Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 16

Mario nie potrafił dokładnie powiedzieć, co działo się w jego głowie. Z jednej strony wciąż myślał o Ver - o tym, jak bardzo go oczarowała i zakręciła do tego stopnia, że zapomniał o rzeczywistości. Z drugiej jednak żałował, że postąpił tak szybko. Powinien był poczekać, nie zachowywać się tak nachalnie, ale... Ale Veronica chyba nie miała nic przeciwko.

Nie potrafił uwierzyć w to, że jedno przypadkowe spotkanie aż tak odmieni jego życie. Gdyby wtedy nie przyszła z Marco na ich trening, zapewne skończyłoby się na krótkiej znajomości z klubu bokserskiego. Ale los jakoś dziwnie z nim zagrał i strzelił gola prosto w jego serce. A nawet kilka.

Chyba ją kochał. A może nawet nie chyba, ale na pewno. Przecież kogoś, kogo się nie kocha nie całuje się w taki sposób. Wtedy nie ma tego czegoś.

A tutaj było.

Z zamyślenia wyrwał go Lucas, który wparował nagle do kuchni. Spojrzał na starszego brata, a potem szybko odwrócił wzrok.

- Długo nie wracałeś - odparł Mario.

- Mówiłem, że wrócę późno.

- Nie odbierałeś telefonu, więc zacząłem się martwić.

- Bo... Bo się rozładował. I zapomniałem go. Został u Leo - palnął, a potem szybko zmienił temat, otwierając lodówkę: - Kiedy ty ostatnio byłeś na zakupach?

- Przedwczoraj, a co?

- Bo tak trochę nie mogę znaleźć nic do jedzenia.

- Jak to, przysięgam, że prawie nic nie ruszałem!

Lucas zmarszczył brwi. W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi i zaraz po tym do ich domu wparował Marco.

- Chłopie - zawołał od progu do przyjaciela - ja nie wytrzymam z tymi babami!

Mario zaśmiał się.

- Ver i Lena są okropne! Upiekły mój ukochany sernik i nawet się nie podzieliły! Tylko usiadły przede mną z talerzami... Jeszcze trochę, a umrę z głodu!

Podszedł bez pytania do lodówki. Otworzył ją i zawołał:

- Mario, kiedy ty ostatnio w sklepie byłeś?

- Przedwczoraj! - krzyknął. - Tylko wyżarłeś już wszystko, co kupiłem! Przysięgam, Marco, że zacznę ci podliczać rachunki za to, co u mnie jesz.

- O nie, ty też nie zaczynaj.

- Weź się w garść, chłopie i zacznij trenować, bo ten bebech - wskazał na jego brzuch - zaczyna wyglądać, jakbyś był w ciąży.

Objął się za brzuch.

- Masz coś do mojego dziecka?

Lucas zachichotał i wyszedł z domu. A Marco usiadł z Mariem, by oglądać mecz.

- Przyszedłem i od razu mówię o sobie - wtrącił Marco. - Lepiej powiedz mi, czy w końcu zabrałeś ją na ten spacer.

Mario wzdrygnął się lekko.

- Kogo? - zapytał poddenerwowany.

- No... Ver w sensie.

- A, tak...

- No i jak było? - Szturchnął go w żebra.

- Miło - odpowiedział zmieszany Mario.

- Tylko tyle? - Marco się skrzywił. - Myślałem, że może wiesz... Całowaliście się.

- Co?

- Nie, nic, tak tylko pytam. Ale wiesz, Ver czasem gada przez sen, więc i tak się kiedyś dowiem.

Mario przewrócił oczami. Chyba mógł mu o tym powiedzieć. Ale z drugiej strony, Marco był jej bratem, a dla niego najlepszym kumplem. Nie powinien go chyba okłamywać.

- Ty to myślisz tylko o jednym - skarcił go Mario. - Jesteś stuprocentowym samcem alfa. Ale czasem zamiast mózgiem, myślisz brzuchem.

Marco zaśmiał się tylko i urwali temat Ver.

 

*

 

 

Następnego dnia Marco szykował się na trening. Veronica zauważyła go, schodząc po schodach na dół.

- Idę z tobą - oznajmiła, stawiając go przed faktem dokonanym.

- A może byś tak zapytała MNIE o zdanie? - zawołał za nią, gdy wsiadła do samochodu.

Nie mógł nic zrobić, dlatego bez słów wyszedł za nią i pojechali.

 

Po dojechaniu wysiadłam z auta i podążyłam za moim bratem. Idąc korytarzem, Marco

wszedł do szatni, a ja poszłam w stronę murawy. Weszłam na nią i położyłam się. Lekko zamknęłam oczy. Nie wiadomo, skąd poczułam jakiś ciężar na sobie. Otwierając oczy, zobaczyłam uśmiechniętego Mario, który był - jak widać - zadowolony z siebie.

- Akuku - powiedział i zaczął się szczerzyć.

- O nie, chyba chcesz, żebym dostała zawału. - Zaśmiałam się. Tak naprawdę wcale mnie nie wystraszył. - Mogę wiedzieć, jak się na mnie znalazłeś?

- Bo wiesz... biegłem sobie i nagle ni stąd, ni zowąd potknąłem się o kamień.

- Och, te kamienie to są niedobre. A skąd się wzięły na boisku?

- Nie mam pojęcia - dodał figlarnie. - Ale zapanowałem nad całą sytuacją. Nie musisz się już martwić.

- Świetnie, zaczęłam się bać - odpowiedziałam, wkręcając się w jego gierkę. Z dnia na dzień coraz bardziej zaczynał mnie intrygować. - Zamierzasz kiedyś ze mnie wstać?

- Wolałbym nie, bo... ktoś cię musi ochronić przed słońcem. Wiesz, jak można się poparzyć?

- Och, no faktycznie - zażartowałam. - Ale lepiej będzie, jeśli już zejdziesz. Bo wiesz, musisz grać i te sprawy...

- To chyba może poczekać - dodał, wstając i podając mi rękę. - Co tu robisz?

- Nudziłam się.

- Taa, przyznaj piękna, że przyszłaś tu dla mnie.

- Może nad tym myślałam, nie ukrywam.

Uśmiechnął się. W tym samym momencie z szatni wyszła drużyna.

- Może zagrasz z nami? - zapytał.

- Ja... to znaczy... a mogę? - zdziwiłam się troszkę.

- No jasne, trener na pewno nie będzie miał nic przeciwko.

- No dobra, ale obiecaj mi coś - powiedziałam.

- Cokolwiek zechcesz, moja śliczna.

Zachichotałam.

- Tym razem chcę grać w drużynie z tobą.

Chyba spodobał mu się ten pomysł, bo chwilę potem wybraliśmy składy. W naszej drużynie znaleźli się: Kuba, Roman i Miki. A u Roberta - Marco, Łukasz, Mats i Auba. Gra się rozpoczęła. Mario pozwolił mi stanąć obok siebie na pozycji napastnika. Przyjęłam piłkę i zaczęłam kierować się w stronę bramki. Ominęłam zgrabnie Aubę, potem Matsa i zbliżyłam się pod sam cel. Chciałam podać do Mario, ale w tym samym czasie piłkę odebrał mi mój brat.

- Nie tym razem, młoda. - Zaśmiał się.

Przebiegł na drugą połowę boiska, omijając każdego przeciwnika. Ruszyłam za nim, ale w tym samym czasie, gdy zdążyłam dobiec, siarczystym kopniakiem zdobył punkt dla swojej drużyny.

- Oszukujesz - zawołałam żartobliwie. - To gra drużynowa, nie indywidualna.

Rozpoczęliśmy ponownie. Podałam do Mikiego, on do Kuby, który okiwał Łukasza i oddał piłkę Mario. Ten coraz bardziej zaczął zbliżać się do bramki. Zauważyłam, że ruszył za nim Marco.

Postanowiłam go kryć.

- Ver! - zawołał Mario, a ja wyprułam przed siebie z taką siłą, jak nigdy. Przejęłam piłkę i posłałam świetny strzał w sam róg bramki.

- No, no. - Mario zaczął bić mi brawo. - Jeszcze chwila, a wygryziesz Marco z drużyny. Jak widać, moje treningi nie poszły w las - zakończył.

- Ha, ha, bardzo śmieszne - odparł mój brat i posłał mu kuksańca w żebro.

Zaśmiałam się, widząc, jak brat piorunuje mnie wzrokiem.

Nasze śmiechy przerwał trener, który oznajmił, że skończył się trening chłopaków. Kierowali się do szatni, a ja człapałam za nimi. Marco kazał mi poczekać na siebie, więc usiadłam na krześle. Nagle usłyszałam okrzyki.

-Mario! Mariooo! Mariooo!

Wchodzić czy nie? Postanowiłam wejść. Otworzyłam drzwi i ujrzałam Mario. Chłopak stał w tylko nisko opuszczonych czarnych bokserkach i czapce. Wyglądał tak seksownie, że tylko schrupać. Popatrzył się na mnie niewinnie i się uśmiechnął.

Podszedł do mnie Marco.

- Widzę, że skorzystałaś z mojej propozycji.

- No wiesz, trudno było się powstrzymać, tyle przystojniaków w jednej szatni - powiedziałam, szczerząc się. - Oczywiście, nie wliczając w to ciebie, braciszku.

- Yhyy, a tak na serio l?

- A tak na serio, usłyszałam krzyki i pomyślałam, że Mario jakiś striptiz robi, to weszłam.

- Nie wierzę, że to powiedziałaś.

- To uwierz, braciszku - dodałam i poklepałam go po ramieniu, wychodząc z szatni.

- Oj, ostra jest - usłyszałam na odchodne.

Usiadłam i dalej czekałam na brata. Po chwili wyszedł, a razem z nim Mario i Robert. Wstałam i podeszłam do nich. Widzialam tylko, jak Mario zerka na mnie. Szliśmy tak na parking, dopóki nie zatrzymaliśmy się i chłopaki zaczęli rozmawiać.

- Ej, a może wyskoczymy sobie dzisiaj do klubu? - rzucił hasło Marco.

- Dobry pomysł - powiedział Robert.

- Miejsce i czas, kolego - dodał Mario.

- U mnie o 19.

- Dobra - opowiedzieli równo Robert i Mario. Ja tylko stałam i przyglądałam się całej sytuacji.

- A ty, Ver, pójdziesz z nami?

- No nie wiem, zastanowię się .

- Ty się nie zastanawiaj, tylko wal prosto w bramkę - powiedzieli, a ja się zaśmiałam.

- Chyba nie mam wyboru - dodałam, a oni pokiwali twierdząco głowami. - Niech będzie.

Chwilę jeszcze pogadali, a ja w tym czasie wsiadłam do samochodu. Po chwili widziałam, jak brat żegna się z kumplami i idzie w moją stronę. Wsiadł i ruszyliśmy do domu.

 

Moritz, Leo i Lucas

 

Wieczorem Moritz zadzwonił do Leo, proponując wyjście do klubu. Spotkali się we trójkę na miejscu wieczorem. Moritz dowiedział się, że Lucas nie mógł zadzwonić, bo zgubił telefon. Wtedy przypomniało mu się, że w parku znalazł podobną komórkę, ale nie wziął jej ze sobą i przemilczał całą sytuację. Nie był pewien, czy to aby na pewno telefon Lucasa.

Usiedli przy barku i zamówili drinki. Zaczęli pić. Moritz opowiadał Lucasowi o wszystkim, co działo się w ostatnich dniach.

- Wiesz, Mo - do rozmowy dołączył się Leo. - Na jej miejscu też bym zrobił to samo.

- Dzięki, stary.

- No, tylko trzy razy mocniej i jeszcze w drugi policzek.

- Leo... - odparł Lucas.

- I może małego kopniaka. W czuły punkt, żeby wiesz...

- Leo...

- ... i potem obrót wokół własnej osi i dźwignia na łokieć.

- Leo, nie pomagasz! - zastopował go Lucas.

- Nie, Luc, on ma rację. Jestem do kitu.

- O nie, błagam, tylko mi tu nie płacz. Nie wytrzymam tego dłużej. Z jednej strony duże dziecko - wskazał na Leo - a z drugiej załamany psychicznie pantoflarz. O nieeee... - Schował twarz w dłonie.

Moritz spiorunował go wzrokiem.

- Jaki znowu pantoflarz?!

- Juhuuuu! - zawołał Leo.

Spojrzeli na niego.

- Co? - zapytał. - Myślałem, że każdy z nas po kolei coś krzyczy. Wrobiliście mnie. - Zagroził im palcem. - Ale z was kawalarze.

- Jak to możliwe - Moritz zwrócił się do Lucasa - że on odleciał już po jednym drinku?

- Drinku? - zdziwił się Luc. - Ja myślałem, że on przez cały ten czas pił Colę.

W tym samym momencie poczuli, jak ktoś ich szturcha w plecy. Odwrócili się i zauważyli Dominikę.

- Bu! - zawołała. - Co słychać?

- Domi? - zdziwił się Lucas. - Co ty tutaj robisz?

- No... Leo wysłał mi sms-a, żebym przyszła, więc... jestem!

Chłopaki spojrzeli na Leo.

- Leo - zaczął Lucas - ja wiem, że twoje rozumowanie znacznie różni się od naszego, ale pojęcie "męski wieczór" rozumiemy chyba jednoznacznie, prawda?

- Przecież Dominika to tak, jak mężczyzna - tłumaczył.

- Ej! - zawołała.

- Kto to jest? - Moritz szturchnął Lucasa.

- Dominika, przyjaciółka Ver. - Napił się drinka. - Poznaliśmy się kiedyś po treningu. Podoba mi się od jakiegoś czasu, więc tego nie zepsuj, jasne?

- Mieliśmy spędzić ten wieczór po męsku. No wiesz, grube melo, drinki, dziewczyny i sport.

- Świetnie - wtrąciła Domi, siadając między Mo a Lucasem. - To co, może Moritz postawi nam wszystkim drinki? - Spojrzała na niego z lekką pogardą.

- Co?!

- No. - Wskazała ręką na bar. - Pamiętaj, że mam znajomości, więc...

- Tak, już, robi się, psze pani! - zawołał.

Dominika spojrzała na Lucasa i obydwoje uśmiechnęli się znacząco, jakby mieli plan.

 

**

 

 

Gdy Dominika siedziała w gronie chłopaków, zadzwonił do niej telefon.

- O, cześć Ve... - zawołała, ale urwała po chwili. - Cooo? Do klubu? Dzisiaj? No wiesz... nie, nie, ja bardzo chętnie tylko... O której? Teraz? No to może... spotkamy się na miejscu, o! Ok, to buziaczki!

- Przepraszam za niego. Po tej akcji z Ver zachowuje się dziwnie - odparł Lucas, gdy jego kumpel poszedł wykłócać się z barmanem o zniżkę.

- Z tego, co mi mówiłeś o niej i twoim bracie, wolałabym, żeby była z nim, a nie z Moritzem. I ty też powinieneś uwolnić się z tej toksycznej relacji.

Lucas westchnął.

- Dobrze, że Leo mnie kryje. Gdyby Mo się dowiedział, że to ja dzwoniłem po ciebie z jego telefonu, chyba by mnie zabił.

- Veronica zaraz będzie w klubie - dodała Dominika. - Jeśli Moritz zobaczy, że ma już Mario, pożałuje tego, co zrobił i odpuści. I wszyscy szczęśliwi.

- Oprócz niego - stwierdził Lucas.

Dominika uśmiechnęła się do niego.

- Ja tam i tak się cieszę, że mnie zaprosiłeś. Mogłeś zadzwonić wcześniej, byłabym przygotowana.

- Zgubiłem telefon. A ty i tak zawsze świetnie wyglądasz. - Rozejrzał się dookoła. - Chodź, niech Moritz sam rozwiązuje swoje problemy.

Pociągnął ją za rękę na parkiet, żeby zatańczyć. Kołysali się lekko w rytm muzyki, gdy do stolika wrócił Moritz. Skoro była tutaj przyjaciółka Ver, mógł w końcu odpokutować się i zyskać jej zaufanie. Żeby potem móc powiedzieć Veronice całą prawdę.

Że naprawdę ją pokochał i zakład nie miał już później żadnego znaczenia.

 

Chwilę przed przyjęciem Ver, Domi wyszła przed klub, aby sprawiać wrażenie, że właśnie dotarła i na nią czeka. Pociągnęła za sobą Lucasa, który ją zaprosił.

 

Ver

 

Po przyjeździe wyszliśmy z samochodu. Weszłam do domu i od razu powędrowałam do kuchni, ponieważ byłam głodna. Odgrzałam sobie obiad, który zrobiła Lena. Zjadłam, zmyłam i poczłapałam do salonu, gdzie siedział brat wraz z dziewczyną. Coś szeptali do siebie, więc po cichu podeszłam do nich i usiadłam na kanapie. Poczułam tylko jak wzdrygnęli się i spojrzeli na mnie jak na jakiegoś diabła. Ja tylko uśmiechnęłam się i wstałam.

- Dokąd idziesz? - usłyszałam głos Leny.

- Do pokoju, wyszykować się - powiedziałam.

- Uuu, a to gdzie się wybierasz?

- A do klubu z chłopakami - dokończyłam, będąc na schodach.

- Tylko uważaj tam.

- Dobrze mamusiu, ale tatuś będzie mnie pilnował - odpowiedziałam.

- Ooo, tak, to dobry pomysł - usłyszałam i weszłam do pokoju.

 

Podeszłam do szafy i wpatrywałam się w nią w celu znalezienia czegoś ładnego. Przeliczając swoje możliwości, wygrzebałam jakąś sukienkę. Zabrałam ją i poszłam do łazienki. Odświeżyłam się i byłam gotowa do wyjścia. Zabrałam telefon, przy okazji zadzwoniłam do Domi, czy nie chce iść z nami do klubu i zeszłam na dół. Marco i Lena spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. Jednak chwilę potem ocknęli się i wielkie uśmiechy zawitały na ich twarzach. Usiadłam na kanapie, czekając, aż brat się wyszykuje. Nie minęła chwila, a już był gotowy. Wyszliśmy z domu i poszliśmy przywitać się ze znajomymi, którzy już na nas czekali. Na końcu stał Mario. Wyglądał seksownie. Miał na sobie białą koszulę, do połowy rozpiętą, która ukazywała jego umięśniony tors, a także niebieskie dżinsy i buty Nike. Ale najbardziej powalający był jego uśmiech. Po prostu nogi same się uginały, lecz nie chciałam tego pokazywać. Podeszłam do niego i przywitałam się lekkim buziakiem w policzek.

- Witaj, piękna - powiedział.

- Dobry wieczór - odparłam.

- Przepięknie wyglądasz - dodał, czym wywołał lekkie dreszcze na moim ciele.

- Dziękuje - odpowiedziałam.

Mario patrzył na mnie tak słodko, że czasami trochę się go wstydziłam.

- Hej, gołąbeczki! - usłyszeliśmy. To Marco.

- Tak, kurzynko? - odpowiedział Mario, przy czym wywołał śmiech całej drużyny.

- Nie jestem kurzynką. Niby gdzie ty to widzisz?! - dodał z pretensjami.

- Oj, dobra, nie denerwuj się, bo jajko zniesiesz.

Podeszliśmy do nich. On już nic nie powiedział, tylko odwrócił się i zaczął rozmawiać z Robertem. Szliśmy w stronę klubu. Nasze buzie się nie zamykały i panowała miła atmosfera. Od wejścia powitała nas Domi i... Lucas.

 

***

 

 

Gdy Dominika czekała na zewnątrz, zauważyła, jak zbliżają się chłopaki, a wśród nich wyłapała sylwetkę swojej przyjaciółki.

Lucas już z daleka dojrzał Mario. Zasłonił twarz.

- O nie, nie, nie - odparł. - Błagam, schowaj mnie.

- Lucas? - zdziwił się jego brat.

- O, Mario, hej! Co za spotkanie!

- Ty nie miałeś być tu przypadkiem z Leo? -Zmarszczył brwi.

- Yy... Ee... Jest w środku!

Weszli do środka. Veronica ruszyła z Mario na parkiet. Gdy tańczyli wspólnie do wolnej piosenki dostrzegła, jak wpatruje się w nią dobrze znana jej osoba.

- O nie - odparła.

- Co się stało? - zapytał Mario.

- On tutaj jest. Ten podły drań. - Przytuliła Mario mocniej, a on od razu zrozumiał, że coś jest na rzeczy.

- Chcesz, żebym to wyjaśnił?

- Nie - dodała pospiesznie. - Nie. Chyba sama dam sobie radę, jeśli podejdzie.

- Ale... No dobrze - powiedział.

Gdy piosenka się skończyła, Moritz podszedł do Ver.

- Zatańczymy? - zapytał, gdy włączono kolejny kawałek. Zerknął na Mario, który piorunował go wzrokiem.

- Wybacz, ale chyba nie mam ochoty - odparła.

- Nie ignoruj mnie.

- Nie ignoruje cię, Moritz. Po prostu nie chcę z tobą tańczyć.

- Muszę z tobą porozmawiać. Wyjaśnić...

- Wszystko sobie już wyjaśniliśmy, Moritz. Zawiodłam się na tobie i tego nie zmienisz.

- To nie była moja wina! Ja jakoś nie wypominam ci tego, co zrobiłaś mi na boisku.

Mario postanowił wkroczyć i rozdzielić tę dwójkę, która prawdopodobnie zaraz skoczyłaby sobie do gardeł.

- Należało ci się! - zawołała Ver, czym zwróciła na siebie uwagę całego klubu.

- Ja to załatwię - dodał Mario, zastępując Ver. - Kolego, daj jej spokój.

Wszyscy otoczyli ich dwóch tak, że utworzyli wokół nich okrąg.

- Łał! - zawołał Leo. - Ring!

- O mamo... - dodała Dominika, chowając twarz w dłonie.

- Mario - zawołał Robert - przestań! Nie wszczynaj bójek.

Mario spojrzał na Moritza wzrokiem pełnym jadu. Tamten nie pozostał dłużny.

- Uderz go! - zawołał ktoś, a cały tłum zawtórował:

- Taaak!

Mario zacisnął pięści i już chciał podnieść na Moritza rękę, ale zamiast tego odwrócił się i dodał:

- Koniec widowiska, rozejść się!

Tłum zabuczał. Moritz spojrzał na Ver, a chwilę potem opuścił klub.

 

****

 

Tego było już dla Moritza za wiele. Odebrał mu wszystko. Może nie było to w pełni prawdą, ale on właśnie tak się czuł. Wyśmiany. I chciał się zemścić.

Ruszył w stronę wesołej pary i ściśniętą w pięść dłonią cisnął prawego sierpowego odwróconemu Mario. Piłkarz zatoczył się, nie miał szans, żeby mu oddać. Ver rzuciła się w jego stronę, a potem zauważyła Moritza.

- Odejdź! - krzyknęła, dotykając zakrwawionej twarzy Mario.

- Porozmawiajmy!

- Nie mamy o czym!

Przybliżył się, ale ona odstąpiła krok do tyłu.

- Jesteś nienormalny!

- Co?! Przecież mnie znasz! Ufałaś mi.

- I to był błąd!

Mario odwrócił się w jego stronę i popchnął go.

- Zostaw ją!

- Jeszcze ci mało, pięknisiu? - zawołał Moritz.

Zaczęli się popychać. Moritz posłał Mario kolejny cios w szczękę, co zauważył ochroniarz z klubu. Nie widział jednak poprzedniej szarpaniny. Obezwładnił Moritza szybkim ruchem i powiadomił policję, która bardzo szybko go zabrała. Mario odmówił wezwania karetki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Dośka 29.08.2016
    Super! Bardzo ciekawe ! Czekam tylko na cd! Daje 5!!
  • Zagubiona 29.08.2016
    :O Z jednej strony współczuje Mo, trochę nabałaganił... Ale każdy popełnia błędy, lubię Mario jest fajnym chłopakiem. Tylko czy Ver powinna tak szybko zmieniać chłopaków? :-/ Mam nadzieję, że Mo odpuści, a Ver będzie z Mario. Opowiadanie świetne, lekko się czyta i przyjemnie. Nie mogłam się doczekać tego rozdziału, a teraz czekam na kolejny. 5
  • littleplayer19 29.08.2016
    Już niedługo cała akcja się ułoży :D :D
  • Dośka 30.08.2016
    Kiedy bd cd? :D
  • littleplayer19 31.08.2016
    Dziś wieczorem lub jutro rano gdyż mam jeszcze akcje do napisania :D
  • Dośka 31.08.2016
    Dziś wieczorem było by naj :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania