Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 9

Ver

 

Jak najszybciej wyszłam z budynku. W mojej głowie roiło się wiele myśli dotyczących Mo oraz pocałunku. Boże, że ja dałam się tak łatwo... Przecież on chce mnie tylko wykorzystać, to jasne. A może jednak się zmienił?

Dotarłam do domu. Weszłam do środka i od razu skierowałam się na górę, do swojego pokoju. Przebrałam się w luźniejsze ubrania i postanowiłam coś zjeść. Jak się okazało, mojego brata nie było w domu, może wyszedł gdzieś z Leną albo z kumplami. Nie zawracając sobie tym głowy, otworzyłam lodówkę i postanowiłam zrobić sobie kanapki. Nie zajęło mi to dużo czasu i po chwili były gotowe. Jeszcze tylko zaparzyłam herbatę i z całym asortymentem poczłapałam do salonu, gdzie włączyłam TV. Zjadłam i odłożyłam naczynia do zmywarki. Jeszcze tylko wyłączyłam telewizor i poszłam na górę. Umyta wyszłam z łazienki i od razu położyłam się na łóżko. Nie minęła chwila, a zasnęłam, myśląc o Mo.

 

Wtorek

 

Słońce wpadające do pokoju oświetlało pomieszczenie. Przekręcając się, promienie uderzyły mnie w oczy i natychmiast zakryłam twarz poduszką. Po chwili podniosłam się do pozycji siedzącej, przetarłam oczy i znów opadłam na poduszki. Niechętnie, jednak po kilku minutach poszłam do łazienki, aby się ogarnąć. Po wyjściu podeszłam do szafy i wybrałam ubrania. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Kierując się na dół, zabrałam jeszcze tylko to, co najważniejsze, czyli telefon i torbę treningową. Na parterze nie zauważyłam brata. Prawdopodobnie u kogoś nocował. Nie myśląc o tym dłużej, poszłam do kuchni przygotować sobie gofry, ponieważ miałam jeszcze trochę czasu zanim zacznie się trening. Przygotowując masę, rozgrzałam gofrownicę. Potem posprzątałam po sobie i zaczęłam szykować się do wyjścia. Sprawdziłam, czy wszystko jest pozamykane, a potem zgarnęłam tylko klucze z szafki i założyłam buty. Wychodząc, zamknęłam drzwi za sobą, a później bramę. Idąc w stronę boiska. Weszłam na teren i skierowałam się do szatni.

 

*

 

Następnego dnia Moritz poszedł na trening. W drodze do szatni spotkał swojego przyjaciela w okularach przeciwsłonecznych i kapeluszu.

- Hej, Leo - zawołał - co ty masz na...

- Ciii. - Zakrył mu usta. - Mów mi Leonardo.

- Co? - Moritz odepchnął go na bok. - Bal przebierańców był dawno temu, kolego.

- Boże, Mo, jaki ty jesteś niedoświadczony, hermano! - Przyłożył sobie rękę do czoła. - Ty nie masz pojęcia o agenckim życiu.

- No nie mam - burknął Moritz. - Bo JA jestem NORMALNY.

- Normalny? To nie ja zakładam się z Thomasem o to, ile dziewczyn przyprowadzę do domu jednego wieczora - dodał Leo. - Właśnie, podobno będziesz czyścił piłki i...

- Nie, Leo! Wygram, mówię ci! Jestem na dobrej drodze!

- To, że zna twoje imię jeszcze nic nie znaczy, wiesz?

- Stary, tu chodzi o coś innego. - Uśmiechnął się. - Pocałowałem ją.

Leo wystawił język.

- To musiało być dla niej przykre doświadczenie.

Nie dokończyliśmy rozmowy, gdyż wyszliśmy na murawę. Trening jak każdy inny, jednak tzreba było dać z siebie więcej, aby znaleźć się w pierwszym składzie. Wykonując ćwiczenia, ciągle miałem w głowie mój pocałunek z Ver. Już sam nie byłem pewien co do swoich uczuć, ale wiedziałem jedno: nie mogłem się zakochać. Nie jestem typem który bawi się w związki, ułożona rodzinka to nie dla mnie. Tak zatraciłem się w myślach, że nie usłyszałem, kiedy trener zarządził koniec treningu. Po chwili otrząsnąłem się i zszedłem do szatni, gdzie nie było już nikogo. Przebrałem się i byłem gotowy do wyjścia. Kiedy znalazłem się poza obiektem, powędrowałem prosto do domu. Nie miałem najmniejszej siły ani ochoty, aby gdziekolwiek jeszcze się przejść.

 

Ver

 

Po treningu wróciłam do domu. Panowała nieprawdopodobna cisza, której kompletnie się nie spodziewałam. Rzuciła mi się jednak się oczy karteczka wisząca na lodówce. Wzięłam ją do ręki i dokładnie przeczytałam. Marco dał mi w liściku znać, że z treningu wróci wieczorem. Ucieszyło mnie to, bo mogłam spokojnie pozanosić swoje rzeczy. Odłożyłam kartkę i poszłam na górę. Z pokoju zabrałam czyste ubrania oraz bieliznę, a potem postanowiłam urządzić sobie długą i relaksującą kąpiel. Kiedy skończyłam ubrałam się i wyszłam z pomieszczenia.

 

Moritz

 

Następnego dnia szedłem na trening, myśląc o tym, co wydarzyło się w klubie. I jak na złość przed szatnią ujrzałem Emily. O nie. Muszę ją jakoś zgrabnie ominąć, tylko jak? Wejście do szatni mamy tylko jedno.

Zagryzam zęby i jednak idę.

- Heej, misiu - woła z daleka. Odwracam się z myślą, że mówi do Thomasa, ale nigdzie wokół go nie zauważam. - Moritz, nie udawaj takiego niedostępnego!

- Spadaj - cedzę tylko przez zęby i chcę przejść dalej, ale zastępuje mi drogę.

- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?

- Hmmm, nie. Nie bardzo.

- Jesteś niemiły, wiesz? - Robi maślane oczka.

- Bywa.

- Może wyskoczymy gdzieś po twoim treningu?

- A co z Thomasem - pytam - nie liczysz się z jego zdaniem?

- Ojj, przestań, słońce, Tomi wcale nie musi nic wiedzieć.

- Traktujesz go jak zabawkę - zauważam.

- Może - mówi. - Ale bardzo przydatną.

- Świetnie, a teraz powiedz mu to w oczy.

- Zwariowałeś? - dziwi się. - Na tym polega zabawa. O wiele lepiej się z kimś umawiać, czując tę nutkę stresu, nie?

- Nie jestem co do tego przekonany.

- Spróbuj, mówię ci. Inni wcale nie muszą wiedzieć.

Przewracam oczami i odsuwam ją na bok.

- Chyba skończyliśmy rozmowę.

- Przemyśl to. - Podchodzi. - Będę czekać.

Po tych słowach daje mi całusa prosto w usta. Przerywa jej krzyk. Krzyk mojego przyjaciela.

- TY ZDRAJCO!

To Thomas.

Podchodzi do mnie z impetem i popycha mnie do tyłu.

- JAK MOGŁEŚ?! - krzyczy. - MYŚLAŁEM, ŻE JESTEŚMY KUMPLAMI.

- TO ONA! - odpowiadam i również go popycham, na co on też reaguje siłą.

- DARUJ SOBIE! - Łapie mnie za koszulkę. - A TY - zwraca się do Emily - NIE CHCĘ CIĘ WIĘCEJ WIDZIEĆ NA OCZY! OBYDWOJE JESTEŚCIE SIEBIE WARCI!

Po tych słowach puszcza moją bluzkę i przepycha się w stronę szatni, trącając zarówno mnie jak i Emily barkami.

- WIDZISZ CO NAROBIŁAŚ?! - krzyknąłem do niej, chociaż stała obok mnie.

- JA? SAM SIĘ PROSIŁ. DOBRZE MU TAK. I TAK TRAKTOWAŁ MNIE JAK JAKĄŚ OZDOBĘ.

- Nie byłbym pewny, czy tylko on...

Po tych słowach udałem się do szatni. Wszedłem do środka, a oczy wszystkich natychmiast zwróciły się w moją stronę.

- Siemka, chłopaki - odparłem, ale żaden z nich nie odpowiedział. Thomas spojrzał na mnie ze złością. To na pewno on im coś nagadał, pewnie, że zabieram mu dziewczynę. Ale kiedy to nie ja!

- Hej, co jest? - podchodzę do ławki, na której Leo i Lucas siedzą i zawiązują buty. Leo spogląda na mnie z rozgoryczeniem i odchodzi. Lucas wiedzie za nim wzrokiem przez krótką chwilę.

- Nie wiem, jak mogłeś to zrobić, stary - odpowiada.

- Zrobić co? Czemu wszyscy zachowujecie się tak dziwnie? - Siadam obok niego.

- Odebrałeś kumplowi dziewczynę. Przed chwilą. Aż takie zaniki pamięci ci dolegają?

- Lucas, chyba mu nie wierzysz, co?

- To mój kumpel.

- Ja też. Nigdy bym nie zabrał dziewczyny przyjacielowi, znasz mnie.

- No...

- Staliśmy. A ona mnie pocałowała, kiedy go zobaczyła. Zrobiła to specjalnie. Wierzysz mi?

Spojrzał na mnie.

- Słuchaj, Moritz, uwierzyłbym chętnie, ale co, jeśli to nieprawda? Nie chcę, żeby chłopaki obrazili się i na mnie. Wybacz, stary.

Po tych słowach wstaje i wychodzi na murawę, zostawiając mnie w szatni samego.

Ten dzień ledwo się zaczął, a jest już wyjątkowo do dupy. Straciłem właśnie kolejnego przyjaciela. Tracenie przyjaciół jest okropne. I wcale nie jest mi z tym dobrze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • lea07 13.08.2016
    Świetne opowiadanie <333. Cudo 5 :)
  • littleplayer19 13.08.2016
    Dziękuję :D :D
  • Amela 13.08.2016
    Świetne!
  • littleplayer19 13.08.2016
    :D Dziękuje za tak miłe słowa.
  • Zagubiona 19.08.2016
    Aaa! Emily! Ta wredna Dziewczyna! Sio! :-( Myślę, że dzięki Veronice chłopaki uwierzą Mo, współczuję mu. Biedny nic nie zrobił :( 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania