Poprzednie częściDziewczyna z piłką - PROLOG

Dziewczyna z piłką - Rozdział 22

Kolejnego dnia Mario poszedł na trening. Po drodze do szatni przywitał się z chłopakami, którzy wyszli na murawę wcześniej. On szybko wparadował do pomieszczenia. Otwierając drzwi, jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Moritza.

- Cześć - odparł niechętnie, na co Moritz odpowiedział mu tym samym.

Gdy wyszedł już na boisko, drużyna się rozgrzewała. Dołączył do biegnącego na przodzie Marco.

- Nadal nie wierzę, że on tutaj jest - powiedział, odwracając się w poszukiwaniu nowego zawodnika. Minął ich z gracją maratończyka i pobiegł dalej.

- O nie - zawołał Marco. - Żaden nie będzie szybszy ode mnie.

Przyspieszył, zostawiając Mario w tyle i ścigał się z Moritzem.

- Przed wami wielki mecz - odparł trener, kiedy rozgrzewka dobiegła już końca. - Mam nadzieję, że wiecie, co to oznacza.

- No jasne, kolejne zwycięstwo - zachichotał Marco.

- Nie byłbym taki pewny, Reus. Musicie zagrać jeszcze lepiej, niż dotychczas. A ja zastanowię się nad głównym składem.

Po tych słowach poszli ćwiczyć. Mario odbijał właśnie piłkę, gdy podszedł do niego jego przyjaciel.

- Musisz mi pomóc - powiedział.

- Oho, brzmi poważnie. O co chodzi?

- Potrzebuję wybrać jakiś pierścionek. Żeby podobał się Lenie.

- Pierścionek? Czy ja dobrze słyszę? Chcesz się jej oświadczyć? Uuu.

- Tak, ale błagam, nie mów nikomu. Zrobię to po meczu.

- Tak przy tłumie?

- A czemu nie? - dodał. - To w końcu pomożesz mi wybrać ten pierścionek czy nie?

- A dlaczego nie poprosisz Ver? Lepiej się zna.

- Żartujesz? Ona się nie może dowiedzieć. Zaraz wszystko wypapla Lenie. A to ma być niespodzianka.

Zachichotali tylko i podbiegli do trenera z resztą drużyny. Wskazywał właśnie osoby, które zagrają w pierwszym składzie.

- ... również Robert, Marco i Mario.

Nie ma Moritza?

- Trenerze, a ja? - upomniał się.

- Będziesz zastępował Mario w rezerwie.

- Jasne... - Spiorunował swojego rywala wzrokiem.

Wszyscy zeszli do szatni.

 

Veronica

 

Obudziłam się. Było grubo po dziesiątej, a w domu panowała kompletna cisza. Schodząc na dół, w kuchni znalazłam od brata karteczkę z wiadomością, że brat poszedł na trening. Zrobiłam sobie śniadanie, a potem wyszykowana sama popędziłam na stadion. Droga nie zajęła mi dużo czasu i po chwili już byłam.

Trening jak trening, męczący. Trener poinformował nas o tym, że niedługo mamy ważny mecz, którego nie możemy przegrać i poda nam skład już wkrótce. Po wszystkim pożegnałam się z Domi i spojrzałam na telefon. Pomyślałam, żeby wpaść na trening do chłopaków. Wyszłam jednak z obiektu, kierując się wprost do domu.

*

 

- Dobra, nie chcesz mi pomóc, to nie.

- Marco, nie o to chodzi. - Zachichotał. - Wiadomo, że mam większy palec. A poza tym, nie noszę pierścionków.

- O to właśnie chodzi: jeśli na mnie będzie za mały, to na nią będzie OK.

- E-e nie radzę - dodał Mario. - Jeszcze ci się zaklinuje.

Marco przewrócił oczami.

- Masz rację, te zaręczyny mnie przytłaczają. Przez to wymyślam jakieś głupoty.

- Ty i bez tego wymyślasz głupoty. - Zaśmiał się jego przyjaciel.

Marco udał focha, ale sam nie wiedział, co podkorciło go do założenia pierścionka.

- Czuję się jak panna młoda! - Zaśmiał się, a potem dodał cienkim głosikiem, podsuwając Mario dłoń pod sam nos: - Ach, czyż nie piękny, kochanie?

- Zabieraj tę łapę. - Również się zaśmiał. - Ja powoli tracę w ciebie wiarę. Sprawdziłeś, to lepiej go ściągaj i schowaj. Sam mówiłeś, żeby trzymać to w tajemnicy.

- No dobraaa - westchnął i pociągnął za pierścionek. Raz. Drugi. Ani drgnął. - Eee, Mario? Mógłbyś mi pomóc?

Mario spróbował kilka razy, ale pierścionek utknął na dobre na serdecznym palcu Marco.

- I co ja teraz zrobię?!

- Cóż... Zaręczyłeś się sam ze sobą. Nie sądziłem, że kiedykolwiek sprawy zajdą aż tak daleko.

- Przestań się zgrywać i mi pomóż!

- A kto kazał ci go zakła... - nie dokończył, bo usłyszeli odgłos otwieranych drzwi. Obaj zrobili wielkie oczy. Marco natychmiast schował rękę do kieszeni i rzucił się na łóżko.

- Mam tylko nadzieję, że Ver tego nie zobaczy - dodał.

Gdy Ver weszła do pokoju, ujrzała swojego brata i jego przyjaciela.

- Nie zobaczę czego? - zapytała. - O, Mario!

- Nie zobaczysz... Nie zobaczysz... To znaczy... Mario, powiedz coś!

- Bo Marco kupił ci prezent - palnął Mario.

- Co?!

- Prezent? Z jakiej to okazji braciszku? - Uśmiechnęła się.

- No bo... Yyy... Z okazji dnia siostry! Tak, bo niedługo jest dzień siostry i pomyślałem, że...

- To miłe z twojej strony - dodała i skierowała się w stronę schodów - Mam nadzieję, że to będzie niespodzianka.

Zniknęła na piętrze.

- Dzień siostry, serio? Dzięki wielkie - burknął Marco. - Miałeś mi pomóc, a nie narażać na kolejne koszty.

- No co?

- Teraz coś wymyśl.

- Ale co ja mam niby zrobić? - Zaśmiał się. - To "Dzień Siostry", mój drogi. A obaj dobrze wiemy, że ja nie mam siostry.

- Ale masz duży problem! Zaraz, wróć: MY mamy duży problem! Muszę to zdjąć, zanim Lena zobaczy. Albo Ver!

- Czekaj, chodź - Mario zawołał go do kuchni. Marco usiadł przy szafce, a jego przyjaciel otworzył lodówkę. - Kiedyś słyszałem, że masło może pomóc. No wiesz... Smarujesz palec i pierścionek łatwo się wtedy zsuwa.

- Jasne - burknął Marco. - Daj, sam się posmaruję.

Spróbował zdjąć pierścionek jeszcze kilka razy, ale jego starania nie przyniosły żadnych efektów. Pierścionek wciąż tkwił na jego palcu.

- Wiesz - zachichotał Mario - wcale nie jest tak źle. Diamenty ci nawet pasują.

Marco spiorunował go wzrokiem.

- Możesz wrócić do jubilera - dodał jego przyjaciel. - Tam ci go zdejmą.

- ZWARIOWAŁEŚ?! - zawołał szeptem Marco. - Ta babka jeszcze sobie coś pomyśli...

- To co zamierzasz?

**

 

Następnego dnia na treningu Marco wyszedł na boisko i stanął w rzędzie obok Mario. A na dłoni z pierścionkiem miał skórzaną rękawiczkę.

- Naprawdę? - zdziwił się jego przyjaciel. - Rękawiczka? W lato?

- A masz lepszy pomysł?

- Hm pomyślmy: utnij sobie palec?

- Ale ty jesteś bezduszny.

- Reus - zawołał trener. - Czemu masz rękawiczkę?

- Bo ja... Bo ja chciałem dzisiaj zagrać jako bramkarz! - palnął.

- O mamo... - szepnął Mario pod nosem.

- Marco - dodał trener - nie możesz być bramkarzem.

- A to dlaczego?

- Bo grasz na innej pozycji.

- Trener mnie dyskryminuje. - Skrzyżował ręce na piersi.

- Przestań zachowywać się jak księżniczka i zdejmij w końcu tę rękawiczkę. Nie możesz w niej grać.

- Nie mogę jej zdjąć.

- Czemu?

- Bo ten... Bo mi będzie zimno!

- Mamy lipiec.

- Ale ja jestem zmarzłym człowiekiem.

- Jasne. - Uśmiechnął się trener. - Przypomnę ci o tym, jak będziemy gdzieś wyjeżdżać. Na przykład w tropiki. Wezmę ci kurtkę.

- Trener to jednak jest troskliwym gościem - zawołał Marco.

Po skończonym treningu Marco złapał swojego przyjaciela w drodze do szatni.

- Musisz mi pomóc się tego pozbyć! - Wskazał na pierścionek. Jego palec był spuchnięty.

- Ostrzegałem cię - dodał Mario. - Gdybyś nie był taki gruby, to by ci nie utknął.

- Ciekawe, kto tu jest gruby!

- Ehhh... Chodź. - Mario pociągnął go za sobą do szatni. Reszta drużyny zdążyła już wyjść. - Kiedyś czytałem, że można zdjąć pierścionek sznurkiem.

Wyjął sznurówkę z buta i okręcił Marco wokół palca.

- Ty umiesz czytać? - zażartował jego przyjaciel. Mario skarcił go wzrokiem.

- Za grube. Sznurówki nie zdejmą. Musimy nitką. Masz w domu?

- Chyba mam.

- Więc spróbuj okręcić sobie nitką. Wtedy powinien ci zejść.

- Sam?

- A tak trudno?

- Ver zobaczy!

Mario schował twarz w dłonie.

- Naprawdę zaczynam współczuć Lenie.

 

***

 

Po powrocie do domu Marco starał się być naprawdę cicho. Wszedł ostrożnie do kuchni, ale nigdzie na parterze nie zauważył swojej siostry. "Pewnie jest u siebie" pomyślał. Wyjął z szafki starą puszkę po ciastkach, w której były nici i igły. Kiedyś jako dziecko, gdy zobaczył taką puszkę w szafce, myślał, że są tam ciasteczka. Ale nie. Tam były igły i nici.

Zjadłby ciasteczko, ale musiał przyznać, że nitka była mu teraz bardziej potrzebna.

Żeby jakoś ustrzec się przed zostaniem przyłapanym przez swoją siostrę, wszedł do łazienki i zamknął drzwi na klucz. Głupio mu było z faktem, że poczuł się tam bardziej komfortowo, ale musial pozbyć się tego pierścionka. Inaczej nie oświadczył by się Lenie, a samemu sobie. A z takiego czegoś raczej ciężko się wytłumaczyć.

W pewnym momencie usłyszał kroki. To Ver zeszła na dół do kuchni. O nie.

- Marco, jesteś już w domu? - zawołała na widok jego torby sportowej przy wejsciu, ale nie zauważając, że wchodził.

- Tak, tak, jestem! - odparł.

Słysząc, że głos dobiega z łazienki, Ver przytaknęła i poszła do kuchni coś zjeść.

W tym samym czasie Marco postanowił wykorzystać sposób swojego przyjaciela i okręcił palec nitką. Ku jego zdziwieniu pierścionek poruszył się lekko, więc kontynuował owijanie.

Minęło dobre dwadzieścia minut, a Ver zdążyła już zjeść. Szła właśnie na górę, gdy zauważyła, że łazienka nadal jest zajęta.

- Marco, wszystko w porządku? - zapytała. - Utopiłeś się pod prysznicem hihi?

- Yyy - zawołał. - Tak, wszystko okej... Po prostu... Trochę mnie brzuch boli i rozumiesz.

- Mhm - dodała. - Pewnie znowu przeglądasz internet i straciłeś poczucie czasu.

Po tych słowach poszła na górę. Marco chwilę potem stał się jednym z najszczęśliwszych osób pod słońcem - pierścionek zgrabnie spadł z jego palca i poturlał się w stronę wanny. Schował go szybko do pudełka i ostrożnie ruszył po schodach na górę.

Wchodząc na górę po schodach Marco natknął się na swoją siostrę. Na jej widok pisknął jak mała dziewczynka i prawie wypuścił pudełko z pierścionkiem z rąk. Zdążył je złapać w ostatniej chwili i schował je za plecami.

- Co tam masz? - zapytała podejrzliwie Ver.

- Ja... Nic!

- Nie kłam. - Próbowała sięgnąć po paczuszkę, ale on zgrabnie jej się wymknął. - Ukrywasz coś. - Zmarszczyła brwi.

- Niby co?

- Nie wiem, ale się dowiem.

- To nie dla ciebie - odparł.

- A dla kogo? Dla Leny?

- Tak. Nie! Nieważne. Nic ci więcej nie powiem.

Wszedł do swojej sypialni, a Ver wciąż śledziła go wzrokiem.

- I tak się dowiem - szepnęła sama do siebie.

 

Marco chwilę po zdjęciu pierścionka zadzwonił do Mario.

- To dobrze - odparł tamten. - Najlepiej go schowaj i pilnuj, żeby się już nic nie stało. Mecz już niedługo. Lena będzie?

- Musi być! - zawołał Marco. - Zrobię wszystko, żeby była. Chcę jej już po prostu dać ten pierścionek.

Rozłączył się. Otworzył drzwi od swojego pokoju i natychmiast zauważył stojącą za nimi Ver.

- Jaki pierścionek? - zapytała ciekawsko.

- Co? - zdziwił się. - Żaden!

- Jasne, nie kłam mi tu. Dla kogo?

- Na pewno nie dla Leny. Znaczy... Podsłuchiwałaś?!

- Dla Leny?! - uśmiechnęła się. - Nic nie mówiłeś, że się jej oświadczasz! Muszę natychmiast powiedzieć o tym Domi!

- Właśnie dlatego o niczym ci nie mówię. - Zmarszczył brwi. - Nie waż się nawet komuś o tym powiedzieć! Zabiję cię, jeśli Lena się dowie. Albo gorzej: wyrzeknę się ciebie!

- Dobra, dobra, spokojnie - dodała. - Nikt się nie dowie. Ale to takie słodkie. Oooo...

Marco zaprosił do siebie Mario, żeby opowiedzieć mu o wszystkim. Siedzieli akurat przed telewizorem, gdy Ver schodziła na dół do kuchni. Wciąż fascynowała ją decyzja brata.

- Lena Reus - zawołała. - Boże, Marco, jak to super brzmi. Będę miała świetną szwagierkę!

Mario spojrzał wymownie na swojego przyjaciela.

- Nie patrz tak na mnie - odparł Marco. - Podsłuchiwała. I pewnie wszystko wygada. Boże, dlaczego ten mecz nie jest już jutro?!

- Hej, spokojnie - dodał Mario. - Lena się nie dowie. Zobaczysz, wszystko będzie okej.

 

Ver

Następnego dnia wstałam rano i wykonałam codzienną rutynę. Potem wzięłam torbę i wyszłam na trening. Myślałam o meczu, który odbędzie się za kilka dni. Jest chyba jednym z najważniejszych, więc musimy z dziewczynami dać z siebie sto procent. Z głową pełną myśli weszłam do szatni, przywitałam z dziewczynami i przebrałam się. Trening był bardzo intensywny, ale minął szybko. Jeszcze nigdy nie czułam się tak zmęczona. Na sam koniec trener kazał nam przebiec jedno okrążenie. Już chciałam ruszać, kiedy przed oczami zobaczyłam mgłę i osunęłam się na ziemię.

Straciłam przytomność.

Obudziłam się w szpitalu i nadal czułam się źle. Obraz przed moimi oczami był rozmazany, ale zaraz potem dostrzegłam Mario. Chłopak wszedł do pomieszczenia i usiadł obok mojego łóżka, dotykając mojej dłoni i całując ją. Było mi strasznie głupio, że przeze mnie musiał tutaj przyjść.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • MiętoowaMilka 20.09.2016
    Super rozdział jak zresztą zawsze
    kiedy next nie mogę się już doczekać ;) ♥♥♥ kocham to opowiadanie ** ;3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania