Leworęczni -Prolog (poprawiony)

Lord Gastner wręcz biegiem przemierzał opustoszałe korytarze twierdzy Tressport.

To prawda… – myślał.

Było już po północy i w zamku, oprócz pojedynczych strażników nie można było spotkać żywej duszy.

Ręce miał roztrzęsione. W jednej z nich trzymał latarnię, która oświetlała mu drogę, a w drugiej ściskał list. To papierowe zawiniątko kilka chwil temu odebrał od posłańca, który zbudził go z głębokiego snu.

List nosił pieczęć Perhange, miasta oddalonego od Tressport tysiące mil w kierunku północnym i, jak powiedział mu posłaniec, była to wiadomość najwyższej wagi. Nie czekając ani chwili starzec wyskoczył z łóżka i ruszył pędem to wieży Najwyższego.

To będzie długa noc...

Drzwi do komnaty Lorda Pretriana były strzeżone przez dwóch strażników ubranych w ciemnoszare, grube, ciężkie zbroje. Rozpoznali go w lekkim świetle latarni, którą trzymał w ręce.

- Bardzo ważne? – zapytał lakonicznie jeden z nich.

- Owszem – wydyszał Lord Gastner.

Strażnik kiwnął głową i otworzył przed nim drewniane drzwi, z których wylała się przyjemna, ciepła poświata.

- Najwyższy nie śpi.

Mistrz nad Listami wstąpił do pomieszczenia, wyrównując oddech. Drzwi za nim zamknięto.

Komnata Najwyższego była przestronna i wygodna. Naprzeciw drzwi znajdował się granitowy kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Po prawej pokój zmieniał się w sypialnię, odgrodzoną kolumnami, między którymi zawieszono przewiewne zasłony. Po lewej stronie natomiast, znajdowało się wielkie, ciemne, grubo ciosane biurko, pełne stert papierów i ksiąg, przy którym zwykle można było spotkać pracującego Lorda Pretriana Atrenisa.

Najwyższy siedział przy krześle pochylony nad jakimś pergaminem, trzymając w prawej ręce pióro, chwilę wcześniej zanurzone w kałamarzu.

Gdy Lord Gastner wszedł do jego komnaty władca uniósł głowę i gestem kazał mu usiąść naprzeciw siebie, a on potulnie usłuchał. Przed zajęciem miejsca położył przed władcą wiadomość.

Lord Pretrian odłożył pióro do pozłacanego kałamarza wstawionego w specjalnie wydrążone miejsce w biurku, następnie przetarł ubrudzone atramentem ręce w zmiętą szmatkę, która leżała na blacie i wziął do ręki list.

Jego twarz zasępiła się, gdy spostrzegł pieczęć Perhange.

- Czyli to prawda. – mruknął, sięgając po mały nożyk do papieru, którym otworzył kopertę.

Lord Gastner kiwnął głową w milczeniu.

- Niedobrze…

Najwyższy szybko omiótł litery, po czym podał go Gastnerowi.

List był długi, napisany kursywą, a słowa brzmiały następująco:

 

Do Najwyższych Dwurzecza Miast czternastu

 

Lordowie!

 

Jak wielu z was – najwybitniejszych wśród głów Dwurzecza – godzinami sondując losy naszej skromnej ziemi, dochodzę do wniosków, obok których nie sposób przejść mi obojętnie. Mając na względzie Waszą mądrość, którą bez wątpienia dysponujecie, zwracam się do Was z tym oto listem, w którym wychodzę od pytania:

Czym cechuje się dobry władca?

W mojej głowie rodzi się obraz człowieka opanowanego, inteligentnego, z umiejętnością chłodnej oceny sytuacji. Ale przede wszystkim atutem spostrzeżenia potrzeb własnego ludu. Ktoś, komu dane jest decydować za ogrom istnień winien być także odpowiedzialnym, mądrym i troskliwym. Nie mając na względzie własnych wygód powinien dbać, aby jego podwładnym żyło się jak najlepiej. W przykrym wypadku niepowodzenia powinien umieć – swoimi przemyślanymi działaniami – wyjść z opresji i być wstanie przyznać się do popełnionych błędów. Przy czym, w żadnym wypadku, nie odkładać problemów na inną godzinę, lub zrzucać wywiązanie się z nich komu innemu

Pokrótce podsumowując: perfekcyjny władca musi posiadać wiele cnót niezbędnych do sprawowania władzy w należyty sposób.

Wspaniałym byłoby, aby osoba posiadająca wszystkie te cechy zasiadała na każdym z tronów czternastu najwyższych miast, lecz wszyscy wiemy, że sprawa ta do prostych nie należy

Faktem jest, że nikt idealnym się nie urodził, lecz powszechnie wiadomo, iż do ideału dążyć należy. Osoba ideałowi najbliższa powinna zajmować miejsce najwyżej w hierarchii, mając pod sobą innych – tych idealnych w mniejszym stopniu.

Na Tronie Dwurzecza w Stolicy nie ma miejsca dla byle kogo. Król władający ziemiami północy, jak i południa, winien posiadać wszystkie (lub chociaż większość) cech, które wymieniłem powyżej,

Muszę jednak, z całą przykrością, stwierdzić, że tak nie jest.

Jak to się stało, że tylu znamienitych Lordów rządzi pojedynczymi miastami w wprost perfekcyjny sposób - pozbywając się problemów i wychodząc z kryzysów obronną ręką - podczas gdy nad ich głowami rządzi nieudacznik?

Mówię to głośno: Brendan V z dynastii Preyenów, obecny Król Dwurzecza, nie nadaje się na władcę nawet najmniejszej wsi. Jest to człowiek słaby i próżny, pozbawiony choćby jednego aspektu, który wcześniej przytoczyłem.

Strach powstrzymuje go przed działaniem. Boi się zaryzykować, dla dobra ogółu. Próżno u Niego szukać choć próby rozpoczęcia walki z kryzysem, który nęka wiele miast i wsi. Jest niekonsekwentny w swoich działaniach i założeniach.

Można by mu to jednak wybaczyć, jako człowiekowi, gdyby przyznał się do błędu, jako wzór honorowego zachowania. Ktoś, kto umiałby spojrzeć klarownie na daną sytuację sam oceniłby, że nie nadaje się na Króla i zrezygnowałby z Tronu.

Temu człowiekowi brak jednak honoru. Woli hańbić Dwurzecze swoimi niezrozumiałymi decyzjami, które niedługo wpędzą nas wszystkich w złe czasy - z których już tak łatwo się nie wydostaniemy - udając, że wszystko jest w znamienitym porządku.

Otóż ogłaszam: Nie jest! Trzeba więc działać!

Apeluję, do wszystkich umiejących trzeźwo myśleć, o zaprzestanie współpracy Królem i odłączenie się od sojuszu ze Stolicą.

Trzeba nam zacząć działać wspólnie! Razem więc zbudujmy opozycję, aby obalić Nieudacznika i wprowadzić nowe rządy!

Dość już nieprzemyślanych decyzji jednego człowieka, który sam nie zdaje sobie sprawy z tego co czyni! Czas powołać do życia nową władzę, złożoną z ludzi mądrych i doświadczonych. Takich, którzy będą umieli radzić sobie z problemami, dotykającymi nas wszystkich!

Wzywam zatem do przyłączenia się do mnie. Nie bójmy się tego co nastąpi, a patrzmy na pozytywy, których będzie mnóstwo.

Wiem, że jest to trudna decyzja, ponieważ czekają nas wielkie zmiany, przed którymi każdy się trwoży. Jest ona jednak potrzebna. W końcu kiedyś będzie musiała nastąpić, a im szybciej zaczniemy działać, tym prościej przyjdzie nam wyplewienie tego zła. Nie jest jeszcze mocno zakorzenione, a ludzie nie są ślepo zapatrzeni w obecną władzę zasiadającą na Tronie.

Wiem także, że niektórym tradycja zabroni dołączenie do rewolucji. Jednak pomyślcie, czym są obyczaje w kryzysie, wobec życia w ładzie i harmonii, po które wystarczy tylko wyciągnąć rękę?

 

Czas zmienić Nieudacznika i czas zmienić Dwurzecze. Zmienić na lepsze!

 

List nie miał podpisu, jednak nie był on potrzebny, było doskonale wiadomo, kto pisze.

Lord Gastner podniósł głowę i spojrzał na Lorda Pretriana. Najwyższy przecierał zarośnięty podbródek patrząc gdzieś w bok.

- I co myślisz, Panie? – zapytał odkładając list na stół.

- Myślę, że to niezła próba – przyznał Lord Pretrian – Sam przez chwilę zwątpiłem w naszego Króla… Jednak to zwykła sztuczka. Napisano w ten sposób, że każdy głupi się przekona.

Lord Gastner spojrzał na niego niepewnie.

- To mnie właśnie martwi, Panie.

Najwyższy milczeniem skwitował jego słowa.

- Sojusznicy Tronu Południa na pewno nie przystąpią do rewolucji – stwierdził po chwili Lord Pretrian.

- Wygląda na to, że misterny plan wielkich zmian z północy umrze w zarodku – starzec uśmiechnął się nerwowo.

- Nie możemy lekceważyć nikogo – Najwyższy nie podzielał jego humoru.

Lord Gastner próbował śmiechem wyrzucić ze swojej głowy straszne myśli o wojnie, które niepokoiły go już długo i które teraz okazały się prawdziwe.

– Do nas należy kolejny ruch – kontynuował władca, który wstał i zaczął

chodzić po komnacie - Trzeba rozesłać kolejne listy, zrobimy to jutro. Najwyżsi muszą być przekonani, że wszystko jest w porządku, że zapewnimy im bezpieczeństwo. Wielu zacznie się obawiać.

- I będą mieli słuszność – przytaknął.

Władca chodził po komnacie z rękami założonymi za sobą, wpatrując się w swoje stopy. Lord Gastner obserwował go obracając głowę to w jedną to w drugą stronę.

- Co myślisz, Lordzie, o tym całym Rewolucjoniście z Północy? – zapytał w końcu. Lubił znać opinię swoich doradców.

- Znaczy się… - sam nie wiedział co myśleć o tej sytuacji – może przewrócić porządek w Dwurzeczu do góry nogami…

Lord Pretrian przystanął i spojrzał na niego srogo.

- Czekam na konkrety.

Starzec wziął głęboki oddech.

- Chodzi mi o to, że sytuacja zależy od tego, czy rewolucjonista otrzyma odpowiednie poparcie. Równie dobrze wojna może w ogóle nie wybuchnąć.

- Hmm.

- Dlatego musimy działać szybko – kontynuował odnajdując swoją szansę – Przejąć inicjatywę i sprawić, by to naszą sprawę poparto.

- Jak?

Lord Gastner zawahał się.

- Myślę, że winniśmy zwrócić się do prostych ludzi – odparł powoli - zapobiegniemy buntom, a co więcej zdobędziemy ich zaufanie.

- Buntom? – zdziwił się - Kiedy ostatnio widziałeś bunt w Tressport? – zapytał srogo.

Starzec pokręcił głową.

- U nas może nie. Gospodarka tutaj ma się świetnie… Ale, jako pierwszy wasal Króla, może winniśmy zwrócić się z pomocą do ludzi z innych miast. Niech zobaczą, że Korona się o nich troszczy.

Lord Pretrian milczał przez chwilę.

- Społeczeństwo to potężna broń. Jeżeli się uprze, władca jest na przegranej pozycji. Wykorzystajmy ich na swoją korzyść.

Najwyższy kiwnął głową.

- Tak – powiedział w końcu spokojnym głosem – To dobra myśl.

Lord Gastner odetchnął z ulgą. Nie pamiętał kiedy ostatnio Lord Pretrian pochwalił czyjś pomysł.

Nagle władca zatrzymał się, odwrócił i przeszył Gastnera pytającym spojrzeniem.

- Robi się gorąco – rzekł - Nie ma co do tego wątpliwości. Mniejsza czy większa, wojna wkrótce nastąpi, a ja będę musiał prawdopodobnie bardzo się w niej przyczynić.

Starzec zmrużył oczy.

- Co masz na myśli, Panie?

- Mam na myśli to, że Król z pewnością wezwie mnie do siebie.

- To prawda, jesteśmy w końcu najsilniejszym miastem przy boku Stolicy.

Najwyższy kiwnął głową.

- Wtedy Tressport zostanie bez opieki.

- Tak – przyznał Lord Gastner – Ale to nic takiego, tymczasowy namiestnik z pewnością sobie poradzi. Jedyne pytanie to, kto mógłby nim zostać?

- Nie o to się rozchodzi – zaprzeczył ostro. Powoli podszedł do kominka wpatrując się w płomienie – Ale o Następcę Tronu.

Lord Gastner podniósł brwi.

W końcu przyszedł moment, w którym trzeba było wyjaśnić sytuację Arrina – jedynego syna Najwyższego.

- Czy mogę Ci jakoś pomóc, Panie? – zapytał ostrożnie.

- Potrzebujemy Następcy – rzucił krótko.

- Jest przecie Arrin…

Lord Pretrian pokręcił głową.

- Potrzebujemy prawdziwego Następcy. Kogoś, kogo nie będę musiał się wstydzić. Kogoś godnego tronu.

- A czy chłopiec…

- Nie – stwierdził chłodno - potrzebuję nowego syna, tym razem prawo urodzonego.

Lord Gastner przyjął to do swojej informacji. Żona Najwyższego zmarła nie dając mu syna, za to z jedną z kochanic spłodził Arrina, którego zachował przy sobie, jako jedyne przedłużenie rodu Atrenisów.

- Co z chłopcem? – zapytał Lord Gastner niepewnie, wiedząc, że wstępuje na grząski grunt. Władca nie lubił o tym rozmawiać.

- Musi zostać, jak dotychczas – odparł bez wyrazu.

- Ale…

- Jeżeli nie uda mi się spłodzić syna z prawego łoża, On zajmie miejsce na Tronie po mojej śmierci – powiedział surowo Lord Pretrian – Ród musi zostać przedłużony. Wytrzyma tę małą plamę.

- Panie – wtrącił cicho - ale czy nie lepiej byłoby przeprowadzić wówczas elekcję?

Najwyższy błyskawicznie obrócił się w jego stronę i wbił w niego wściekłe spojrzenie.

- Ród MUSI zostać przedłużony – warknął – choćby bękart miałby być kompletnym głupcem.

Starzec nie dawał za wygraną

- Może wypadałoby chłopcu o tym powiedzieć? – mówił powoli - Wprowadzić go stopniowo w prawdziwe zdarzenia. Pokazać mu co i jak.

- Nic z tych rzeczy – pokręcił głową – Nie zniósłby tego dobrze, jest zbyt słaby psychicznie.

- A może chociaż „oswoić” ludność z Następcą? – próbował dalej Gastner, który nie był zbyt przekonany do srogich sposobów wychowawczych Lorda Pretriana – kończy przecież niedługo czternaście lat, można by Go w końcu pokazać mieszkańcom.

Lord Pretrian bił się z myślami co było widać przez zmieszanie emocji na jego twarzy.

- Masz racje, Lordzie – powiedział w końcu siadając z powrotem przy biurku – Zabierzemy go na polowanie w jego urodziny. To faktycznie dobry plan, mieszczanie dawno nie widzieli Dziedzica.

- Też tak uważam – uśmiechnął się lekko Lord Gastner, zadowolony ze swoich rad.

- Ale ze ślubu nie zrezygnuje – powiedział po chwili Najwyższy.

- Ślubu?

- Dziecko z prawego łoża to mój priorytet, a do tego potrzebny jest ślub. Musimy znaleźć jakąś arystokratkę.

Lord Gastner kiwnął głową.

- Masz jakieś specjalne zachcianki, Panie?

- Ma dać mi syna – spojrzał dumnie w przestrzeń – Prawdziwego syna, którego nie musiałbym się wstydzić. Kogoś, kto miałby potencjał, aby stać się prawdziwym władcą, syna godnego bycia Dziedzicem. Kogoś, kto otrzymałby perfekcyjne wykształcenie i szkolenie, marzę tylko o tym.

- Myślę, że da się to zrobić – powiedział z lekkim uśmiechem, chociaż w głębi serca wiedział, że będzie to trudna sprawa. Wszystko zależało od płodności kobiety, którą wybiorą.

- Znakomicie.

To powiedziawszy władca wziął w dłoń pióro i zaczął zajmować się sprawami, w których przerwał mu Lord Gastner. Był to znak, że zakończyli już rozmowę i Mistrz Nad Listami mógł już opuścić jego komnatę.

Poszło szybciej niż myślałem – ucieszył się w duchu.

Wstał, podziękował, ukłonił się Najwyższemu i ruszył w stronę drzwi.

Jednak zanim opuścił komnatę przystanął.

- Panie? – jedna sprawa wydawała mu się niedokończona.

Najwyższy podniósł głowę.

- To co teraz, przed ślubem, będzie z Arrinem? Jak mamy go traktować?

Władca zmrużył oczy.

- Nie mogę ryzykować – powiedział twardo wyprostowując się na krześle - Na dzień dzisiejszy, aż do narodzin mojego drugiego syna, jest Dziedzicem. Niech więc ma się za niego ma. Martwić się będziemy, gdy narodzi się prawowity następca, a miejmy nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej.

Lord Gastner zawahał się.

- Co wtedy byłoby z Arrinem? – było to ryzykowne pytanie, jednak musiał je zadać.

Obawiał się, że Najwyższy się wścieknie, jednak twarz Lorda Pretriana przybrała chłodny wyraz. Ponownie odłożył pióro do kałamarza i spojrzał prosto w oczy Mistrza Nad Listami.

Ton w jakim odpowiedział był niezwykle zimny.

- W takim wypadku, byłby mi kompletnie obojętny .

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Angela 31.05.2015
    Jest kilka drobnych błędów, np " kończy przecież niedługo czternaste urodziny" chyba
    powinno być czternaście lat. Historia wciągająca, i ładnie napisana : ) 5
  • Angela 31.05.2015
    Jest kilka drobnych błędów, np " kończy przecież niedługo czternaste urodziny" chyba
    powinno być czternaście lat. Historia wciągająca, i ładnie napisana : ) 5
  • Galthar01 31.05.2015
    Dzięki za wytknięcie błędu. Już poprawiam :D
  • Amy 31.05.2015
    Hmm... mam mieszane uczucia. Niby mi się podoba, ale błędów jest troszkę za dużo. A może tu chodzi o styl? Sporo powtórzeń i choć każde zdanie wydaje mi się okej, to połączone razem, jakoś do siebie nie pasują. Świadczą o tym powtórzenia, o których już wspominałam. Poza tym w wielu miejscach brakuje przecinków i w ogóle jest jakoś tak... nijak. Przeczytałam Twój wpis na forum i, szczerze mówiąc, nieco się rozczarowałam. Na razie nie przeczytam kolejnego rozdziału, ale pewnie kiedyś nadrobię zaległości, bo fabuła wydaje mi się bardzo obiecująca.
  • Galthar01 31.05.2015
    Dzięki za szczere słowa, przeczytam jeszcze raz i poprawię w wolnym czasie.
    I rozczarowałaś się Prologiem, czy wpisem na forum?
  • Amy 01.06.2015
    Zdecydowanie prologiem. Nie zrozum mnie źle, bo opowiadanie mi się podoba, ale po przeczytaniu takich porad, spodziewałam się czegoś, do czego nie będę mogła się przyczepić, czegoś, co według mnie mogłoby być fragmentem powieści. To dlatego się rozczarowałam.

    Nie znam się na pisaniu, a na pewno nie potrafiłabym sformułować takich porad. Po prostu wystukuję na klawiaturze litery układające się w wyrazy i zdania, które wcześniej pojawiły się w mojej głowie, a potem je poprawiam, jeżeli coś mi nie pasuje. Chyba właśnie dlatego myślałam, że będzie to tekst, w którym nie wychwycę żadnych błędów. Teraz wiem, że nie napisałeś tych porad sam. Ale i tak są świetne. :)
  • Galthar01 01.06.2015
    Kurcze, bardzo mi przykro, że straciłem tę niepowtarzalną szansę na zrobienie pierwszego wrażenia, tym bardziej po takim odbiorze na forum. Na każdym kroku staram się podkreślić, że porady nie są moje :D Są kopiowane głównie z googla, gdzie czytam fragmenty poradników, artykułów, czy wywiadów z autorami.

    Czyli po prostu Prolog jest słaby, a co za tym idzie, trzeba go zmienić. W końcu początek to najważniejsza rzecz. Czy ktoś mógłby doradzić, jak poprawić stylistycznie ten tekst? Bardzo chciałbym, żeby było perfect :c

    Ciebie, Amy, nie zapraszam, lecz proszę - przeczytaj następny rozdział i daj drugą szansę. Myślę, że jest o wiele lepszy :)
  • J.J Leto 08.07.2015
    Opowiadanie mnie zjadło. Przytłoczyło.
    Ciężko mi się czytało. Opisy były w porządku, jednak czasami stawały się przeciągane na siłę. Dialogi masz całkiem dobre.
    Historia ciekawa, ale jakoś mnie przekonała do siebie. Czułem się sztywno związany z bohaterami.

    Moja ocena 3
  • Ronja 10.08.2015
    Nie wiem jaka była wersja pierwotna, ale ta poprawiona zdecydowanie mnie zaciekawiła :) Mam nadzieję, że uda mi się dziś lub jutro nadrobić wypuszczone dotąd rozdziały. Pod ostatnim naskrobię wrażenia z całości.
  • Galthar01 12.08.2015
    Ronja, bardzo mi miło i nie mogę się doczekać dalszych opinii :D mam nadzieję, że będą szczere

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania