- Nie myślałaś chyba, siostra, że cię od razu rzucę na głęboką wodę.

- Tak, tak właśnie myślałam. - Skrzyżowałam ręce na piersi. - Przecież to najlepszy sposób, żeby się czegoś nauczyć.

- No to powiem ci, że w twoim wypadku nie.

- Oho, znowu włączył się w tobie Marco-Krytyk?

- Marco-Krytyk dobrze wie, że powinnaś zaczynać małymi kroczkami. Jeszcze przedwczoraj twierdziłaś, że nie nadajesz się do piłki, a dzisiaj chcesz grać z najlepszymi? Potrzeba czasu. Czasu i pracy, Ver.

- Więc pozwól mi grać normalnie.- domagałam się.

- Pomyślimy o tym. Zależy, co dzisiaj zaprezentujesz.

- Mhm, tak, tato. - oburzyłam się.

Przez całą drogę nie zamieniłam z nim ani słowa więcej. Dopiero co pogodziłam się z nim po jednej kłótni, a teraz przyszła druga. Mam tego dość, jeśli chce mnie trzymać na smyczy i uczyć, co jest dla mnie dobre, a co nie, to niech lepiej odeśle mnie z powrotem do Berlina.

Gdy trafiliśmy na miejsce, Marco poszedł do swojej szatni, a ja zostałam z Leną.

- To co, Ver, odkrywamy twój talent piłkarski?

- Marco chyba twierdzi, że go nie mam, ale nie chce mi tego mówić.- odparłam, mimowolnie się uśmiechając.

- No co ty.- dodała Lena. - Jest zazdrosny, bo rośnie mu w rodzinie konkurencja. - Położyła mi rękę na ramieniu, dodając otuchy. - A teraz migiem się przebierać, nie mamy dużo czasu, ale udowodnimy Marco że jesteś świetna.

Lena była moim zdaniem super. Chociaż na początku wcale tak nie uważałam. Sądziłam, że jest typowym plastikiem, który myśli tylko o makijażu i ciuchach. Ale nie. Lena była inna - naprawdę we mnie wierzyła. Z początku nie chciałam z nią trenować, ale teraz trening był dla mnie przyjemnością, gdyż we własnym zakresie mogłam nad sobą popracować. Nauczyła mnie podstawowych sztuczek, które miałam już ogarnięte bezbłędnie i sprawiały mi przyjemność.

- To co, może mały pojedynek? - zapytała, na co się zgodziłam. - Jeśli uda ci się mnie okiwać, wygrasz.

- Ok - powiedziałam. - "To nie musi być takie trudne" pomyślałam. Zaraz potem podbiegłam w kierunku Leny, a ona zgrabnym ruchem wycofała piłkę i przełożyła ją pod lewą nogę.

- Nie możesz tak robić. To podstawowy błąd.

- To jak mam ci zabrać piłkę?!

- Trochę wiary. Dawaj!

Po jakimś czasie zauważyłam jednak, że wycofuje piłkę zawsze w tę samą stronę. Wykorzystałam to i podbiegłam od tej strony. Zdezorientowana Lena straciła piłkę.

- Udało się! - ucieszyłam się i usłyszałam za sobą brawa. Odwróciłam się i zobaczyłam swego brata.

- Brawo, młoda!

Patrząc na niego tylko się uśmiechnęłam i pobiegłam dalej za piłką.

- Hej, może mały pojedynek? - ni stąd, ni zowąd pojawił się Mario.

- Ver, co o tym sądzisz? - spytała Lena.

- Jak dla mnie, świetny pomysł - odparłam i uśmiechnęłam się do Mario.

- Zasady, lejdis - powiedział Marco, wchodząc na murawę.

- Hm, dwa na dwa - wytłumaczyła Lena. - Czysta gra.

- A fory? - spytał Mario.

- Żartujesz sobie? - Parsknęłam śmiechem i zaczęliśmy grać.

Z początku zauważyłyśmy, że chłopaki dają nam wygrać, gdy trafiłam dwie bramki.

- Grajcie normalnie - zawołałam. - Nie jestem taka sła...

- Ver, orientuj się! - krzyknął mój brat, ale ja nie zdążyłam uniknąć ciosu piłką w głowę. Upadłam na murawę, a gdy otworzyłam oczy zobaczyłam nad sobą brata, jego dziewczynę i Mario.

- Cco.. co się stało?

- Dostałaś w głowę - odparł Marco drapiąc się za uchem. - Sorki, młoda. Nic ci nie jest?

- Nie, wszystko w porządku - dodałam i pomogli mi dojść do ławki i usiąść.

- Karma jednak do nas wraca - zaśmiał się Mario, siadając obok. - Rzucałaś się na mnie, to piłka się rzuciła na ciebie.

- To nie jest śmieszne - parsknęłam.

- Jasne, jasne. Żartuję, piłkarzyku.

- Nie jestem piłkarzykiem.

- Jesteś, grasz świetnie - odparł, a ja zaczerwieniłam się.

- Gdybym grała świetnie, nie dostałabym w głowę.

- To nie ma nic do rzeczy - dodał. - Pewnych sytuacji nie da się przewidzieć. I tyle.

Nie wiedząc, co odpowiedzieć, uśmiechnęłam się ponownie i dalej trzymałam się za głowę. Jednak po chwili usłyszałam prośbę Mario.

- Zagramy? - zapytał.

- Nie, dzięki, nie mam ochoty - odparłam.

- No proszę, zrób to dla mnie. - Uśmiechnął się.

Odpowiedziałam tylko "No dobra" i poszliśmy na murawę, gdzie Mario znowu zaczął pokazywać swoje triki.

Poprosiłam go, żeby pokazał, jak to robi. Starałam się powtórzyć ruch, ale piłka ciągle uciekała.

- To na nic - zdenerwowałam się. - Mam za koślawe nogi do grania w piłkę .

- Nie przesadzaj. - Uśmiechnął się po raz kolejny. - Po prostu musisz poćwiczyć. Zobacz, to łatwe - odparł i znowu pokazał mi trik, ale ja tylko skrzyżowałam ręce.

- Chcę tak umieć!

- Jak dziecko. - Zaśmiał się. - Musisz ćwiczyć.

- Nie ma sensu ćwiczyć, skoro nawet mi nie wychodzi.

- Mogę cię nauczyć, ale to trochę zajmie... znając twoje chęci..

- Czy ty coś sugerujesz Marianie Götze?!

- Nie, ależ nie.

- Masz szczęście. - Zachichotałam. - Mogę ci się do czegoś przyznać? - zaczęłam, gdyż już nie mogłam tego dłużej ukrywać.

- Jasne, dawaj - odparł, podbijając piłkę.

- Bo ja wcale nie jestem taka kiepska, jak myślisz.

- A konkretnie?

- Kiedyś ci na pewno powiem, ale nie teraz.

Spojrzałam na niego.

- Mały zakładzik? - usłyszałam z jego ust.

- Patrzysz na mistrzynię od zakładów. Ok, ale o co?

- No wiesz, nic specjalnego. Musisz tylko zabrać mi piłkę w ciągu minuty i bronić jej chociaż minutę. Stoi?

- Brzmi nieźle. Jak wygram, nauczysz mnie tego triku.

- Nauczyłbym cię i bez zakładu, ale stoi - zaśmiał się. - A jak ja wygram, dostanę buziaka. W usta. - Znowu spojrzał na mnie zawadiacko.

- Nie zapędzaj się tak - odparłam. - W policzek.

- W usta!

- Policzek i nic więcej.

- Zakład?

- Jasne!

- Jak wygram, to w usta, a jak ty, to w policzek.

- Nie wygrasz ani jednego. - Zaśmiałam się.

- Zobaczymy - powiedział

Obydwa zakłady polegały na tym samym. Nie udało mi się jednak wygrać pierwszego, bo nawet nie zdołałam odebrać Mario piłki, a co dopiero jej bronić przed nim przez minutę! Okiwał mnie w mgnieniu oka, jak to możliwe?!

- TAK! - Ucieszył się na pierwszą wygraną.

- Nie ciesz się tak.

Drugi raz było identycznie. Zabrałam mu piłkę na samym początku, ale on ekspresowo mnie okiwał. Minuta minęła tak szybko, a ja znowu przegrałam.

- Więc? - zapytał po wszystkim. - Gdzie moja nagroda?

Dałam mu buziaka za wygraną, a wszystko zauważył stojący z tyłu Marco. Zmrużył oczy z szatańskim uśmieszkiem uradowania. Teraz będę mu się musiała tłumaczyć.

- Powinniśmy częściej się zakładać - odparł Mario, gdy dostał swoją nagrodę.

- A skąd pewność, że wygrasz? - zapytałam.

- Nie mam jej, odkąd powiedziałaś, że grasz od dawna, ale zakłady z tobą to sama przyjemność.

- Przestań. - Zaśmiałam się. - Miałeś mnie nauczyć tego triku.

- No tak, ale to było wtedy, zanim wygrałem zakład.

- Ale powiedziałeś...

- Żartuję. - Uśmiechnął się. - Jasne, że cię nauczę. O, właśnie, a może kolejny zakład?

- Oczywiście!

- Jak nie opanujesz triku w miesiąc, to napiszesz na swoim profilu, że "Mario jest najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego znam". - Klasnął w dłonie.

- Co?! Nie!

- Czekaj. A jak ty wygrasz, to ja napisze, że "Veronica jest najśliczniejsza na świecie" i ...

- I?

- I będę ci przez miesiąc stawiał jedzenie w McDonaldzie.

- O tak!

- Stoi?

- Stoi, trenerze. - Podaliśmy sobie dłonie na znak zaakceptowanego zakładu.

Wracając do domu z bratem, byłam zdeterminowana do wygrania kolejnego zakładu. Zamyślona patrzyłam za szybę, gdy brat zaczął:

- Słuchaj, co to dzisiaj było z Mario ?

- Uczył mnie triku, strasznie trudnego.

- Ustami? - zdziwił się.

- Ta...yyy...no bo... my się założyliśmy!

- Ciekawe zakłady macie.

- No co, to był jego pomysł.

- Ok, ok. A ja już myślałem, że moja siostrzyczka zaczyna nową miłosną przygodę .

- Ha, ha, baaardzo śmieszne. Dobrze wiesz, że mam dość po tej akcji Moritzem i na razie nie zamierzam się z nikim wiązać.

- Można i tak - odparł.

Wypuścił mnie na podjeździe, a ja popędziłam do domu. Weszłam do kuchni, zrobiłam sobie szybką kanapkę i pobiegłam po schodach do swojego pokoju.

 

..........................................................................................................................................................................................................

 

Przepraszam za chwilowa nie ooecność ale musiałam pozałatwiać kilka swoich spraw :)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Zagubiona 22.08.2016
    Świetne, boskie, no kocham <333 Mario jest słodki *-* Jestem ciekawa kiedy Ver powie wszystkim o tym, że gra :/ 5
  • littleplayer19 22.08.2016
    Tez jestem tego ciekawa :D ale to już niebawem :*
  • lea07 22.08.2016
    Świetne opowiadanie <333. Bardzo mi się podoba 5 :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania