Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 14

Kolejnego dnia jak zwykle szykowałam się na trening. Zeszłam na dół niczym rasowy ninja, żeby brat mnie nie zauważył. Pewnie słodko spał do góry brzuszkiem.

Wyszłam z budynku i od razu napisałam mu SMS-a, żeby się nie martwił, bo wrócę po południu. Idąc tak, myślałam ciągle o Mario, gdy poczułam, że o coś uderzam.

- Ty to się chyba już z tym urodziłaś - odparł znajomy mi głos. - Czyżby to był twój patent na podryw, hm?

- Przestań, Mario. Zamyśliłam się...

- Do trzech razy sztuka, a to był już drugi raz, jak na mnie wpadasz.

- Przepraszam.

- Powinienem dostać jakieś odszkodowanie, nie sądzisz?

- Jakie odszko... Co ty wygadujesz? - Zaśmiałam się.

- Jej, nie pomyślałaś, że to - wskazał na siebie - może niezwykle ucierpieć, gdy ktoś ciągle się na niego potyka?

- Przecież przeprosiłam. - Zrobiłam smutne oczka.

- Jasne, może ci wybaczę...

- O tak, a spróbuj nie wybaczyć...

- Pod warunkiem, że...

- O bożeee...

- Dasz mi buziaka. Nie żeby coś, ale no wiesz... Odszkodowanie ma swoją cenę, nie?

- Powinieneś sobie założyć fundację "Buziak dla Mario" - odparłam.

- Wiesz, świetny pomysł! Byłabyś tam mile widziana!

- Nie przesadzaj. - Dałam mu kuksańca w żebro. - Ruszaj tyłek, bo się spóźnię na trening.

Ruszyłam przed siebie, a on za mną.

- Nie myślałaś o tym, żeby rozpocząć karierę bokserską? - zapytał.

No tak! On głupi myśli, że idę do klubu bokserskiego! Przecież nie mogę na jego oczach wejść na stadion! Ale... Inaczej się spóźnię. Ver, myśl! Rusz głową, dziewczyno.

- Hej! - Pomachał mi ręką przed twarzą.

Ocknęłam się.

- Zwariowałeś? - odpowiedziałam. - Ja? Bokserem?

- A czemu nie? Mężczyźni lubią boksujące się kobiety. W skąpych strojach...

- Mario! - Uderzyłam go lekko w ramię.

- Żartowałem. - Zaśmiał się. - Chyba, że jednak planujesz.

- Ale z ciebie zbereźnik!

- Jedyny w swoim rodzaju.

- Jasne - burknęłam. - "Bokserzy" kojarzą mi się z psami. Wiesz, jest taka rasa i one robią takie głośne hau-hau. A "bokserki"... Sam sobie odpowiedz.

- Może i tak - dodał - ale czy nie fajnie byłoby mieć w rodzinie piłkarza i bokserkę? Teraz liczy się wszechstronność, nie można być nijakim.

Od kiedy z Mario jest taki filozof?

- A gdybym jednak poszła w ślady brata? - zapytałam. - Co byś o tym sądził?

Udał zamyślenie.

- Kupiłbym pierścionek i ci się oświadczył. - Zachichotał. - A poważnie: byłoby chyba fajnie, no wiesz, takie piłkarskie rodzeństwo i w ogóle.

Uśmiechnęłam się. Byłam już spóźniona na trening, ale właśnie dotarliśmy do klubu bokserskiego. Boże, trener chyba mnie zabije... Albo zrobi to za niego karna rozgrzewka. Tylko nie to!

- To co - zaczął Mario - widzimy się wieczorem?

- Tak - przytaknęłam i pożegnałam go buziakiem w policzek.

Weszłam do budynku i zaczekałam, aż odejdzie, a potem szybkim sprintem dotarłam na stadion. Zeszłam do szatni i prawie przewróciłam się na śliskiej podłodze. Zebrałam baty od sprzątaczki, że "przecież ciągle powtarza, że mokre i że trzeba się było nie spóźniać, bo teraz śladów na korytarzu narobię, bla, bla, bla". Przebrałam się w ekspresowym tempie i wybiegłam na murawę.

- Veronica Reus, melduję się. - Zasalutowałam z myślą, że trener może potraktuje to z przymrużeniem oka. To w końcu moje pierwsze i jedyne jak dotąd spóźnienie.

Zaśmiał się, widząc, że jestem czerwona ze zmęczenia jak burak i darował mi dziesięć karnych okrążeń. Dołączyłam więc do dziewczyn z radością, że mi się upiekło. A co najważniejsze - Mario się nie dowiedział.

 

Wieczorem przyszedł do niej Mario. Zaprosiła go do środka i zrobiła herbatę, a potem wyszli na zewnątrz, żeby ćwiczyć. Oczywiście, Mario chciał wygrać zakład. Ver to wiedziała i obawiała się, że będzie wszystko tłumaczył tak zawile, jak tylko się da, by nic nie zrozumiała.

- Podrzuć piłkę, otocz ją nogą i przyjmij. - Pokazał trik. - O tak!

- Łatwizna. - Chwyciła piłkę w dłoń, podbiła ją, a gdy była już w powietrzu, zamiast okrążyć ją mogą, kopnęła ją z całej siły. Usłyszała, jak piłka odbija się o coś, a potem Mario upadł i złapał się za nos.

- Jeju, Mario! Przepraszam! - Pomogła mu wstać. - Chciałam ją okrążyć, to było odruchowe...

- Nic się nie stało. - Odjął rękę od nosa.

- Mario, krew ci leci!

- O, faktycznie. - Zauważył. - Ale ty masz kopa!

- To nie jest śmieszne! - zawołała i pociągnęła go za rękę do domu.

- No przecież nie umrę od tego. - Zaśmiał się, gdy podała mu ręcznik papierowy, żeby go sobie przyłożył. - Trochę się tego nie spodziewałem. - Zrobił lekki grymas na twarzy.

- Przepraszam, naprawdę nie chciałam.

- Jest OK.

- Bardzo cię boli?

- Trochę. - Uśmiechnął się. - Przestanie jak pocałujesz.

- Czyli wszystko OK. - Przewróciła oczami. Wstała i poszła po coś do picia, a on zaczął chichotać.

Przyniosła mu sok pomarańczowy, a on stwierdził, że nie może jej trenować, dopóki boli go nos.

- Chcesz jakiegoś proszka? - spytała.

- Nie trzeba, wystarczy buziak. - Uśmiechnął się. - No wiesz. .. Jak u małych dzieci: pocałujesz i nie boli.

- Ja się naprawdę zaczynam zastanawiać, czy ten nos serio cię boli...

Na te słowa, postawił szklankę na stoliku i złapał się za nos.

- Ała, jak boli! Ver, umieram! - Spojrzał na nią. - Argh, U-MIE-RAM, ekhem...

Ona podłapała jego grę:

- To U-MIE-RAJ. - Zaśmiała się. - Może wezwać ci karetkę?

- Tak, poproszę.

- Ups, nie mam telefonu.

- Ale ty jesteś złośliwa. - Zmrużył oczy.

- Wiem, wiem. Idziemy?

- Ekheeem...

- Eh, dobra! - Nachyliła się, żeby dać mu tego głupiego buziaka w nos, kiedy w tym samym momencie od Leny wrócił Marco.

- Sieeema - zawołał. - Wróci... Ooo!

- O, cześć, Marco! - przywitał się Mario.

- Wy 'trenujecie', mam rację?

- Tak - potwierdził chłopak.

- Ver - wywołał ją brat. - Mogę cię... na słówko?

- Jasne. - Podeszła do niego z zawstydzoną miną.

- Czemu z nosa Mario leci krew?

- Yyy, no, bo wiesz... my trenowaliśmy i...

- Dobra, ja wiem, że ciężko trenujecie, ale moglibyście nie na mojej ukochanej kanapie?

- Ok... Znaczy... nie! Jezu, Marco! O czym ty myślisz?! My graliśmy w piłkę i no... dostał ode mnie.

- I dlatego całujesz go po nosie, zamiast dać chusteczkę?

- Przestań, sam wkręcasz Lenę, że bolą cię usta i musi cię całować...

- Ale Lena to moja dziewczyna!

- A Mario to mój przyjaciel.

- Taaaa.... - Zaśmiał się.

- Ale ty jesteś! - Dała mu kuksańca i poszła po Mario.

- Chodź, Mario, idziemy - zawołała. - Nie będziemy przesiadywać w towarzystwie tegoż oto człowieka. - Wskazała na brata, który właśnie pił sok z jej szklanki. - Ej, to moje!

- Tak, tak. - Zaśmiał się Marco. - Idź już, tylko nie zabij Mario.

- Postaram się.

- Na pewno?

- Daj już sobie spokój, Marco. Mario jest bezpieczny...

- Mmm - odparł Mario, gdy ciągnęła go za rękę w stronę ogrodu. - To mi się podoba.

- Boże, Mario, ty też?!

Marco wybuchnął śmiechem, gdy wyszli dalej trenować.

"Trening" - pomyślał - "Ha Ha Ha Ha. A więc tak to się dzisiaj nazywa."

Wieczorem Ver, schodząc do kuchni po kanapkę, zauważyła siedzącego na kanapie Marco. Postanowiła dostać się po tosta cicho jak ninja, niezauważona przez brata, który właśnie oglądał jakąś durną telenowelę. Stanęła na paluszkach i ostatnie stopnie schodów przeszła tak cicho, że nawet ona tego nie dosłyszała. Z głośników telewizora usłyszała płacz kobiety.

- No nie! - krzyknął do siebie Marco z wielkim zaangażowaniem, jakby przeżywał wszystko razem z bohaterami. - Diego, ale z ciebie cham! Jak mogłeś tak potraktować Pamelę!?

Ver, słysząc to, nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Stopając dalej, co chwila chichotała z tego, że jej brat ogląda meksykańskie telenowele. Przecież to takie chłamy.

Udało jej się dostać niezauważenie do kuchni, ale gdy wychodziła z talerzem kanapek, usłyszała głos brata:

- Jeszcze żresz o tej godzinie?

- Jestem głodna po treningu, chyba mam prawo.

- Jasne, zapomniałem o tym treningu... - Zaczął się śmiać.

- O co ci chodzi?! - zapytała z pełną buzią.

- Wiesz, jeszcze chwila, a pomyślę, że ty i Mario...

- Jeszcze chwila, a powiem Lenie, że kochasz się w Pameli z tej głupiej opery mydlanej.

- Nie zrobisz tego! - zapiszczał.

- Zrobię. - Uśmiechnęła się szatańsko i poszła z jedzeniem na górę.

 

Następnego dnia do Marco przyszli Mario i Robert. Piłkarze zaczęli oglądać mecz, gdy siostra Marco i jego kumpel kontynuowali naukę triku. Gdy Ver potem weszła do domu, aby zanieść Mario siedzącemu na tarasie coś do picia, zastała Marco i Roberta, którzy patrzyli na nią z upośledzonymi uśmiechami.

- Czego?! - zdenerwowała się.

- Co tam dzisiaj trenowaliście? - zapytał Robert.

- Usta-usta czy może coś innego? - dokończył Marco.

- Leczcie się. - Wzięła łyk soku. Zabrała karton ze sobą i chciała wyjść, ale oni wodzili za nią wzrokiem. - CZEGO?!

- No, śmiało, nam możesz powiedzieć.

- Ale co?!

- Co jest między wami.

- Przyjaźń? - odparła.

- Ehh ta młodzież i jej dziwactwa... - zawołał Marco.

- Dziwactwa? - zdziwiła się. - Uważasz za dziwactwo to, że całuję Mario, bo wygrywa zakład, a sam suszysz gacie w mikrofalówce!

- Całujesz Mario?! - zaczął Robert, a potem spojrzał na Marco. - Ty suszysz bokserki w kuchence mikrofalowej?!

- No co - odparł - są potem takie cieplutkie i milutko pachną. Zupełnie jak pizza.

- Muszę pamiętać, żeby nie korzystać u was z mikrofalówki... - stwierdził Robert.

Ver zachichotała, gdy brat spojrzał na nią wzrokiem "zabiję cię" i wyszła do ogrodu z sokiem i szklankami.

 

*

 

Minęły dwa tygodnie, odkąd Ver zaczęła trenować z jego przyjacielem. Marco nadal twierdził, że ich "treningi" wróżą coś zupełnie innego niż naukę triku. Ale tak się składa, że Ver ma smykałkę do piłki i opanowała trik w tak krótkim czasie.

- Jak to możliwe?! - zdziwił się Mario, gdy pokazała mu efekty.

Ona uśmiechnęła się tylko.

- Zabierasz mnie za to do McDonalda, jak obiecałeś!

- Jasne, dobra, wygrałaś. Ale jak?!

- Szybko się uczę - odparła. Zataiła przed nim fakt, że pomagał jej Marco. Zaszantażowała brata, by uczył ją triku, bo w przeciwnym wypadku powie Lenie, że piłkarz ogląda meksykańskie telenowele i płacze po rozstaniu serialowej Pameli z Diegiem.

Wieczorem weszła na Facebooka. Znowu się uśmiechnęła, czytając post Mario: "Veronica Reus jest najpiękniejszą piłkarką, jaką poznałem i utwierdziła mnie w przekonaniu, że można jeść codziennie w McDonaldzie i nie tyć". Chyba nie tak to miało brzmieć, ale i tak była dumna z faktu, że wygrała. Od razu dostała wiadomość.

Mario: Zbankrutuję, jeśli codziennie będę ci kupował hamburgery. Zwolnij, Reus! Będziesz gruba!

Ver: Sam obiecałeś, więc kupuj sałatki.

Mario: Jak się podoba wpis?

Ver: Jest świetny, ale brakuje mi tam jeszcze czegoś typu "jest lepsza w piłkę niż ja".

Mario: U-hu-hu, nie rozpędzaj się tak.

Kończąc rozmowę z nim, zobaczyłam, że Dominika napisała do mnie, czy będę jutro na treningu. Bez żadnych przeszkód odpisałam jej, że będę, a potem wylogowałam się ze strony i położyłam się spać.

 

W piątek po treningu, Ver poszła z Mario do McDonalda.

- Karm mnie, sługo - rozsiadła się na jednym z oparć, podczas gdy on spojrzał na nią ze zdziwieniem i się uśmiechnął.

- Rozleniwiasz się, Reus.

- Tak, wiem, że mnie kochasz - palnęła. Od razu przypomniała sobie, że nie rozmawia z Domą, ale z MARIO! - Znaczy, eee... To ja może pójdę po zamówienie.

- Okay, jeśli chcesz. - Zachichotał.

Przyniosła na tacy hamburgera, frytki i sałatkę. Postawiła ją na stole. Mario sięgnął ręką po hamburgera, ale ta spiorunowała go wzrokiem.

- Zostaw, to nie twoje! - Podała mu sałatkę. - TO jest dla ciebie.

- Sałatka?! - Obejrzał dokładnie papierową miseczkę. - Co ja królik, żeby jeść zieleninę?!

- Nie, jesteś piłkarzem. Piłkarz musi się dobrze odżywiać.

- Ale w tym są oliwki, Ver!

- Nie narzekaj, oliwki są pyszne. Zobacz. - Wzięła od niego widelec i zabrała do ust jedną z czarnych oliwek. Od razu się skrzywiła. - Prze...pyszne... ghh.

- Taaa. Daj mi lepiej frytki.

- Jedną ci mogę dać.

- Ha-ha, bardzo śmieszne, Reus.

Ostatecznie wymienili się: Ver ustąpiła i oddała mu swojego hamburgera, a sama zjadła sałatkę. Wieczorem, gdy wróciła do domu, znowu zastała swojego brata oglądającego telenowelę.

- Ile to coś ma odcinków? - zapytała, siadając obok Marco.

- Hm, nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. To dopiero dwa tysiące siedemdziesiąty drugi, więc pewnie więcej.

- Dopiero?! Byś się lepiej zajął czymś pożytecznym, a nie.

- Bo powiem Mario, że uczyłem cię triku!

- A ja Lenie, że oglądasz "Miłość w Meksyku"!

- To szantaż!

- Mówi się trudno. - Zachichotała i pobiegła na górę.

- Wychowałem w tym domu potwora - szepnął sam do siebie.

 

Po chwili jednak wróciła, gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi, a Marco nie miał ochoty, aby wstać i otworzyć. Troszkę zdziwił ją widok Leny i Mario, ale wpuściła ich do środka i zaprosiła do salonu, w którym lenił się Marco. Widziała jego zakłopotanie i zaczęła się śmiać. Jednak po chwili wszyscy usiedli na kanapie.

Ver zajęła miejsce obok Mario. Marco popatrzył na nich i znacząco uniósł brwi. Ver odpowiedziała mu tym samym.

- Co? - zapytała głośno.

- Nie, nic.

- A mam powiedzieć?

- Nie waż się! - odparł.

- Więc się odczep, co? Chodź, Mario. - Złapała przyjaciela za rękę i chciała zaprowadzić go do swojego pokoju, gdzie brat nie mógł im dogryzać swoimi podtekstami. Mario bardzo się to spodobało. - Idziemy stąd.

- Idziecie TRENOOOWAĆ? - zachichotał Marco, a Lena spiorunowała go wzrokiem.

- Może.

- Ale zamierzasz powiedzieć Mario, że ci pomagałe.... yyy... znaczy...

- MARCO! - krzyknęła Ver.

- Niechcący!

- Pomagał ci w nauce triku? - zauważył Mario i zaśmiał się. - Cwaniara z ciebie, Reus.

- O co chodzi, Marco? - wtrąciła Lena.

- Nic.

- A Marco ogląda meksykańskie telenowele! - zawołała jego siostra.

- Cicho!

- Masz na myśli "Miłość w Meksyku"? - zapytała Lena. - Uwielbiam ten serial!

- ŻE CO?! - zawołali jednocześnie Ver i Marco. - Naprawdę?!

- No tak.

- Kocham cię! - odparł Marco do Leny. - Dlaczego nie mówiłaś wcześniej?!

- Bo nie pytałeś.

- Dobra, Mario, chodźmy - pociągnęła go za sobą na schody - bo nawet tutaj już robi się telenowela...

Weszli do pokoju Ver. Po kilku minutach dziewczyna siedziała już na fotelu przy biurku i kołysała się na nim w kółko, a Mario rozsiadł się na jej łóżku i odbijał gumową piłeczkę, którą kiedyś dostała od Domy na urodziny, o drzwi.

- A więc Marco ci pomagał - zaczął.

- Tak, przyznaję, okłamałam cię. - Spuściła wzrok.

- Cwane, wiesz? Ale w naszym zakładzie nie było mowy o tym, że nie może ci nikt pomóc.

- Przestań, jakbym nie oszukiwała, ty byś wygrał.

- No tak, a wizja nagrody była niezła. Taki pocisk na facebooku jest miły, wiesz?

"Miły?" - pomyślała.

- No nie wiem - odparła. - Słuchaj, ja ci oddam wszystkie pieniądze za McDonald.

- Nie musisz. - Zaśmiał się.

- Ale chcę. Naciągnęłam cię na niezłą sumkę.

- Ale ważne, że umiesz trik.

- Boże, Mario! - zawołała. - Ja się tu przyznaję i uniżam, a ty zamiast na mnie nakrzyczeć, schlebiasz mi! Co jest, no?!

- Po prostu... - zawahał się. - Jestem dumny, mój uczniu! Nie każdy opanowuje to w dwa tygodnie.

- Tylko ci najlepsi potrafią? - powiedziała, czym wywołała uśmiech na jego twarzy.

Po jakimś czasie Mario musiał już iść, więc Ver chciała odprowadzić go do wyjścia. Schodząc po schodach, zauważyli Marco i Lenę przed telewizorem.

- Powiedz mi, Mario, że to nie jest to, o czym myślę. - Ver przewróciła oczami.

- Niestety - odparł. - Nie ma dla nich nadziei.

Para oglądała właśnie kolejny odcinek swojej ukochanej telenoweli. Ver nie mogła wytrzymać jednej osoby, a co dopiero dwóch, które to przeżywają.

Wyszła z Mario przed drzwi.

- To... - zaczął. - Będę leciał.

- OK.

- To... cześć! - Pomachał, chociaż stał tuż przed nią i chciał się odwrócić. Ona jednak zatrzymała go i pożegnała buziakiem w policzek.

- Papa - dodała.

 

We wtorek Marco przyszedł na trening. W szatni spotkał swoich przyjaciół - Mario i Roberta.

- Czy mi się wydaje, czy wszyscy już wiedzą? - Zmarszczył brwi w złowrogim grymasie, spoglądając na Mario.

- O "Miłości w Meksyku" czy... - zaczął Robert, ale Mario spiorunował go wzrokiem. - Och... To znaczy...

- Mario! - krzyknął jego przyjaciel. - Stary, jak mogłeś?! Teraz będą się ze mnie śmiać.

- Ale ja poważnie nikomu nie powiedziałem. - Uniósł ręce do góry.

Marco usiadł obok nich na ławce.

- A słyszałeś, że Pamela będzie teraz z Rico? - podłapał Robert.

- Co?! - zawołał. - Z tym wymoczkiem?! Przecież ona miała wziąć ślub z Diego! Tak długo czekałem na ten odcinek. - Schował twarz w dłonie, a Robert z toną współczucia poklepał go po plecach.

- No już, już - szepnął. - Wypłacz się.

Mario postanowił zmienić temat.

- Veronica szybko się uczy, wiesz? Nie sądziłem, że będziesz jej pomagał.

- Spokojnie, to dopiero jeden z poziomów jej cwaniactwa - odparł Marco. - Kolejne to szantaż i znęcanie psychiczne. O fizycznym już nie wspominając.

Mario zaśmiał się.

- To fakt, nos jeszcze mnie boli - odpowiedział. - Ale chyba zaryzykuję. Nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym zaprosił ją na spacer?

Marco spojrzał na Roberta porozumiewawczym wzrokiem.

- Nie, nie. - Pokiwał głową, a gdy Mario wyszedł przybili z Robertem piątkę.

- Stawiam ci pizzę, jeśli sprawisz, że będą razem.

- Tylko pizzę? - Zachichotał Marco. - Mistrzunio już i tak sprawił, że mają się ku sobie. Gdybym jej tu nie przyprowadził, to nic by z tego nie było.

 

**

 

- Lenka, ja się czuję tam jak w klatce. Taki... Taki zaszczuty! - Marco wytarł nos w chusteczkę, kładąc głowę na kolanach swojej dziewczyny.

- Ale przecież nic się stało, kochanie. - Pogłaskała go po głowie jak pieska. - Zobaczysz, pośmieją się i przestaną. Kiedyś też będziesz się z tego śmiać.

- Oni tego nie rozumieją. Nigdy nie zrozumieją tej historii.

- No tak, nie zrozumieją - dodała Lena. - Nie oglądali jej od pierwszego odcinka.

- No właśnie! - zawołał dumnie. - A ja oglądałem. Jak Mario mógł się wygadać...

- Wiesz, misiek, ja tak właściwie to muszę ci się do czegoś przyznać...

Marco podniósł się w ekspresowym tempie i wystawił ręce przed siebie.

- Nie jesteś w ciąży, prawda?! - zapytał z poważną miną.

- Co? - zdziwiła się. - Nie.

- Uff... Kontynuuj.

Złapała jego dłoń.

- No bo... Tak właściwie to ja niechcący wygadałam się przed chłopakami. Bo ucieszyłam się, że mamy kolejną wspólną pasję. Ale oni mnie podeszli, przysięgam!

Marco uśmiechnął się tylko, ale przytulił Lenę.

"Te kobiety kiedyś mnie wykończą" - pomyślał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zagubiona 24.08.2016
    Hehe, świetne. :D Miłość między Ver, a Mario rośnie. Ale i tak czekam i czekam na to kiedy ona wszystko powie :-/ 5
  • littleplayer19 24.08.2016
    :D Oj rośnie i będzie rosła :D Niebawem się wszystko wyjaśni :D
  • lea07 24.08.2016
    Hhahahahahaahahahahah, Boże nie mogę się przestać śmiać. Bokserki z mikrofali rozbiły mi system hahahahahahahahaahha. Ja nie mogę hahahahhaha. Świetny <3333. Cuuudddooooo <3333. Niestety tylko 5 :(
  • littleplayer19 24.08.2016
    Cieszę się że mogę opowiadaniem poprawić też humor :D :D :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania